wtorek, 11 listopada 2014

Zwiastowanie Chrystusa z autorytetem
(Proclaiming Christ with Authority)

David Wilkerson
3 lipca 2006
__________
W ostatnich kilku latach prowadziliśmy wiele konferencji dla pastorów, ale
celowo nie nauczałem, jak głosić kazania. Dość mam zmagań z moimi
własnymi kazaniami i nie chciałbym nikogo uczyć, jak to robić.
Pamiętam wyraźnie takie chwile w mojej ponad pięćdziesięcioletniej
służbie kaznodziejskiej, kiedy głoszone przeze mnie słowo poruszało i
przeszywało moją własną duszę. Kiedy głosiłem te kazania, wiedziałem, że
towarzyszy im duchowy autorytet. Był w nich bez wątpienia dotyk Pana.
Pamiętam też wyraźnie chwile, kiedy mojemu zwiastowaniu brakowało tego
szczególnego namaszczenia. Nie było w nich “głosu trąby”, ani
przeszywania do głębi duszy ludzkiej, nie było prawdziwego duchowego
autorytetu. W takich momentach moje kazanie było wyciszone i
informacyjne, ale nie było przekonujące ani osądzające.
Kiedy teraz myślę o tych poszczególnych kazaniach,
wiem w moim sercu
dlaczego brakowało im świętego ognia i pasji.
W takich chwilach moja własna dusza była sucha i pusta, a słowo, które
głosiłem, było “po prostu kolejnym kazaniem”. Tak było zawsze, kiedy Pan
na jakiś czas zabierał mi Swoje namaszczenie.
Duch Święty w tym czasie nie zabierał mi kazalnicy, ale zabierał ode mnie
duchowy autorytet, o którym tu piszę. Były to dla mnie trudne dni. Jednak
zawsze w głębi duszy wiedziałem dlaczego moje kazanie było inne i
dlaczego moje przesłania nie dotykały głęboko słuchaczy. To dlatego, że
Bóg odgradza od duchowego autorytetu każdego sługę, z którym wiedzie
spór.
Prawda była taka, że były sprawy, którym nie chciałem stawić czoła,
grzechy ducha, o których myślałem, że mnie one nie dotyczą. Z łatwością
dostrzegałem te grzechy u innych, ale nie dopuszczałem do świadomości, że
we mnie też są.
Wszyscy wiemy, że czasy, w których żyjemy, wymagają głoszenia z
wielkim duchowym autorytetem. Nie mówię o lepiej wygładzonych
kazaniach, ani nawet o głoszeniu z większym objawieniem. Właściwie to
głoszenie, o jakim mówię, nie mogłoby być nazwane “dobrym kazaniem”.
Dlaczego?
Kiedy usłyszysz takie zwiastowanie, twój duch jest tak uniżony, że nawet
nie myślisz o niczym innym. Nie osądzasz, czy to kazanie było dobre, czy
nie, a tym bardziej nie pochlebiasz kaznodziei, który je wygłosił. Twoja
jedyna reakcja, to paść na kolana przed świętą obecnością Pana.
Taki rodzaj zwiastowania wykracza daleko poza zwykłe emocje, a zamiast
tego odsłania nasze sumienie przed Bogiem .Efekt jest taki, jakbyśmy stali
dosłownie przed Panem, a nasze myśli i czyny zostały przed Nim szeroko
otwarte.
Paweł określa takiego sługę, który głosi z takim autorytetem, jako kogoś,
kto “wyrzekł się tego, co ludzie wstydliwie ukrywają, nie postępuje
przebiegle ani nie fałszuje Słowa Bożego” (2 Kor. 4:2).
Taki sługa był sam na sam z Jezusem i otworzył swoje serce na działanie
Ducha Świętego. Według Pawła, ustawiczną modlitwą takiego sługi jest:
“Panie, pokaż mi moje grzeszne motywacje, moje nieświęte ambicje oraz
każdą nieszczerość i manipulację. Nie pozwól mi głosić z żadnym ukrytym i
nieszczerym nastawieniem w moim sercu”.
Duch Święty przemówił do mnie na ten temat bardzo wyraźnie, mówiąc;
“By mieć Mój duchowy autorytet, musisz zapłacić pewną cenę”.
“Dawidzie, jesteś oczyszczony krwią. Jesteś objęty Moim przymierzem i
jesteś Moim odkupionym synem. Jeżeli chcesz takiego namaszczenia –
takiego, które manifestuje moją prawdę każdemu sercu – musisz pozwolić
Mi rozprawić się z pewnymi sprawami, które odgradzają cię od duchowego
autorytetu.”.
Podzielę się z wami tym, jak Bóg rozmawiał ze mną o tej sprawie:
1. Bóg zapytał mnie:
“Czy jesteś gotów zająć najniższe miejsce w domu?
Czy jesteś gotów być z dala od głównego stołu”?
W Ewangelii Łukasza 14 Jezus został zaproszony przez pewnego ważnego
Faryzeusza, by “jeść chleb” w jego domu. Byli tam też zaproszeni inni
Faryzeusze, ludzie, którzy tak, jak gospodarz, byli przodującymi liderami w
przestrzeganiu zakonu.
Kiedy gospodarz zaprosił gości do stołu, zaczęły się targi o to, kto ma
zasiąść przy głównym stole. Pismo Święte mówi nam, że Jezus zauważył,
“jak obierali pierwsze miejsca” (Łuk. 14:7). Był to wyraźny pokaz pychy,
chęć bycia zauważonym.
Kiedy sam Chrystus usiadł, by jeść, skierował do tych religijnych liderów
Izraela słowa napomnienia. “Gdy cię ktoś zaprosi na wesele, nie siadaj na
pierwszym miejscu, bo czasem zjawi się ktoś znaczniejszy od ciebie, także
zaproszony, wtedy przyjdzie ten, który ciebie i tamtego zaprosił i powie ci:
Ustąp temu miejsca; i wtedy ze wstydem będziesz musiał zająć ostatnie
miejsce.
A gdy będziesz zaproszony i pójdziesz, usiądź na ostatnim miejscu, gdy zaś
przyjdzie ten, który cię zaprosił, rzecze do ciebie: Przyjacielu, usiądź wyżej!
Wtedy doznasz czci wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem,
kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”
(Łuk. 14:8-11).
Jezus opisywał tu szczególny typ ludzi religijnych,
których można znaleźć w każdym wieku.
Słowa Chrystusa w tej scenie odnoszą się do wszystkich Jego naśladowców.
Jednak kiedy patrzył na siedzących w domu Faryzeusza, odnosił to do
szczególnego typu liderów: tych, którzy “chętnie chodzą w długich szatach i
lubią pozdrowienia na placach i pierwsze krzesła w synagogach i przednie
miejsca na ucztach,... i dla pozoru długie modły odprawiają” (Łuk. 20: 46-
47).
Krótko mówiąc, Jezus mówi nam, że są tacy mężczyźni i kobiety, którzy
robią dobre uczynki tylko dlatego, by inni ich widzieli. Tacy ludzie kochają
być w świetle reflektorów i stale trąbią przed sobą.
W moich podróżach z moim synem Garym byliśmy świadkami takiego
trąbienia o sobie. Na niektórych konferencjach dla pastorów, które
prowadzimy na całym świecie, ludzie podchodzili do nas, z całą rzeszą
swoich pomocników, chwaląc się swoimi wspaniałymi osiągnięciami:
“Ja jestem pastorem jednego z największych kościołów w tym kraju. Mamy
20.000 członków i nadajemy program TV na cały kraj. Zakładamy zbory po
całym kraju i świecie. Tłumy są zbawiane”.
Często ci ludzie są tak zachwyceni swoimi wielkimi uczynkami, że nawet
nie mają czasu powiedzieć, jak się nazywają.
Spotykamy też pastorów,
którzy mają zupełnie innego ducha.
Kiedy spotykamy takich ludzi, już przy przywitaniu nasze serca się radują.
Przeważnie tacy pastorzy siadają w zgromadzeniu niezauważeni. Nie mają
reklamy, ani raportów mówiących nam o ich służbie, a na ich twarzach
wyraźnie widać Jezusa.
Na jednej z konferencji spotkaliśmy takiego człowieka i kiedy go
zapytałem, “czy jesteś pastorem”?, on odpowiedział, “Tak”. Zapytaliśmy, “a
gdzie”. On odpowiedział, “mam różne obowiązki”.
Później powiedziano nam, “Bracie Dawidzie, Bracie Gary, czy wiecie, kim
jest ten człowiek? On jest biskupem odpowiedzialnym za 6 milionów
wierzących w sześciu krajach. Jest jednym z najbardziej szanowanych ludzi
w tym regionie”.
Oto był człowiek wielce szanowany, który prowadził olbrzymią służbę, ale
sam nauczył się wybierać najniższe krzesło w domu.
Od wielu tygodni nie mogę
otrząsnąć się ze słów Jezusa:
“zajmij najniższe miejsce w domu”.
Co dokładnie Jezus czyni, kiedy przekazuje nam takie słowa? Jako
kaznodzieja, biorę te szczególne słowa od Pana bardzo poważnie. Przez to
On zaprasza każdego pastora, ewangelistę, nauczyciela i zwykłego
wierzącego, by “usiadł wyżej”, na miejscu sprawiedliwości i honoru. Do
jakiego honoru On nas zaprasza?
Chodzi o uzyskanie duchowego autorytetu, który przechodzi przez
najtwardsze mury ludzkich serc. To znaczy mieć namaszczenie rozrywające
zasłonę, która jest na umyśle każdej zaślepionej duszy. To zaproszenie, by
“pójść wyżej” jest zaproszeniem do wejścia do pełni Bożego dotknięcia.
Jest to zaproszenie do bogatszej intymności, by móc stać się bardziej
przekonującym, pewnym i sprawiedliwym głosem Pana.
Jedno jest pewne: póki będę się chwalił – póki “moje” uczynki i “moja”
służba pojawia się w każdej rozmowie, nie może być prawdziwego
autorytetu w moim zwiastowaniu. Muszę wyznać, że byłem niedawno
zaszokowany tym, co sam mówiłem do pewnych ludzi, kiedy zostałem im
przedstawiony. W moich własnych słowach zauważyłem ukrytą potrzebę
bycia szanowanym i respektowanym. Nie zajmowałem najniższego krzesła
w domu.
Wierzę, że te słowa są szczególnie trudne dla kaznodziejów, ale jest to
słowo również dla każdego dziecka Bożego. To stwierdzenie Jezusa określa
najtrudniejszą pracę, do jakiej On nas powołał. Jest to powołanie, by uczyć
się słuchać innych, a nie próbować ich przewyższać. Wszyscy jesteśmy
powołani, by być zwiastunami Ewangelii Chrystusa, a bez pokory nasze
słowa nic nie osiągną.
Podam wam osobisty przykład. Wiele lat temu, na obiedzie dla
kaznodziejów w Nowym Jorku, jeden znany pastor chwalił się, że pewien
słynny milioner uczęszcza do jego zboru. W pewnym momencie ja
wyskoczyłem i dodałem, “ Ale on bywa często również na naszych
nabożeństwach”.
Po tym bardzo się zawstydziłem. Złamany w duchu, modliłem się, “O
Panie, czy ja nigdy nie nauczę się, by zamknąć swoje usta i nie chwalić
się”?
2. Duchowy autorytet jest dany tym,
którzy wyznają każde ziarenko gniewu i zazdrości,
jakie się w nich pojawi.
Wszyscy mamy w sobie zazdrość i zawiść. Pytanie polega na tym, kto się
do tego przyznaje?
Święty purytański kaznodzieja Thomas Manton powiedział o ludzkiej
skłonności do zazdrości: “Rodzimy się z tym grzechem Adama. Wypijamy
to z mlekiem matki”. Jest to zakorzenione w nas.
Takie grzeszne nasienie nie pozwala nam radować się z błogosławieństwa,
osiągnięć i czynów innych kaznodziejów. Efektem tego jest wznoszenie
potężnych murów pomiędzy nami, a naszymi braćmi i siostrami: “Okrutna
jest zapalczywość i niepohamowany jest gniew; lecz kto się ostoi przed
zazdrością”? (Przyp. Sal. 27:4).
Jakub dodaje do tego, “Jeśli jednak gorzką zazdrość i kłótliwość macie w
sercach swoich, to przynajmniej nie przechwalajcie się i nie kłamcie wbrew
prawdzie”. (Jak. 3:14).
Jako posłaniec Ewangelii Chrystusa, nie mogę trzymać w sercu żadnej
zazdrości czy zawiści do kogokolwiek. Jakub mówi wyraźnie, że to nie
pozwoli mi głosić czy nauczać z żadnym duchowym autorytetem, gdyż
żyłbym kłamstwem, a nie prawdą.
Mówiąc prosto, ten grzech zawiści czy zazdrości jest gorzką trucizną. Piszę
to przesłanie dzisiaj, ponieważ Duch Święty pokazał mi okropność tego
grzechu w oczach Pana. Jeżeli się temu poddamy, to ceną będzie nie tylko
pozbawienie się duchowego autorytetu, ale to otworzy nas na aktywność
demoniczną.
Król Saul stanowi
najwyraźniejszą definicję tego
w całym Piśmie Świętym.
W 1 Samuelowej 18 widzimy, jak Dawid wraca z bitwy, w której pokonał
Filistynów. Kiedy on i król Saul wjeżdżali do Jerozolimy, kobiety izraelskie
wyszły, by świętować zwycięstwo Dawida, tańcząc i śpiewając, “Saul
pokonał tysiąc, a Dawid dziesięć tysięcy”.
Saul poczuł się zraniony przez te radosne słowa, myśląc sam w sobie,
“Przypisały Dawidowi dziesięć tysięcy, a mnie przypisały tylko tysiąc.
Teraz brak mu już tylko królestwa”. (1 Sam. 18:8).
Natychmiast Saula ogarnął duch zazdrości i zawiści. Zaraz w następnym
wierszu czytamy, jaki zgubny wpływ miało to na niego.” Od tego dnia i
nadal spoglądał Saul na Dawida z zazdrością” (1 Sam. 18:9).
Przez całą noc Saul dyszał zemstą, nurzając się w użalaniu nad sobą.
Myślał, “Pracowałem tak ciężko, rezygnując ze wszystkiego, by służyć tym
ludziom, a teraz oni odwracają się ode mnie i przyznają Dawidowi więcej
chwały i honoru, niż mnie. Śpiewają na chwałę mojego asystenta, a ignorują
mnie”.
Tragiczne jest to, że po tym “Saul stał się stałym wrogiem Dawida” (18:29).
Saul został całkowicie zwiedziony
przez swoją zazdrość.
Prawda była taka, że bez względu na to, jak głośno ludzie wychwalali
Dawida, Duch Boży był nadal nad Saulem, dając temu królowi duchowy
autorytet i namaszczenie, a Izrael nadal go kochał. Bóg naprawdę kochał
Saula, a obietnica Pańska, że zbuduje mu trwały dom, była ciągle ważna.
Gdyby Saul uniżył się przed Panem w pokucie i uświadomił sobie, że to jest
atak nieprzyjaciela na jego duszę, gdyby przyznał się do swojej zazdrości i
wyrzucił ją z serca, Bóg by uczcił Swojego namaszczonego sługę. Saul
byłby nie tylko pierwszym, ale też największym królem Izraela. Prawda o
Dawidzie jest taka, że ten lojalny dowódca wojsk chętnie by umacniał
królestwo dla Saula, używając swoich zdolności militarnych.
Jednak Saul nie potrafił zająć najniższego miejsca. Zamiast tego był
pędzony przez swojego ducha zazdrości na najwyższe miejsce. To, co stało
się następnego dnia, powinno nas wszystkich napełnić świętym strachem.
“Następnego dnia wstąpił w Saula zły duch od Boga, tak iż w domu popadł
w szał... I Saul zaczął się bać Dawida, gdyż Pan był z nim, a od Saula
odstąpił” (18:10,12).
Każdy zbór, duży czy mały zasługuje na to, by słuchać Słowa Bożego
głoszonego z autorytetem. Tak jednak nie będzie, jeżeli wszędzie te sprawy
z sercu nie zostaną załatwione przed Bogiem przez Jego sług.
Na podstawie przymierza,
które Bóg dał nam w Nowym Testamencie,
nigdy nie jest za późno,
by mieć ten duchowy autorytet.
W tych ostatecznych czasach Bóg potrzebuje każdego z nas. Każdy naród
potrzebuje każdego kaznodziei, ordynowanego czy nie, by szli naprzód z
prawdziwym duchowym namaszczeniem. Mówiąc prosto – Chrystus musi
być zwiastowany z autorytetem. A Słowo, które mamy zwiastować, nie jest
skomplikowane.
Wyznaję przed wami, że ja też jeszcze nie posiadłem w pełni w tego
duchowego autorytetu. Jednak w Swojej miłości i miłosierdziu Pan
powiedział mi, co muszę zrobić, by zdobywać coraz większą miarę tego
autorytetu.
Dwadzieścia lat temu stałem na rogu 42 ulicy i Broadway, w sercu Times
Square i modliłem się, by Bóg wzbudził kościół na tym rozdrożu świata.
Kościół Times Square zrodził się na rogu tych ulic, a ja każdego roku
wracam na to samo miejsce, by rozmawiać z Panem.
W ubiegłym miesiącu, blisko moich 75 urodzin poszedłem tam znowu i
stanąłem na tym samym miejscu, gdzie stałem wiele lat temu. Tym razem
pytałem Pana, “Co chcesz, abym robił przez resztę mojego życia? Na czym
powinienem się skupić”?
Otrzymałem odpowiedź: “Przybliż się do mnie, a Ja przybliżę się do
ciebie”. To wszystko.
Teraz to jest mój priorytet. Mam spędzać wiele czasu po prostu na tym, by
przybliżać się do Pana. Jestem przekonany, że wtedy On otworzy przede
mną Swoje serce i objawi mi też, co jest w moim sercu.
Wierzę głęboko, że to samo wezwanie
dotyczy nas wszystkich:
wezwanie, by zbliżać się do Niego.
Dla każdego chrześcijanina oznacza to ustawiczną modlitwę... nie
rezygnować... mieć czas dla Pana... uczynić to najważniejszą czynnością w
naszym życiu.
Wierzę, że jeżeli będziemy posłuszni temu słowu, Bóg wiernie usunie z nas
przez Jego Ducha wszystko, co nie jest podobne do Chrystusa. On też
wyleje na swoje sługi Jego duchowe namaszczenie do autorytatywnego
zwiastowania Jego Słowa.

Brak komentarzy: