środa, 15 października 2014


Szafarstwo

Wcześniej, w rozdziale dotyczącym Kazania na Górze, rozważaliśmy słowa Jezusa skierowane
do uczniów na temat szafarstwa. Powiedział, by nie gromadzili skarbów na ziemi ale w niebie.
Wykazał nie tylko głupotę ludzi, którzy inwestują w rzeczy doczesne, ale pokazał także ciemność w
ich sercach (zob. Mt 6,19-24).
Pieniądze są prawdziwym bogiem tych, którzy gromadzą ziemskie dobra, bo tacy ludzie im
służą, a one władają ich życiem. Jezus stwierdził, że nie można służyć i Bogu i pieniądzom, bo jeśli
Bóg jest naszym Panem, to jest także Panem naszych pieniędzy. Pieniądze, bardziej niż wszystko
inne, konkurują z Bogiem o ludzkie serca. Niewątpliwie dlatego Jezus uczył, iż nie możemy być
Jego uczniami, dopóki nie zrezygnujemy ze swojego mienia (zob. Łk 14,33). Uczniowie Chrystusa
nie posiadają niczego, są tylko zarządcami tego, co należy do Boga. A Bóg lubi robić ze swoimi
pieniędzmi to, co jest odbiciem Jego charakteru i co służy rozwojowi Jego Królestwa.
Jezus miał wiele do powiedzenia na temat szafarstwa, ale wydaje się, że ci, którzy uchodzą za
Jego naśladowców, często ignorują Jego słowa. Bardziej popularne jest przekręcanie tekstu Pisma,
by fabrykować współczesną „doktrynę sukcesu” w jej rozlicznych formach, od subtelnych po
nachalne. Jednak pozyskujący uczniów Boży sługa pragnie nauczać ludzi przestrzegania wszystkich
przykazań Chrystusa. Będzie zatem uczył biblijnego zarządzania przez swoje słowa oraz własny
przykład.
Rozważymy, czego Pismo Święte naucza na ten temat oraz przyjrzymy się najpowszechniejszym
przykładom fałszywej nauki na temat chrześcijańskiego dobrobytu. Nie będzie to, oczywiście,
studium wyczerpujące. Szerzej zająłem się tym w swojej książce, którą po angielsku można
przeczytać na naszej stronie internetowej (ShepherdServe.org) pod hasłem “Biblical Topics”
(Tematy biblijne), hasło szczegółowe “Jesus on Money” (Jezus a pieniądze).
Zaspokaja potrzeby
Zacznijmy od strony pozytywnej. Pamiętamy, że Paweł pod natchnieniem Ducha Świętego
napisał: „Mój Bóg… zaspokoi wszelkie wasze potrzeby według swojego bogactwa w chwale, w
Chrystusie Jezusie” (Flp 4,19). Chrześcijanie często tę obietnicę cytują i się na nią powołują, ale
jaki jest jej kontekst? Czytając go szybko odkrywamy, dlaczego Paweł był taki pewien, że Bóg
zaspokoi wszystkie potrzeby wierzących w Filippi:
Pięknie jednak postąpiliście, uczestnicząc w moich troskach. Wy, Filipianie, wiecie przecież,
że na początku głoszenia Ewangelii, gdy wyszedłem z Macedonii, żaden Kościół nie
uczestniczył w dawaniu i przyjmowaniu darów, tylko wy jedynie. I w Tesalonikach bowiem
raz i drugi zatroszczyliście się o moje potrzeby. Nie abym szukał daru, ale poszukuję owocu,
powiększającego wasze konto. Stwierdzam, że mam wszystko i to w obfitości. Jestem w pełni
zaopatrzony, gdyż otrzymałem od was przez Epafrodyta przyjemną wonność, podobającą się
Bogu. Mój Bóg natomiast zaspokoi wszelkie wasze potrzeby według swojego bogactwa w
chwale, w Chrystusie Jezusie (Flp 4,14-19).
Paweł wiedział, że Jezus faktycznie zaspokoi potrzeby Filipian, ponieważ spełnili warunek, jaki
postawił: szukali najpierw Królestwa Bożego. Dowiedli tego swymi ofiarnymi darami dla Pawła,
aby nadal mógł zakładać kościoły. Pamiętamy, że w Kazaniu na Górze Jezus powiedział:
Wasz Ojciec w niebie zna bowiem wszystkie wasze potrzeby. Szukajcie więc najpierw
Królestwa Boga i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane (Mt 6,32-33).
Widzimy więc, że ta obietnica z Flp 4,19 nie odnosi się do każdego chrześcijanina, który
powołuje się na nią. Dotyczy tylko tych, którzy najpierw szukają Bożego Królestwa.
Czego tak naprawdę potrzebujemy?
Z obietnicy Jezusa w Mt 6,32-33 możemy się nauczyć jeszcze jednej rzeczy. Czasem nie
potrafimy odróżnić potrzeb od zachcianek. Jezus zdefiniował nasze potrzeby. Powiedział: „Przecież
Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie” (BT).
Czym jest „to wszystko”, o czym Jezus mówił, że będzie dodane tym, którzy szukają najpierw
Jego Królestwa i sprawiedliwości? To jedzenie, picie i ubranie. Nikt nie może tego podważyć,
ponieważ Jezus wymienił to wszystko tuż przed wypowiedzeniem owej obietnicy (zob. Mt 6,25-
31). Jedzenie, picie i ubranie to są nasze jedyne rzeczywiste potrzeby. I tylko to posiadał Jezus oraz
wędrująca z nim gromadka uczniów.
Paweł najwyraźniej zgadzał się z tą definicją naszych potrzeb, kiedy pisał:
Wielkim zaś zyskiem jest pobożność, jeśli łączy się z poprzestaniem na tym, co konieczne.
Niczego bowiem nie przynieśliśmy na ten świat, ani też niczego nie możemy z niego zabrać.
A jeśli mamy jedzenie i ubranie, to będziemy zadowoleni. Ci, którzy dążą do bogactwa,
wpadają w pokusy i zasadzki oraz liczne nierozumne i szkodliwe pożądania, które prowadzą
ludzi do zguby i zatracenia. Korzeniem bowiem wszelkiego zła jest chciwość na pieniądze. W
pogoni za nimi niektórzy odłączyli się od wiary i zgotowali sobie liczne cierpienia (1Tm 6,6-
10).
Paweł uważał, iż z rzeczy materialnych naprawdę potrzebujemy tylko pokarmu i okrycia, inaczej
by nie powiedział, że jeżeli je mamy, powinniśmy być usatysfakcjonowani. To rzuca nieco inne
światło na obietnicę skierowaną do Filipian, iż Bóg zaspokoi wszystkie ich potrzeby! Sposób, w
jaki niektórzy kaznodzieje wyjaśniają ten werset sugeruje, jakoby było tam napisane: „Mój Bóg
zaspokoi wszystkie wasze zachcianki!” Co więcej, skoro mamy być zadowoleni już z samego
jedzenia i okrycia, to czyż nie powinniśmy być daleko bardziej wdzięczni za to, co rzeczywiście
posiadamy? Przecież większość z nas ma więcej niż tylko jedzenie i okrycie.
Niezadowolenie
Nasz problem polega na tym, że sądzimy, iż tak naprawdę potrzebujemy o wiele więcej.
Pomyślmy: kiedy Bóg stworzył Adama i Ewę, nie posiadali oni niczego, a jednak żyli w raju.
Najwyraźniej nie było Bożym zamiarem, żebyśmy swoje szczęście czerpali z gromadzenia rzeczy
materialnych. Czy kiedykolwiek pomyśleliśmy, że Jezus nigdy nie odkręcił kranu ani nie stał pod
prysznicem? Nie prał ubrania w pralce i nigdy nie otworzył drzwi lodówki. Nie jechał ani
samochodem, ani nawet rowerem. Nie słuchał radia, nie rozmawiał przez telefon, nie gotował
posiłku w kuchence mikrofalowej, ani nie przemawiał przez głośniki. Nie oglądał wideo ani
telewizji, nie włączył lampy elektrycznej i nie korzystał z klimatyzacji czy dmuchawy elektrycznej.
Nie posiadał zegarka i nie miał szafy pełnej ubrań. Jak mógł być szczęśliwy?
W Stanach Zjednoczonych (a może i w twoim kraju) jesteśmy bombardowani reklamami
pokazującymi ludzi, którzy są szczęśliwi, bo posiadają nowe przedmioty. Nieustannie jesteśmy
poddawani praniu mózgów (a raczej „zaśmiecaniu mózgów”). Mamy myśleć, że szczęście się
bierze z nabywania coraz większej ilości rzeczy. A tymczasem obojętnie, ile zgromadzimy, nigdy
nie jesteśmy zadowoleni. Jezus to nazwał „ułudą bogactwa” (Mt 13,22). Materializm obiecuje
szczęście, ale rzadko dotrzymuje obietnicy. Kiedy dołączamy do tej szalonej pogoni świata za
rzeczami materialnymi, stajemy się bałwochwalcami, niewolnikami mamony, którzy zapominają o
Bogu i Jego najważniejszych przykazaniach, by Jego kochać całym sercem, zaś bliźniego jak siebie
samego. Przed czymś takim Bóg ostrzegał Izrael:
Strzeż się, byś nie zapomniał o Panu, Bogu twoim, lekceważąc przestrzeganie jego nakazów,
poleceń i praw, które ja ci dzisiaj daję. A gdy się najesz i nasycisz, zbudujesz sobie piękne
domy i w nich zamieszkasz; gdy ci się rozmnoży bydło i owce, obfitować będziesz w srebro i
złoto, i gdy wzrosną twe dobra – niech się twe serce nie unosi pychą, nie zapominaj o Panu,
Bogu twoim, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli (Pwt 8,11-14).
Podobnie Jezus ostrzega, iż „ułuda bogactwa” może zagłuszyć duchowe życie człowieka
wierzącego, jeśli pozwoli on sobie na odwrócenie uwagi od spraw najważniejszych (zob. Mt
13,7.22). Paweł podkreśla, iż „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość na pieniądze”, i dodaje, że
„w pogoni za nimi niektórzy odłączyli się od wiary i zgotowali sobie liczne cierpienia” (1Tm 6,10).
Autor Listu do Hebrajczyków napomina: „Nie bądźcie chciwi na pieniądze, bądźcie zadowoleni z
tego, co posiadacie. Sam Bóg bowiem powiedział: Nie porzucę cię ani nie opuszczę” (13,5). To
tylko niektóre biblijne ostrzeżenia dotyczące niebezpieczeństwa bogacenia się.
Kiedy pieniądze są Panem
Nie ma chyba lepszego barometru wskazującego na poziom więzi z Bogiem, niż nasze
odnoszenie się do pieniędzy. Pieniądze – czas i środki, jakie wykorzystujemy na ich zdobycie, oraz
to, co potem z nimi robimy – wiele mówią o naszym życiu duchowym. Pieniądze, te posiadane, i te
nie posiadane, są większym źródłem pokus niż cokolwiek innego. Mogą łatwo zająć miejsce
należne dwom największym przykazaniom, stając się dla nas bogiem ponad Boga jedynego, i mogą
nas mamić, by kochać siebie bardziej niż bliźniego. Z drugiej strony, pieniądze można wykorzystać,
aby dowieść naszej miłości do Boga oraz bliźniego.
Jezus opowiedział kiedyś przypowieść o człowieku, który pozwolił pieniądzom a nie Bogu
rządzić jego życiem:
Pewnemu zamożnemu człowiekowi pole wydało obfity plon. Rozważał więc: Co tu zrobić?
Gdzie ja pomieszczę swoje zbiory? W końcu powiedział: Tak uczynię: Zburzę moje
spichlerze, a pobuduję większe i w nich zgromadzę całe moje zboże i dobra. I powiem sobie:
Masz wielkie bogactwa złożone na wiele lat, odpoczywaj, jedz, pij i wesel się. Ale Bóg
oznajmił mu: Głupcze, tej nocy zażądają od ciebie twojej duszy! Czyje więc będzie to, co
zgromadziłeś? Tak będzie z każdym, kto gromadzi sobie skarby dla siebie, a nie jest bogaty
przed Bogiem (Łk 12,16-21).
Jezus przedstawił tego człowieka jako głupca. Choć został pobłogosławiony zdrowiem oraz
urodzajną ziemią i znał się na rolnictwie, to jednak nie znał Boga. Inaczej nie przeznaczyłby
nadmiaru dobytku na to, by się oddać samolubnemu życiu w przyjemności i wygodzie. Pytałby
raczej Boga, co ma zrobić ze swym błogosławieństwem wiedząc, że sam jest tylko Jego zarządcą.
Bóg, oczywiście, chciałby, aby podzielił się swoją obfitością dóbr oraz pracował dalej, żeby nadal
dzielić się z innymi. Inną alternatywą byłoby porzucić rolnictwo i poświęcić się jakiejś służbie,
wykonując ją bez wsparcia z zewnątrz, o ile Bóg by go do tego powołał.
Bogaty rolnik w przypowieści Jezusa popełnił poważny błąd w przewidywaniu daty swojej
śmierci. Przypuszczał, że pozostaje mu jeszcze wiele lat, podczas gdy wieczność oczekiwała go za
parę godzin. Morał jest jasny: Każdego dnia żyjmy tak, jakby to był nasz ostatni dzień na ziemi.
Bądźmy zawsze gotowi stanąć przed Bogiem, by zdać sprawę ze swojego życia.
Dwa punkty widzenia
Jakże różni się Boża perspektywa od ludzkiej! Ów bogacz był obiektem zazdrości większości
ludzi, którzy go znali, Bóg natomiast go żałował. W oczach ludzi był bogaty, w oczach Boga
biedny. Mógł zgromadzić skarby w niebie, te miałby na wieczność, wolał jednak gromadzić je na
ziemi, co nie dało mu żadnej korzyści w chwili śmierci. W świetle nauki Jezusa na temat ludzi
chciwych, nie wydaje się, by ten bogacz trafił do nieba.
Z przypowieści tej powinniśmy zapamiętać, że wszystko, co posiadamy, jest darem od Boga, a
On oczekuje, byśmy byli Jego wiernymi zarządcami. Dotyczy to nie tylko ludzi bogatych, ale
każdego, kto przykłada zbyt dużą wagę do rzeczy materialnych. Jezus jasno o tym mówi swoim
uczniom w dalszej części tego urywka:
Powiedział też do swoich uczniów: Dlatego mówię wam: Nie martwcie się o życie, co
będziecie jeść ani o ciało, w co się ubierzecie. Czy życie nie znaczy więcej niż jedzenie, a
ciało niż ubranie? Zwróćcie uwagę na kruki. Nie sieją ani nie zbierają plonów, nie mają
spichlerza ani składnicy, a jednak Bóg je żywi. O ileż więcej jesteście warci niż ptaki. Któż z
was przez troskliwe zabieganie może choćby trochę przedłużyć własne życie? Jeżeli więc
najmniejszej rzeczy nie potraficie wykonać, dlaczego troszczycie się o pozostałe? Zwróćcie
uwagę na lilie, jak wzrastają. Nie pracują ani nie przędą, a mówię wam, że nawet Salomon w
całej swojej chwale nie był tak ubrany, jak jedna z nich. Jeśli więc roślinę na polu, która dziś
jest, a jutro zostanie wrzucona do pieca, Bóg tak przyodziewa, o ileż więcej was, ludzi małej
wiary. Nie szukajcie więc tego, co będziecie jedli i co będziecie pili. Nie martwcie się o to.
Tego bowiem wszystkiego szukają ludzie tego świata. Wasz Ojciec zaś wie, czego
potrzebujecie. Szukajcie raczej Jego Królestwa, a wszystko inne będzie wam dodane. Nie bój
się, mała trzódko, gdyż spodobało się waszemu Ojcu dać wam Królestwo.
Sprzedajcie wasze majętności i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją,
skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie wkrada ani mól nie niszczy. Gdzie
bowiem jest wasz skarb, tam będzie i wasze serce (Łk 12,22-34).
Jakże te słowa Jezusa kontrastują z nauką współczesnych „kaznodziei sukcesu”! Głoszą nam, że
Bóg chce, byśmy mieli więcej, Jezus natomiast kazał uczniom sprzedać swoje majętności i oddać
potrzebującym! Wytknął głupotę tych, którzy przywiązują swoje serca do skarbów gromadzonych
na ziemi, gdzie są skazane na zniszczenie.
Zauważmy, że lekcję o bogatym głupcu Jezus skierował do tych, którzy mieli tak mało, że
troszczyli się jedynie o jedzenie i ubranie. Przejmowanie się takimi rzeczami zdradza, że skupiamy
się na tym, co niewłaściwe. Jeśli ufamy naszemu Ojcu tak, jak powinniśmy, nie będziemy się
martwić. A takie nastawienie, pozbawione troski, pozwala nam skupiać się na budowaniu Bożego
Królestwa.
Przykład Chrystusa
Jezus miał jeszcze wiele innych rzeczy do powiedzenia na temat pieniędzy. Uczył jednak przede
wszystkim przykładem swego życia, jak to powinien czynić każdy pozyskujący uczniów Boży
sługa. Głosił to, co praktykował. A jak Jezus żył?
Nie gromadził ziemskich bogactw, choć mógł wykorzystywać swoją pozycję i stać się bardzo
bogatym. Wielu utalentowanych kaznodziejów jest w błędzie przypuszczając, że skoro na cele ich
służby wpływa dużo pieniędzy, Bóg chce, żeby i oni sami byli zamożni. Jezus nie używał swego
namaszczenia dla osobistego zysku. Darowane pieniądze wykorzystywał do pozyskiwania uczniów.
Sam zaspokajał potrzeby swojej wędrownej gromadki, którą szkolił w uczniostwie.1 W naszych
czasach młodzi uczniowie najczęściej sami muszą płacić za słuchanie wykładów starszych
duchownych w szkołach biblijnych. A Jezus ustanowił wzorzec wręcz przeciwny!
Jezus prowadził też życie oparte na zaufaniu. Wierzył, że Ojciec zatroszczy się o wszystkie
potrzeby i będzie Go błogosławił, aby z kolei On sam mógł się troszczyć o potrzeby innych.
Czasem zapraszano Go na przyjęcia, a kiedy indziej żywił się ziarnami z kłosów polnych (zob. Łk
6,1).
Co najmniej dwukrotnie nakarmił tysiące ludzi, którzy przyszli Go słuchać. Jakże to odmienne
od współczesnych konferencji chrześcijańskich, gdzie aby posłuchać mówcy, musimy zapłacić za
wejście! Moja organizacja misyjna jest nierzadko wyśmiewana za „płacenie ludziom, by nas
słuchali”, ponieważ na naszych konferencjach pastorskich uczestników karmimy za darmo. W
istocie tylko powielamy model Jezusa.
Jezus troszczył się również o ubogich, członkowie Jego grupki nosili mieszek z pieniędzmi, z
którego rozdawano potrzebującym. Jałmużna dla ubogich była tak regularnym elementem służby
Jezusa, że kiedy podczas Ostatniej Wieczerzy kazał Judaszowi działać szybko, gdy ten odchodził od
stołu, uczniowie przypuszczali, iż idzie albo dokupić żywności albo zanieść pieniądze ubogim (zob.
J 13,27-30).
Jezus prawdziwie miłował bliźniego jak samego siebie, dlatego prowadził proste życie i dzielił
się z innymi. Nie musiał się kajać słuchając kazania Jana Chrzciciela: „Kto ma dwie koszule, niech
się podzieli z tym, który nie ma” (Łk 3,11). Jezus miał tylko jedną. Jednak niektórzy głosiciele
sukcesu chcą nas przekonać, że Jezus był bogaty, gdyż miał tunikę całą tkaną, bez szwów (zob. J
19,23), którą rzekomo nosili pod płaszczem tylko ludzie zamożni. Zadziwiające, ileż znaczeń
można przypisać tekstowi biblijnemu, jeśli się chce udowodnić coś, co jest sprzeczne z licznymi
innymi tekstami! Zupełnie dobrze można by wysnuć równie absurdalny wniosek, że Jezus starał się
ukryć swoją zamożność, ponieważ nie nosił też zewnętrznego okrycia bez szwów.
Jezus jeszcze więcej miał do powiedzenia na temat pieniędzy, ale nie mamy tu miejsca, by
wszystko rozważać. Przyjrzyjmy się jednak kilku innym popularnym twierdzeniom współczesnych
kaznodziejów sukcesu, którzy sprytnie potrafią przekręcać Pismo i zwodzić naiwnych.
„Bóg uczynił Salomona bogatym”
To uzasadnienie stosuje wielu głosicieli sukcesu, by kamuflować swoją zachłanność. Nie
pamiętają, że Bóg dał Salomonowi bogactwo z określonego powodu. A mianowicie, kiedy Bóg
obiecał, że spełni każdą jego prośbę, Salomon poprosił o mądrość, by umiał rządzić ludem. Bogu
tak się spodobało, iż król nie prosił o bogactwo, że wraz z mądrością dał mu też majętności.
Salomon nie używał jednak otrzymanej mądrości tak, jak Bóg chciał, i w efekcie stał się
najgłupszym człowiekiem, jaki żył na ziemi. Gdyby naprawdę był mądry, baczyłby na to, co Bóg
powiedział w Prawie do Izraela na długo przed jego urodzeniem:
Gdy wejdziesz do kraju, który ci daje Pan, Bóg twój, gdy go posiądziesz i w nim zamieszkasz,
jeśli powiesz sobie: Chcę ustanowić króla nad sobą, jak mają wszystkie okoliczne narody,
tego tylko ustanowisz królem, kogo sobie Pan, Bóg twój wybierze spośród twych braci – tego
1. Głosiciele sukcesu często przytaczają ten fakt, aby dowieść, że służbę Jezusa charakteryzowało materialne
powodzenie. Niewątpliwie Bóg zaspokajał potrzeby Jezusa, aby ten mógł wypełnić swą misję. Ale różnica pomiędzy
Jezusem a kaznodziejami sukcesu polega na tym, że On nie był samolubny i pieniędzy przeznaczonych na prowadzenie
służby nie wykorzystywał dla osobistego bogacenia się.
uczynisz królem. Nie możesz ogłosić królem nad sobą kogoś obcego, kto nie byłby twoim
bratem. Tylko nie będzie on nabywał wielu koni i nie zaprowadzi ludu do Egiptu, aby mieć
wiele koni. Powiedział bowiem nam Pan: Tą drogą nigdy wracać nie będziecie. Nie będzie
miał zbyt wielu żon, aby nie odwróciło się jego serce. Nie będzie gromadził wielkiej ilości
złota i srebra (Pwt 17,14-17).
Oto kolejny urywek, który kaznodzieje sukcesu zawsze pomijają, wzorem Salomona, który też
go zignorował ku własnej zgubie. I tak jak on, również stają się bałwochwalcami. Pamiętamy, że
wiele jego żon sprowadziło serce Salomona na manowce, by oddawał cześć bożkom. Mógł sobie na
te żony pozwolić dzięki sprzeniewierzeniu swego bogactwa.
Bóg chciał, aby Salomon wykorzystał otrzymane od Niego bogactwo, by ubogacać bliźniego,
miłować go jak siebie samego. Lecz on się nim posłużył, by zaspokoić miłość własną. Pomnażał dla
siebie złoto, srebro, konie i żony, co było otwartym nieposłuszeństwem Bożemu przykazaniu. W
końcu miał siedemset żon i trzysta konkubin, skutecznie ograbiając tysiąc mężczyzn z
potencjalnych małżonek. Zamiast pomagać ubogim, dogadzał sobie. To bardzo dziwne, że
propagatorzy sukcesu, niepomni na samolubstwo i nieposkromione bałwochwalstwo Salomona,
wynoszą go jako wzorzec dla każdego nowotestamentowego chrześcijanina. Czyż naszym celem
nie jest stać się podobnymi do Chrystusa?
„Bóg wzbogacił Abrahama, a błogosławieństwa Abrahama są obiecane i nam”
Ten pogląd został sfabrykowany na podstawie słów Pawła. Zacytuję ten często przekręcany
werset w jego kontekście:
Pismo zaś przewidując, że Bóg usprawiedliwi pogan z wiary, dało Abrahamowi tę radosną
nowinę: W tobie będą błogosławione wszystkie narody. Tak też ci, którzy polegają na wierze, są
błogosławieni z wierzącym Abrahamem.
Wszyscy natomiast, którzy polegają na uczynkach Prawa, są przeklęci. Jest bowiem napisane:
Przeklęty każdy, kto nie zachowuje wszystkich przepisów, jak nakazuje Księga Prawa. To, że
nikt w Prawie nie doznaje usprawiedliwienia u Boga jest oczywiste, gdyż sprawiedliwy z
wiary będzie żył. Prawo zaś nie pochodzi z wiary, lecz ten, kto wypełnił jego przepisy, przez
nie będzie żył. Chrystus wykupił nas od przekleństwa Prawa, gdyż stał się za nas
przekleństwem, jak napisano: Przeklęty każdy, kto wisi na drzewie, aby błogosławieństwo
Abrahama stało się w Chrystusie Jezusie udziałem pogan, abyśmy przez wiarę otrzymali
obietnicę – Ducha (Ga 3,8-14).
Błogosławieństwo, o którym Paweł napisał w wersecie 14, było obietnicą dla Abrahama, że Bóg
będzie w nim błogosławił wszystkie narody (co Paweł cytuje w w. 8), a dokładniej w pojedynczym
potomku Abrahama, Jezusie, co Paweł wyjaśnia nieco dalej (Ga 3,16). Zgodnie z tym, co
przeczytaliśmy, Jezus zapewnił to obiecane błogosławieństwo wszystkim narodom, sam będąc
przeklęty przez Boga, gdy umierał za grzechy świata na krzyżu. Zatem „błogosławieństwo
Abrahama będące udziałem pogan” nie polega na tym, że Bóg czyni pogan materialnie tak
bogatymi jak Abraham. Boża obietnica dana Abrahamowi zasadza się na tym, że w jego potomstwie
będą błogosławione narody pogańskie – co się spełniło w Jezusie, dzięki Jego śmierci na krzyżu
również i za nich. (Naczelną myślą Pawła jest to, iż poganie mogą zostać zbawieni dzięki wierze w
Jezusa, tak samo jak Żydzi.)
Inny przekręt
Oto inna doktryna, którą propagatorzy sukcesu chcą uzasadnić, interpretując ten sam urywek w
inny sposób. Powiadają, że ponieważ Prawo zapowiedziało przekleństwo ubóstwa tym, którzy go
nie przestrzegają (zob. Pwt 28,30-31.33.38-40.47-48.51.68), a Paweł w Ga 3,13 napisał: „Chrystus
wykupił nas od przekleństwa Prawa”, to my, którzy jesteśmy w Chrystusie, zostaliśmy wykupieni
od przekleństwa ubóstwa.
Po pierwsze, można dyskutować, czy Pawłowi chodziło o konkretne przekleństwa z Pwt 28,
kiedy pisał o „przekleństwie Prawa”, od którego Chrystus nas wykupił. Zauważmy, że apostoł nie
powiedział, iż Chrystus wykupił nas od przekleństw (liczba mnoga) Prawa, tylko od pojedynczego
„przekleństwa” Prawa, przypuszczalnie sugerując, że całe Prawo było przekleństwem dla tych,
którzy usiłowali znaleźć zbawienie przestrzegając go. Jako odkupieni przez Chrystusa, nie
popełniamy już błędu i nie staramy się zaskarbić sobie zbawienia przestrzeganiem Prawa. A zatem
w tym sensie jesteśmy „wykupieni od przekleństwa Prawa”.
Gdyby Paweł rzeczywiście mówił, iż Chrystus wykupił nas od każdego nieszczęścia
wymienionego w Pwt 28, gwarantując nam w ten sposób powodzenie materialne, należałoby się
zastanowić, dlaczego kiedyś napisał o sobie: „Aż dotąd cierpimy głód i pragnienie, jesteśmy nadzy,
policzkowani i bez stałego miejsca zamieszkania” (1Kor 4,11). Także inne jego słowa wzbudzałyby
zastanowienie:
Kto nas odłączy od miłości Chrystusa? Czy utrapienie, ucisk, prześladowanie, głód, nagość,
niebezpieczeństwo lub miecz? Jak jest napisane:
Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce na rzeź przeznaczone
(Rz 8,35-36).
Oczywiście, tych słów nigdy by nie napisał, gdyby wszyscy chrześcijanie byli wolni od
znoszenia prześladowań, głodu, nagości, niebezpieczeństw lub miecza dzięki temu, że Chrystus nas
wykupił od przekleństwa Prawa.
Trzeba by się też zastanowić, dlaczego Jezus przepowiedział następującą scenę w niebie:
Wtedy Król powie do tych po prawej stronie: Zbliżcie się, błogosławieni Mojego Ojca,
weźcie w posiadanie Królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Ponieważ byłem
głodny i daliście Mi jeść, byłem spragniony i daliście Mi pić, byłem tułaczem i przyjęliście
Mnie, byłem nagi i ubraliście Mnie, byłem chory i odwiedziliście mnie, byłem w więzieniu i
przyszliście do Mnie. Wówczas odpowiedzą sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Ciebie
głodnego i nakarmiliśmy albo spragnionego i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Ciebie jako
tułacza i przyjęliśmy albo nagiego i ubraliśmy? Kiedy widzieliśmy Cię chorego albo w
więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? Na to Król im odpowie: Zapewniam was, to, co
uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnie uczyniliście (Mt 25,24-40).
Nie ma zatem wątpliwości, iż niektórzy wierzący, „wykupieni od przekleństwa Prawa” znajdą się
w mało sprzyjających okolicznościach. Zauważmy jednak, że w trudnościach, jakie Jezus opisał,
Bóg zaspokoił potrzeby cierpiących wierzących. Uczynił to za pośrednictwem tych wierzących,
którym zbywało. Zawsze możemy liczyć na to, że Bóg zaspokoi nasze potrzeby, nawet jeśli
chwilowo sytuacja wygląda inaczej.
Wreszcie, owi wyznawcy sukcesu, którzy chcą być bogaci jak Abraham, powinni się zastanowić,
czy chcą przez całe życie mieszkać tak jak on w namiocie bez prądu i bieżącej wody! W Starym
Testamencie, ci których Bóg błogosławił bogactwem, mieli go używać dla chwały Bożej, dzieląc
się obfitością dóbr i utrzymując innych. Abraham to robił, zatrudniał setki ludzi, co zaspokajało ich
potrzeby (zob. Rdz 14,14). Robił to także Hiob, używał swego bogactwa, by się troszczyć o wdowy
i sieroty (Hi 29,12-13; 31,16-22). Osoby zdolne do prowadzenia biznesu powinny się starać, aby
ich głównym celem było posłuszeństwo Bogu oraz miłowanie bliźniego jak samego siebie.
„Biblia mówi, że Jezus stał się ubogi, abyśmy stali się bogaci”
Faktycznie tak jest napisane:
Znacie przecież łaskę naszego Pana Jezusa Chrystusa: dla was stał się ubogim, będąc bogaty,
abyście się ubogacili Jego ubóstwem” (2Kor 8,9).
W oparciu o ten werset argumentuje się, że skoro Jezus był w niebie materialnie bogaty, a na
ziemi stał się materialnie ubogi, to Paweł pisząc, że jego czytelnicy mogą stać się bogaci dzięki
ubóstwu Chrystusa musiał mieć na myśli bogactwo materialne. I skoro w pierwszej części wersetu
Paweł mówił o bogactwie i ubóstwie materialnym, to w jego drugiej części nie mógłby mieć na
myśli bogactwa duchowego.
Jeśli jednak Pawłowi rzeczywiście chodziło o nasze materialne bogacenie się dzięki ubóstwu
Chrystusa, to dlaczego nieco dalej w tym samym Liście napisał:
… w pracy i w trudzie, w częstych czuwaniach, w głodzie i w pragnieniu, w licznych postach,
w zimnie i nagości… (2Kor 11,27).
Gdyby w 2Kor 8,9 Pawłowi chodziło o to, że Chrystus po to stał się materialnie ubogi, abyśmy
mogli się stać materialnie bogaci, to zamiar Chrystusa na pewno nie zrealizował się w życiu Pawła!
A zatem Pawłowi nie chodziło o to, że Chrystus stał się materialnie ubogi, abyśmy tu na ziemi
mogli się stać materialnie bogaci. Chciał powiedzieć, że staniemy się bogatymi duchowo, będziemy
„bogaci przed Bogiem”, żeby się posłużyć określeniem Jezusa (zob. Łk 12,21), a także bogaci w
niebie, gdzie jest nasz skarb i nasze serce.
Czy można przypuszczać, że Paweł mówiąc o bogactwie materialnym w jednej części zdania, w
drugiej nie mógł mówić o bogactwie duchowym, jak utrzymują głosiciele sukcesu? Rozważmy
następujące słowa Jezusa, skierowane do Jego naśladowców w Smyrnie:
Znam twój ucisk i ubóstwo, ale ty jesteś bogaty… (Ap 2,9a).
Jezus wyraźnie mówił o materialnym ubóstwie wierzących w Smyrnie, a zaraz w następnych
słowach wypowiedział się na temat duchowego bogactwa tych samych wierzących.
„Jezus obiecał stokrotny zwrot za naszą ofiarność”
Istotnie, Jezus obiecał stokrotny zwrot tym, którzy ponoszą pewne ofiary. Przeczytajmy, co
dokładnie powiedział:
Zapewniam was, kto ze względu na mnie i na Ewangelię opuścił, dom, braci, siostry, matkę,
ojca, dzieci lub pola, otrzyma już teraz, w tym czasie, stokrotnie więcej domów, braci, sióstr,
ojców, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a w przyszłości życie wieczne (Mk 10,29-
30).
Zauważmy, że ta obietnica nie dotyczy tych, którzy dają pieniądze kaznodziejom, co często
twierdzą propagatorzy sukcesu. Jest to raczej obietnica dla tych, którzy opuszczają swoje domy,
gospodarstwa i krewnych, aby iść i głosić ewangelię. Takim ludziom Jezus obiecał „stokrotnie
więcej teraz, w tym czasie”.
Ale czy obiecał im, że dosłownie staną się właścicielami stu domów lub farm, jak utrzymują
niektórzy wyznawcy „ewangelii sukcesu”? Nie, tak samo jak nie obiecał, że będą mieć sto
dosłownych matek i dzieci. Jezus mówił tylko, że ci, którzy opuszczają swoje domy i rodziny,
spotkają współbraci, którzy otworzą przed nimi swoje domy i przyjmą jak członków własnej
rodziny.
Zauważmy, że Jezus obiecał też takim ludziom oprócz wiecznego życia, także prześladowanie.
To przypomina o kontekście tego wersetu, mówiącym o tym, jak uczniowie patrzyli na bogatego
młodzieńca, który odszedł ze smutkiem, słysząc słowa Jezusa: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść
przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Boga” (Mk 10,25).
Stwierdzenie Jezusa zaszokowało uczniów i kazało im zastanowić się nad własnymi szansami
wejścia do Bożego Królestwa. Przypomnieli Jezusowi, co porzucili, aby pójść za Nim. Wówczas
Jezus dał im ową „stukrotną” obietnicę.
Wobec powyższego trudno uwierzyć, że jakiś głosiciel sukcesu zechce nas przekonać, iż Jezus
obiecywał dosłowny stukrotny zwrot materialny, dzięki któremu nagle staniemy się niewiarygodnie
bogaci, jeśli się weźmie pod uwagę, że kilka sekund wcześniej Jezus kazał bogatemu
młodzieńcowi, szukającemu wiecznego życia, wszystko sprzedać, a uzyskane pieniądze dać
potrzebującym!
Kaznodzieje sukcesu przekręcają wiele innych tekstów biblijnych, ale w tej książce nie ma
miejsca, aby je wszystkie rozważyć. Uważajmy!
Maksyma warta zapamiętania
John Wesley, założyciel ruchu metodystycznego w Kościele Anglikańskim, ukuł wspaniałą
maksymę dotyczącą właściwego spojrzenia na pieniądze. Brzmi ona: „Zarabiaj, ile możesz;
oszczędzaj, ile możesz; dawaj, ile możesz.”
To znaczy, że chrześcijanie najpierw powinni ciężko pracować. Mają używać dane im przez
Boga zdolności oraz sposobności zarabiania pieniędzy, bacząc jednak, by robić to uczciwie, bez
naruszania jakichkolwiek przykazań Chrystusa.
Po drugie, powinni żyć skromnie i prosto, wydając na siebie jak najmniej, co pozwoli im
„oszczędzać, ile mogą”.
I wreszcie, kiedy spełnią pierwsze dwie wskazówki, powinni zacząć „dawać, ile mogą”, nie
ograniczając się do dziesięciny. Mają zaprzeć się samych siebie, aby wdowy i sieroty zostały
nakarmione, a ewangelia była głoszona na całym świecie.
Pierwszy Kościół z pewnością praktykował takie szafarstwo, a dzielenie się z potrzebującymi ze
swojego grona było normalną cechą nowotestamentowego życia. Pierwsi wierzący poważnie
traktowali nakaz Jezusa: „Sprzedajcie wasze majętności i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy,
które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie wkrada ani mól nie
niszczy” (Łk 12,22-34). Oto co Łukasz pisze o pierwszym Kościele:
Wszyscy, którzy uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i
dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby… Jedno serce i jeden duch ożywiały
wszystkich wierzących. Nikt nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli
wspólne… Towarzyszyła im bowiem wielka łaska. Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo
właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze uzyskane ze sprzedaży i
kładli u stóp apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby (Dz 2,44-45; 4,32-35).
Biblia mówi też jasno, że pierwszy Kościół karmił i zaspokajał pilne potrzeby ubogich wdów
(zob. Dz 6,1; 1Tm 5,3-10).
Paweł, największy apostoł w dziejach Kościoła, wysłany przez Boga do niesienia ewangelii
poganom, autor przeważającej części nowotestamentowych Listów, uważał zaspokajanie
materialnych potrzeb ubogich za istotny element swojej służby. W założonych przez siebie
kościołach zbierał duże sumy pieniędzy na biednych chrześcijan (zob. Dz 11,27-30; 24,17; Rz
15,25-28; 1Kor 16,1-4; 2Kor 8-9; Ga 2,10). Siedemnaście lat po swym nawróceniu Paweł udał się
do Jerozolimy, aby ewangelię, którą głosił, poddać ocenie Piotra, Jakuba i Jana. Żaden z nich nie
dopatrzył się niczego niewłaściwego w przesłaniu, jakie głosił, i kiedy Paweł wspominał o tym w
Liście do Galatów, napisał: „Tylko o ubogich mieliśmy pamiętać, co też gorliwie starałem się
czynić” (Ga 2,10). Według Piotra, Jakuba i Jana okazywanie współczucia biednym ważnością
ustępowało jedynie głoszeniu ewangelii.
Podsumowanie
Najlepsza rada w tej materii dla pozyskujących uczniów Bożych sług pochodzi od apostoła
Pawła. Ostrzegł Tymoteusza, iż „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość na pieniądze” i
powiedział, że „w pogoni za nimi niektórzy odłączyli się od wiary i zgotowali sobie liczne
cierpienia”. Po czym go wezwał:
Ty zaś, o człowieku Boży, tego unikaj. Zabiegaj natomiast o sprawiedliwość, pobożność,
wiarę, miłość, wytrwałość, łagodność (1Tm 6,11).

Brak komentarzy: