sobota, 8 listopada 2014

Człowiek, który minął się z Chrystusem!
(The Man Who Missed Christ!)
Moje dokumenty + Indeks polskich kazań + Kaplica + Subscribe + Copyright
By David Wilkerson
(bez daty)
__________
Chcę wam pokazać najtragiczniejszego człowieka w historii. Nie jest to
Judasz; nie jest to Herod; nie jest to nawet ktoś nienawidzący Boga. Był
synem Dawida, królem w Jerozolimie oraz przykładem najsmutniejszego,
najbardziej wzruszającego człowieka na ziemi.
Słuchajcie, proszę, kiedy będę wam mówił, jak ten starotestamentowy król,
całe wieki przed Betlejem i Golgotą, minął się z Chrystusem. Jak można
minąć się z Chrystusem całe wieki przed Jego narodzinami?
Chrystus objawiany jest w całym Starym Testamencie. Właściwie to jest to
podstawowa przyczyna, dla której Stary Testament został nam dany -
wskazuje nam na Chrystusa. Na drodze do Emaus Chrystus objawił dwóm
ze Swoich uczniów prawdę o Sobie, zawartą w Starym Testamencie: "I
począwszy od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co o
nim było napisane we wszystkich Pismach" (Łukasza 24:27).
Chrystus stwierdził swoimi własnymi ustami, że można było Go znaleźć od
Mojżesza poprzez proroków. Dzieci Izraela "wszyscy ten sam pokarm
duchowy jedli, i wszyscy ten sam napój duchowy pili; pili bowiem z
duchowej skały, która im towarzyszyła, a skałą tą był Chrystus" (1
Koryntian 10:3,4). Chrystus, Skała, był na pustyni. On towarzyszył im, a oni
jedli i pili Jego duchowy pokarm.
Salomon również pił duchowy napój Chrystusa i jadł Jego duchowy
pokarm. Na jakiś czas król ten wprowadził Miłego do swoich komnat i
radował się Jego miłością. Salomon był w winiarni Pana. Siadał pod Jego
godłem miłości. Posiadał wielką mądrość, a w swoim duchu dotykał Róży
Saronu i widział lilię dolin. Siadał w Jego cieniu z wielką rozkoszą. Czuł
rękę Chrystusa pod swoją głową, a Jego prawica obejmowała go. Dźwięk
Jego imienia był dla niego największą rozkoszą.
Nadszedł jednak czas, gdy głos Miłego powiedział: "Salomonie, miły mój...
wstań, mój przyjacielu, mój piękny .. i chodź" (Pieśni nad Pieśniami 2:10).
W tym poselstwie nie było pomyłki. Widzę to bardzo wyraźnie! Salomon
słyszał powołanie do nagrody w górze przez Boga w Chrystusie Jezusie.
Powołanie, aby zaspokajać swoją duszę jedynie duchowym napojem,
duchowym chlebem. Było to powołanie, aby wyjść poza mądrość do
pochwycenia, aby ujrzeć miłego jego duszy i przemienić swojego
wewnętrznego człowieka.
Było to powołanie, aby pozbyć się każdego małego liska niszczącego jego
winnicę. Było to powołanie, aby sięgnąć do głębi, do duchowych zielonych
pastwisk boskiego objawienia i ujrzeć Pana wywyższonego. Był powołany
na pastwiska wśród lilii (Pieśni nas Pieśniami 2:16). Powiedziano mu,
"chodź mój miły, bądź jak gazela lub młody jelonek na górach..." (2:17).
Chodź i pragnij Miłego tak jak jeleń pragnie wód na górach Beter.
Czy Salomon słyszy Boga wzywającego go do życia w całkowitym
poświęceniu i oddzieleniu? Czy powstanie, otrząśnie się i zaniecha
wszystkiego, co wiąże go z rzeczami ziemskimi i ucieknie z Bogiem w
góry? Czy odpowie na to wezwanie i przyjdzie? Dwa razy został wezwany -
"Wstań i chodź ze mną".
Czy Salomon odwróci się od królowej Saby i usiądzie u stóp swego
Miłego? Czy porzuci wszystkie dobre rzeczy które otrzymał od Boga -
oklaski, środek sceny, pompę, bogactwo - i uzna to za marność i gonitwę za
wiatrem? Czy odpowie na to powołanie i będzie szukał Tego, którego
miłowała jego dusza? Czy zrozumie, że nawet dobre rzeczy mogą zaciemnić
nasze spojrzenie na Niego?
Czy serce Salomona naprawdę zachwyca się swoim Umiłowanym? Czy
będzie czuwał w nocy tęskniąc za Nim? Czy uda się na góry by
odpowiedzieć na wezwanie?
Tutaj pojawia się pewien problem! Salomon jest człowiekiem pełnym
pożądania! W duszy tego męża Bożego było rozdwojenie. Miał tysiąc
małych lisków w swojej winnicy, pożerających cały owoc - siedemset żon i
trzysta nałożnic: "Król Salomon pokochał wiele kobiet cudzoziemskich... z
narodów, co do których Pan nakazał Izraelitom: Nie łączcie się z nimi...
nakłonią bowiem na pewno wasze serca do swoich bogów. Otóż do tych
zapałał Salomon miłością" (1 Królewska 11:1,2).
Bóg nie da się z siebie naśmiewać. Nie ważne, że ten mąż Boży był
najbardziej uzdolniony na ziemi - próbował mieć to co najlepsze z dwóch
światów. Chciał mieć swego Umiłowanego Pana - i swoje małe liski. Jednak
grzech zawsze nas znajdzie. "Gdy się zaś Salomon zestarzał, jego żony
odwróciły jego serce do innych bogów, tak że jego serce nie było szczere
wobec Pana, Boga jego... Salomon postępował źle wobec Pana i nie
wytrwał wiernie przy Panu" (1 Królewska 11:4,6).
I tu tkwił problem, bardzo niebezpieczny. Umiłowany rzekł: "Chodź", a
Salomon "... nie wytrwał wiernie przy Panu (nie poszedł zupełnie za
Panem)".
Pozwólcie, że pokażę wam co staje się z człowiekiem, który mija się z
powołaniem Bożym w Chrystusie Jezusie! Te żywe lekcje powinny
wstrząsnąć nami do duchowego szpiku kości. Bóg poprzez tą wielką
tragedię mówi coś do nas. Obserwujcie, jak człowiek który poddał się ciału,
powoli stacza się w dół.
1. Bóg pobudził przeciwko niemu
jego wrogów!
"Toteż Pan rozgniewał się na Salomona za to, że odwrócił serce swoje od
Pana, Boga izraelskiego, który mu się dwukrotnie ukazał" (1 Królewska
11:9). Naraził na niebezpieczeństwo wszystko co miał. Bóg nie był jego
wrogiem. Królestwo powoli miało być mu odebrane i oddane innemu. Bóg
w pewnym sensie powiedział mu, "Nie zabiorę ci wszystkiego, będziesz
jednak tylko cieniem tego, czym byłeś kiedyś. Ludzie na zewnątrz nie
zauważą różnicy. Będziesz szedł swoją drogą z nienaruszoną zewnętrzną
skorupą, lecz wewnątrz będziesz się powoli rozpadać. Dowiesz się, że Ja już
z tobą nie współpracuję. Zostałeś sam. Straciłeś pomazanie z powodu
grzechu".
Bóg cofnął swą rękę od Salomona - i od tego dnia jego mur ochronny runął,
a Bóg wzbudził wrogów aby go nękali. "Wzbudził Pan Salomonowi
przeciwnika w osobie Hadada Edomczyka" (1 Królewska 11:14). Znów, w
wierszu 23, "wzbudził mu też Bóg przeciwnika w osobie Rezona, syna
Eliady".
Tragedią jest, jeśli karę za grzech i chłostę, za którą stoi Bóg, uważamy za
dzieło szatana. Bóg wciąż kochał tego człowieka i On Sam pobudził
przeciwko niemu wrogów. Szatan mógł być narzędziem, lecz to Bóg był siłą
napędową stojącą za tym wszystkim. Bóg miał nadzieję przywrócić
Salomonowi jego zmysły i odnowić społeczność z nim.
Król Hadad obudził się pewnego dnia z chęcią zemsty na Salomonie, sam
może zdziwiony tą nagłą chęcią utrudnienia mu życia. Jego myśli musiały
wyglądać mniej więcej tak: "Za kogo ten człowiek się uważa - chce
uchodzić za wielkiego męża Bożego, żyje w przepychu, ludzie garną się aby
słuchać jego mądrości, przynoszą mu dary, traktują go jak boga! Weźmy się
za niego, wystawmy go na pośmiewisko, znajdźmy jego słabe strony!"
Przez całe lata Rezon nie ośmielał się podnieść głosu przeciwko
Salomonowi. Jednak pewnego dnia jego duch został dziwnie poruszony.
Zwołał swoich doradców, a oni również byli pobudzeni przeciwko
Salomonowi. "Dlaczego, on nie jest mężem bożym", rzekli; "on jest
politykiem. Słucha go królowa Saby; światowi przywódcy przyjmują go i
zasięgają jego rady. Naróbmy mu kłopotów i utrudnijmy mu życie. On jest
teraz naszym głównym celem. Spróbujmy go pognębić!"
Najgorszy cios spadł z własnego domu Salomona, kiedy Jeroboam, syn
sługi, "zbuntował się przeciwko królowi" (1 Królewska 11:26). Salomon
pokochał go, uczynił swoim zaufanym współpracownikiem. Uczynił
nadzorcą całego plemienia Józefa. Lecz ten młody człowiek, mówiąc
obrazowo, zadał mu cios w plecy. Zbuntował się i odwrócił od swego
dobroczyńcy, Salomona. Teraz Salomon miał wrogów zarówno wewnątrz
jak i na zewnątrz.
Zrozumcie, proszę, cierpienie za sprawiedliwość jest możliwe. Można być
prześladowanym z powodu Chrystusa, głosić ewangelię z taką mocą, że całe
piekło zaangażuje się aby cię powstrzymać. Lecz wiele z tego co widzimy
dzisiaj jest dziełem Boga - choć przypisuje się to szatanowi. Jeśli lud boży
nie ukorzy się i nie odwróci się od świata i przyjemności ciała, potrzeba im
przeciwników którzy ich obudzą.
Jeśli mężowie boży nie odłożą na bok polityki i nie zajmą się głoszeniem
Chrystusa, jeśli nie pozwolą Duchowi Świętemu upokorzyć się i oczyścić -
Bóg ma wszelkie prawo aby wzbudzić im wrogów.
Mówimy tutaj o mężach bożych. Pan objawił mu się dwa razy. Był
pomazany w potężny sposób. Jednak Salomon musiał mieć do czynienia z
Bogiem - nie szatanem! Wpadnięcie w ręce szatana nie jest ani w części tak
straszne jak wpadnięcie w ręce rozgniewanego Boga. A Bóg był
rozgniewany na Salomona.
Jesteśmy tak ślepi. Nie potrafimy rozpoznać działania Boga, który wyrywa
królestwo nieposłusznym i dumnym; używa przeciwników aby przywrócić
mężom bożym ich duchowe zmysły; kładzie kres zmysłowości i
kompromisowi w ich służbie; chłosta tych, którzy nie słyszą powołania
bożego w Chrystusie do pokuty i uświęcenia.
Może znasz jakiegoś sprawiedliwego sługę bożego cierpiącego wielkie
prześladowanie i masz dowód na to, że szatan za tym stoi. Ten człowiek nie
szuka swojej chwały. Zamknął się w Bogu, a jego poselstwo to pokazuje.
Jest całkowicie oddany Bogu a jego życie jest pełne pokory i nienaganne dla
świata. Słyszysz jego głos wzywający do pokuty. Z miłością przedstawia
wymagania ewangelii i porusza gniazdo nieprzyjaciół. Szatan atakuje go
fizycznie, psychicznie i każdą dostępną bronią ze swego arsenału. Prasa go
krzyżuje; kaznodzieje śmieją się i wyszydzają. Lecz ten człowiek wie, że w
oczach bożych jest czysty - i ty również to wiesz. On potrzebuje naszych
modlitw i wsparcia. Pan wyprowadzi go na wyżyny.
Jest również inny mąż boży, poddany srogim doświadczeniom i
prześladowaniom. Prasa wystawia go na publiczne pośmiewisko. Jego
rozrzutny styl życia znany jest światu. Wydaje się, że zawiązano spisek aby
go pognębić i zakończyć jego służbę. Kiedy jeden wróg odchodzi, następny
przychodzi. Jest oskarżany, oczerniany i błędnie interpretowany. Taki
człowiek szuka współczucia i miłości. Aprobata przyjaciół tymczasowo
podtrzymuje go na duchu. Jednak w głębi serca podejrzewa, że za tym
wszystkim stoi Bóg. W pewnym miejscu człowiek ten minął się z celem.
Stał się zbyt zajęty, zbyt sławny, zbyt skoncentrowany na sobie, aby
odpowiedzieć na boże powołanie by zagłębić się w Chrystusa. A wszyscy
zwycięzcy mający właściwe rozeznanie czują to. Wiedzą, że to Bóg próbuje
sprowadzić go z powrotem do jego duchowych korzeni.
Jeśli jestem atakowany przez bezbożnych nieprzyjaciół, powinienem się
dowiedzieć kto ich przysłał: Bóg czy szatan? A jeśli w moim życiu jest
grzech, wiem skąd pochodzą ci nieprzyjaciele! Nie muszę rozsyłać listów z
prośbami o pieniądze na walkę z diabłem. Nie ośmielam się mówić
ludziom, że diabeł jest na mnie wściekły - to Bóg przez cały czas jest na
mnie zły.
2. Następnt krok w dół -
utrata obecnoci Umiłowanego.
Słuchajcie tego wołania o zmiłowanie - "Otworzyłam mojemu miłemu, lecz
mój miły już odszedł, znikł; Byłam zrozpaczona, że odszedł. Szukałam go,
lecz go nie znalazłam, wołałam go, lecz mi się nie odezwał" (Pieśni nad
Pieśniami 5:6).
Zaczyna być ci żal tej osoby, ponieważ wciąż pragnie tej intymności którą
kiedyś znała, nie jest jednak gotowa zapłacić cenę za odnowę. Z jednej
strony wciąż bawi się z małymi liskami, wciąż pała żądzą - lecz z drugiej
strony chce cały czas cieszyć się obecnością Miłego. Potykając się,
wychodzi ze swojego królewskiego haremu, pijany zakazanym winem
pożądania, i przychodzi szukać Miłego. "Dokąd poszedł? Gdy spotkacie
mojego Miłego, powiedzcie mu że jestem chory z miłości..." Ale podmiotu
tutaj nie ma. Jest tylko cień, wspomnienie - po drugiej stronie okna, za
szybą.
Miły nie będzie miał bliskiej społeczności z niewiernym kochankiem. Nic
dziwnego, że Salomon stracił wizję swojego Miłego. Nic dziwnego, że Pan
nie odpowiedział, gdy on wołał. Nic dziwnego, że zakradły się samotność i
rozpacz. Salomon zagubił się w swoim pożądaniu! Poprzez łzy bólu i złe
przeczucia, Salomon pogrążał się w swoim grzechu, raz za razem. Był
rozdarty pomiędzy dwóch kochanków. Raz grzech raz pokuta. Grzech i
płacz. Grzech i żałowanie. Grzech i tęsknota za Bogiem. Grzech i modlitwa.
Jednak ciało zawsze wygrywało.
Widzę chrześcijan, którzy minęli się z powołaniem Bożym w Chrystusie z
powodu pożądania i grzechu i bez wątpienia pełni są wyrzutów sumienia.
Radość Pana odeszła od nich. Tam, gdzie kiedyś śmiało przemawiali, teraz
zadają pytania. Mówią o swoim duchowym głodzie, potrzebie lepszego
poznania Chrystusa, lecz więcej w tym formy niż treści. Widać to tęskne
spojrzenie, które mówi: "Tak, naprawdę Go kocham - potrzebuję Go - lecz
nie potrafię przemóc tego co mnie trzyma!" Nie potrafią spojrzeć ci w oczy.
Myślę, że nie ma nic gorszego na ziemi niż utrata poczucia obecności
Chrystusa. Patrzymy na ten smutny obraz Salomona i zastanawiamy się, jak
taki błogosławiony i uzdolniony człowiek mógł zamienić swoje dobre imię,
swoje miejsce w historii, swoje królestwo i swoje miejsce w Bogu na prawo
do folgowania swoim nieopanowanym namiętnościom.
Czy to ten sam człowiek, który kiedyś stał przez Izraelem i przestrzegał,
"Panie, Boże Izraela! Nie ma... takiego Boga jak Ty, który dotrzymujesz
przymierza i okazujesz łaskę wobec swoich sług, którzy chcą z całego serca
być z tobą... który zamyka niebiosa gdy twój lud zgrzeszy przeciwko tobie...
wszelkie błaganie jakie wypowie poszczególny człowiek lub cały twój lud
izraelski, kto tylko odczuje to w swoim sercu jako cios... racz wysłuchać i
odpuść... jeśli zgrzeszą przeciwko Tobie i Ty rozgniewasz się... i nawrócą
się do ciebie z całego swojego serca i z całej swojej duszy... ty racz
wysłuchać i odpuść... niech Pan, Bóg nasz, będzie z nami, niech nas nie
opuści ani nas nie porzuci... aby potwierdził słowo swojego sługi" (1
Królewska 8).
Jakim potężnym kaznodzieją był kiedyś Salomon! Jakież cudowne światło
lśniło w jego duszy. Minął się jednak z powołaniem. Wybrał szukanie
przyjemności, a nie serca swego Miłego. W swoich ostatnich dniach
ostrzegał młodych: "Pamiętaj o swoim Stwórcy w kwiecie swojego wieku,
zanim nadejdą złe dni i zbliżą się lata o których powiesz: Nie podobają mi
się" (Kazn. Sal. 12:1).
3. W końcu Salomon pozostał
jedynie ze swymi pustymi marzeniami.
Odwróciwszy się od swojej niebiańskiej wizji, zajął się ziemską. Salomon
stał się budowniczym, spędzającym większość czasu z architektami i
wykonawcami robót. W swoim cielesnym umyśle był człowiekiem wielkiej
wizji i odwagi - przedsiębiorczym duchem, czyniącym wielkie rzeczy. Jego
projekty wymagały wiele uwagi. Człowiek który nie miał czasu aby pójść
do Miłego, znalazł czas aby "podjąć wielkie dzieła" (Kazn. Sal. 2:4).
Salomon był pochłonięty pasją budowania wspaniałych budynków, stawów,
winnic, ogrodów i sadów. Zbudował najwspanialszą świątynię na świecie.
Spędził 13 lat na budowaniu sobie wspaniałego pałacu. Zaprojektował
najbardziej niezwykły domek letni w lasach Libanu. Zbudował salę
tronową, fortece, kamienne miasta, miasta-stajnie dla rydwanów, oraz nowe
miasta w odległych krajach. Sześć mil na wschód od Jerozolimy, w Ain
Karin, zaprojektował i zasadził wielkie ogrody i sady oraz wspaniałe parki.
Wybudował stawy, baseny i akwedukty doprowadzające wodę do
Jerozolimy i swoich rozrastających się ogrodów.
Król stał się hodowcą bydła; posiadał wielkie stada krów, owiec, wołów i
egzotycznych koni. Miał 1400 rydwanów i 12 000 jeźdźców. Józefus pisał,
iż jego woźnicy mieli długie, kręcone włosy przypudrowane złotym pyłem i
nosili tuniki z tyryjskiej purpury.
Salomon zbudował flotę. Otaczał się złotem, kością słoniową, srebrem,
pięknymi szatami, drewnem, przyprawami, pawiami i innymi egzotycznymi
zwierzętami. Zbudował sobie wielki tron z kości słoniowej i pokrył go
złotem. Kielichy z których pił były ze złota. Panował taki dostatek, że nikt
nie mógł go zliczyć. Gości i żony obrzucał biżuterią. Wyprawiał wielkie
uczty, na których występowały jego prywatne chóry i orkiestry. Podejmował
gości muzyką, winem i tańcem.
Kiedy królowa Saby ujrzała królewski orszak Salomona w całej swej
świetności, nie mogła wyjść z podziwu. Jego złote powozy, jego wielkie
zastępy straży, konnicy i służby, wszyscy zmierzający do jednego z "rajów"
Salomona - cóż to był za widok.
Królowa Saby nie wiedziała jednak, że Salomon miał się stać
najsamotniejszym, najbardziej rozczarowanym człowiekiem w królestwie.
Cały czas szedł w kierunku końca. Każda nowa budowla, każdy nowy
nabytek, pozostawiały go coraz bardziej duchowo rozbitym i
rozczarowanym. Jego sukcesy w świecie materialnym sprawiły, że polegał
na sobie, był człowiekiem zdeterminowanym. Był tak zadufany z powodu
swojego widocznego sukcesu i stanu posiadania, że zlekceważył swój
duchowy upadek. Kiedy oglądał swoje imperium i nie odczuwał potrzeby
kontrolowania siebie, czuł się wyższy od innych i pewny siebie. Jego
wpływy i posiadłości pozwoliły mu wyznaczać swój własny kurs, nie
słuchać niczyich rad i iść za swoimi marzeniami.
Kiedy rzeczy widzialne pociągają i są w środku zainteresowania, serce
ziębnie. Salomon oddalił się od Boga i stał się sługą rzeczy widzialnych.
Przez krótki czas cieszył się swoimi osiągnięciami. Mógł powiedzieć: "moje
serce radowało się z wszelkiego mojego trudu" (Kazn. Sal. 2:10). Lecz
wkrótce po tym słyszymy, jak wyznaje, "Potem zwróciłem uwagę na
wszystkie moje dzieła, których dokonały moje ręce, i na mój trud, który
włożyłem w pracę. I oto: wszystko to jest marnością i gonitwą za wiatrem i
nie daje żadnego pożytku pod słońcem... I tak znienawidziłem życie... nie
podobał mi się bieg rzeczy... zaczęły się budzić w sercu moim wątpliwości"
(Kazn. Sal. 2: 11-20).
Jakież to smutne! Był podziwiany jako człowiek wizji i przedsiębiorczości.
Jednak tłumy niewiele wiedziały o tym, że był człowiekiem bardzo
umęczonym. Przyjrzał się wszystkim swoim przedsięwzięciom i to
przyprawiło go o ból głowy! Powiedział, "Co za marnotrawstwo! Cóż mi po
tych wszystkich rzeczach materialnych? Nie przyniosły mi szczęścia!"
W pewnej mierze ja też przez to przeszedłem. Znam to uczucie pogrążania
się, poczucie bezskuteczności. Planowałem, projektowałem i budowałem -
spędzałem całe tygodnie na projektach budowlanych, planowaniu coraz to
nowych rzeczy, wmawianiu sobie, że czynię to wszystko "dla chwały
Bożej". Budowałem dla Jezusa - przynajmniej tak mówiłem innym. Żadna z
tych rzeczy nie przyniosła mi szczęścia, zamiast tego przy końcu
przygnębiały mnie. Myślałem, "Mam już dość budowania - mam dość
szukania pieniędzy. Chciałbym, aby ktoś przyszedł i przejął to wszystko".
Potem pewnego dnia usłyszałem wezwanie Boga aby zagłębić się w
Chrystusa. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że zająłem się tymi
wszystkimi działaniami, ponieważ traciłem kontakt z Umiłowanym.
Musiałem oddać wszystko. Nie mogłem już dłużej marnować czasu na puste
marzenia. Moje rancho marzeń musiało odejść. Szkoła biblijna moich
marzeń musiała odejść. Moje stado Czarnego Angusa musiało odejść.
Słyszałem Boga, wołającego mnie, głośno i wyraźnie - "Dawidzie, szedłeś
złą drogą. Chodź ze Mną. Spotkajmy się na górze. Przyjdź do doliny lilii.
Chodź, odkryj Różę Saronu. Chodź, obejmij Mnie, a Ja zaspokoję cię
duchowym życiem, pokojem i radością".
Spójrzcie na wszystko, co Salomon wybudował, a zobaczycie, że próbował
odzyskać w sposób materialny to, co stracił duchowo.
· Akwedukty i stawy, zamiast żywej wody.
· Zielone pastwiska i chłodne wody Ain Karen, zamiast zielonych
pastwisk Miłego i chłodnych wód z Psalmu 23.
· Pokryta złotem świątynia w Jerozolimie, zamiast duchowej świątyni
Ducha Świętego.
· Swoje własne stada na tuzinie wzgórz, zamiast Jego stad na
tysiącach wzgórz.
· Chóry ludzi, zamiast chórów anielskich.
· Tron na ziemi, zamiast tronu w górze.
· Rydwany Salomona, w miejsce rydwanów Pana zastępów.
· Pałac na ziemi, zamiast pałacu w górze.
· Ulice wykładane złotem w Jerozolimie, zamiast ulic wykładanych
złotem w Nowym Jeruzalem.
Czy to nie oczywiste, że Salomon próbował zbudować swoimi rękami to, co
stracił w swoim sercu? Czy myślisz, że mąż boży który idzie za Panem
Jezusem Chrystusem ma czas na bawienie się ziemskimi marzeniami? Mąż
boży powinien siedzieć w miejscach niebiańskich w Chrystusie, spędzać
cały czas na słuchaniu bożych planów, rozmawiając z Wszechmogącym,
aby mógł zejść i wybudować duchowy dom!
Dlaczego tak wielu szczerych mężów bożych ugrzęzło w tak wielu
przedsięwzięciach, olbrzymich programach budowlanych i pochłaniających
czas marzeniach? Nie chodzi o to, że wszystkie przedsięwzięcia budowlane
są marnością. Nie wątpię, iż wielu sług bożych naprawdę zainteresowanych
jest budowaniem tylko dla chwały Pana. Bóg ma swoich budowniczych i
pionierów - ci ludzie budują tylko z konieczności. Zasługują na zachęcenie i
wsparcie.
Z drugiej strony, nie mam wątpliwości, że dzisiaj wiele religijnych budowli
i planów jest dziełem mężów bożych, którzy minęli się z powołaniem.
Stracili rzeczy duchowe, więc zajęli się materialnymi. Budują swoimi
rękami, ponieważ utknęli w poszukiwaniu Chrystusa. A człowiek bardziej
zajęty tym ma większe plany - "Czym większa forma, tym płytsza treść".
To ma zastosowanie nie tylko dla kaznodziejów. Człowiek siedzący w ławce
zdąża w tym samym kierunku. Dlaczego chrześcijanie tak bardzo
zniewoleni są domami, ziemią i posiadłościami? Dlaczego gonią za
przepychem, łatwizną i przyjemnością? To dlatego, że odrzucili powołanie
Boże. Ich własne "ja" panuje nad nimi. Bezpieczeństwo i przyjemność
zastąpiły brzemię Pana.
Zakończenie: Paweł był człowiekiem,
który zdobył Chrystusa!
"Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką
ma poznanie Jezusa Chrystusa, pana mego, dla którego poniosłem wszelkie
szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa" (Filipian 3:8).
Tak jak Salomon, Paweł doświadczył Bożego nawiedzenia dwukrotnie -
najpierw na drodze do Damaszku, potem w domu Judy, gdzie otrzymał
Ducha Świętego. Mógłby iść naprzód w mocy tych dwóch spotkań z
Bogiem, podróżując i wydając cudowne świadectwo. Jakże poruszające by
to było. Jednak Paweł usłyszał, jak Bóg powołuje go do czegoś wyższego.
Usłyszał to samo powołanie, jakie słyszał Salomon - Miły mówił: "Przyjdź.
Przyjdź do mojego ogrodu i ucz się ode Mnie".
Paweł pobiegł za swym Miłym do Arabii. Był wściekły - według wszelkich
ewangelicznych norm - musiał zrezygnować z natychmiastowej akceptacji i
uznania. Dusze umierały, on był pomazany. Czemu nie miałby szybko iść na
bielejące pola, gotowe do żniwa? Zamiast tego, udał się w odosobnienie,
pozostawiając za sobą wszystkie religijne wymagania. Zapominając o
wszystkim, zmierzał do nagrody w górze. Chrystus był wszystkim! Arabia
była dla Pawła zielonym pastwiskiem, doliną lilii, winnicą, której godłem
jest miłość, ucztą chleba żywota - gdzie Różę Saronu widać w pełni
rozkwitu, w całej Jego chwale i majestacie.
Dzięki Bogu, że między ludem Bożym jest poruszenie. Jego wezwanie
słyszane jest przez wielu spragnionych sług Pana. W wielu sercach widzę
konieczność, by zamknąć się w Bogu, iść dalej, głębiej w Chrystusa.
Niezadowolenie sprowadza wiele osób do kresu ich samych. Słyszę o tym
wszędzie, gdzie idę - "Musi być coś więcej! Chce widzieć Jezusa! Chcę
wyjść Mu na spotkanie! Chcę Jego nowego objawienia. Jestem spragniony
Jego pełni. Dosyć już mam płytkości, bycia zajętym, pędu, życia na pokaz.
Chcę widzieć Jezusa!"
Czas ucieka - wkrótce nie będziemy słyszeć wezwania. Czy przyjdziesz do
niego? Nie chcę stać przed sądem Chrystusa i słyszeć jak mówi: "wołałem,
lecz ty odmówiłeś". Cóż za okropność być sądzonym za lekceważenie,
lekkość, apatię!
Chrystus musi być teraz Panem wszystkiego, inaczej nie będzie Panem w
ogóle!

Brak komentarzy: