poniedziałek, 10 listopada 2014

Tego, co duchowe nie da się skopiować
(That Which is Spiritual Cannot Be Duplicated)
By David Wilkerson
10 kwietnia 2000
__________
Tutaj, na ulicach Nowego Jorku można za 15 dolarów kupić
zegarek firmy "Rolex". Sprzedawca krzyczy: "Tutaj kupisz
Rolexa" i wymachuje świecącą tarczą zegarową z napisem
"Rolex". Po przyjrzeniu się wszystko wygląda jak w
prawdziwym zegarku "Rolex". Ale każdy nowojorczyk wie, że te
zegarki nie są prawdziwymi "Rolexami". To zwykłe podróbki -
tanie kopie oryginału.
Tysiące osób odwiedzających Nowy Jork kupuje te "Rolexy" od
ulicznych sprzedawców, zabiera je z sobą do domu i nosi na ręce.
Na początku są zadowoleni, że mogą się pokazać w swoich
"drogich" zegarkach. Ale szybko orientują się, że nie powinni
dawać innym oglądać tego zegarka, ponieważ waży on tylko
jedną dziesiątą wagi prawdziwego "Rolexa".
W Nowym Jorku można też znaleźć inne podróbki
ekstrawaganckich produktów. Na przykład w sklepie "Saks" na
Piątej Alei sukienka znanego projektanta kosztuje 1000 dolarów -
ale na ulicy Orchard Street można za 95 dolarów kupić jej
podróbkę, która wygląda dokładnie tak jak oryginał. Te
podrabiane sukienki nie są zrobione z tego samego materiału, co
oryginały, ale nie da się tego rozpoznać na pierwszy rzut oka.
Istnieją też podróbki drogich torebek, okularów
przeciwsłonecznych i biżuterii. W rzeczywistości wiele
diamentów, które noszą osoby z bogatych klas to podróbki. Ci
bogaci nowojorczycy boją się nosić prawdziwe diamenty w
miejscach publicznych, ponieważ ktoś mógłby je pochwycić i
ukraść. Tak więc zamiast nich noszą cyrkonie - tanie imitacje
oryginałów.
Wydaje się, że obecnie istnieją kopie praktycznie wszystkiego.
Jest jednak coś, czego nie da się skopiować - prawdziwa
duchowość. Nie da się skopiować niczego, co jest prawdziwie
duchowe. Pan rozpoznaje dzieło własnych rąk i nie zaakceptuje
wykonanej przez człowieka kopii jakiegokolwiek z Jego Boskich
dzieł.
W każdym pokoleniu powstaje ruch dążący do skopiowania
nowotestamentowego Kościoła apostolskiego.
Co jakiś czas niektórzy chrześcijanie otrzymują takie
przekonanie: "Aby być pobożnymi, musimy powrócić do
przeszłości i przyjąć zwyczaje oraz obrzędy pierwszego zboru.
Tylko w ten sposób możemy prawdziwie czcić Boga i być może
zapoczątkować nową Pięćdziesiątnicę".
Ludzie ci realizują wszystkie znane programy kościoła
apostolskiego współczesnego uczniom Jezusa. Ustanawiają
starszych, diakonów i biskupów tak, jak robił to Paweł i adaptują
apostolskie zalecenia co do sposobów ubierania i zachowywania
się. Następnie w "boskim porządku" ustanawiają rozporządzenia
dotyczące chrztu i wieczerzy, dokładnie tak, jak czynił to
pierwszy zbór. Ale jeżeli to wszystko jest tylko kopią bez mocy
Ducha Świętego, pozostaje to jedynie martwą religią.
Niestety, jedynym owocem tego rodzaju wysiłków jest również
martwa, stworzona przez człowieka duchowość. Dlaczego?
Ponieważ niemożliwe jest, aby człowiek skopiował coś, co jest
prawdziwie duchowe. Jest to dziełem tylko i wyłącznie Ducha
Świętego. On nieustannie pracuje, czyniąc nowe rzeczy w
Swoim ludzie. I nie ma żadnego sposobu na skopiowanie tego
dzieła.
Na tym polega zasadniczy błąd współczesnej religii. Wydaje nam
się, że jeżeli po prostu przekażemy ludziom wiedzę zawartą w
Piśmie Świętym i zasady biblijne, ludzie ci staną się duchowi.
Wysyłamy nawróconych do szkół lub seminariów biblijnych,
gdzie są faszerowani Słowem, teologią i etyką. Uczymy ich jak
głosić kazania, chrzcić i administrować. Kształtujemy ich na
teologów, pastorów i misjonarzy. Ale faktem pozostaje to, że
żadna osoba ani instytucja nie ma mocy wytworzenia w kimś
duchowości. Zrobić to może tylko Duch Święty.
W twoim zborze mogą się odbywać wspaniałe nabożeństwa
uwielbiające, spotkania modlitewne, grupy domowe, studia
biblijne. Ale te rzeczy same w sobie nie wytwarzają duchowości.
Tak naprawdę można zostać prawdziwym wojownikiem w
modlitwie lub gorliwym świadkiem dla Chrystusa, mieć
całkowicie przemienione myślenie i zachowanie, a jednak ciągle
nie być osobą duchową. Jeśli tej pracy nie wykona Duch Święty,
jesteśmy bezradni.
Dzisiaj wielu pastorów z umierających zborów również popełnia
ten sam błąd. Są przekonani, że jeżeli tylko będą w stanie
zaimportować jakiś rodzaj duchowego przebudzenia do swojego
zboru, to Duch Boży powróci. Tak więc ciągle szukają jakiegoś
ruchu duchowego, który byłby dla nich kołem ratunkowym. Ale
w rezultacie otrzymują kopię bez prawdziwego namaszczenia.
Uczęszczałem do tego typu zboru "kopii", będąc kilka lat temu
na urlopie. Pastor stał za kazalnicą próbując wykrzesać energię i
radość, której doświadczył w pewnym dobrze znanym
przebudzeniu. Ale całe nabożeństwo było martwe. Pastor
stworzył jedynie podróbkę - tanią kopię oryginału, która wcale
nie skutkowała.
Z powodu tego rodzaju prób kopiowania, obecnie w kościołach
mają miejsce podziały. Biedne zbory są zagubione i umierają
duchowo, ponieważ nie karmi się ich czystym Słowem Bożym.
Powiadam wam, nie da się skopiować tego, co jest prawdziwie
duchowe - tego, co jest prawdziwie z Boga.
Duchowość, którą wytwarza Duch Święty
jest głębokim, niewidzialnym działaniem w sercu.
Bardzo niewiele z tej pracy, jaką wykonuje w nas Duch Boży,
można zobaczyć. Dlatego prawdziwie duchowi ludzie rzadko
szukają widocznych dowodów Jego działania. Paweł mówi:
"...nie patrzymy na to, co widzialne, ale na to, co niewidzialne"
(2 Kor 4,18).
W kontekście tego fragmentu, Paweł mówi o cierpieniu i
uciskach. Słowa Pawła można streścić w ten sposób: "Nikt,
oprócz Ducha Świętego, nie wie o tych wszystkich rzeczach,
przez które przechodzimy. I właśnie tak przejawia się prawdziwa
duchowość - w tyglu cierpienia".
Jednak nie każdy kto cierpi, staje się osobą duchową. Wielu
chrześcijan doświadczających silnych ucisków staje się ludźmi
zgorzkniałymi, zatwardziałymi, wściekłymi na Boga i cały świat.
Są przekonani, że Pan z nich zrezygnował i oskarżają Go o
wydanie ich w dzikie szpony szatana.
Ale ci, którzy poddają się prowadzeniu Ducha Bożego, którzy
przechodzą przez swoje uciski, mając pewność, że Pan coś w
nich wytwarza - wynurzają się ze swojego tygla wzmocnieni w
wierze. I zaświadczają, że Duch nauczył ich więcej podczas
okresu cierpienia niż wtedy, gdy wszystko w ich życiu było w
porządku.
Mogę o tym zaświadczyć na podstawie własnego życia. Przez
wszystkie lata chodzenia z Panem rzadko oglądałem wzrost
mojej duchowości w przyjemnych okresach życia. Wzrost miał
raczej miejsce zwykle wtedy, gdy znajdowałem się w trudnych
położeniach, znosiłem agonię i próby - wszystkie te wydarzenia
dopuścił Duch Święty.
Wiem, że to samo może powiedzieć większość prawdziwie
duchowych ludzi, których znam od dawna. Upodabnianie się do
Chrystusa było w nich wytwarzane w chwilach, gdy przechodzili
przez piec ucisku. W takich właśnie momentach najlepiej
poznawali swojego Pana.
W pewnym momencie chodzenia w wierze Paweł powiedział:
"Duch Święty stanowczo upewnia mnie, że czekają mnie więzy i
uciski" (patrz Dz 20,23). I rzeczywiście przez całe życie Pawła
uciski nigdy nie ustawały. Przychodziły jeden za drugim.
Możecie się zastanawiać: "Jak to możliwe? Bóg, któremu
służymy jest wszechmogący i zwycięski. Wystarczy, że powie
słowo, a wszystkie nasze uciski i cierpienia przeminą w jednej
chwili. Mógłby sprawić, że będziemy przechodzić przez życie
triumfując, nie doświadczając w ogóle żadnych problemów.
Dlaczego więc nasz miłujący, troskliwy Bóg pozwala, aby Jego
lud tak cierpiał?"
Paweł odpowiada: "Albowiem nieznaczny chwilowy ucisk
przynosi nam przeogromną obfitość wiekuistej chwały" (2 Kor
4,17). Według Pawła, nasze uciski i trudności przyczyniają się do
wytworzenia w nas wartości wiecznych. Parafrazując, słowa
Pawła brzmią: "Cierpienie, przez które przechodzimy na tej
ziemi, będzie prawdopodobnie trwało przez całe nasze życie. Ale
w porównaniu do wieczności jest to tylko moment. I właśnie w
tej chwili, kiedy doświadczamy ucisków, Bóg wytwarza w nas
objawienie Swojej chwały, które będzie trwało na wieki".
Tak jak większość chrześcijan, wierzę, że Paweł był duchowym
gigantem. Miał wspaniałe objawienie Chrystusa, niesamowicie
silną wiarę i ogromne poznanie duchowe. W jaki sposób Paweł
doszedł do tego wszystkiego? Gdzie pozyskał takie źródło
chwały Chrystusowej? Wszystko to osiągnął poprzez różnorodne
uciski - cierpienie za cierpieniem.
Raz za razem Paweł był uderzany i bity, kamienowany przez
wściekłe tłumy, rabowany przez złodziei, wtrącany do więzienia.
Trzy razy Bóg stał obok, gdy statek Pawła się rozbił i apostoł był
oddany na pastwę wzburzonego morza. Cierpiał głód, zimno,
nagość. Był policzkowany przez samego diabła, który krzyżował
jego plany. Napisał: "Dlatego chcieliśmy przyjść do was... ale
przeszkodził nam szatan" (1 Tes 2,18).
Lista cierpień Pawła jest bardzo długa. To wszystko brzmi
niebiblijnie, źle, a nawet jak złośliwość ze strony Boga. Ale w
rzeczywistości, gdyby Paweł nie przechodził tego rodzaju
cierpień, nie mielibyśmy takiego Nowego Testamentu, jak
dzisiaj. Listy nie byłyby podobne do tych, które znamy.
Dlaczego? Paweł byłby zupełnie innym człowiekiem.
Czytałem ostatnio szokującą wypowiedź kaznodziei ewangelii
sukcesu. Człowiek ten powiedział: "Apostoł Paweł niepotrzebnie
cierpiał. Gdyby dysponował duchową wiedzą, którą my dzisiaj
dysponujemy, mógłby przejąć władzę nad wrogiem".
Nie, przenigdy! Dawid odpowiada na takie oszustwo ognistą
prawdą: "Błądziłem, zanim przyszło utrapienie; teraz jednak
strzegę Twej mowy. Dobrze to dla mnie, że mnie poniżyłeś, bym
się nauczył Twych ustaw" (Ps 119,67.71 BT).
Paweł rozumiał, że we wszystkim, przez co przechodził, Duch
Święty uczył go rzeczy, których nie mógłby się nauczyć w żaden
inny sposób. Napisał: "Ja, Paweł... teraz raduję się z cierpień,
które za was znoszę i dopełniam na ciele moim niedostatku udręk
Chrystusowych za ciało jego... abym w pełni rozgłosił Słowo
Boże" (Kol 1,23-25).
Apostoł mówi tutaj: "Bóg poprzez tę próbę daje mi coś dla was.
Objawia mi prawdę, która była ukryta przez wieki. A prawdą tą
jest Chrystus w was, nadzieja chwały. Jego moc potężnie w was
działa" (patrz werset 29).
Ewangelia Pawła nie była kopią
ani imitacją czyjegoś wymysłu.
Gdy Paweł postanowił udać się do Jerozolimy, nie było to
spowodowane tym, iż usłyszał, że rozpoczęło się tam
przebudzenie. Nie był zniechęconym kaznodzieją, poszukującym
kogoś, kto udzieliłby mu czegoś Bożego. Nie - jasno stwierdza:
"Udałem się... do Jerozolimy... na skutek objawienia i wyłożyłem
im... ewangelię, którą zwiastuję" (Gal 2,1-2). Paweł udał się do
Jerozolimy w celu podzielenia się tajemnicą, jaką Bóg chciał
objawić Swojemu ludowi.
Ten pobożny człowiek miał własne, chwalebne objawienie
Chrystusa. Nie poznawał doktryn, których nauczał, poprzez
zamykanie się w gabinecie z książkami i komentarzami. Nie był
jakimś oderwanym od świata filozofem, który wyśnił sobie
teologiczne prawdy z myślą: "Pewnego dnia, przyszłe pokolenia
będą czytać moje prace i nauczać o nich".
Pozwólcie, że powiem wam, jak i gdzie Paweł pisał swoje listy.
Otóż pisał je w ciemnych, wilgotnych celach więziennych. Pisał
je i jednocześnie ścierał z pleców własną krew po biczowaniu.
Pisał je po wyczołganiu się z morza po kolejnej katastrofie
morskiej.
Paweł wiedział, że cała prawda i objawienie, jakich nauczał,
brały się z pola bitewnego wiary. Radował się w swoich
uciskach, jakie znosił dla ewangelii. Powiedział: "Teraz dopiero
mogę głosić z wszelkim autorytetem każdemu marynarzowi,
który przeżył katastrofę morską, każdemu więźniowi, który
przebywał w zamknięciu bez żadnej nadziei, każdemu, kto
zajrzał śmierci w oczy. Duch Boży czyni ze mnie
doświadczonego weterana, tak, abym mógł przekazywać Jego
prawdę każdemu, kto ma tylko uszy do słuchania".
Pozwólcie, że was zapytam: do kogo zwracacie się po pomoc w
chwilach smutku i ucisku? Z pewnością nie zwracacie się do
jakiegoś niedoświadczonego teoretyka tryskającego teologią,
który zna jedynie łatwą drogę. Nie - zwracacie się do świętego,
który przeszedł wielkie trudności i udowodnił, że Bóg był wierny
w nich wszystkich.
Paweł mówi o takich świętych: "We wszystkim okazujemy się
sługami Bożymi w wielkiej cierpliwości, w uciskach, w
potrzebach, w utrapieniach, w chłostach, w więzieniach, w
niepokojach... jako nieznani, a jednak znani; jako umierający, a
oto żyjemy; jako karani, a jednak nie zabici; jako zasmuceni, ale
zawsze weseli; jako ubodzy, jednak wielu ubogacający; jako nic
nie mający, a jednak wszystko posiadający" (2 Kor 6,4-5.9-10).
Bóg nie oddał cię w łapy szatana. Nie - zezwolił na twoją próbę,
ponieważ Duch Święty wykonuje w tobie niewidzialną pracę.
Chwała Chrystusa jest w tobie formowana na całą wieczność.
Prawdziwą duchowość odnajdujemy nie poprzez
zmianę naszych
okoliczności, ale przez pozostawanie pośrodku obecnej
sytuacji.
Nie da się zdobyć prawdziwej duchowości od kogoś innego lub z
innego źródła. Jeśli chcesz zasmakować Bożej chwały, to musi
się ona pojawić dokładnie tam, gdzie się znajdujesz właśnie teraz
- w obecnych okolicznościach, przyjemnych czy też nie. Bóg nie
zmieni twojej sytuacji, dopóki nie zrealizuje w tobie Swojego
wiecznego celu.
Wierzę, że jedną z wielkich tajemnic duchowości Pawła była
jego gotowość do zaakceptowania bez żadnego narzekania
każdych warunków, w jakich się znalazł. Paweł pisze:
"...nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich
jestem" (Flp 4,11 BT). "Umiem się ograniczać, umiem też żyć w
obfitości... umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i
znosić niedostatek" (Flp 4,12).
Grecki zwrot "wystarczać sobie" oznacza tutaj "odwracać".
Paweł mówi: "Nie próbuję zabezpieczyć się przed
nieprzyjemnymi okolicznościami. Nie błagam Boga o uwolnienie
mnie z nich. Przeciwnie, skwapliwie z nich korzystam. Wiem z
dotychczasowego życia z Bogiem, że dokonuje On we mnie
czegoś wiecznego".
Wiele frustracji, jakich doświadczamy w naszym życiu, bierze
się z naszego niezadowolenia z okoliczności, w jakich się
znajdujemy. Z tego powodu znaczna część naszych modlitw
składa się z błagania Boga o zmianę jakiegoś bolesnego stanu:
"Panie, wyciągnij mnie z tego. Już wystarczająco długo w tym
trwam. Powiedziałeś, że nie pozwolisz mi cierpieć więcej niż to
mogę znieść".
Jednak słowo "znieść", którego Paweł używa w 1 Liście do
Koryntian 10,13, sugeruje, że nasz stan nie zmieni się. Rzecz w
tym, żebyśmy wytrwali w konkretnej sytuacji. Dlaczego? Bóg
wie, że jeśli spowoduje zmianę naszego stanu, zakończy się to
naszym zniszczeniem. Pozwala, abyśmy cierpieli, ponieważ nas
kocha.
Przedstawię to obrazowo. Weźmy pod uwagę wysoki odsetek
rozwodów wśród chrześcijan. Jedno z badań ankietowych mówi,
że odsetek ten jest wyższy wśród chrześcijan ewangelicznych niż
wśród osób świeckich. Sądzę, że przyczyną tego wszystkiego jest
ludzkie niezadowolenie. W miarę jak w małżeństwie narastają
frustracje, każda ze stron stawia mury. Jeśli jedna ze stron nie
chce szukać Boga celem uzyskania łaski i zadowolenia w tej
próbie, to nie ma żadnej szansy na uzdrowienie takiego związku.
Wielu chrześcijan rozumuje sobie: "Nie jestem w stanie dalej się
z tym borykać. Na pewno jest gdzieś ktoś, kto zrozumiałby mnie,
okazałby współczucie i pokochałby takiego, jaki jestem. Czyż
Bóg nie chce tego dla mnie?". Mówię wam, takie myśli pochodzą
prosto od wroga. Są chwytem, za pomocą którego szatan próbuje
was przekonać, że wasze małżeństwo jest skończone.
Droga żono, czy naprawdę uważasz, że lepiej byłoby ci w
separacji od twojego męża? Czy pozwalasz sobie na to, żeby
myśleć, iż Bóg może mieć dla ciebie kogoś innego, kogoś
bardziej troskliwego i spełniającego twoje najgłębsze potrzeby?
Mężu, czy jesteś przekonany, że twoja sytuacja w domu jest
beznadziejna? Czy wszystkie kłótnie i spory w końcu
doprowadziły do tego, że zastanawiasz się nad odejściem? Czy
mówisz do siebie: "Mam już dość. Cokolwiek innego, tylko nie
to"?
Do każdej osoby pozostającej w związku małżeńskim, która
czyta te słowa chcę powiedzieć następujące słowa - nigdy nie
osiągniesz stanu prawdziwej duchowości, jeśli spakujesz walizki
i uciekniesz. Bóg zezwala na twoją próbę z konkretnego powodu.
Nie zmienił jeszcze okoliczności, w jakich się znajdujesz,
ponieważ chce przemienić ciebie.
Naszym zadaniem w każdej próbie jest ufać Bogu, że daje nam
wszelką moc i wszelkie środki potrzebne do odnalezienia
zadowolenia pośrodku naszego cierpienia. Nie zrozumcie mnie
źle - bycie "zadowolonym" w naszych próbach nie oznacza, że
się z nich cieszymy. Oznacza tylko, że nie próbujemy już
zabezpieczać się przed nimi. Jesteśmy zadowoleni z tego, że
pozostajemy na swoim miejscu i znosimy wszystko, co Bóg na
nas zsyła, ponieważ wiemy, że nasz Pan dopasowuje nas do
obrazu Swojego Syna.
Twoja obecna sytuacja może się zmienić w piekło na ziemi i
wycisnąć z ciebie wszystkie łzy. Ale jeśli jesteś wierny,
pozostając w tej sytuacji - jeśli szanujesz Boże Słowo, wierząc,
że Pan da ci siły do wytrwania, to On radykalnie przemieni cię w
prawdziwie duchową osobę.
Niedawno ktoś mi powiedział, że jeden z najbardziej
utalentowanych byłych futbolistów amerykańskich przyjął
Jezusa. Trudno mi było w to uwierzyć, ponieważ słyszałem, że
człowiek ten był właśnie bliski rozwodu. Żył w separacji z żoną
z powodu wybryków w swoim "nocnym życiu" i ciągłych
romansów. Pomyślałem sobie: "Ten człowiek skończy zapewne
tak samo jak wielu innych "nawróconych" sportowców. Zarobi
pieniądze na składaniu swojego świadectwa, ale nadal będzie
prowadził podwójne życie".
Jednak krótki czas później inny znajomy powiedział mi, że ten
futbolista wcale nie składał świadectwa. Zamiast tego,
uczestniczył w sesjach chrześcijańskiego poradnictwa. Chciał
doprowadzić do odbudowy swojego małżeństwa i ponownie
zabiegał o względy swojej żony, umawiając się z nią na randki i
zalewając ją miłością. Powiedział: "Nie mam co głosić kazań,
dopóki nie udowodnię, że Jezus naprawdę we mnie mieszka. A
jeśli Jego obecność jest realna, to okaże On Swoją uzdrawiającą
moc w moim małżeństwie".
To przekonało mnie o zbawieniu tego człowieka. Duch Święty
pokazał mu to, co jest najważniejsze. Ten człowiek był gwiazdą
sportu i mógł sobie w dowolnej chwili pozwolić na zaspokojenie
każdej ze swoich pożądliwości, a jednak zamiast tego, chciał
wrócić do swojej żony, znowu borykać się z problemami
małżeńskimi i tym wszystkim.
Obecne pokolenie nie ma pojęcia,
co oznacza słowo "wytrwać".
Słowo "wytrwać" oznacza "wytrzymać pomimo trudności;
cierpliwie znosić nie poddając się". Krótko mówiąc, oznacza ono
trzymać się albo nie ustępować. Jednakże słowo to oznacza
bardzo niewiele dla obecnego pokolenia. Wielu dzisiejszych
Amerykanów łatwo się poddaje, włączając w to chrześcijan.
Rezygnują ze swoich małżeństw, swoich rodzin i swojego Boga.
Piotr odnosi się do tej kwestii w następujący sposób: "Albowiem
to jest łaska, jeśli ktoś związany w sumieniu przed Bogiem znosi
utrapienie i cierpi niewinnie" (1 Ptr 2,19). Po czym dodaje: "Bo
jakaż to chluba, jeżeli okazujecie cierpliwość, policzkowani za
grzechy? Ale jeżeli okazujecie cierpliwość, gdy za dobre uczynki
cierpicie, to jest łaska u Boga.
Na to bowiem powołani jesteście, gdyż i Chrystus cierpiał za
was, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w Jego
ślady; On grzechu nie popełnił, ani nie znaleziono zdrady w
ustach Jego; On, gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał
złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę
temu, który sprawiedliwie sądzi.
On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo,
abyśmy obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli; Jego
sińce uleczyły was. Byliście bowiem zbłąkani jak owce, lecz
teraz nawróciliście się do pasterza i stróża dusz waszych"
(wersety 20-25).
Podobnie apostoł Paweł nakazuje: "Znoś zatem trudy jako dobry
żołnierz Chrystusa Jezusa" (2 Tym 2,3 KJV). I wreszcie sam Pan
daje nam obietnicę: "A kto wytrwa do końca, ten będzie
zbawiony" (Mat 24,13).
Pytam cię - na czym polegają twoje przeciwności? Czy masz
problemy w małżeństwie? Czy przeżywasz kryzys w pracy? Czy
masz konflikt z kimś bliskim, z osobą, od której wynajmujesz
mieszkanie, czy też z przyjacielem, który cię zdradził?
Wydawało mi się kiedyś, że młodzi ludzie nie mają wielu okazji
do cierpienia. Kiedy tylko słyszałem jak jakiś młody człowiek
mówił o swoich doświadczeniach, myślałem sobie: "A na co on
może narzekać? Nadal ma wszystkie włosy, wszystkie zęby,
nadal dobrze widzi. Nie budzi się codziennie z bólem stawów,
uniemożliwiającym wstanie z łóżka. Wszystko mu się dobrze
układa i nawet o tym nie wie".
Być może młodzi ludzie nie cierpią w taki sposób jak starsi. Ale
cierpią równie mocno na swój własny sposób. Widzę mnóstwo
cierpienia wśród ludzi w wieku około trzydziestu lat. Wielu z
nich odczuwa ból związany z poczuciem niekompetencji,
nieprzydatności, niespełnienia. Niektórzy nie wiedzą, co zrobić z
resztą swojego życia. Są samotni, pełni obaw, nie mają celu - a
ich ból stale się przeciąga.
Umiłowani, zrozumcie moje słowa - takie jest życie. Nadal
każdemu z nas będzie ciężko, dopóki nie znajdziemy się w domu
w ramionach Jezusa. Jedyne, co się zmieni w miarę jak będziemy
się starzeć, to nowe próby, jakim będziemy poddawani. Naszego
cierpienia nie będą już stanowić samotność i poczucie
niekompetencji, ale raczej ból fizyczny, wrzody, utrata wcześniej
posiadanych zdolności. Będziemy stawiać czoła bólowi, ale
również radości związanej z wychowywaniem dzieci i wnuków.
A jednak mamy mieć nadzieję. Widzisz, tak jak cierpienia Pawła
nigdy nie ustawały, tak samo nie ustawały jego objawienie,
dojrzałość, głęboka wiara, niewzruszony pokój. Paweł
powiedział: "Jeśli mam być osobą duchową - jeśli naprawdę chcę
przypodobać się mojemu Panu - nie mogę walczyć ze swoimi
okolicznościami. Będę się trzymał i nigdy się nie poddam. Nic na
tej ziemi nie może dać mi tego, co daje mi codziennie Duch Boży
w moich próbach. On czyni ze mnie duchowego człowieka".
Życie Pawła "zionęło" Duchem Chrystusowym. I dokładnie tak
samo jest z każdą naprawdę duchową osobą. Z wnętrza takiego
sługi wylewa się Duch Święty, będąc niebiańskimi podmuchami
Bożego wiatru. Osoba taka nie jest zrezygnowana, nie szemrze
ani nie narzeka na swój los. Być może przechodzi przez próbę
swojego życia, ale nadal się uśmiecha, ponieważ wie, że Bóg w
niej pracuje, objawiając Swoją wieczną chwałę.
Drogi święty, kiedy niesłusznie cierpisz, nadstaw drugi policzek i
przyjmij obelgę. Możesz doświadczyć zadowolenia w każdej
sytuacji, ponieważ masz obietnicę Jezusa: "Ten, kto wytrwa do
końca, będzie zbawiony".

Brak komentarzy: