wtorek, 11 listopada 2014

Zachowywanie Bożej radości
(Maintaining the Joy of the Lord)
David Wilkerson
24 lipca 2000
__________
"Radość z Pana jest waszą ostoją [siłą - BG]" (Ne 8,10). Gdy
wypowiedziane zostały te słowa, Izraelici właśnie powrócili z
niewoli w Babilonie. Pod przywództwem Ezdrasza i Nehemiasza
lud odbudował zburzone mury Jerozolimy. Teraz Izraelici
przymierzali się do postawienia na nowo świątyni oraz
przywrócenia całego narodu do dawnego stanu.
W tym momencie Nehemiasz zwołał specjalne zgromadzenie
przy Bramie Wodnej miasta, w obrębie odbudowanych murów
Jerozolimy. "Wtedy zgromadził się cały lud, jak jeden mąż, na
placu przed Bramą Wodną" (Ne 8,1 BT). Około 42.360
Izraelitów przyszło na to spotkanie. Razem z nimi stało tam
7.300 sług, a pomiędzy nimi 245 śpiewaków. W sumie zebrało
się około 50.000 ludzi.
Najpierw był czas głoszenia Słowa Bożego. Pismo mówi, że lud
był spragniony słuchania słowa: "...i uproszono Ezdrasza,
pisarza, ażeby przyniósł księgę Zakonu Mojżeszowego...
Przyniósł więc Ezdrasz, kapłan, Zakon na zgromadzenie, złożone
z mężczyzn i kobiet, wszystkich, którzy mogli słuchać ze
zrozumieniem" (Ne 8,1-2).
Tych ludzi nie trzeba było zmuszać do słuchania Słowa Bożego.
Wszyscy odczuwali to samo pragnienie. Byli także w pełni
przygotowani na podporządkowanie się autorytetowi Słowa
Bożego. Chcieli wejść pod Jego panowanie i dostosować swoje
życie do zawartej w nim prawdy.
Niesamowite było to, że Ezdrasz nauczał ten tłum ludzi przez
pięć lub sześć godzin - "od samego świtu, aż do południa" (Ne
8,3). Nikt nie zauważył jednak upływu czasu. "A uwaga całego
ludu była skupiona na treści Zakonu" (Ne 8,3). Ci ludzie byli
całkowicie urzeczeni Słowem Bożym.
Cóż za wspaniała scena! Dziś takiej sytuacji nie dałoby się
zaobserwować w żadnym amerykańskim zborze. Powiem wam
jednak, że prawdziwe przebudzenie nie może nastąpić, jeżeli nie
ma tego rodzaju wszechogarniającego pragnienia Słowa Bożego.
Kiedy lud Boży jest znużony słuchaniem zwiastowanego Słowa
Bożego, rozpoczyna się duchowa śmierć, a Boża radość zanika.
Może słyszeliście zwrot "smakosze kazań". Ta fraza ma prawie
200 lat i powstała w Londynie w połowie XIX wieku. W tym
czasie w każdą niedzielę w Metropolitan Tabernacle wielki
kaznodzieja C.H. Spurgeon wygłaszał kazania do 5.000 ludzi. Na
drugim krańcu miasta Joseph Parker również wygłaszał
namaszczone kazania. Także inni płomienni pastorzy głosili w
całym Londynie, przekazując wnikliwe, objawione słowo
prorocze.
Wśród zamożniejszych londyńczyków popularnym sportem stało
się wskakiwanie do powozów i pędzenie przez całe miasto z
jednego zboru do drugiego, po to, by zakosztować kazań tych
usługujących. Każdego poniedziałku w parlamencie
organizowano ekskluzywne spotkania, na których spierano się,
który kaznodzieja przedstawił najlepsze kazanie, a który
zaprezentował najbardziej wnikliwe objawienie.
Ci wałęsający się słuchacze zostali ochrzczeni mianem
"smakoszy kazań". Zawsze chcieli rościć sobie prawo do jakiejś
nowej prawdy duchowej lub objawienia. Ale nieliczni z nich
praktykowali to, co usłyszeli.
Przy Bramie Wodnej w Jerozolimie nie było jednak sensacyjnego
kazania wygłoszonego z elokwencją. Ezdrasz głosił bezpośrednio
na podstawie pism, czytając je przez wiele godzin, a lud,
słuchając Słowa Bożego, stawał się coraz bardziej
podekscytowany.
Momentami Ezdrasz był tak poruszony tym, co czytał, że
przerywał i "pobłogosławił Pana, wielkiego Boga" (Ne 8,6).
Chwała Pana zstąpiła z wielką mocą i wszyscy podnieśli ręce w
uwielbieniu dla Boga: "A cały lud, podniósłszy swoje ręce
odpowiedział: Amen, Amen" (Ne 8,6). Gdy czytano niektóre
fragmenty "skłonili swoje głowy i oddali Panu pokłon z
twarzami zwróconymi ku ziemi" (Ne 8,6). Lud ukorzył się przed
Bogiem w skruszeniu i pokucie. Po chwili lud powstał, aby
doświadczyć tego w większej mierze.
Proszę zwróćcie uwagę, że na tym zgromadzeniu nie opowiadano
żadnych ekscytujących historii w celu rozbudzenia emocji
słuchaczy. Nie było żadnych manipulacji zza kazalnicy, żadnych
dramatycznych świadectw. Do tej chwili nie było również
muzyki. Ludzie po prostu mieli uszy, które słuchały wszystkiego,
co Bóg do nich mówił.
Wierzę, że i dzisiaj Pan pragnie poruszać swój lud w taki sam
sposób. Widzę, jak Jego Duch pobudza zbory wszędzie tam,
gdzie panuje łaknienie Jego słowa.
Jednak byłem także w zborach, w których ludzie stale spoglądają
na zegarki jeszcze przed rozpoczęciem kazania. Później, kiedy
pastor mówi końcowe "amen", zborownicy rozpoczynają szalony
wyścig w kierunku parkingu. W takim zborze nie ma prawdziwej
radości. Jakże więc możemy oczekiwać, że zdesperowani
grzesznicy będą chcieli do niego przyjść?
Taki rodzaj przebudzenia, o którym czytamy w 8 rozdziale
Księgi Nehemiasza wymaga pastora, który jest tak samo
podekscytowany Pismem, jak Ezdrasz. Niezbędny jest również
lud, który w równej mierze pragnie słuchać Słowa Bożego i być
mu posłusznym. Nawet najbardziej ogniści kaznodzieje nie są w
stanie poruszyć zadowolonej z siebie społeczności, jeżeli nie jest
ona spragniona słuchania Bożej prawdy.
Wynikiem tego pełnego mocy nauczania
była fala skruszenia pośród słuchaczy.
Pół dnia głoszenia Słowa nie wystarczyło spragnionym
Izraelitom. Chcieli usłyszeć jeszcze więcej ze Słowa Bożego.
Zorganizowali się więc w grupach pod kierownictwem
siedemnastu starszych i Ezdrasza, którzy prowadzili dla nich
studium biblijne przez resztę dnia: "...wyjaśniali Zakon ludowi...
i czytali z Księgi Zakonu ustęp za ustępem, od razu je
wyjaśniając, tak że zrozumiano, co było czytane" (Ne 8,7-8).
Kiedy ci ludzie pojmowali Boże prawo, zaczynali żałować
swoich grzechów: "...cały lud słuchając postanowień Zakonu,
płakał" (Ne 8,9). Wyobraźcie sobie tę scenę: 50.000 ludzi leży na
ziemi, żałując za grzechy jednym głosem. Słowo Boże jak młot
skruszyło ich dumę, a teraz ich płacz odbijał się echem wśród
oddalonych o wiele kilometrów wzgórz.
Pytam was - czy na tym polega przebudzenie? Czy jest to słowo
tak przeszywające, że ludzie padają na kolana, płacząc i
pokutując przed Bogiem?
Sam uczestniczyłem w takim świętym zgromadzeniu. Kiedy
byłem dzieckiem nasza rodziła uczestniczyła w "spotkaniach
obozowych" w Living Waters Camp Ground w Pensylwanii.
Ponowne przyjście Jezusa było głoszone z taką mocą i
autorytetem, że wszyscy byli przekonani, iż Chrystus powróci w
ciągu godziny. Zstępowała święta bojaźń i ludzie padali na twarz.
Niektórzy płakali tak, jakby wisieli nad piekłem na cienkiej nitce
- zawodzący, skruszeni, żałujący za grzech.
Często Słowo Boże było głoszone przez cały dzień aż do
zapadnięcia zmroku. Wcześnie rano następnego dnia w
pomieszczeniu, gdzie odbywały się modlitwy, można było
spotkać ludzi, którzy nadal leżeli twarzą ku ziemi, żałując za
grzechy. Niektórych trzeba było nawet wynosić.
Takiego właśnie wieczoru Pan powołał mnie do głoszenia Słowa,
a miałem wtedy osiem lat. Byłem pod mocą Ducha przez wiele
godzin, skruszony i zapłakany, a ożywione Słowo Boże docierało
do mojego serca. Rychły powrót Chrystusa płonął we mnie jako
bliska rzeczywistość. Nigdy nie zapomnę tego wspaniałego
przeżycia.
Jednak niezależnie od tego, jak chwalebne były te manifestacje -
czy to na obozie w Living Waters Camp Ground, czy przy
Bramie Wodnej w Jerozolimie przed wieloma wiekami - żadne z
nich nie jest w stanie przyciągnąć grzeszników do domu Bożego.
Wyobraźcie sobie niezbawioną osobę, która próbuje jakoś znieść
stres, jaki przynosi życie. Ma ona problemy małżeńskie, odczuwa
zranienie, jest w zamieszaniu, wydaje jej się, że jej życie nie ma
sensu. Taka osoba pozbawiona jest radości, czuje wstręt to życia.
Żadna z rzeczy, których próbuje, nie jest w stanie zaspokoić jej
pragnącej duszy. Człowiek taki jest przekonany, że nie uda mu
się przeżyć dnia bez poratowania się alkoholem.
Gdybyście zabrali tego człowieka na nabożeństwo, na którym
ludzie leżeliby twarzą do ziemi, żałując za swoje grzechy, nie
zrozumiałby, co się dzieje. Prawdopodobnie wyszedłby z tego
spotkania jeszcze bardziej przygnębiony niż zanim tam wszedł.
Musimy to zrozumieć - przebudzenie przy Bramie Wodnej w
Jerozolimie nie było dla grzeszników. Było tylko dla dzieci
Bożych, które popadły w odstępstwo. To samo odnosi się do
spotkań obozowych w Living Waters, na które uczęszczało
niewielu niewierzących. W obu przypadkach Pan próbował
odnowić swoje dzieci - wybawić je od zepsucia, ochrzcić
radością i uczynić silnymi.
Boże świadectwo nigdy nie polega na tym, że Jego lud leży
twarzą ku ziemi, wypłakując morze łez. Nie, świadectwo, jakie
Bóg chce zrodzić we wnętrzu swego ludu to radość - prawdziwa,
trwała radość. "Radość z Pana jest waszą ostoją [siłą - BG]" (Ne
8,10). Ta radość, będąca owocem biblijnego nauczania i
prawdziwej pokuty, dostarcza prawdziwej siły Bożemu ludowi i
przyciąga grzeszników do Jego domu.
Większość chrześcijan nigdy nie łączy radości z pokutą. Ale
pokuta jest tak naprawdę matką wszelkiej radości w Jezusie. Bez
niej nie może być radości. Zatem każdy wierzący, czy też zbór,
który chodzi w pokucie, zostanie zalany Bożą radością.
Obecnie w wielu zborach brakuje tego,
czego najbardziej potrzeba zagubionym:
prawdziwej, zaspokajającej duszę radości.
Często słyszę jak wierzący mówią: "Wymodliliśmy przebudzenie
w naszym zborze". Ale ja twierdzę, że przebudzenie nie może
zostać wywołane jedynie modlitwą. Coś takiego nie może zajść,
jeżeli zarówno pastor, jak i zborownicy nie pragną gorliwie
Słowa Bożego. Muszą także w pełni przystać na to, by ich życie
znajdowało się pod panowaniem Pisma. Po prostu nie możemy
osiągnąć niebiańskiej radości, dopóki czyste słowo nie przekona
nas o grzechu - łamiąc wszelką dumę, uprzedzenia i fałszywą
godność.
Kiedy Dawid popadł w nieposłuszeństwo, utracił Bożą radość.
Radość ta mogła być przywrócona jedynie poprzez prawdziwą
pokutę. Tak więc Dawid modlił się: "Obmyj mnie zupełnie z
winy mojej i oczyść mnie z grzechu mego. Ja bowiem znam
występki swoje i grzech mój zawsze jest przede mną. Obmyj
mnie" (Ps 51,4-5.9). Dawid modlił się również o odzyskanie
tego, co utracił: "Przywróć mi radość z Twojego zbawienia" (Ps
51,12 BT).
Wierzę, że to wyjaśnia, dlaczego nad wieloma zborami wisi
dzisiaj całun śmierci. Krótko mówiąc, w obozie panuje grzech, a
niemożliwe jest zachowanie Bożej radości przy obecności
grzechu. Jakże Duch Święty mógłby wylać radość na ludzi,
którzy stale pobłażają sobie w cudzołóstwie, różnych nałogach i
materializmie, żyjąc jak niezbawieni?
Pan zabrał swoją chwałę z Sylo, ponieważ arcykapłan Heli nie
chciał rozprawić się z grzechem panującym w domu Bożym.
Heli przyzwyczaił się do łatwego życia - a jeżeli jesteś
uzależniony od przyjemności, to nie znajdziesz motywacji, aby
obnażyć grzech. Bóg w końcu napisał słowo "Ikabod" nad
drzwiami świątyni, co oznaczało: "odeszła chwała" (zob. 1 Sm
4,21). Następnie uczynił Sylo przykładem tego, co dzieje się ze
zborem, w którym ignoruje się grzech. Boża chwała - włączając
w to wszelkie zadowolenie i radość - zanika w poszczególnych
osobach oraz w całej społeczności.
Tam, gdzie poważane jest Słowo Boże,
nieuchronnie zostanie wylana
prawdziwa "radość Jezusowa".
Ezdrasz powiedział ludziom: "Jesteście podekscytowani Słowem
Bożym - pragniecie go, kochacie je i pozwalacie, aby
wykonywało pracę w waszych sercach. Pokutowaliście,
płakaliście i żałowaliście - i znaleźliście upodobanie w Bożych
oczach. Ale teraz jest czas radości. Wyjmijcie chusteczki i
otrzyjcie łzy. Nadszedł czas wielkiej radości i wesela".
Chwała Pańska zstąpiła na Izraela i lud spędził następne siedem
dni radując się: "Rozszedł się więc cały lud, aby się najeść i
napić... i urządzić wielką radosną uroczystość, gdyż zrozumieli
słowa, które im podano" (Ne 8,12).
Hebrajskie słowo przetłumaczone jako "radosna uroczystość"
oznacza tutaj "wesołość, zabawę, zadowolenie, szczęście". Tego
rodzaju radość to nie tylko przyjemne uczucie. Jest to
wewnętrzna radość, głęboka obfitość. Każdy z nas może inaczej
dawać jej wyraz, ponieważ taka radość wypływa z naszego
wnętrza. Ale dla każdego wokół nas jest jasne, że źródło naszej
radości znajduje się w niebie.
Zawsze, gdy Izrael zwracał się ku grzechowi i bałwochwalstwu,
Pan zabierał im radość: "I położę kres wszelkiemu jej weselu"
(Oz 2,13). "I sprawię, że zamilknie u nich głos radości i głos
wesela... i cała ta ziemia stanie się rumowiskiem i pustkowiem"
(Jr 25,10-11). "Zniknęła wszelka radość, wesele jest wygnane z
ziemi" (Iz 24,11).
Czasami Izrael nakładał na siebie maskę fałszywej radości,
próbując zakryć swój grzech. Dzisiaj również widzimy tego
rodzaju praktyki w wielu zborach. Jesteśmy świadkami śpiewu,
pląsania, różnych manifestacji, głośnego uwielbiania - ale ci,
którzy miłują Słowo Boże potrafią rozróżnić czy jest to
prawdziwa radość, czy też fałszywa.
Może przypominacie sobie jak Izraelici wznosili okrzyki, gdy
tańczyli wokół złotego cielca. Kiedy Jozue to usłyszał,
powiedział: "Wrzawa wojenna w obozie" (2 Mż 32,17). Ale
Mojżesz odpowiedział: "Nie jest to odgłos okrzyków po
zwycięstwie" (2 Mż 32,18). Mojżesz mówił: "Jest to okrzyk ludu,
który nadal jest w niewoli, który nie zapanował nad swoim
grzechem". Złoto stało się bogiem Izraela i sprawiło, że lud
zaczął wydawać okrzyki. Były to jednak okrzyki fałszywej
radości - wrzawa, która sygnalizowała zbliżający się sąd Boży.
Pewnego razu wygłaszałem kazanie w dużym zborze pełnym
tego rodzaju wrzawy. Podczas uwielbienia pastor i organista
wprowadzali ludzi w ekstazę. Zborownicy śpiewali i głośno
klaskali przez całą godzinę. Po chwili poczułem się fizycznie źle,
więc zacząłem się modlić: "Panie, coś tu jest nie w porządku. To
nie są odgłosy wydawane przez ludzi, którzy zapanowali nad
swoim grzechem".
Rok później ujawniono, że pastor i organista są
homoseksualistami. Jednak ci zborownicy nie rozpoznali tego
wcześniej w swoich przywódcach, ponieważ nie byli
ugruntowani w Słowie Bożym. Zamiast tego poszli za wrzawą,
która brzmiała jak okrzyki radości, ale prowadziła ich do
zniszczenia.
Kiedy założyliśmy zbór Times Square Church w 1987 roku,
szybko zdaliśmy sobie sprawę, że będziemy pastorami we
współczesnym Koryncie. Musieliśmy głosić ostre przesłanie,
które obnażało wszelki grzech.
Na nasze nabożeństwa przychodziło wielu chrześcijan
pracujących w przemyśle rozrywkowym - w teatrze, telewizji i
filmie. Ci ludzie wznosili głośne okrzyki uwielbienia, ale w
niektórych przypadkach te hałasy nie były odgłosem zwycięstwa.
Niektórzy z nich wybrali kariery zawodowe, które wyraźnie
hańbiły Pana - pracowali nad przestawieniami i programami, w
których bluźniono Bogu.
Zastanawialiśmy się, czy możemy ewangelizować
niezbawionych ludzi z tej branży, jeżeli nasi zborownicy są nadal
zaangażowani w nikczemne aspekty przemysłu rozrywkowego.
W końcu zdecydowaliśmy, że nie możemy sobie pozwolić na
podwójne standardy. Głosiliśmy więc święte oddzielenie, a Pan
zaczął rozprawiać się z tymi ludźmi. Wielu z nich porzuciło
dochodowe kariery w branży rozrywkowej, a Bóg pobłogosławił
im w zdumiewający sposób. Pewien były aktor jest obecnie
pastorem zboru w Jerozolimie, głosząc Chrystusa na górze
Karmel.
Na nasze nabożeństwa przychodziły również osoby noszące
ubrania typowe dla płci przeciwnej. Nigdy nie powiedzieliśmy
niczego, co miałoby ich poskromić, ale z czasem Duch Święty
sam się z nimi rozprawił. Wielu zostało zbawionych i zaczęło
zmieniać swój wygląd. Niektórzy zapuścili nawet brody na znak
upamiętania.
Musieliśmy także stawić czoła innym ważnym problemom, jakie
pojawiły się pomiędzy ludźmi. Praktykujący homoseksualiści
chcieli śpiewać w naszym chórze. Muzycy odwiedzający
wieczorami jeden bar za drugim chcieli grać w naszym zespole.
Musieliśmy głosić zakon, aby rozprawić się z grzechem, ale
zawsze łagodziliśmy nasze przesłania miłosierdziem.
Musieliśmy również rozprawić się z grzechem wśród naszych
pracowników. Pewien muzyk chodził po naszych spotkaniach
zborowych do kin wyświetlających filmy tylko dla dorosłych.
Inny członek naszej grupy uwielbiającej - biały mężczyzna -
chwalił się: "Jeżeli jakiś czarny facet będzie próbował za
pieniądze wyczyścić szybę w moim samochodzie, dostanie
pięścią w nos". Natychmiast usunęliśmy tego człowieka ze
służby.
Musieliśmy też rozprawić się ze zwiedzeniami i złudzeniami w
naszym zborze. Pewien żonaty mężczyzna powiedział mi, że
wierzy, iż Pan zamierza zabrać jego żonę. Powiedział, że Bóg już
mu objawił kobietę w naszym zborze, z którą się ożeni. Bez
ogródek powiedziałem temu człowiekowi, że wszelkie
objawienie tego typu, jakie mógł otrzymać, nie jest od Boga.
Tydzień po tygodniu głosiliśmy świętość. Z czasem nasze
kazania odstraszyły wiele osób. Pan jednak zachował dla siebie
pobożną resztkę wierzących, którzy miłują Jego słowo. Na
każdym nabożeństwie ludzie ci siedzieli jak zgłodniałe pisklęta,
które z szeroko otwartymi dziobami czekają na pożywienie.
Potem zabierali z sobą do domu kasety z kazaniami i słuchali ich
po kilka razy. Widzieliśmy w nich ducha pokuty, gorliwość do
bycia posłusznym oraz gotowość zastosowania się do Słowa
Bożego.
Pewne zamożne małżeństwo zadzwoniło do naszego biura,
mówiąc: "Prosimy was o przysłanie jutro ciężarówki i kilku
pracowników. Chcemy pozbyć się z naszego domu barku oraz
odbiorników telewizyjnych".
Kiedy ludzie poddali się pod panowanie i zwierzchność Słowa
Bożego, wybuchła radość. Wkrótce nasze nabożeństwa były
wypełnione nie tylko łzami pokuty. Nagle świątynia zatrzęsła się
od okrzyków zwycięstwa, radości, wesela i zadowolenia. Miało
miejsce wielkie radowanie się, ponieważ zaczęliśmy rozumieć
wspaniałą prawdę Słowa Bożego.
W celu zachowania Bożej radości,
Pan zarządził jeszcze głębsze
działanie swego Ducha.
Bóg usłyszał wołanie Izraelitów i okazał im łaskę. Zamienił ich
żałobę w wesele pozwalając, aby krzyczeli i radowali się.
Następnie wezwał ich, aby zwołali jeszcze jedno zebranie.
Jeżeli radość Izraelitów miała być zachowana, jeżeli nie mieli jej
znowu stracić - Bóg musiał dotrzeć nieco głębiej. Pewne
dziedziny życia ludu ciągle nie były dostosowane do Jego słowa.
Pan jednak pozwolił wszystkim radować się przez jakiś czas,
ponieważ chciał, aby wiedzieli, że są bezpieczni. Kiedy teraz byli
w tym stanie akceptacji i radości, Bóg poprosił ich wszystkich,
aby oddali się większemu oddzieleniu od świata.
Bóg powiedział tym radosnym duszom: "Jestem z was bardzo
zadowolony. Okazaliście szacunek mojemu słowu - pokutując za
swoje grzechy, radując się z mojego miłosierdzia i obiecując, że
będziecie mi posłuszni. Teraz nadszedł czas, abyście zaczęli
działać w mojej miłości. Chcę, abyście się całkowicie oddzielili -
zupełnie zerwali ze światowymi wpływami, jakie wkradły się do
waszych serc i domów".
Widzicie, kiedy Izraelici byli w niewoli, powoli zaczęli się
dobrze czuć w towarzystwie pogan, przyjmując ich sposób życia
oraz używając ich języka. Izraelici brali sobie za żony poganki, a
Izraelitki kupowały sobie pogańskich mężów za swój posag.
Izraelici pozwolili również, aby nieuświęcone elementy stały się
częścią ich uwielbienia w domu Bożym.
Umiłowani, nie możemy wejść do pełni Chrystusowej, jeżeli nie
oddzielamy się coraz bardziej od tego świata. Jeżeli nasze myśli
nie stają się coraz bardziej ukierunkowane na niebo, a my coraz
mniej nie przypominamy otaczających nas niezbawionych ludzi,
powoli tracimy całą radość wynikającą z naszej pokuty.
Izrael nie chciał stracić swojego wspaniałego ducha radości. Tak
więc znowu zebrali się, ponieważ chcieli być w tej kwestii
posłuszni Bogu: "A rodowici Izraelici odłączyli się od
wszystkich obcoplemieńców. Potem powstali i wyznali swoje
grzechy" (Ne 9,2), "oświadczając pod przysięgą i zaklęciem: że
postępować będą według Prawa Bożego... że córek (swoich) nie
(dadzą) narodom tej ziemi ani córek ich nie (wezmą) za żony dla
synów (swoich)" (Ne 10,30-31 BT).
Ta resztka Izraelitów zaniedbywała też oddawanie dziesięciny.
Teraz Bóg zażądał od nich także i tego. Może się zastanawiasz:
"Czy Bóg naprawdę odmówiłby swojej radości i wesela zborowi,
którego członkowie nie płacą dziesięciny?" Odsyłam cię do
Księgi Malachiasza 3,8-10 BG:
"Izali człowiek ma Boga złupić, że wy mnie łupicie? Wszakże
mówicie: W czemże cię łupimy? W dziesięcinach i w ofiarach.
Zgołaście przeklęci, iż mię tak łupicie, wy i wszystek naród
wasz. Znieście wszystkę dziesięcinę do szpichleża... a
doświadczcie mię teraz w tem... jeźli wam nie otworzę okien
niebieskich, a nie wyleję na was błogosławieństwa, tak że go nie
będziecie mieli gdzie podziać".
Bóg mówił Izraelowi: "Przestańcie mnie okradać. Jeżeli
zastosujecie się do mojego przykazania o oddawaniu dziesięciny,
wyleję na was błogosławieństwo, jakiego nie będziecie w stanie
pomieścić". Lud przyrzekł, że będzie "przynosić pierwociny,
swoje ofiary i dziesięcinę Lewitom, którzy ściągać będą tę
dziesięcinę we wszystkich miastach, gdzie uprawiane są pola"
(zob. Ne 10,37 BG).
Boża obietnica wylania
błogosławieństwa z nieba
i dzisiaj dostępna jest dla nas.
Kiedy nastawimy nasze serca na posłuszeństwo Bożemu Słowu,
pozwalając Jego Duchowi, aby obnażył i uśmiercił wszelki
grzech w naszym życiu, sam Pan sprawi, że będziemy się
radować. "Bóg sprawił im wielką radość" (Ne 12,43). Wierzę, że
to wylane błogosławieństwo zawiera w sobie obfitość radości,
nawet gdy przechodzimy swoje próby. Pan otwiera niebo i chrzci
nas "radością Jezusową" - przy okrzykach, weseleniu się i
śpiewie - niezależnie od okoliczności, w jakich się znajdujemy.
Nehemiasz przypomniał radującemu się Izraelowi o tym, jak Bóg
zaopatrywał ich przodków na pustyni. Pan wylał na nich swoje
wielkie miłosierdzie. Pouczał ich przez swojego Ducha i
prowadził za pośrednictwem obłoku i słupa ognia. W
ponadnaturalny sposób dostarczał im mannę i wodę. Dokonując
cudu nie pozwolił, aby ich ubrania i buty zużyły się (zob. Ne
9,19-21).
Jak się wam podobają tego rodzaju błogosławieństwa? Wielkie
miłosierdzie, wyraźne prowadzenie, nauczanie przez Ducha
Bożego, zaspokojenie wszystkich potrzeb fizycznych i
materialnych - dla mnie to wszystko brzmi wspaniale. Doprawdy,
również i dzisiaj te wszystkie błogosławieństwa są dostępne dla
nas. Pan w swoim wielkim miłosierdziu obiecał je wszystkie
swojemu ludowi.
Jednak zawsze możemy wybrać życie na pustyni tak, jak to
zrobił Izrael. Nehemiasz podkreślił, że przodkowie Izraelitów
zbuntowali się przeciwko Panu, ignorując Jego zakon: "Wtedy
stali się oporni i zbuntowali się przeciwko tobie i odrzucili od
siebie twój zakon... Przez wiele lat okazywałeś im cierpliwość...
lecz oni nie przyjęli tego w swoje uszy" (Ne 9,26.30).
Czy możecie sobie wyobrazić tę okropną śmierć duchową, jaką
ci ludzie ściągnęli na siebie? Czterdzieści lat sabatów bez radości
i wesela. Czterdzieści lat pogrzebów bez możliwości wejścia do
ziemi obiecanej. Owi Izraelici mieli obfitość błogosławieństw,
posiadali wiele dóbr, niczego im nie brakowało - ale byli letniego
ducha.
Oto obraz Jehowy Jire (zob. 1 Mż 22,14 KJV) - Boga, który
wiernie zaopatruje swój lud, nawet wówczas, gdy staje się on
zatwardziały względem Jego słowa. Izraelitów znudziły sprawy
Boże. Oni odprawiali jedynie religijne rytuały. W swoim
miłosierdziu Pan nadal kierował ich codziennymi sprawami i
zaopatrywał ich. Ale ci ludzie nigdy nie weszli do Jego pełni.
Czy dziwne jest zatem, że ich ubrania i buty nigdy się nie
zniszczyły? Przecież oni stali w miejscu.
W takim opłakanym stanie znajduje się dzisiaj wiele zborów.
Bóg może okazać swoje miłosierdzie danemu zborowi -
uwalniając ich z długów, dając im wskazania odnośnie dobrych
dzieł, zapewniając im środki finansowe do budowy nowych
budynków. Pomimo tego zbór ten może pozostawać na duchowej
pustyni, stojąc stale w jednym miejscu. Ci wierzący mogą
cieszyć się pewną miarą Bożego błogosławieństwa -
wystarczającą na tyle, aby nie umrzeć z pragnienia - ale
pozostają słabi, znużeni, gotowi na śmierć. To wszystko dzieje
się dlatego, że ciągle koncentrują się na sprawach tego świata.
Nie mają ducha ani życia.
Krótko mówiąc, tylko Boża radość dostarcza nam prawdziwej
siły. Możemy opowiadać, ile tylko chcemy o naszym chodzeniu z
Chrystusem od dziesięciu czy dwudziestu lat. Możemy chwalić
się naszą szatą sprawiedliwości. Ale jeżeli nie pozwalamy
Duchowi Świętemu zachowywać radości Pana w naszych
sercach, jeżeli ciągle nie jesteśmy spragnieni Jego słowa, nasz
ogień gaśnie. Nie będziemy też gotowi na to, co przyjdzie na
świat w dniach ostatecznych.
W jaki sposób zachowujemy Bożą radość? W ten sam, w jaki
otrzymaliśmy ją początkowo: Po pierwsze, z podekscytowaniem
miłujemy, poważamy i pragniemy Słowa Bożego. Po drugie,
stale chodzimy w pokucie. Po trzecie, oddzielamy się od
wszelkich wpływów tego świata. Oto jak indywidualna osoba
pełna Ducha Świętego, czy też cały taki zbór, zachowuje "radość
Jezusową" - zawsze się radując, pozostając w pełni zadowolenia i
wesela.

Brak komentarzy: