wtorek, 11 listopada 2014

Wieże runęły, a my nie pojęliśmy tego przesłania
(The Towers Have Fallen and We Missed the Message)
Moje dokumenty + Indeks polskich kazań + Kaplica + Subscribe + Copyright
By David Wilkerson
8 października 2001
__________
We wtorek 11 września 2001 roku bliźniacze wieże kompleksu World
Trade Center w Nowym Jorku legły w gruzach. Pięć dni po tym
wydarzeniu, przygotowując się do tego kazania wyjrzałem przez okno
naszego mieszkania położonego na trzydziestym piętrze. Za oknami wciąż
wisiał dym wznoszący się znad ruin. Gęste kłęby kierowały się ponad rzekę
Hudson i przepływały dalej ponad Statuą Wolności.
W pierwszą niedzielę po katastrofie, zanim stanąłem za kazalnicą, by
wygłosić to kazanie w kościele Times Square Church, płakałem na widok
tych strasznych zniszczeń. Błagałem Boga o litość nad zrozpaczonymi
rodzinami pogrążonymi w żałobie po stracie bliskich, o litość nad
ratownikami, którzy nadal grzebali w ruinach, mając nadzieję na
odnalezienie pozostałych przy życiu, a wydobywali jedynie ciała, a
właściwie ich części, o litość nad policjantami, strażakami i ochotnikami,
którzy płakali na widok tych nieopisanych zniszczeń.
Nasz kościół uzyskał pozwolenie rozbicia namiotu w samym centrum
katastrofy. Nasi liderzy i ochotnicy pracowali tam niestrudzenie 24 godziny
na dobę, pomagając w dożywianiu i podtrzymywaniu na duchu zmęczonych
pracowników.
Od sześciu tygodni Duch Święty ostrzegał nasz zespół pastorski przed
nadchodzącą tragedią. Zaplanowaliśmy wcześniej szereg ważnych imprez
na nadchodzące tygodnie, takich jak Konferencja Misyjna czy Zlot
Młodzieży. Jednakże Duch Boży nakazał nam odwołać wszystkie
planowane działania. Odczuwaliśmy silne przynaglenie, by zamiast nich
wezwać cały kościół do modlitwy.
Postanowiliśmy rozpocząć serię wieczornych spotkań modlitewnych
odbywających się cztery dni w tygodniu. Od samego początku każde
nabożeństwo przesycone było świętą ciszą, która ogarniała całe
zgromadzenie. Siedzieliśmy tak w obecności Pana, często niemal przez
godzinę. Nikt nie mógł się poruszyć. Potem następowało ciche łkanie i
rozdzierająca serce pokuta. Pamiętam, że podczas jednego z nabożeństw
sam trzymałem się za kolana, by powstrzymać ich drżenie spowodowane
przemożną obecnością Bożą.
Podczas tego nawiedzenia Duch Święty objawił nam powód, dla którego tak
płakaliśmy w naszych sercach. Poruszenie było spowodowane nadchodzącą
tragedią. Straszne nieszczęście przychodziło na ten naród. Choć nie
wiedzieliśmy, co to ma być, to jednak w naszych sercach byliśmy wyraźnie
pobudzani do modlitwy wstawienniczej w tej kwestii.
A potem nagle przyszło nieszczęście, uderzając nie tylko w nasze miasto,
ale również w stolicę kraju. Jeden z prezenterów telewizyjnych powiedział:
"Tylko pomyślcie. Dwa symbole naszej potęgi i dobrobytu zostały
zdmuchnięte w ciągu godziny". Nie wiedział, że właśnie cytuje fragment
Księgi Objawienia 18:10: "Biada, biada tobie, miasto wielkie, Babilonie,
miasto potężne, gdyż w jednej godzinie nastał twój sąd".
Gdy pewien policjant należący do naszego kościoła pomagał ratownikom w
samym centrum katastrofy, jego koledzy zasypywali go pytaniami: "O co
tutaj chodzi? Co się dzieje?" Niedługo potem cały naród zaczął pytać:
"Gdzie w tym wszystkim jest Bóg?"
Słusznie zadajemy sobie to pytanie. Musimy bowiem zrozumieć, gdzie w
tym nieszczęściu jest Bóg. Jednakże w tym celu musimy całkowicie zaufać
jedynie Jego Słowu. Słyszeliśmy setki różnych opinii wypowiedzianych
przez ekspertów z mediów i polityków, lecz wynikało z nich właściwie to
samo - nikt tak naprawdę nie rozumie znaczenia tej nagłej katastrofy.
Co do jednego mogę was zapewnić: Bóg nie został tym wszystkim
zaskoczony. On zna myśli wszystkich ludzi, wyłączając w to każdego
władcę, despotę i terrorystę. Pan śledzi ruchy każdej osoby w tej ogromnej
masie ludzkości. On wie, kiedy siadamy i kiedy wstajemy. Mogę wam
powiedzieć, że to jedno jest pewne: Bóg nad wszystkim czuwa. Nic, co
dzieje się na powierzchni ziemi, nie ma prawa stać się bez Jego wiedzy,
zgody, a czasami jest Jego bezpośrednim dziełem.
Jeśli jesteś chrześcijaninem, to wiesz, że to Bóg
przemówił do Ameryki i do świata przez tę tragedię.
Posługujący i teologowie zewsząd mówią: "Bóg nie ma nic wspólnego z
tymi katastrofami. On nie pozwoliłby na coś tak potwornego". Nic bardziej
mylnego! Ten sposób myślenia sprawia, że nasz naród szybko mija się z
przesłaniem, które Bóg chce nam przekazać poprzez tą tragedię.
Prawda jest taka, że musimy przyjąć Słowo od Boga. Tak jak wielu innych
pastorów płakałem i rozpaczałem nad tym strasznym nieszczęściem.
Szukałem Pana w modlitwie i przez Jego Słowo i chcę wam powiedzieć, że
doświadczyłem jeszcze większego ubolewania, niż opłakiwanie śmierci
niewinnych ludzi. Bierze się ono ze świadomości, że jeśli nie przyjmiemy
przesłania, które On próbuje nam przekazać, jeśli nadal pozostaniemy głusi
na Jego głośne wołanie, czeka nas coś znacznie gorszego.
Prorok Izajasz mówi dokładnie o tym, czego właśnie doświadczyliśmy.
(Jeśli ktokolwiek ma obiekcje co do używania przeze mnie
starotestamentowych przykładów, to odsyłam do słów apostoła Pawła,
odnoszących się do tej kwestii: "A to wszystko na tamtych przyszło dla
przykładu i jest napisane ku przestrodze dla nas, którzy znaleźliśmy się u
kresu wieków" (I Kor. 10:11). Apostoł jasno stwierdza, że przykłady ze
Starego Testamentu pokazują nam jak Bóg działa za naszych czasów.)
W czasie, gdy prorokował Izajasz, Bóg już od 250 lat cierpliwie rozprawiał
się z Izraelem. Pan zsyłał "lekkie utrapienia" na swój lud, które były w
istocie wezwaniem do upamiętania. On próbował odciągnąć ich od
bezczelnego bałwochwalstwa ku swemu błogosławieństwu i przychylności.
Wszyscy prorocy posyłani w tamtych czasach do Izraela mówili im w
zasadzie to samo: "Ukórzcie się". Pismo mówi: "Czcili też bałwany (...) a
chociaż Pan ostrzegał Izraela i Judę przez wszystkich swoich proroków,
przez wszystkich jasnowidzów, mówiąc: Zawróćcie ze swoich błędnych
dróg i przestrzegajcie moich przykazań i ustaw" (II Król. 17:12-13).
Jednakże Boży naród wybrany odrzucił Jego wezwanie do pokuty. "Oni
jednak nie słuchali i stwardniał ich kark" (17:14). Ludzie ci drwili z
proroków wzywających ich do ukorzenia się. Zamiast tego "poszli za
marnością, i sami stali się marnością (...) odrzucili wszystkie przykazania
Pana, Boga swego (...) i całkowicie się zaprzedali, czyniąc to, co złe w
oczach Pana (...) Oburzył się więc Pan bardzo na Izraela" (17:15-18).
Bóg posyłał Izraelowi wezwania do ocknięcia się.
Pierwsze Pańskie wezwanie do ocknięcia się skierowane do Izraela przyszło
poprzez inwazję Asyryjczyków. Ten główny wróg Izraela zaatakował ich
dwie prowincje - Zebulona i Naftalego. Na szczęście ataki ograniczyły się
do tych dwóch miejsc, a straty były minimalne. Jednak Pan wyraźnie
przemawiał w ten sposób do swego ludu. Wybrany lud Boży stracił
poczucie bezpieczeństwa. Mimo to rozminęli się z przesłaniem Pana.
Potem Izrael otrzymał drugie wezwanie do ocknięcia się. Było ono bardzo
poważne. Dwa narody nazywane w Biblii "wrogami Izraela" - Aramejczycy
i Filistyńczycy - połączyli siły w niespodziewanym ataku. Według Izajasza,
atak ów nastąpił "od wschodu i od zachodu" (Izaj. 9:11). To oznacza, że
Izrael został otoczony przez najeźdźców. Ich nagły atak przyniósł całkowite
zniszczenie.
Dochodzimy tym samym do centralnego punktu mojego kazania, a zarazem
do pytania zadawanego przez większość Amerykanów: Gdzie był Bóg
podczas tej nagłej inwazji na Jego wybraną ziemię? Co miał odczytać Jego
lud w związku z katastrofą, jaka nań spadła? Izajasz mówi, że Bóg w swojej
wierności przez cały czas mówił do Izraela: "Pan zesłał słowo przeciwko
Jakubowi, a ono spadło na Izraela" (Izaj. 9:7). Bóg posłał wyraźne słowo
jako przesłanie do całego narodu.
Umiłowani, ten werset mówi nam coś bardzo ważnego w momencie, gdy
my sami przeżywamy katastrofę. Mówi po prostu: "Bóg zawsze posyła
swoje słowo". Nigdy w historii Pan nie zostawił swego ludu bez żadnej
wskazówki w czasie tragedii. Nigdy nas nie porzucił, zmuszając do
rozgryzienia sprawy o własnych siłach. On zawsze dostarcza nam słowo
zrozumienia.
Nawet teraz Pan wzbudza pobożnych stróżów, którzy będą mówić w Jego
imieniu w tych dniach. Ci pasterze są pogrążeni w rozpaczy, płaczą i
pokutują, szukając Jego oblicza. Ufam, że słyszą i rozumieją Boże
przesłanie kryjące się za obecnymi wydarzeniami. Co więcej, nie boją się
ogłaszać poważnych ostrzeżeń, gdyż wiedzą, że odebrali je od samego Pana.
Odczuwają nieodparte przynaglanie, by mówić o Jego planie stojącym za
naszym nieszczęściem.
Muszę przekazać Słowo,
którego nikt z nas nie chce słyszeć.
Wielu czytelników nie przyjmie słowa, które zamierzam przekazać.
Pomyślą zapewne, że jest ono bezduszne, okrutne i niemiłe w momencie
narodowej żałoby. Pragnę wam jednak powiedzieć, że jeśli nie usłyszymy
Bożej prawdy i nie stawimy jej czoła, nasz naród będzie zgubiony. Oto
słowo, które Bóg pragnie nam teraz posłać: "Pan pobudzi przeciw niemu
jego wroga, Resyna, i podburzy jego nieprzyjaciół (...) [gdyż] lud nie
nawraca się do tego, który go smaga, i Pana Zastępów nie szuka" (Izaj.
9:10,12).
Biblia wyraża się niezwykle jasno: Bóg użył wrogich narodów, by skarcić
swój lud. Pan posługiwał się tymi wrogami jako narzędziem służącym do
ostrzeżenia Izraela i wezwania go do upamiętania. "Biada Asyryjczykowi,
lasce mojego gniewu, w którego ręku jest rózga mojej zawziętości. Poślę go
przeciwko narodowi niegodziwemu i przeciwko ludowi mojego gniewu
powołam go, aby brał łup i grabił, i podeptał go jak błoto na ulicy" (Izaj.
10:5-6).
Bóg nakazał tej koalicji wrogów Izraela, by skarciła naród wybrany. Pan
próbował ostrzec Izraela: "Unieśliście się dumą. Ale teraz ściągnę was na
dół. Pozwolę na to, że zostaniecie ukarani przez waszych wrogów."
Wroga koalicja przypuściła frontalny atak. Wtedy Izraelici nagle ujrzeli z
przerażeniem, jak ich budowle zaczynają się walić. Ogień szalał w
miastach, powodując pożary majestatycznych budowli. W krótkim czasie
cały Izrael stanął w płomieniach. I wtedy lud Boży zaczął biadać: "Mury z
cegły runęły (...) sykomory wycięto" (Izaj. 9:10).
Po doświadczeniu ostatnich tragedii w Nowym Jorku i Waszyngtonie mamy
już pewne wyobrażenie o emocjach, jakie wtedy odczuwali starożytni
Izraelici. Czy jednak upamiętali się po tym przerażającym ataku? Czy naród
zgodnie przyznał, że Bóg już od pewnego czasu posyłał im ostrzeżenie? Czy
przywódcy usłyszeli Boga przemawiającego poprzez to okropne
nieszczęście? Nie. Ich reakcja była wręcz odwrotna. Początkowy strach
szybko ustąpił miejsca przypływowi narodowej dumy. "Cały lud (...) w
pysze i wyniosłości serca [mówi]" (9:8).
Hebrajskie słowo przetłumaczone tutaj jako wyniosłość oznacza w tym
wersecie poczucie wielkości. Innymi słowy, gdy atak się zakończył Izraelici
odzyskali swoją ufność i ogłosili: "Mury z cegły runęły, wybudujemy je z
kamienia ciosanego, sykomory wycięto, zasadzimy cedry" (9:9). Tym
samym twierdzili: "Te katastrofy nie pochodzą od naszego Pana. To po
prostu wypadek losowy, jedna z tych nieszczęśliwych tragedii, których nie
da się wyjaśnić.
Jesteśmy wielkim i potężnym narodem. Jesteśmy dumni i nieugięci.
Pokażemy światu, że ostatnie słowo i tak należy do nas. Odbudujemy
zawalone budynki, a na ich miejscu staną jeszcze większe i lepsze. Tamte
były z cegieł, a teraz użyjemy ciosanego kamienia. Tamte skonstruowano
tanim kosztem, a teraz postaramy się użyć lepszych materiałów. Jesteśmy
narodem błogosławionym przez Boga. Wyjdziemy z tej katastrofy silniejsi
niż kiedykolwiek".
Czy to nie brzmi znajomo? Sam Pan użył złego wroga, by posłać wobec
swego ludu ostrzeżenie polegające na skarceniu. Chciał nimi potrząsnąć, by
się obudzili i spostrzegli swój kompromis, a potem pociągnąć ich z
powrotem ku sobie i wylać na nich swe błogosławieństwo oraz otoczyć ich
swoją ochroną. Jednakże przez cały czas żałoby i przerażenia lud Boży ani
razu nie przyznał, że w całej tej sytuacji jest Jego ręka. Nikt nie zapytał: "Co
Pan chce nam przez to powiedzieć? Czy to nie On próbuje do nas
przemówić?" Nikomu przez myśl nie przeszło, że tak dumny i wielki naród
mógłby zostać upokorzony i skarcony. Wręcz przeciwnie, używano
wszelkich okazji by zaprzeczyć takiej możliwości. Oni odwrócili swoje
uszy, by nie słyszeć Bożego ostrzeżenia.
Pytam Was: Czy przykład Izraela nie jest uderzająco podobny do tej całej
sytuacji, której byliśmy świadkami w ostatnich tygodniach? Proszę, nie
zrozumcie mnie źle. Jestem wdzięczny Bogu za to, że mamy moralnego
prezydenta, który kieruje naszym krajem. Dziękuję Bogu za wszystkich
oddanych chrześcijan, którzy służą na wysokich stanowiskach. Nasz kościół
modli się żarliwie za przywódców kraju. Jesteśmy również wdzięczni za
chwilowe pobudzenie naszych rodaków do modlitwy. To zachęcające,
widzieć tylu ludzi, którym otwierają się oczy i zaczynają przemyśliwać
zmianę swojego stylu życia.
Lecz mimo to nadal istnieje niebezpieczeństwo, że miniemy się z Bożym
przesłaniem do nas. Pomyślcie sami: gdy władze ogłaszają minutę ciszy,
gotowi jesteśmy potraktować to jako akt prawdziwego upamiętania. Widząc
polityków śpiewających "Boże błogosław Amerykę" myślimy, że nasz
naród powraca do Boga. Widząc, jak w przerwach meczów sportowych
zachowuje się minutę ciszy mamy nadzieję, że stoi za tym jakieś duchowe
przeżycie.
Lecz czy to już cała reakcja na naszą ostatnią tragedię? Czy ludzie zebrani
na stadionach przestoją minutę w milczeniu, a potem wrócą do malowania
twarzy na barwy klubowe, żłopania jednego piwa za drugim i szalonych
ryków zagrzewających ulubiony zespół do boju?
Tak jak większość Amerykanów płakałem, widząc senatorów i przywódców
Kongresu stojących na stopniach Kapitolu i śpiewających "Boże błogosław
Amerykę (...) ujmij się za nami i prowadź nas (...)". Jednak kiedy tak
płakałem Pan przypomniał mi: "Wielu z liderów, którzy teraz śpiewają,
ciężko pracowało, by wyeliminować Mnie z amerykańskiego
społeczeństwa. Są również zdeterminowani, by wymazać moje imię z
amerykańskich podręczników historii. Pozwolili też na wymordowanie
milionów dzieci w wyniku aborcji".
I wtedy uderzyła mnie absolutna hipokryzja przesycająca to wszystko.
Zbliżamy się do Boga ustami, lecz sami nadal pogrążamy się w błocie
niemoralności.
Gdy jakiś naród jest karcony przez Boga,
może zareagować na jeden z dwóch sposobów.
Karcony naród może ukorzyć się i pokutować, jak uczyniła to Niniwa. Albo
zbliżyć się do Pana ustami, a potem zwrócić się do własnej siły i wynieść
ponad to napomnienie. Będą organizowane wielkie zgromadzenia pod
hasłem: "Jesteśmy tak silni, że przetrwamy każdą katastrofę. Umiemy sobie
poradzić z każdym problemem. Jesteśmy naprawdę wielkim narodem".
Jestem takim samym patriotą jak każdy inny Amerykanin. Jestem tak samo
wzruszony jak wszyscy, kiedy widzę, jakiej jedności doświadcza teraz nasz
naród. Dziękuję Bogu za heroiczne wysiłki i niewiarygodne poświęcenie,
jakie towarzyszyły ostatnim atakom terrorystycznym, a których byliśmy
świadkami. Cały świat podziwia hart ducha i wzajemną miłość okazywaną
przez mieszkańców Nowego Jorku, Waszyngtonu i całej Ameryki.
Stoimy jednakże przed tym samym niebezpieczeństwem, co starożytny
Izrael. W przypływie żarliwego patriotyzmu możemy z łatwością minąć się
Bożym przesłaniem dla naszego narodu. Teraz stoimy na tym samym
rozdrożu, co kiedyś Izrael.
Zastanawiam się: Czy gdybyśmy żyli za czasów Izajasza, posłuchalibyśmy
jego proroczych ostrzeżeń? Czy też może odwrócilibyśmy swoje uszy, by
go nie słyszeć? Zarówno Jerozolima jak i naród Judy nie uwierzyli, że mogą
zostać upokorzeni. Jednak Izajasz prorokował: "Jak uczyniłem Samarii i jej
bałwanom, tak uczynię Jeruzalemowi i jego bałwanom" (Izaj. 10:11).
Innymi słowy Bóg im powiedział: "Osądziłem już inne narody za dokładnie
ten sam rodzaj bałwochwalstwa, który uprawiacie. Dlaczego nie miałbym
osądzić i was? Co takiego sprawia, że mielibyście być wyłączeni spod
mojego prawa?"
W całej Ameryce ludzie organizują spotkania poświęcone "modlitwie i
uczczeniu pamięci poległych". Jest rzeczą piękną i godną szacunku (a także
absolutnie biblijną) pamiętać o zmarłych. Dlaczego jednak tak bardzo
obawiamy się wzywać do spotkań poświęconych "modlitwie i
upamiętaniu"? Właśnie teraz większość Amerykanów koncentruje się
głównie na uczczeniu pamięci poległych i na zemście. Dlaczego nikt w
Ameryce nie wzywa do powrotu na drogi Pańskie?
Jeśli chodzi o ukaranie terrorystów, to Izajasz odnosi się także i do tej
sprawy ogłaszając: "Gdy Pan dokona całego swojego dzieła na górze Syjon
i w Jeruzalemie, wtedy ukarze owoc pychy serca króla asyryjskiego" (Izaj:
10:12). Rzeczywiście, gdy Bóg skończył używać Asyrię jako "rózgę swego
gniewu", zniszczył ich. W podobny sposób Bóg doprowadzi do upadku
wszystkich terrorystów, którzy atakują i mordują niewinnych ludzi. Już
niedługo spotkają się w piekle ze swym odwiecznym przeznaczeniem.
Oto przesłanie, które, jak wierzę, Bóg posyła
wołając do nas głośno w naszych katastrofach.
Głęboko w swoim duchu słyszę głos Pana: "Obdarzyłem was powodzeniem
większym niż wszystkie inne narody, a jednak przez lata trwaliście w
bałwochwalstwie czcząc bożki ze srebra i złota. Cierpliwie znosiłem waszą
bezwstydną zmysłowość, wasze wykpiwanie tego, co święte, przelewanie
niewinnej krwi i wytrwałe próby wymazania mnie z pamięci waszego
społeczeństwa. Wasz czas dobiega końca.
Posyłałem do was proroka za prorokiem, stróża za stróżem. Byliście
ostrzegani raz po raz. A jednak nadal nie chcecie otworzyć oczu i zobaczyć,
jak nikczemne są wasze ścieżki. Teraz uderzyłem was w nadziei, że wami
potrząsnę i uratuję was. Pragnę uleczyć wasz kraj, zniszczyć waszych
wrogów i przywrócić wam moje błogosławieństwo. Ale nie macie oczu,
żeby to zobaczyć".
Skoro Bóg nie oszczędził innych narodów, które przez swoje prawo usunęły
Go, to dlaczego miałby oszczędzić Amerykę? Osądzi nas tak samo, jak to
uczynił z Sodomą, Rzymem, Grecją i każdą inną kulturą, którą odwróciła
się do Niego plecami.
Zwróćcie uwagę, co Bóg powiedział przez proroka Ezechiela: "Odrzućcie
od siebie wszystkie swoje przestępstwa (...) i stwórzcie sobie nowe serce i
nowego ducha! Dlaczego macie umierać, domu izraelski? Gdyż nie mam
upodobania w śmierci śmiertelnika, mówi Wszechmocny Pan. Nawróćcie
się więc, a żyć będziecie!" (Ez. 18:31-32).
Jeśli ktokolwiek wątpi czy Bóg odczuwa ból, tutaj jest dowód Jego
wielkiego współczucia. On również rozpacza i smuci się z powodu śmierci
człowieka. Mówi nam o tym wyraźnie w powyższym fragmencie: "Nie
mam upodobania w patrzeniu na wasze cierpienie i śmierć. Właśnie dlatego
wzywam was, byście odwrócili się od grzechu i wybrali życie".
Bóg szczególnie opłakuje nieszczęścia, jakie spadają na niewinnych. W
ubiegłych tygodniach Jezus z pewnością płakał nad ofiarami ataków
terrorystycznych. Pismo mówi o Nim, że "zbiera w bukłak łzy świętych".
Rzeczywiście, wierzę że wiele łez wylewanych przez chrześcijan to łzy
samego Boga, który porusza nas przez swego Ducha.
Czasem jednak Boża sprawiedliwość i prawość powodują, że ten żal zostaje
powstrzymany. Dzieje się to wtedy, gdy nie pozostaje Mu nic innego jak
tylko wylać sąd jako ostateczność. Najwspanialszym tego przykładem jest
ofiarowanie przezeń swego Syna Jezusa. Sprawiedliwość żądała, by grzechy
całego świata zostały włożone na niewinnego człowieka, który miał zostać
skazany na śmierć za wszystkich. Powiedzcie, któż mógłby być bardziej
niewinny od Syna Bożego? A jednak Chrystus dobrowolnie złożył siebie w
ofierze, by wyjednać uwolnienie i zbawienie dla całej ludzkości.
Co się stanie z Ameryką, jeśli
miniemy się z Bożym przesłaniem?
Co się stanie z naszym narodem, jeśli odrzucimy Boże wezwanie do
powrotu całym sercem na Jego drogi? Co będzie, gdy aborcje będą nadal
dokonywane, a płody będą służyć do badań naukowych... gdy nadal
będziemy wymazywać naszego Zbawiciela z podręczników historii... gdy
będziemy odbudowywać wszystkie ruiny tworząc jeszcze lepsze i okazalsze
budowle tylko po to, by się bardziej wywyższyć... gdy będziemy polegać
bardziej na swojej sile zbrojonej niż na mocy Bożej?
Izajasz opisuje los każdego narodu, który odrzuca Boga i pyszni się własną
wielkością: "Bezprawie rozgorzało jak ogień (...) tak że (...) się unosi w
słupach dymu. Z powodu gniewu Pana Zastępów wypalona jest ziemia, a
lud stał się pastwą ognia, nikt nie lituje się nad swoim bratem. I porywają to,
co z prawej strony, ale nadal są głodni (...). Każdy pożera ciało swojego
bliźniego" (Izaj. 9:18-19).
Pochłaniający ogień wzniesie się aż do niebios. Ciemności pokryją ziemię.
Ekonomia zostanie powalona nagłym ciosem. Nastąpią podziały w
narodzie, w społecznościach, w sąsiedztwach, w rodzinach. Ludzie będą
zważać tylko na siebie samych w desperackiej walce o przetrwanie. I niech
was Bóg ma w swojej opiece, jeśli się do nich zbliżycie.
Dziewięć lat temu otrzymałem prorocze przesłanie i wypowiedziałem je
przed zgromadzeniem w Times Square Church dokładnie 7 września 1992
roku. Pozwólcie, że je teraz przypomnę:
"To ostrzeżenie nie ma na celu przestraszenia was, lecz abyście przynieśli je
przed oblicze Pana i modlili się. Oto, co jak wierzę, pokazał mi Bóg:
Trzydzieści dni karcenia spadnie na Nowy Jork - takiego karcenia, jakiego
jeszcze świat nie widział. Bóg sprawi, że runą mury. Będziecie świadkami
niewyobrażalnej przemocy i aktów łupiestwa. Przemoc będzie tak okrutna,
że cały świat zostanie zaszokowany. Nasze ulice zapełnią się nie tylko
oddziałami Gwardii Narodowej, ale również wojskiem.
Tysiące pożarów zapłonie jednocześnie w całym mieście. W Los Angeles
pożary ograniczone były jedynie do kilku dzielnic, lecz Nowy Jork w
całości stanie w ogniu. Będzie pożar na Times Square, a słupy ognia sięgną
nieba i będą widoczne z odległości wielu kilometrów. Wozy strażackie nie
będą w stanie opanować sytuacji.
Staną wszystkie pociągi i autobusy. Straty sięgną miliardów dolarów.
Przedstawienia na Broadwayu zostaną całkowicie odwołane. Przedsiębiorcy
w panice opuszczą miasto. Takich rzeczy można się spodziewać w krajach
Trzeciego Świata, ale nie w cywilizowanym państwie, takim jak Stany
Zjednoczone. Jednak po niedługim czasie miasto Nowy Jork zupełnie
zbankrutuje. Niedawna królowa metropolii legnie w prochu stając się
miastem ubóstwa.
Zapytacie zapewne, kiedy to wszystko nastąpi? Wszystko, co mogę
powiedzieć to to, iż wierzę, że będę wtedy tutaj. Jednak gdy to nastąpi, lud
Boży nie powinien się bać ani wpadać w panikę".
Ostatnio biura naszej misji zasypywane są telefonami i pytaniami. Ludzie
pytają: "Czy atak terrorystyczny z 11 września był tą katastrofą, o której
prorokowałeś w 1992 roku?" Nie, wcale nie. To, co widziałem, będzie o
wiele gorsze. Zaiste, jeśli Ameryka odrzuci Boże wezwanie do upamiętania,
staniemy w obliczu takiego sądu, jaki został wylany na starożytny Izrael. I
nie dotknie on tylko Nowego Jorku, lecz wszystkich regionów kraju. Nawet
środkowa część Stanów nie zostanie oszczędzona. Ekonomia narodowa
upadnie i wybuchnie przemoc. Pożary strawią nasze miasta, a czołgi wyjadą
na ulice.
Być może zastanawiacie się tak jak ja: "Czy można tego wszystkiego
uniknąć?" Tak, zdecydowanie tak. Wierzę, że wykonanie wyroku zostanie
zawieszone jeśli nasz prezydent stanie się jak Jozjasz. Zapewne pamiętacie,
że ten król szukał Pana całym swoim sercem. Wszyscy powinniśmy się
modlić, by Bóg dał naszemu prezydentowi takiego samego ducha, jakiego
miał Jozjasz, aby zadrżał przed Słowem Pańskim. Pan powiedział do
Jozjasza:
"Oto Ja sprowadzę nieszczęście na to miejsce i na jego mieszkańców (...) za
to, że mnie opuścili i spalali kadzidła innym bogom (...) Królowi judzkiemu
zaś, który was posyła po wyrocznię Pana, tak powiedzcie: Ponieważ twoje
serce zmiękło i ukorzyłeś się przed Panem, gdy usłyszałeś, co powiedziałem
o tym miejscu i o jego mieszkańcach, że staną się przedmiotem grozy i
przekleństwem (...), przeto usłyszałem i Ja - mówi Pan - toteż (...) twoje
oczy nie [będą oglądać] całego tego nieszczęścia, jakie Ja sprowadzę na to
miejsce" (II Król. 22:15-20).
Bóg powiedział królowi mniej więcej tak: "Dopóki jesteś przy władzy,
drżysz przed moim Słowem i polegasz na mnie, nie ujrzysz sądu, jaki
przyjdzie na to miejsce. Nie stanie się to podczas twojego panowania".
Wierzę, że nasze "okno sposobności", by odpowiedzieć na Boże wezwanie
otwarło się na krótką chwilę. Wszyscy powinniśmy się modlić, żeby nasz
naród się upamiętał i wrócił do Pana. Jednak najbardziej żarliwe modlitwy
powinny dotyczyć naszych własnych serc: "Panie, daj, bym drżał nie przed
katastrofami, lecz przed Twoim Słowem. Pragnę usłyszeć w tym wszystkim
Twój głos. Spraw, bym zwrócił się do Ciebie całym sercem".

Brak komentarzy: