Janina Barycka
Stosunek kleru do państwa i oświaty
Fakty i dokumenty
Skład główny: "Nasza Księgarnia", SP. AKC. Związku
Nauczycielstwa Polskiego, Warszawa, 1934.
Reprint: Wydawnictwo TOPORZEŁ, Wrocław 1991
Publikowane za zgodą i wiedzą Wydawnictwa TOPORZEŁ od 17
listopada 1999 do 24 listopada 2000 z zachowaniem oryginalnej pisowni i
interpunkcji.
Koleżankom i Kolegom, którzy w walce o lepsze jutro
Państwa i społeczeństwa nie wahają się przeciwstawiać wstecznictwu i ciemnocie,
pracę tę poświęcam.
Autor
Wstęp
Współżycie kleru z
nauczycielstwem nigdy nie było idealne, jednak w wielu okolicach starano się
przynajmniej zachować pozory form, by wzajemnie nie zatruwać sobie życia.
W ostatnich czasach
nastąpiła zasadnicza zmiana: kler staje się nieslychanie agresywny i
napastliwy, nauczycielstwo zostało otoczone szpiegami, denuncjacje do władz
przybrały charakter epidemiczny, konfesjonał i kazalnica wystąpiły jako
narzędzie walki, rozliczne zaś pisma klerykalne i towarzystwa kościelne stale
podkopują powagę szkoły i nauczyciela. Kler dzisiaj nie waha się w walce z
nauczycielstwem używać nawet wyzwisk. Oto w piśmie "Gość Niedzielny",
organie ks. biskupa Adamskiego, nazywa się nauczycieIi
"szar1atanami", a tenże biskup grozi: "Będziemy łupić aż do
skutku!" My, nauczycielstwo, jesteśmy spokojnymi pracownikami i walki nie
chcemy, ale pogróżki i obelgi potrafimy odpowiednio odeprzeć i udowodnić
społeczeństwu "kto jest szarlatanem".
Przed kilku laty ukazała się
w druku mała książeczka p.t. "Walka o niezawisłość szkoły w PoIsce".
Autor broszury, zasłużony bojownik o szkołę jutra, Józef Bałaban, szeregiem
dokumentów zobrazował niektóre momenty wa1ki kleru ze szkołą i nauczycielem.
Teraz po kilku latach, gdy nagromadziły się stosy materjałów, a wa1ka nie
ustaje, trzeba dokumenty te znów częściowo zebrać razem i światu ogłosić.
Przy tej sposobności
poczuwam się do obowiązku podziękowania Szanownym Koleżankom i Kolegom za
dostarczenie mi swych notatek, pamiętników, listów i dokumentów. Brak miejsca,
uniemożliwił mi zużytkowanie wszystkich materjałów. O ile zajdzie potrzeba,
znajdą się one w innej publikacji.
Rola państwa w pojęciu Kościoła
Treść: Dwie odrębne społeczności. Poglądy Kościoła na Państwo. Dążność Kościoła do opanowania Państwa. Skutki klerykalizacji Państwa.
Na odcinku oświatowym toczy
kler główną i zasadniczą walkę o opanowanie Polski, walka ta jednak ma głębsze
podłoże, obejmuje szerokie dziedziny życia państwowego i dlatego rozpatrywać ją
należy na tle stosunku kleru do Państwa. Istnieją dwie odrębne społeczności:
Kościół i Państwo. Oto jak ujmuje wzajemną ich zależność na tle encyklik
papieskich "Kodeks akcji katolickiej" ks. Guerry:
Bóg podzielił władzę nad
rodzajem ludzkim między dwie potęgi: kościelną, przełożoną nad sprawami
boskiemi i świecką nad sprawami ludzkiemi (str. 29).
Kościół jest Społecznością
wyższą od wszelkiej społeczności ludzkiej (str. 17).
Jak cel, do którego zmierza
Kościół jest najszlachetniejszy ze wszystkich, tak i jego władza przewyższa
wszystkie inne. Nie może być wskutek tego uważana za niższą od władzy
świeckiej, ani jej w niczem podległą (str. 30). Kościół powinien zażywać pełnej
i całkowitej wolności i nie podlegać żadnej władzy ludzkiej (str. 34).
Jezus Chrystus króluje w
społeczeństwie wtedy, kiedy społeczeństwo przyznaje Kościołowi przywilej,
otrzymany od swego Założyciela, społeczności doskonałej, mistrzyni i
kierowniczki innych społeczności (str. 56).
Państwo posiada bezpośrednie
prawo rządzenia się w sprawach doczesnych (str. 32).W sprawach, które
jednocześnie podlegają, chociaż pod różnym względem, sądowi i jurysdykcji
obydwu społeczności, ta społeczność, która ma w pieczy rzeczy ziemskie. winna
zależeć tak, jak to jest właściwie i odpowiednie, od drugiej, która otrzymała
depozyt rzeczy niebiańskich (str. 34) .
Taki jest obecnie zasadniczy
pogląd kleru na stosunek Kościoła do Państwa. Pogląd ten kształtuje się przez
szereg wieków. Już św. Augustyn rozróżnia "Civitas Dei" i
"Civitas Dyaboli" - Państwo Boże i państwo szatana. Już św. Tomasz z
Aquinu uznaje, że "papieżowi wszyscy królowie chrześcijańscy winni być
posłusznymi, jak samemu Chrystusowi. Kościół to dusza, a Państwo świeckie to
ciało; jak dusza rządzi ciałem, tak Kościół Państwem rządzić powinien: Władza
królewska - to księżyc, duchowna - słońce. Jak słońce świeci własnem światłem,
a księżyc jest tylko odbiciem słonecznego, tak władza królewska jest tylko
odblaskiem władzy kościelnej. - Istnieją dwa miecze: świecki i kościelny; jeden
musi być dzierżony dla Kościoła, drugi przez Kościół, jeden przez
duchowieństwo, drugi przez królów i wojowników, ale według woli i wskazań
Kapłana. (J. Ptaśnik: "Kultura wieków średnich").
Takie zdania głosili ojcowie
Kościoła i papieże w średniowieczu. Dziś encykliki papieskie ujmują tę sprawę
nieco oględniej, niemniej jednak treść zasadnicza pozostaje niezmieniona,
wszak:
Kierownicy Państw winni
czcić imię Boże, zaliczać do głównych obowiązków popieranie religji, otaczanie
jej życzliwością, zabezpieczane jej autorytetem praw opiekuńczych oraz nie
czynienie nic, coby było sprzeczne z jej całością (Leon XIII. Immorta1e dei
II.23).Z powyższych poglądów na stosunek Kościoła do Państwa wynika wniosek, że
Państwo w oczach kleru jest objektem, który, bez względu na. interes swych
obywateli, służyć winien przedewszystkiem celom Kościoła. I tak jest w istocie.
We wszystkich państwach i poprzez wszystkie wieki jesteśmy świadkami, jak
Kościół usiłuje podporządkować Państwo swoim celom, jak swemi wpływami stara
się przeniknąć do wszystkich komórek społecznych i działa1ność tych komórek
nastawić w pożądanym dla siebie kierunku.
Zjawisko to, zależnie od
okoliczności, przybiera najrozmaitsze formy. Gdzie Państwo jest silne, a
społeczeństwo odporne na wpływy klerykalne, tam i kler redukuje do minimum swe
żądania, stara się być dziwnie mało wymagającym, uległym nawet, jedynie powoli,
najczęściej ubocznemi drogami, stara się rozszerzyć i gruntować na przyszłość
swe wpływy.
Inaczej jest na terenach,
opanowanych przez czynniki klerykalne. Tam uroszczenia kleru nie znają granic,
rosną jak lawina z dniem każdym, duszą bezwzględnie każdą myśl niezależną i
prowadzą Państwo i społeczeństwo do nieuchronnej zguby: Widzimy to na przykładzie
Hiszpanji, która wskutek uległości wobec kleru, oraz inkwizycji i walk
religijnych stała się odstraszającym przykładem ciemnoty, zacofania i
wewnętrznych zamieszek.Widzimy to niestety również i na przykładzie Polski. Dla
obrony wiary wielokrotnie krwawiła się Polska na dalekich ziemiach Warny,
Mohacza czy Wiednia, zdobywając dla siebie słusznie się jej należący tytuł
"przedmurza chrześcijaństwa", dla rozszerzania wiary na sąsiednie
ludy sprowadziła za radą kleru do siebie zakon krzyżacki, podporządkowała za
Batorego i Wazów swe możliwości wpływów na wschodzie interesom Rzymu, zdusiła u
siebie w imię walki z innowierstwem pięknie rozwijającą się myśl państwową
wieku XVI-go, oddała w XVII-tym i XVIII-tym wieku niepodzielnie w ręce Jezuitów
całe wychowanie narodu, wyniosła na ołtarze, jako głównego swego patrona św.
Stanisława, który słusznie uchodzić może za symbol władzy Kościoła nad
Państwem. - A rezultat tego wszystkiego? - Niewola stukilkudziesięcioletnia,
zagadnienie Prus Wschodnich i wstrzymanie przez wiele lat bytu politycznego i
rozwoju kultury narodu.
Konkordat a interes państwa polskiego
Treść: Konkordat polski zbiorem przywilejów. Konkordat pruski, a plany rewizjonistyczne Niemiec. Konkordaty korzystne i mniej korzystne. Konkordat polski na tle innych konkordatów.
Stosunek Kościoła do Państwa
Polskiego reguluje oficjalnie poza Konstytucją konkordat, zawarty w 1925 r.
Kler rzymsko-katolicki
wmawia uporczywie w bezkrytyczne masy społeczeństwa, że "semper
fidelis" Polska cieszy się specjalnemi względami Stolicy Apostolskiej.
Gdyby nie było szeregu faktów historycznych, przeczących temu twierdzeniu,
gdyby całe postępowanie kleru nie świadczyło o jego obojętności, a nawet
nieżyczliwości dla spraw żywotnych Państwa, sam konkordat już mógłby stanowić zupełnie
wystarczający przykład owych "specjalnych" względów.
Jest to właściwie zbiór
przywilejów, jakie, wyzyskując dogodną dla siebie sytuację, zagwarantował sobie
kler w Państwie Polskiem.Czegóż tam niema? - Państwo zapewnia Kościołowi pełną
wolność, swobodne wykonywanie władzy duchownej, jurysdykcji, swobodną
administrację majątkami, swobodne i niczem niekrępowane - nawet względami
państwowemi - znoszenie się Stolicy Apostolskiej i biskupów z duchowieństwem i
wiernymi. Mało tego: Państwo zobowiązuje się do udzielania swej, pomocy przy
wykonywaniu postanowień i dekretów kościelnych, przyrzeka duchownym szeroko pojętą
opiekę prawną, zwalnia ich w znacznej części od podatków, zapewnia duchownym
sute uposażenie materjalne it.d. it.d.
I cóż wzamian za to Państwo
otrzymuje? Oto to, że w niedzielę i w dzień święta państwowego Trzeciego Maja
księża odprawiać będą modlitwę liturgiczną za pomyślność Rzplitej i jej
Prezydenta, że biskupi składać będą przysięgę wierności dla Państwa i kilka
podobnych "ustępstw".Jeżeli w konkordacie polskim ujawniła się silnie
zaborczość kleru i jego dążenie do uzależnienia Państwa od siebie, to w
niektórych konkordatach państw obcych uwydatnia się jeszcze dobitniej
szkodzenie interesom polskości. Ciekawe przykłady tego podaje dr. Wilanowski w
swej pracy p.t.: "Stosunek Kościoła do Państwa w świetle ostatnich
konkordatów".
W konkordacie zawartym z
Prusami poszła Stolica Apostolska przy nowem rozgraniczeniu i prowincyj
kościelnych i diecezyj rządowi pruskiemu bardzo na rękę (str. 100).
Konkordat w 1821 r.
stanowił, że diecezja wrocławska i warmińska będą podlegały bezpośrednio Stolicy
św. Gdyby i nadal tak pozostać miało, mogło to sprawiać wrażenie, że Prusy
Wschodnie (diecezja warmińska), oddzielone tzw. korytarzem, nie stanowią z
resztą państwa czegoś organicznie złączonego. Dlatego więc w konkordacie nowym
zmienia się to w ten sposób, że biskupstwo wrocławskie zostaje podniesione do
godności arcybiskupstwa - metropolji, gdy biskupstwo warmińskie, tracąc swą
egzempcję staje się odtąd częścią świeżo utworzonej prowincji kościelnej
wrocławskiej. Dzięki temu Prusy Wschodnie, oddzielone od reszty Państwa
Polskiego polskim korytarzem zostają pod względem kościelnym ściśle z całością
tegoż Państwa złączone. Jest to rzecz całkiem nowa, a pod względem politycznym
mająca wprost kolosalne znaczenie (str. 20 i 21).To już jedna przysługa Państwu
Pruskiemu wyświadczona Następnie idąc temuż państwu na rękę w jego dążnościach
znacznie już dalej sięgających, bo aż rewizjonistycznych, Stolica Apostolska nie
dołączyła, przy nowem rozgraniczeniu diecezyj, pozostałych po stronie
niemieckiej skrawków archidjecezji gnieźnieńsko-poznańskiej i diecezji
chełmińskiej do archidjecezji wrocławskiej, jakby tego wymagało ustalenie
obecnego stanu granic państwowych między Polską a Niemcami, lecz zamiast tego
stworzyla z nich całkiem niezależną jednostkę administracyjną, t.zw. praelatura
nullius z siedzibą. owego praelatus nullius nad samą granicą polską, bo w Pile
(Schneidemuhl). Rozumie się, robione to było nie w tym celu, aby owe skrawki
diecezyj, pozostałe po stronie niemieckiej, zachować w stanie nietkniętym, by
czekały na chwilę, kiedyby i je także można było dołączyć do Polski, lecz
całkiem odwrotnie. Gdy się uwzględni, że już od soboru trydenckiego jest
tendencja raczej do znoszenia praelatur nullius, a nie do ich tworzenia, to ów
fakt, że w konkordacie pruskim w podanych tu warunkach stworzono w Pile całkiem
nową praelaturę nullius, nabiera przez to znaczenia specjalnego. Tak to, będąc
sama apolityczną, ustosunkowała się Stolica Apostolska w konkordacie ostatnio z
Prusami zawartym do wyraźnie politycznych planów niemieckich (str. 100 i
101).Ale nietylko w konkordacie pruskim dopatruje się dr. Wilanowski postanowień
sprzecznych z interesami Polski. Rozpatrując konkordat litewski, znajduje tam
ustępy niekorzystne dla mniejszości polskiej na Litwie, a fakt ten tłumaczy
sobie następująco:
Przypuszczać można, że takie
właśnie sformułowanie danego artykułu jest ceną, zapłaconą przez Stolicę
Apostolską, za pomieszczone w niniejszym konkordacie, trzeba przyznać bardzo
duże na rzecz Kościoła, ustępstwa ze strony Państwa Litewskiego (str. 77).
To przypuszczenie dra W. ma
wiele cech prawdopodobieństwa. Kościół katolicki wielokrotnie już za cenę
interesów Polski zdobywał korzyści dla siebie.Zestawiając poszczególne
konkordaty, dochodzi dr. Wilanowski do następujących wniosków:
Porównując między sobą te
państwa, jakie ze Stolicą Apostolską układy zawarły, widzimy wśród nich z
jednej strony mocarstwa potężne, z drugiej państewka małe i słabe. Jest rzeczą
uderzającą, że konkordaty dla Kościoła korzystniejsze zawarły właśnie owe
państwa słabsze i mniejsze - wszystko jedno kato1ickie czy akatolickie, gdy
mocarstwa silne zdołały dla siebie wytargować od Kościoła ustępstwa o wiele
większe, dając ze swej strony bardzo nawet mało (str. 99).
Istotnie powyższą opinję
potwierdza w całej pełni niedawno zawarty konkordat Stolicy Apostolskiej z
narodowo-socjalistycznym rządem Hitlera. Jakkolwiek ruch hitlerowski szerzy
poglądy niezgodne z nauką religji katolickiej, jakkolwiek pewne publikacje
katolickie nie tak dawno jeszcze określały Hitlera jako typowego demagoga, to z
chwilą, gdy Hitler przyszedł do władzy, gdy unicestwił zasłużoną dla
katolicyzmu partję "centrum", gdy poważną ilość księży zamknął w
obozach koncentracyjnych i więzieniach, z tą chwilą Stolica Apostolska uznała
za stosowne zawrzeć z Hitlerem konkordat, który w najważniejszych swych
postanowieniach mógłby stanowić wzór dla konkordatu polskiego. Obecny konkordat
niemiecki uznaje prawa Kościoła jedynie w ramach obowiązujących praw
państwowych, a duchowieństwo i zakonników usuwa od udziału w życiu
politycznem.Nie apoteozując bynajmniej brutalnych metod polityki Hitlera,
stwierdzić wypada, że polityka taka widocznie daleko łatwiej trafia do
przekonania Watykanu, niż taktyka "wiernej córy Kościoła", stosowana
w odniesieniu do Rzymu przez Państwo Polskie.
Dowodem tego właśnie
konkordat polski.
Jest on - zdaniem dra
Wilanowskiego: wśród wszystkich układów, jakie po wojnie światowej przez Stolicę
Apostolską zawarte zostały, obok litewskiego - najbardziej dla Kościoła
korzystny (str. 99) . Konkordat polski należy zaliczyć do tych konkordatów,
które Kościół w jego działalności możliwie najmniej krępują, a zostawiają mu
maximum swobody (str. 93).
Tak - konkordat polski jest
obok litewskiego najwięcej ze wszystkich konkordatów korzystny dla Kościoła, a
zarazem najmniej korzystny dla Państwa. Jest to rzeczą zrozumiałą. Zawierało
się go przecież wtedy, gdy Polska po odzyskaniu niepodległości zbyt słabą
jeszcze była, by mogła się skutecznie bronić przed uroszczeniami kleru. A ten
moment wybrał właśnie kler "polski" za najodpowiedniejszy do
wyciągnięcia ręki po nowe przywileje.
"Łaski" Rzymu w
stosunku do Polski mogą przejawiać się hojnie w postaci coraz to nowych jubileuszów,
medalów i błogosławieństw, ale nie przejawią się nigdy w postaci istotnej,
bezinteresownej życzliwości dla Państwa. Życzliwość tę zdobyć może Polska
jedynie silną i stanowczą polityką wobec kleru, polityką taką, któraby zmusiła
kler do podporządkowania się interesom państwowym.
Stosunek kleru do sprawy polskiej w okresie niewoli
Treść: Czy Kościół ratował polskość w okresie niewoli? Działalność germanizacyjna, kleru na Śląsku. Stanowisko Stolicy Apostolskiej wobec dążeń niepodległościowych. Kler polski a ruch niepodległościowy.
Wyjątkowe przywileje,
jakiemi cieszy się kler w Polsce niepodległej nasuwają pytanie, czy przywileje
owe nie są przypadkiem rekompensatą za pomoc, użyczoną polskości przez kler
katolicki w okresie niewoli. Wszak powszechną jest opinja, którą niekiedy
powtarzają czynniki nawet nieklerykalne, że jedynie przywiązanie do wiary
katolickiej uratowało polskość Górnego Śląska, że przedewszystkiem Kościół
katolicki bronił na Śląsku, na Podlasiu czy w Poznańskiem polskości przed
wynarodowieniem.Oczywiście nikt nie zaprzeczy, że przywiązanie do pacierza i
pieśni religijnej w ojczystym języku było czynnikiem, który w umysłach wielu
zlewał wiarę i polskość w jedną nierozerwalną całość, że zamach na pacierz
polski był nieraz momentem; który daną jednostkę doprowadzał pośrednio do
uświadomienia narodowego, nikt nie zaprzeczy, że niejeden ksiądz w obronie
polskości nie zawahał się ponieść znacznych ofiar osobistych. Stwierdzając to
wszystko, z drugiej strony jednak stwierdzić trzeba, bo zbyt wiele na to
nagromadziło się dowodów, że kler na ziemiach polskich, jako całość wzięty, nie
był tym czynnikiem, któryby bronił lud przed wynarodowieniem, a jeżeli bronił,
to tam tylko, gdzie, jak np. Podlasiu, rusyfikowanie ludności było równoznaczne
z kurczeniem się katolicyzmu.Weźmy jako przykład Śląsk Górny. Leży przede mną
mała książeczka, wydana nakładem Spółki Wydawniczej Karola Miarki w Mikołowie w
r. 1920 p.t.: "150 lat niewoli pruskiej". Czytamy w niej na stronie
11-tej:
"Urząd biskupi ulegał
pod każdym względem rządowi pruskiemu, dawał się używać za narzędzie i
przyczyniał się gdzie mógł do germanizowania polskich dzielnic. W r. 1787 już
samorzutnie napomina proboszczów do pielęgnowania niemczyzny w szkołach. Górny
Śląsk miał zostać zniemczony jak najprędzej."
A na stronie 54-tej czytamy:
"Kościół zaprowadził w
celach germanizacyjnych na Górnym Śląsku niemieckie nabożeństwa dla dzieci,
msze szkolne z niemieckim śpiewem, zastąpił w licznych wypadkach polskie
melodje niemieckiemi i dawał tym pieśniom wszędzie pierwszeństwo tak, że pieśni
staropolskie coraz więcej się zacierały w pamięci. Księża zakładali związki
niemieckie, niemieckie bibljoteki parafjalne, rozpowszechniali niemieckie
gazety, czasopisma, a zwalczali polskie, katolickie siostry zakonne zakładały
ochronki tylko niemieckie. Księża rozmawiali z dziećmi szkolnemi tylko po
niemiecku i posługiwali się w korespondencji z parafjanami tylko językiem
niemieckim".W okresie wyborów w 1903 r. wydał biskup Kopp list pasterski,
w którym pouczał, że język i narodowość są to wprawdzie dobra wielkie, ale nie
największe, oraz wzywał ludność do wyrzucenia wszystkich gazet, pisanych w
duchu polskim.
W r. 1919 przed wyborami do
konstytuanty pruskiej Polacy na Śląsku postanowili nie brać udziału w wyborach,
czem pragnęli udowodnić światu, że Polaków na Śląsku jest dużo i że nie chcą
oni należeć do Niemiec. Ponieważ Niemcom, ze zrozumiałych powodów, wobec
ogłoszonego bojkotu bardzo zależało na tem, by ludność polska głosowała,
rozwinęli oni za udziałem w wyborach żywą. agitację. Wspomniana wyżej
książeczka tak o tem pisze (str. 88):
Wymieniamy tylko księży,
którzy, nadużywając swej powagi, przymuszali Polaków do brania udziału w
wyborach. Książę biskup wydał okólnik, w którym powiada, iż obowiązkiem jest
każdego katolika iść na wybory, ba wiara jest zagrożona. A niektórzy księża od
siebie dodają: "Jeżeli nie pójdziecie na wybory, przyjdziecie do piekła.
Jeżeli nie pójdziecie na wybory, to mi nie przychodźcie do spowiedzi, bo wam
rozgrzeszenia nie dam". Księża centrowi także przy kolendzie osobiście
zobowiązywali rodziny polskie do brania udziału w wyborach. Niektórzy księża
prowadzili polskie niewiasty i dziewczyny zwartemi szeregami z kościoła wprost
do urny wyborczej.Oczywiście w takich warunkach bojkot nie został ściśle
przeprowadzony, wynik wyborów nie dał należytego obrazu polskości kraju, a tem
samem osłabił stanowisko Polski i to w chwili, gdy los Śląska rozgrywał się na
terenie międzynarodowym.
Charakterystycznym również
przykładem, jak kler "bronił" polskości ludu śląskiego, jest historja
słynnego miejsca odpustowego Panewnik, położonego niedaleko Katowic. Wspaniały
ten klasztor z cudownym obrazem i grotą Matki Boskiej miał zostać wzniesiony w
tym celu, by ściągnąć do siebie liczne pielgrzymki pobożnego ludu, które dotąd
wędrowały do Częstochowy i narażone tam byly na "polską agitację''. Że
klasztor w Panewnikach obsadzono niemieckimi zakonnikami, którzy tam gorliwie
specjalną misję germanizatorską pełnili - mówić zbyteczne.Oczywiście w takich warunkach
bojkot nie został ściśle przeprowadzony, wynik wyborów nie dał należytego
obrazu polskości kraju, a tem samem osłabił stanowisko Polski i to w chwili,
gdy los Śląska rozgrywał się na terenie międzynarodowym.
Charakterystycznym również
przykładem, jak kler "bronił" polskości ludu śląskiego, jest historja
słynnego miejsca odpustowego Panewnik, położonego niedaleko Katowic. Wspaniały
ten klasztor z cudownym obrazem i grotą Matki Boskiej miał zostać wzniesiony w
tym celu, by ściągnąć do siebie liczne pielgrzymki pobożnego ludu, które dotąd
wędrowały do Częstochowy i narażone tam byly na "polską agitację''. Że
klasztor w Panewnikach obsadzono niemieckimi zakonnikami, którzy tam gorliwie
specjalną misję germanizatorską pełnili - mówić zbyteczne.
Jak przykrą dla ludu
śląskiego musiała być ta działalność germanizacyjna księży, jak paraliżować
musiała wysiłki działaczy śląskich, świadczy o tem otwarty "List do
górnośląskich księży - germanizatorów" ogłoszony w kwietniu 1919 r. Oto
wyjątek z listu:
"Zwracamy się do Was -
kapłani, co uznając prawa Boże, gwałcicie je sromotnie, szydząc z wszelkiej
sprawiedliwości, zamiast uszlachetniać serca ludu, powierzonego Waszej opiece,
czynicie zeń jakieś stworzenie bez uczucia i serca. O! - Wy grabarze ludu
górnośląskiego, Wy, którym matka nuciła nad kolebką piosnki polskie, Wy, co
nosicie to imię polskie ku Waszej hańbie, jako zdrajcy i Judasze własnego ludu!
- Biada Wam!!! Wy zbrodniczą dłonią synowską burzycie gniazda Waszych ojców."Niewątpliwie
za germanizacyjną działalność kleru na Śląsku nie może dzisiejszy kler polski
ponosić odpowiedzialności. Działalność ta rozwijała się ściśle pod dyktandem
polityki pruskiej, której posłusznym wykonawcą w sprawach kościelnych był przez
kilka lat dziesiątek ks. kardynał Kopp. Polityka pruska podporządkowała na
Śląsku swym celom wynaradawiającym wszystkie czynniki, jak: przemysł, szkołę,
urzędy, - Kościół zharmonizował również z niemi swe dążenia germanizacyjne.
Podczas jednak kiedy ani
przemysł, ani szkoła, ani urzędy nie roszczą sobie bynajmniej pretensyj do
jakichkolwiek zasług dla polskości w okresie niewoli, to, o ile o Kościele
mowa, słyszy się często opinję, że Śląsk Górny Kościołowi głównie zawdzięcza
swój polski charakter.
Zapewnienia te brzmią
specjalnie fałszywie na tle germanizacyjnej działalności kleru śląskiego.Jeśli
dziś na Śląsku rozbrzmiewa język polski, to dzieje się to nie dzięki zasługom
kleru, ale mimo jego germanizacyjnych usiłowań, faktem jest bowiem, że tak, jak
to dziś czynią księża na Śląsku Opolskim czy w Prusach Wschodnich, tak samo
przed wojną kler śląski wytężał wszystkie siły, by ludowi polskość jego
odebrać. Faktu tego nie zmieni powoływanie się na działalność niektórych
jednostek z pośród kleru, które istotnie w bardzo ciężkich czasach dla
ratowania polskości Śląska poważne położyły zasługi. Ale, jak Miarka, chociaż
nauczyciel, nie jest przedstawicielem nauczyciela śląskiego swej epoki, tak i
jednostki owe, czujące po polsku i pracujące dla polskości, są tylko
jaśniejszemi punktami w ponurej masie księży renegatów, pracujących na rzecz
niemczyzny.Zresztą jeżeli o księżach Polakach w b. zaborze pruskim mowa, to i o
ich działalności przechowały się równie ciekawe historje. Oto poseł X.
Jażdżewski w sejmie pruskim w dniu 4.III.1891 r. tak powiada:
Agitację posko-narodową
wnieśli na Śląsk Górny z zewnątrz redaktorzy gazet, a ruchu tego politycy
polscy nie będą podzielać, przeciwnie, będą się starać o utrzymanie stanu
posiadania centrum...
Jeszcze dobitniej wypowiada
się X. Stablewski w 1894 r. następującemi słowami :
Potępiam propagandę polską
na Górnym Śląsku, bo w tej dzielnicy, oddzielonej na podstawie
prawno-państwowej przez 5 czy 6 stuleci od Polski; a zatem w czasie, w którym
uczucia narodowego w naszem zrozumieniu wogóle nie było, rozbudzanie tego
uczucia nie posiada w dobie dzisiejszej żadnego uprawnienia: ("Polska
Zachodnia" 16.VIII.1933. art. D-ra F. p. t.: "Konkordat Watykanu z
Niemcami a Polska").
Zkolei przejdźmy do
"zasług" Kościoła na innych terenach ziem polskich.
Poseł Czapiński w swej mowie
sejmowej z dnia 29.X.1920 r. przytacza następujące przykłady:
Polska krwawiąca w 1831 r.
zrywa się do powstania, zaraz w 1832 r. papież rzymski Grzegorz XVI nic
pilniejszego nie ma do roboty, jak wystąpić z encykliką do duchowieństwa
polskiego, w której to encyklice czytamy: "Słyszeliśmy, że nieszczęście
okropne, jakie nawiedziło wasze Królestwo, nie miało innego źródła, jak
machinacje kilku krętaczy i agitatorów, którzy pod płaszczykiem religijnym
podnieśli głowy przeciwko uświęconej prawem potędze "władcy", to
znaczy przeciwko carowi rosyjskiemu.
To samo było przy powstaniu
następnem, kiedy pisało się listy do Aleksandra II i w tych listach mówiło się,
że nie będzie tych "zamieszek" (bo powstanie uchodziło za
"zamieszki" w oczach papieża ówczesnego Piusa IX) - nie będzie tych
zamieszek, jeżeli car rosyjski odda naród polski pod kuratelę biskupów i
księży: "Wtenczas jego carska mość się przekona - pisze Pius IX do
Aleksandra II, że przyczyną stałych zamieszek w Polsce był ucisk sumienia.,
ucisk religji, ucisk kleru i t. d. (str. 11 i 12, Czapiński: "Zamach kleru
na państwo").Gdy wstąpił na tron papież Leon XIII, pisze on specjalnie do
biskupów polskich encyklikę, która zwraca się do biskupów jednego, potem
drugiego, potem trzeciego zaboru i radzi i poleca każdemu z zaborców, ażeby w
wierności wytrwały dla swego władcy (str. 12 "Zamach kleru na
państwo") .
Te wskazówki i zalecenia
papieży nie padły na grunt jałowy. Historja nasza zanotowała fakty odmawiania
rozgrzeszenia powstańcom, a także legjonistom, idącym do walki o niepodległość.
Postacie księży - patrjotów, jak ks. Brzóski z 1863 r. czy ks. biskupa
Bandurskiego z czasów legjonowych, nie cieszą się sympatją wśród kleru.
Natomiast dużą powagą i
uznaniem cieszy się biskup kielecki ks. Łosiński, o którym jedna z ulotek z
czasów wojny takie podaje informacje:
Biskup Łosiński mianowany
został biskupem za wdaniem się Rosjan, wbrew życzeniu ludności. Szerzył potem
zgorszenie swemi dobremi stosunkami z urzędnikami rosyjskimi. Biskup Łosiński
wkraczającym Legjonom odmówił posług religijnych. O Komendancie Piłsudskim
szerzył i szerzy niesłychane oszczerstwa, z ambony pomawia go o bandyckie
napady i rabunki. Biskup Łosiński do ostatnich czasów zakazywał śpiewać w
kościele: "Boże coś Polskę" itd.
Tenże biskup w 1917 r. z okazji
zbliżającej się uroczystości 3 Maja podaje podległemu duchowieństwu treść
kazania okolicznościowego p. t.: "O miłości ojczyzny", przyczem
zastrzega się, by księża w kazaniu o wojsku i skarbie narodowym nie mówili.
("Z dnia" 24.V.1917 r.).Ale nietylko ks. biskup Łosiński zwalczał lub
zniekształcał ruch niepodległościowy. Oto, jak podaje Czapiński w swej mowie
sejmowej w 4.XI.1920 r., ks. arcybiskup Bilczewski wydał dnia 4 sierpnia 1914
r. odezwę, w której powiada tak:
- Należy bić się o Austrję,
bo żołnierze opuścili domy swe, - a jak słychać opuścili je z ofiarną gotowością
i w poczuciu, że sprawiedliwą, jest wojna, podjęta przez katolickie państwa w
obronie kultury i chrześcijańskich zasad. Żołnierze nasi spełnią swój obowiązek
i zaświadczą zarazem, że umieją być wdzięczni ukochanemu i sprawiedliwemu
monarsze za to, że nam pozwolił być Polakami.Ten sam ks. arcybiskup Bilczewski
wydał w 1917 r. list otwarty do księży, w którym poucza kler, że należy zwalczać
Ligę Kobiet i nakłaniać żywioły katolickie w całym kraju do odmawiania jej
swego poparcia. Celem głównym Ligi Kobiet było, jak wiadomo, szerzenie idei
niepodleglościowych, opieka nad legjonistami i ich rodzinami.
Ciekawy fakt podaje także
autor artykułu "ln flagranti" w "Gazecie Podlaskiej" z 1930
r. w N-rze 24:
Ks. kardynał Kakowski, jako
regent, przejawił kiedyś nawet zbyt daleko posuniętą ostrożność. Wielki wiec
obywatelski w Warszawie za Rady Regencyjnej wyniósł ongiś rezolucję, aby
przemianować ulicę Berga na ulicę Trauguta. Na czele deputacji, jaka zwróciła
się do ks. kardynała, był późniejszy minister oświaty, a jeszcze późniejszy
premjer, prof. Ponikowski, ale wtedy ks. kardynał kategorycznie odmówił swej
zgody na tę zamianę tak, że po dłuższej, burzliwej rozmowie deputacja opuściła
niegościnne progi ks. kardynała, nawet nie pożegnawszy go odpowiednio do jego
godności.Zabieganie egoistyczne około zwiększenia swych wpływów nawet kosztem
interesów polskich, nawoływanie do wierności wobec zaborców, przypominanie, że
wszelka władza pochodzi od Boga i szanować ją należy, rezerwa, a często
paraliżowanie prądów wolnościowych - oto naczelne zasady, jakiemi kierowali się
dostojnicy Kościoła w swych poczynaniach. Niższy kler ulegał tym prądom. Mając
ugruntowane przez wieki wpływy w społeczeństwie mógłby był wiele, gdyby chciał,
zdziałać dla sprawy polskiej w czasach niewoli. Nie zrobił tego, bo niestety -
z małemi wyjątkami - wolał gromadzić majątki, utrzymywać masy w ciemnocie i
wstecznictwie, zaprawiać je do bezmyślnej bigoterji, drżąc równocześnie przed
każdym powiewem wolności czy nowoczesnej myśli.
To też nic dziwnego, że
działalność kleru spotkała się z należytą oceną ze strony naszych wieszczów.
"Lud nie powinien ufać wysokim dostojnikom Kościoła" - poucza
Mickiewicz w "Trybunie ludów", a Słowacki w "Beniowskim"
woła: "Polsko - Twa zguba w Rzymie".
Stosunek kleru do państwa polskiego po odzyskaniu niepodległości.
Treść: Kler, a święta państwowe. Dwie opinje biskupów. Kler polski a Państwie. Kler, a zarządzenia władz państwowych. Kler, a sądy państwowe. Kler, a popieranie przemysłu krajowego. Państwo i przyjaciele kleru. Księża - germanizatorzy. Kler, a zagadnienia kresów zachodnich. Kler, a kresów wschodnich. Kler, a interes Państwa.
"Wszelka władza
pochodzi od Boga i szanować ją należy". Zdawałoby się, że maksyma owa, tak
niebezpieczna w okresie niewoli; po odzyskaniu niepodległości może oddać
Państwu Polskiemu pewne usługi. Jeżeli bowiem w myśl tej zasady przed rokiem
1918-tym kler starał się urabiać naród polski na wiernych poddanych państw
zaborczych, to teraz - w myśl tej samej zasady - należałoby przypuszczać, że
będzie co najmniej z równym, a może i z większym zapałem pracował na rzecz
Państwa Polskiego, będzie starał się obudzić w masach szerokich poszanowanie
własnego rządu, własnego prawa, własnych urządzeń państwowych.
Takby się zdawało. - A
jednak rzeczywistość przeczy temu. Większość kleru spotyka się nie tam, gdzie
się Państwo buduje, ale tam, gdzie się temu Państwu rzuca kłody pod nogi.
Niejednokrotnie społeczeństwo jest świadkiem różnych złośliwostek, mających na
celu obniżenie autorytetu Państwa lub autorytetu jego zwierzchników.Przed
niedawnym czasem opinja publiczna poruszona została wiadomością, że biskup
Łukomski z Łomżyńskiego zabronił odprawienia nabożeństw z okazji imienin Pana
Prezydenta Rzeczypospolitej. Za czasów zaborczych nie słyszało się o tem, by
który biskup ośmielił się odmówić odprawienia nabożeń-stwa galowego; za
polskich czasów odmowy nabożeństw w dniach uroczystych dla Państwa są
zjawiskiem niemal codziennem.
A kiedy kler z jednej strony
dość często odmawia urządzenia nabożeństwa w dniu imienin Prezydenta Państwa
lub Marszałka Piłsudskiego, kiedy. pisma klerykalne pozwalają sobie na ten
temat na różne niepoczytalne wycieczki, to z drugiej strony, z zapałem urządza
się w całym kraju szumne i corazto okazalsze akademje papieskie, obchody
jubileuszowe i t.p. uroczystości.I kiedy z jednej strony odmówienie nabożeństwa
w dniu 19 marca, czy 11-go listopada godzi kler cudownie ze swem poczuciem
lojalności państwowej, to z drugiej strony, o ile chodzi o uroczystości
klerykalne, słyszy się pod adresem dostojników państwowych niesłychane wprost
uroszczenia. Oto "Goniec Śląski" z dnia 4.I.1926 r. oburza się, że na
ingresie śląskiego biskupa w Katowicach nie zjawił się Prezydent Rzeczypospolitej
osobiście, lecz wysłał na ingres jako swego przedstawiciela ministra
sprawiedliwości.
Charakterystycznym wielce
przykładem dzisiejszego ustosunkowania się kleru do ludzi zasłużonych w
Państwie jest 1ist pasterski ks. biskupa Łozińskiego z Pińska, skierowany do
tamtejszego korpusu oficerskiego. O liście tym pisze "Gazeta
Podlaska" :
Trzeba sobie przeczytać
kilka razy list ks. biskupa do oficerów garnizonu pińskiego, trzeba go dobrze
rozgryźć, aby dojść do ukrytego celu, wśród miodopłynnych słów zawartego. Gdyby
w szkole uczono, jak to napisać pismo pełne nienawiści w formie listu, pełnego
miłości chrześcijańskiej - to, doprawdy, list ten mógłby być uważany za wzór.
Istotnie list ten jedynie
przytoczony w całości, mógłby oddać całą głębię nienawiści, obłudy i perfidji,
z jaką kler do spraw drogich sercu Polaka potrafi się odnosić. Z braku miejsca
przytaczam tylko niektóre myśli, dotyczące Marszałka Polski Józefa
Piłsudskiego:
Marszałek Piłsudski jest
człowiekiem, na którym leży odpowiedzialność ogromna i który ma przed sobą
bardzo wielkie trudności do pokonania.
Pierwszem życzeniem naszem i
pierwszą modlitwą za niego powinno być, aby nie zapominał, że główny i
najważniejszy obowiązek jego jest ten sam, co każdego człowieka: zbawić swą
duszę, bo P. Jezus powiedzia1, jaką korzyść mieć będzie człowiek, jeśliby cały
świat pozyska1, a na duszy swej szkodę poniósł (Mat. 162 b.). Życzcie mu też i
módlcie się, aby wszystko dla Boga robił, o grzechach popełnionych nie
zapomniał, ale za nie pokutował i żeby nie ulegał tak łatwym w jego pozycji pokusom
próżności i zarozumiałości, które najmiększego człowieka czynią małym i w
zarodku niszczą wszelką zasługę i tak łatwo nadają postępowaniu naszemu
kierunek zgubny.
Życzcie mu i proście Boga,
aby trwała w nim i oczyszczała się wciąż miłość prawdziwa dla Polski, aby w
każdem swem zarządzeniu i posunięciu jej dobro rzeczywiste miał na celu, żeby
pamiętał, iż można jej s1użyć ty1ko takiemi środkami, jakie katechizm, nasz
zwykły katechizm nazywa uczciwemi i honorowemi; żeby też umiał wszystkich do
pracy dla Ojczyzny pociągnąć i jednoczyć, nie zaś przez swój charakter i metodę
rozbijać siły narodu.
Zausznik Watykanu, prawiący
w pobożnych słowach obłudne kazanie na temat miłości Ojczyzny pod adresem
Marszałka Piłsudskiego - to pełen wyrazu obraz polityki kleru wobec Państwa
Polskiego. Na taką rzecz jedynie w Polsce biskup ważyć się ośmielił.List
pasterski ks. biskupa Łozińskiego mimowoli przypomina list inny: księdza
arcybiskupa Teodorowicza z 2 maja 1931 r., w którym to liście ks. arcybiskup
sławi jako bohatera narodowego Wojciecha Korfantego.
Dwa listy biskupie - dwie
opinje - pełne entuzjazmu pismo pod adresem Korfantego i inne pismo, pełne jadu
nienawiści dla Budowniczego Polski Marszałka Józefa Piłsudskiego. Jakże pisma
te charakteryzują dosadnie kler polski!
Przed kilkunastu miesiącami
ukazał się list pasterski ks. kardynała i prymasa Hlonda p. t.: "O chrześcijańskie
zasady życia państwowego". Czytamy w nim takie zdania:
Państwo jest dla obywateli,
a nie obywatele dla Państwa. Nie można z prawem przyrodzonem pogodzić pewnych
współczesnych dążeń do zupełnego podporządkowania obywateli celom państwowym,
do wyznaczenia obywatelom jakiejś służebnej roli i do rozciągnięcia
zwierzchnictwa państwowego na wszystkie dziedziny życia. Poglądu, aby młode
pokolenia należały do Państwa całkowicie i bez wyjątku, od pierwszych lat aż do
ostatnich, katolik nie może pogodzić z przyrodnem prawem rodziny.
Taką opinję o Państwie głosi
najwyższy zwierzchnik Kościoła w Polsce. A opinja ta, o ile o kler chodzi, nie
jest odosobniona. Z. Stanisław Adamski; biskup śląski, tak poucza,
("Szkoła wyznaniowa czy mieszana". str. 36):
Państwo nie jest naszym
panem, którego my jesteśmy niewolnikami, ale ono jest stworzone na to; żeby nam
pomagać, ułatwiać zadania wychowawcze.Logicznie w myśl tych poglądów
ustosunkowuje się kler do różnych aktualnych spraw państwowych. Żywo tkwią nam
w pamięci te listy biskupie, te rozliczne artykuły, odczyty, wyklinania i t.
p., jakie publikowano w związku z projektem prawa małżeńskiego. Ileż tam
czytało się pogróżek i podburzań przeciw własnemu Państwu. Ks. prymas Hlond
pisze:
Już z okazji ostatniego
święta papieskiego napiętnowałem niesłychany projekt ustawy o małżeństwie, jako
zamach, jako zuchwałą próbę wydania rodziny polskiej na bezeceństwa
bolszewizmu. Komisja kodyfikacyjna ośmieliła się jednak zlekceważyć i t. d. i
t. d.
Podobne podburzania słyszy
się i przy innych sposobnościach. P. Halina K. w sprawozdaniu z uroczystości
500-lecia na Jasnej Górze (Prosta Droga 15.XII.1932 r.) wspomina między innemi,
co następuje:
Pierwszego dnia, jeśli się
nie mylę, wygłosił kazanie ks. Rostworowski. Kazanie to zrobiło na nas przykre
wrażenie. Były w niem liczne uderzenia w Państwo, w Rząd, w Komisję
Kodyfikacyjną za projekt nowego prawa małżeńskiego. Była też bardzo smutna
ocena dzisiejszych ciężkich czasów, co sprawiło, że widziałam, jak po męskich,
twardych twarzach pociekły łzy. Wszystko to było bardzo przygnębiające.W piśmie
"Drwęca" z 11.III.1930 r. czytamy:
"Władza duchowna
zaprotestowała, lecz jak dotąd bezskutecznie. Nadchodzi więc moment, aby społeczeństwo,
popierając stanowisko władz duchownych, zareagowało na tę samowolną zmianę,
ignorującą protest władzy kościelnej! Niech czynniki miarodajne pamiętają, że
nie można nadużywać cierpliwości katolickiej, bo i ona może się skończyć."
"Głos
Nauczycielski" z 1925 r. zamieszcza fakt następujący: Pewnej niedzieli z
ambony lecą te słowa: Wojewoda to jeden wół, starosta drugi, który z nich
kichnie - rada gminna podatki nakłada, a my t. j. ja i wy kmiotkowie musimy
płacić, czy słusznie czy niesłusznie.
A w "Naszym
Misjonarzu" z czerwca 1929 r. czytamy na str.167 co następuje:
"Rząd nasz nie pozwala
na rewindykację 700 świątyń, pozostających bezprawnie w posiadaniu duchowieństwa
prawosławnego... Działaczkom katolickim nie pozwala się na założenie ochronki
katolickiej. Doprawdy nasuwa się pytanie, czy jesteśmy u siebie w Polsce, czy
też w bolszewickiej Rosji i to z własnej winy".Pismo "Rozwój" z
30.IV.1939 r. zamieszcza artykuł p. t.: "Konkordat a życie". Artykuł
rozpoczyna się zdaniem: "Katolicka Ag. Pras. (26.III.30) podaje takie
wiadomości". Zakońzenie artykułu brzmi następująco:
Podobne postępowanie władz
polskich w Polsce (urzędowo) katolickiej jest naigrawaniem się z Boga; historja
uczy, że następstwem tego jest surowa kara Boska (wziąć choćby Polskę w końcu
XVIII w).
Polska apostazyująca,
masonizująca, kokietująca sekciarzy - jest potworem, od którego ze wstrętem
odwróciliby się bohaterzy tacy, jak XX.: Kordecki, Skarga, Birkowski, świeccy;
Sobieski, Koniecpolski, Jabłonowski i legjon innych.Jak wygląda respektowanie
zarządzeń władz państwowych przez kler w Polsce, charakteryzuje znamienny
proces, który odbył się niedawno w Łomży.
"Przegląd
Łomżyński" w artykule p.t.: "Prawo nie obowiązuje biskupa
łomżyńskiego" zarzucił ks. biskupowi Łukomskiemu, że "tworzy
samozwańcze komitety parafjalne", "poucza, jak mają kwestować bez
pozwolenia władz", "daje zły przykład" i t.p. Obrażony ks.
biskup zaskarżył redaktora gazety o zniewagę i proces przegrał. Sąd uniewinnił
oskarżonego a rozprawa sądowa wykazała fakty następujące:
W 1931 r. biskup Łukomski
zamiast poprzeć działalność Powiatowego Komitetu dla Niesienia Pomocy
Bezrobotnym utworzył konkurencyjny Komitet Biskupi, który rozbijając akcję
ogólną, urządzał zbiórki publiczne bez pozwolenia władz państwowych i
załatwienia potrzebnych w tym przypadku formalności. Oczywiście starostwo i
policja musiały interweniować w tej sprawie.Niejako w odpowiedzi na te
interwencje ks. biskup zamieścił w jednym ze swych listów pasterskich
następujące zwroty:
W ubiegłej zimie, na
terenach diecezji łomżyńskiej, akcja dobroczynna komitetów parafjalnychh, mimo
różnych przeszkód była bardzo poważna. Ponieważ jednak w ub. roku osoby
kwestujące po domach w niektórych powiatach spotkały się z przykrościami,
księża proboszczowie wyznaczą w poszczególnych miejscowościach osoby zaufane i
zachęcą parafjan do składania swych ofiar u tych osób na probostwie. Drodzy
Księża i drodzy Diecezjanie, nie oszczędzajcie trudu i nie zrażajcie się trudnościami,
na które napotkacie. Bądźcie na nie przygotowani, bo im wznioślejszy jest czyn,
te większe szatan stawia mu przeszkody.
Zdania powyższe, jako
wymierzone w działalność władz państwowych, znalazły odpowiednie naświetlenie w
"Przeglądzie Łomżyńskim" i wywołały pośrednio proces.Nie proces
jednak jest najważniejszym momentem tej sprawy. Istotny moment - to fakt, że
biskup w Polsce tworzy komitety, które utrudniają analogiczną akcję władz
państwowych, że inicjuje zbiórki publiczne, ignorując przytem obowiązujące
przepisy prawne, że wreszcie wskazuje drogi, jak diecezjanie mają omijać
zarządzenia władza państwowych. Adwokat oskarżyciela twierdził w czasie
procesu, że "autorytet biskupa jest tak wysoki, że nie obowiązuje go
składanie sprawozdań władzom państwowym z działalności Komitetu
Biskupiego." (Przegląd Łomżyński). Takie interpretowanie autorytetu
biskupiego przez rzecznika tegoż biskupa, jest bardzo charakterystyczne dla
naświetlenia kwestji: kler, a obowiązujące przepisy państwowe.
Nawet sądów państwowych nie
szczędzą ataki kleru. Oto dokument z tej dziedziny:
Kurja Biskupia
0 28/26
Katowice, dnia 8 stycznia
1926 r.
W-ny Adwokat Dr. Pałka
Pszczyna
W odpowiedzi na list z dnia
6.I.1926 r. w sprawie Krz... c/a P... donoszę, że Sąd Kościelny uważa
prawomocny wyrok w danej sprawie, wydany przez Sąd Okręgowy w Katowicach
(8.P.66/35) za wyrok mylny i bez znaczenia w sprawie Kurji Biskupiej przeciwko
p. J.K...
Oficjał
w z. Ks. Jarczyk
Specjalne ustawy zabraniają
krytykowania wyroków sądowych, kler jednak w Polsce uzurpuje sobie jakąś władzę
ponadsądową, ogłaszając oficjalnie wyrok sądu państwowego za mylny i bez znaczenia.Jak
kler popiera przemysł krajowy, niech ilustruje to następująca notatka,
zaczerpnięta z "Posłańca Serca, Jezusowego" (marzec 1930) :
"Dla rodzin
poświęcających się Sercu Jezusowemu posiadamy w niewielkiej ilości obrazy
Serca, Jezusowego. Ponieważ te obrazy sprowadzane są z zagranicy, wskutek tego
cena jednego egzemplarza wynosić będzie 2 zł. 30 gr. Zamawiać prosimy:
Wydawnictwo XX Jezuitów, Kraków, ul. Kopernika 26."
Nic dziwnego, że następstwem
tego rodzaju stosunków jest skandal, jaki zaszedł w marcu 1932 r. w Krakowie,
gdzie zebranie Chrześcijańskiej Demokracji rzęsiście oklaskiwało mowę
niemieckiego senatora Panta, znanego na Śląsku ze swej wrogiej Polakom
działalności. Treść mowy według informacji "Polski Zachodniej" z
24.III.1932 r. była następująca: "Katolicy często się różnią w poglądach
na zagadnienia polityczne. Ale muszą znaleźć wspólny język. Przedewszystkiem
muszą się katolicy przeciwstawić błędnym poglądom na Państwo. Dziś widzi się
niemal ubóstwianie Państwa. A jednak Państwo nie może być najwyższą instytucją
prawną i etyczną. Państwo nie jest najwyższem dobrem."
Taki obraz, jak z jednej
strony Pant, przywódca niemieckiej partji na Śląsku, z drugiej ideowi przyjaciele
kleru i ich w sercu Polski narady nad wspólnem przeciwstawieniem się
"błędnym poglądom na Państwo" - to nawet na nasze stosunki, obraz
niezwykle przykry i ponury.Oto przykłady: X. Z. w R. S. na Śląsku, znany ogólnie
germanizator, wyzyskuje każdą spoobność, by zachwiać wśród swych parafjan
autorytet Państwa. Na jednem z kazań wyraża się, że królowie polscy to byli
wielkie "chachary" (obelżywe słowo w gwarze śląskiej), kiedyindziej
mówi, że w Polsce dzieje się wszystko po masońsku. Upośledza parafjan polskich,
protegując na każdym kroku organizacje niemieckie, utrudniając rozwój
organizacjom polskim, urządzając nabożeństwa niemieckie z większą okazałością i
w dogodniejszych porach. Pewna kobieta zeznała o nim, że namawiał ją przy
spowiedzi, by dwu swoich synów w wieku poborowym wysłała do Niemiec i w ten
sposób uchroniła ich od służby wojskowej w armi polskiej. O działalności ks. Z.
zostały jeszcze w 1925 r. poinformowane przez ludność miejscową władze
kościelne do ks. prymasa włącznie, jednak ks. Z. dotąd sprawuje urząd i dotąd
rozwija swą germanizacyjną działalność.Inny przykład: Y. S. w O. nadgranicznej
miejscowości Śląska projektuje sprowadzenie misjonarza z terenu Niemiec dla
odprawienia misyj w swej parafji. Misjonarz ten z pogardą i nienawiścią wyraża
się o wszystkiem, co polskie. X. S. informuje z ambony, że święto 3 Maja to
jest święto tylko dla parafjan polskich.
Inny przykład: X. Dr. w K.
żegna polską młodzież poborową niemieckiem kazaniem i nabożeństwem. W dniu 3-go
Maja wygłasza kazanie, poświęcone wyłącznie Matce Boskiej, a kazanie to kończy
słowami: "Co więcej to nas nic nie obchodzi". Wystawia komitetowi
rachunek za nabożeństwo, odprawione w dniu święta wolności. Na jednem z kazań
mówi: "Gdyby Polska była katolicka, a nie masońsko-żydowska, odzyskaliby
Niemcy to, co im się należy, a Litwini również".
Inny przykład: Ojciec K. na
kazaniach rekolekcyjnych w K. głosi takie nauki:
W czasie inwazji
bolszewickiej była taka bieda w kraju, że buta nie można było kupić. Prezydenta
- głowy Państwa nie było, wojska prawie nie było, dowódców nie było i wojsko
ich nie miało. Jednak stał się cud nad Wisłą, który sprawił X. Skorupka.
Na naczelnych stanowiskach w
Państwie nie mamy katolików, a mamy heretyków. Ty się kłaniasz i drżysz przed
inspektorem, dyrektorem, a przecież to ten sam człowiek, tylko, że ma gwiazdkę.
A czemu przed P. Bogiem nie drżycie? Bo wam P. Bóg nie daje pieniędzy.
Urzędnicy chcieliby dużo pieniędzy brać, a nic nie robić. Inteligencja polska -
to zgnilizna, czyta książki treści pornograficznej i bolszewickiej, a nie
religijnej. ("Ognisko Nauczycielskie" luty 1931 r.).
Podobnych przykładów
nielojalności państwowej, która nieraz ze zdradą interesów Państwa graniczy,
możnaby więcej wyliczyć Wszystko to pod opieką konkordatu uchodzi latami całemi
bezkarnie.Stosunek kleru do naszych zagadnień kresowych jest b. znamienny. Na
zachodzie kler, nawet polski, stanowi bardzo poważne oparcie dla niemczyzny.
Charakteryzuje to korespondeneja "Polski Zachodniej" z dnia
29.IV.1932 r. w artykule p. t.: "Tam (to jest na Śląsku Opolskim) kler
okrutną macochą wobec Polaków, tutaj czułą, forytującą. opiekunką
Niemców".
Musimy kategorycznie
stwierdzić, że w parafjach naszych w Województwie w sposób wprost uderzający
forytuje się ruch niemiecki.
Jako przykład wskażemy na
znamienne objawy na terenie parafji kościoła N. M. P. w Katowicach, gdzie
proboszczem jest ksiądz Polak, odznaczony nawet złotym krzyżem za poprzednie
zasługi narodowe. Zobaczymy teraz, czyje to życie "kulturalne"
rozwija się pod opieką wspommanego urzędu parafjalnego. Oto na murach zabudowań
tego kościoła figurują w ostatnich czasach niemal wyłącznie plakaty niemieckie,
reklamujące coraz to. inną imprezę jakiegoś "Katholische Verein'nu"
odbywającą się w domu parafjalnym. Te afisze niemieckie, bogate, rzuca,jące się
w oczy, panują tam niepodzielnie. Gdy zaś jakaś organizacja polska urządza tam
zresztą dziwnie rzadko - jakąś imprezę, to jej ubożuchnego ogłoszenia trzeba
szukać dopiero na sąsiednim - płocie.Polskie organizacje, znajdujące jeszcze
przytułek w domu parafjalnym, są widoczme już tak onieśmielone forytowaną
ofensywą niemiecką, że boją się nawet korzystać z tego samego miejsca, gdzie
królują plakaty niemieckie i umieszczają wstydliwie swoje plakaty na płocie.
Jak mało mogą liczyć na
poparcie ze strony kleru polskie czynniki społeczne, świadczy o tem fakt
następujący: Prezes Koła Związku Obrony Kresów Zachodnich oraz prezes Oddziału
Związku Strzeleckiego w R. wysłali do miejscowego probo-szcza zaproszenie tej
treści:
Celem urządzenia obchodu
uroczystości "Niepodległości Państwa Polskiego" oraz "miesiąca
Śląska" odbędzie się w niedzielę 25 b. m. o godz. 16 w lokalu (Czytelni
Ludowej organizacyjne zebranie Komitetu tego obchodu, na które Wielb. Ks.
Proboszcza jako członka mamy zaszczy t. uprzejmie zaprosić. Za Komitet
przygotowawczy: (Podpisy)
Odpowiedź na to zaproszenie
brzmiała: Odręcznie z powrotem do Koła Z. O. K. Z. w R. z uprzejmą uwagą, że ze
względów duszpasterskich w żadnych imprezach ZOKZ udziału brać nie mogę. X. S.
proboszcz.
Tak więc "obowiązki
duszpasterskie" nie pozwalają ks. S. brać udziału w żadnych imprezach Z.
O. K. Z.Istnieje uzasadniona obawa, że i w przyszłości "obowiązki
duszpasterskie" przeszkadzać będą klerowi w pracy kresowej. Według rewelacyjnych
informacyj "Polski Zachodniej", duch,. jaki panuje w Śląskiem
Seminarium Duchownem w Krakowie nie pozwala wiele budować na polskości jego wychowanków.
Niektórzy z nich korzystają nawet ze stypendjów Volksbundu zaciągając już dziś
dług wdzięczności wobec tej niemieckiej organizacji. Jaka będzie w przyszłości
ich praca, dla Śląska łatwo przewidzieć.
Tak jest na kresach
zachodnich.
Jeszcze bardziej niepokojąco
przedstawiają się sprawy na wschodzie. Pomijając już kwestje polsko-ukraińskie
i rolę, jaką w nich odgrywa kler grecko-katolicki, na szczególną uwagę
zasługuje sprawa t. zw. obrządku wschodniego czyli bizantyjskiego. Obrządek ten
o języku liturgicznym rosyjskim, ma za zadanie stworzenie z naszych kresów
wschodnich pomostu do Rosji prawosławnej. Dla interesów Państwa Po1skiego
przedstawia obrządek ten duże niebezpieczeństwo, ponieważ, w imię dobra
religji, rusyfikuje nasze kresy wschodnie i zbliża je do Rosji.
Ale wzgląd na interes
Państwa nie odgrywa w polityce Kościoła żadnej roli, owszem, z punktu widzenia
kleru pożądaną jest rzeczą podporządkowanie interesów Państwa polityce
Kościoła.Objaśnia to szczerze X. Jan Urban w "Przeglądzie
Powszechnym" z listopada 1929 r., gdy pisze:
Należy patrzeć na tę sprawę
śmiałem okiem nadprzyrodzonej wiary i dać pierwszeństwo interesom Bożyrn przed
małostkowem pojmowaniem interesów doczesnych. Utyskujemy na brak programów w
naszem życiu politycznem, na brak przewodniej myśli, śmiałego czynu. Zwłaszcza
powtarzamy, że na kresach wschodnich żyjemy z dnia na dzień, na nic stanowczego
nie umiejąc się zdecydować. Czy nie byłoby taką godną Polski przewodnią ideą,
taką śmiałą myślą - wytknięcie sobie za zadanie pozyskanie prawosławia do
jedności kościelnej?
Poparcie życzliwe poczynań
Kościoła względem naszych prawosławnych współobywateli staje się jednym z
ważnych obowiązków katolickiego społeczeństwa i opinji publicznej. Warto, aby o
tem więcej myślano, mówiono i pisano. Prawda, że tyle innych wielkich zagadnień
czeka w Polsce na rozwiązanie, ale może dobrze będzie pamiętać na słowa:
"Szukajcie naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a reszta
będzie wam przydana".
Takie to zbawienne nauki w
związku z rozważaniami na temat akeji "pro Russia" daje społeczeństwu
X. Jan Urban. Tłumacząc je na język potoczny, winniśmy według recepty X. Urbana
rusyfikować wraz z klerem nasze kresy wschodnie; a przyszłość Polski sama się
tam stworzy.Tak więc, czy weźmiemy pod uwagę głoszone przez kler ogólne poglądy
na Państwo, czy na konkretnych przykładach rozpatrzymy jego ustosunkowanie się
do spraw żywotnych narodu - tak w okresie niewoli, jak i w czasach
niepodległości - zawsze i wszędzie dojdziemy do jednego wniosku. Na ziemiach
polskich żyje kilkanaście tysięcy przedstawicieli hierarchji kościelnej. Ludzie
ci, w olbrzymiej swej większości, wyszli z narodu polskiego i mienią się być
Polakami. Działalnością swą jednak jako całość należą do Państwa innego, do
Państwa Watykańskiego. Wyjątki wśród nich istnieją, ale tylko wyjątki. Tam,
gdzie trzeba wybierać między interesem Polski, a interesem Rzymu, prawdziwy
ksiądz przestaje być Polakiem.
Stwierdza to -również ks.
Torkowski w swej broszurze p. t. "Czy zrywać z Rzymem", gdy pisze:
Ubliżeniem byłoby nawet
przypuścić, że kler nasz i wogóle nasi katolicy bezkrytycznie pójdą za władzą
świecką. Przecież może ona pobłądzić i na manowce poprowadzić cały naród...
Tego "buntem" nazywać nie wolno. Wszelka władza pochodzi od Boga, to
pewne, ale gdy nie spełnia swoich obowiązków, musi być do porządku przywołana.
"Dwóm bogom służyć nie można - mówi Pismo Święte".
Wyzyskiwanie uczuć patrjotycznych dla celów klerykalnych.
Treść: Polak, a katolik - to jedno. Przyszłość Polski w katolicyzmie. Czyn katolickiego Polaka. Fałszowanie historji. Cud nad Wisłą.
Skądże się zatem biorą owe
legendarne historje o zasługach, jakie Kościół katolicki dla sprawy polskiej
położył?
Zródłem tych legend jest
przedewszystkiem fałszowanie historji, tendencyjne pomijanie milczeniem pewnych
faktów, a uwypuklanie nadmierne innych i nastawienie całej historji naszej,
głoszonej masom, nie pod kątem objektywnej prawdy,. ale pod kątem zasady:
Posłannictwem dziejowem Polski jest: służyć katolicyzmowi. Rzadko kiedy
dochodzą do wiadomości szerokich mas takie fakty, jak obłożenie klątwą
kościelną ustawy państwowej z 1577 r., jak klątwa rzucona na Kazimierza
Wielkiego przez biskupa Bodzantę, jak tumulty religijne, burzenie zborów,
palenie czarownic i t. p. W tysiącach natomiast egzemplarzy rozrzuca się za
pośrednictwem zakrystyj różne broszurki, które, o ile wogóle o Polsce mówią, to
szerzą takie "prawdy historyczne":
Złote czasy dla wiary
katolickiej były także równocześnie złotemi czasami i dla Polski samej. Przeciwnie,
upadek w wierze był upadkiem siły, potęgi i ducha polskiego. Ktoby temu
przeczył, ten kłamałby świadomie, albo pokazałby dosadnie, że nie zna kart
historji naszej Polski. (Ks. Bisztyga T. J. "Trzymaj się wiary
katolickiej". - Głosy katolickie Nr. 357).A wnioski wysnute z tego rodzaju
"historji" są równie "prawdziwe", jak i przesłanki. Dążą
one do wykazania, że Polak, a katolik - to jedno, że Polska może być tylko
katolicka, albo jej nie będzie zupełnie. Oto zdania, wyjęte z wyżej przytoczonej
broszurki:
"Rozgrzane wiarą i
wychowane w wierze katolickiej serce polskie czerpie swe natchnienie i pobudki
do najszlachetniejszych przedsięwzięć i czynów, jakiemi zajaśniały dzieje
polskie. W tem, że Polska cała żyła po katolicku, że się trzymała Rzymu i
Stolicy rzymskiej, że gotowa była zawsze stanąć w jej obronie, nie czuje swego
poniżenia, swej hańby, swej niewoli, jak to śmią twierdzić dzisiejsi zaprzańcy
wiary katolickiej. Wiara i to rzymsko-katolicka była dla narodu polskiego jego
chlubą i chwałą, zaszczytem i błogosławieństwem.
Serce polskie i katolickie
zrosło się tak w jedno serce, że kto w Polsce był Polakiem, był tem samem i
katolikiem i naodwrót, kto mówił, że jest katolikiem, mówił równocześnie, że
jest Polakiem. Polak i katolik, choć dwa różne słowa, miały zawsze jedno i to
samo znaczenie."Podobne zdania wygłasza ks. L. Mirek w "Miesięczniku
katechetycznym i Wychowawczym" z marca, 1931 r. Wiedział bowiem od
największych i najsławniejszych przewodników duchowych narodu polskiego, że
Polska ma od Boga nadaną. misję wielką: być warownią wiary i prawa Bożego, a
religja katolicka zrosła się z imieniem Polaka tak, że być Polakiem znaczy
zwyczajnie to samo, co być katolikiem. Nie może więc być Polakiem w pełnem i
najlepszem tego słowa znaczeniu, kto nie jest równocześnie dobrym katolikiem.
Jaki cel ma utożsamianie
katolicyzmu z polskością? Pomijając już fałsz i obłudę w tem zawartą, trudno
się łudzić, by w ten sposób kościół miał kiedykolwiek zamiar pomóc
bezinteresownie swemi wpływami sprawie polskiej. Nie - cel jest inny; chodzi o
to, by tą drogą umocnić wpływy kleru w Polsce, by wyzyskiwać dla sprawy kleru
nawet te siły społeczne, które w razie jasnego wyodrębnienia pojęć: Polak i
katolik, nie poszłyby na, służbę Rzymu. Kler w Polsce to dobrze rozumie, że
gdyby zrzucił z siebie maskę polskości i gdyby tumanionym dotąd przez siebie
owieczkom jasno i otwarcie, bez osłonek patrjotyzmu, wytłumaczył swe rzymskie
cele, przerzedziłyby się rychło te liczne rzesze, które dziś z hasłem na
ustach: "Bóg i Ojczyzna" bezkrytycznie, a w dobrej wierze klerowi służą.Światła
prawdy historycznej obawia się więc kler i wszelkie mi sposobami, przekręca,jąc
i tuszując najoczywistsze fakty, usiłuje wmówić w społeczeństwo, że Polska
wszystko katolicyzmowi zawdzięcza i bez katolicyzmu zginąć musi. X. Bisztyga
tak o tem pisze: "My obecnie stoimy u kolebki odrodzonej i nowej Polski.
Chcąc, by ta Polska nowa stała, kwitła i rozwijała się z pokolenia w pokolenie,
musimy ją oprzeć o granitowy .fundament, a takim fundamentem jest tylko wiara
święta i katolicka. Koło tych dwu ołtarzy, jakim jest wiara i ojczyzna, ma się
skupić całe życie nasze. Wrara ma przeniknąć wszystko i wszystkich w Polsce. Z
wiary świętej niech płyną wszystkie czyny nasze. Każde niedowiarstwo, każde
sekciarstwo - to miecz wbity w samo serce Polski. Zginie wiara w narodzie, to
zginie i ojczyzna nasza.A ks. Mateusz Jeż w "Naszym Misjonarzu" z
maja 1930 r. tak woła:
O Polsko nawpół
wskrzeszona!
Zerwij do reszty swe
pęta,
Zgniliznę zrzuć z swego
łona,
Bądź katolicka i święta.
O Polsko nawpół
wskrzeszona!
Piotrowej trzymaj się
skały,
A będziesz z nią ocalona,
Twój byt będzie
wiecznotrwały!
Ks. A. Szlagowski w
"Przeglądzie Powszechnym" z marca 1929 r. mówi:
Bóg wskrzesił Polskę i Bóg
ocalił Polskę, a ocalił ją dlatego, aby w Polsce ocalonej katolicki Kościół
ocalał. Polska zmartwychwstała, aby stać się znowu przedmurzem chrześcijaństwa.
Polska wróciła do swego posłannictwa dziejowego, rozpoczęła swą służbę dla
Kościoła. Niech rośnie,. niech się rozwija, a niech pamięta, że w Kościele
katolickim i świętej wierze spoczywa jej posłannictwo dziejowe, jej potęga, jej
chwała, jej przyszłość.
"Pielgrzym" z 21.
I. 1930 r. tak kończy jeden z artykułów:
Pamiętajmy bowiem, że Polska
wytrzyma napór wroga i będzie wielką i silną, o ile będzie katolicką.Nietylko
do stwierdzenia konieczności katolicyzmu Polski kler się ogranicza,
równocześnie stara się o to, by w czynie znaleźć ujście dla uczuć polskości
katolickich tłumów. Jak ten czyn ma wyglądać, poucza o tem n. p. "Nasz
Misjonarz" z maja 1930 r.:
Za cud zwróconej Ojczyzny
Bóg przecie
Ma prawo żądać i od nas
ofiary,
Gdy tylu pogan jeszcze jest
na świecie,
Trzeba rozpalać światło,
nieść blask wiary.
Bóg wszechpotężny, Bóg, co
mieszka w górze,
Patrzy i czeka na czyn
polskich synów,
Bo Polska ma być, jako to
przedmurze
Serc gorejących, co się rwą
do czynów:
Nawracać Rosję, pogan wieść
ku Bogu,
Ranić swe stopy wśród cierni
i głogu,
Lecz iść do celu, iść wciąż,
bo inaczej,
Bóg łaskę cofnie, spadnie
grom rozpaczy...
Ach; Polska ostać się może
jedynie
Z Bogiem - dla Boga, w Bogu
ufająca;
Wpatrzona w mrzonki, w czcze
blaski znów zginie,
I wpadnie marnie w niewolę
bez końca.
W innym kierunku zwraca
uwagę ks. Bisztyga. Oto:
Jak Polska Polską była, nie
było jeszcze w Polsce tylu rozbijaczy i siepaczy wiary katolickiej, jak w
obecnych czasach. O jakżeby inaczej Polska wyglądała, gdyby wierzący katolicy
mieli więcej odwagi w bronieniu wiary katolickiej, gdyby milczeć i usta zamykać
kazali tym wszystkim, co wiarę katolicką znieważają i wykpiwają.Podobnie poucza
i znany nam z byłych sympatyj moskalofilskich ks. biskup kielecki
Łosiński:
"Jeżeli chcemy, aby nam
w Polsce było dobrze, aby się nikomu krzywda nie działa, aby Polska była mocna
i szczęśliwa, mamy dołożyć wszelkich starań, żeby Polska, jak długa i szeroka
była Chrystusowa. Nie dopuszczajmy przeto, żeby ludzie źli podkopywali wiarę
świętą, odrywali Polskę od Kościoła katolickiego, żeby potwarzą i oszczerstwem
nadwerężali zaufanie wiernych do kapłanów, (Ruch katolicki Nr. 10-11 r. 1931).
Tak więc, dlatego, że Polska
potrzebna jest dla rozwoju katolicyzmu, najpilniejsze zadanie Polaka - zdaniem
kleru streszczają się w nawracaniu pogan, w nawracaniu Rosji. a wewnątrz kraju,
w zmuszaniu do milczenia tych wszystkich, co pod rozkazy kleru iść nie chcą.
Drogą tworzenia
wzruszających legend, które mają stanowić dla mas szerokich namiastkę historji
polskiej, stara się kler urobić odpowiednie nastroje w społeczeństwie. Każdy z
nas od wczesnego dzieciństwa wie najdokładniej o tem, że kopalnie soli
zawdzięczamy świętej Kindze, która je przywiozła dla nas w posagu z Węgier, że
jedynie dzięki księdzu Kordeckiemu i jego procesjom na murach Częstochowy
zostali Szwedzi z Polski wyparci i t. d. i t. d. Wprawdzie od czasu do czasu
niedyskretni historycy wyciągną z pyłu zapornnienia dokument jaki, np. odnośnie
św. Stanisława Szczepanowskiego, czy ks. Kordeckiego, który to dokument nieco
inaczej naświetli fakt jeden czy drugi, ale słabiutki głos naukowców ginie
rychło bez echa, budząc co najwyżej oburzenie, że ktoś śmie się targać na te
"narodowe" świętości.W ostatnich czasach do owej legendarnej historji
przybyła jeszcze jedna piękna kartka: "Cud nad Wisłą".
Posel Czapiński w jednej
swojej mowie sejmowej wspomina o jakimś księdzu, który w "Gazecie
Świątecznej" tak poucza swych czytelników:
Cóż dziwnego, że udało się
Polakom zwyciężyć bolszewików, przecie sam widziałem na polu bitwy, jak Matka
Boska osobiście granatami rzucała w bolszewików.
Ale nietylko w "Gazecie
Świątecznej" czytało się takie cudowności. Każda ambona omal, zależnie od
zmysłu krytycznego i tupetu życiowego kaznodziei, mniej lub więcej wyraziście
naświetlała fakt ten następująco: Pod Warszawą nie genjusz wodza, nie męstwo
żołnierzy odniosły zwycięstwo, ale tam stał się cud, dzięki księdzu Skorupce i
dzisiejszemu papieżowi Piusowi XI-emu.Dla, przykładu, jak wyglądają takie
opowiadania, przytoczę w wyjątkach artykuł p. t. "Cud nad Wisłą" ks.
Jezuity Henryka Mroczka, zamieszczony w sierpniowym zeszycie z 1930 r. pisma
"Sodalis Marianus":
Rozpoczął się straszliwy
srom. Rozbite oddziały piechoty i konnicy tłoczyły się wraz z taborem w
bezładną masę, która w przerażeniu i panice uciekała,, porywając wszystko za
sobą. Nie pomogły energiczne rozkazy naczelnego dowództwa: "Bronić linji
do ostatniego chłopa. zginąć, a nie cofnąć się!"
Jeden chciał z nami
pozostać, ten, o którym powiada francuski pisarz Goyau: "Że przybył do
nas, by Polsce,. dźwigającej się z grobu, przynieść uśmiech i pozdrowienie
Kościoła katolickiego... "Ukochany przez naród Nuncjusz papieski Mgr.
Ratti, a miłościwie nam dziś panujący Pius XI".
Nie chciał Mgr. Ratti
opuścić ludu, z którym tak chętnie brał udział w uroczystościach, chodził wśród
niego po kościołach i z rozrzewnieniem wsłuchiwał się w jego śpiewy. Nie chciał
opuścić bezdomnych i nieszczęśliwych,. których odwiedzał po schroniskach,
szpitalach, do których wchodził w suteryny, zaglądał na poddasza, niosąc im
nietylko uśmiech i błogosławieństwo, ale i ręce pełne darów.I odczuwała ludność
Warszawy tę miłość, często gromadami stawa1a przed domem Nuncjusza. Patrząc w
okna jego pałacu, powtarzał lud ze łzami w oczach: "On nas nie opuszcza,
chce bronić swego ludu". Wówczas otwierało się okno i ukazywała się w niem
ukochana postać, błogosławiąca, wszystkim... padano na kolana i trwano w
modlitwie przez cale godziny.
Ósmego sierpnia rozkołysały
się dzwony w sto1icy, ze wszystkich świątyń ruszyły procesje na, plac Zamkowy,
by z ks. Kardynałem i Biskupami na cze1e wziąć udział w błagalno-pokutnem
nabożeństwie. Nad tem rozkołysanem zbiorowiskiem ludzi, jakiego jeszcze
Warszawa nie widziała, zabrzmiały potężne słowa kaznodziei: "Obywatele
stolicy zjednoczonej Polski... Idzie ku sercu Polski wróg, dyszący zemstą i
żądzą naszej zagłady... Krwią naszych bohaterów zarumieniły się fale Berezyny,
Prypeci, Wilejki, Stochodu, Bugu i Seretu, a jeśli cały naród nie zjednoczy się
i nie ruszy do obrony, zaczerwienić się mogą i fale naszej Wisły... Warszawo,
ku tobie w tej chwili zwrócone są oczy i serca całej Polski. Zaświeć przed
narodem płomieniem bohaterstwa, powstań, jak druga Jasnogóra!... Mlodzi na
front... starsi na ulice miasta, bronić go przed wrogiem... Polki do lazaretów...
starcy; sędziwe matrony i niewinne dzieci na kolana przed ołtarze Pańskie z
wołaniem o pomoc".
W rozełkany jęk ludu wplotło
się gorące wołanie: "Królowo Korony Polskiej - Módl się za nami..."
Na to wołanie ludu, na ten
krzyk chrześcijaństwa, podniosły się skały, otworzyły groby, ruszyły kurhany i
z nich poczęły wstawać zastępy zakutych w zbroje skrzydlatych rycerzy, a na ich
czele Sobiescy, Chodkiewicze, Czarnieccy, Żółkiewscy... Stanęli i zwrócili
wzrok ku Jasnej Górze pytając, ku jakiej potrzebie Królowa ich woła. Tam
przejasna Pani z Dzieciątkiem na ręku, obleczona w szkarłat z koroną na głowie,
wskazywała berłem ku Warszawie, a z ust jej padł rozkaz: "W nich!"
Szczęknęły zbroje, pochyliły
się proporce, zaszumiały skrzydła i z okrzykiem: "Jezus, Marja!" - pomknęli
rycerze jak huragan ku stolicy...
To odwaga i męstwo przodków
naszych wstąpiły w serca potomków, którzy ruszali do walki na pola Warszawy...
Wśród zastępów ochotniczych
i wojska krzepiła Marja nadzieję zwycięstwa przez swego herolda, bohaterskiego
ks. Skorupkę, który głosił ustawicznie po oddziałach i koszarach, że
"piętnastego sierpnia, w święto Wniebowzięcia, Polacy przestaną się cofać
i rozpoczną się dni tryumfu polskiego... Najświętsza Panna, Patronka i Królowa
ludu polskiego nie dopuści, by naród miał zginąć".
A końcowy wniosek artykułu:
Polska zwyciężyła, bo za nią
stała matka Kościół, bo przy niej trwał wiernie przyjaciel, który jako
namiestnik Chrystusowy miał zasiąść na papieskim tronie.
Tak więc, jeden z
największych i najpiękniejszych czynów wodza narodu, Józefa Piłsudskiego i jego
bohaterskich żołnierzy został bez reszty zaanektowany na rzecz polityki kleru.
Wymownym symbolem tej aneksji było wybicie w mennicy państwowej medalu
"Cudu nad Wisłą" i przeznaczenie czystego dochodu z rozsprzedaży tego
medalu na cele... misyjne.
Kler a sprawy materjalne.
Treść: Konkordat, a uposażenie materjalne kleru. Uroszczenia kleru wobec Państwa. Olbrzymie fundusze kościelne. Składki misyjne. Niektóre formy zbierania składek.
Składki kościelne mimo
kryzysu rosną. Agitacja za wzmożeniem akcji misyjnej w kraju.Oddzielną, wielką
dziedzinę wyzysku Polski przez duchowieństwo, stanowią sprawy materjalne.
Już konkordat przyznaje w
tym kierunku Kościo1owi katolickiemu ogromne przywileje. Dowodem tego jest art.
24 konkordatu, w którym "Rzeczpospo1ita Polska uznaje prawo osób prawnych
kościelnych i zakonnych do wszystkich majątków ruchomych i nieruchomych,
kapitałów, dochodów oraz innych praw, które te osoby prawne posiadają obecnie
na obszarze Państwa Polskiego" i to nawet w tym wypadku, gdyby prawo
własności, tych majątków nie było dotychczas wpisane do ksiąg hipotecznych.
Uznając w tak rozległem
znaczeniu status quo majątkowe duchowieństwa, w dalszym ciągu tego samego
artykułu 24-go przyznaje Państwo Kościołom dalsze przywileje, a mianowicie
prawo do odzyskania dóbr skonfiskowanych przez rządy zaborcze, prawo do
zaopatrzenia w miarę rozporządzalności mens biskupich i beneficjów
proboszczowskich w dostateczną ilość ziemi, a do czasu spełnienia tych
zobowiązań zapewnia Państwo Kościołowi prawo do uposażenia rocznego, które ma
być nie niższe od wartości rzeczywistej uposażeń, wypłacanych przez rządy
zaborcze.
Ustalając zasady uposażenia
(Załącznik A do konkordatu) Państwo nie zapomina nawet o uczniach seminarjów
duchownych, zapewniając i im również pensje miesięczne. Mimowoli nasuwa się tu
przykra uwaga: Jest taka masa zdolnej biednej młodzieży akademickiej, która nie
może kończyć studjów z braku podstaw materjalnych lub kończy je, walcząc z
niesłychanym niedostatkiem. Młodzież ta studjami swemi przygotowuje się do
pracy dla Państwa, a jednak Państwo na podstawie zobowiązań konkordatowychych
spieszy z pomocą materjalną tej przedewszystkiem młodzieży, która w przyszłości
pracować będzie nie dla Państwa, ale dla Kościoła.
I jeszcze jedna uwaga: W
dzisiejszych ciężkich czasach, kryzysu ekonomicznego, kiedy Państwo zmuszone
jest redukować głodowe pensje swym pracownikom, kiedy pensje robotników zeszły
już dawno niżej minimum egzystencji, przykrym zgrzytem uwydatnia się fakt, że
uposażenia dobrze sytuowanego kleru, oparte na postanowieniach konkordatowych,
okazują się prawie nietykalne. Nic dziwnego, że w tych warunkach w latach
kryzysowych na wszystkich wycieczkach zagranicznych, we wszystkich bogatszych
zdrojowiskach i kąpielach kler jest najliczniej reprezentowany.Konkordat daje
Kościołowi duże uprawnienia. Kościół uprawnienia te stale rozszerza, czego
dowodem chociażby ustawa o podatkach kościelnych. Jak bezceremonjalnie potrafi
kler egzekwować na Państwie swe pretensje, widzimy to na przykładzie tych
licznych procesów o zwrot świątyń prawosławnych i ich majątków, w jakim tonie
zaś potrafi o tem kler mówić, niech świadczą wyjątki z korespondencji słynnego
"Kap'a" (Katolickiej Agencji Prasowej). Czytamy tam
("Polonja" 26. I. 1930 r.) :
Według konkordatu wszystkie
prawa i zarządzenia sprzeczne z konkordatem straciły moc obowiązującą. Pytamy
gdzie jest akt, któryby sprzeczne z konkordatem prawa i zarządzenia
przekreślił? Chyba takim aktem nie jest to, co umieszezono w Monitorze?
Art. IV. konkordatu nie jest
wprowadzony w życie. Kościoły rujnują się, potrzebne są nowe świątynie,
wymagane są opłaty asekuracyjne do kas chorych, pracowników umysłowych i t. d.
Skąd na to czerpać środki? Stan wykonania konkordatu i wprowadzania w życie
związanych z nim aktów prawodawczych, zarządzeń rządowych, zawierania umów trwa
chyba za długo? Sposób ujęcia sprawy przez p. Ministra czyni wrażenie jakoby do
Ministra W. R. i O. P. należało prawo, komu przyznać zagrabione świątynie i ich
majątek, że bez porozumienia się z Ministrem W. R. i O. P. Biskupi nie powinni
na drodze sądowej dochodzić praw Kościoła katolickiego. Biskupi mają prawo
żądać, by konkordat i co z nim związane, było wprowadzone w życie i aby ich,
gdy bronią praw Kościoła przed sądami państwowemi, nie uważano za takich, co po
cudze sięgają.W podobnie aroganckim tonie odzywa się "Kap" często, a
ton ten jest dla stosunków, panujących w Polsce bardzo znamienny.
Nie do samych jednak
uprawnień konkordatowych ograniczają. się dochody, jakie kler czerpie z terenu
Państwa Polskiego. Pieniądze polskie płyną całym, olbrzymim systematem rzecznym
z najrozmaitszych źródeł do kas kościelnych, przewyższając wielokrotnie te
dotacje, jakie zagwarantowane są Kościołowi postanowieniami konkordatu.
Weźmy jako przykład wysokość
kościelnego funduszu budowlanego: 1.060.000 zł. (Załącznik A do konkordatu) i
zestawmy tę kwotę z ilością i kosztami wybudowanych w Polsce po r. 1918
świątyń. Niema okolicy, gdzieby w czasach niepodległości kościoła nie wybudowano,
a są miasta i miasteczka, gdzie się ich buduje i po dwa równocześnie. Przy
sposobności wznoszenia owych budowli zarówno ze strony Państwa, jak i
społeczeństwa płyną na rzecz Kościoła hojne datki. I tak np. w 1931 r. Państwo
sprzedało plac w Warszawie pod budowę kościoła za cenę 10% szacunkowej
wartości, robiąc w ten sposób kurji warszawskiej prezent z 90.000 zł. Na budowę
katedry śląskiej zebrano do marca 1932 r. 5 1/4 miljona złotych, w czem
przeszło 4 miljony stanowią subwencje rządowe, wojewódzkie i samorządowe. I tak
jest z budową każdego kościoła - i tak się wciąż dzieje nawet w ostatnich
czasach ostrego kryzysu ekonomicznego. Brak jest środków na pokrycie
najkonieczniejszych potrzeb państwowych - na budowę kościoła, czy inny cel
religijny, zawsze w tej czy innej formie, fundusze się znajdą.Jak poważne muszą
być fundusze, które gromadzą się w rękach kleru, dowodzi tego fakt, że kurja
biskupia w Siedlcach zakupiła w czerwcu 1932 r. czwarty już z kolei dom i
zaplaciła za niego 300.000 zł. ("Gazeta Podlaska"). Dom ten ma
podobno być przeznaczony na rezydencję biskupa sufragana. Z pomiędzy
najrozmaitszych form wyzysku materjalnego, jaki pod pokrywką reIigji, uprawia
się w Polsce, szczególnie przykre uczucie budzi ten wyzysk, którego ofiarą
padają szerokie, najciemniejsze i dlatego przed chciwością kleru
najbezbronniejsze masy społeczeństwa. Przykład: Wycieczka ludowa w Krakowie:
Kobiety z trudem złożyły pieniądze na podróż i konieczne wydatki. Zostało im
jeszcze po kilkadziesiąt groszy, za które obiecują, sobie "coś"
kupić. W jednym z kościołów podczas zwiedzania podoba im się obraz w ołtarzu.
Bez namysłu urządzają składkę i ostatnie swe grosze oddają księdzu, by odprawił
mszę przed tym ołtarzem. A potem cały dzień chodzą głodne po Krakowie, bo na
obiad nie starczyło.Ile tak setek, tysięcy i miljonów złotych przepłynie rok
rocznie z kieszeni najbiedniejszych do przepaścistych kieszeni kleru i do kas
kościelnych, trudno nawet w przybliżeniu określić. Nie wiem, czy istnieje
wogóle źródło, gdzieby można ścisłych i dokładnych danych w tym kierunku
zaczerpnąć, to tylko wiem jednak z całą pewnością, że suma ogólna kościelnych
składek jest bardzo duża, o wiele za duża na ubóstwo materjalne Polski.
A w tych składkach, rzekomo
religijnych, tkwi jeszcze jeden tragizm. Większość pieniędzy, zwłaszcza
misyjnych, idzie zagranicę, bogacąc obce narody i służąc obcej sprawie.
"Wolnomyśliciel Polski" z 15. XI. 1930 tak o tej sprawie pisze:
Każda trzecia niedziela
października jest przeznaczona na propagandę misyj wśród pogan. Propaganda
polega na wygłoszeniu kazania okolicznościowego o upoś1edzeniu nieszczęśliwych
czarnych, na zachęceniu do gorącej modlitwy na intencję powodzenia misyj
katolickich i, co jest ważniejsze, do składania ofiary pieniężnej.
I niejeden ciemny chłop,
który grosza nie da na flotę narodową, budowę szkoły czy szpitala, nie odmówi
dobrodziejowi w sutannie niejednej złotówczyny na "tych ta
cornych"". A dla czyjego dobra cała ta robota? Oto Watykan za
wskrzeszenie państwa kościelnego musi odpłacać Musso1iniemu propagandą faszyzmu
i wywiadem w pobliskiej Afryce. W ślad bowiem za misjonarzem kapucynem czy
redemptorystą sunie kupiec, a naostatek żołnierz, aby rozszerzyć granice
imperjum italskiego. A za czyje pieniądze? Polskiego biedaka, wyłudzone przez
krajowego cudzoziemca.Nie kusząc się bynajmniej o zobrazowanie całości składek
kościelnych, podaję niektóre dane z tego działu. Z tych fragmentów można sobie
do pewnego stopnia całość odtworzyć. Według danych, zaczerpniętych z
"Miesięcznika Diecezji Chełmińskiej" (czerwiec 1931 r.), diecezja ta
zebra1a w 1930-tym roku:
a) na "Dzieło
Rozkrzewiania Wiary" - 171.037 zl. 32 gr.
b) na "Papieskie Dzieło
św. Dziecięctwa" - 42.247 zł 81 gr
c) na "Papieskie Dzieło
Piotra Apostoła" - 9.105 zł 59 gr
d) na "Związek Misyjny
Kleru" - 1.533 zł 30 gr
e) na "Towarzystwo
Misyjne dla Wschodu - 2.151 zł 30 gr
f) na "Stowarzyszenie
św. Jozafata" - 1.225 zł 15 gr
g) na "Sodalicję św.
Piotra Klawera" - 3.006 zł 06 gr
Razem zebrano w ciągu roku
1930 w diecezji: 232.306 zł. 53 gr. (232 tysiące 306 złotych 53 grosze).
Ile pieniędzy z diecezji
poszło na inne cele kościelne, jak msze św., śluby, pogrzeby, wypominki i t.
p., nie umiem określić. O wysokości składanych pieniędzy, pewne pojęcie może
dać; także "Sprawozdanie z akcji misyjnej w Łagiewnikach Śląskich"
("Nasz Misjonarz" marzec 1930 r.), z którego to sprawozdania
dowiadujemy się, że parafja złożyła w roku na cele misyjne 10.703 zł. 66 gr.,
co stanowi na głowę każdego katolika 74 grosze.Wydobywaniem ze społeczeństwa
pieniędzy zajmują się bardzo gorliwie różne kleryka1ne gazetki. Przykładem mogą
tu być "Misje Katolickie", które w ciągu jednego roku, od listopada
1929 do listopada 1930 wykazały 82.861 zł. 52 gr. i 164 dolarów składek. Inne
gazetki, jak "Królowa Apostołów", "Nasz Misjonarz", "Mały
Misjonarz" i cały długi szereg podobnych dzielnie pod tym względem
"Misjom Katolickim" sekundują. Obecnie wiele z tych pism, nie chcąc
drażnić opinji publicznej, a tem samem psuć sobie interesu, zaprzestało
ogłaszania na łamach pisma pokwitowań składkowych, niestety, nie zaprzestało
równocześnie zbierać samych składek.
Że kwoty zbierane w
większości parafij muszą sięgać sum bardzo poważnych, świadczy o tem list
jednego z proboszczów do swej parafjanki. Oto treść listu:
Szanowna Pani!
Za tak hojną ofiarę w
wysokości "czterech groszy" najserdeczniesze dzięki.
To jest ofiara na żebraka a
nie na misjonarza.!!!
Zatem zwraca ją się w celu
doręczenia jej jakiemuś dziadowi.
Z poważaniem ks. F. P.
proboszcz.
List ten pozostaje w związku
ze zbiórką pieniędzy podczas nabożeństwa i nasuwa pewne refleksje. Wprawdzie
ofiara "4 grosze na misjonarza" nie jest wysoka i widocznie nie
powtarza się zbyt często, jeśli wzbudziła takie oburzenie u zacnego plebana,
ale mimo to przyjmijmy te cztery grosze za podstawę obliczenia wysokości sum,
jakie gromadzą się w kieszeniach kleru, dzięki zbiórkom, urządzanym podczas
mszy świętych. Przypuśćmy, że co niedziela 10% ludności w Polsce bierze udział
w nabożeństwie i składa "na tacę" tylko po 4 grosze. Daje to w sumie
4 gr. x 3 miljony czyli 120 tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę tylko 50
niedziel, bez świąt i okolicznościowych nabożeństw, otrzymamy ładną kwotę 6
miljonów zł. rocznie.
I to jest ofiara
"czterech groszy", którą ks. P. nazywa pogardliwie "ofiarą na
żebraka".Że poważnym działem pracy każdego księdza są zbiórki pieniężne,
zdają sobie z tego księża przeważnie doskonale sprawę. Jeden z proboszczów z
głuchej prowincji, stworzył sobie nawet na ten temat oryginalne przysłowie.
Zwykł on mawiać: "Jeżeli mój poprzednik był miechem z dziurą, to ja jestem
beczką bez dna. Tylko dawajcie".
Dość dobrze charakteryzuje
również poglądy kleru na sprawy pieniężne list ks. proboszcza z K... Pisze on,
co następuje:
K..., dnia 21. I. 1931. r.
Szanowna Pani!
Już przeszło sześć tygodni
upłynęło od dnia pogrzebu Paninego ojca, Józefa R.
Szanowna Pani zamówiła nader
uroczysty pogrzeb, oświadczając zarazem, iż czynności pogrzebowe ze strony
kapłana i służby kościelnej zapłaci syn, względnie brat Wasz z Zabrza w
Niemczech.
Szwagrowa z Niemiec też mi
obiecała, iż ku końcu grudnia pogrzeb zapłaci.
Koniec grudnia nadszedł,
pieniędzy niema; otrzymałem parę dni później list z Zabrza, iż 12 stycznia 1931
r. pieniądze brat z Zabrza pośle. Znów już 9 dni upłynęły, a pieniędzy niema i
niema.
Ja się z błazna robić nie
dam.
Takiego wypadku w życiu mem
kapłańskiem nie miałem, iżby jaki ksiądz trupa darmo, względnie na pump chował.
Wobec tego proszę o
uiszczenie 170 zł. za czynności kapłańskie przy pogrzebie zmarłego Józefa R.
Ks. Fr. P.
proboszcz.Zadziwiające są sposoby, jakiemi kler pieniądze nawet od umarłych i
heretyków umie wydobywać. Oto "Związek Mszalny dla Afryki" za składką
1 złotego przyjmuje na listę,swych członków nawet umarłych. (Halka:
"Słowem i pismem str. 8. Rzym 1926).
"Związek Mszalny
Towarzystwa Słowa Bożego" przyjmuje członków również umarłych, tylko za
składką 12 złotych ("Nasz Misjonarz"). Statuty "Związku
Mszalnego", pouczając kiepską polszczyzną, że "Zw. Msz."
wspomaga Cię w miłości do Twych krewnych i przyjaciół, jeśli ich dasz zapisać
do Związku Mszalnego", tak następnie sprawę wyjaśniają:
par. 1. Zapisywać można do
Związku Mszalnego tylko pojedyńcze osoby czy to żyjące czy zmarłe.
par. 5. Można zapisywać
osoby także bez ich wiedzy, jeśli im się pragnie zapewnić łaski Związku, a one
same albo nie chcą, albo nie mogą się zapisać.
Byłoby bardzo interesującą
rzeczą, gdyby centrala Związku Mszalnego zechciała kiedy ogłosić listę swych
członków. Niewykluczone, czy nie znaleźlibyśmy tam nazwiska Boy'a lub którego
ze znanych antyklerykałów.Budżet Państwa Polskiego kurczy się w latach
ostatnich, pragnąc oszczędnościami - nieraz bardzo przykremi - uchronić kraj od
gorszych nieszczęść; nie kurczą się jednak i nie maleją składki misyjne. W 1929
r. przesłała Polska na "Dzieło Rozkrzewiania Wiary" o 579.500 lirów
więcej, niż w roku poprzednim, zajmując tu 9-te miejsce wśród wszystkich państw
europejskich i pozaeuropejskich ("Misje Katolickie" czerwiec 1930
r.). Nawet w 1931 r. w tym roku, kiedy bezrobocie w Polsce wzrosło do
zastraszających rozmiarów, kiedy Państwo zmuszone było obniżyć pensje
urzędnicze, Polska wysłała na misje o 12% więcej, niż w 1930 r.
A jednak to wszystko wydaje
się naszym konkordatowcom za mało. "Misyjna Akcja Znaczkowa" w jednej
ze swych odezw pisze:
Kto czuje się Polakiem -
niech spieszy z pomocą polskim misjonarzom. Czyż nasza katolicka Polska ma być
zawsze na szarym końcu?X. Leon Piasecki w liście: "Dlaczego Francja ma
tylu świętych?" ("Misje Katolickie" grudzień 1930), takie nauki
daje:
Jeżeli chcemy, by Bóg
błogosławił naszej ojczyźnie i także na, jej niwie rodzili się Święci i wielcy
więci, to musimy wyrzec się egoizmu i nie skąpić ofiar na misje. Nie można
zaprzeczyć, że ofiarność Polski na misje rośnie, ale czy me moglibyśmy zrobić
jeszcze więcej? - Iluż to jeszcze takich, co sądzą, że praca dla misyj, że
grosz na nie złożony jest groszem straconym dla ojczyzny. Wołają inni: Jeże1i
chcecie, by Polska była wielka i si1na, budujcie polską armję, flotę - inni
zaś: pracujcie i oszczędzajcie, inni znowu: łączcie się po bratersku i unikajcie
niezgody, inni: wspierajcie polski przemysł, jeszcze inni: starajcie się o
gruntowne i katolickie wychowanie naszej młodzieży. Niech i nam będzie wolno
dodać: róbmy to wszystko, co polecają nam dobrzy synowie Polski, ale
przedewszystkiem bądźmy sami dobrymi synami Kościoła katolickiego i wspierajmy
misje.
Specjalnie
"przekonywująco" i "inteligentnie", jak na wiek XX-ty
argumentują konieczność wspierania misyj "Głosy Katolickie" Nr. 348 z
1928 r.
Znam pewną parafję - pisze
ks. J. Łękosz - położoną w okolicy wybitnie rolniczej, gdzie stale nękało ludzi
gradobicie.. Pracowali w pocie czoła, a czasu żniwa nie było co sprzątać. Odkąd
jednak zaczęli składać ofiary na różne dobre cele, nie wyłączając misyj
katolickich, złowrogie chmury gradowe omijają ich stale.Charakterystyczne także
są wynurzenia "Kieleckiego Przeglądu Diecezjalnego" z marca 1932.
Prawdą jest, że w ostatnim
roku wysłaliśmy na misje o 12% więcej, niż roku przeszłego; lecz dlatego tem
więcej należy nam korzystać z dotychczasowej organizacji i rozszerzać ją, gdyż
dotąd zaledwie 1% katolików w Polsce skupia się pod sztandarem Papieskiego
Dzieła Rozkrzewiania wiary. Pozostało nam zatem tak bardzo wiele do zrobienia,
że to, co dotąd uczyniono, zaledwie nazwać można początkiem.
Istotnie pozostały jeszcze
pewne kwoty w budżecie na wojsko, szkoły i inne potrzeby państwowe; -
prawdopodobnie akcja misyjna i te fundusze chętnie zagarnęłaby dla siebie.
A dla wzmożenia akcji,
pionierzy misyjni pragną zalać Polskę falangą zakonów i zgromadzeń. Gościnnie
je zaprasza do naszego kraju jakiś K. B. w "Naszym Misjonarzu" z
lipca 1929 r. słowami:
Przyjdźcie do nas Mili
Misjonarze i Misjonarki, pomóżcie nam szerzyć w Polsce ducha misyjnego,
przysparzać pracowników apostolskich na niwie misyjnej Kościoła, Znajdziecie u
nas zapał i gościnę. Przykład Waszej skrzętnej pracy obudzi tych, co jeszcze
drzemią w obojętności i bezczynności. Serca nasze czekają... I misje czekają...
Przybywajcie!...
W obecnych czasach ogólnej
nędzy i bezrobocia, kiedy tysiące ludzi nie ma co do ust włożyć, te "poważne"
zmartwienia kleru, że Polska za mało pieniędzy wysyła zagranicę na misje, i że
za mało zgromadzeń misyjnych mamy w kraju - są istotnie bardzo aktualne.
Próby opanowania społeczeństwa
Treść: Ambona i listy pasterskie na usługach agitacji wyborczej. Inne formy akcji politycznej. Cel akcji politycznej kleru. Dążność do opanowania organizacyj. Zwalczanie organizacyj niezależnych od kleru. Wyroki sądowe. Organizacje katolickie i ich cel. Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej. Rozgrywki polityczne, a organizacje katolickie. Zjazdy katolickie. Akcja Katolicka - ustrój wewnętrzny. Bezwzględne posłuszeństwo władzom kościelnym - zasadą naczelną Akcji Katolickiej. Akcja Katolicka - popierana przez państwo. Tolerancja religijna a zasady Akcji Katolickiej. Prasa katolicka. Nadużywanie nazwisk wielkich ludzi. Dążność do opanowania piśmiennictwa. Radjo na usługach kleru. Nietolerancja kleru. Wywiady o ludziach odmiennych przekonań.
Do zrealizowania swych celów
potrzebne jest klerowi opanowanie i zupełne podporządkowanie sobie życia
społecznego w kraju.
Bo powiedzmy sobie - robi
słuszną uwagę Boy-Żeleński w" Naszych okupantach" - każdy rząd w
Polsce, chce czy nie chce, będzie się uginał pod naciskiem kleru, dopóki
ciemnota, czy bierność ogółu będzie kler ten czyniła realną czy fikcyjną
potęgą. Dopóki w Polsce będzie można wykrzykiwać wzniośle "Bóg i
religja", tam, gdzie w gruncie chodzi o władzę i pieniądze - dopóty kasta
wyodrębnionych z życia dzikusów będzie regulatorem najdonioślejszych spraw
społeczeństwa z jego największą szkodą.
Dąży zatem kler z całą siła
do zawładnięcia życiem społeczeństwa przez swój udział w życiu politycznem
kraju, przez tworzenie zależnych od siebie organizacyj społecznych, przez
opanowanie prasy i czytelnictwa, przez podporządkowanie swym celom różnych
instytucyj społecznych, przez duszenie każdej niezależnej myśli, a propagowanie
wielkiej ciemnoty i t. d.Udział kleru w życiu politycznem kraju jest bardzo
duży. Byłaby to nawet rzecz godna pochwały, gdyby udział ten ograniczał się do
wyzyskania w pełni praw obywatelskich, jakie każdemu obywatelowi, a więc i
księdzu gwarantuje Konstytucja. Kler jednak na ziemiach polskich uzurpuje sobie
prawo daleko większe, w czem przychodzi mu z dzielną pomocą konkordat, który w
art. 2-gim powiada:
W wykonywaniu swych funkcyj
biskupi swobodnie i bezpośrednio znosić się będą ze swem duchowieństwem i swymi
wiernymi oraz ogłaszać swe zlecenia, nakazy i listy pasterskie.
Na czas wyborów więc ambony
w poważnej swej większości zamieniają się w trybuny wiecowe, które grozą
straszliwych kar ziemskich i niebieskich napędzają bezkrytycznych słuchaczy w
sieci wszelkiego wstecznictwa.
Oto próbka tej agitacji
wyborcczej:
Kto nie głosuje na Nr. 37 -
woła jeden ksiądz z ambony - ten głosuje na czarta. Czarta sobie obierzecie,
czart wami będzie rządził. (Ks. M. w P.). Albo: Stoją przed wami dwa sztandary:
po jednej stronie stoi sztandar szatański, a po drugiej katolicki, obierajcie
sobie, jak myślicie - albo djabła albo Chrystusa! Albo będzie Polska katolicka
- albo masońska, pod którą zginie. Jak będziecie głosować za jedynką głupią, to
będzie Polska żydowsko-masońska. Każdy, kto głosuje na jedynkę jest masonem,
głupcem i warjatem, za którego ja się modlę. Numer pierwszy -- to antychryst,
to djabeł). (Ks. D. w K.).Krzykaczom wyborczym na ambonach przychodzą z pomocą
listy pasterskie. Klasycznym przykładem, jak takie biskupie odezwy przed- czy
powyborcze wyglądają, jest list ks. biskupa Łukomskiego z Łomży p. t. "O
stronnictwach wrogich Kościołowi". W wyjątkach list brzmi tak:
Oto odbyły się wybory posłów
do Sejmu. Znając usposobienie niektórych stronnictw politycznych, wrogie dla
wiary Chrystusowej i dla Kościoła katolickiego, a przewidując dalsze ciężkie
krzywdy, jakie stronnictwa te Kościołowi katolickiemu wyrządzić zamierzają,
upominali Biskupi w Liście pasterskim wiernych, aby wybrali na posłów mężów
szczerze katolickich, takich, którzyby w danym razie bronili w Sejmie lub
Senacie wiary naszej świętej i dobra Kościoła i którzyby nie dopuścili, aby się
osłabiała wiara św. w Polsce.
A lud katolicki, czyż tego
nawoływania usłuchał? Wielu niestety wolało pójść za namowami przeciwników
Kościoła i im zanieśli swoje katolickie głosy. Ludzie, nazywający się
katolikami, wybrali w okręgach naszych i wysłali jako zastępców ludności
katolickiej do Sejmu socjalistów i wyzwoleńców, t. j. zwolenników partyj, które
już niejedną krzywdę wyrządziły Kościołowi katolickiemu.
Pamiętajcie o tem, wy,
wyborcy socjalistów, wyzwoleńców, komunistów lub zwolenników t. zw. stronnictw
chłopskich, że każda uchwała w Sejmie tych, przez was obra-nych posłów,
szkodliwa dla wiary i Kościoła, ciężarem młota spadać będzie na wasze sumienia
i że wy za te ich uchwały przed Sędzią Bożym odpowiadać będziecie, boście na
takich posłów dobrowolnie głosowali. Będzie-cie odpowiadali na swoim sądzie
pośmiertnym za wszystkie krzywdy, jakie od tych posłów spadną na wiarę naszą
św. katolicką, na wychowanie religijne dzieci" na małżeństwa z ręki Jezusa
przez tych posłów wyrwane, a zamienione na bezwartościowe umowy cywilne. Za te
i wszystkie inne szkody wy przed Bogiem odpowiadać będziecie.
Zgorszenie dane przez takich
wyborców całemu ogółowi katolickiemu i krzywda, wyrządzona Kościołowi Bożemu,
nie mogą minąć bez dania Bogu zadośćuczynienia w tych parafjach, w których się
znaczniejsza liczba takich wyborców wykazała.
Przeto rozporządzam, aby na
znak żałoby i smutku w parafjach o znaczniejszej ilości głosów oddanych na
listy socjalistów, wyzwolenia i t. zw. stronnictw chłopskich, zaniechano
odbycia uroczystej procesji rezurekcyjnej. We wszystkich zaś parafjach
zabraniam święcenia wielkanocnego w tych miejscowościach, w których oddano
głosy na listy stronnictw wyżej wymienionych.
Takim zaś parafjanom, którzy
upomnieni, nie wyrzekną się należenia, do partji socjalistów, wyzwoleńców,
komunistów lub stronnictw chłopskich, t. j. związków, będących dla wiary i
Kościoła katolickiego szczególnie wrogo usposobionych, należy odmawiać
sakramentów św. i pogrzebu kościelnego. Podobnie postąpić należy z parafjanami,
czytającymi pisma wymienionych stronnictw lub popierających je składkami
swojemi.Poza kościołem,. jako naturalnym terenem swej agitacji wyborczej, nie
zaniedbuje wyzyskać kler i innych środków, jak: prasy, ulotek, wieców i t. p.
Sposób redagowania tych ulotek nie przynosi zaszczytu zazwyczaj
"chrześcijańskiej miłości'', nimbem której tak bardzo kler się lubi
otaczać. Oto wyjątki jednej z takich odezw, podpisanej między innemi przez
księdza B., kanonika, i b. senatora Rzeczypospolitej.
Walczyliśmy o Polskę
katolicką i sprawiedliwą. Dzisiaj liberałowie, masoni, sekciarze, socjaliści i
komuniści za wszelką cenę chcą usunąć z naszego życia państwowego i publicznego
panowanie zasad Chrystusowych.
Będzie Polska katolicka i
sprawiedliwa, gdy jak jeden mąż oddamy głosy na listę i t. d.
Walczyliśmy o Polskę
kulturalną. Dzisiaj bandyci rozbijają wiece ludności katolickiej, urządzają napady
na spokojnych mieszkańców, podkładają bomby dynamitowe pod mieszkania ludzi
innych przekonań, w odezwach wzywają do gwałtów, do napaści na naszych zasłużonych
wodzów. Śląsk takiego bezeceństwa nie widział, jak to, którego jesteśmy
świadkami.
Walczyliśmy o Polskę,
któraby zapewniła tu na Śląsku pracę, chleb i dobrobyt. Nasze warsztaty pracy,
wskutek fałszywej polityki gospodarczej i skarbowej w znacznej części stały i
stoją dziś jeszcze bez ruchu, dziesiątki tysięcy naszych braci albo poszły na
obczyznę szukać chleba, albo jako bezrobotni trawią nędzny żywot jałmużników
publicznych. Chłop na wsi ma biedę, rzemieślnik i kupiec walczą ciężko o byt,
urzędnik przymiera z głodu, a inwalida jest w ostatniej nędzy. Podatki nas
gnębią, a sposób ich wymierzania i ściągania stał się nieznośnym i t. d. i t d.
Dodajmy do tego, że odezwę
powyższą w dwu językach, polskim i niemieckim, rozpowszechniano na Śląsku, a
więc na tym terenie, gdzie o głosy polskie w okresie wyborów zawsze
najzaciętsza toczy się walka, a otrzymamy obraz tej demagogji, jakiej często
patronuje kler w Polsce.W swej agitacji wyborczej ze szczególnem
zacietrzewieniem zwalcza ogół kleru wszelkie ugrupowania prorządowe. I rzecz:
znamienna: kiedy w 1928 r. ówczesny biskup śląski Lisiecki ustosunkował się do
listy prorządowej lojalnie, to jeden z jego podwładnych tak na wiecu krok ten
słuchaczom wytłumaczył:
Przy nadchodzących wyborach
wybrać powinniście dobrych katolików, a takich wybierzemy, glosując na listę p.
Korfantego. 97% księży idzie za Korfantym, a tylko 3% dla interesu popiera w
akcji wyborczej sanację i rząd. Ks. biskup Lisiecki popiera rząd, bo Warszawa
mu obiecała wybudować katedrę.
Czem wytłumaczyć sobie
naleźy takie zacietrzewienie kleru w okresie wyborczym? Oto właśnie chodzi o
obsadzenie sejmu i senatu wyłącznie oddanymi sobie ludźmi, którzyby każdą.
ustawę rozpatrywali przedewszystkiem pod tym kątem widzenia, czy ustawa ta nie
uszczupli lub nie osłabi wpływów kleru.X. biskup Adamski radzi wprost, by
"kandydatom na posłów zadawać pytania, czy w pracy sejmowej i przy
głosowaniach jasno i niezłomnie oświadczą się za pełną szkołą wyznaniową. A
jeżeli kandydat da odpowiedź odmowną, niejasną albo zupełnie nie odpowie, nie
powinien otrzymać ani jednego głosu katolickiego." ("Szkoła
wyznaniowa czy mieszana" str. 75).
Również jasno i
niedwuznacznie tłumaczy tę sprawę encyklika Leona, XIII p. t. "Constanti
Hungarorum":
Powinniście starać się, by
do ciał ustawodawczych wybrano mężów szczerze religijnych i odważnych, którzy
są nieustępliwi w walce o prawa Kościoła i sprawy katolickiej, a zawsze do niej
gotowi i pełni zapału.
Jak ci mężowie
"szczerze religijni", "odważni" i "nieustępliwi w
walce o prawa Kościoła" walczyć będą o prawa dla swych współobywateli, o
dobra duchowe i materjalne dla Państwa i społeczeństwa, na tem klerowi mało
zależy.
W akcji, zmierzającej do
podporządkowania klerykalnym celom życia społecznego kraju, doniosłą rolę
odgrywają te organizacje, które w mniejszym lub większym stopniu cieszą się
poparciem i opieką duchowieństwa. Organizacyj tych jest ogromnie wiele, o
najrozmaitszym charakterze, od bractw ściśle kościelnych począwszy, kończąc na
zupełnie świeckich organizacjach zawodowych czy politycznych.
Wychodząc, ze słusznego
założenia, że każda organizacja wychowuje w znacznej części swych członków i
kształtuje ich światopogląd, kler stara się usilnie o to, by opanować kierunek
ideowy organizacyj i narzucić im swoje cele. O ile dana organizacja wytknie
sobie cel inny i nie pozwoli sobie narzucić supremacji kleru, to może być
pewna, że chociażby działalność swą ograniczyła do spraw ściśle gospodarczych
lub zawodowych i według najlepszej swej wiedzy i woli starała się służyć
Państwu i społeczeństwu, nie uniknie intryg i ataków ze strony kleru lub
oddanych mu czynników.
W tem tkwi źródło gromów,
jakie lecą z ambon pod adresem Strzelca, Kół Młodzieży Wiejskiej i t.
p.Dlaczego Strzelcy nie chodzą w niedzielę do kościoła, a idą na ćwiczenia? Jak
można dzieciom dawać karabiny do rąk? Mamy dosyć wojska. Jak nas wojsko nie
obroni, to Strzelec nas tylko zgubi. Niepotrzebni są nam Strzelcy. Gdyby
Kościół miał karabiny i policjantów, to napędzałby ludność do kościoła.
Albo:
Młodzież polska powinna się
grupować tylko przy miejscowym proboszczu, który tak dużo dla młodzieży robi,
pracując w patronackich stowarzyszeniach młodzieży. Reszta organizacyj sieje
brudy i demoralizację.
Albo:
Składki na Dom Ludowy
dajecie, gdzie będą tańce z żydówkami i będzie służył tylko do rozpusty.
Oto takie nauki szerzy O.
Oblat J.K. na rekolekcjach (Ognisko Nauczycielskie, luty 1931 r.), a ks. A. F.
w W. głosi:
Przeklęty ojciec, przeklęta
matka, których dzieci należą do Strzelca. Nie pozwalajcie dzieciom waszym
wstępować do Strzelca, a jak ich zobaczycie, to rozgońcie. Zamiast śpiewać
Gorzkie Żale - ćwiczą się. Jeśli wam zginie krowa, to jej szukacie i martwicie
się, a jak zginie dziecko, to was nic nie obchodzi.
Ksiądz dziekan B. K. -
prawdopodobnie zwolennik nauki poglądowej - w inny sposób "propaguje"
Strzelca. Oto w czasie kazania wyjął z pod komży bagnet i pokazując go wiernym,
rzekł:
Strzelcy i rezerwiści taką
bronią biją się na swoich zebraniach i majówkach, wobec czego ostrzegam, aby
unikać tych ludzi, ich organizatorów i wodzów. (Przegląd Łomżyński, 10.IX.
1933).
Występy takie rzadko
niestety spotykają się z karzącą ręką sprawiedliwości. Mimo tego warto zestawić
bodaj parę wyroków sądowych, by zorjentować się w niektórych rodzajach
przestępstw, popełnianych przez ów "wojujący Kościół".
Wyroki przytaczam według
głosów z prasy:
"Kurjer Poranny" z
20.VII.1932 r. przynosi następującą notatkę:
Ksiądz proboszcz M.,
usposobiony niechętnie dla założonego we wsi R. "Koła Młodzieży Wiejskiej
Siew", nie tylko, że założył w tejże wsi "Stowarzyszenie Młodzieży
Polskiej", jako instytucję konkurencyjną, ale co gorsze ogłosił z
kazalnicy, że wszystkie dziewczęta, należące do "Siewu", sprzedają
swoją niewinność za pieniądze. Oburzone tym publicznym zarzutem członkinie
"Siewu" zaskarżyły proboszcza do sądu. Sprawa znalazła się na
wokandzie sądu grodzkiego w Kutnie i ks. M. skazany został za zniesławienie
Anny i Eugenji Sz., Ireny, Stefanji i Marji K. na 200 zł grzywny z zamianą na
20 dni aresztu oraz uiszczenie opłat sądowych i kosztów postępowania
sądowego.Fakt inny ("Przegląd Łomżyński" 18.II.1931):
W dniu 16 lutego r.b. Sąd
Grodzki w Ł. rozpatrywał sprawę ks. Ch. z W., pow. łomżyńskiego, oskarżonego o
obrazę Wojska Polskiego, dokonaną w ten sposób że ks. Ch. na kazaniu
wygłoszonem w W. między innemi wyraził się: "w piątek przyjechała do W.
jakaś zgraja i założyła organizację, do której mogą należeć jedynie łobuzy i
wyrzutki społeczeństwa". Powyższe wyrażenie dotyczyło się przyjazdu ppłk.
R. wraz z innymi wojskowymi do W.
Ks. Ch. został skazany z
art. 53-a i 532 cz. I K.K. na 1 miesiąc aresztu z zamianą na 200 zł grzywny.
Zasługuje na uwagę fakt, że
ks. Ch. już po raz drugi odpowiadał przed sądem i znany jest ze swych wystąpień
przeciwrządowych i antymilitarnych, co nasuwa od razu pytanie: czy tego rodzaju
czyny nie obniżają godności kapłańskiej i jak długo ksiądz będzie tolerowany na
swoim stanowisku przez władze kościelne.
"Przegląd
Łomżyński" z 25.XII.1932 r. w notatce p.t. "Czy tak się godzi?"
pisze:
Przed Sądem Starościńskim
odbyła się rozprawa przeciw ks. Ch., wikaremu parafji P., oskarżonemu o
nielegalne zwołanie zgromadzenia o charakterze politycznym. Po przesłuchaniu
świadków zastępca starosty p. J. wydał wyrok skazujący ks. Ch. na 500 zł
grzywny. Jednocześnie przeciw ks. Ch. zamierza wystąpić szereg osób na drogę
sądową za zniewagę, dokonaną w przemówieniu księdza na powyższem zebraniu.
"Przegląd
Łomżyński" z 30.VII.1933:
Kara, która powinna być
przestrogą.
Ks. Ant. G. I organista T.
skazani za pobicie strzelca.
W n-rze 24 "Przeglądu
Łomżyńskiego" z dnia 11 czerwca b.r. pisaliśmy, jak to ks. proboszcze G. z
parafji Ł., pow. ostrołęckiego, uczcił święto Wniebowstąpienia Pańskiego, bijąc
wraz ze swym organistą strzelca B. Cz. Obecnie donoszą nam, że ks. proboszcz A.
G. i organista T. za czyn nielicujący z ich stanowiskami i niemający nic
wspólnego z miłością bliźniego, zostali przez Sąd Grodzki w M. w dniu 19 lipca
b. r. skazani na grzywny i koszty sądowe.
Zły przykład musiał
pociągnąć za sobą potępienie publiczne, by nie stał się ziarnkiem
ewangelicznego kąkolu, zwłaszcza dla "maluczkich" duchem.
"Przegląd
Łomżyński" z 9.VII.1933:
Za zniewagę Rządu i Wojska
ks. J. Ch. skazany.
Rozprawa sądowa przeciwko
księdzu J. Ch., b. wikaremu w P., o zniewagę i zniesławienie rządu i wojska,
która odbywała się przed Sądem Grodzkim w Z. w dniu 28 maja b.r. i nie doszła
wówczas do końca, obecnie w dniu 3 b.m. znalazła prze tymże sądem swój epilog.
Sąd Grodzki pod
kierownictwem p. sędziego T. po wysłuchaniu rzecznika oskarżenia publicznego,
pprokuratora S.O. w Ł. p. M., oraz świadków wydał wyrok, mocą którego zasądził
ks. J. Ch. na dwa miesiące bezwzględnego aresztu.
Ksiądz Ch. za podobne czyny
był już poprzednio karany.
"Przegląd
Łomżyński" z 6.III.1933, w notatce pt.: "Przykłady niegodne
naśladowania":
Niema prawie miesiąca,
abyśmy z przykrością nie zanotowali kilku faktów ukarania księży katolickich
przez sądy lub władze administracyjne za różne przekroczenia lub występki.
Jeśli zważymy, że duchowieństwo z powołania swego powinno świecić przykładem,
to fakty te są zatrważające i wymagają szybkiej naprawy.
Oto znowu musimy z obowiązku
publicystycznego zanotować kilka podobnych przykrych wypadków z naszego terenu.
Dnia 31 ub. m. przed Sądem
Grodzkim w Ostrołęce odbyła się rozprawa przeciw ks. T., nauczycielowi religji
szkoły powszechnej w Rz., który rozszerzał napisany przez siebie
"referat" oraz wygłaszał z niego odczyty, uwłaczające członkom rządu
polskiego. Sąd w wyniku rozprawy skazał księdza T. na 3 miesiące bezwzględnego
aresztu.
Dnia 31 ub. m. Sąd Sarościński
w Ł. skazał między innemi na grzywnę 100 zł z zamianą na 7 dni aresztu księdza
B. K., proboszcza z S., za złożenie niesłusznej skargi na przodownika P. P.
oraz na magistrat m. St., przez co ks. K. wywołał niepotrzebne czynności władz.
(Art. 20).
W tymże diu Sąd Starościński
w Ł. zmuszony był ukarać ks. Sz., proboszcza z Jed., na grzywnę 20 zł. za
użycie w podaniu nieprzystojnego wyrażenia w stosunku do władzy.
Są to wypadki, które,
niestety, coraz częściej się zdarzają.Przegląd Łomżyński" z 3.IX.1933:
Za obrazę Rządu i Wojska
ksiądz ukarany na jeden miesiąc bezwzględnego aresztu.
Działalność w gminie i
parafji w S. ks. wikarego K. Sz. zaprowadziła w końcu przed kratki sądowe Sądu
Grodzkiego w S., gdzie w dniu 25 b. m. odpowiadał za znieważenie władz
wojskowych i państwowych, jako oskarżony z art. 127 K. K.
Inkryminowanego czynu
dopuścił się ks. Sz. w dniu 9.X. 1932 roku na zebraniu organizacyjnem Stowarzyszenia
Młodzieży Polskiej w Br., przez wyrażenie się w czasie dyskusji, iż
"Krzyże Virtuti Militari i inne odznaczenia wojskowe otrzymują tylko
gałgany i złodzieje" i że jemu Starostwo wzgl. Rząd wykradł 40 zł. oraz to
samo czyni Stowarzyszeniom Młodzieży Polskiej, pobierając wysokie opłaty
stemplowe za imprezy, natomiast popiera strzelców, dając im kiełbasy i wódki.
Świadkowie oskarżenia w
całej rozciągłości potwierdzili stawiane ks Sz. zarzuty, przyczem jeden ze
świadków oskarżenia Ł. G., rolnik z B., uczestnik walk o Niepodległość Polski,
odznaczony za waleczność, zarzucił księdzu, iż powiedzeniem swojem naraził go
na kpiny zebranych, z których nikt nie był na wojnie, a zebrani, trzymając
stronę księdza, poddali jego moralność w wątpliwość, tylko za to, iż wiele lat
w trudzie i znoju walczył o Niepodległość i bronił Polski, za co został
odznaczony. Sąd, uznając winę ks. Sz. za udowodnioną, skazał go z art. 12? K.
K. na 1 miesiąc aresztu bez zamiany na grzywnę.
Jako okoliczność łagodzącą
przyjął Sąd pod uwagę młody wiek oskarżonego, jego niewyrobienie życiowe,
bardzo popędliwy charakter, oraz fakt, iż działalność jego podyktowana, była
chęcią przypodobania się swej władzy przełożonej.
"Przegląd
Łomżyński" z 26.IX.1933: Jeszcze jeden gorszący przykład.
(Ksiądz znieważył
policjanta).
W dn. 10.XI b. r. w Sądzie
Grodzkim w S. odbyła się rozprawa przeciwko ks. kanonikowi St. z S., byłemu
dyrektorowi gimnazjum koedukacyjnego w Z., oskarżonemu z art. 127 K. K. o
zniewagę funkcjonarjusza Pol. Pań. podczas pełnienia służby, przez wyrażenie
się w sposób uwłaczający godności. Po zbadaniu świadków, którzy stwierdzili
fakt zniewagi, Sąd skazał ks. St. na 2 tygodnie bezwzględnego aresztu. Na
podkreślenie zasługuje przemówienie oskarżyciela publicznego, podprokuratora
Sądu Okręgowego p. Sz., który zaznaczył, że ksiądz katolicki, który winien być
wzorem pokory chrześcijańskiej, kierowany niskiemi pobudkami natury
materjalnej, złość swoją wyładował publicznie na, funkcjonarjuszu Pol. Pań. w
czasie służby, za co winien ponieść zasłużoną karę. Rozprawie przysłuchiwało
się wiele osób. Wstęp na rozprawę był za biletami.Tak wygląda zestawienie
wyroków sadowych z jednej tylko okolicy i niedługiego stosunkowo przeciągu
czasu. Jeżeli się zważy, że przecież zaledwie tylko drobna cząstka przestępstw
takich dostaje się przed kratki sądowe, fakty te muszą budzić poważne
refleksje.
Gdyby w każdym wypadku
epilog w postaci aresztu lub kary pieniężnej kończył występy tych, nieliczących
się z dobrą sławą bliźniego i dobrem ogólnem ludzi, możeby wtedy oduczyli się
szermować w imię religji kalumnją i kłamstwem.
Zwalczając namiętnie i
utrudniając rozwój wszelkim organizacjom, które nie chcą poddać się dyrektywom
kleru, zabiega równocześnie kler usilnie o to, by każdą ze swych owieczek
umieścić w jednej lub kilku z katolickich organizacyj. Małe więc kilkuletnie
dzieciny wpisuje się do "Dziecięctwa Jezus'', lub podobnego towarzystwa,
każe im się zbierać groszowe składki na murzynków, urządza dla nich odpowiednie
pogadanki i uroczystości, tworząc w ten sposób kadry przyszłych sodalicyj
marjańskich, różnych stowarzyszeń młodzieży i t. p Dla dorosłych istnieje cała
masa zróżniczkowanych organizacyj, więc poza bractwami kościelnemi i
sodalicjami towarzystwa: "Niewiast Katolickich", "Mężów
Katolickich", "Inteligencji Katolickiej", różnych organizacyj
zawodowych dobroczynnych i t. d. i t. d. - słowem dla każdego wieku i każdego
stanu znajduje się jakaś organizacja katolicka, która ma zaspokoić naturalne
dążenia danej jednostki do zrzeszania się, wyeksploatować jej zdolności
umysłowe, fizyczne, finansowe, wyzyskać wiedzę i zainteresowania osobiste, a
równocześnie utrzymać ją w ciasnych horyzontach myślowych, jakie dla kleru są
potrzebne.
Bo fakt to niewątpliwy:
trzeba dużej, wrodzonej inteligencji, odwagi myślenia i krytycyzmu życiowego,
by w pewnym momencie otrząsnąć się z tych wszystkich nawyków myślowych, jakiemi
karmią organizacje katolickie swych członków, jeśli się w tych organizacjach
tkwi od wieku dziecinnego do zupełne dojrzałości. A o to właśnie klerowi idzie.
Chodzi o to, by jednostka nie miała czasu ni odwagi samodzielnie pomyśleć i
samodzielnie na świat popatrzeć, by całe życie myślała, czuła i robiła to, co
kler jej każe. Najpewniejszym środkiem do tego jest zamknięcie danej jednostki
w ramach organizacyj, które są tak obmyślone, by dawały pełną gwarancję, że
żaden wpływ zzewnątrz, niezaaprobowany przez kler katolicki do nich się nie
przedostanie.Ta troska o unicestwienie zgóry wszelkich ewentualnych wpływów
postronnych znajduje swój wyraz w budowie wewnętrznej organizacyj klerykalnych.
Przykładem tego może być ustrój Stowarzyszeń Młodzieży Polskiej. Protektorem
Koła miejscowego jest tu z urzędu proboszcz danej parafji, protektorem
djecezjalnego Związku Stowarzyszeń - biskup danej djecezji. Protektorem
ogólno-polskiego Zjednoczenia Związków - arcybiskup gnieźnieński. Osobą
decydującą o wszystkich sprawach Kola miejscowego jest patron, mianowany przez
sekretarza jeneralnego, sprawami djecezji zajmuje się głównie sekretarz
jeneralny, zwykle ksiądz, wybierany przez Radę Związku, a właściwie delegowany
przez biskupa, sprawami Zjednoczenia Związków zajmuje się głównie dyrektor,
wybierany przez Radę Naczelną. W skład Rady Naczelnej wskutek specjalnie
obmyślonych postanowień statutowych wchodzą omal wyłącznie księża i biskupi. I
to się razem nazywa: "Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej". Młodzież w
tej organizacji - poza wąskim bardzo skrawkiem samodzielności ma jedno główne
zadanie: słuchać i rosnąć na wiernych, posłusznych parafjan.
Poza kształtowaniem
osobowości poszczególnych jednostek, organizacje katolickie mają jeszcze cel
inny. "Są one ramionami, dodanemi przez Boga i Kościół do umysłu i serca
proboszcza" (Ks. Bross, Akcja katolicka według orzeczeń Stolicy
Apostolskiej t. II. str. 118) - "bo apostolstwo świeckich, to zdaniem
kardynała Kakowskiego - tyle mózgów, tyle serc, tyle oczu, tyle uszu kapłana,
ilu w parafji ma czynnych członków w stowarzyszeniach parafjalnych".
Jako całość mają więc
organizacje na skinienie kleru tworzyć t. zw. "opinję publiczną", a w
chwilach rozgrywek politycznych mają przechylać szalę zwycięstwa na stronę
kleru. Kardynał Gasparri w liście do kardynała Hlonda pisze o katolickich
organizacjach młodzieży, że:
"Nie będzie bez
znaczenia dla obrony wiary świętej nawet w dziedzinie politycznej, gdy do
obrony tej zawezwie hufce młodzieńcze jakieś szczególne niebezpieczeństwo lub
glos Biskupa". (Sprawozdanie Zjednoczenia Młodzieży Polskiej za rok 1929).
Jeśli zatem nawet
Stowarzyszenia Młodzieży uważane są przez kler za armję, którą w razie potrzeby
rzucić będzie można na arenę walk politycznych, to cóż dopiero mówić o innych
organizacjach, jak "Matkach Chrześcijańskich". "Niewiastach
Katolickich", "Mężach Katolickich" i t. p.Istotnie, organizacje
klerykalne stanowią w rękach kleru broń poważną. Przed opinją sfanatyzowanych
dewotek skryła się już niejedna myśl piękna, światła i szlachetna. Bo w naszych
stosunkach społecznych możemy obserwować dość ciekawe zjawisko. Co jakiś czas
wszystkie sodalicje i inne arcybractwa religijne zaczynają się żywo zajmować
jakąś kwestją społeczną. Referaty, wiece, płomienne rezolucje, petycje z
tysiącami podpisów, wszystko to ma bezwzględnie przekonać kogo należy, że taki,
a nie inny jest "głos i wola ludu". Ale jedno uważne i krytyczne
spojrzenie na to zjawisko przekonywuje każdego rychło o czem innem, a
mianowicie o tem, że to, co się szumnie "wolą ludu'' nazywa, jest tylko
mniej lub więcej zręczną reżyserją kleru, że te skromne, pobożnie wzdychające
babinki nie mają nic wspólnego z protestami przeciwko projektom komisji
kodyfikacyjnej czy z zagadnieniami ustroju szkolnego. Jeśli babinki owe
podpisały petycję czy uchwaliły szumny wniosek, to nie dlatego, żeby sprawę
przemyślały czy rozumiały, ale tylko dlatego, że ksiądz im tak zrobić kazał.
Ksiądz również wtłoczył w ich głowy i umysły frazes jeden czy drugi "o
psich małżeństwach" czy "bezbożnej szkole", więc powtarzają ten
frazes, jak nakręcone pozytywki, a bieda każdemu, ktoby ośmielił się mieć w
danej kwestji odmienną opinję, ten łatwo już nietylko z "wolą ludu"
ale i z "gniewem ludu" spotkać się może.
Lecz za całą działalność
organizacyj klerykalnych, za ich wstecznictwo, za atakowanie ludzi nieraz
bardzo zasłużonych, kler moralną ponosi odpowiedzialność, jest rzeczą zupełnie
jasną i słuszną. Ponosić też musi odpowiedzialność za kierunek zjazdów
katolickich, które również mają za zadanie tworzenie owej "opinji
publicznej". Dla przykładu, jak owa "opinja publiczna" wygląda,
przytaczam rezolucję, uchwaloną na zjeździe katolickim w Warszawie w 1921 r.
Rezolucja brzmi:
1) Zjazd katolicki
stwierdza, że pierwszą troską działaczy katolickich w dziedzinie ustalenia
stosunków między Państwem a Kościołem w Polsce powinno być zabezpieczenie
całkowitej wolności Kościoła i zupełnej niezależności od władz świeckich we
wszystkich dziedzinach życia państwowego.
2) Zjazd stwierdza, że
katolicki lud polski uważałby za hańbę Rzeczypospolitej, wzywającą pomsty Bożej
na Państwo, gdyby prawa Kościoła do jego doczesnej własności, przez zaborców
zgwałcone nie były przez Polskę całkowicie uznane i przywrócone w tym zakresie,
w jakim Państwo temi dobrami rozporządza.
3) Zjazd uważa za obowiązek
władzy państwowej zabezpieczenie poszanowania prawa kościelnego przez katolików
z pomocą egzekutywy państwowej, w szczególności w dziedzinie prawa małżeńskiego,
rodzicielskiego, szkolnego, moralności publicznej, święcenia niedzieli.
("Gazeta Niedzielna" l9.IX.1921 r.).A więc w trzy lata niespełna po
odzyskaniu niepodległości, wtedy, kiedy kraj zniszczony wojnami, o
niezabezpieczonych i nieustalonych granicach, o pustych kasach państwowych,
uginał się pod ciężarem trudności i ogromem zadań, wtedy zjazd katolicki pod
grozą "hańby Rzeczypospolitej" i "pomsty Bożej na Państwo",
nawołuje toż Państwo do "strzeżenia doczesnej własności kleru", nie
mówiąc już o innych uroszczeniach. Tak wychowuje kler masy w organizacjach
klerykalnych i na zjazdach katolickich.
O kierunku wychowawczym;
reprezentowanym przez kler katolicki dobre pojęcie daje następująca notatka
("Przegląd Łomżyński" 18 VI.1933).
W dniu 3.VI. b. r. o godz.
3.30 do stacji Stradom (pod Częstochową) przybył specjalny pociąg Nr. 1029 z
Łomży, którym przybyli pątnicy w liczbie 1271 osób. Kierownik pielgrzymki ks.
Ż. J. posiadał bilety kolejowe tylko na 930 osób, pozostałe zaś jechały na,
"gapę". Władze kolejowe sporządziły w tej sprawie odpowiedni protokół
i oszacowały straty Państwa na 18.117 zł. 20 gr.
Dnia 3. b. m. o g. 6.05
przybył pociąg Nr. 1033, którym przyjechało 1186 osób z Ostrołęki pod kierownictwem
ks. C. R. z M. Pociągiem tym również przyjechało bez biletów 264 osób. Skarb
Państwa poniósł straty na 12.265 zł 40 gr. W obydwu wypadkach I. Komisarjat P.
P. w Częstochowie sporządził protokóły, skierowując sprawy do miejscowej
Prokuratury
W ostatnich czasach zaczyna
się rozwijać na ziemiach polskich nowa organizacja. Jest to tak zwana
"Akcja Katolicka", stanowiąca, pewnego rodzaju zespół zrzeszeń,
pracujący pod ścisłym kierunkiem kleru.
Charakterystyczną cechą
Akcji Katolickiej jest jej ustrój wewnętrzny. Wszystkie jej władze organizacyjne
z bardzo nielicznemi wyjątkami pochodzą nie z wyboru, ale z mianowania.Oto
niektóre postanowienia Statutu Konstytucyjnego Akcji Katolickiej, które tę
cechę posiadają:
Art. 4-ty - Akcja Katolicka
w Polsce pozostaje w zależności od Episkopatu, który nią kieruje przez
"Komisję Episkopatu dla spraw Akcji Katolickiej".
Art. 7-my - Komisja
Episkopatu dla spraw A.K. mianuje na trzy lata Prezesa Naczelnego Instytutu dla
A.K. i Naczelnego Asystenta Kościelnego, który z prawem skutecznego sprzeciwu
czuwa nad tem, by działalność Naczelnego Instytutu A.K. była zgodna z duchem
Kościoła i ze zleceniami Komisji Episkopatu dla spraw A.K.
Art. 13-ty - Ordynarjusz
mianuje na trzy lata Prezesa Diecezjalnego Instytutu A.K., Sekretarza i Asystenta
Kościelnego i t.d.
Art. 17-ty Prezesem
Dekanalnej lub Parafjalnej A.K. jest zaproponowany przez Dziekana lub Proboszcza
wybitny katolik, upatrzony zwyczajnie z pośród prezesów organizacyj
katolickich, a zatwierdzony na trzy lata przez Diecezjalny Instytut A.K.
Asystentem Kościelnym Dekanalnej lub Parafjalnej A.K. jest Dziekan lub
Proboszcz.
Nawet członkowie są
właściwie mianowani. Art. 14-ty przewiduje, że Diecezjalny Instytut A.K. powołuje
do A.K. zrzeszenia niepolityczne, przez Ordynarjusza za katolickie uznane oraz
pomaga w organizowaniu stowarzyszeń katolickich mających wejść w A.K.
Na terenie np. diecezji
kieleckiej włączone zostały do Akcji Katolickiej następujące organizacje: Stowarzyszenie
młodzieży Polskiej Męskiej, Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej Żeńskiej,
Stowarzyszenie Katolickich Polaków i Związek Tow. Dobroczynności
"Caritas".
Stosunek organizacyj do
Akcji Katolickiej omawiają art. 1-szy i 20-ty Statutu. Artykuły te brzmią:
Art. 1-szy - Zadaniem Akcji
Katolickiej w Polsce jest zespalanie, organizowanie i wyrabianie zrzeszeń
katolickich dla celów apostolstwa świeckiego, czyli dla pogłębiania i
szerzenia, wprowadzania w czyn i obrony zasad katolickich w życiu jednostki,
rodziny i społeczeństwa zgodnie z nauką Kościoła Katolickiego i wskazaniami
Stolicy św.
Art. 20-ty - Zrzeszone w
Parafjalnej Akcji Katolickiej organizacje katolickie są obowiązane wychowywać
swych członków do apostolstwa świeckiego, wypełniać im zlecone przez Akcję
Katolicką zadania w zakresie tegoż apostolstwa świeckiego i brać udział w
pracach i manifestacjach katolickich, zarządzanych przez Akcję Katolicką.Już ze
Statutu Konstytucyjnego wynika, że Akcja Katolicka jest organizacją, zakrojoną
na szeroką miarę. W zamierzeniach jej leży podporządkowanie w
"apostolstwie świeckiem" wszystkich katolików w Polsce rozkazom
kleru. Istnieje już dzisiaj obszerna literatura, która naświetla bliżej cel i
zadania Akcji Katolickiej. Literatura ta również podkreśla bardzo dobitnie ten
charakterystyczny rys Akcji Katolickiej: bezwzględne posłuszeństwo dla władz
duchownych. Oto niektóre cytaty:
"Są tacy, którzy
głoszą, że Papież i Biskupi mają prawo rozstrzygania spraw wiary i moralności,
ale odmawiają im prawa kierowania akcją społeczną: wskutek tego uważają się za
wolnych w swej działalności... Nie może być Akcji Katolickiej w prawdziwem tego
słowa znaczeniu, jeśli nie podlega ona Biskupom" (X. Guerry "Kodeks
Akcji Katolickiej" - str. 151)
"Ze śmiałem wyznaniem
wiary muszą katolicy złączyć synowską miłość i powolność względem Kościoła,
szczere poddanie się władzy Biskupów i zupełne posłuszeństwo i oddanie się Ojcu
Świętemu" (X. Bross "Akcja Katolicka według orzeczeń Stolicy Apostolskiej"
t. I. str. 48)
"Jego Świątobliwość nie
szczędzi uznania i zachęty Biskupom i całemu duchowieństwu do opatrznościowego
szeregowania gorliwych katolików w zwartych i karnych organizacjach w tym celu,
by te doborowe zrzeszenia oddały się na usługi hierarchji". (X. Bross
Akcja Kat. t. I. str. 57)
"Czasy nasze wymagają
podniosłych uczuć, szlachetnych zamiarów i ścisłego przestrzegania karności.
Karność ta powinna się przedewszystkiem objawiać w podaniu się zupełnem i ufnem
Stolicy świętej". (X. Bross Akcja Kat. t. I. str. 61)
"Czyny wasze, dokonane
w karności i w pogodnem posłuszeństqwie względem biskupów i kapłanów, którzy w
ich imieniu działają wśród was, staną się natychmiastową odpowiedzią i środkiem
zaradczym". (X. Bross Akcja Kat. t. I. str. 82)
"Podjęcie rzeczy nawet
dobrych i z natury swej pięknych bez zgody własnego pasterza, nie jest gorliwością
prawdziwą, ani szczerą pobożnością" (X. Bross Akcja Kat. t. II. str. 32)
Aczkolwiek może być życie
Biskupów mniej godne pochwały, a ich zapatrywań nie można podzielać, niech
jednak żadna osoba świecka nie przypisuje sobie prawa sędziego, które poruczył
Chrystus Pan tylko i jedynie temu, którego uczynił pasterzem owieczek i
baranków" (X. Bross Akcja Kat. t. II. str. 39)
"Bogu miłymi są ci,
którzy ofiarując swój własny pogląd, są powolni rozkazom rządców Kościoła, jak
Jemu Samemu" (X. Bross Akcja Kat. t. II. str. 41)
"Wasze dzieła, dokonane
w duchu synowskiego posłuszeństwa względem Biskupów i ich zastępców, będą
jednocześnie odpowiedzią na nienawiść i błędy religijne, lekarstwem na zło,
wdzierające się ze wszystkich stron" (X. Bross Akcja Kat. t. II. str.
50)Ten obowiązek posłuszeństwa wobec hierarchji kościelnej jest wyższy ponad
wszystko, nawet ponad obowiązki wobec Państwa, bo jak głosi "Kodeks Akcji
Katolickiej" księdza Guerry:
"Respekt należny
władzom ukonstytuowanym (t.j. świeckim), nei może pociągać za sobą respektu, a
tem mniej posłuszeństwa, wobec wszelkiego prawa, wydanego przez te władze"
(str. 110)
"Trzeba miłować
ojczyznę ziemską, dzięki której żyjemy życiem śmiertelnem, ale konieczną jest
rzeczą goręcej miłować Kościół, któremu zawdzięczamy życie nieśmiertelne duszy;
rozsądną jest przecież rzeczą przedkładać dobro duszy nad dobro ciała: poza tem
obowiązki względem Boga mają charakter świętszy aniżeli względem ludzi"
(str. 162)
Akcja Katolicka - zdaniem
jej zwolenników powinna się cieszyć pełną swobodą i poparciem ze strony rządu i
społeczeństwa:
"Akcja Katolicka należy
bezsprzecznie zarówno do duszpasterstwa, jak i do życia chrześcijańskiego i z
tego powodu, kto ją popiera lub zwalcza, ten broni lub narusza prawa Kościoła i
dusz" (X. Bross A.K. t. I. str. 38)
"Dlatego też wszystko,
co się robi lub zaniecha na jej korzyść lub przeciw niej, będzie też zrobione
lub zaniechane na korzyść lub przeciw nietykalnym prawom sumienia i
Kościoła" (X. Bross A.K. t. I. str. 44)
"Akcję Katolicką
powinni otoczyć opieką nie tylko Biskupi i kapłani, którzy najlepiej wiedzą, że
ją uznajemy jakby źrenicę Naszych oczu, lecz również rządcy i urzędnicy każdego
Państwa" (X. Bross A.K. t. I. str. 164)
Tak więc wyglądają podstawy,
na których ma oprzeć swą działalność Akcja Katolicka. Podstawy te są:
1) bezwględne, ślepe
posłuszeństwo biskupom i duchowieństwu,
2) zespolenie pod dyktaturą
kleru wszystkich katolików,
3) zapewnienie dla Akcji
Katolickiej ze strony Państwa i społeczeństwa zupełnego poparcia i swobody
działania.
Jest to oczywiście tworzenie
Państwa w Państwie - akcja ryzykowna i niebezpieczna nawet w tym wypadku, gdyby
dążenia kleru sprzyjały interesom państwowym. W naszych warunkach, istnienie
takiej organizacji, zwłaszcza, gdyby klerowi udało się Akcję Katolicką
doprowadzić do pełnego rozwoju jest dużem niebezpieczeństwem dla kraju i może
zgubnie zaciążyć na przyszłych losach Państwa i społeczeństwa.Bo jakież ideały
społeczne przyświecają Akcji Katolickiej? -
Z bardzo znamiennych
poglądów, jakie szerzy Akcja Katolicka na temat państwa, rodziny i szkoły
przytoczę parę zdań, odnoszących się tylko do jednego zagadnienia społecznego:
tolerancji:
"Ponieważ wielką jest
zasługą wykryć kryjówki bezbożnych ludzi i pogromić w nich złego ducha, któremu
służą (św. Leon Serm. VIII. c IV.), wzywamy was, byście na wszelki możliwy
sposób starali się ujawnić ludowi wiernemu te różnorodne zasadzki wrogo
usposobionych ludzi, ich podstępy i błędy, oszustwa i nieczyste zamiary,
abyście lud ten umiejętnie odwiedli od zakażonej lektury i ustawicznie go
upominać zechcieli, by stronił od zgromadzeń i stowarzyszeń ludzi bezbożnych,
jako od oblicza żmii i unikał jak najdokładniej wszystkiego, co jest w
niezgodzie z wiarą i nieskazitelnością religji i moralności" (X. Bross
A.K. t. I. str. 75)
"Według nauki
katolickiej pierwszy obowiązek miłości nie polega na tolerancji przekonań
błędnych, choćby najszczerszych, ani na obojętności teoretycznej lub praktycznej
dla błędów i występków, w których nasi bracia są pogrążeni" (X. Guerry
Kodeks A.K. str. 50)
"Nie jest dozwolone
domagać się, bronić lub udzielać nieroztropności myśli, prasy, nauczania,
wyznań - jako praw przyrodzonych ludzkości. Tam, gdzie te swobody są stosowane,
obywatele mają obowiązek posługiwać się niemi i żywić względem nich takie
uczucia, jakie żywi Kościół" (X. Guerry Kodeks A.K. str. 67)
"Wolność sumienia nie
jest dopuszczalna w tem znaczeniu: a) jeśli rozumie się przez to, że każdy może
według własnego uznania i chęci oddawać lub nie oddawać czci Bogu, b) że co do
religji, to niema żadnego obowiązku wybierać że każdy zależy jedynie od swego
sumienia" (X. Guerry Kodeks A.K. str. 68)
"Wolność wyznaniowa w
stosunku do jednostek jest przeciwna cnocie religijnej i opiera się na zasadzie,
że wolno każdemu wyznawać taką religję, jaka mu się podoba lub nawet nie
wyznawać żadnej. Dając człowiekowi tę wolność, daje mu się możność wynaturzania
bezkarnie najświętszego z obowiązków, uchylania się od niego, porzucania dobra
niezmiernego, aby zwrócić się ku złemu... Wśród wszystkich obowiązków człowieka
największym, najświętszym jest ten, który nakazuje człowiekowi składać Bogu
cześć religijną" (X. Guerry Kodeks A.K. str. 68) W razie opanowania
społeczeństwa przez organizacje katolickie, a następnie Akcję Katolicką, od
przytoczonych wyżej poglądów do walk religijnych lub świętej inkwizycji tylko
krok pozostaje. Z poglądami na tolerancję zupełnie harmonizują głoszone przez
Akcję Katolicką poglądy na Państwo, wychowanie młodzieży i t. d.
Dlatego kwestja, kto w
przyszłości ujmie ster organizacyj w Polsce: czy czynniki państwowo-twórcze,
czy kler rzymsko-katolicki, jest kwestją pierwszorzędnej wagi, - jest kwestją
przyszłości Polski.
Jak dotąd kler na terenie
organizacyj jest stale w ofensywie. Nie tylko, że zdobywa i to w bardzo
szybkiem tempie, coraz to nowe placówki dla siebie, ale nadto, wciska się ze
swemi wpływami i ze swą ideologją nawet do tych organizacyj, które chcą
wychowywać swych członków w duchu obywatelskim. Przykładem może być książka dla
harcerzy księdza Lutosławskiego p.t.: "Czuj duch". Czytamy w niej
takie zdanie:
"Cóżby ci przyszło z
wolnej ojczyzny, gdyby Kościół miał na tem stracić".
Innem potężnem narzędziem w
rękach kleru jest prasa tzw. katolicka. Obejmuje ona olbrzymią ilość książek,
broszur, pism i pisemek, które w dziesiątkach i setkach tysięcy egzemplarzy
rozchodzą się po całym kraju i docierają do najodleglejszych miejscowości.
Czytając tę prasę odnosi się wrażenie, że dwa są główne jej zadania: wyłudzanie
pieniędzy z kieszeni naiwnych i urabianie w społeczeństwie odpowiedniego
nastroju dla celów klerykalnych.
Poziom prasy katolickiej,
tej zwłaszcza przeznaczonej dla mas szerokich, jest z małymi wyjątkami bardzo
niski. Znamionuje ją nietolerancja religijna, ciasnota pojęć i żerowanie na
naiwności czytelnika. Wystarczy przeczytać kilka "Dzwonów",
"Dzwoneczków", "Rycerzyków" czy innych "Murzynków",
by się o tem przekonać.
W wielu pismach uderza brak
polskości. Przeglądając roczniki niektórych pism misyjnych, odnosi się
wrażenie, że gdyby rocznik taki przetłumaczyć na język chiński, wiadomości z
Polski umieścić w rubryce: "Zagranicą", wiadomości z Chin przenieść
znów do rubryki: "U nas w kraju", to niktby się nawet nie domyślił,
że rocznik ten redagowany był dla Polaków i przez Polaków. W pismach klerykalnych
pomija się prawie stale milczeniem ważne momenty narodowe i państwowe,
apoteozuje się ludzi takich, jak np. arcybiskupa metropolitę Szeptyckiego
("Misje Katolickie" październik 1930 r. art. p. t.: "Na usługach
jedności"), a nawet posługuje się niekiedy płaszczykiem patrjotyzmu, czy
nazwiskami istotnie wielkich ludzi, to tylko wtedy, gdy to dla interesów kleru
jest dogodne.Charakterystycznym przykładem takiego nadużywania nazwisk wielkich
ludzi jest wiersza zaczerpnięty z "Królowej Apostołów" (październik
1930 r. p. t.: "Światłość nieśmy"! Brzmi on w wyjątkach następująco:
Motto:
Lecz zaklinam - niech żywi
nie tracą nadziei
I przed narodem niosą
oświaty kaganiec,
A kiedy trzeba na śmierć idą
po kolei,
Jak kamienie, przez Boga
rzucane na szaniec
("Testament mój"
Słowacki)
Młodzieży polska, młodzieży
kochana,
Coś z pośród wielu przez
Boga wybrana,
By światło wiary dla pogan
nieść,
Czy wiesz, co znaczy być
Jego wysłańcem,
Iść aż na szańce z
"oświaty kagańcem",
I głosić Stwórcy chwałę i
cześć?!
Tak niezawodnie! Iść w ślad
apostołów,
W ten świat szeroki na dusz
błędnych połów.
Misja to wielka, święta jak
Bóg!
Bo cel jej - dusze zyskiwać
dla nieba
I siebie oddać, gdy zajdzie
potrzeba,
Śpieszmy więc wszyscy, gdy
nas Pan sam wzywa,
By "światło
niecić" wśród wielkiego żniwa,
Tam, gdzie go pragną i gdzie
go brak:
W kraju agawy, palmy i
kaktusa
Zatknijmy także święty krzyż
Chrystusa,
By i tam jaśniał zbawienia
znak.To utożsamienie wzniosłych haseł oświatowych Słowackiego z akcją misyjną
"w kraju agawy, palmy czy kaktusa", jest miarą bezceremonjalności
kleru w nadużywaniu historji i literatury do swych celów. Nie pomogło
Słowackiemu to nawet, że za życia swego z rzadko spotykaną otwartością głosił:
"Polsko, Twa zguba w Rzymie!" Dziś wiersz jego służy za
"Motto" do wyciągania na rzecz misyj pieniędzy i sił społecznych z
kraju.
Podobnie, jak n aterenie
organizacyj, tak też i w dziedzinie piśmiennictwa, dąży kler do zmonopolizowania
w swych rękach, a przynajmniej do podporządkowania sobie wszelkiego słowa
drukowanego. Akcja Katolicka tak o tem pisze:
"Byłoby słuszne i
korzystne, by wszędzie lokalne pisma codzienne, jako bojowniki za wiarę i Ojczyznę,
były tak zorganizowane, by w żadnej sprawie nie istniała różnica w
zapatrywaniach z Biskupem, lecz jak największa zgoda i harmonia. Tym pismom
winien i kler użyczać swego poparcia oraz swej pomocy w zakresie wiedzy, a
wszyscy prawi katolicy winni darzyć ją wedle swych sił i uzdolnień swą
życzliwością i pomocą." (X. Bross. A. K. t. II, str.
144)
"Pisarze katoliccy
niechaj we wszystkiem, co odnosi się do spraw religijnych i społecznej
działalności Kościoła, poddadzą się rozumem i wolą, jak reszta wiernych,
Biskupom i Papieżowi. Przedewszystkiem niech wystrzegają się w ważnych
zagadnieniach uprzedzać postanowienia Stolicy świętej.
Pisarze demokracji
chrześcijańskiej narówni z wszystkimi pisarzami katolickimi mają obowiązek
poddawać wszystkie swe pisma, odnoszące się do religji, moralności
chrześcijańskiej i etyki przyrodzonej, uprzedniej cenzurze władzy duchownej w
myśl Konstytucji Officiorum et numerum" ("Podstawowy regulamin
popularnej akcji chrześcijańskiej par. XVI i XVII).
"W najwyższym stopniu
niesłuszną jest rzeczą usuwanie włądzy Kościoła katolickiego z dziedziny
literatury i nauki" (X. Guerry. Kodeks A. K. str. 87).
Oczywiście podporządkowanie
sobie piśmiennictwa jest dziś dla kleru rzeczą niemożliwą do zupełnego
zrealizowania, innemi zatem drogami stara się kler unieszkodliwić prasę od
siebie niezależną. Czyni to drogą propagandy, a niekiedy terroru, jak to np.
widzimy z listu pasterskiego ks. biskupa Łukomskiego. Dla odgraniczenia
czytelnika od prasy niepożądanej zaleca ks. Chrobok w "Głosach Katolickich"
radzić się w wyborze lektury swego proboszcza, :Królowa Apostołów" zaś
potępia wszelką literaturę niekatolicką słowami:
"Precz ze wszelkiemi
piśmidłami wrogiemi Kościołowi i religji, a nawet bezpartyjnemi, które przez to
samo, że nie bronią wiary, nieraz wielką jej wyrządzają szkodę".W
ostatnich czasach akcji katolickiej przybyło jeszcze z wydatną pomocą radjo.
Jest rzeczą zastanawiającą, jak szybko potrafił się kler zorjentować w sytuacji
i zdobyć tam swoje wpływy. Dziś przy pomocy radja zbiera się nawet składki na
cele klerykalne, a słuchacze radja mają przyjemność wysłuchiwać od czasu do
czasu tak interesujących prelekcyj, jak np. N.N. za odzyskane zdrowie 5 zł. XY
na uproszenie łaski 10 zł. i t. d. i t. d.
Również programy radjowe idą
klerowi zbyt na rękę, odstępując mu w dogodnej porze bardzo wiele czasu ze
szkodą dla innych prelekcyj. Oto program dnia jednego:
Godz. 10,15 Transmisja
nabożeństwa z Poznania. - Godz. 11,35 Komunikat o kaplicy polskiej w Nazarecie.
-Godz. 15,05 X. dr. Bolesłąw Rosiński: "Dwie drogi poznania". - Godz.
20,00 Polska, a 31-szy Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny w Dublinie. -
Godz. 21,35 Przemówienie ks. prymasa Hlonda z Uniwersytetu Poznańskiego.
Czy nie za wiele tego
dobrego, jak na program jednodniowy? Czy tych częstych prelekcyj misyjnych,
które przecież pomagają do wywożenia kroci tysięcy zagranicę z naszego ubogiego
kraju, czy tych prelekcyj misjnych nie należałoby zastąpić popularnemi
wykładami o obowiązkach obywatelskich, społecznych, o podstawowych
zagadnieniach Państwa czy społeczeństwa? - Radjo jest cudownym, przepięknym
wynalazkiem naszej epoki, tem bardziej przykro widzieć, gdy tak często służy
wstecznictwu i ciemnocie.
Wszelkiemi sposobami,
omówionemi tutaj i wielu jeszcze innemi, stara się kler opanować całkowicie
życie społęczne kraju. Radby on oplątać Polskę tak gęstą siecią swych wpływów,
by w sieci tej zdusiła się już w zarodku każda myśl wolna i niezależna. Nie
razi go zabobon i zacofanie, w mrokach którego żyje jeszcze dzisiaj tak wielu
ludzi, razi go natomiast i pobudza do gniewu wszelki przejaw samodzielności w
myśli lub w czynie. To też grzmią groźbami i oburzeniem wszelkie trybuny
klerykalne, jeśli ośmieli się ktoś powiedzieć lub napisać słowo niezgodne z
tendencjami kleru, a groźby te i oburzenie kieruje się zazwyczaj nietylko pod
adresem autora, ale równocześnie pod adresem urządzeń państwowych, które takie
wystąpienia tolerują.
Pytamy się wszystkich -
pisze "Polonja" w art. p. t.: "Bezprzykładne napaści Boy'a na
Kościół katolicki" (10.IV.1932).
"Pytamy się wszystkich,
którzy te wulgarne oszczerstwa i napaści (mowa o "Naszych
okupantach") na Kościół, jego urządzenie i duchowieństwo katolickie
czytali, czy byłoby rzeczą możliwą zagranicą np. w Niemczech lub we Francji,
aby publicysta, mający pretensje do stanowiska czołowego pisarza w ten sposób odzywał
się o instytucji drogiej olbrzymiej większości obywateli i o stanie, którego
zasługi na polu społecznem i narodowem zapisane są na najpiękniejszych stronach
naszych dziejów ojczystych.
Również znamiennem jest, że
"Wiadomości Literackie", mające pretensje do spełniania specjalnej
straży nad rozwojem kultury narodowej, mogą otwierać swe łamy wulgarnym,
nielulturalnym napaściom, godnym ulicznika.
Ma się wrażenie, że w Polsce
dzisiejszej Kościół katolicki, jego życie wewnętrzne, jego duchowieństwo są
wydane na łup łobuzerskich i niekulturalnych popisów Boy'ów i jemu podobnych.Z
temi uroszczeniami idzie w parze nietolerancja wyznaniowa, w dziedzinie której
kler świeci przykładem. Oto biskup Łomżyński opuszcza ostentacyjnie akademję
3-go Maja dlatego tylko, że komitet obchodowy pozwilił sobie zaprosić na mówcę
członka P.P.S ("Nasz Misjonarz" sierpień 1929). Oto w Kończycach na
Śląsku zbierają się z inicjatywy księdza kapelana liczne miejscowe związki
katolickie, które "przyrzekają propagatorowi nowinek religijnych sprawić
podobną łaźnię, z jaką spotkał się w Makoszowach" (Polska Zachodnia
14.III.1931). Oto po szpitalach, administrowanych przez różne
"siostrzyczki", odbywają się jakieś nawracania chorych, o których to
chorych opinja publiczna różne ciekawe wersje głosi, i t.d. i t.d.
Specjalną czujnością otacza
kler ludzi, którzy wymykają się z pod jego władzy. Urządza na ten temat
ankiety, wywiady i t.p. Jedna z takich ankiet zbiera między innemi następujące
dane:
Jaki jest stan religijny i
moralny parafjalnej inteligencji i średniej, jaki jej stosunek do Kościoła i do
duchowieństwa; czy można liczyć na jej udział w Katolickiej Akcji?
Czy są w parafji ludzie,
pozbawieni zupełnie wiary, manifestujący swą bezbożność, czy uprawiają jaką
propagandę i jaki wpływ wywierają na ogół?
Jaka przypuszczalnie ilość
parafjan i z jakich powodów opuszcza stale msze św. w niedziele i święta? Jaka
nieregularnie chodzi do Kościoła (powody)?
Jaka ilość parafjan i z
jakich powodów nie wypełnia obowiązku spowiedzi wielkanocnej? Jaka forma kontroli?
Czy nie ma ksiądz proboszcz
jakich doświadczeń i wniosków z dziedziny wieców rodzicielskich? (Kielecki
Przegląd Diecezjalny" styczeń 1930).
Pod władzą kleru w Polsce
ugina się całe społeczeństwo. Jedni próbują walczyć i zrzucić z siebie nieznośny
ciężar okupacji, inni przystosowują się do warunków i kpiąc w duchu z siebie i
podobnych sobie, z patetycznemi hasłami na ustach pomagają klerowi w utrwalaniu
władzy, inni wreszcie - to te bierne, nieuświadomione masy, które czy to
wskutek warunków zewnętrznych, czy też wrodzonych właściwości umysłowych, nigdy
jeszcze nie wyjrzały poza ciasny światek, zakreślony ich uczuciom, myślom i
czynom egoistycznemi interesami kleru. Masy te rekrutują się ze wszystkich
warstw społecznych, a liczebnością swą dzisiejszą wciąż jeszcze stanowią
poważną ostoję dla polityki kleru.
Ksiądz a nauczyciel
Treść: Zadanie nauczyciela, a zadanie księdza. Nauczanie jezuickie. Prawa Państwa, a prawa Kościoła do szkoły w oświetleniu pisarzy katolickich. Powody walki księdza ze szkołą i nauczycielem.
Konsekwencją ustosunkowania
się kleru do zagadnień państwowych i społecznych jest walka, jaką kler toczy ze
szkołą i nauczycielem.
Istnieje odrębny interes
Państwa i odrębny interes Kościoła. Na straży interesów Kościoła stoi kler
katolicki, na straży interesów Państwa stoi wolny, uświadomiony obywatel.
Zadaniem szkoły jest
wychowanie światłych obywateli, którzy by chcieli i mogli z pełną odpowiedzialnością
za swe czyny współpracować nad rozwojem Państwa - zadaniem kleru jest takie
wychowanie społeczeństwa, by każdy jego członek ślepo i bezkrytycznie klerowi
był oddany.
W interesie kleru leży
uniemożliwić egzystencję ludziom odmiennych przekonań, a okrojeniem praw i
utrudnianiem życia zmusić ich do uległości i posłuszeństwa, - staraniem prawdziwego
nauczyciela jest wpojenie w społeczeństwo tolerancji religijnej i głębokiego
poszanowania indywidualności i przekonań osobistych jednostki, a przez to
stworzenie dla wszystkich obywateli podstawy do wspólnej pracy nad
ugruntowaniem i umocnieniem Państwa Polskiego.
Stąd sprzeczność w dążeniach
księdza i nauczyciela, a co za tem idzie walka o wpływy w szkole i w
społeczeństwie.
Walka o szkołę i wychowanie
młodzieży wre na całej linji. Toczy się walka o rzeczy wielkie i zasadnicze, o
to, czyje wpływy dominować będą w szkole: czy wpływy Państwa, czy wpływy kleru,
czy nauczyciel wychowywać i kształcić będzie młodzież na mądrych, światłych i
ofiarnych obywateli, czy też na wiernych służalców Rzymu.Kler - zwłaszcza w
Polsce - nie może zapomnieć i przeboleć tych czasów, kiedy był wyłącznym i
jedynym panem w szkole. To nic, że, jak twierdzi Bobrzyński w "Zarysie
dziejów Polski" - "nauczanie jezuickie trzymało młodzież zdala od
wszelkiej wiedzy", że :karmiono młodzież okruchami nauki, z której zdarto
wszelki cień swobodnego badania i myśli" - to nic, że jak twierdzi Kot w
"Historji wychowania", - "treść nauki starał się przepoić umysły
szlacheckie fanatyzmem wyznaniowym i przywiązaniem do złotych swobód, do
zepsutego ustroju Rzeczypospolitej", - że, "pod względem moralnym nie
starali się jezuici podnosić swych wychowanków, zadowalali się dewocyjnością i
zewnętrznym okazywaniem cnotliwości, poza którem pleniły się wszelkie
wady" - że, "przez ustawiczne schlebianie dumie możnych i
nienajlepszym instynktom masy szlacheckiej, dawali zły przykład młodzieży"
- że, "obojętni dla zagadnień narodowych, nie rozdmuchiwali w młodzieży
uczuć patrjotycznych" - to nic, że takie wychowanie młodzieży doprowadziło
Polskę do upadku i niewoli.
Wszystko to nic. Dziś kler w
powodzi artykułów i zawiłych dowodzeń stara się wykazać światu i społeczeństwu
nietylko swe niepożyte zasługi w dziedzinie szkolnictwa, ale co ważniejsze,
stara się wykazać, że kościół, a nie Państwo ma większe i słuszniejsze prawa do
szkoły.
Oto jezuita ks. Stanisław Podoleński
takie szerzy poglądy:
"Błędną jest zasada
socjalizmu, która łącznie z swym ateistycznym poglądem na świat oddaje wychowanie
w ręce państwa" ("Podręcznik Pedagogiczny. Wskazówki dla Rodziców i
wychowawców" str. 16).
"Prawo i obowiązek
uczenia i wychowywania wszystkich, którzy do niego przez chrzest weszli, znalazło
się w rękach Kościoła, a przeszkadzanie mu np. przez Państwo w wykonywaniu tego
prawa jest gwałtem przeciw prawom Boskim i ludzkim" (ks. Podoleński
"Podręcznik pedagogiczny" str. 16)
"Ważną zwłaszcza jest
rzeczą, by ingerencja Państwa - cenna, o ile stara się przyjść z pomocą i zapewnić
dziecku opiekę - nie posuwała się za daleko. W szczególności chodzi tu o prawa
Kościoła katolickiego" (Ks. Podoleński "Podręcznik pedagogiczny"
str. 324)
"Kościół otrzymał
nadprzyrodzoną misję szerzenia królestwa Bożego na ziemi, a z nią najwyższy
urząd nauczycielski wraz z przywilejem nieomylności w rzeczach wiary i
moralności. Misja ta obejmuje zatem pouczanie i czuwanie nad postępowaniem
wszystkich wiernych, a zatem na pierwszem miejscu obowiązek i prawo
wychowywania młodzieży katolickiej. Żadna władza ludzka nie może tego prawnie
usunąć ani zmienić, nie może bez pogwałcenia praw Bożych w tem
przeszkadzać" (Ks. Podoleński "Podręcznik pedagogiczny" str. 341)
"Państwo stosownie do
swej roli winno szanować nadprzyrodzone prawo Kościoła i wszędzie iść mu na
rękę." (Ks. Podoleński "Podręcznik pedagogiczny" str.
343)Poglądy ks. Podoleńskiego na uprawnienia Państwa w dziedzinie szkolnictwa
nie są odosobnione. Opierają się one w znacznej części na encyklikach
papieskich, a zwłaszcza na jednej z nich p. t.: "O chrześcijańskiem
wychowaniu młodzieży". Czytamy tam następujące zdania:
"Wychowanie nasamprzód
należy w sposób szczególny do Kościoła, z dwóch tytułów porządku nadprzyrodzonego
przez samego Boga wyłącznie jemu nadanych, a stąd bezwarunkowo wyższych od
jakiegokolwiek innego tytułu porządku naturalnego.
Kościół posiada prawo,
którego zrzec się nie może, a zarazem obowiązek, od którego nie może być
zwolniony, czuwania nad całem wychowaniem swoich dzieci, nietylko co do nauki
religji, ale i wszystkich zarządzeń, o ile z religją i moralnością mają jakiś
związek.
Państwu nie przysługuje
bynajmniej ogólna władza wprowadzania jednego tylko typu wychowania młodzieży,
przez zmuszanie jej do pobierania nauki w wyłącznie szkołach publicznych.
Przedewszystkiem więc należy
do Państwa w związku z pospolitem dobrem popierać różnemi sposobami samo
wychowanie młodzieży, najpierw popierając i wspomagając inicjatywę i
działalność Kościoła i rodziny, następnie uzupełniając tę działalność tam,
gdzie ona nie sięga albo nie wystarcza, własnemi także szkołąmi.
Niesprawiedliwym i
niedozwolonym jest wszelki monopolizm wychowawczy czy też szkolny."
Problemem stosunku szkoły do
Państwa i Kościoła zajmuje się żywo ks. Adamski w swej broszurce p. t.:
"Szkoła wyznaniowa czy mieszana":
My katolicy - pisze ks.
Adamski - nie możemy uznać państwowego monopolu szkolnego, wszechwładztwa rządu
w szkole, wykluczającego udział Kościoła w szkolnictwie."Monopol szkolny
państwowy, staje się często tematem, omawianym na łamach prasy klerykalnej. Oto
czasopismo "Polska" przytaczając opinję "Dziennika
Poznańskiego", że "istnieje zło właściwe, system fałszywy, opanowanie
szkolnictwa przez Państwo", takie na ten temat snuje refleksje:
"Odjęcie Państwu, a
także zapewne samorządom monopolu szkolnictwa stanowi zagadnienie dalszej
przyszłości, wymagające zmian konstytucji, przygotowania inicjatywy społecznej
i t. d."
"Szkoła jest polem
walki - pisze "Królowa Apostołów" - na którem się rozstrzyga, czy
społeczeństwo ma zachować swój chrześcijański charakter, czy też go utraci.
Jest to walka na życie i śmierć. Uporną walkę musimy toczyć o szkołę."
"Walczą ze sobą dwa
światy - woła ks. Adamski - Zwycięży ten, kto posiądzie szkołę".
A ks. Choromański
("Kurjer Warszawski") mówi:
"Jeśli ktoś chciałby
rozumieć niezależność szkoły, jako uniezależnienie jej od Boga, od prawa
Bożego, od Kościoła i władz jego - to na to żaden katolik zgodzić się nie może,
bo tak uniezależniona szkoła jest szkołą bezbożną, która tylko może zarażać
młodzież jadem bezbożności".
"Nasz Misjonarz" z
lutego 1930 r. tak znów pisze:
"Kościół nigdy się nie
wyrzeknie wpływu na szkoły. W nich bowiem urabiają młodociane dusze i od szkoły
w wielkiej mierze zależy przyszłość człowieka. A że Kościół troszczy się o
przyszłość człowieka więcej, niż ktokolwiek, bo całą wieczność pragnie mu
zabezpieczyć, więc też ma prawo i obowiązek urabiać dusze młodociane wszędzie i
w szkole".
Jak z przytoczonych cytat
wynika, stanowisko kleru wobec szkoły jest zupełnie jasno określone. Kler marzy
wciąż jeszcze o utrzymaniu szkoły pod wyłącznym swym wpływem, a rolę Państwa w
dziedzinie szkolnictwa pragnie ograniczyć do minimum.Ale minęły już czasy
średniowiecznych szkółek, gdzie kler wszechwładnym był panem. Szkoła dzisiejsza
stała się jedną z najważniejszych instytucyj państwowych, a nauczyciel
dzisiejszy przestał być klechą kościelnym. Obok dotychczasowych - jak to
trafnie określił Bałaban - potentatów wsi polskiej: "księdza z całym aparatem
kościelnym" i "karczmarza z szynkwasem" zjawił się w ostatnim
stuleciu nowy czynnik społeczny, który, jakkolwiek "nikłemi operuje
środkami" i nie ma za sobą utrwalonej wiekami tradycji, jednak
nastawieniem swem ideowem i silną wolą służenia Państwu i postępowi, coraz to
większe zdobywa sobie znaczenie. Tym czynnikiem społecznym - jest nauczyciel.
I to jest właśnie kamieniem
obrazy dla kleru i to jest przyczyną dlaczego szkoła jest tak często atakowana.
Nie mogą obok siebie bez głębszych tarć i konfliktów istnieć i na jednych i
tych samych terenach pracować dwa takie czynniki, z których jeden kieruje się
hasłami demokracji i postępu, a drugi Rzym na pierwszem stawia miejscu.
A że proces wyzwolenia
szkoły z pod wpływów klerykalnych nie jest jeszcze ukończony, więc broni kler
na tym odcinku swej supremacji, chwyta w lot każdą sposobność, by ugruntować i
rozszerzyć wpływy swe w szkole, by utrzymać szkołę i nauczyciela w zależności
od siebie. Oczywiście, jest rzeczą zrozumiałą, że akcja ta spotyka się z oporem
i czujnością ze strony nauczyciela.
O ostateczne wyniki tej
walki jesteśmy spokojni. Przyszłość i zwycięstwo do Państwa, a więc i do
nauczyciela należeć będzie.
Dziś jednak, kiedy wpływy
kleru w społeczeństwie są jeszcze tak znaczne, stwierdzić trzeba, że walka na
terenie szkoły jest naprawdę ciężka, naprawdę trudna, wymaga wielu ofiar i
hartu ducha. Ludzie stojący zdala, często nawet nie przypuszczają, jak
dokuczliwemi metodami stara się kler szkołę zahamować w rozwoju, jak stara się
upokorzyć nauczyciela i obniżyć mu jego autorytet, jak niszczy i utrudnia mu
pracę, jak kopie przepaść między nim i społeczeństwem.
Zadaniem następnych
rozdziałów będzie właśnie przedstawienie niektórych momentów tej walki.
Walka o charakter szkoły
Treść: Szkoła wyznaniowa. Demagogja w walce o szkołę wyznaniową. Walka o wymiar godzin nauki religji. Nauczanie religji przez księży. Prawa rodziców w wychowywaniu dzieci. Rady rodzicielskie. Okólnik Bartla. Przymus praktyk religijnych w oświetleniu ks. Bieli.
Jedną z form walki kleru ze
szkołą jest walka o charakter szkoły.
Jakkolwiek art. 120 konst. z
1921 r. głosił, że "w każdym zakładzie naukowym, którego program obejmuje
kształcenie młodzieży poniżej lat 18, utrzymywanym w całości lub części przez
Państwo lub ciała samorządowe, jest nauka religji dla wszystkich uczniów
obowiązkową", a "kierownictwo i nadzór nauki religji należy do
wlaściwego związku religijnego z zastrzeżeniem naczelnego prawa nadzoru dla
państwowych władz szkolnych" - jakkolwiek art. 13 konkordatu zasadę powyższą
potwierdza i rozszerza, kler katolicki w Polsce nie zadowala się bynajmniej
przyznanemi sobie tak hojnie przywilejami. Marzeniem kleru jest szkoła
wyznaniowa, szkoła najzupełniej uzależniona od wpływów klerykalnych. Oto
ważniejsze zasady szkoły wyznaniowej:
"Władza doczesna,
wszczepiając młodzieży nauki i wiadomości niezbędne dla dobra ogólnego, winna
również mieć na celu jej wychowanie moralne i religijne i to pod pieczą,
kierownictwem i nadzorem Kościoła" (Ks. Guerry.
K. A. K. str. 88).
"Kościół ma ważny
obowiązek czuwać, ażeby do nauczania nie wślizgnęło się nic sprzecznego z całością
wiary i obyczajami" (Ks. Guerry. K. A. K. str. 87).
Jest prawem i obowiązkiem
biskupów - ordynarjuszów czuwać nad tem, ażeby w żadnej szkole, znajdującej się
na ich terytorjum, nie działo się nic sprzecznego z wiarą i obyczajami, by nie
uczono w nich rzeczy przeciwnych wierze i obyczajom" (Ks. Guerry. K. A. K. str. 88).
"Niech dzieci
katolickie nie uczęszczają do szkół niekatolickich, neutralnych i mieszanych,
to znaczy dostępnych również dla niekatolików. Tylko biskup-ordynarjusz ma
prawo decydować zgodnie z instrukcjami Stolicy Apostolskiej, w jakich warunkach
i pod jakiemi zastrzeżeniami, mającemi na celu zapobieżenie niebezpieczeństwu
zepsucia, może być tolerowane uczęszczanie do tych szkół" (Ks. Guerry).
"Nauka religji winna
zajmować w szkołach pierwsze miejsce w nauczaniu i wychowaniu i dominować do
tego stopnia, by inne wiadomości udzielane w szkołach młodzieży wyglądały na
jej pomocnice" (Ks. Guerry. K. A. K. str. 90).
"Trzeba nietylko, żeby
religja była wykładana dzieciom w pewnych godzinach, ale żeby całe nauczanie
przesiąknięte było wonią pobożności chrześcijańskiej" (Ks. Guerry. K. A. K. str. 91).
"Stąd wypływa
konieczność posiadania nauczycieli katolickich, książek i podręczników, aprobowanych
przez Biskupa - swobody w organizowaniu szkół w ten sposób, aby nauczanie w
nich było w pełnej zgodzie z wiarą katolicką i wszystkiemi obowiązkami z niej
płynącemi" (Ks. Guerry. K. A. K. str. 93)Jak z powyższego wynika, zasada
szkoły wyznaniowej opiera się na następujących danych:
1) Dzieci katolickie nie
mogą pobierać nauki wspólnie z dziećmi innych wyznań.
2) Materjał naukowy,
przyswajany dzieciom w szkole winien być tak dobrany, by stanowił naukę
pomocniczą religji.
3) Nadzór nad szkołą,
aprobata nauczycieli, książek i podręczników szkolnych należy do miejscowego
biskupa.
Jak wygląda w praktyce takie
chociażby aprobowanie podręczników przez władze duchowne, świadczą o tem
wspomnienia dra W. J. Robinsona z podróży jego do Hiszpanji
("Wolnomyśliciel Polski" 1.XII.1932).
Poszedłem do księgarni -
pisze dr. Robinson - i poprosiłem o podręczniki historji oraz czytanki, używane
w hiszpańskich szkołach. Wszystkie książki, które mi pokazano, były albo
zaaprobowane przez władze duchowne, albo nosiły napis "Nihil Obstat"
(żadnych zastrzeżeń), położony ręką kościelnego cenzora.
Przeczytałem te książki od
deski do deski - i ogarnęło mię przerażenie. Spodziewałem się, że będą
reakcyjne, przeniknięte duchem i dogmatami katolicyzmu, ale nie sądziłem, że
będą tak brutalne, tak bezczelnie średniowieczne. Inkwizycja była według nich
nietylko pożyteczną i konieczną, ale i "błogosławioną" instytucją.
Filip II był jednym z największych władców świata. Karol III, jedyny król
hiszpański, mający pretensje do humanitaryzmu i liberalizmu, jest przedstawiony
jako potwór, gdyż wypędził jezuitów...
Tego rodzaju podręczniki -
oczywiście przystosowane do warunków krajowych - oraz zgodnie z tem idąca
reorganizacja podstaw szkolnictwa, jest ideałem, do którego konsekwentnie zdąża
cały kler polski.
Walka o szkołę wyznaniową w
Polsce rozpoczęła się omal że bezpośrednio po odzyskaniu niepodległości. Już na
Sejmie Nauczycielskim w 1919 r. wypowiedział się kler wraz z garstką swoich
zwolenników przeciwko zasadzie jednolitej szkoły, żądając natomiast
zaprowadzenia w Polsce szkoły wyznaniowej. Od tego czasu walka ani na moment
nie ustaje, czego najlepszym dowodem jest Śląsk Górny i polemika, stoczona na
łamach prasy śląskiej i w Sejmie śląskim z okazji rozszerzenia na teren
Województwa Śląskiego państwowej ustawy o ustroju szkolnictwa.Żądania
zwolenników szkoły wyznaniowej idą b. daleko. Ks. biskup Adamski domaga się, by
szkoła dla katolików była wyznaniowa we wszystkich stopniach rozwoju, a więc
nie tylko początkowa, ale także szkoła średnia i wyższa - oraz twierdzi, że
gdyby szkoła miała 500 dzieci katolickich i wszystkich nauczycieli katolików, a
tylko 5 dzieci żydowskich, szkoła taka stanie się poza nauką religji w
najlepszym razie szkołą bezwyznaniową. ("Szkoła wyznaniowa czy
mieszana" str. 66 i 47). Ks. Gadowski pragnie, by "w sprawie godzin
religji i co do ćwiczeń religijnych każdorazowy Rząd polski polegał na opinji
Episkopatu polskiego".
Śląska Kurja Biskupia w
memorjale do Wydziału Oświecenia Publicznego z dnia 25.V.1926, L. 2156/26,
powołując się na ustawę niemiecką uważa, że szkoły ludowe na Śląsku są
wyznaniowe i na tej podstawie żąda:
1) wyłącznie katolickich
nauczycieli w szkołach,
2) utrzymania wyznaniowości
seminarjów nauczycielskich,
3) napisów, które na
szkołach i dokumentach uwidaczniały wyznaniowy charakter szkoły,
4) zwiększenia ilości godzin
nauki religji w seminarjach nauczycielskich do sześciu,
5) zwiększenia ilości godzin
nauki religji w szkołach powszechnych do pięciu,
6) zmuszenia do pobierania
nauki religji dzieci rodziców dyssydentów,
7) niezwalniania dzieci z
obowiązku szkolnego tak długo, dopóki nie przystąpią do Komunji św.,
8) odmawiania świadectw
dojrzałości seminarzystom, podejrzanym "pod względem moralnym". (Mowa
tu oczywiście o moralności z punktu widzenia kleru),
9) wywierania wpływu na
nauczycieli, by spełniali swe obowiązki religijne, zwłaszcza niedzielne i
wielkanocne,
10) przesiedlenia ze Śląska
tych nauczycieli, którzy nie wypełniają obowiązków religijnych,
11) usunięcia ze Śląska tych
nauczycieli, którym odebrano misję kanoniczną,
12) powołania do życia
specjalnej komisji z udziałem delegatów Kurji Biskupiej, która to komisja
ocenzurowałaby książki, przeznaczone dla młodzieży.Takie w streszczeniu są
postulaty Śląskiej Kurji Biskupiej, a rezultatem szerzenia ich w społeczeństwie
był fakt, jaki zaszedł w listopadzie 1931 r. na terenie miasta Katowic.
Magistrat katowicki zauważył bowiem, że do siedmiu miejscowych szkół
powszechnych uczęszcza 31 dzieci ewangelickich i 20 żydowskich, czyli na każdą
szkołę przypada 7 do 8 dzieci wyznania niekatolickiego (około 1%). Na tej
podstawie wystosował do kierowników interesowanych szkół pismo następującej
treści:
Magistrat m. Katowic
Oddział Szkolny i Teatralny
Katowice, dnia 28.XI.1931.
L. dz. II. Pow. 1347/31.
Jak stwierdzono, do
tamtejszej szkoły uczęszcza ... uczniów wyznania ewangelickiego i ... uczniów
wyznania mojżeszowego. Szkoła tamtejsza jest szkoła katolicką, a zatem uczniów
niekatolików należy najpóźniej z końcem pierwszego półrocza b.r. szkolnego
przekazać do szkół ewangelickiej względnie żydowskiej.
O wykonaniu niniejszego
zarządzenia prosimy powiadomić nas w swoim czasie.
Podpis.
W związku z pismem powyższem
dodać należy, że szkoły polskie zarówno ewangelicka, jak i żydowska, z braku
dostatecznej ilości uczniów są szkołami niżej zorganizowanemi, a rejon tych
szkół jest z konieczności bardzo rozległy, - dodać także należy, że ewangelicy
na Śląsku Górnym są pod silnym wpływem pastorów niemieckich, a wykonanie
takiego, zresztą bezoprawnego zarządzenia, mogłoby pchnąć dzieci, usunięte ze
szkół, w objęcia niemczyzny. Ten ostatni wzgląd odgrywa jednak w polityce kleru
bardzo małą rolę.
Walcząc o szkołę wyznaniową,
stara się kler wyzyskać masy szerokie dla swojej idei. Sposób, w jaki to czyni
nie przynosi w większości wypadków zaszczytu klerowi i jego pomocnikom.
Demagogja. przekręcanie faktów, żerowanie na ciemnocie i bezbronności umysłowej
tłumów, oto najczęstsze sposoby, któremi "uświadamia się" masy o
szkole wyznaniowej.Redakcja "Głosów katolickich" (Nr 337 str. 32)
woła patetycznie:
Baczność ludu katolicki!
Spółka żydowsko-masońska chce koniecznie narzucić nam szkoły świeckie, czyli
szkoły bez Boga i religji. Przeciw takim szkołom musimy się bronić wszelkiemi
siłami. Takie bowiem szkoły byłyby nie tylko krzywdą, ale i zgubą naszą.
W następnym numerze 338-ym
"Głosy Katolickie" znów tak nawołują:
Niechże zatem w całej Polsce
nie będzie i jednej parafji, w którejby ludność katolicka jawnie i publicznie
nie wypowiedziała się, jakiej, czy katolickiej, czy też pogańskiej chce szkoły.
Wrogowie wiary i Kościoła
wołają, że nie chcą, by księża "panoszyli" się w szkołach, my zaś
katolicy nie chcemy, by różne bezbogi i wymoczki niedowiarcze zawojowały
szkołami katolickiemi.
Nietylko "Głosy
Katolickie" takiemi metodami wojują. W "Przeglądzie Chełmskim
Katolickim" z października 1929, znajduje się dłuższy artykuł p. t.
"Szkoła polska, a katolickie wychowanie" . Czytamy w nim takie
zdania:
Szkoła polska dotąd nie jest
szkołą katolicką, nie jest szkoła w zupełności odpowiadającą prawom i potrzebom
katolickiej rodziny.
Pomyślmy tylko, w
dzisiejszej szkole dziecko rodziców katolickich siedzi w jednej ławce z
dzieckiem żydowskiem, protestanckiem czy prawosławnem, a obok nauczyciela
wierzącego uczy dzieci wasze nauczyciel niewierzący i zaplątany w agitację
sekciarską, obok nauczyciela katolika - nauczyciel niekatolik, a czy nie zdarza
się, że z usta nauczycieli przedmiotów świeckich - dziecko słyszy zaprzeczenie
lub podanie w wątpliwość tego, co słyszało przed godziną na nauce religji, że
na nabożeństwach szkolnych, przy sakramentach św. często nie widzi przy sobie
kierowników i wychowawców szkolnych i grona nauczycieli, bo dla wielu dom Boży
jakoby nie istniał.
Mamy wprost przerażający
brak ludzi konsekwentnych, ludzi zasad, którzy daliby się porąbać za prawdę, a
natomiast jest moc chwiejnych, niezdecydowanych, którzy już nie będą mieli
pełnego charakteru.
Takich to ludzi wydaje
mieszana, międzywyznaniowa szkoła, szkoła niekatolicka do głębi swego ducha i
swej organizacji.
W Polsce dotąd będziemy
narzekać na brak ludzi, dopokąd szkoła polska nie stanie się nawskroś katolicką
i chrześcijańską.
Musimy kres położyć tym
samobójstwom uczniowskim i domagać się szkoły należnej nam i dzieciom naszym.Na
specjalnie oryginalny argument w obronie szkoły wyznaniowej zdobył się
"Gość Niedzielny" z 12.II.1933, gdy pisze:
Kiedy już mowa o historji
szkoły na Górnym Śląsku, nie można też zapominać, że ta szkoła katolicka była
ostoją nietylko Wjary św. i obyczajów chrześcijańskich, ale też - języka
polskiego i tradycji narodowej. W niej to rósł i krzepił się duch polski w
czasach prześladowań i szykan, stosowanych przez osławiony bismarckowski
"Kulturkampf". Utrzymanie się i odporność ducha polskiego na Śląsku
podczas prześladowań w największej mierze trzeba zawdzięczać Kościołowi
katolickiemu i jego wpływowi w szkole na młode pokolenie.
Bardzo charakterystyczne
jest to ostatnie zdanie. Jeżeli zważymy, że mowa tu jest o szkole pruskiej,
która w niesłychanie brutalny sposób germanizowała dzieci polskie na Śląsku, to
zaryzykowanie twierdzenia, że w szkole tej "rósł i krzepił się duch
polski", przypisywać należy z jednej strony tupetowi, z jakim kler umie
fałszować prawdę historyczną, z drugiej - liczeniu widocznie na naiwność i
zanik zmysłu krytycznego u ogółu czytelników "Gościa Niedzielnego".
Poza prasą agitacja za
szkoła wyznaniową idzie szeroką falą przez zebrania, wiece, zjazdy katolickie i
t. p. Przebieg tych zebrań, rezolucje i nastroje ogłasza się szumnie brzmiącymi
tytułami, jak np. "Energiczny protest matek przeciw walce z wychowaniem
religijnem w szkole". - "Walka z religją w szkołach". -
"Gdzie jesteśmy - w bolszewji czy w Polsce" i t. p.
Oczywiście w tych wszystkich
szumnych protestach i rezolucjach jest zawsze większa lub mniejsza doza
reżyserji. Ciekawy przykład tego podaje "Ognisko Nauczycielskie". W
miesiącach letnich 1930 r. odbył się w Siedlcach kongres eucharystyczny. Już na
kilka tygodni wcześniej rozesłała kurja biskupia po parafjach tablice z różnemi
napisami, np. "Żądamy Boga w szkole" i t. p. Po kongresie prasa
klerykalna rozpisywała się szeroko o tem, jak to na kongresie lud
"samorzutnie" przy pomocy transparentów domagał się szkoły
katolickiej.
W agitacji za szkołą
wyznaniową ambona odgrywa niepoślednią rolę. Na terenie Śląska zaszedł następujący
wypadek: Po kazaniu w dniu 3-go maja 1931 r. 22 osoby, w tem kilku
przedstawicieli miejscowych organizacji społecznych stwierdziło własnoręcznym
podpisem, że ks. K. wypowiedział publicznie następujące zdanie: "Oświata
świecka wychowuje bandytów i złodziei".
Sprawa stała się głośna,
zainteresował się nią Wydział Oświecenia Publicznego i zażądał od Kurji
wyjaśnień. Charakterystyczne jest stanowisko, jakie w tej sprawie zajęła Kurja.
Oto odpis odpowiedzi:
Katowice, dnia 2 października
1931 r.
Kurja Biskupia
Katowice
Nr. P. Ku. 16/31.
Do Świetnego Wydziału
Oświecenia Publicznego w Katowicach.
Na zażalenie z dnia
1.IX.1931, L.O.P.II 936/31, pozwala sobie Kurja Biskupia donieść co następuje:
Ks. proboszcz K... stanowczo zaprzecza, jakoby wogóle użył wyrazów
"oświata świecka wychowuje bandytów i złodziei" i powołuje się na to,
że spowodował już w "Polsce Zachodniej" i "Katoliku"
sprostowanie mylnie mu przypisanego zwrotu. Ks. K... w kazaniu swojem mówił, że
bezreligijna oświata wychowuje bandytów i złodziei i przytoczył jako przykład
Rosję bolszewicką. Jednakowoż, nawet gdyby ks. K... był mówił o oświacie
świeckiej lu szkole świeckiej i przypisywał im jako konsekwencję wychowanie
bandytów i złodziei, nie stanąłby w sprzeczności z nauką Kościoła katolickiego.
Określenie oświaty lub szkoły świeckiej jest powszechnie przyjętym terminem,
oznaczającym wychowanie bezreligijne lub szkołę bezwyznaniową. Kościół
katolicki, a z nim wszyscy pedagogowie stojący na stanowisku pozytywnie
religijnem (nietylko katolickiem) podzielają zapatrywanie, że szkoła świecka
nie daje człowiekowi dostatecznej odporności wobec złych wpływów, nie stwarza w
nim dostatecznie silnych podstaw etycznych i tem samem ułatwia zwycięstwo złych
instynktów i wpływów.
Stąd też Kościół katolicki
jest zasadniczym przeciwnikiem wychowania bezreligijnego i szkoły świeckiej.
Nie możemy się zatem dopatrzeć nawet w określeniu przypisywanem ks. K...
uchybienia wobec nauki Kościoła katolickiego.
Gdy zaś szkoła w
województwie śląskiem jest wyznaniowa i nie należy do kategorji szkół
świeckich, określenie użyte przez ks. K... nie może się odnosić do szkoły
śląskiej. Wobec tego nie rozumiemy, dlaczego grono nauczycielskie czuje się
dotkniętem przez wyrażenie ks. K..., skoro ono zgadza się zarówno z nauką
Kościoła katolickiego, z prawnemi podstawami szkoły śląskiej oraz z kierunkiem
wychowawczym tejże szkoły.
Ks. Kasperlik, Wikarjusz
Generalny.
Nie ubolewanie zatem nad
wykolejeniem się ks. K..., ani nawet zaprzeczenie faktu jest główną myślą odpowiedzi,
- zasadniczym momentem jej jest stwierdzenie faktu, że jeśli nawet ks. K...
wypowiedział zdanie "Oświata świecka wychowuje bandytów i złodziei",
to jest to w zupełnym porządku z nauką Kościoła i bezpodstawne są wszelkie
pretensje do niego z tego tytułu.W agitacji za szkołą wyznaniową zwolennicy jej
szermują nawet objawieniem. W 1928 r. nakładem księgarni Bonowskiego w Wągrowcu
ukazała się książka Bolandena p. t. "Djabeł w szkole". Ten djabeł -
to nauczyciel wolnomyślny, a autor nie żałował sporego kubła mazi, by swego
bohatera powieściowego dostatecznie czarno odmalować. Ale nie treść tej -
zresztą marnej - książki jest tu najważniejszą. Ciekawszy daleko jest dopisek
wydawcy. Czytamy w nim takie rewelacyjne wiadomości:
Jak wszystkim wiadomo, to katolicka
szkoła w naszej Polsce utraciła swój charakter wyznaniowy, żegluje ona na
podstawie Konstytucji z dnia 17.III.1921 r., pod banderą szkoły bezwyznaniowej.
Tymczasem świątobliwa Wanda
Malczewska (ur. 15 maja 1822 w Radomiu, um. 26 września 1896 r. w Żytnem) w
piąty piątek Wielkiego Postu - jak o tem w "Żywocie świątobliwej Polki
Wandy Malczewskiej", spisanym przez ks. prałata Augustynika z Jasnej Góry
w Częstochowie (wyd. III.) czytamy - słyszy od Chrystusa Pana w swem widzeniu
te słowa: "Zbliżają się czasy przewrotne, ojczyzna nasza wolna będzie od
ucisku wrogów zewnętrznych, ale ją opanują wrogowie wewnętrzni.
Przedewszystkiem będą się starali wziąć w swe ręce młodzież szkolną; dowodzić
będą, że nauka religji w szkole niepotrzebna, że kontrola Kościoła nad szkołą
zbyteczna. Krzyże i obrazy religijne będą chcieli z sal szkolnych usunąć, żeby
te wizerunki nie drażniły żydów. Przez młodzież pozbawioną wiary zechcą w całym
narodzie wprowadzić niedowiarstwo. Jeśli się naród zgodzi na to, i pozbędzie
się wiary, straci przywróconą Ojczyznę! Niechże Ojcowie i Matki zwracają uwagę
na szkoły! Niech protestują przeciw usuwaniu godeł religijnych ze szkoły i
przeciw nauczycielom, dążącym do zaprowadzenia szkoły bezwyznaniowej (która w
owym czasie, gdy świątobl. Wanda Malczewska od Chr. Pana owe słowa słyszała,
wcale jeszcze nieznana była). Nauka bez wiary nie zrodzi świętych ani bohaterów.
Zrodzi szkodników! Módl się - mówi Chrystus do tej świątobliwej Polki - o dobrą
chrześcijańską szkołę! Zachowajcie w pamięci słowa moje!
Takiemi to cudownościami
karmią pisma i książki klerykalne swych łatwowiernych czytelników. Oczywiście,
jest rzeczą pewną, że każdy, kto jest w stanie uwierzyć w objawienie
"świątobliwej Wandy Malczewskiej", ten już na zawsze jest
zabezpieczony od wszelkich rzeczowych argumentów. Istnieje również duże
prawdopodobieństwo, że osobnik taki, podjudzony odpowiednio, potrafi z zapałem
w sercu, a kołem w ręce iść do dziesiątej wsi wypędzać "djabła" ze
szkoły.W ścisłym związku z walką o szkołę wyznaniową pozostaje walka o wymiar
godzin nauki religji. Sprawa ta dotyka szczególnie dzielnic b. zaboru
pruskiego, a zwłaszcza Śląska Górnego, gdzie kler przeciwstawia się stanowczo i
jak dotąd skutecznie wszelkim próbom unifikacji programów szkolnych, obrzucając
każdego, kto ośmieli się wysunąć w tym kierunku pewne postulaty, gradem obelg i
insynuacyj.
W roku 1924 stoczono na
łamach prasy śląskiej cała długą i zaciekłą kampanję jedynie tylko dlatego, że
jeden z referentów na zjeździe okręgowym Związku Nauczycielstwa Polskiego Szkół
Powszechnych, zresztą w bardzo oględny sposób, zaproponował zaprowadzenie na
Śląsku takiego wymiaru godzin nauki religji, jaki obowiązuje w całej Polsce.
Rzeczowe uwagi referenta spotkały się z całą powodzią napastliwych artykułów,
które w dosadnych słowach starały się wmówić w społeczeństwo, że od
pozostawienia czterech godzin nauki religji cała przyszłość Śląska zależy. Od
tego czasu aż do dni ostatnich sprawa ta stanowi wciąż temat do kazań,
prelekcyj, artykułów gazeciarskich i t. p., jątrząc lud śląski jakiemś urojonem
niebezpieczeństwem, zagrażającem jego religijności. Niepodobna wyliczyć, ani
streścić wszystkich publikacyj, jakie na ten temat się ukazały. Większość z
nich stoi na b. niskim poziomie etycznym, - cechuje je zła wola, kłamliwość w
naświetlaniu faktów, skrajan demagogja. Prym wiedzie tu w ostatnich kilku
miesiącach "Gość Niedzielny":
Gdy się czyta, że chcą
dzieciom naszym w szkole ograniczyć naukę religji, to aż nas, matki, zmysły
odchodzą z przerażenia, na co się to w katolickiej Polsce zanosi? My pod
zaborem pruskim miałyśmy 4 godziny nauki religji w tygodniu, a jeszcze na piątą
się nieraz jeszcze zdobył nauczyciel, bo mówił, że nam tego najwięcej
potrzeba.("Dom i szkoła" dodatek do "Gościa Niedzielnego"
29.I.1933)
Przy udzielaniu czterech
godzin nauki religji w szkołach dawniejszych nie było wypadków, żeby ojca syn
zabił; a ileż mamy dzisiaj takich wypadków? I dlatego nie tak, jak sobie
Ogniskowiec życzy, tylko tak wymagają czasy - więcej godzin nauki religji w
szkołach dla uchronienia naszej dziatwy przed niebezpieczeństwami. Myśmy mieli
cztery godziny nauki religji pod Prusakami; nie znaliśmy piłki nożnej i t. d.
("Dom i szkoła" 26 marca 1933).W N-rze 7-mym z 1932 r. "Głosu
Misji Wewnętrznej" czytamy następujące wywody ks. biskupa Adamskiego:
O co chodzi? Nie mniej i nie
więcej, jak tylko o zachowanie w naszej diecezji tych czterech godzin nauki
religji, które dotąd mamy na Śląsku Górnym.
Był czas, że nauka religji
we wszystkich szkołach zajmowała znacznie większą liczbę godzin, aniżeli
dzisiaj. Prawdy Boże, głębiej i szerzej wykładane, zapisywały się też w duszach
ludzkich silniej i działały potężniej. Nadszedł potem czas inny, w którym
zaczęto utyskiwać, że szkoda licznych godzin na naukę religji, że ważniejsze są
przedmioty inne, któremi na drogę życia zaopatrzyć trzeba młodego czlowieka. A
ponieważ równocześnie były to czasy odradzającej się niewiary, ponieważ
zwłaszcza wrogowie religji katolickiej pragnęli zmniejszać jej wpływ, przeto
wbrew woli Kościoła katolickiego zmniejszano w szkołach liczbę godzin nauki
religji i zostawiono dla niej zaledwie tyle godzin, ile przeznaczono dla
najmniej ważnych przedmiotów nauczania.
Nie ulega wątpliwości, że
Śląsk Górny, kraina nagle powstałego przemysłu, był terenem nadzwyczaj sprzyjającym
rozwojowi niewiary, socjalizmu i komunizmu. Jeżeli mimo to Śląsk Górny pozostał
wierny Kościołowi katolickiemu, jeżeli ludność jego, tak gorąco przywiązana do
wiary, tak gorąco Boga kocha, jeśli socjalizm i komunizm tak słabe wśród niej
czynią postępy, to zasługa spada niewątpliwie nietylko na gorliwe
duchowieństwo. ale i na szkołę, która rozporządzając czterema godzinami nauki
religji, prawdy wiary o wiele gruntowniej wpajać mogła w duszę dziecka, usuwać
wątpliwości, trudności i zarzuty, które wroga agitacja pełną ręką rzucała w
tłumy. Jeżeli lud górnośląski jeszcze zawsze odznacza się gorącem życiem
religijnem, nie ulega wątpliwości, że nauce religji w szkole wielką część
należy przypisać zasługi. (Pochwały dawnej szkoły pruskiej! - przypisek aut.).
Wystarczy porównać ducha religijnego przemysłowych okręgów Górnego Śląska z
sąsiadującemi powiatami Zagłębia Dąbrowskiego , ażeby poznać różnicę pod
względem odporności ludu wobec socjalizmu i komunizmu (szczepienie
dzielnicowości - przypisek aut.).
Zdawałoby się, że wobec tego
wszyscy powinni żądać i wołać o cztery i więcej godzin nauki religji w szkołach
naszych. Tymczasem u wielu inne świtają myśli. Pokutują hasła wrogie nauce
religji i t. d.
I nie tylko na artykułach
kończy się ta akcja. W "Piekarskich Wiadomościach Parafjalnych" z
12.II.1933, znajdujemy notatkę p. t. "O to się módlcie!":
Przypominam Wam, mili
bracia, że wciąż jeszcze modlitwę wspólną Misji Wewnętrznej ofiarowywać
będziemy na intencję, żeby nauka religji w naszej diecezji żadnego nie doznała
uszczerbku - żeby ci katolicy, którzy doniosłości czterech godzin nauki religji
nie rozumieją, łaską Boską oświeceni poznali, jak wielką na siebie ściągają
odpowiedzialność, gdyby z ich winy nauka religji w diecezji naszej, tak
narażonej na agitację wrogą, miała choćby najmniejszego doznać uszczerbku.
Łaska Pańska niech będzie z Wami i z rodzinami Waszemi po wszystkie czasy.
Stanisław Adamski, Biskup
KatowicDla nauczycielstwa na Śląsku sprawa wymiaru godzin nauki religji posiada
zasadnicze znaczenie. Dzisiejszy stan uniemożliwia unifikację programów
szkolnych, sprzyjając przez to pogłębianiu i kultywowaniu dzielnicowości. Przy
reformie szkolnej władze śląskie starały się wymiar godzin poszczególnych
przedmiotów zbliżyć do wymiaru, obowiązującego w całej Polsce, ale przy
dogmatycznem traktowaniu nienaruszalności nauki religji okazało się to
niewykonalnem. Rezultatem tych usiłowań jest przeciążenie nauką wątłej i
niedożywionej dziatwy śląskiej, co się odbija na zdrowiu, rozwoju fizycznym i
umysłowym.
Jak takie przeciążenie nauką
wygląda, ilustruje to plan dla klasy VI-tej, VII-mej i VIII-mej powszechnych
szkół żeńskich. Plan naukowy w tych klasach przewiduje 33 lekcyj obowiązkowych
tygodniowo, oprócz tego 3lekcje nadobowiązkowe języka niemieckiego. Mamy zatem
36 godzin, jakie dziewczynka 11-to - 14-letnia, a więc w wieku rozwojowym
zmuszona jest spędzać w szkole. Doliczmy do tego inne zajęcia, jak chór, nauka
muzyki, samorząd, harcerstwo, przygotowanie się do lekcyj na dzień następny, a
otrzymamy niewesoły obraz warunków w jakich wzrastają dziewczęta śląskie. Ale
żaden głos rozsądku, że 2 godziny z tych zajęć (2 lekcje religji) możnaby
zredukować zupełnie łatwo bez szkody dla nauki i wychowania, nie trafi do
ciasnych, zacietrzewionych mózgów. "Wyrzuca się Boga ze szkoły - ludu
śląski ratuj, protestuj!" - oto jedyna odpowiedź na wszelkie rzeczowe
argumenty.
Jest jeszcze jedna
tajemnica, dlaczego kler na Śląsku tak uparcie broni nauki religji. Oto
dlatego, że sam osobiście tylko w bardzo rzadkich wypadkach udziela tej nauki.
W tych województwach, gdzie księża, przeważnie sami są katechetami, nietylko
nie widać poważniejszych dążeń w kierunku rozszerzenia wymiaru godzin nauki
religji, ale co więcej słyszy się ustawiczne skargi o zaniedbywanie przez kler
tego przedmiotu. W niektórych szkołach zdarzają się całe tygodnie i miesiące, w
których ksiądz nie pokaże się w szkole, a jeśli się pokaże, to na krótko, nie
na cała lekcję.
W jednem tylko księża,
uczący w szkole, są bardzo akuratni: w pobieraniu pieniędzy za naukę religji.
Przy pobieraniu poborów za
naukę religji zdarzają się nieraz dość ciekawe wypadki. W miejscowości Św.
nauczycielka p. M. zastępowała ks. proboszcza B. przez 39 godzin nauki, a
ostatecznie ks. proboszcz - zapewne przez przeoczenie - podjął za tę naukę
pobory i mimo przypomnień ze strony poszkodowanej nauczycielki, zwrócić ich nie
chciał.
Zaniedbywanie nauki religji
nie przeszkadza klerowi w rozdzieraniu szat nad "bezwyznaniową szkoła".
Taki ks. K. w J. figuruje wprawdzie jako katecheta w trzyklasowej szkole, ale
obowiązki za niego pełni miejscowe nauczycielstwo. Za to ks. K... odczytuje
pewnej niedzieli prafjanom list pasterski, a następnie wielkim głosem rzuca
gromy na tych, co chcą szkoły bezwyznaniowej, zmniejszenia godzin nauki religji
i t. p.Charakterystycznym przyczynkiem do sprawy godzin nauki religji jest
strejk szkolny, jaki miał miejsce w Kazimierzu n. Wisłą. Uczył tam religji
pewien zakonnik. Ponieważ pobory, jakie otrzymywał, wydawały się klasztorowi za
małe ("Ksiądz nie będzie pracował w szkole za grosze, z rekolekcyj
najmniej 300 zł. przywiezie"), a starania o uzyskanie etatu nauczyciela
religji przedłużały się, przestał ksiądz z dniem 2.XII. uczęszczać na naukę
religji. Mało tego, zakonnicy podburzyli ludność miejscową, skłaniając ją do
strejku szkolnego, a prasa klerykalna uderzyła na cały kraj w alarm, że w
Kazimierzu n. Wisłą chciano religję usunąć ze szkoły i t. d. i t. d. Posypały
się artykuły o wiele mówiących tytułach, jak np. "W obronie nauki
katolickiej w szkole powszechnej w Kazimierzu Dolnym" i t. p.,
przemilczające jednak fakt istotny, że właściwie w danym wypadku religję tę
należałoby bronić przed samowolą zakonnika, który dla groszy zastrajkował i nie
chciał jej uczyć w szkole.
Oczywiście prawa to zupełnie
zrozumiała: daleko łatwiej jest demagogicznemi występami podburzać tłumy
przeciwko szkole, daleko łatwiej zachować dla siebie wygodną rolę niepowołanego
nadzorcy i krytyka, niż przyjść do szkoły i tu, w żmudnej codziennej pracy,
realizować swe programy. Inna rzecz, czy takie stawianie sprawy przez kler
zgodne z etyką przeciętnego człowieka.Przeciwstawiając zasadę szkoły
wyznaniowej, zasadzie szkoły państwowej, posługuje się kler chętnie jednym
argumentem, a mianowicie tym, że szkoła państwowa wdziera się w przyrodzone prawa
rodziców, do których jedynie należy decyzja o kierunku wychowania swych dzieci.
Byłoby przeciwnem
przyrodzonemu prawo, gdyby dziecko nim dojdzie do używania rozumu, wydarte było
z pod opieki rodziców, albo gdyby bez ich zgody cokolwiek było odnośnie od niego
postanowione.
Stanąłby w oczywistej
sprzeczności, kto ośmieliłby się twierdzić, że dziecko pierwej niż do rodziny
należy do Państwa i że Państwo ma bezwzględne prawo do jego wychowania.
By być obywatelem Państwa,
człowiek musi istnieć, a istnienia nie ma on od Państwa, ale od rodziców.
(Encyklika "O chrześcijańskiem wychowaniu młodzieży").
Myśli powyższe rozwijane są
w całym szeregu artykułów, pism i książek klerykalnych. Według nich wychowanie
z porządku przyrodzonego w pierwszym rzędzie należy do rodziny, w drugim do Państwa,
w porządku nadprzyrodzonym zaś do Kościoła. Z tego zestawienia wynika, że z
pomiędzy trzech czynników wychowawczych, wyżej wymienionych, Państwo stoi na
ostatniem miejscu.
Jest to rozumowanie, an
które żaden obywatel, myślący kategorjami państwowemi zgodzić się nie może.
Niewątpliwie rodzina ma obowiązek, a więc i prawo do wychowywania dziecka,
niewątpliwie obowiązek ten i prawo daje rodzinie możność zajęcia w wychowaniu
tegoż dziecka dominującego stanowiska. Jeżeli jednak zadaniem Państwa jest
kierowanie życiem społecznem narodu, to niemożliwą jest rzeczą, by Państwo w
wychowaniu swych przyszłych obywateli mogło zgodzić się na rolę inną, niż
czynnika nadrzędnego.Ciekawe są pod tym względem poglądy pisarzy katolickich.
"Rodzina jest rzeczą ważniejszą, niż Państwo, ludzie nietyle dla ziemi i
doczesności się rodzą, ile dla nieba i wieczności" - tak czytamy na str.
96 "Miesięcznika Dziecezji Chełmińskiej" z 1931 r., a Feliks Konieczny
w "Przeglądzie Powszechnym" (Wydawnictwo OO. Jezuitów) w artykule p.
t. "Uwaga o szkolnictwie państwowem", tak pisze:
Sprawa szkolna zawieruszyła
życie państwowe. Upaństwowienie szkolnictwa miało wzmocnić fundamenty i ściany
Państw, w rzeczy samej przyczyniło się wielce do osłabienia więzi państwowej. Powierzchnię
ścierania się powiększono przez to ogromnie i tem samem zwiększono możliwość
zamieszek, rozruchów, zwad krwawych, słowem: zrobiono wiele, by osadzić Państwo
na wulkanach. Spory o szkołę dopomagają wielce do powszechnego roznamiętnienia,
bo dotyczą życia rodzinnego zarazem, wszak to o dzieci chodzi.
Powszechność nauczania
państwowego stanowi doskonałą gwarancję powszechnego roztrzęsienia życia.
Przedłużmy linję, na której
znajduje się monopol państwowej szkoły początkowej, zaliczając do monopolu także
istnienie szkół prywatnych, tolerowanych pod warunkiem, że będą takie same, jak
rządowe, - przedłużmy! Od jakiego więc wieku dziecko musi podlegać państwowemu
wychowaniu? Od siódmego roku życia? - może od szóstego? - Przedłużmy linję
dalej w tym kierunku! A czemuż to "przedszkole" ma być zwolnione od
ingerencji Państwa? i t. d. i t. d., aż dojdziemy do państwowych freblówek i
dalej do państwowych nianiek, do odbierania dzieci rodzicom.
Państwowy monopol
szkolnictwa znalazł się tedy na linji podkopywania nie tylko Kościoła, ale zarazem
i rodziny.
Jedno łączy się z drugiem.
Takiemi argumentami zwalcza
się ideę państwowej szkoły powszechnej.Poco się dzieje to wszystko? Czy
istotnie klerowi i jego zwolennikom zależy tak bardzo na obronie praw rodziny
wobec Państwa, czy też pod pokrywką obrony tych praw, kryją się inne cele?
Wacław Syruczek w broszurce
p. t. "Zajazd kardynała", zastanawiając się nad tem zagadnieniem, dochodzi
do wniosku, że Kościół uznając szkołę za domenę swoich wpływów, uważa jednak za
potrzebne wesprzeć swoje uroszczenia domniemaną wolą rodziców; przeciwstawia
więc rodzinę Państwu i ogranicza jego rolę wychowawczą życzeniami rodziców.
Istotnie cały szereg faktów
potwierdza wniosek, że kler przedewszystkiem swój własny interes pokrywa
rzekomą wolą rodziców. "Żądamy katolickiej szkoły w imieniu rodziców"
- pisze generalny sekretarz Ligi Katolickiej ks. Siemiennik w "Gościu
Niedzielnym" N-rze 13 z 1928 r.:
Bóg powierzył rodzicom dusze
dziecięce i będzie kiedyś żądał rachunku za nie. Prawa rodzicielskie pociągają
za sobą i obowiązki. Rodzice katoliccy chcą dzieciom swoim dać w szkole skarby,
które daje święta wiara katolicka i mają prawo domagać się tego od Państwa. A
prawa rodzicielskie dawniejsze są od tych państwowych, bo rodzina istniała
przed Państwem. Tych praw rodzicielskich, płynących z natury, nie może im
Państwo odebrać.
Ale te "wcześniejsze
prawa", których państwo rodzicom odebrać nie może, ograniczają się w
pojęciu kleru tylko do rodziców katolickich. Ks. Adamski w cytowanej już
poprzednio broszurce p. t. "Szkoła wyznaniowa czy mieszana",
wielokrotnie powołuje się na prawa rodzicielskie, a jednak to nie przeszkadza
mu na str. 9-tej zanotować z wielką przyjemnością, że w Sejmie Ustawodawczym:
Wprawdzie P.P.S. i
Wyzwolenie próbowały osłabić "obowiązkowość" nauki religji - żądając,
aby dziecko tylko wtedy uczęszczało na naukę religji, jeśli rodzice się na to
zgodzą, ale poprawka przez nich wniesiona przepadła.
Że ustawowa obowiązkowość
nauki religji podważa "przyrodzone" prawa tych rodziców, którzyby
chcieli swe dzieci zwolnić od nauki religji, ks. Adamski jakoś tego nie
zauważył.
Również w streszczonym wyżej
memorjale Śląskiej Kurji Biskupiej znajdujemy następujący ustęp: "W myśl
art. 13 konkordatu nauka religji jest obowiązkowa we wszystkich szkołach. Do
uczęszczania na naukę religji są w myśl rozp. Min. z dnia 1.III.1893 (Kohler
Menschig Sbr. 494) zobowiązane są i dzieci rodziców dysydentów". I tu znów
jakoś Kurja nie przypuszcza, by cytowany wyżej artykuł był sprzeczny ze zdaniem
encykliki papieskiej: "Byłoby przeciwnem przyrodzonemu prawu, gdyby bez
zgody rodziców cokolwiek było odnośnie do dziecka postanowione".Nie o
obronę zatem praw rodziców chodzi, ale o zyskanie za pośrednictwem rodziców
wyłącznego wpływu na szkołę. Rzekomo zagrożone prawa rodziców są tu nie celem,
lecz środkiem do celu. Stwierdza to z całą szczerością Koneczny w dalszej
części art. p. t. "Uwaga o szkolnictwie państwowem", gdy mówi:
Jeżeli poweidzie się
wywalczyć napowrót pełne prawo rodziny do wychowywania dziecka według zdania
rodziców, odnajdą się samą siłą rzeczy prawa Kościoła.
W słuszność tego zdania
trudno wątpić. Gdyby dziś oddano pod plebiscyt rodziców - tych zwłaszcza, co
sami czytać nie umieją, lub kształcą się na różnych "Gościach",
"Misjonarzach", czy "Rycerzach", - co lepsze, czy dawna
zimowa szkółka z wędrownym nauczycielem, gnieżdżąca się w kątem w coraz to
innej chacie, czy też dzisiejsza siedmioklasowa szkoła, mająca duże potrzeby i
wymagania, a odrywająca dzieci od paszenia i usług domowych, nie jestem pewna,
jaki w niektórych miejscowościach byłby wynik plebiscytu. A cóż dopiero mówić o
tak zawiłych kwestjach, jak ustrój szkolnictwa, sieć szkolna, programy,
zagadnienie oświaty pozaszkolnej i t. p. Wszak w tych tematach gubią się nierzadko
ludzie o średniem i akademickiem wykształceniu.
Oczywiście, że łatwiej
byłoby klerowi zagadnienia te rozwiązywać z wyżyn ambon, a potem w imieniu, a
raczej za pośrednictwem obałamuconych przez siebie rodziców, wytyczać drogi
szkolnictwu, ale że szkoła w ten sposób stworzona, nie szłaby po linji
demokracji, postępu, po linji interesów Państwa, rodziców i dzieci - jest
rzeczą pewną.
I dlatego, przyznając
rodzicom należne im prawa, Państwo musi ująć w swe ręce wychowanie młodzieży.
Nie może Państwo stać na stanowisku, że w "zakresie wychowania nauczyciel
jest tylko pełnomocnikiem rodziców", a "na podstawie prawa
naturalnego i nauki Kościoła, należy odrzucić wszelkie teorje, głoszące, że
właściwym celem szkoły jest wychowanie". (Ks. Podoleński "Podręcznik
Pedagogiczny" str. 332). Nauczyciel musi być nie tylko pełnomocnikiem
rodziców, którzy często nie dorastają do swego posłannictwa, ale
przedewszystkiem musi być pełnomocnikiem Państwa i dla tego Państwa musi
powierzoną sobie młodzież nie tylko kształcić, ale - i to przedewszystkiem -
wychowywać.
Rodzice, którzy stoją na
pewnej wyżynie umysłowej, ideowej i moralnej napewno potrafią kierunek
wychowania swych dzieci uzgodnić z wychowaniem państwowem; z rodzicami, którzy
tego nie potrafią dokazać, Państwo nie może się liczyć.
Zresztą, jeżeli o prawach
rodziców jest mowa, to stwierdzić należy, że właśnie dzisiejsza szkoła dąży
usilnie do skoordynowania wychowania szkolnego z wychowaniem domowem. Coraz to
piękniejszy rozwój "Rad Rodzicielskich" przy szkołach jest najlepszym
dowodem wzrastającej harmonji domu i szkoły.Niestety, już i po "Rady
Rodzicielskie" wyciąga się ręka kleru. Oto "Ruch Katolicki" (październik
1931 str. 319) wysuwa postulat, by Akcja Katolicka weszła w porozumienie ze
Zjednoczeniem Zrzeszeń Rodzicielskich w Polsce dla zbadania, o ile Zjednoczenie
to służyć może celom Akcji. "Byłaby w ten sposób możność obrony praw
rodziny wobec szkoły" - pisze dalej autor projektu (Ignacy Stein). Zdanie
to ostatnie świadczy wymownie o tem, jak kler i jego zwolennicy radziby widzieć
w szkole i rodzinie dwa wrogie obozy.
Że klerowi istotnie solą w
oku jest zaufanie, jakiem zaczynają darzyć rodzice szkołę polską, że radby
zasiać nieufność między szkołą a domem, dowodzą tego liczne artykuły na łamach
prasy katolickiej. "Gość Niedzielny" np. z 5 lutego 1933 r. pisze:
"Każdy prawdziwy katolik ma święty obowiązek być na zebraniach Rady
Rodzicielskiej i uważać, co się tam dzieje". A 12 marca nawołuje:
W domu, na terenie
społecznym, w Radach rodzicielskich i wszędzie, gdzie zachodzi potrzeba, miejmy
oczy szeroko otwarte i baczmy dobrze, czy nie czai się, czy nie rozwija się
jakie niebezpieczeństwo dla wyznaniowości szkół naszych, dla nauki religji, dla
religijnego wychowania młodzieży...
Szczególnie ostrożnym należy
być przy uchwalaniu rezolucyj, przedkładanych rodzicom na zebraniach Rad
rodzicielskich, domagających się podporządkowania szkolnictwa śląskiego ustawie
szkolnej.
26 marca 1933 tak znów
"Gość Niedzielny" ostrzega:
Obowiązkiem naszym jest
pouczyć i ostrzec ogól rodziców śląskich, że kto podpisuje przysłane sobie
rezolucje za wprowadzeniem ogólnej ustawy szkolnej na Górny Śląsk, godzi się
tem samem na bezwyznaniowość szkoły, na usunięcie z niej napisu
"Katolicka" i na ograniczenie nauki religji. A więc ostrożnie!
Te "ostrzeżenia" -
to nie przypadkowe wykolejenie się jakiegoś niefortunnego autora, - to system.
Słynna zasada: "Dziel i rządź", - gra tu niepoślednią rolę.Z zapałem
walczy kler o prawa rodziców do wychowywania dziecka, z niepokojem śledzi
dzisiejsze stopniowe przekształcanie się szkoły państwowej z instytucji
kształcenia młodzieży w zakład o charakterze zdecydowanie wychowawczym, jest
jednak pewna dziedzina, którą szkoła radaby pozostawić kompetencji rodziców, a
którą kler stara się wszelkimi siłami utrzymać w ramach obowiązków szkoły.
Mówię o przymusie praktyk religijnych na terenie szkoły, o słynnym okólniku
Bartla, który to okólnik od czasu ukazania się go, aż po dzień dzisiejszy jest
ciągle przedmiotem sporów i dyskusyj.
Jak wiadomo, okólnik Bartla
narzuca szkole obowiązek prowadzenia dzieci w niedziele i święta do kościoła,
obowiązek spowiedzi, rekolekcyj szkolnych i t. p. Okólnik ten spotkał się ze
strony uświadomionego społeczeństwa z poważnemi zastrzeżeniami. Mąci on
spoczynek niedzielny nauczyciela, a co gorsza, wprowadza szkołę w bardzo
niemiłe położenie. Wszak art. 112 Konstytucji powiada, że "nikt nie może
być zmuszony do udziału w czynnościach i obrzędach religijnych, o ile nie
podlega władzy rodzicielskiej lub opiekuńczej".
Szkoła zatem na podstawie
okólnik Bartla musi narzucać dzieciom obowiązek pełnienia praktyk religijnych,
a na podstawie art. 112 Konstytucji nie może i nie ma prawa zarządzeń swoich w
tym kierunku egzekwować. Jest to sprzeczność, która niejednokrotnie już
naraziła szkołę na przykre konsekwencje.
Przed kilku laty Sejm
Rzeczypospolitej, uznając szkodliwość tego istotnie wkraczającego w sferę praw
i obowiązków rodzicielskich okólnika, uchwalił jego zniesienie - niestety,
uchwała ta w życie nie weszła. Kler poruszył niebo i ziemię w obronie
"zagrożonej wiary w szkole", posypały się rezolucje, petycje i t. d.,
- sprawa utknęła gdzieś w martwym punkcie i ruszyć z niego nie może.A wielka to
szkoda. Przymus praktyk religijnych nie wychowuje, lecz paczy charaktery
młodzieży, uczy ją obłudy, świętoszkostwa, system kartkowej pobożności do
różnych nieetycznych czynów młodzież skłania. Rozumieją tę prawdę nawet
niektórzy księża, czego dowodem jest chociażby książeczka ks. Bieli z 1893 r.
p. t. "Ze szkoły". Czytamy w niej takie uwagi:
Już zaś wszyscy przyznać
muszą, że obecnie przyzwyczajamy młodzież szkolną do zaspokajania potrzeb
religijnych w sposób niewłaściwy. Przez lat dwanaście prowadzimy ją, jak
niemowlęta na pasku do kościoła, do spowiedzi i na egzorty. Przez lat dwanaście
ma osobną dla siebie mszę, osobne kazanie, osobną spowiedź. Na wszystko dzień i
godzina przeznaczone z góry. Rozkazy pochodzą z dyrekcji. Ona jest bezpośrednim
organem Kościoła (str. 50).
Czy te praktyki zewnętrzne,
wymuszone same przynoszą jaką moralną korzyść? Tresura, zastosowana do człowieka
właśnie zamienia go w zwierzątko. Chodzi student przez lat 12 regularnie w dnie
oznaczone do spowiedzi, ani jednego razu nie opuści mszy św., religji uczy się
na każdą godzinę, katecheta jest zupełnie zadowolony z niego i daje mu zawsze
noty celujące. Po złożeniu matury, tenże student nie idzie ani jednego razu w
roku do spowiedzi, na mszę chyba zabłąka się przypadkowo (str. 13).
Wszystkie nasze nauki
okazały się - nie chcę powiedzieć pustemi, ale - marnemi i z tych pięknych,
długich szeregów, które przez lat dwanaście co niedziela i święto maszerowały
do kościoła - po opuszczeniu zakładu szkolnego, ledwie jedne na stu spełnia
obowiązki chrześcijańskie i troska się o zbawienie duszy swojej (str. 14).
Tak pisze ksiądz o
rezultatach przymusu praktyk religijnych i w konsekwencji swych wywodów, marzy
o takiem ułożeniu się stosunków, by "władza szkolna nad młodzieżą była na
niedzielę i święta zawieszona" (str. 53). Gdyby ks. Biela swe z przed
40-tu lat uwagi dziś ogłosił, spotkałby się niewątpliwie z zarzutem, że wyrzuca
Boga ze szkoły, niszczy podstawy życia religijnego młodzieży i t. d. i t. d. -
tymczasem opinja ks. Bieli jest jedynie wynikeim rozsądniejszego i mniej
zacietrzewionego sposobu patrzenia na życie i nie koliduje bynajmniej z
poglądami głęboko wierzącego człowieka.
Zniesienie przymusu praktyk
religijnych w szkole i pozostawienie tej dziedziny wychowania dziecka uznaniu,
trosce i staraniom rodziny, jest koniecznością życiową.
Uzależnienie nauczyciela od kleru
Treść: Organistostwo. Sądy duchowne. Missio canonica. Wizytowanie nauki religji. Mieszanie się kleru w sprawy szkolne. Mieszanie się kleru w życie prywatne nauczycieli. Nienawiść za grób.
Do realizowania wstecznych
zamierzeń na terenie szkoły potrzebny jest klerowi specjalny typ nauczyciela.
Typem najlepiej odpowiadającym zamierzeniom kleru, jest dawny klecha, który w
chwilach wolnych od zajęć kościelnych uczył także i dzieci.
Wydawaćby się mogło, że to
ostatnie zdanie jest jedynie grubą przesadą i złośliwością wobec kleru. Skąd to
to dziwaczne zestawienie: diak średniowieczny i nauczyciel wieku XX-go, skąd to
przypuszczenie, że ów diak jest właśnie ideałem, o którym marzy w skrytości
ducha kler polski?
Fakty niech zatem mówią:
Istnieje na Górnym Śląsku w
szeregu miejscowości przeżytek średniowieczny: organistostwo, złączone z posadą
kierownika szkoły. Do tej pory Dziennik Urzędowy Województwa Śląskiego ogłasza
konkursy nauczycielskie, które to konkursy kończą się charakterystycznym
zwrotem: "Posada złączona organicznie z organistostwem". Kto zatem
uzyska tę posadę, chce czy nie chce, ma ochotę czy nie ma ochoty, musi
równocześnie pełnić obowiązki miejscowego organisty.
Rzecz jasna, że nauczyciel,
mający poczucie godności własnej i godności swego zawodu, długo, bardzo długo
musi walczyć z sobą i ostatecznie najczęściej rezygnuje z wnoszenia podania na
taką posadę; rzecz jasna, że wskutek tego dobre skądinąd posady nauczycielskie
okazują się niemożliwemi do osiągnięcia dla ludzi, mających najlepsze
kwalifikacje moralne i zawodowe; ale rzecz także jasna, że kandydat na posadę
kierownika i organisty w jednej osobie zawsze się znajdzie, zwłaszcza, że
posada taka daje zazwyczaj dobre warunki materjalne (pensja nauczycielska +
pensja organisty + użytkowanie kilku, kilkunastu, a czasem kilkudziesięciu morgów
gruntu + dochody z pogrzebów, ślubów i różnych żebranin).Oto, jak wygląda
pełnienie obowiązków w szkole u takiego nauczyciela-organisty: Do miejscowości
X. przyjeżdża inspektor szkolny, zastaje dzieci bez opieki, więc rozpoczyna sam
naukę i prowadzi ją przez dwie lekcje, a nauczyciel organista wygrywa tymczasem
Panu Bogu na chwałę w miejscowym kościele. - Do miejscowości Y. zajeżdża
inspektor i spotyka kierownika szkoły, który spieszy się na pogrzeb. - W
miejscowości Z. odbywa się konferencja rejonowa: nauczyciel-organista prosi o
zwolnienie, bo musi pójść po kolendzie i t. d.
I nie tylko
nauczyciel-organista sam zaniedbuje obowiązki szkolne. Pewien naoczny świadek
tak opisuje stosunki w jednej ze szkół:
Szkoła z
kierownikiem-organistą to plaga, to zabytek szkodliwy, tak dla szkoły, jak i
dla nauczycielstwa.
Zajęcia w kościele, jak
śluby i pogrzeby odrywają organistę-nauczyciela od szkoły nieraz na kilka
przedpołudni w tygodniu. Dzieci zazwyczaj zatrudnione cicho lub w ogóle
niezatrudnione przyzwyczajają się do niepróżnującego próżnowania. Do każdej z
wymienionych uroczystości zabiera się z klas wyższych 4 chłopców, jako
ministrantów, - 4 względnie 6 chłopców do dzwonienia na zmianę.
Kierownik-organista wskutek
swej zależności od księdza i całego personelu kościelnego doprowadza do takiego
uproszczenia administracji, że służba kościelna, nawet bez porozumiewania się z
dotyczącym nauczycielem, zamawia sobie odpowiednią ilość chłopców do
sprawowania różnych czynności.
W każdą sobotę, a często
jeszcze w inne dni najmniej 5-ciu chłopców znajduje zatrudnienie przy trzepaniu
dywanów kościelnych. Wszystkie te czynności odbywają się podczas nauki
szkolnej.
W okresie Bożego Narodzenia
p. kierownik-organista wraz z księdzem i dwoma chłopcami ze szkoły urządzają
sobie czterotygodniową wędrówkę po całej parafji, zbierając datki od stokroć od
siebie biedniejszych ludzi.Te zmarnowane lekcje szkolne nie są jeszcze
największą szkodą, jaka wynika z łączenia w jednej osobie kierownictwa i
organistostwa. Tragedja sytuacji tkwi przedewszystkiem w sponiewieranej
godności szkoły i nauczyciela. Bo czyż można sobie wyobrazić, że człowiek,
godzący się na pełnienie różnych posług kościelnych, czy zbierający dla siebie
groszowe datki od biedaków, jest w stanie godnie reprezentować stan
nauczycielski? - Po Śląsku krąży wiele anegdotycznych historyj na temat
wzajemnego współżycia księdza i nauczyciela-organisty, a każda z nich, mimo
pozorów humoru, jest smutnym obrazem poniżenia stanu nauczycielskiego.
Poco jednak sięgać do
anegdot, kiedy istnieją dokumenty. Oto mam przed sobą dwie umowy, zawarte
między zarządem kościelnym, a nauczycielem-organistą. Przytaczam je w całości z
opuszczeniem jedynie nazwisk. Niech one świadczą o tem, jak daleko sięga
skandal łączenia w jednej osobie posady organistowskiej z nauczycielską.
Umowa pierwsza brzmi
następująco:
Umowa służbowa dla objęcia
stałego urzędowania na stanowisko organisty i kystera przy tutejszym kościele
parafjalnym.
1. Zarząd kościelny zgadza
się na stałe objęcie urzędu organisty i kystera przy tutejszym kościele parafjalnym
przez p. kierownika szkoły F.K. z B.
2. Bezpośrednio przełożonym
p. organisty i kystera jako takiego jest ks. proboszcz.
3. Gdyby organista i kyster
z jakiejbądź przyczyny nie był w stanie służby organistowskiej i kysterowskiej
wypełnić, powinien sprowadzić zastępcę i dla urzędowania tegoż zasięgnąć zgodę
ks. proboszcza.
Za funkcje przy ślubach,
pogrzebach i chrztach otrzyma p. organista 1 zł, przy Libera 1.50 zł, przy
nabożeństwie majowem i różańcowem a 30 zł = 60 zł z kasy różańcowej. Przy
pobieraniu tych wynagrodzeń zastosuje się p. organista i kyster do regulaminu z
r. 1868 i do rozp. Administracji Apostolskiej Nr.18, poz. 278.
Wszystkie inne usługi
organistowskie, a więc przy nabożeństwach niedzielnych i świątecznych, przy
święceniach względnie obrzędach przed świętami głównemi i w Wielkim Tygodniu,
przy nabożeństwach dziękczynnych, mianowicie w ostatni dzień starego roku lub
jeśli są nakazane przez Władzę Duchowną, przy Adoracji Wiecznej, 12-godzinnem
nabożeństwie, przy wszystkich procesjach oficjalnych i w parafji zaprowadzonych
n. p. w czasie Oktawy Bożego Ciała, przy nabożeństwach świąt państwowych
wykonuje p. organista bezpłatnie, za co otrzyma wolne mieszkanie w organistówce
i ma do użytkowania ogród, rolę i łąki w całości 7,25 ha i corocznie korzysta z
kolendy i to we wszystkich domostwach, należących do tutejszej parafji.
4. Jako kyster stara się p.
organista o otwieranie i zawieranie kościoła przynajmniej raz w tygodniu i o
dzwonienie przy wszystkich nabożeństwach oficjalnych i na Anioł Pański
codziennie, za co otrzyma także wolne mieszkanie w organistówce i ma do
użytkowania ogród, rolę i łąki w całości 7,2500 ha i udział w kolendzie, jak w
ustępie poprzednim wspomniano.
5. Ugodę niniejszą zawiera
się do wypowiedzenia albo przez p. organistę i kystera albo przez Zarząd
kościelny.
6. Wykonanie obowiązków,
przyjętych przez niniejszą umowę służbową zagwarantuje p. organista i kyster
F.K. przysięgą, złożoną wobec ks. proboszcza i dwu członków Zarządu kościelnego
według formuły:
Ja F... K... przysięgam
przed Panem Bogiem Wszechmogącym i Wszechwiedzącym, że jako organista i kyster
przy tutejszym kościele katolickim i parafjalnym pod wezwaniem Najśw. Panny
Marji Królowej Różańca św. będę moich duchownym przełożonym wierny i posłuszny,
że chcę wszystkie obowiązki mego urzędu organistowskiego i kysterowskiego w
miarę mych zdolności sumiennie i dokładnie wypełniać. Tak mi dopomóż Bóg i Jego
św. Ewangelja. Amen.
B..., dnia 1 stycznia 1929
r. Kat. Zarząd Kościelny
(Podpisy proboszcza i dwu
członków Zarządu kościelnego).
Na warunki nieniejszej umowy
zgadzam się:
(Podpis
organisty-nauczyciela).Taki jest tekst jednej organistowskiej umowy służbowej.
A oto tekst drugiej, podobno niezatwierdzonej przez władze szkolne:
Kontrakt między Zarządem
kościelnym w P... i nauczycielem p. P... organistą kościoła prafjalnego w P...
1. P... obejmuje urząd
organisty i dzwonnika. Jego obowiązkiem jest także czyszczenie kościoła.
2. Dzwonienie i czyszczenie
kościoła wypełniać może przez zastępcę, jednakowoż na własne koszta.
3. Wypowiedzenie jednej lub
drugiej strony będzie półroczne.
4. P. P... otrzyma wolne
mieszkanie w organistówce i użytek 7,28 morgów roli, należących do organistówki.
Za to ma bezpłatnie grać przy mszach św. w niedizele i święta, przy drodze
krzyżowej w niedziele postne popołudniu, przy nabożeństwach majowych i
różańcowych, przy nabożeństwach z procesją połączonych, t. j. w dzień św. Marka
i dni krzyżowe.
5. Zaś za funkcje jego
organistowskie przy pogrzebach, ślubach, mszach św. w dnie powszednie, a w
niedzielę i święta za jedną, jeśli są dwie msze św. w tym kościele, otrzyma
wynagrodzenie według taksy stuły. P. P... otrzyma od władzy szkolnej zezwolenie
do funkcji organistowskiej przy pogrzebach i ślubach, jeżeli takie a czas jego
służby szkolnej wypadną.
6. Kontrakt staje się ważnym
po zatwierdzeniu od Kurji Biskupiej.
P..., dnia 29 stycznia 1932
r. Podpisy: proboszcza, organisty i czterech członków rady parafjalnej. Pieczęć
Urzędu parafjalnego.
Kurja Biskupia. L. p. VII.
7/32. Katowice, 3 lutego 1932 r.
Na odwrotnej stronie spisany
kontrakt, zawarty pomiędzy Zarządem kościelnym w P... i nauczycielem p. P...,
jako organistą tamtejszego kościoła parafjalnego, niniejszem się zatwierdza w
uzgodnieniu ustnem z Wydziałem Oświecenia Publicznego w Katowicach.
Pieczęć Kurji Biskupiej w
Katowicach.
Pieczęć Kurji Biskupiej. Podpis: Kasperlik, Wik. gen.
Takie dokumenty, jak
powyższe, to plama na polskiem szkolnictwie wieku XX-go.Nic dziwnego, że w tych
warunkach nauczycielstwo polskie od pierwszej chwili przybycia swego na Śląsk
jasne i zdecydowane zajęło stanowisko: zażądało uwolnienia szkoły od
organistostwa. Ale akcja nauczycielstwa spotkała się z kontrakcją
duchowieństwa. Podniosły się zarzuty, że nauczycielstwo nie chce szanować
zwyczajów miejscowych, walczy z religją i t. p. Gdzieniegdzie zastosowano
szykany. I tak np.:
W miejscowości Ł., gdy ks.
proboszcz K. dowiedział się, że nowozamianowany kierownik szkoły nie ma zamiaru
być organistą, podstępnie zarekwirował mieszkanie służbowe nauczyciela. Nie
pomogła interwencja sołtysa, a nawet policji, wóz meblowy nowego kierownika ku
uciesze gawiedzi, a dużemu zainteresowaniu wsi całej, przez kilka godzin
oczekiwał na otworzenie mieszkania. Kierownik po wyczerpaniu wszelkich
łagodniejszych środków musiał wreszcie siłą własne mieszkanie zdobywać. Jak
taki incydent ułatwił mu pracę na nowej placówce, mówić zbyteczne. Z
miejscowości K. ks. proboszcz wystosował do Kurji Biskupiej pismo następującej
treści:
Katolicki Urząd Parafjalny
Kochanowice pow. lubliniecki.
Spr. Organista. Kochanowice,
dnia 27. IX. 1933 r. .
Do Przewielebnej Kurji
Biskupiej Katowice. Przy tutejszej katolickiej szkole powszechnej zamierza, jak
się dowiadujemy, wojewódzki Wydział O. P. zamianować stałego kierownika
nieorganistę i zignorować i pominąć stosunek organicznego połączenia urzędu
kierownika z urzędem organisty przy tutejszym kościele parafjalnym. Stosunek
organicznego połączenia został ustalony i zagwarantowany w § 13 dokumentu
erekcyjnego tutejszej parafji z 29. XII. 1843 r. Paragraf ten brzmi w
przetłumaczeniu jak następuje:
"Służbę organisty pełni
każdorazowy katolicki nauczyciel szkolny, mieszkający w budynku szkolnym.
Powinien on do publicznego nabożeństwa co potrzeba przygotować, na organach
grać i ze zarządem kościelnym dbać o porządek i czystość w domu Bożym, za co
pobierać będzie jedną trzecią część poborów stuły, przypadających
proboszczowi".
Z obowiązku donosimy o tem
Przewielebnej Kurji Biskupiej celem interwencji w Wojewódzkim Wydziale
Oświecenia Publicznego.
Z głębokim szacunkiem
Katolicki Zarząd kościelny, ks. proboszcz K.
Nie wiem, jak Kurja Biskupia
na pismo to zareagowała, znając jednak poglądy Kurji na sprawę organistostwa,
nie wątpię, że pisma ks. proboszcza z Kochanowic nie pozostawiła Kurja bez
energicznej interwencji u władz szkolnych. Nieszczęsny § 13 dokumentu
erekcyjnego parafji kochanowickiej z 1843 r. wytycza do dziś program zajęć
kierownikowi szkoły, a program ten obejmuje tak zaszczytne funkcje, jak
sprzątanie w kościele i przygotowywanie do nabożeństwa, co potrzeba.Nawet w
Warszawie - na szerszeni forum - nie zawahał się kler bronić swego stanowiska w
sprawie organistostwa. Ks. senator B. np. na posiedzeniu Komisji Kultury i
Oświaty Senatu w dniu 22. IV. 1925 r. zaatakował mocno nauczycielstwo, przybyłe
na Śląsk z innych dzielnic, za to, że nauczyciele ci nie chcą być organistami.
Ta kontrakcja kleru,
przeprowadzana i w prasie i na zebraniach, a przedewszystkiem przy pomocy
różnych utrudnień, dała swe wyniki. Jej prawdopodobnie zawdzięczać należy, że
chociaż sprawa organistów-nauczycieli jest tak jasna, tak oczywista dla
każdego, przecież dotąd jeszcze nie została na Śląsku zlikwidowana.
Dlaczego kler tej,
przegranej wcześniej czy później, placówki broni tak zawzięcie? - Oto właśnie
dlatego, że organista-nauczyciel to żywe wcielenie marzeń kleru o szkole. Taki
nauczyciel, którego obowiązkiem jest granie na organach, sprzątanie i
dzwonienie w kościele, który w zakrystji ubiera księdza do mszy, który
przysięga temuż księdzu wierność i posłuszeństwo, taki nauczyciel przecież
napewno ani w pracy szkolnej, ani pozaszkolnej nie przekroczy nigdy granicy,
zakreślonej mu przez księdza proboszcza. Jeśli na świecie szerokim budzie się
będą nowe myśli, nowe prądy, to ksiądz tak długo, jak długo ma w parafji nauczyciela-organistę,
może - przynajmniej ze względu na szkołę - spać spokojnie. Nauczyciel-organista
nie pójdzie przecież w lud z oświatą, nie rozszerzy masom horyzontów myślowych,
nie rozjaśni mroków, jakie zaciemniają dziś życie wsi naszej, ale wspólnie z
księdzem targować się będzie o taksy za chrzty, pogrzeby i śluby. Wspólnie z
księdzem zbierać będzie grosze od biedaków z okazji kolend, snopków i t. p.,
wspólnie z księdzem utwierdzać będzie w ludzie przekonanie o słuszności
wszechwładzy księdza w społeczeństwie. - Czy szkoła, prowadzona przez
organistę-nauczyciela urzędowo, będzie szkolą międzywyznaniową czy wyznaniową,
to w gruncie rzeczy obojętna. Duch jej napewno tak mało się różnić będzie od
ducha średniowiecznej szkółki, jak mało pozycja społeczna jej nauczyciela różni
się od pozycji społecznej dawnego klechy kościelnego. - A o to właśnie klerowi
idzie!...
Dąży kler wszelkiemi siłami
do wykazania społeczeństwu swej władzy nad nauczycielem. Sprawa opisanego wyżej
organistostwa jest tylko jednym ze środków do tego celu wiodącym. Środków tych
jest więcej, dość wymienić "sądy duchowne", które ze szczególną siłą
srożyły się przed paru laty w miejscowości Kobiór na Śląsku.Akta tych sądów
tworzą dość gruby plik papierów. Niepodobna spraw tych wszystkich streszczać,
ani tem więcej powtarzać szczegółowo. Dla pamięci jednak ludzkiej warto
przytoczyć bodaj parę dokumentów, któreby rzuciły snop światła na te ponure
próby steroryzowania i poniżenia nauczycielstwa.
A więc przedewszyistkiem
szereg wstępnych czynności:
W gazetach śląskich ukazuje
się następujące pismo:
Towarzystwo katolickich
mężów im. św. Izydora paraf ji Kobiór uchwaliło na miesięcznem posiedzeniu w
dniu 26. X. jednomyślnie taką rezolucję:
Najprzewiel. Administrację
Apostolską w Katowicach poprosić, aby się w Wydziale Oświecenia Publicznego w
Katowicach postarała o natychmiastowe przesiedlenie następujących nauczycielek:
P. J. i p. M. z Kobiora, a
to z następujących powodów:
1) panna J. wcale nie
uczęszczała na nabożeństwa kościelne;
2) panna J. i p. M. noszą
strój, który tutejsza ludność katolicka uważa za nieprzyzwoity.
Następuje uzasadnienie
rezolucji i podpisy: "Zarząd Tow. Katolickich Mężów w Kobiorze",
"Kongregacja Marjańska", "III Zakon" ("Gazeta
Ludowa" 6. XI. 1924 r.).Na probostwo wzywa, się szereg uczennic szkolnych,
a z wizyt tych uczennice zdają relacje, które w streszczeniu brzmią
następująco:
Zostałam wezwana przez
koleżankę, bym poszła do ks. proboszcza. Ks. proboszcz na wstępie polecił mi
milczeć o tem, co mi powie. Zapytał się mi, jaką sukienkę nosi p. nauczycielka
J, Ks. proboszcz nietylko chciał wiedzieć kolor sukienki, ale chodziło mu o
dekolt, jakiej formy ten dekolt jest i jak jest głęboki. Następnie pytał się
ks. proboszcz o kolor sukni, noszonej w ostatnim czasie przez p. nauczycielkę
M. i o dekolt tej sukni. Ks. proboszcz z moich zeznań niebardzo był zadowolony
i sprzeczał się, że p. M. ma dekolt większy.
W kilka dni później ks.
proboszcz w obecności kilku dziewczynek przeprowadził jeszcze raz śledztwo co
do sukienek nietylko p. nauczycielki M. i J., lecz pytał się o suknie p.
kierownikowej. Ks. proboszcz stawił wszystkim pytanie, czy godzi się
nauczycielkom stanąć przed dziećmi w takich sukniach. Ks. proboszcz wyjął
żurnal mód i, pokazując nam różne formy dekoltów, chciał od nas wydobyć
orzeczenie, z któremi dekoltami w zeszycie mód równają, się dekolty naszych pań
nauczycielek. Na sam koniec ks. proboszcz pytał się nas, czy kierownik dzieci w
szkole przeklina, cośmy wszystkie stanowczo zaprzeczyły.
I na tle tak gromadzonego
materjału od uczniów szkolnych, od mężów katolickich, od różnych, różnych
ciemnych i jasnych typów, rozpoczyna swe urzędowanie "Sąd
Duchowny".Oto kilka pism jego:
Administracja Apostolska
Śląska Polskiego Katowice.
J. 698. Dekret.
Sąd Administracji
Apostolskiej w Katowicach zarządza śledztwo w sprawie zatargów pomiędzy proboszczem,
szkołą i parafją w Kobiorze, a przeprowadzenie śledztwa zleca Przewielebnemu
Księdzu Dziekanowi Vogtowi w Ćwiklicach.
Wszyscy zawikłani w tę
sprawę powinni się aż do sądowego zakończenia sprawy wstrzymać od wszystkiego,
coby mogło dotychczasowy stan rzeczy zmienić albo śledztwo utrudnić. Nie wolno
więc nikomu zbierać podpisów ani porozumiewać się z innymi w sprawie, która
jest albo być może przedmiotem śledztwa zarządzonego.
Wszystkie wiadomości, które
mają jakieś znaczenie w niniejszej sprawie, należy przesyłać wprost bez
porozumienia się z innymi do Sądu Administracji Apostolskiej albo do
wydelegowanego sędziego śledczego.
Wszystkie uchybienia i
znieważenia niniejszego dekretu Sąd będzie karał według przepisów kanonicznych.
Aby dekret niniejszy dostał
się do wiadomości interesantów, prześle Sąd Administracji Apostolskiej odpis
niniejszego dekretu:
1. panu Sołtysowi P... w
Kobiorze,
2. panu Kierownikowi szkoły
M... w Kobiorze.
Katowice, dnia 20 grudnia
1924 r. (-) Ks. Jarczyk, sędzia. (-) Ks. Dr. Szramek, kanclerz.
Pozew. J. 701.
Sąd Administracji
Apostolskiej w Katowicach przy ul. Francuskiej Nr. 1.
W sprawie śledczej
Kobiorskiej, wytoczonej przez Administrację Apostolską, wzywa się pod odpowiedzialnością
prawną Kierownika szkoły Pana M... w Kobiorze, aby się osobiście stawił w
kancelarji ks. prob. Bieloka w Pszczynie dnia 29 stycznia 1925 r. o godzinie 2
popoł. w charakterze świadka celem przesłuchania.
Katowice, dnia 22 grudnia
1924 r. Ks. Jarczyk, sędzia. Ks. Bieniek, aktuarjusz. Ks. Vogt, deleg. sędzia
śledczy.
Pieczęć.
Administracja Apostolska
Śląska Polskiego J. 134/25.
Katowice, dnia 11 marca 1925
r.
W-ny Pan M... M... kierownik
szkoły Kobiór.
W porozumieniu się z p.
Wizytatorem W... proszę Pana Kierownika przygotować jeden pokój szkolny na
godzinę 16 w poniedziałek i wtorek dnia 16 i 17 marca b.r.
Potrzeba będzie dla sądu
jednego stołu i trzech krzeseł oraz kałamarza, atramentu i pióra, później jednego
krucyfiksu i dwóch świeczników ze świecami. O ostatnie rzeczy można poprosić
ks. proboszcza Dr....
Dla świadków potrzeba
przynajmniej dwóch krzeseł.
Oficjał z. p. Ks. Jarczyk
Administracja Apostolska
Śląska Polskiego Katowice
J. 94/95. Katowice, dnia 2
marca 1925 r.
W-na Pani W... M...
Nauczycielka w Kobiorze.
Sąd będzie chciał własnemi
oczami widzieć i oglądać te ubrania, które Towarzystwo Katolickich Mężów w
Kobierze, Trzeci Zakon i Kongregacja Marjańska uważają za nieprzyzwoite.
Szanowna Pani zechce tedy przygotowywać wszystkie ubrania, które mogą wejść w
rachubę i mieć je w pogotowiu dla Sądu, który dla zbadania sprawy przyjedzie do
Kobiora.
Termin tego badania będzie
później podany.
O ile Pani pragnie, by
któregoś ze świadków nie dopuszczono do przysięgi, zechce Pani wnieść do Sądu
odpowiednią prośbę, która jednak musi być uzasadniona.
Oficjał z. p. Ks. Jarczyk
Administracja Apostolska
Śląska Polskiego Katowice
J. 168/25. Katowice, dnia 21
marca 1925 r.
W-na Pani A... B...
nauczycielka. Kobiór.
W Kobiorskiej sprawie
śledczej stwierdzono, że Pani w styczniu 1923 r. była niezdrowa. Pani twierdziła
wówczas, że to wskutek operacji.
Pani zechce nam jak
najrychlej donieść, co to byłą za operacja i który lekarz tę operację wykonał.
Oficjał z. p. (-) Ks.
Jarczyk
Administracja Apostolska Śląska
Polskiego Katowice J. 295/25.
Katowice, dnia 13 maja 1925
r.
Powyższy list przesłaliśmy
Pani dnia 21 marca 1925 r.
Do dziś dnia nie
otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Wzywamy Panią, by nam zechciała odpowiedzieć w
przeciągu trzech dni. W razie nieposłuszeństwa Pani Sąd będzie uważał milczenie
Pani za potwierdzenie jego podejrzeń w danej sprawie.
Oficjał z. p. Ks. Jarczyk
Ks. Bieniek not.
Jak już wspomniałam pism
takich wysłano więcej, przytaczam tylko niektóre.W sali szkolnej przy
krucyfiksie i dwóch świecach odbywają się przesłuchiwania świadków. Przesunęło
się przez salę wiele dzieci szkolnych, wiele osób z miejscowej ludności,
omówiono kolejno "przestępstwa" kierownika szkoły, jego żony i
szeregu członków grona nauczycielskiego. Badano nietylko tak ciekawe sprawy,
jak głębokość dekoltów nauczycielek lub kwestję spełniania praktyk religijnych
ale również sprawy ściśle służbowe nauczycielstwa i t. p.
A potem poszły listy do
władz szkolnych z odpowiedniem naświetleniem i odpowiedniemi żądaniami.
Wybijanie szyb - pisze
Administracja Apostolska do Wydziału Oświecenia Publicznego w piśmie z
22.VIII.1925 r. - może się powtórzyć, a mogą się jeszcze i gorsze rzeczy
zdarzyć, jeśli się sporu nie zażegna, usuwając p. M... z oczu jego
przeciwników. Administracja Apostolska nie może takich stosunków milczeniem
swojem sankcjonować, bo nie może brać odpowiedzialności za ujemne następstwa
takich stosunków dla wychowywania katolickiego młodzieży szkolnej i dla spokoju
parafjan kobiorskich.
Podobnie rozprawiła się
Administracja Apostolska kolejno ze znaczną częścią grona nauczycielskiego i
odebrała im misje kanoniczne.
Przerzucając te znamienne
akta, mimowoli ogląda się człowiek za jeszcze jednym jawnym dokumentem:
dekretem, któryby zaprowadził przynajmniej jednego z tych nieszczęsnych
delikwentów na stos inkwizytorski. Bo chociaż to w wieku XX-tym te rzeczy
podobno nie są już możliwe, ale jeśli możliwe są takie "Sądy
Duchowne" nad nauczycielami, to rozmyślając nad niemi, człowiek zatraca
poczucie możliwości, a różne obawy i przypuszczenia duszę jego nawiedzać
poczynają.
Uzależnienie nauczycielstwa
od kleru przy pomocy organistostwa czy sądów duchownych, jakkolwiek skrajnie
upokarzające i dokuczliwe, ma jednak i pewną zaletę: jest niemożliwe do
stosowania na wszystkich terenach i we wszystkich okolicznościach. Mniej
drastyczne, ale za to łatwiejsze w stosowaniu są inne środki, jak udzielanie
misji kanonicznej i wizytowanie lekcji religji.Jak wiadomo, udzielanie nauki
religji w szkole przez osobę świecką uzależnione jest od dwu warunków: od
kwalifikacyj zawodowych oraz od misji kanonicznej, której udziela nauczycielowi
biskup danej dziecezji. Na pierwszy rzut oka wydawaćby się mogło, że misja
kanoniczna nie stanowi dla nauczyciela żadnego szczególnego niebezpieczeństwa:
poprostu nauczyciel, który nie zechce się starać lub mimo starań nie otrzyma
misji kanonicznej, nie będzie udzielał nauki religji.
Niestety sprawa tak prosto
się nie przedstawia. Kler usiłuje z misji kanonicznej stworzyć dla siebie
środek do teroryzowania nauczycielstwa. Dowodzi tego fakt, jaki zaszedł na
terenie województwa wileńskiego.
W Szczuczynie koło Lidy
odbył się w 1930 r. powiatowy zjazd członków Związku Polskiego Nauczycielstwa
Szkół Powszechnych, który według informacji Kat. Agencji Prasowej uchwalił następującą
rezolucję:
Zjazd protestuje przeciwko
stanowisku Episkopatu, który prawa Państwa w zakresie wychowania młodego
pokolenia stawia na ostatniem miejscu. Jednocześnie zjazd wyraża opinję, że
tego rodzaju stanowisko jest uwłaczające powadze Państwa i może doprowadzić do
anarchji w Państwie. Zjazd domaga się zniesienia okólnika Bartla w sprawie
przymusowych praktyk religijnych, nakładających na nauczycielstwo przymus
dyżurów kjościelnych, jako niezgodnego z konstytucją, która zastrzega obywatelowi
wolność świąt i niedziel, pozostawiając jego osobistemu sumieniu indywidualne
praktyki religijne. Zjazd domaga się oddzielenia Ministerstwa Wyznań
Religijnych od Ministerstwa Oświaty w celu odciążęnia Ministerstwa Oświaty od
załatwiania całego szeregu zagadnień administracyjnych innego typu. ("Nowy
Kurjer Poznański" 26.XI.1930 r.)Rezolucją powyższą uczuł się widocznie głęboko
dotknięty ks. arcybiskup metropolita Romuald Jałbrzykowski, który uznał za
stosowne niezadowolenie swe objawić w ten sposób, że wszystkim członkom
Z.P.N.S.P. powiatu szczuczyńskiego odebrał misję kanoniczną. Ostatecznie
możnaby się z tem zarządzeniem bez poważniejszych zastrzeżeń zgodzić, gdyby
albo nauka religji w szkole nie była obowiązkowa, albo gdyby ks. arcybiskup przynajmniej
polecił duchowieństwu objąć naukę w szkołach szczuczyńskich. Ale nie - ks.
metropolita rozwiązał sprawę daleko dla siebie prościej, a dla nauczycielstwa
dokuczliwiej: zażądał od władz szkolnych nowych nauczycieli do nauczania
religji. Można sobie łatwo wyobrazić, jakieby skutki dla szkolnictwa spełnienie
takiego życzenia ks. metropolity pociągnąć musiało. Całe szczęście, że władze
szkolne zajęły w danej sprawie zdecydowaną postawę i zmusiły ks. arcybiskupa
Jałbrzykowskiego do wycofania się z niefortunnie zajętego stanowiska. Jasnem
jest, że cała akcja obliczona była na zastraszenie i steroryzowanie
nauczycielstwa, na rozbicie organizacji zawodowej oraz na opanowanie przez kler
szkoły w powiecie.
Pomysł wyzyskania misji
kanonicznej jako, środka do załatwiania z nauczycielstwem różnych porachunków,
nie jest wynalazkiem ks. arcybiskupa Jałbrzykowskiego. Wcześniej już
zastosowała go Kurja Śląska Biskupia, domagając się w memorjale do Wydziału
Oświecenia Publicznego: a) by wszyscy kierownicy szkół postarali się o misję
kanoniczną, b) o usunięcie ze Śląska tych nauczycieli, którym Kurja odebrała
misję. Naturalnie spełnienie tych postulatów równoznaczne byłoby z pozbawieniem
posady na Śląsku tych wszystkich jednostek, któreby nie uzyskały aprobaty Kurji
Biskupiej.
Uzyskanie misji kanonicznej
uzależnione bywa od ciekawych niekiedy warunków. Ilustruje to list ks.
proboszcza i byłego wizytatora szkolnego Szw., wystosowany do miejscowego
kierownika szkoły:
Przy tej sposobności
pozwalam sobie uprzejmie zawiadomić Szanowne Grono Nauczycielskie, że zamierzam
załatwić w czasie wakacyj kwestję udzielenie misji kanonicznej wszystkim siłom
nauczycielskim, ponieważ w naszej parafji ta kwestja dotychczas nie była
załatwiona. Jako główny warunek uważać będę spełnienie obowiązku spowiedzi i
komunji św. w czasie wielkanocnym. Proszę więc tych panów i pań, od których nie
otrzymałem dowodu na to, że obowiązek ten spełnili, by zechcieli w jakikolwiek
sposób postarać się, żebym do końca roku szkolnego był w posiadaniu tegoż
dowodu, gdyż inaczej nie będę w możności zaproponować ich na otrzymanie
pozwolenia do udzielania lekcji religji.Tak więc tam, gdzie kler sam religji
nie udziela, misja kanoniczna jest bardzo wygodnym pretekstem do dokuczania
nauczycielstwu. Nie przedłoży ktoś kartki od spowiedzi, czy z innego powodu nie
spodoba się księdzu proboszczowi, ot i gotowy powód do odmówienia misji. A że
nauka religji w szkole jest obowiązkowa, a księdza do uczenia religji zmusić
trudno, więc sam brak misji może w pewnych wypadkach, zwłaszcza w mniejszych szkołach,
spowodować przeniesienie nauczyciela do innej miejscowości lub też udaremnić mu
uzyskanie nowej, dogodniejszej dla niego posady. Łatwo zrozumieć, że
perspektywa skłania już zgóry słabsze charaktery do uległości wobec uroszczeń
kleru.
Za znakomitą sposobność do
uwidocznienia społeczeństwu swej "władzy" w szkole uznał kler wizytowanie
lekcji religji.
Jeżeli o przedmioty świeckie
idzie, to wizytacje odbywają się zazwyczaj skromnie, cicho, bez wszelkiego
ceremonjału. Inspektor czy wizytator, przeprowadzając wizytację, stara się
zwykle czynność tę załatwić w ten sposób, by możliwie swą osobą ie wytrącać
szkoły z normalnego jej trybu życia.
Inaczej jest z
"normalną" wizytacją nauki religji. Tu wydaje się, że celem właściwym
jej jest stworzenie przy pomocy szkoły jakiejś teatralnej dekoracji, która ma
podkreślić dostojeństwo i wielkość wizytującego naukę religji dygnitarza
kościelnego.
Oto odpis pisma, jakie
poprzedziło wizytację dziekana w pewnej szkole:
Parafja św. Jadwigi w X...
X..., dnia 7.IV.1932 r.
Do P.T. Szkolnego Urzędu
Powiatowego w X...
Podpisany Urząd parafjalny
donosi z polecenia X. Dziekana Radcy Cz...., że wizytacja kanoniczna odbędzie
się w tutejszej parafji w czwarte, 14 kwietnia b.r.
X. Dziekan zamierza w tym
dniu wizytować naukę religji w szkole Y...
X. Dziekan podaje
następujący porządek wizytacji:
o godz. 10-tej procesja z
plebanji do kościoła z udziałem dzieci szkoły Y..., potem błogosławieństwo w
kościele,
o godz. 10,30 zwiedzenie
szkoły Y...
Urząd parafjalny prosi
uprzejmie o odnośne zarządzenie i podanie po jednej pieśni do błogosławieństwa
i do N.M. Panny, które dzieci najlepiej umieją. Niech dzieci będą ustawione do
procesji przed godziną 10-tą przed wejściem do plebanji.
Urząd parafjalny św.
Jadwigi. X. M.... proboszcz.A więc dla odbycia wizytacji nauki religji X. dziekan
uznał za potrzebne, by cała szkoła traciła parę lekcyj nauki na wychodzenie po
niego aż do wrót plebanji, by w procesji wprowadzał go do kościoła i t. d. -
Poco to wszystko? Chyba tylko na to, by ludność miejscowa, olśniona paradami,
jakie szkoła urządza na cześć ks. dziekana, nie była nawet w stanie domyślić
się, że ktoś inny, a nie właśnie ks. dziekan jest przełożonym szkoły.
Przy sposobności wizytacji
usiłuje dość często duchowieństwo zmuszać nauczycieli do egzaminowania dzieci w
kościele, a nie w szkole. Jest to specjalny typ szykan, który daje klerowi
doskonałą sposobność do podburzania ludności przeciw nauczycielstwu. Przykładem
tego może być wizytacja kanoniczna w Jendrysku na Śląsku. Oto korespondencja w
lokalnej gazecie klerykalnej ("Polonia" 28.V.1930 r.):
W parafji Jendrysku pow.
Tarnogórskim odbyła się wizytacja kanoniczna, na którą zostało również
zaproszone nauczycielstwo wszystkich szkół parafji wraz z dziećmi szkolnemi.
Podczas wizytacji ksiądz wicedziekan, proboszcz Da... z B..., zwrócił się do
nauczycieli z prośbą, ażeby zadawali dzieciom szkolnym pytania z nauki religji.
Nauczyciele tej prośbie odmówili i zaproponowali księdzu wizytatorowi, ażeby
przyszedł do szkoły, to tam będą pytali dzieci. Wobec tego katechizacja się nie
odbyła i zajście zostało zaprotokołowane w protokole wizytacyjnym.
Ludność parafji Jendryska
byłe tem zajściem niesłychanie oburzona i domagała się wiecu publicznego, ażeby
przeciwko zachowaniu się nauczycielstwa zaprotestować.
W niedzielę ksiądz proboszcz
Dr... z ambony zapowiedział, że popołudniu odbędzie się zebranie Ligi
Katolickiej. Na zebranie przybyło około 250 parafjan.
Ksiądz proboszcz przedstawił
zebranym zajście, a obecni nauczyciele i nauczycielki dawali "wyjaśnienia".
Nauczycielstwo nie mogło zrozumieć, że dopuściło się obrazy zast. władzy
biskupiej, gdyż w takim charakterze funguje wizytator przy wizytach
kanonicznych i że ludność słusznie jest oburzona. Po obszernej dyskusji
uchwalono energiczny protest parafjan przeciwko zachowaniu się nauczycielstwa
podczas wizytacji wraz z odezwą do władz duchownych i świeckich, ażeby ten
gruby nietakt nauczycielstwa skarciły.Korespondencja powyższa jest bardzo
znamienna. Nie uchronił szkoły od ordynarnej napaści ze strony kleru nawet fakt
taki, że przecież nauczycielstwo okazało wiele, bardzo wiele dobrej woli, jeśli
mimo rozlicznych nietaktów ze strony ks. proboszcza zdecydowało się przyprowadzić
w dzień wizytacji kanonicznej dzieci do kościoła.
Ze sprawą wizytowania nauki
religji wiąże się jeszcze jedna anomalja - nikomu nie wiadomo, kto właściwie do
wizytowania tego ma prawo. Pewne kuratorjum, proszone o wyjaśnienie tej sprawy,
odpowiedziało wymijająco, że mocą tradycji i duszpasterstwa mają właściwie
wszyscy: i proboszcz, i dziekan, i wizytatorzy biskupi i jeszcze inni. To tak
elastyczne i rozciągliwe prawo doprowadza niektórych księży do skrajnej
megalomanji. Taki np. wikary w S... zaprosił sobie do towarzystwa miejscowego
sołtysa i razem z nim udał się na "wizytację" do pewnej nauczycielki.
"Przyszedłem tutaj, bo
dzieci nie umieją religji. Kto nie umie pacierza, niech wstanie - no prędzej -
przyznać się - przyznać."
- Tak usiłował rozpocząć swe
"urzędowanie" niefortunny "wizytator".
Nietaktowne zachowanie się
kleru podczas wizytowania nauki religji nie należy do zbyt rzadkich wypadków.
W miejscowości K.
rozmieściła nauczycielka klasy III-ciej swych uczniów w ten sposób, że chłopcy
siedzieli razem z dziewczynkami. W parę dni później do klasy tej przybył ks.
dziekan K. i oto sprawozdanie z przebiegu wizytacji:
"Oznajmiam, że dnia
5.III.1928 r. przybył do mnie na godzinę religji ks. dziekan. Po przywitaniu
się prowadziłam dalej lekcję zaczętą, uważając, że ks. dziekan przybył do
szkoły na hospitację. Kiedy jednak zwróciłam się do dzieci z pierwszem
pytaniem, ks. dziekan równocześnie zapytał się dziewczynki, siedzącej w
pierwszej ławce obok chłopca: "Dlaczego tu siedzisz, ty się nie
wstydzisz?". Popatrzył na klasę i wyszedł bez słowa pożegnania, nie
zważając na moją obecność. Ks. dziekan nie dłużej niż dwie minuty bawił w
klasie.
(Podpis
nauczycielki).Następstwem wizytacji była skarga Kurji Biskupiej do W.O.P.
następującej treści:
"Ksiądz dziekan K... z
P... donosi Kurji Biskupiej, że p. W..., nauczycielka w K... rozmieściła uczennice
pomiędzy uczniów i odwrotnie. Matki tych dziewczyn przyszły do ks. dziekana ze
skargami, że ich córki wracają ze szkoły z włosami rozczochranemi i ze śladami
posturchania przez chłopców obok nich siedzących. Uprasza się Wysoki Wydział
Oświecenia Publicznego o sprawdzenie stanu rzeczy i ze względu na
niebezpieczeństwo moralne, na które uczennice przez takie rozmieszczenie są
narażone., o polecenie p. nauczycielce W... natychmiastowego rozdzielenie
dziewcząt od chłopców".
Ta troska o
"niebezpieczeństwo moralne", jakie wyniknąć może z rozmieszczenia we
wspólnych ławkach dziewięcioletnich chłopców i dziewięcioletnich dziewcząt oraz
takt, z jakim załatwił sprawę ks. dziekan, jest miarą pożytku z wizytacji nauki
religji.Dozory szkolne, w skład których wchodzą z urzędu przedstawiciele
duchowieństwa, dają klerowi często sposobność do ujemnego oddziaływania na losy
szkoły i oświaty.
W szeregu materiałów,
jakiemi rozporządzam, szczególnie często powtarza się pod adresem duchowieństwa
jeden zasadniczy zarzut, a mianowicie ten, że księża, zasiadając w Dozorach
szkolnych, nieraz sprzeciwiają się i przeciwdziałają wprowadzaniu w życie
komasacji szkół i sieci szkolnej.
Jeden z księży np. w te mnie
więcej słowa wyjaśnia swe stanowisko:
"Tworzą się tam jakieś
wieloklasówki, skupia się szkoły w jednem miejscu i zmusza tych biedaków do
posyłania swych dzieci do innych wiosek, zamiast dać szkoły wszędzie. To nas
daleko nie zaprowadzi, gdyż chłopu wcale nie piątego czy szóstego oddziału.
Naco to, poco to? - Wystarczy cztery, wystarczy jednoklasówka, a gdy ktoś
zechce dziecko więcej uczyć, to je pośle dalej."
Wiele również skarg słyszy
się pod adresem księży, przewodniczących Dozorów szkolnych, na temat ich
nieformalnego urzędowania. Rozmaite korespondencje donoszą, że ksiądz X. czy Y.
jednoczy w swym ręku kilka godności, np. przewodniczącego, a zarazem skarbnika
Dozoru szkolnego. Daje to powód do różnych skarg, a nawet podejrzeń. "X.
W. nie chce płacić za zabielenie klas, a opału dostarcza sam szkole w
niedostatecznej ilości" - "Księdzu P. ginie w jakiś sposób jeden z
kwitów, rzuca wobec tego podejrzenie na członka Rady Szkolnej Powiatowej,
pomawia go o zniszczenie kwitu, nazywa złodziejem i t.d."Nielepiej
wychodzi na opiece kleru budownictwo szkół. Dość rzadkim jest wypadek, by ksiądz
na terenie swej parafji poparł życzliwie projekt budowy szkoły, natomiast
częściej utrąca go i to nieraz w dość dowcipny sposób:
"W miejscowości J. od
lat czterdziestu paru odczuwano konieczność wybudowania nowej szkoły. Obecne
lokale szkolne - to dwie stare karczmy, przed 60-ciu laty przerobione na
szkoły. - Budowie szkoły nowej stale coś przeszkadza. Był we wsi stary kościół,
więc kościół nowy najpierw budowano, potem była wojna, więc sprawa znów się
odwlekła, - gdy wreszcie po wojnie, w czasach spokojniejszych, wieś zabierała
się do narad nad budową, ksiądz proboszcz oryginalnie sprawę rozwiązał: "Macie
starą szkołę - mówił - i starą plebanję. Wybudujcie raczej plebanję, bo to
będzie taniej kosztowało." NO i oczywiście - pomysł zyskał aprobatę. Dziś nowa
plebanja raduje serca parafjan, a stare karczmisko chyba dalszych lat
sześćdziesiąt służyć będzie oświacie narodu."
Na dowód, że opieka księdza,
przewodniczącego Dozoru szkolnego, rzadko tylko wychodzi szkole na pożytek,
możnaby przytoczyć wiele innych przykładów.
"Na czele miejscowego
Dozoru szkolnego - pisze "Placówka" w artykule p.t.: "Bagienko
Mokobodzkie" - stoi ks. W. z kilku członkami, którzy są ślepem narzędziem
w ręku proboszcza. Na swej "chlubnej" karcie Dozór szkolny ma takie
przysługi dla szkolnictwa, jak strejk dzieci szkolnych, zorganizowanie bab
dewotek przeciwko kierownikowi i t.d."
Nie lepiej wygląda
współpraca w Opiece szkolnej ks. Kr. z Mławej Wólki czy ks. H. z Sosnowicy oraz
wielu, wielu innych. W rzadkich tylko wypadkach "współpraca ta kończy się
tak, jak np. w Sosnowicy, gdzie księdza H. skazał Sąd na tydzień
aresztu.Działalność znacznej części kleru na terenie Dozorów naraża
nauczycielstwo na rozliczne przykrości i utrudnienia pracy. Dozór szkolny jest
instytucją, która załatwiając cały szereg spraw żywotnych szkoły oraz stanowiąc
łącznik między szkołą a gminą, swem przychylnem lub wrogiem nastawieniem może
szkole znakomicie pracę ułatwić lub też w dużej mierze pracę tę udaremnić.
A przecież trudno spodziewać
się ułatwień ze strony takiego Dozoru szkolnego, którego przewodniczący,
oczywiście ksiądz proboszcz, nie raczy przyjąć delegatów R.S.P., między nimi
inspektora szkolnego, gdy ci chcą zbadać i zlikwidować na miejscu różne zatargi
szkolne.
Wątpić także wypada czy
istnieją warunki pomyślnej współpracy w miejscowości Z., jeżeli tamtejszy ks.
proboszcz, korzystając z nieobecności kierownika szkoły, zajął dla siebie
podstępnie lokal szkolny, a inwentarz, w tem mapy i inne pomoce naukowe,
wyrzucił na deszcz na podwórze.
Niewątpliwie , wprowadzając
przedstawicieli duchowieństwa z urzędu do Dozoru szkolnego, ustawa miała na
celu ułatwienie szkole egzystencji przez zapewnienie jej współpracy wszystkich
czynników miejscowych. Ponieważ jednak doświadczenie poucza, że księża albo nie
biorą udziału w pracach Dozoru, albo udział swój zaznaczają pracą destrukcyjną,
a zaledwie w małym procencie pracują owocnie, należałoby przepisy o Dozorach
szkolnych, odnośnie uprawnień kleru, poddać gruntownej rewizji.Jakkolwiek
obowiązujące przepisy nadają klerowi bardzo wiele uprawnień na terenie szkoły,
to i tak nie zaspokajają one bynajmniej ambicji duchowieństwa w kierunku
rządzenia szkołą i nauczycielem. Kler wciąż jeszcze uważa się, niewiadomo
dlaczego, za jakąś władzę szkolną i władzę tę na każdym kroku okazuje.
Oto garść faktów:
X. J. w parafji W. żąda od
nauczyciela wytłumaczenia się z urządzenia w niedzielę wycieczki szkolnej do
Ojcowa, upomina, żeby to było po raz ostatni, zastrzega się, że on na coś
podobnego nie pozwoli.
Takiego samego tłumaczenia się
żąda ksiądz od siwowłosego nauczyciela w Sc.
Prasa klerykalna omal całej
Polski atakuje w złośliwy sposób Kuratorjum Poleskie za wydanie zarządzenia, by
na naukę religji łączono dwie lub trzy klasy, liczące po kilka lub kilkanaście
dzieci katolickich.
Katecheci gimnazjum w Kr.
wystosowują do dyrekcji zakładu następujące ciężko wystylizowane pismo:
Kr..., dnia 298 czerwca
1931.
DO Dyrekcji Gimn.
Mat.-Przyr. w Kr.
Jako katecheta zakładu
tutejszego muszę z przykrością stwierdzić, że wydawanie świadectw w dniu
dzisiejszym niedzielnym, w dodatku uroczystości 40-lecia Encykliki "Rerum
novarum", sprzeciwia się rozporz. Min. W. R. i O.P., według którego
niedziela jest wolna od zajęć szkolnych, jak i przykazaniom kościelnym i
Boskim. Uczniowei bowiem, nie mając zniżek tramwajowych na dnie świąteczne, w
dodatku na niektórych linjach jest strejk, tak że uczniowie nie mogli spełnić
swego obowiązku niedzielnego.
(-) Ks. A... G... katecheta.
(-) Ks. St... S... katecheta.Pewien kierownik dostaje od miejscowego proboszcza
list następujący:
B..., 21.I.1927
Szanowny Panie Kierowniku!
Dowiedziałem się, że
dziewczyny w szkole gospodarstwa dziś w piątek gotowały i jadły flaki. (Nie
jadły, tylko odgotowywały - przypisek informatora).
Jeżeli to była prawda, to to
świństwem nazwać trzeba. Czy nauczycielka nie wie, że jest piątek, albo czy to
umyślnie robi? Niech zajrzy do kalendarza!
Jeśliby się coś podobnego
jeszcze raz miało zdarzyć, to zaręczam, że szkołę wkrótce djabli wezmą.
Z poważaniem Ks. K...
dziekan.
Takich miłych listów i
przykładów podobnych możnaby więcej przytoczyć.
SPecjalną niechęcią kleru
cieszy się okólnik Min. W.R.i O.P. ustalający nazwy szkół powszechnych.
"Dlaczego na szkole istnieje napis "szkoła powszechna", a nie
"szkoła katolicka" - woła z oburzeniem O. Oblat J. Kulawy na misjach
w Konstantynowie - bo do tej szkoły mogą chodzić żydzi, protestanci,
prawosławni, a więc mogą chodzic i małpy" (Ognisko Nauczycielskie Nr.
2.1931)
Kler nie tylko, że przy
każdej sposobności stara się zignorować okólnik lub podburzyć przeciw niemu
społeczeństwo, ale nawet pozwala sobie przy pomocy urzędów państwowych i
komunalnych na gromadzenie materjału do atakowania okólnika. Niektóre urzędy
gminne na Śląsku otrzymnały do wypełnienia następujący kwestjonarjusz:
Urząd Parafjalny w M.
Do Urzędu Gminnego w B...
M..., 12.IV.1928.
Z powodu rozporządzenia
Władzy Duchownej upraszam o urzędowe stwierdzenie co do tamtejszej Szkoły
Powszechnej:
I. a) Jaki był napis za
czasów niemieckich?
b) Jaki był pierwotny napis
za czasów poslkich?
c) Jaki jest obecny napis?
II. a) Jaki był napis na
świadectwach szkolnych za czasów niemieckich?
b) Jaki był pierwotny napis
za czasów polskich?
b) Jaki jest obecnie?
d) Czy i kiedy napis pod b)
został zmieniony?
III. Jaki był napis na
pieczątkach za czasów niemieckich?
b) Jaki był pierwotny napis
za czasów polskich?
b) Jaki jest obecnie?
d) Czy i kiedy napis pod b)
został zmieniony?
Uprasza się o jak
najśpieszniejszą odpowiedź.
Z poważaniem Ks. B...,
kanonik.Kwestjonarjusz o nazwach szkół nie jest unikatem. Bardzo często zwraca
się kler do szkół po różne dane, które niewiadomo dla jakich celów usiłuje
gromadzić. Oto dowód:
K..., dn. 25.IV.1932.
Urząd Parafjalny w XY.
Szanowyny Panie Kierowniku!
Jego Ekscelencja
Najprzewielebniejszy ks. Biskup ma zamiar każdemu nauczycielowi katolikowi
przesłać encyklikę "O chrześcijańskiem wychowaniu młodzieży", jako
osobisty podarunek z odpowiednią dedykacją. Proszę nam więc w sposób poufny
sporządzić spis wszystkich nauczycieli względnie profesorów katolickich
działających w tamtejszem zakładzie.
W nadziei, że WPan Kierownik
w myśl życzenia J. Eksc. Najprz. ks. Biskupa prośbę naszą spełni,
kreślimy się z wysokiem
poważaniem X. M...
Opiekę swą nad nauczycielem
przejawia kler niejednokrotnie w postaci donosów do władz szkolnych lub
politycznych. Przytaczając jeden taki przykład, zaznaczam, że atakowany jest
nauczyciel jest znany ze swej obywatelskiej działalności, autorem zaś pisma
jest ten sam ksiądz, który żegnał młodzież poborową niemieckiem nabożeństwem i
na każdym kroku niemczyzną się opiekuje:
K..., 27.X.1930 r.
Wielmożny Pan H... Inspektor
szkolny w L...
Niniejszem zwracamy się z
krótką, ale uprzejmą prośbą do Wielmożnego Pana, i to w sprawie następującej:
Zbliża się znów czas wyborów
do Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej, tak też do Sejmu Śląskiego. W tym okresie
walk wyborczych skupiają się wszystkie serca tych Polaków, którzy li tylko
pragną, żeby przyszłe wybory jak najlepszy owoc, czy to pod względem
politycznym, jak też i religijnym wydały.
Od ostatnich wyboró do
Senatu Rzeczypospolitej, które wypadły w naszej miejscowości pomyślnie, gdyż
mieliśmy w K... tylko 29 głosów niemieckich, sytuacja się stale pogarsza, tak,
że ostatnie wybory do Sejmu Śląskiego wydały już 328 głosów niemieckich.
Winę zła tego ponosi
kierownik szkoły p. B... i to z powodów następujących:
Od ostatnich wyborów do
Senatu Rzeczypospolitej, które wypadły korzystnie dla sprawy, wszczął p. B...
okropną walkę z tutejszym ks. proboszczem, którego zaczął opisywać czy to do
Władz Kościelnych, czy też Wojewódzkich w różny podły i fałszywy sposób.
Argumenty, któremi walczył i rzucał przeciwko ks. proboszczowi były fałszem
przez niego zmyślonym. Tak samo zaczął oszeredzać kilku zasłużonych tutejszych
Polaków, co tak samo wpływało na bieg tutejszej polityki miejscowej. Zaś
ludność tutejsza, widząc to wszystko, zaczęła się pod względem politycznym
demoralizować i trudno pomyśleć o poprawie sytuacji, dopóki p. B... będzie w
K...
To też prosimy usilnie
Władzę szkolną o przysłanie nam do K..., takiego kierownika szkoły, któremu nie
będzie sprawiało trudności współżycie zgodne tak z tutejszym Szan. Ks.
Proboszczem, jak też z tutejszym ludem zasłużonym dla sprawy.
Kreślimy się z poważaniem
Ks. P. D..., proboszcz.
Podpisy kilkunastu
parafjan.Chciałbym jeszcze z mojej strony dodać, że nie mogę mieć żadnego zaufania
do p. kierownika B... od czasu, że nie skarcił nauczycielkę M..., która sobie
pozwoliła po wyborach w 1932 r. przed dziećmi podważyć autorytet miejscowego
proboszcza w ordynarny sposób. Gdy się wtedy u kierownika z tej przyczyny
zażaliłem, miała czoło wszystkiego się zaprzeć, w mojej więc obecności śmiała
kłamać, też nie otrzymała od swego przełożonego żadnej nagany, ale raczej
otuchę. Radbym żyć w zgodzie ze szkołą na dobro Kościoła jak ojczyzny, niestety
z takim kierownikiem, jak p. B... jest mi absolutnie niemożliwe. Dałby Bóg,
żeby jak najprędzej zmieniło się wszystko na dobre!
X. P. D.
Niekiedy znów opieka nad
nauczycielami i mieszanie się kleru w sprawy szkolne przybiera inne formy.
Pewna parafja np. zaprasza prawie corocznie kierowników swego rejonu na
konferencje, na których omawia się różne ciekawe sprawy. I tak: Kierownicy
szkół winni są pod względem religijności być wzorem dla nauczycielstwa. Kościół
ma konkordatem zagwarantowaną opiekę nad moralnem prowadzeniem się nauczyciela.
Dzieci bezrobotnych należy kierować do kuchni parafjalnej, bo kuchnia ta jest
prowadzona przez jedną z zakonnic w duchu religijnym. Na urządzanie gwiazdki i
uroczystości szkolne winni być zapraszani księża. Szkołę im. Emilji Plater należałoby
przemianować na szkołę im. św. Bronisławy. NA skutek starań parafji budynki
szkolne otrzymują wkrótce anpisy: "Katolicka szkoła powszechna".
Kierownicy winni zgłaszać do parafji nazwiska i adresy dzieci, które się
uchylają od obowiązku spowiedzi. W szkołach należy zakładać "Towarzystwa
Dzieciątka Jezus", a zebrane po 10 gr. miesięcznie od dziecka odsyłać ks.
proboszczowi.
Takie i t.p. tematy
wypełniają program konferencji, a uzupełnieniem jej, dobrze harmonizującem z
treścią debat, jest sute przyjęcie na plebanji.I jak tu wobec takich faktów nie
przyznać "słuszności" wywodom ks. jezuity Podoleńskiego, gdy z
"całem przekonaniem" zapewnia:
"Płonne są obawy, że
Kościół katolicki chce rządzić w szkole, a rozszerzane pogłoski o klerykalnych
zakusach są, jak się wyraził prezes katolickiego związku szkolnego w Austrji
nikczemnem, bezpodstawnem kłamstwem i bezwstydnem oszczerstwem wrogów Kościoła
i religji."
Życie prywatne nauczyciela
bywa bardzo często przedmiotem kontroli i ataków ze strony duchowieństwa. Cenzurze
kleru podlega wszystko, a więc mieszkanie, ubranie, jedzenie, gazety, książki,
przekonania osobiste, życie rodzinne i t.d. i t.d.
Akta opisanych poprzednio
"Sądów duchownych" zawierają bardzo wiele dowodów w tym kierunku.
Dowodó tych zresztą w żadnej okolicy nie brakuje:
W miejscowości Ch. ks.
proboszcz Sz. zwraca uwagę nauczycielstwa na obowiązek przestrzegania
abstynencji piątkowej.
W miejscowości U. ks.
proboszcz R. stara się o przeniesienie nauczycielki, ponieważ ta prenumeruje
gazetę lewicową.
Pewna Kurja Biskupia donosi
do władz szkolnych, że inspektor Sz. "nie przestrzega tradycją uświęconego
zwyczaju", bo dotąd nie złożył wizyty ks. dziekanowi S.
X. proboszcz P. wysyła do
kierownika miejscowej szkoły list, którego jedna część brzmi następująco:
"Co do złożenia mi
wizyty przez K. i P. (nauczycieli), żądam stanowczo, ażeby ci panowie z obowiązku
swego, taktu i grzeczności się w najbliższym czasie wywiązali; w razie
zaniechania powyższego obowiązku wzgl. utartych form grzeczności, przedstawią
sprawę mężom Ligi Katolickiej, motywując ją, jako podrywanie autorytetu Władzy
Kościelnej, którą jako proboszcz instytuowany przedstawiam".Ten sam
proboszcz domaga się od kierownika ukarania nauczyciela za to, że na festynie
nie ukłonił się proboszczowi.
Chcąc podburzyć wieś
przeciwko nauczycielowi B. ks. proboszcz Sz. głosi publicznie, że B. brał
udział w konferencji oświatowej w Łowiczu, gdzie jeden z obecnych występował
ostro przeciwko religji i Kościołowi.
Ks. prałat B. w O.M. wysyła
do miejscowej nauczycielki sołtysa z zapytaniem, czy była u spowiedzi i czy w
ogóle się spowiada.
Ks. J. żąda od pp. M. i D.
złożenia przez kierownictwo szkoły dokumentu odbycia spowiedzi wielkanocnej lub
odbycia takowej w przeciągu 4 dni, względnie złożenia deklaracji o bezwyznaniowości,
w przeciwnym razie grozi zwróceniem się do władz wyższych.
Ks. P. w W. na posiedzeniu
Rady pedagogicznej żąda, by wszyscy nauczyciele uczęszczali na miejscu do
spowiedzi. ("Ognisko Nauczycielskie" 1929 Nr. 3).
P. G. nauczyciel otrzymuje
od swej "władzy duchownej", a częściowo i "świeckiej", bo
od swego proboszcza, a zarazem członka Rady Szkolnej Powiatowej pismo
następującej treści:
X... dnia 26.IV.1929.
Szanowny Panie!
Ks. Biskup wydał
rozporządzenie, by każdy proboszcz doniósł, którzy z nauczycieli są katolikami
praktykującymi, a którzy są katolikami tylko z metryki chrztu i czy bywają na
Mszy św. w niedzielę i święta, a przeto zapytują Szan. Pana, czy Pan w tym roku
odprawił spowiedź wielkanocną. Jeżeli tak - to proszę o złożenie mi dowodu.
Z szacunkiem proboscz ks.
kan. O.W.
M..., dnia 13.XII. 1927.
Do Wielmożnego Pana Z...
kierownika szkoły w B...
Przesyłam odpis
rozporządzenia Najprzewielebniejszego Ks. Biskupa Śląskiego: "Biskup
Śląski L.D. 1146. Katowice, 6.XII.1927. Przewielebny Ks. Kanonik B... w M...
Doszło mnie z poważnej strony doniesienie, że kierownik katolickiej szkoły
powszechnej w B... ma 3 dzieci, dotąd nieochrzczonych.
Przewielebny X. Kanonik
zechce tę sprawę zbadać i w dwu tygodniach mi dokładny i tem zdać referat.
Arkadjusz biskup"
I proszę o przysłanie mi do
10 dni metryk chrztu wszystkich dzieci Pańskich.
Z poważaniem Ks. B...
kanonik."Przegląd Łomżyński" z dn. 1.X.1933 r. przynosi następujący
artykuł:
Boże Odpuść mu, albowiem nie
wie, co czyni.
Dnia 31 sierpnia b.r. o
godz. 21 ks. proboszcz z Ł... przybył w towarzystwie kleryka Ch. do wsi N.,
wezwał do siebie miejscowego sołtysa i wraz z tą asystą udał się do mieszkania
kierowniczki szkoły, układającej się do snu i zaczął dobijać się do drzwi. Po
pewnym czasie kierowniczka szkoły p. M. drzwi otworzyła, a sądząc, że ks.
proboszcz w jakiejś ważnej sprawie o późnej porze wraz z towarzyszącemi mu
osobami przybywa, wpuściła całe towarzystwo do mieszkania, czego oczywiście
potem żałowała.
Zaraz na wstępie ks
proboszcz oświadczył, że przychodzi do kierowniczki załatwić porachunki za
napisanie na niego skargi do inspektora szkolnego w sprawie kazania,
wygłoszonego przez ks. B. w dniu 28 maja b. r., które według niego było
przepiękne, bo ma już długa w tym kierunku praktykę, a "ona, taka
smarkata, śmie jego słowa krytykować". Potem zachował się ks. proboszcz
nieprzyzwoicie bijąc pięścią w stół i laską w podłogę, a gdy mu kierowniczka
zwróciła uwagę na niewłaściwe zachowanie się w jej mieszkaniu, odpowiedział:
"wnet ono twoim nie będzie, bo tak będę dołki kopał pod panią, że nie
tylko wygryzę z N., ale wogóle z posady". A gdy kierowniczka zwróciła
księdzu uwagę, że nie jest on dla niej żadną władzą zwierzchnią, krzyknął
"Ty parszywa owco!" i wyszedł z mieszkania poczem zaczął się odgrażać
na ulicy tak, że koło mieszkania powstało zbiegowisko.
Należy podkreślić, że
kazanie wygłoszone przez ks. B. w dn. 28 maja b. r. to "arcydzieło"
krasomówstwa było ordynarną napaścią na Rząd Rzeczypospolitej Polskiej i
nauczycielstwo.
Jesteśmy głęboko przeświadczeni,
że występy ks. proboszcza i jego brutalne zachowanie się w stosunku do
nauczycielki znajdą epilog przed Sądem, o co winny postarać się w pierwszym
rzędzie władze szkolne.Przykre to dokumenty. Wbrew Konstytucji
Rzeczypospolitej, której artykuł 111, poręcza wszystkim obywatelom wolność
sumienia i wyznania, wdziera się kler brutalnie w życie prywatne nauczyciela i
usiłuje mu tam nawet dyktować swe prawa. A trzeba dużo hartu ducha i woli, by
oprzeć się uzurpatorskim rozkazom. Bo nawet po śmierci kler mścić się umie.
"Głos
Nauczycielski" Nr 22 z 1929 r. opisuje następujące zdarzenie:
"W końcu kwietnia r.b.
nieubłagana śmierć wyrwała z szeregów naszej organizacji jednego z najdzielniejszych
pionierów idei związkowej, kol. Władysława Borejkę. Ś. p. Borejko, jako
profesor seminarjum naucz. w Nieszawie wychowywał przyszłych nauczycieli w
duchu ideologji Związku. Sam był gorliwym jego członkiem, jego duszą na terenie
powiatu. Ostatnio, jako przewodniczący Oddziału w Nieszawie i członek Prezydjum
Zarządu Oddziału Powiat. porywał swoim zapałem, swą namiętnością działania
wszystkich, kto znał jego szlachetną postać. Oddawał się teń innym pracom
społecznym na terenie miasta. Był to człowiek o wielkiem sercu i nieskalanej
duszy. NIe cieszył się tylko sympatją u miejscowego proboszcza i zarazem
nauczyciela religji w temże seminarjum, ks. Kazubińskiego. Jakże! wszak należał
do "masońskiego" związku, a najważniejsze, że wszędzie pracował i swą
bezinteresownością i wrodzonemi zdolnościami przewyższał wpływami owego księdza.
To wystarczyło, by w pojęciu przeciwnika został bezwyznaniowcem,
odszczepieńcem. I gdy za żywota zmarłego kolegi walka z nim nie dawała
upragnionego zwycięstwa, zostawił ją ów kapłan na pożegnanie naszego kolegi po
jego zgonie. Przewidywał to widocznie ś.p. zmarły i w ostatniej chwili życia
wyraził życzenie, by pogrzeb odbył się bez ceremonji kościelnych i współudziału
proboszcza, jako kapłana.
Lecz cóż znaczy
przedśmiertna wola zmarłego u proboszcza Nieszawy?
Oto w czasie pogrzebu zjawia
się on na cmentarzu nad trumną w stroju liturgicznym i w chwili, gdy po
pożegnalnem przemówieniu p. Paluchowskiego, dyrektora seminarjum, oraz jednego
z uczniów tegoż zakładu zaczął przemawiać w imieniu Związku Polskiego
Nauczycielstwa Szkół Powsz. kol Dziurman, przewodniczący Oddziału Pow., -
proboszcz kropi trumnę, intonuje pieśń, którą podchwytuje gromadka
prawdopodobnie zgóry umówionych przeżeń kobiet. Po skończeniu pieśni, gdy znowu
kol. Dziurman rozpoczął pożegnalne przemówienie, ksiądz z kobietami znowu
przerywa mu śpiewem.
I kiedy kol. Dz. chciał się
z nim porozumieć, odparł wręcz, że można z nim mówić tylko na plebanji. Wówczas
samorzutnie kol. Dz. kontynuuje swoje przemówienie, a ksiądz z garstką kobiet
śpiewa naprzekór. Posypały się przytem z gromadki śpiewaczek słowa, lżące
prochy zmarłego, na co "czcigodny" kapłan nie raczył nawet reagować.
Zato, gdy tylko którykolwiek z przedstawicieli instytucji społecznych i
samorządowych chciał wyrzec słowa pożegnania, już go śpiewem głuszono.
"Uroczystość" ta trwała od dwu godzin prawie, urozmaicona złośliwemi
przymówkami, uwłaczającemi powadze chwili i miejsca. Wytworzyła się sytuacja
przykra. Miało się wrażenie, że duch cmentarza zamarł ze zgrozy, że to miejsce
wiecznego spoczynku, czcią otaczane nawet wśród barbarzyńskich ludów - stało
się widownią nietaktu, wywołanego przez fanatyczną nienawiść bliźniego.
WIerzyć się nie chce, że
fakt ten miał miejsce, i że wywołał go nie kto inny, tylko stróż dusz i sumień
ludzkich wychowawca przyszłych wychowawców, pionier etyki chrześcijańskiej.
Czy znajdzie się ktoś, ktoby
się tem przejął gorąco i wysnuł odpowiednie konsekwencje?"
Tak, - czy ta gehenna
polskiego oświatowca znajdzie i kiedy znajdzie należyty oddźwięk w społeczeństwie?
Ksiądz
i nauczyciel na terenie społecznym
Treść: Czy istnieją warunki współpracy.
Zwalczanie pracy społecznej nauczyciela. Sale parafjalne. Święta państwowe.
Podburzanie tłumów. Prasa. Gość Niedzielny. Podburzanie na
wiecach. Podburzanie z ambony. Podburzanie dzieci. Misjonarze. Strejki szkolne.
Nauczyciel w walce z demagogią.
W jednym z poprzednich
rozdziałów zaznaczyłam, że kler dąży wszelkiemi siłami do opanowania o
podporządkowania sobie społecznego życia kraju. Następne rozdziały, omawiające
nieprzyjazny stosunek kleru do szkoły i nauczyciela, nasuwają wniosek, że
również i dziedzinie społecznej prawdopodobnie trudno jest zharmonizować pracę
księdza i nauczyciela.
I tak jest istotnie. Prawie
na wszystkich odcinkach życia organizacyjnego, gdzie ksiądz styka się z
nauczycielem, wre walka o wpływy. Jeśli gdzie jest inaczej, to albo ksiądz nie
jest prawdziwym księdzem, albo nauczyciel nie jest prawdziwym nauczycielem,
albo pozorna, faktyczna zgoda jest wynikiem pewnego rodzaju strategji.
Bo inaczej nawet być nie
może. Istotnym celem pracy społecznej księdza jest utrzymanie mas szerokich w
orbicie swoich wpływów, odgrodzenie od wszystkiego, coby mogło masy te
usamodzielnić, wyrwać z ręki kleru. Istotnym celem pracy nauczyciela jest
obudzenie i wyzwolenie sił społecznych, jakie drzemią w masach, pchnięcie tych
sił na drogę postępu i zdobycie tą drogą dla ogółu lepszej przyszłości.
Ta różnica ideałów społecznych
sprawia, że między świadomym swych celów księdzem, a świadomym swych celów
nauczycielem nie może być mowy o istotnej, na długą metę obliczonej współpracy.
Może istnieć współpraca od wypadku do wypadku, może istnieć chwilowa współpraca
dla osiągnięcia jakiegoś ubocznego celu, tam jednak, gdzie w pracy idzie o
głębsze wychowawcze cele, drogi księdza i nauczyciela się rozchodzą.Istnieje
zatem zasadnicza różnica, która powoduje, że tak wiele jest tarć i konfliktów w
pracy społecznej nauczyciela i księdza. Jak w szeregu innych dziedzin, tak i tu
kler jest zazwyczaj stroną atakującą. Nastraja on organizacje sobie podległe
wrogo przeciw szkole i nauczycielowi, obniża jego powagę, niszczy pracę
organizacyjną i nieraz w wyrafinowany sposób ją zwalcza.
"Taki listonosz, taki
nauczyciel chce nmie rozumu uczyć. Taki Piast, taki Strzelec, P. W. to są towarzystwa
bolszewickie. Niech to sobie panowie z S... zapamiętają!" - woła
patetycznie ksiądz J., a inny ksiądz T. umyślnie przedłuża nabożeństwo, by
uniemożliwić wzięcie udziału w ćwiczeniach P. W. "Ja nie pozwolę na
chacharzenie niedzieli. Co się za bandytyzm wyprawia" - tak wyjaśnia swe
stanowisko cnotliwy kapłan.
Formy, jakiemi zwalcza się i
rozbija pracę nauczyciela, są często skrajnie brutalne. "Ognisko Nauczycielskie"
z maja 1930 r. notuje taki wypadek:
W dniu 4 maja za zezwoleniem
starostwa, przy obecności policji, oraz pod opieką grona nauczycielskiego
odbywała się w Ch. zabawa Koła Młodzieży Wiejskiej. O godz. 23 do nauczyciela
p. M. zgłasza się ks. proboszcz i żąda rozpędzenia "bajzlu", a gdy p.
M. zaczął księdzu tłumaczyć brak podstaw do takiego kroku, wtedy ksiądz
obrzucił nauczyciela stekiem obelżywych wyrazów, jak "dureń, idjota,
błazen", poczem wyjął rewolwer i wycelował mu w oczy. Tylko dzięki
nadzwyczajnemu taktowi i spokojowi p. M. zajście skończyło się bezkrwawo. Po
rozwiązaniu zabawy, młodzież rozchodziła się do domu, a ksiądz oddał strzał w
powietrze.W "Głosie Nauczycielskim" z 1927 r. str. 757, czytamy:
"W dniu 19 marca kilku
nauczycieli z parafji C. razem z Kołem Młodzieży i Strażą Ogniową z C. Z.
wyjechało do S., aby tam wziąć udział w uroczystym obchodzie, organizowanym
przez czynniki obywatelskie miasta S., ku czci Marszałka Józefa Piłsudskiego.
Nie podobało się to księdzu Z., zdecydowanemu przeciwnikowi Marszałka, i dnia
następnego, t. j. w niedzielę 10 marca wypowiedział z ambony nauczycielstwu,
które wzięło udział w obchodzie, bezwzględną walkę.
Oto kilka szczegółów z tego
kazania: "Kto zasiał w mej parafji niejednomyślność i rozdwojenie? Oto,
gdy jedni dążą do parafjalnego kościoła, by tu swemu duszpasterzowi złożyć
życzenia (księdzu Z. jest także Józef), drudzy wyjeżdżają do S., na jakieś tam
zjazdy polityczne. I patrzcie dalej: jedna straż ogniowa składa mi życzenia,
druga nie składa. A szkoły? Zamiast przyjść w całości ze swem nauczycielstwem i
powinszować swojemu pasterzowi, to przychodzi zaledwie kilkoro dzieci
(organisty), jak na kpiny i urągowisko. Co to jest, ja tego nigdzie nie
spotykałem, tak dalej być nie może, w parafji jest jeden proboszcz i musi
panować jednomyślność, a ktoby mi się sprzeciwił, to wypowiadam mu walkę, w
której przy pomocy Bożej zwyciężę."
O zwycięstwie takiem i takiej
jednomyślności w parafji marzy rónież ksiądz P. w K. Urządza on akademję
papieską pod hasłem "Pokój Chrystusowy w Królestwie Chrystusowem",
podczas której przemawia następująco:
"My, Górnoślązacy,
jesteśmy dobrymi Polakami, a ci, co przybyli tu nie mają monopolu na polskość.
My żądamy, aby nauczycielstwo chodziło do kościoła i przystępowało do Stołu
Pańskiego. Wszyscy muszą słuchać duszpasterza i tylko wtedy może być zgoda.
Wtedy może być "Pokój Chrystusowy", gdy go wszyscy słuchać
będą".Ten sam ksiądz na innem zebraniu komunikuje obecnym, że jeśli kierownik
będzie pisał na niego skargę, to się go ze wsi wyrzuci. Ciekawy także obrazek
nadsyła jeden z nauczycieli. W miejscowości X. na Śląsku odbywa się zebranie
polityczne. Przemawia zaproszony na wiec poseł. I oto urywek z protokółu:
Poseł mówi: "Rząd
obsadza lepsze posady ludźmi obcymi nie ze Śląska, bo wy na Śląsku nic nie potraficie".
Ksiądz woła: "Po polsku mówić nie umiemy dobrze".
Poseł: "Każdy wyższy
urzędnik sprowadza sobie innych nie ze Śląska. Nawet służącą sobie sprowadza,
bo ona lepiej umie się przypodobać".
Ksiądz woła w stronę sali:
"Moje uszanowanie! Całuję rączki!" (Śmiech na sali. Spojrzenia w
stronę obecnego nauczyciela).
Poseł: "My mamy szkoły
katolickie. Nauczyciele, którzy tu przyszli chcą to zmienić, chcą to zrobić
tak, aby żydówka uczyła w naszej szkole".
Ksiądz woła na salę:
"Nasz p. kierownik używa pieczątek dwojakich. Na jednej jest napisane:
"Siedmioklasowa katolicka szkoła powszechna", ale ma też inną a tam
jest tylko "Siedmioklasowa szkoła powszechna".
Poseł: "Widzicie? - Tak
się to robi powoli. W roku 1926, gdy się lud zaczął niepokoić, to już byli tacy
z przybyszów, co pakowali swoje kuferki i służącym zostawiali, a sami uciekali.
I teraz, gdy przyjdzie do czego, każdy swój drewniany kuferek zapakuje i będzie
uciekał".
Ksiądz krzyczy głośno
zwrócony do sali, śmiejąc się: "Ha, ha, ha!" - bije w ręce i woła
bardzo głośno: "Brawo! brawo! brawo!" Śmiechy i klakania na sali.
Spojrzenia w stronę nauczyciela.
Przytoczone wyżej przykłady
ilustrują, jak ciężko jest w takich warunkach prowadzić pracę społeczną,
jakiemi metodami kler paraliżuje wysiłki nauczyciela.
"Nie przyjdę na wasze
przedstawienie, bo tam będzie nauczycielstwo". - "Usuńcie nauczyciela
z towarzystwa, to ja wam wtedy pomogę". - "Przyszła tu jakaś
dziewczynka (nauczycielka) i wieś mi buntuje". - "Górnoślązacy nie
potrzebują, by im jakiś "gorol" mówił o wybitnych Górnoślązakach, bo
wiedzą, jakich mają ludzi (właśnie miejscowy nauczyciel miał wygłosić odczyt o
wybitnych Górnoślązakach) i t.d. i t.d.
Takiemi argumentami zwalcza
kler nauczyciela w opinji ludu.
Naturalnie powszechnem jest
zjawiskiem, że jeśli nauczyciel założy w jakiejś miejscowości Koło Młodzieży
Wiejskiej czy Strzelca, to ksiądz tam zaraz zakłada konkurencyjne Stowarzyszenie
Młodzieży Polskiej, a o metodach, jakiemi ściąga członków do swej organizacji
lub zwalcza niemiłą sobie instytucję możnaby wiele powiedzieć.
W miejscowości K... np.
założono hufiec szkolny P.W. i W.F. W krótki czasie potem, ksiądz na kazaniu ogłosił,
że są lekcje, na które uczniowie muszą chodzić i lekcje, na które chodzić nie
muszą. Rezultatem w ten sposób zapoczątkowanej akcji było rozbicie hufca.
Nie zyskało również sympatji
w oczach księdza miejscowe towarzystwo śpiewu, a to podobno dlatego, że nie
ćwiczyło pieśni kościelnych i że prowadził je nauczyciel.
Kolenda - to znakomity
środek do likwidowania wszelkich językiem kleru się wyrażając
"łajdackich", "bolszewickich", organizacyj. Idzie sobie
taki księżyna od chaty do chaty, od wioski do wioski, - tu słówko rzuci, tam
nastraszy, gdzieindziej łatkę nauczycielowi przypnie - i rezultat gotowy.Bardzo
nie lubi kler nauczyciela, pracującego społecznie - to też ciekawe są niektóre
wynurzenia księży na ten temat.
"Pan nie będzie maił tu
powodzenia, - przestrzega "życzliwie" ks. B. nauczyciela, który
niedawno przybył do miejscowości - ja wszystkich zorganizowałem w katolickich
związkach, więc kogo pan będzie miał?"
"Chcecie założyć jakieś
towarzystwo "oświata pozaszkolna" - przemawia ks. D. - Napominam, aby
przystępować bardzo ostrożnie do czegoś podobnego, Uważam zresztą, że to jest
nawet zbyteczne, gdyż ja zajmuję się tą pracą i obejmuję nią całą miejscową
ludność. - Słyszałem, że celem tej oświaty jest zmienienie, a raczej wyrobienie
światopoglądu,. Otóż uważam, że światopoglądem człowieka jest Bóg. Przecież
wszyscy się na to zgadzacie, bo jesteście nauczycielami katolickimi. Zatem
niema co tu zmieniać, ani niszczyć."
W jednym tylko wypadku kler
uznaje pracę nauczyciela i widzi ją chętnie, a mianowicie wtedy, kiedy
nauczyciel pracuje na rachunek i pod dyktando księdza. Szczególnie młodzi
nauczyciele, a częściej jeszcze nauczycielki padają tu ofiarą.
Współpraca taka trwa czasem
dłużej, czasem krócej, zależnie od okoliczności, a przedewszystkiem od zmysłu
spostrzegawczego i krytycznego nauczyciela. Nauczycielowi, zdolnemu do
samodzielnego myślenia, współpraca taka wychodzi często na pożytek, jest bowiem
zazwyczaj dla młodego niedoświadczonego jeszcze człowieka doskonałą szkołą
życia.Oto jak pisze jeden z młodych nauczycieli:
"Jako początkujący
nauczyciel wziąłem się gorliwie do pracy w istniejącym tu Stowarzyszeniu Młodzieży
Polskiej. Patronem był ks. K... Starałem się pracować zupełnie apolitycznie.
Ale nie mogąc znieść (a było to w okresie przedwyborczym) bezczelnego
narzucania młodzieży przekonań politycznych, usunąłem się na ubocze.
To spowodowało księdza K...
do rzucania na mnie różnych kalumnij wśród parafjan.
Ten młody nauczyciel,
któremu życie udzieliło tak pouczającej lekcji przy wstępie do zawodu, nie
zapomni zbyt łatwo nabytego doświadczenia.
W wielu miejscowościach
poważnem utrudnieniem pracy społecznej jest kwestja sal teatralnych O ile w
ogóle istnieją, znalazły się one przeważnie w rękach kleru, który wyzyskuje tę
okoliczność dla swej polityki. Jest wskutek tego poważny procent sal
teatralnych, z których szkoła i nauczyciel korzystać nie mogą, z innych
korzysta szkoła, ale za wysokiemi opłatami, z innych jeszcze korzystając, narażony
jest nauczyciel na różne szykany. Ilustruje to fakt następujący. ("Głos
Nauczycielski" 1930, str. 11):
Kierownik szkoły w J. Z.
(Poznańskie) przygotował z młodzieżą przedstawienie amatorskie, które musiało
odbyć się w sali Domu Katolickiego za zgodą miejscowego proboszcza, jako
gospodarza tej sali. Jednak już w przeddzień przedstawienia rozeszła się
pogłoska, że podobno ks. wikary ma zamiar przedstawienie rozbić. I istotnie na
drugi dzień w czasie nabożeństwa ks. wikary ogłosił z ambony, że w sali Domu
Katolickiego zaraz po nabożeństwie (a więc w tym samym czasie, kiedy miało
odbyć się przedstawienie i w tej samej sali) odbędzie się zebranie
Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Żeńskiej. Oczywista, że wskutek tego
ogłoszenia wielu ludzi, którzy mieli pozostać na przedstawieniu, poszło do
domu, a tych, którzy weszli na salę, a do Stowarzyszenia nie należeli, ks.
wikary wyprosił z sali. Wobec tego kierownik szkoły zwrócił się do proboszcza o
interwencję, ale zanim zdążył mu opowiedzieć zajście, przybył posłaniec z
oznajmieniem, że sala jest wolna. Cóż jednak z tego, skoro ludzie rozeszli się
do domów i przedstawienie nie mogło się odbyć, a koszta związane z organizacją
przedstawienia, musiał ponieść nauczyciel.
Tak wyglądają warunki
współpracy księdza z nauczycielem na terenie organizacyjnym.
I nie tylko życie organizacyjne
niszczy w ten sposób duchowieństwo. W miejscowości K. żali się nauczyciel, że
ludność chętnieby zbliżyła się do szkoły, ale boi się księdza. W innej znów
miejscowości sołtys tak mówi do kierownika:
Panie kierowniku, gdybym ja
panu zrobił dla szkoły, to gdzie potem pójdę szukać rozgrzeszenia, jak mi go
mój proboszcz nie da?Innym odcinkiem pracy społecznej, na którym dochodzi
często do tarć i nieporozumień między nauczycielstwem, a klerem, jest sprawa
świąt państwowych.
Do obchodów świąt
państwowych przywiązuje nauczycielstwo dużą wagę. Uważa je za dobrą sposobność
do budzenia i gruntowania w masach poczucia państwowości polskiej i uczuć
obywatelskich. Dlatego też tak często, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach,
widzimy szkołę w rzędzie inicjatorów i głównych wykonawców różnych uroczystości
państwowych.
Ta akcja znajduje zazwyczaj
w społeczeństwie należyty oddźwięk. Różne sfery społeczne poczuwają się w
chwilach uroczystych dla Państwa do poparcia wysiłków szkoły. Ma to i tę dobrą
stronę, że w ten sposób rocznice państwowe zbliżają społeczeństwo do szkoły,
zacieśniając węzły wzajemnego zrozumienia się i współpracy.
Niestety dążność
nauczycielstwa w kierunku upamiętnienia wielkich chwil narodu znajduje zbyt często
przeszkody ze strony duchowieństwa. Duchowieństwo w poważnym procencie nie chce
zrozumieć, że rocznice państwowe, to nie są odpowiednie momenty do okazywania
swej wielkości, wyładowywania humorów, czy załatwiania porachunków osobistych
lub partyjnych. Stąd te częste tarcia i dysonanse.
Oto przykład: W mieście R.
zawiązał się z inicjatywy burmistrza komitet obchodowy 3-go Maja. W skład
komitetu weszli przedstawiciele wszystkich sfer społecznych. Ułożono program,
rozdzielono pracę i zdawało się, że już nic nie zamąci harmonji uroczystości.
Ale było to tylko złudzenie, bo oto miejscowy proboszcz ksiądz D... układa
własny - nawiasem mówiąc gorszy i skromniejszy - program i kategorycznie żąda
od komitetu obywatelskiego podporządkowania się. Ponieważ komitet nie chciał
ustąpić, więc został za to ukarany.W dniu 3-go maja, 15 minut przed sumą
proboszcz "zachorował" i cała uroczystość musiała się odbyć bez
nabożeństwa. Ale na tem nie koniec. Bo oto dwa dni później ksiądz D... wygłasza
w kościele następujące przemówienie:
3-go maja zaszedł w naszej
parafji niemiły zgrzyt. Jak wam wiadomo, kochani parafjanie, ja, jako głowa
parafji, ogłosiłem w gazecie porządek uroczystości. Nie podobało się to
miejscowemu nauczycielowi - kierownikowi szkoły, żeby ks. proboszcz rządził
parafją, - onby chciał rządzić. Podburzył kilka jednostek, które nazwały się
komitetem i chciały, aby go słuchać. Nie mogłem się na to zgodzić. Bo cóż dla
mnie jest jakiś tam nauczyciel. Aby mógł mi dorównać, musiałby się uczyć
jeszcze przynajmniej 7 lat. Nauczyciel może sobie rządzić w szkole nad garstką
dzieci, może tam być wszystkiem i nauczycielem i proboszczem i nawet wojewodą,
ale poza szkołą jest niczem. I taki komitet bez proboszcza, bez Chrystusa, bez
Boga, chciał, abym ja, wasz proboszcz, przysłany tutaj przez prawowitą władzę,
ja, który zastępuje wam Chrystusa, abym jakiegoś tam nauczyciela miał słuchać.
Aby wam dać naukę, abyście więcej za głosem takich komitetów nie poszli,
umyślnie mszy świętej nie odprawiłem. I z góry wam zastrzegam, że zawsze tak
zrobię, ilekroć pójdziecie za takiemi komitetami. A jaki to przykład daje
nauczyciel waszym dzieciom, uczy ich nieposłuszeństwa swojemu proboszczowi, a
tem samem nieposłuszeństwa Bogu, nieposłuszeństwa Chrystusowi. Ale ja znajdę
radę na takiego nauczyciela.
Oto tak uświetnił święto
państwowe ksiądz D... Wypadek to może jaskrawy, jednak myliłby się ten, ktoby
sądził, że takie i podobne wykolejenia się kleru w dniach państwowych należą do
zupełnie wyjątkowych rzadkości. Zwłaszcza kazania, których zazwyczaj z okazji
obchodu słucha się większą ilość osób, nasuwają klerowi sposobność do różnych
występów.Oto treść niektóch kazań:
W miejscowości O... ksiądz
głosi, że są takie osoby, które pomimo tego, że chodzą do kościoła, starają się
wyrwać i wykorzenić z duszy dziecięcej miłość do Matki Boskiej, a religję
usunąć ze szkół.
W miejscowości S., ksiądz
naucza, że "oświata to ohyda, zakała, jest zgubą tych, którzy starają się
być oświeconymi, bo oświata prowadzi do piekła, jeżeli jest podawana i
stosowana bez serca". (Ognisko Nauczycielskie" 1931 Nr 6).
W miejscowości K... ksiądz
twierdzi, że nauczycielstwo mebluje dzieciom głowy różnemi wiadomościami, ale
im nie wszczepia ducha pobożności.
W miejscowości G..., ksiądz
uczy, że chcą nam szkołę pomalować na czerwono, a nauczyciele nie są zdolni
nauczyć dzieci kochać ojczyznę.
W miejscowości W., ksiądz
wygłasza takie kazanie o nauczycielach i urzędnikach, że obecni na kazaniu
zastępca starosty i miejscowy nauczyciel zmuszeni byli zażądać od księdza
wyjaśnień. (Ognisko Nauczycielskie" marzec 1929).
Trzy pierwsze kazania odbyły
się w dniu 3-go maja, dwa następne w Dniu Niepodległości.
Że kazania takie nie są
wynikiem przypadkowego wykolejenia się, zdenerwowania i t.p., ale że są
przemyślanym systemem, świadczy o tem wzór egzorty dla uczniów, przeznaczonej
na uroczystość 3-go Maja, a wydrukowanej w Miesięczniku Katechetycznym" z
kwietnia 1931 r. Czytamy tam na stronie 178-mej:
Lecz niestety nie wszyscy w
narodzie podzielają to zdanie. Są bowiem, lubo nieliczni i niesilni jeszcze
tacy, co panowanie w narodzie oprzećby chcieli nie na religji katolickiej, nie
na wierze, lecz na ateiźmie, na bezbożności, na jakiejś mglistej wierze... Ci
przyjaciele szatana i słudzy masonerji wołają - niby w imię postępu: -precz z
Rzymem, precz z Kościołem, precz z krzyżem, precz z religją, krępująca wole
ludzką, usuńmy religję ze szkół, wprowadźmy śluby cywilne, a w życie rozwody
małżeńskie, wolną miłość... Co więcej, ci niby wielcy dzisiejsi i niedzisiejsi
filozofowie chcieliby w Polsce widzieć stosunki podobne, jak do niedawna we Francji,
albo dziś w Mesksyku. Co gorsza - nie tak dawno - bo przed rokiem, niektórzy
panowie na konferencjach swych "oświatowych" wygłosili antyreligijne
hasła: "muszą się przepalić wszelkie rupiecie w nowym, twórczym
ogniu", bo "chrześcijaństwo jest religją niewolników rzymskich,
religja chrześcijańska stała się narzędziem wojny" (!?).
Na miłość boską, gdzie my
żyjemy? w czyich rękach jest w Polsce oświata?"
Tak wygląda kwestja
kazań.Rozpatrzmy teraz inne strony uroczystości: Szkoła w K. wniosła do władz
szkolnych pismo, z którego wyjątki brzmią:
W oznaczonym terminie
stawiła się dziatwa szkolna pod opieką nauczycielstwa na nabożeństwo. Po mszy
św. i odśpiewaniu "Te Deum" zatrzymało się nauczycielstwo i dziatwa
szkolna, oczekując na rozpoczęcie hymnu "Boże coś Polskę", jednak
organista zamiast niego wygrywał przez dłuższą chwilę różne melodje. Gdy tony
organów umilkły, część dziatwy skierował się ku wyjściu, część zaś samorzutnie
zaczęła śpiewać "Boże coś Polskę". Na głos pieśni organista rozpoczął
grać jakieś akordy, przeszkadzając w śpiewie, który wskutek tego się załamał.
Dopiero gdy organy ponownie umilkły, dziatwa dokończyła hymnu.
Równocześnie z rozpoczęciem
śpiewu pogaszono w kościele wszystkie światło, co robiło wrażenie celowej
demonstracji.
Zajście to wywołało ogromne
wzburzenie wśród nauczycielstwa, dziatwy i obecnej publiczności. Jeden z
nauczycieli spotkał przy wejściu schodzącego z chóru organistę. Na zapytanie,
dlaczego nie grał hymnu, organista odpowiedział kiepską polszczyzną: "Ja
mam rozkaz od proboszcz, nikt mnie nie może rozkaz wydać:.
Podobny wypadek, z tą
różnicą, że organista nie przeszkadzał w śpiewie zaszedł w miejscowości R. w
dniu 19 marca.
Konkordat wyróżnia dzień
3-go maja, o innych świętach państwowych nie wspomina. To zdaje się powoduje,
że klert w dniu innych uroczystości pozwala sobie na różne wybryki.
Nie zliczyłby nikt tych mszy
żałobnych, jakie demonstracyjnie odprawił kler w dniu Święta Niepodległości czy
19 marca. Ksiądz Kr. aż dwie trumny wystawił na środek kościoła, gdy przybyły
szkoły i organizacje na nabożeństwo w dniu 11 listopada.
W niektórych parafjach
trudno nawet o płatne nabożeństwo, bo wszystkie msze są zgóry zamówione na
intencje różnych kongregacyj.
Istnieje także specjalny typ
choroby, prawdopodobnie zakaźnej, o szczególnych właściwościach. Najważniejsze
jej symptomy sa następujące: podlegają jej wyłącznie księża, nawet czasami
katecheci i wyłącznie w dniu 19 marca lub 11 listopada, wskutek czego nie mogą
w tym dniu wogóle nabożeństwa odprawić. Wartoby, by sfery lekarskie wyjaśniły
kiedy naukowo te dziwne zachorzenia...Dnia 3.I.1932 "Przegląd"
informuje:
W związku z przypadającą
rocznicą śmierci I Prezydenta Rzeczypospolitej ś. p. Gabrjela Narutowicza
dyrekcje miejscowych szkół średnich zwróciły się za pośrednictwem swego
przedstawiciela do Kurji Biskupiej z prośbą o urządzenie żałobnego nabożeństwa
za duszę ś. p. Prezydenta. W pisemnej odpowiedzi Kurja Biskupia oświadczyła, że
nie wyda żadnych zarządzeń w tej sprawie, ponieważ dyrekcje miejscowych szkół
już dwukrotnie zmieniły zarządzenia Kurji w sprawie nabożeństw szkolnych.
Dnia 18.IX.1932, znajdujemy
w "Przeglądzie Łomżyńskim" następującą notatkę:
W ostatniej chwili
dowiadujemy się, że nabożeństwo dla młodzieży szkolnej za ś. p. Michalinę Mościcką,
Małżonkę Prezydenta Rzeczypospolitej, nie odbyło się w katedrze, ponieważ
biskup wogóle zabronił księżom podwładnym odprawienia powyższego nabożeństwa.
26.III.1933 "Przegląd
Łomżyński" pisze:
W związku z tegorocznemi
uroczystościami i obchodami imienin Pierwszego Marszałka Polski i Wodza Narodu
- Józefa Piłsudskiego, kierownictwa poszczególnych szkół w Łomży zwróciły się
do ks. ks. prefektów o odprawienie nabożeństw szkolnych w dniu 18 marca b.r. na
intencję Dostojnego Solenizanta.
W odpowiedzi miejscowa Kurja
Biskupia oświadczyła, że wobec niezałatwienia konfliktu wywołanego przez
Dyrekcje szkół łomżyńskich w sprawie zarządzonych przez Kurję Biskupią
nabożeństw, nie może zezwolić na odprawienie projektowanych nabożeństw.
19.IX.1933 "Przegląd
Łomżyński" znów informuje:
Kurja Biskupia w Łomży
zabroniła księżom prefektom odprawiania nabożeństw szkolnych z okazji
piętnastolecia odzyskania niepodległości.
Jak więc widać, bojkot świąt
państwowych, upozorowany jakimś błahym powodem, trwa już dwa lata zgórą,
dotykając w pierwszym rzędzie młodzież szkolną, która wzrasta w atmosferze
bojkotu, stosowanego przez miejscowego biskupa. Jakie spustoszenie moralne tego
rodzaju taktyka ks. biskupa musi wywoływać w duszy młodzieży, mówić zbyteczne.
To też nie dziwi nas notatka
"Przeglądu Łomżyńskiego" z 17.VII.1933, gdy pisze:
Zakaz odprawiania nabożeństw
dla szkół w dniu 11 listopada, 16 grudnia oraz z racji imienin Pana Prezydenta
Rzeczypospolitej wywołało zgorszenie i niesmak, zwłaszcza, że nie zatarło się
jeszcze w pamięci rozgłośnie zwłaszcza, że nie zatarło się jeszcze w pamięci
rozgłośne "Te Deum" za pomyślność mocarzy Niemiec i Rosji.Nietylko w
Łomży, ale wszędzie to ignorowanie świąt państwowych budzi w społeczeństwie i
nauczycielstwie duże rozgoryczenie. Daje wyraz temu "Głos Nauczycielski"
z 1930 r. str. 11, gdy przytacza następujące głosy prasy:
Pamiętamy dokładnie, z jaką
uroczystością były odprawiane nabożeństwa w świątyniach Pańskich z okazji tak
zwanych galówek, czy imienin członków rodzin panujących. Zdawałoby się, ze w
wolnej niepodległej Polsce nabożeństwa kościelne z okazji uroczystości
państwowych będą tem bardziej okazałe i uroczyście odprawiane.
Tymczasem dzieje się coś
wręcz przeciwnego. Nauczyciel, chcąc wyzyskać uroczystości państwowe, jakiemi
są dni 3-go maja i 11-go listopada, w celu wzbudzenia w sercu wychowanka uczuć
patrjotycznych , odpowiednio już od miesiąca przygotowuje swoich pupilów do
obchodu wielkich rocznic naszego kraju. Sam obchód uroczystości rozpoczyna z
Bogiem i prowadzi dzieci do świątyni Pańskiej, gdzie kapłan odprawia mszę
świętą... żałobną.
(Skandal!).
Czyż trzeba tłumaczyć, że
cały gmach misternej budowy uczuć patrjotycznych, wznoszony przez nauczyciela,
runąć musi na skutek braku współpracy w tej sprawie kościoła ze szkołą?
Przecież dziecko doskonale rozumie, że czarny ornat niej est symbolem
radości...Tego burzenia gmachów uczuć patrjotycznych w masach szerokich i
dziatwie szkolnej nie może nauczycielstwo klerowi wybaczyć.W walce kleru ze
szkołą i nauczycielem uderza jeden rys charakterystyczny, a mianowicie ten, że
główny punkt ciężkości ataków przerzuca się chętnie na tłumy, podsycając ich
fanatyzm i podburzając przeciw szkole, oświacie lub wskazanym przez kler
jednostkom.
Do podburzania tłumów używa
kler tych samych środków, o jakich już kilkakrotnie była mowa, a więc prasy,
organizacyj, ambony i t.p. Dla zilustrowania, jak takie podburzania wyglądają,
przytoczę szereg przykładów.
A więc przedwszystkiem
prasa: materjał tu przebogaty. Im niższy poziom umysłowy i kulturalny czytelnika,
dla którego dana książka czy gazeta jest przeznaczona, tem więcej w niej
demagogji, fanatyzmu i fałszu.
Kanalja ta szykuje Polsce
zastępy bandytów i złodziei, bo takie są rezultaty szkół, wyzwolonych z pod
supremacji kleru. ("Rozwój").
"Sekciarsko-masońskie
władze szkolne pod rządami ministra kalwina nabrały rozmach, z całym cynizmem
prowokując uczucia katolików" - tak oświeca swych niewybrednych
czytelników "Rzowój" 30.IV.1930 r.
"Życie i Praca" z
23.XII.1928 r. zamieszcza na str. 3-ciej objaśnienie do ewangelji z mottem:
"Pokój ludziom dobrej woli", a tuż obok na tej samej stronie pisze:
Rodzice katoliccy, na wasze
święte prawa do dzieci jakiś zły duch związków nauczycielskich gotuje zamach!
Jakieś wraże siły pragną
obedrzeć wasze dzieci z praktyk religijnych, chcą się rozporządzać duszą
waszych dzieci bez was!
Gdyby się to stało, to
stałaby się zbrodnia, to stałaby się zbrodnia! Nie jakaś taka lub inna grupka nauczycieli
ma decydować o wychowaniu dzieci katolickich, ale rodzice katoliccy. A więc
baczność, rodzice, nie pozwólcie się obdzierać ze swych praw nikomu!Księża
jezuici wydali w 1930 r. broszurkę p. t. "Uświadomienie katolickie".
Oto wyjątki z tego "uświadomienia":
Gdzieinziej zebrał się znów
na posiedzeniu komitet rodzicielski. Korzysta z tej sposobności miejscowy
nauczyciel i oświadcza rodzicom, że właśnie w tych dniach otrzymał z
"Ogniska" urzędową propozycję, by nietylko sam złożył swój podpis w
deklaracji o usunięcie religji ze szkół naszych, ale też by pozyskał do tego
możliwie najwięcej podpisów gospodarzy wioski. Pewne wątpliwości nasuwa im
wyraz "usunięcie religji ze szkoły". Zaczynają się nad nim wspólnie
zastanawiać, a rada w radę dochodzą ostatecznie do wniosku, że zapewne chodzi
tu o to, by nauczyciel i nauczycielki nasze nie uczyły dzieci katechizmu na
lekcjach religji, ale że powinien to robić sam ks. Proboszcz lub Wikary, bo oni
lepiej potrafią dzieci nauczyć, niż zwykły nauczyciel. A no! jeśli tak, to
czemu nie dać podpisów. Gospodarze radują się, że dzieci będą lepsze i
posłuszniejsze, bo ksiądz ich więcej nauczy, gdy tymczasem chodzi tu o coś
zupełnie przeciwnego, a mianowicie, by nauki religji wcale nie można było uczyć
dzieci polskich w szkołach naszych! - Coś zupełnie podobnego, jak dawniej we
Francji, a dziś w Bolszewji!
I tak dalej, i tak dalej w
tym samym tonie ciągnie się przez szereg kartek opowiadanie. O nauczycielu
czytamy tam takie informacje:
Biedaczysko zapomniał
zupełnie, że kiedyś składał z religji specjalny egzamin przed komisją kościelną.
Albo: Nie zdawał sobie
sprawy z tego, że z braku księdza w wiosce lub gdy tenże jest zbyt przeciążony
pracą, przecież lepiej jest, by nauczycielstwo ludowe choć coś niecoś nauczało
dzieci o prawdach wiary i Bogu.
Istotnie, czytając te słowa,
podziwiać należy trafność tytułu broszurki: "Uświadomienie katolickie".Wychodzi
na Śląsku gazetka p.t. "Gość Niedzielny", który od szeregu miesięcy
zajmuje się gorliwie sprawami szkolnemi. "Przeszłość mówi...". -
"Co będzie ze szkołą na Śląsku?" - "Niezwykła sprawa sądowa w
Łomży". - "Ankieta skończona - obowiązki jeszcze nie!" -
"Rozwój szaleństwa". - "Młoda dusza oskarża". "Czy
walka z nauczycielstwem?" - "Poco się ośmieszać?" - oto niektóre
z tytułów.
Zawiódłby się jednak ten
srodze, ktoby szukał w artykułach tych poważnego potraktowania tematu. Istotnej
treści tu bardzo mało, - ubóstwo myśli zastępuje szereg frazesów, okraszonych
olbrzymią porcją demagogji.
Wystarczy przytoczyć kilka
wyjątków:
Domaganie się zmian w szkole
- tem dziele Kościoła - w sprawach żywo i głęboko obchodzących Kościół
katolicki, bez porozumienia się z nim, a raczej bez jego zgody - to już
poprostu nieprzyzwoitość w wysokim stopniu; całe szczęście, że popełnia ja
tylko napuszona, bezbożna i mocno "przemądrzała" klika
"ogniskowa" (12.II. 1933)Każdy Polak ma prawo bronić granice krwią
ojców w sprawiedliwej walce zdobyte i słusznie się sprzeciwiał będzie, skoro
jakaś międzynarodowa instancja (bez racyj) dla jakiejś jednolitości
europejskiej chciałaby Polsce granice rewidować i obciąć. Podobnie każdy
Polak-katolik na Śląsku słusznie się bronić musi, jeżeli ktoś dla jakiejś
jednolitości chce obciąć to, co dotychczas słusznie poświęcano nauczaniu i
wychowaniu religijnemu! (5.II.1933)
Wszystko, co w szkole
dotychczas było przeciw religji robione, trzeba zapisać skrupulatnie na rachunek
jednostek złośliwych i niepoczytalnych w swem zaślepieniu antyreligijnem i
bezbożnem - z pod znaku :Ogniska". Ich to dziełem są te różne niechlubne
poczynania w celu "ograniczenia" Boga w szkołach i duszach młodzieży
katolickiej...
Wierzymy jednak, że tej
czarnej robocie rozzuchwalonej kliczki będzie położony kres.
Ta religjoburcza robota
garstki "ogniskowych" zaślepieńców wprawdzie nie jest w stanie
zaszkodzić ani trochę religji i Kościołowi, ale sprowadza inne poważne szkody.
(12.III.1933)
Zdecydowana i jednolita opinja
katolicka naszej dzielnicy ostudziła nieco religjoburcze zapędy domorosłych
"reformatorów" z "Ogniskowego" podwórka...
Czy nie pisaliśmy, że za
projektami ograniczenia nauki i życia religijnego przyjdzie żądanie zupełnego
usunięcia ich ze szkoły?
Szaleństwo, jak widać trwa i
rozwiaj się! Szaleńcy - czciciele djabła - zdają się nie rozumieć, że wychowanie
i nauka bez Boga - to nie wychowanie i nie nauka, lecz zwykła tresura.
"Mądre" psy i konie cyrkowe także "chowa się" i
"uczy" bez Boga - czyli tresuje się je...
O wszystkich wystąpieniach
bezbożników i wolnomyślicieli na Śląsku donoście "Gościowi Niedzielnemu".
(29.I.1933).Każdy Polak ma prawo bronić granice krwią ojców w sprawiedliwej
walce zdobyte i słusznie się sprzeciwiał będzie, skoro jakaś międzynarodowa
instancja (bez racyj) dla jakiejś jednolitości europejskiej chciałaby Polsce
granice rewidować i obciąć. Podobnie każdy Polak-katolik na Śląsku słusznie się
bronić musi, jeżeli ktoś dla jakiejś jednolitości chce obciąć to, co dotychczas
słusznie poświęcano nauczaniu i wychowaniu religijnemu! (5.II.1933)
Wszystko, co w szkole
dotychczas było przeciw religji robione, trzeba zapisać skrupulatnie na rachunek
jednostek złośliwych i niepoczytalnych w swem zaślepieniu antyreligijnem i
bezbożnem - z pod znaku :Ogniska". Ich to dziełem są te różne niechlubne
poczynania w celu "ograniczenia" Boga w szkołach i duszach młodzieży
katolickiej...
Wierzymy jednak, że tej
czarnej robocie rozzuchwalonej kliczki będzie położony kres.
Ta religjoburcza robota
garstki "ogniskowych" zaślepieńców wprawdzie nie jest w stanie
zaszkodzić ani trochę religji i Kościołowi, ale sprowadza inne poważne szkody.
(12.III.1933)
Zdecydowana i jednolita
opinja katolicka naszej dzielnicy ostudziła nieco religjoburcze zapędy domorosłych
"reformatorów" z "Ogniskowego" podwórka...
Czy nie pisaliśmy, że za
projektami ograniczenia nauki i życia religijnego przyjdzie żądanie zupełnego
usunięcia ich ze szkoły?
Szaleństwo, jak widać trwa i
rozwiaj się! Szaleńcy - czciciele djabła - zdają się nie rozumieć, że wychowanie
i nauka bez Boga - to nie wychowanie i nie nauka, lecz zwykła tresura.
"Mądre" psy i konie cyrkowe także "chowa się" i
"uczy" bez Boga - czyli tresuje się je...
O wszystkich wystąpieniach
bezbożników i wolnomyślicieli na Śląsku donoście "Gościowi Niedzielnemu".
(29.I.1933).Z tęsknotą wpatruje się "Gość Niedzielny" w przeszłość
Śląska:
Patrzcie na druga stronę,
tam, choć kraj protestancki, o ograniczeniu religji nie słychać. Pamiętamy, jak
to dawniej były każdego tygodnia dwie "Schulmess" i dzieci i
nauczyciele chodzili do kościoła: a teraz, gdzie to się wszystko podziało?
(15.I.1933).
Uczeń, który zawsze dobrze
odpowiedział na wszystkie pytanie, otrzymał pod koniec roku książeczkę
kościelną, niemiecki "Gesangbuch". Na pierwszej stronie tej
książeczki był włąsnoręczny podpis kierownika szkoły, oraz trzy wyrazy
"Für treuen Fleiss". - Czy nie jest to wspaniała nagroda?
Wzamian za ten kult dawnej
szkoły pruskiej, nie lubi "Gość Niedzielny" żadnych nowości. O
"Straży Przedniej", organizacji, która, jak wiadomo cieszy się
specjalną opieką i poparciem Ministerstwa W.R. i O.P. wyraża się następująco:
Wśród uczniów szkół działa
organizacja, zwana "Strażą Przednią", posiadająca trzy "stopnie
wtajemniczenia", obejmujące wszystkie roczniki młodzieży szkolnej...
"Najlepszy" jest oczywiście stopień trzeci, który wymaga od członków
"Straży" jednostek już dorastających, bezwzględnego posłuszeństwa tej
organizacji...
Cóż to za cele ma ta
"Straż Przednia"?
Nie poruszamy tu jej celów
politycznych; jednym zaś z celów ideowo-moralnych tej "Straży" jest
bezwzględne zwalczanie wpływów Kościoła i religji katolickiej - na wychowanie
młodzieży.
Trudno powstrzymać się od
postawienia pytania: gdzie to jesteśmy - w bolszewji, czy katolickiej Polsce?...
Więc to już zaczęło się u nas bolszewizowanie młodzieży, która do niedawna
jeszcze była znana jako uosobienie cnót i zalet wynoszonych ze swych
katolickich rodzin?...
Więc ta "Straż
Przednia" jest strażą przednią "ideałów" bolszewickich w Polsce
i zaprzedaną służbą szatana?...
Ładnych doczekaliśmy się
czasów - polski gimnazjalista naśladowcą i konkurentem bolszewickich
bezbożników!...
Brońmy młodzież - czuwajmy,
by nie stała się ofiarą rozzuchwalonego szatana!...
Rodzice katoliccy - katolicy
- piekło zgorszenia i upadku wyciąga ręce po młodzież naszą!
Czytając te kalumnje,
wierzyć się nie chce, że to o Straży Przedniej mowa. Źródłem ich jest jedynie
zawiść, że na ziemi polskiej powstała bez "pozwolenia" i
"aprobaty" kleru niezależna od niego organizacja, która zamieściła na
naczelnem miejscu swego programu ideowego wierną służbę dla Państwa.W osobistej
polemice "Gość Niedzielny" nie przebiera w argumentach: "Ten
młody jeszcze i mało doświadczony pedagog udaje wielką powagę".
"Rozumowanie pana S. jest tak chaotyczne, że gdyby nie tytuł naukowy
autora, nikt nie przypuszczałby, że jest ono dziełem człowieka z akademickiem
wykształceniem". Dopiero na Śląsku młody i niedoświadczony dr.S. zrobił
to." - "Nie chcemy dociekać, czy jest to ze strony p. S. młodzieńcza
naiwność, czy może obłuda". i t. d.
A konkluzja tych wszystkich
wynurzeń jest następująca:
Większość gorszących objawów
w szkole pochodzi tylko stąd, że niema odpowiedniej liczby rdzennych katolików
nauczycieli. Złączmy wszystkie siły, żeby ich posiąść.
Gazetą o tak niskim poziomie
etycznym, jaką jest "Gość Niedzielny" nie wartoby się wogóle zajmować,
gdyby nie jedna okoliczność. Dociera ona do dużej ilości rodzin katolickich na
Śląsku, urabiając je w swym duchu. Że gazetka ta w przeciwieństwie do
pokrewnych jej t. zw. "pism rewolwerowych" wywiera wpływ na opinję
publiczną, przypisać to należy dużej opiece, jaką darzą ją sfery duchowne.
Wszak redaktorem jej naczelnym jest ksiądz (redaktorem odpowiedzialnym
oczywiście świecka osoba), protektorem zaś sam ksiądz biskup.
Oto w N-rze 2-gim z 8
stycznia 1933 r. czytamy w "Gościu Niedzielnym" takie zdanie ks.
biskupa Adamskiego:
Trzy pisma pod
szczególniejszą opieką Biskupa Waszego sprawie Kościoła naszego służą,
odzywając się do wszystkich katolików bez różnicy wieku i przekonań politycznych:
"Gość Niedzielny", "Głos Misji Wewnętrznej", "Der
Sonntagsbote" z "Innere Mission". Oto kazalnice, które postawić
winniście w domach Waszych, kazalnice, z których co niedziela przez
"Gościa Niedzielnego" i "Sonntagsbote" odezwie się głos do
rodziny i myśli Waszej. Co niedziela przeczytacie szereg kazań i wykładów niezmiernie
potrzebnych do szkolenia myśli katolickiej, obrony przed zarzutami, rozwinięcia
ducha katolickiego. Kazania i wykłady, płynące ku Wam z domowej kazalnicy
Waszej każdego tygodnia stanowić będą podstawę Waszego wyrobienia się i Waszego
bezpieczeństwa katolickiego.
O miedzę od nas wre walka
hitlerowców z polskością, w granice Śląska wdziera się wroga propaganda, a w
tymże samym czasie biskup kresowej dzielnicy buduje z "Gościa Niedzielnego"
"domowe kazalnice", które to kazalnice zatruwają serca ludu śląskiego
jadem nieufności i niechęci do szkoły polskiej i nauczyciela polskiego.Poza
prasą również na zebraniach i wiecach chętnie kler wypowiada się na temat
szkoły i nauczyciela. "Przyszli tutaj - poucza ks. B... na zebraniu Ligi
Katolickiej - dopiero kończą nauki i podważają autorytet Kościoła i
duchowieństwa", - a ks. Sz. na innem zebraniu tak woła: "Największym
wrogiem tu na Śląsku - to przybysze, a przedewszystkiem nauczyciele-ogniskowcy".
Ksiądz P. znów tak poucza" "Bo to moi kochani parafjanie, ci
nauczyciele wymawiają się od wszystkiego, ale pracują cicho podstępnie. Chcą
usunąć religję ze szkoły i przenieść ją do Kościoła. Wiecie moi kochani, jabym
nie śmiał wstąpić potem do szkoły, aby uczyć religji".
Do podburzania wyzyskuje
kler niekiedy różne uroczystości kościelne. Rada Pedagogiczna w W. Mł.
postanowiła, aby w dniu Bożego Ciała dzieci wzięły udział w procesji pod opieką
rodziców. Cóż robi miejscowy proboszcz? - Oto po nabożeństwie gromadzi dzieci
szkolne i pozaszkolne, ustawia je czwórkami i oddaje - niby szkołę - pod opiekę
naprędce utworzonego komitetu. Potem od ołtarza rzuca gromy na nauczycielstwo
za "niereligijne wychowywanie dzieci", "łamanie tradycji" i
t. d. - mało tego - w parę dni zwołuje Opiekę Szkolną i tam znów burzy i
buntuje. Ambona - to doskonały teren do podburzania.
Wiele uwagi poświęca
nauczycielstwu ksiądz J. w S..., jak świadczą o tem wyjątki z kazań:
16 lutego mówi: "Mamy
złe szkoły powszechne, złe podręczniki, złą naukę. W szkole powszechnej uczy
Żyd i Niemiec. W Polsce jest źle, bo chłystek rządzi szkołami. Wzywam was
kochani parafjanie do przeciwdziałania".
4 kwietnia radzi:
"Jeśli jesteście niezadowoleni z nauczyciela, powinniście zebrać przeciwko
niemu zbiorowe podpisy i wysłać je do władzy szkolnej. Tu jest tak
napisane."
Niemniej interesuje się
sprawami nauczycielskimi ks. proboszcz z G... Zarzuca nauczycielstwu, że nie
chce z dziećmi przychodzić do kościoła, nie chce, by dzieci przystępowały do
spowiedzi, natomiast chce krzyże i religję wyrzucić ze szkoły, a Związek
Nauczycielski nic wspólnego niema z ojczyzną naszą i wiarą katolicką.
Ks. B. woła:
"Wyrywajcie swe dziatki z rąk takich wychowawców!"
Ksiądz w Sz... poucza:
"Jeśli do waszej wsi przyjdzie nowy nauczyciel (a właśnie przyszedł nowy
kierownik szkoły) albo nowy urzędnik, albo nawet nowy proboszcz, to macie go
dokładnie śledzić, co to jest za człowiek, ażeby wam jakiego zgorszenia nie
dał."
Ten sam ksiądz na innem
kazaniu powiada: "Jak w starym zakonie pisano, oko za oko, ząb za ząb, tak
każdy niech stanie do walki z nieprzyjacielem waszym (nauczycielem), a wtedy
pozbędziecie się go". (W kilka dni potem wniesiono do władz i gazet szereg
kalumnij na miejscowego nauczyciela).
Wyjątkowo smutno, bo wyrokiem
2-tygodniowego aresztu skończył się dla księdza M... taki występ: "Dawniej
to były dobre szkoły, ale teraz nic nie wartają. Jeszcze szkoła mniejszościowa
jest coś warta, w niej się coś dzieci nauczą, ale w polskiej nie".
Wieleby miejsca zajęło streszczenie,
bodaj najzwięźlejsze, wszystkich wyczynów księdza Kr. z Mł... Wybieram tyko
ważniejsze "złote myśli":
Poznać komunistę kierownika
można po tem, że na otwarcie i zakończenie roku szkolnego nie prosi księdza i
gdyby ksiądz chciał przyjść, to go nie wpuści.
Daliście 400 zł krwawo
zapracowanych na sztandar, który nie ma wizerunku świętego. Z takim sztandarem
można pójść nawet do bóżnicy. Rodzice powinni zażądać od Opieki, żeby zabrała
ten sztandar i dała hafciarce wyhaftować krzyż, św. Stanisława, Rodzinę św.
16 tysięcy nauczycieli jest
komunistów, 16 tysięcy socjalistów i jeszcze innych, razem 40 tysięcy.
Na nauczycieli i na
kierowników poszli tacy, którym się nie chciało gnoju na wóz nakładać, kamieni
na szosie tłuc.
Dawniej inaczej bywało,
dawniej nauczyciel był prawą ręką księdza, nawet, gdy ksiądz poprosił nauczyciela,
ten pisał na "zaduszki", a teraz jest inaczej, teraz między szkołą a
plebanją jest przepaść nie do przebycia.W miejscowości U... ks. R..., bojąc się
widocznie zaatakować wprost miejscową nauczycielkę, ponieważ ta cieszyła się
dość dużą sympatją na wsi, obrał drogę inną. Oto odczytał z ambony, oczywiście
ze stosownemi komentarzami, anonim następującej treści:
Przewielebny Konsystorzu
Biskupi!
Bardzo źle się dzieje u nas.
Jest u nas w U... panie nauczycielka Z... socjalistka, która wcale do kościoła
nie chodzi, Boga nie zna. Ona zawiązała Koło Młodzieży. W tem Kole pełno
zgorszenia z tego powodu, że nasprowadzała pełno książek demoralizujących i
daje czytać tej młodzieży. Wielebni księża, ks. dziekan i wikary milczą na to i
ona przez to zyskuje coraz większe zaufanie do siebie. Najprzewielebniejszy
Konsystorz Biskupi prosimy zająć się tą sprawą, aby to złe usunąć.
Parafjanin,
Zdziwieni byli
"parafjanie", gdy tego rodzaju pismo z ambony usłyszeli, a najwięcej
interesowała ich kwestja, kto mógł taki anonim w ich imieniu napisać. Po
długich debatach i roztrząsaniach doszli do wniosku: "Jeden ksiądz
napisał, a drugi przeczytał."Ks. proboszcz Szn. w L. wybrał sobie znów za
najodpowiedniejszy moment do zaatakowania nauczycielstwa uroczystość
poświęcenia kamienia węgielnego pod budowę szkoły. Oto treść kazania:
U nas w Polsce w urzędach i
szkołach jest pełno takich, zdawałoby się gorliwie pracują, a są to ostatni
szubrawcy, to wszy, a my to robactwo i te zmory musimy kiedyś zrzucić z siebie.
Może być nauczyciel ostatni szubrawiec, a mimo to trzymają go, bo dobry szpieg
i donosiciel. Kanalja kanalję wspiera! Jak taki człowiek, który jest bydlęciem,
co tylko żre i gnoi, dostanie do rąk dzieci, to z tego dziecka będzie.
Dawniej śpiewały dzieci
"Ojcze nasz" i "Zdrowaś" i Skład Apostolski", a dziś
słyszy się same frajerki. A te dzieci, które wychowuje ulica, rząd ubierze w
mundurki i będą z nich pierwsze kadry podpalaczy świata.
Budujcie szkołę, niech ona
będzie własnością gminy! Nie dajcie sobie jej wydrzeć! Nie pozwólcie, żeby
wyrzucić z niej Boga, to Polska uchodzi za papugę narodów, a są kraje, gdzie
szkoły wyrzucają Chrystusa. U nas także pokazują się takie próby. Ja was
ostrzegam. Pilnujcie, żeby ta poświęcona szkoła nie była mordownią, tancbudą i
żeby nie rządził nią bolszewik. Pilnujcie, żeby do tej szkoły nie wprowadzili
świń, bo ci, co biorą pieniądze za pilnowanie szkoły i jest to ich psim
obowiązkiem, nie spełniają tego!
Takie oto
"podniosłe" kazanie wygłosił ksiądz proboszcz z okazji rozpoczęcia
budowy nowej szkoły.W podburzaniach z ambony nie krępuje duchowieństwa
bynajmniej obecność dziatwy. Nawet na mszach szkolnych wygłasza się podobne
nauki.
Wymieniony wyżej ks. Kr. z
Mł. na nabożeństwie w dniu 22.VI.1930 informuje dzieci, że toczy się śledztwo,
a nauczyciele będą pociągnięci do odpowiedzialności, a dzieci mają obowiązek
słuchać nauczycieli tylko w sprawach książki.
Pięknem kazaniem rozpoczął
rok szkolny proboszcz w G... Pouczył dzieci, że nauczyciele tyle głoszą o
zasadach szkoły pracy, a nie wiedzą, co to jest szkoła pracy; wątpił, czy
nauczyciele potrafią wpajać dzieciom poczucie moralności, zarzucał, że
nauczyciele pracują tylko dla pieniędzy, apelował do dzieci, by dały dobry
przykład nauczycielom.
Ogromnie oburzał się
wikarjusz i prefekt szkolny ks. N. w kościele na egzorcie, że szkoła urządziła
wycieczkę w piątek, co stało się okazją do grzechu.
Jeden z nauczycieli, którego
nazwiska oszczędzę, ale wy dzieci powiedzcie w domu waszym rodzicom, odważył
się wyrazić, że w drodze post nie obowiązuje, a nawet sam jadł mięso. Jeżeli
chce oświecać dzieci nasze, niech czyni to mądrze. Jeżeli dzieci nie będą
chowane w wierze, to i oświata na nic się nie przyda i wyjdą na łotrów,
złodziei, dla nich będzie więzienie, będą bydlętami, a nie ludźmi.
Dlatego zwracam się do was,
kochani rodzice, byście na moje ręce wnieśli protest do inspektora szkolnego
przeciw tutejszemu nauczycielstwu, a ja przyjdę wam z pomocą i nie ulęknę się
żadnego prawa, bo ono mnie nic zrobić nie może, gdyż stoję jedynie przy prawie
Bożem, oddając w każdej chwili dla dobra jego swoją głowę."Wolnomyśliciel
Polski" z grudnia 1930 wspomina o kazaniu w S..., na którem głoszono takie
nauki:
Profesor, nauczyciel stoi
niżej od szewca, bo szewc robi ładne buciki, a nauczyciel tego nie potrafi.
Dzieci nie potrzebujecie
słuchać nauczycieli niekatolickich.
"Ognisko
Nauczycielskie" z listopada 1931 r. przytacza urywek z kazania do młodzież
następującej treści:
Składajcie na misje!... Ale
i u nas mamy większych pogan, niż murzynów, którzy mówią, że dla nich Bóg i
Ojczyzna jest przeżytkiem, a co gorsza, są to ci, którzy szerzą oświatę. Tych
musimy się wystrzegać, a jednocześnie modlić się za nich.
W atakowaniu nauczycielstwa
i buntowaniu młodzieży celują niektórzy misjonarze. Jeden z naocznych świadków
tak opisuje dysputę, którą przeprowadził z dziećmi w kościele pewien Oblat:
O. Oblat: "Dzieci,
śpiewacie ładne pieśni, a kto was ich nauczycł?"
Dzieci: "Ksiądz".
O. Oblat: "A
nauczyciele nie uczą was?"
Dzieci: "Uczą".
O. Oblat: "Tak, uczą,
ale pewno świeckich".
Dzieci: "I takich
też".
Następnie ubolewał ksiądz
misjonarz, że dużo ludzi nie przychodzi na nabożeństwa misyjne i metodą
naprowadzającą, przeprowadza analogję do nieobecnego nauczyciela w kościele
następująco:
O. Oblat: "Kto chodzi
do kościoła?"
Dzieci: "Ludzie dobrzy,
poczciwi".
O. Oblat: "Tak, tak. Do
kościoła widzicie nie chodzą tylko zwierzęta, np. konie, krowy, świnie, a ludzie
powinni być w kościele!... A gdzie mieszkają świnie?"
Dzieci: "W
chlewie".
O. Oblat: "A wasi
nauczyciele są dziś w kościele?"
Dzieci: "Są".
O. Oblat: "A czy
wszyscy?"
Dzieci: "Nie".
(Doskonałe naprowadzenie!
Brakowało tylko pytania, gdzie oni są!...)
O. Oblat: "A dlaczego
nie przyszli?"
To dzieci spoglądają
ciekawie po nauczycielach, mają zagadkowe miny, jak odpowiedzieć, a ludzie pod
chórem uśmiechają się i wspinają na palce, by ujrzeć nauczycieli stojących
przed ołtarzem.Inni misjonarze też pilnie pracują nad niszczeniem pracy i
powagi nauczyciela.
W miejscowości L...
opowiadał misjonarz w obecności dzieci szkolnych, że gdy chłopcy raz zdejmowali
czapki przed krzyżem, nauczyciel im powiedział: "Wisielcowi się będziesz
kłaniał?"/ A potem misjonarz dodał, że to było w innej miejscowości.
W miejscowości K... jakiś
misjonarz przedstawiał dzieciom nauczyciela, jako niedowiarka, człowieka,
dającego dzieciom zły przykład, jako pijaka i t. d. Nawoływał do szanowania
tylko takich nauczycieli, którzy chodzą z dziećmi do kościoła, przedstawiał
nauczyciela, jako bezbożnika, którego dzieci powinny uczyć zasad wiary i wzywał
dzieci do oddziaływania na nauczycieli w tym kierunku.
Podobnie kreśli sylwetkę
nauczyciela misjonarz w R... a równocześnie opowiada wzruszającą historię o
dziecku, co idąc z domu rodzicielskiego było aniołem, a wychodząc ze szkoły
dzięki nauczycielowi staje się człowiekiem złym, niewierzącym, wrogiem
Kościoła.
Wiele, bardzo wiele takich i
podobnych kazań możnaby jeszcze wyliczyć.
Po całym kraju kręcą się
różni kwestarze, braciszkowie, zbierający datki to na kościół, to na misje, to
na jakieś inne jeszcze cele. To także doskonała sposobność do judzenia.
:Kto jest ta pani, co nas
minęła?" - pytają przechodnia dwaj kwestarze.
"Nasza
nauczycielka" - brzmi odpowiedź.
"Gęsi jej paść, a nie w
szkole uczyć. Spotyka księży i Pana Boga nei pozdrowi" - oburzają się
cnotliwi ojcowie.Strajki szkolne - to także specjalność kleru. Bo dziwna rzecz,
nie znam ani jednego wypadku szkolnego, by ksiądz w nim nie maczał ręki.
Strajki wszystkie odbywają się według jednego ceremonjału. Wygłasza się szereg
płomiennych kazań, zbiera podpisy pod jakimkolwiek pozorem, rzuca się hasło,
rozstawia się po rogach straże z tercjarek, sług kościelnych i t.p., zawraca
się dzieci, idące z książkami do domu, robi się wiele hałasu, huku, gra
równocześnie rolę uciśnionej niewinności - oto tak wygląda poprawny program
strajku szkolnego. Tak było w K., Tak w Ch., tak w M. i w szeregu innych
miejscowości.
W akcji podburzania tłumów
bierze udział nietylko niżesz duchowieństwo, ale niekiedy również biskupi.
"Ognisko Nauczycielskie" z czerwca 1930 r. podaje fakt następujący:
W Janowie Podlaskim odbywała
się 7 b. m. wizytacja ks. biskupa Sokołowskiego. Jak zawsze i wszędzie, tak i w
tej miejscowości przedstawiciele władz państwowych, zawodów i wyznań, dziatwa
szkolna i tłumy wiernych zebrały się około bramy tryumfalnej, by oddać cześć
dostojnemu Pasterzowi Kościoła. Po udzieleniu błogosławieństwa p. staroście,
jego rodzinie, urzędnikom, gminie żydowskiej i t. d. wkońcu oświadczył ks.
biskup, że wita również i nauczycielstwo; przedstawiciela władzy szkolnej nawet
i w powitaniu pominął. Krok swój uzasadnił ks. biskup w dalszej części
przemówienia jako, że nie uczy się i nie wychowuje w duchu katolickim, a jeżeli
jakiś nauczyciel inaczej postępuje, to go władze szkolne prześladują,
przemówienie swe zakończył ks. biskup mniej więcej w ten sposób: "Wiem, na
pewno, że idzie silny prąd, który wszystko zmiecie, usunie osoby z pośród władz
szkolnych, które gnębią nauczycieli, wiernych Kościołowi, a wtedy uciśnieni
nauczyciele będą tryumfowali!" Jak słowa ks. biskupa zostały zrozumiane i
przyjęte, zbyteczne byłoby dodawać. Inspektor szkolny zareagował w ten sposób,
że w dalszych uroczystościach nie brał udziału. - Ale nie koniec na tem,
wieczorem w czasie kolacji na plebanji ks. biskup powrócił do tematu,
odgrażając się, iż usunie tych nauczycieli, którzy walczą z Kościołem i tych
wszystkich, którzy szykanują nauczycieli, pracujących w organizacjach
katolickich.Jak z przytoczonych wyżej przykładów wynika, podburzanie przez kler
ludności przeciwko szkole i nauczycielowi jest powszechnem zjawiskiem. Jest to
forma walki bardzo przykra i dokuczliwa. Tłum ma swą własną psychologję,
demagogja najłatwiej żeruje na jego instynktach, zdrowy rozsądek i rozwaga nie
znajduje łatwo dostępu do sfanatyzowanych tłumów.
To też w ciężkiem położeniu
znajduje się nauczyciel, któremu przecież etyka nie pozwala walczyć równą
demagogją, jeżeli na drodze jego planowej, spokojnej pracy stanie nieprzytomny
nieraz fanatyzm.
Ten tępy fanatyzm złamał już
niejedną egzystencję, niejeden zapał płomienny.
Kler urządził ofensywę -
pisze pewien nauczyciel - na kolegę, który w 1915 r. porzucił stanowisko
nauczyciela i wstąpił do legjonów, tam przeszedł całą kampanję, brał udział w
kilkudziesięciu bitwach, a w jednej został ranny. Po sławetnej przysiędze,
przeszedł do P.O.W., w pamiętne dni listopadowe wstąpił znów do armji, będąc
stale na froncie, przeszedł kampanję wileńską aż po Dźwińsk, skąd w 1919 r.
został zwolniony na skutek reklamacji inspektora. W 1920 r. wstąpił po raz
trzeci do wojska i cały czas swego pobytu spędził na froncie w 45 p. p.
strzelców kresowych. W innem społeczeństwie takiego obywatela otoczonoby opieką
i szacunkiem, tego przzecież wymaga dobro społeczeństwa - Państwa. U nas
takiemu człowiekowi bluzga się w oczy bezpodstawnemi oszczerstwami. (Patrz
"GTazeta Warszawska" z 2.III.1930 r. artykuł. "Antyreligijna
agitacja nauczyciela szkolnego").
Koledze K... - pise inny
nauczyciel - ksiądz tak wlazł za skórę, że upadł na duchu, stracił chęć do pracy,
a nawet do życia.
Proszę bardzo - pisze inny,
nadsyłając obfity materjał - o umieszczenie tego, co może nie jest ani dziesiątą
częścią tej krzywdy, jaka mi się od kilku lat ze strony księdza dzieje. Możecie
podpisać mię pełnem imieniem i nazwiskiem. Za prawdziwość podanych faktów biorę
całkowitą odpoweidzialność. Nie zwracałem się nigdy o pomoc, lecz, gdy naprawdę
przebrała się miarka, proszę was, ratujcie mnie!Inny znów nauczyciel zamiast
materjałów przysłał mi swój pamiętnik. Dzień po dniu, - tydzień po tygodniu, -
latami całemi ciągną się drobne, a przecież tak dokuczliwe szykany księdza.
Póki jeszcze ksiądz był administratorem parafji, stosunki były znośne. Z tą
chwilą jednak, gdy został proboszczem, rozpoczęła się także i wojna ze szkołą.
I jak się miała nie rozpocząć, kiedy pewien wpływowy ksiądz tak proboszcza do
wojny zachęca: " X.Y. - to niebezpieczny człowiek. Niech ksiądz uważa
dobrze, a jak kierownik co zrobi, to potem tę sprawę załatwimy." - To też
z każdej kartki pamiętnika wyziera ta naga prawda, że zbyt wielu nauczycieli
musi cały swój czas, całą energję i zapał do pracy obracać na paraliżowanie
ataków kleru.
Te ciche tragedje, jakie
rozgrywają się w dalekich miasteczkach i wioskach naszych, a których dowodem
jest ta długa litanja ponurych faktów, rzadko tylko, bardzo rzadko dochodzą do
świadomości ogółu. Od czasu do czasu jakiś głośniejszy wypadek poruszy na
chwilę opinję publiczną i znów atmosfera się wypogadza, a tymczasem na
samotnych placówkach oświatowych zmagają się latami całemi z napierającą
ofensywą "czwartej okupacji" ci, którzy wywalczenie jaśniejszej doli
ludzkiej i prawa do własnych myśli, przyjęli za swój program życiowy.
Pedagogika kleru
Treść: Obowiązkowość kleru w udzielaniu nauki religji. Kler, a kary cielesne. Metody umoralniania dzieci. Biskup Łoziński o Żeromskim i Konopnickiej. Rekolekcje ks. biskupa sufragana Sokołowskiego. Biskup Przeździecki o Kaden-Bandrowskim. Refleksje na temat listów biskupich. Obniżanie powagi nauczyciela w oczach dzieci. Buntowanie dzieci przeciw nauczycielowi. Szpiedzy w szkole. Pisemka klerykalne, a poprawność języka. Szczepienie partyjnictwa wśród dzieci. Akcja misyjna na terenie szkoły. Kolportowanie pism na terenie szkoły. Szerzenie w szkole zamętu. Proces łomżyński.
Zajmuje się kler bardzo
gorliwie oceą pracy nauczyciela. Zobaczmyż teraz my zkolei, jak wygląda
pedagogika kleru.
O obowiązkowości księży,
uczących religji już pisałam. Bardzo wymownie brzmią takie informacje,
nadsyłane z różnych okolic kraju: "240 lekcyj, z tego opuścił ksiądz
229". Albo: "Ksiądz nie pojawił się zupełnie w ciągu kilku tygodni w
szkole". Albo: "Ksiądz miał dwie lekcje religji w ciągu drugiego
półrocza". Albo: "Ksiądz odbył zamiast 60-ciu lekcyj 45-minutowych 18
lekcyj półgodzinnych, 11 lekcyj 20-minutowych, 14 lekcyj 15-minutowych i 3
lekcje 10-minutowe".Albo: "Ksiądz nie sklasyfikował dzieci, wskutek
czego świadectwa wydano bez noty z nauki religji" i t.d. i t.d.Ale
przejdźmy na teren właściwej pedagogiki i zapoznajmy się z opinją kleru w
sprawie stosowania kary cielesnej.
"Królowa
Apostołów" w N-rze 31. z 1930 r. zamieszcza artykuł p. t.: "Dobry
sposób wychowania". Czytamy w nim:
Matak okazywała nam wielką
miłość, ale gdy zasłużyłem, otrzymywałem cięgi rzemieniem. Za każdym razem po
takiej karze mówiliśmy z rozkazu matki: "Dziękuję mamie za chłostę i
proszę ją powtórzyć, kiedy zasłużę". - Bicie zastosowane w razie potrzeby,
wzmacnia ducha, jest zahartowaniem przeciw przeciwnościom życia, gdzie
rozpieszczony łatwiej upada.
W N-rze 3-cim 1930 r. tego
samego pisma czytamy:
Wcale nie lepiej się dzieje
od czasu, gdy zaniechano rózgi. Radzę wam rodzice, róbcie z niej użytek w razie
potrzeby. NIe dozwólcie, aby dzieci wasze nabrały złych zasad, chrońcie je od
trucizny, która wkrada się pod godłem oświaty i wolnomyślności.Zaglądnijmy do
poważniejszej i z tytułu przynajmniej sądząc, "więcej fachowej"
książki, do cytowanego już kilkakrotnie "Podręcznika Pedagogicznego"
ks. Podoleńskiego. Oto, co za zdanie tam znajdziemy:
Przesadne oburzanie się na
każdą bezwzględnie karę cielesną ma swe źródło w niezdrowym chrześcijańskim
kulcie człowieka i dziecka i jest często faryzeuszowskiem, gdyż wychodzi od
ludzi, którzy lękają się ogromnie o drobny ból fizyczny dziecka, ale nie wahają
się wyrządzić mu ciężkiej krzywdy przez podkopywanie chrześcijańskich zasad
moralności i wychowania.
Zapytajmy więc o
zapatrywania na karę cielesną któregokolwiek z księży, chociażby tego księdza
proboszcza z Mławy, który takie ciekawe rzeczy z ambony umie o nauczycielstwie
opowiadać. Otóż i on stwierdza oficjalnie na posiedzeniu Rady Pedagogicznej, że
"stojąc na gruncie katolickim, gdzie Kościół uznaje i zachowuje szczyt
kary cielesnej - śmierć, on uznaje karę cielesną za potrzebną i skuteczną".
Tak brzmi teorja. A teraz
praktyka. Oto dokument:
W dniu 3.II.1929 r. został
mój syn Adam, uczeń II-giej klasy gimnazjum w S... bez powodu pobity w
bestjalski sposób przez księdza dyrektora tegoż zakładu po twarzy. Gdy udałem
się do księdza dyr. i zapytałem, co to ma znaczyć, tenże powiedział:
"Pierwszy raz mi się dopiero zdarza, że komuś chodzi o taką
rzecz".Oto inny dokument:
Do Pana Kierownika Szkoły
Powszechnej w W.
Niejednokrotnie w rozmowie
ze swoimi dziećmi dowiaduję się od nich, że są karani uczniowie cieleśnie: np.
grubym kijem, dużą linją i targane za uszy, również chłopcy karzą jedni drugich
na rozkaz księdza. Proszę P. Kierownika o zwrócenie uwagi na nieodpowiednie
postępowanie ks. proboszcza Kr., gdyż na lekcji religji podobne fakty mają
miejsce. Z poważaniem (podpis).
Oto fakt inny:
"Robotnik"
zamieszcza następujący list, otrzymany z Poznańskiego:
W państwowym seminarjum
nauczycielskiem w W... w województwie Poznańskiem, zaszły w czerwcu b.r.
przykre wypadki. Uczniowie dwóch najwyższych kursów czwartego i piątego
zażądali od dyrekcji seminarjum wydania im świadectw odejścia, przedkładając
również na piśmie powód, dlaczego zmuszeni są to uczynić. Żądanie uczniów
poparli także ich rodzice.
Przyczyną tego niebywałego
zdarzenia w szkolnictwie byli trzej nauczyciele seminarjum, a mianowicie: ks.
M..., K... i F... Pierwszy z nich bił po twarzy uczniów ("Gazeta
Robotnicza" Nr. 209, 7.IV.1926).
I znów fakt inny,
zaczerpnięty z "Ogniska Nauczycielskiego" (czerwiec 1931):
Ks. R... odkrył środek
wychowawczy, dotąd w pedagogice nie stosowany, który podajemy do wiadomości.
Oto, jeżeli uczeń źle się zachowuje lub nie umie lekcji, należy postępować tak:
wiąże się sznurek do sufitu, robi się pętlę i podstawia pod nią stołek razem z
uczniem, wymawiając jednocześnie takie mniej więcej słowa: "Oto patrz! -
założę ci sznurek na szyję, kopnę stołek nogą i zawiśniesz". Tym zabiegom
przyglądają się koledzy delikwenta. Skutek niezawodny.
A ponieważ Kościół idzie
podobno z postępem, a teraz aktualne są zagadnienia samorządu uczniowskiego,
więc i ksiądz K... próbuje go po swojemu stosować. Ustanawia mianowicie w
klasie "policjantów" i "katów". "Policjanci",
stojąc podczas lekcji, pilnują porządku, a "kaci", zwykle najgorszy
element w klasie, wykonują przy pomocy kija wyroki.
Ten sam ksiądz odbiera na
lekcji religji od dzieci "przysięgi", że nigdy nie popełnią
kradzieży.Bardzo czuły jest kler na punkcie umoralnienia społeczeństwa, a
zwłaszcza młodzieży. Różne urywki z kazań, przemówień, wygłaszanych w obecności
nieletniej dziatwy dają i w tym kierunku dość materjału:
"Gdy mężczyzna patrzy
pożądliwie na dziewczynę, to jakby już ją posiadał" - mówi w kazaniu
ksiądz w W...
"W Rosji - opowiada
znów misjonarz - kobieta już od lat 16-tu jest do użytku wszystkich i jest podobna
do suki, samicy na drodze". - "Ksiądz R... - jak donosi "Ognisko
Nauczycielskie" (czerwiec 1931) - daje uczennicom miejscowej szkoły takie
zadanie: "Idźcie i zapytajcie się pań nauczycielek, co to znaczy
prostytutka". Ksiądz O... opowiada w szkole o dziewczynie, "która
miała jedno dziecko, a drugie było w drodze". ("Ognisko
Nauczycielskie" styczeń 1931).
"Przegląd
Łomżyński" z 28.II.1932 donosi, że kino "Zdrój" w Łomży,
mieszczące się w "Domu Katolickim", a cieszące się specjalną
protekcją i opieką kleru w następujący sposób zareklamowało sztukę p. t.:
"Wesoły pechowiec".
"W sobotę dnia 16
lutego" i t. d. "Wesoły pechowiec" "11 aktów. Arcyciekawe i
wesołe przygody uwodziciela kobiet, który po wielu pikantnych i sensacyjnych
wydarzeniach wraca do porzuconej narzeczonej" i t.d. "Dla młodzieży
dozwolony".O osobistym stosunku niektórych prefektów do młodzieży krążą
ponure wersje. Bardzo trudno przedostają się one na światło dzienne i tylko
niekiedy jakiś szczególny wypadek odsłoni rąbka, skrywanej skrzętnie tajemnicy.
"Głos Zagłębia Dąbrowskiego" z 31.VIII.1930 r. przynosi rewelacyjne
umotywowanie wyroku w tajnej sprawie sądowej przeciwko księdzu W...
"Ksiądz Stefan W... -
pisze "Głos Zagł. Dąbr." - winien jest, że:
1) w latach 1927-1929 w W...
i B..., jako duchowny i wychowawca w jednej osobie, ze siedmioma swemi
nieletniemi wychowańcami dopuszczał się czynów nierządnych...
2) w tym samym czasie w
W..., jako duchowny, nauczyciel i wychowawca dopuścil się czynów nierządnych z
chłopcem, mającym zaledwie 11 lat...
Za to zasądzony zostaje na
jeden rok więzienia.
Nielepsze też światło na
postać księdza M..., jako katechety i wychowawcy rzuca artykuł "Wolnomyśliciela
Polskiego" z listopada 1931 r. p.t.: "Jeszcze jedna ofiara świętego
celibatu". Jest tam historia dziewczyny, która z VI klasy gimnazjalnej
poszła na "gospodynię" do swego prefekta, a po kilku latach karjerę
swą skończyła oblaniem księdza kwasem siarczanym i usiłowaniem samobójstwa.W głośnym
na całą Polskę procesie łomżyńskim rolę niefortunnego bohatera i pogromcy
dziewczęcych strojów gimnastycznych odegrał ksiądz Ł. O księdzu tym pisze jedna
z matek:
"Od niejakiego czasu
wprowadzono w Łomży nieprzystojny zwyczaj zapraszania i przyjmowania uczennic
szkolnych w prywatnych mieszkaniach nauczycieli mężczyzn. Zwyczaj ten stosują
zwłaszcza, nauczyciele religji, w czem celuje ks. AL. Ł., nauczyciel Państw.
Sem. Nauczycielskiego Żeńsk.
Nie chcę wnikać w to, w
jakim celu przyjmowane są uczennice przez ks. prefekta w jego prywatnem
mieszkaniu, muszę jednak kategorycznie zaprotestować przeciw tego rodzaju
praktykom, niezgodnym z przyjętemi zwyczajami w Polsce, by do mieszkania
młodego mężczyzny mogły uczęszczać uczennice państwowych czy publicznych szkół,
którym w zaufaniu powierzają rodzice swe dzieci.
Sądzę, że w proteście tym
nie będę odosobniona i jest on wyrazem całego szeregu rodziców, którym dobro
swych córek leży na sercu". (Przegląd Łomżyński" 21.V.1931).Jeszcze
gorzej przedstawia się strona moralna księdza Kł., który wprawdzie jako świadek
w procesie łomżyńskim chwali się, że naskutek jego nalegań dyrekcja seminarjum
wydała zakaz spotykania się dziewczynek z chłopcami na spacerach, ale sam
popełnia czyny, o których opinja publiczna tak się wyraża:
Brudy! - zbyt słabe to
określenie dla zilustrowania tego, co na terenie szkoły jeden z przyjaciół
"Życia i Pracy" wyprawiał. Kodeks karny nazywa to pospolicie
zbrodnią, bo zbrodnią jest, gdy zwierzchnik, jakim jest nauczyciel w stosunku
do uczennic, wykorzystując swe stanowisko, używa ich do zaspokojenia swych i
swych przyjaciół chuci.
Już od kilku lat publiczna
tajemnicą było, że jeden z księży prefektów zdradza daleko idące skłonności
erotyczne do swych uczennic, przejawiające się w pisaniu do nich listów
miłosnych, w przejażdżkach i wycieczkach z poszczególnemi uczennicami sam na
sam poza miasto. Wiele o tem mówili szoferzy i właściciele taksówek, wiele
opowiadała sobie młodzież i zaniepokojeni o los swych córek rodzice. (Przegląd
Łomżyński 21.V.1933).
Czyny, które
scharakteryzowaliśmy jako zbrodnie są tego rodzaju, że ze względu na moralność
publiczną opisywanie ich jest niedopuszczalne, natomiast winny być przedmiotem
rozprawy sądowej przy drzwiach zamkniętych. Były one tem więcej demoralizujące,
że popełniał je ksiądz Kł. jako nauczyciel religji, jako moderator sodalicji i
jako kapelan hufca harcerskiego.
W sprawie omawianej
posiadamy niezbite informacje, któremi w każdej chwili możemy w interesie dobra
publicznego służyć. (Przegląd Łomżyński).
Postępowanie księdza Kł.
zwróciło wreszcie uwagę władz szkolnych, które zawiesiły go w czynnościach jako
nauczyciela religji i wszczęły dochodzenia. Z faktu tego władze duchowne nie
wyciągnęły należytych konsekwencji. Pozwoliły np. księdzu Kł. już po
zawieszeniu wygłaszać nadal kazania do młodzieży szkolnej i zajmować się
sodalicją. Sam ksiądz Kł. zdobył się na tyle tupetu życiowego, że jak donosi
"Przegląd Łomżyński" z 25.VI.1933 "na czele oddziałów męskiego i
żeńskiego sodalicji Marjańskiej z orkiestrą Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej
demonstracyjnie maszerował po ulicach miasta ŁOmży budząc nietaktem swoim
zdumienie mieszkańców miasta".Do działu swoistej pedagogji kleru zaliczyć
należy walkę, jaką toczy duchowieństwo z władzami szkolnemi i nauczycielstwem
na tle kultu wielkich ludzi.
"Ty jesteś gorszy, jak
Piłsudski" - wymyśla uczniowi ks. katecheta T...
Nie cieszy się sympatją
kleru cały szereg zasłużonych pisarzy polskich, jak Żeromski, Konopnicka, Kaden
- Bandrowski i wielu innych. W zwalczaniu ich prozdują biskupi, jak świadczy o
tem kilka poniżej zamieszczonych dokumentów.
Oto pierwszy z nich:
Zygmunt Łoziński
z Bożej i Stolicy
Apostolskiej łaski biskup piński.
Do Czcigodnych Ks. Ks.
Katechetów.
W ubiegłych tygodniach
prawie jednocześnie umarło dwóch głośnych pisarzy naszych, Żeromski i Reymont.
Obaj stoją przed stolicą Bożą i nie wypada nam wyroków najświętszych, a
ukrytych przesądzać. Ale tam, gdzie musimy wypowiadać swe zdanie o umarłych,
konieczne jest zrobienie różnicy między nimi: jeden z nich żył po pogańsku i
umarł nagle, drugi, acz nie bez ułomności, bo któż z nas jest od nich wolny,
nie negował, ani ukrywał swej zależności od Pana i przygotował się na śmierć,
jak przystało na pokornego sługę bożego. Dzieła Reymonta można krytykować i
niejedno im wytknąć. boć to przecie dzieła ludzkie; ale nie jemu, lecz
Żeromskiemu należy sprawiedliwy zarzut postawić, że cokolwiek da się lub zechce
ktoś powiedzieć o jego spuściźnie literackiej, utwory jego stanowczo więcej
szkody niż pożytku przynieść mogą i przynoszą. Jest to pisarz, kochający się w
brudach i mówiąc ogólnie pesymista, nie karmi duszy czytelnika, lecz ją
zatruwa, a tam nawet, gdzie zdrową myśl chce rzekomo przeprowadzić, zyskuje
poklask jeno u bolszewików. ("Przedwiośnie")Zygmunt Łoziński
z Bożej i Stolicy
Apostolskiej łaski biskup piński.
Pomimo to pospolity tłum
czytających, a z nimi, niestety, ci z narodu, którzy nie tylko krytycznie na
rzeczy patrzeć powinni, lecz którzy ze stanowiska swego mają obowiązek stać na
straży ideałów narodowych i moralności publicznej jak przedstawiciele władzy
państwowej, kierownicy oświaty i t. d., nie potrafili odróżnić
"zasług" od zasług i obu zmarłym pisarzom jednakowe piszą dytyramby i
jednakowe oddają hołdy. Te hołdy i te kadzidła nie przynoszą nic zmarłym, a o
ile są niezasłużone, to wobec powagi trumny stają się płaską komedją i świadczą
o zupełnem wypaczeniu pojęć i poczucia moralnego. Oddawać hołdy można tylko
temu, co prawdziwie wielkie.
Otóż wielkiem nie jest
głośne imię, bo wówczas za największych należałoby może poczytać najbezczelniejszych
zbrodniarzy, wielkim nie jest sam talent, który człowiek ma od Boga, bo on jest
tylko narzędziem i jak każde narzędzie może być użyte na dobro lub na zło, w
szczególności nie można nikogo za wielkiego poczytać za to, że umie pięknie
słowa składać, bo piękne słowa mogą nie tylko być pozbawione sensu, ale
zawierać owszem i treść złą bardzo, nie jest też wielkością być oklaskiwanym
lub dekorowanym, bo nikogo tak nie oklaskują, jak błaznów i baletnice, a
dekoracje honorowe codzień u nas tracą na wartości, będąc dawane nie jako
odznaczenie zasługi, lecz byle komu, jako zabawka, - wielkim jest tylko ten, co
czyni możliwie najlepszy użytek z daró bożych i stoi zawsze pełen pokory wobec
Przedwiecznego Prawodawcy i Króla swego.Zygmunt Łoziński
z Bożej i Stolicy
Apostolskiej łaski biskup piński.
Po śmierci Żeromskiego
zostały urządzone w niektórych zakładach odczyty o nim. Nie można mieć nic
przeciwko pogadankom lub odczytom informacyjnym, młodzież nasza musi coś
wiedzieć o głośnym autorze wielu książek. Ale przegląd i charakterystyka
utworów powinny być czynione rzeczowo, z punktu widzenia chrześcijańskiego i w
tonie ostrzeżenia przeciw temu, co w nich jest złe lub szkodliwe, jako tez
przeciw niewczesnemu wychwalaniu człowieka, który zasługuje nie na pochwały,
lecz, jako wielki grzesznik na modlitwy o zmiłowanie boże.
Zwracam się z uwagami
powyższemi do Was, moi Bracia Najmilsi, ponieważ mając sobie powierzone duchowe
kierownictwo naszej młodzieży szkolnej, a poniekąd i ich najbliższych
przewodników, obowiązani jesteście czuwać nad tem, aby pod pokrywką
patrjotycznych frazesów nie sączono do serc dziatwy pojęć przewrotnych o dobru
i złu, o zasłudze i grzechu, o pięknie prawdziwem, o ideałach i ich parodji.
Gdziebyście zauważyli wpływ idej niewłaściwych, szerzonych lub szerzących się
wśród młodzieży, tam powinniście w sposób taktowny, oględny i wyrozumiały, modo
suavi, sed fortiter, z miłością dla tych, do kogo, o kim i przeciw komu
mówicie, ale odważnie stanowczo i z powaga pasterską zabierać głos i prostować
zdania fałszywe lub niebezpieczne.
Mówię w tej chwili z powodu
zainicjowanych obchodów ku czci Żeromskiego, ale dotyczy to wszelkich
analogicznych wypadków. Tak np. niedawno w rocznice śmierci Konopnickiej nawet
katolickie niektóre wydawnictwa umieszczały artykuły sławiące bez zastrzeżeń
poetkę i zalecające młodzieży przejąć się jej duchem, zapomniawszy snadź, że
duch ten umiał nadymać się głupią pychą i bluźnić Bogu. Czyż można przeciw temu
nie protestować?
Pamiętajcie, że każdy z nas
ma o sobie prawo i obowiązek powtarzać za BOskim Zbawicielem: ego in hoc natus
sum et ad hoc veni in mundum ut testimonium perhibeam veritati (J. XVII.37).
Pytającemu zaś z Piłątem: Quid est veritas? (ibd. 38) niech odpowie sam Pan:
omnis, qui est ex veritate, audit vocem meam (ibd.37).
Z głębi serca udzielam Wam,
Bracia Najmilsi, Waszym współpracownikom i dziatwie przez Was prowadzonej, błogosławieństwa
pasterskiego.
Dan w Pińsku 12 grudnia
1925.
L. 982
(-) Zygmunt Bp.Ksiądz biskup
sufragan Sokołowski przeprowadza walke o Żeromskiego już nie za pośrednictwem
katechetów, ale zwraca się z tą sprawą i kilku podobnemi kwestjami bezpośrednio
do młodzieży. W kwietniu 1930 r. cały szereg pism zamieścił bardzo znamienne
"Oświadczenie", brzmi ono następująco:
W dniach od 2 do 5 kwietnia
br. podczas rekolekcyj, urządzonych dla młodzieży siedleckich gimnazjów
żeńskich, padły z ust ks. biskupa sufragana Sokołowskiego z ambony słowa,
skierowane przeciw państwowym władzom oświatowym, szkołom polskim i
nauczycielstwu polskiemu.
Była tam mowa o programach
szkolnych, które nastawione są jakoby tak, by budziły niewiarę w papieża,
kościół i religję; o podręcznikach, zawierających fałszywe wiadomości i
pozornie naukowych wykładach szkolnych opartych na fałszywych źródłach.
Były następnie ataki na
poszczególne przedmioty nauki szkolnej, jak historja, której młodzież musi się
uczyć ze "sfałszowanych podręczników", i jak przyroda i literatura.
Było wzywanie młodzieży do
nieczytania obowiązujących i przewidzianych przez programy szkolne dzieł
Żeromskiego, którego ks. biskup określił jako plugawca.
Były następnie wycieczki
osobiste przeciw poszczególnym nauczycielom i próby poderwania ich autorytetu w
oczach młodzieży.
Wobec stwierdzenia
wszystkich wyżej wymienionych faktów przez obecne na rekolekcjach nauczycielki,
niżej podpisani poczuwają się do publicznego oświadczenia, że w zarzutach ks.
biskupa sufragana Sokołowskiego widzą niebezpieczną próbę podrywania wiary
młodzieży w autorytet szkoły, jako placówki naukowej i wychowawczej i w
autorytet jej nadzorczych organów państwowych z M. W. R. i O. P. na czele, jako
najwyższą magistraturę oświatową w Polsce; - kwalifikują owe wystąpienie ks.
biskupa sufragana ze względu na forum, przed którem przemaiwał, jako wysoce
niepedagogiczne - i dlatego też przeciw temu kategorycznie protestują.
Nauczycielstwo gimn. im.
Królowej Jadwigi: 11 podpisów.
Nauczycielstwo gimn. im.
Hetmana Żółkiewskiego: 9 podpisów.
Nauczycielstwo gimn. im. B.
Prusa: 8 podpisów.
Nauczycielstwo Seminarjum
Nauczycielskiego: 9 podpisów.
Nauczycielstwo szkół
powszechnych - Zarząd Oddziału Zw. N. P. S. P. w Siedlcach: 6 podpisów.
Nauczycielstwo Szkoły
Handlowej T.N.S.W.:2 podpisy.
Siedlce, dn. 13 kwietnia
1930 r.Również bardzo charakterystyczne pismo zamieściła "Gazeta Warszawska"
z 23.I.1930 r. Oto treść:
"J.E. ks. dr. H.
Przeździecki, biskup podlaski, wydał zarządzenie następującej treści:
Do Księdza Dyrektora Gimnazjum
Biskupa Podlaskiego w Siedlcach, do Księży Prefektów i Duchowieństwa
parafjalnego djecezji Siedleckiej czyli Podlaskiej.
Otrzymaliśmy odpis
następującego pisma:
"Kuratorium Okręgu
Szkolnego Lubelskiego w Lublinie.
Dnia 10.I.1930 Nr.11-631/30.
Sprawa: odczyty Juljusza Kaden-Bandrowskiego. Do P.P. Inspektorów Szkolnych,
Dyrekcyj Państwowych i prywatnych szkół średnich ogólno-kształcących seminarjów
nauczycielskich i ochroniarskich, szkół zawodowych, państwowego pedagogjum i
państwowego Wyższego Kursu Nauczycielskiego w Lublinie.
W najbliższym czasie na
teren Okręgu Szkolnego Lubelskiego przybywa znany pisarz Juljusz
Kaden-Bandrowski, aby wygłosić szereg odczytów, między innymi i dla młodzieży.
Zechcą Dyrekcje (P.P. Inspektorzy) przyjąć powyższe do wiadomości i gdy będzie
chodziło o odczyty dla młodzieży, nie stawiać przeszkód, lecz poczynić wszelkie
ułatwienia.
Za Kuratora Okręgu Szkolnego
F. Wojciechowski, Nacz. Wydziału."
Wszyscy wiemy, że Juljusz
Kaden-Bandrowski jest szerzycielem zasad szprzecznych z nauką Chrystusa.
Wobec tego, jako głosiciel i
stróż nauki Chrystusowej w djecezji Siedleckiej czyli Podlaskiej, w imię
otrzymanego nakazu od Zbawiciela: "Idąc tedy, nauczajcie wszystkie narody,
ucząc je chować wszystko, cokolwiek wam przykazał", zobowiązujemy Ks.
Dyrektora, Księży Prefektów i Duchowieństwo parafjalne, aby pouczyli rodziców i
młodzież kim jest Juljusz Kaden-Bandrowski, aby wezwali rodziców do
niepozwalania synom i córkom swoim na uczestniczenie w odczytach Juljusza
Kaden-Bandrtowskiego i aby oświadczyli, że katolik wierzący nie może mieć nic
wspólnego z dążeniami Juljusza Kaden-Bandrowskiego.
Dan dnia 19 stycznia 1930 r.
Henryk biskup.Te trzy
dokumenty: pismo ks. biskupa Łozińskiego, ks. biskupa Przeździeckiego i
sprawozdanie z kazania ks. biskupa sufragana Sokołowskiego budzą wiele
refleksyj. Co się musi dziać w duszy dziecka, które na lekcji języka polskiego
zaznajomi się z wierszem "Jaś nie doczekał" lub "Przed
sadem", na lekcji śpiewu z pieśnią "Nie rzucim ziemi", gdy nagle
na lekcji religji dowiaduje się z ust katechety, że autorka tych wierszy
"umiała się nadymać głupią pychą i bluźnić Bogu". - Jakie uczucia
budzić się muszą w sercu młodzieńca, który na zalecenie nauczyciela przeczytał
"Syzyfowe prace", "Popioły", "Ludzi Bezdomnych", gdy
nagle uświadomi go katecheta, że Żeromski - "to plugawiec, - to pisarz,
"kochający się w brudach, zatruwający duszę czytelnika" - to
człowiek, "który zasługuje nie na pochwały, ale, jako wielki grzesznik, na
modlitwy o zmiłowanie boże". - Jak wybrnie z sytuacji uczeń, któremu z
historji walk niepodległościowych nie obce jest nazwisko Kaden-Bandrowskiego,
gdy niespodzianie spotka się z pouczeniem, że "katolik wierzący nie może
mieć nic wspólnego z dążeniami tego człowieka".
W związku z listami biskupów
nasuwa się jeszcze jedna uwaga: pisma te zwracają się do katechetów, a nawet do
dyrektora gimnazjum, wzywając ich do przeciwdziałania zarządzeniom władz
szkolnych, a nawet do buntowania młodzieży i rodziców. A przecież ci sami
katecheci, jako funkcjonarjusze państwowi, przysięgali ongiś, że będą spełniać
swe obowiązki zawodowe, a przecież ustawy szkolne wyraźnie powiadają, że każdy
nauczyciel powinien zarządzenie swej władzy przełożonej ściśle wykonać, nawet w
tym wypadku, gdyby to zarządzenie to nie odpowiadało jego zapatrywaniom
osobistym. Pytam, czyje zarządzenie spełnili interesowani tu katecheci i
dyrektor gimnazjum, czy zarządzenie swego biskupa, czy tez władz państwowych i
jak z duchem pedagogiki pogodzić tę dwoistość władzy w szkole? Niedawno temu
(9.VI.1933 r.) zamieścił "Gość Niedzielny" pełen patosu artykuł
przeciw szkole i nauczycielowi pod wiele mówiącym tytułem: "Targanie duszy
młodzieży". Wypda zapytać, kto to właściwie targa tę duszę młodzieży? Czy
to nie kler właśnie takiemi destrukcyjnemi występami?
Ale nie na tem jeszcze
kończą się "wyczyny" pedagogiczne kleru. Z wielu miejscowości
dochodzą skargi, że księża, uczący w szkołach dość często usiłują ośmieszyć na
lekcjach religji nauczyiela i obniżyć jego powagę w oczach dzieci.
Oto kilka przykładów:
Ksiądz Sz. podczas nauki
religji przegląda zeszyty polskie, znajdujące się w szafie i poucza dzieci, że
zdanie, które im nauczycielka podyktowała, jest błędne.
W miejscowości Ch... odbyło
się pod kierunkiem nauczycielki przedstawienie dizeci szkolnych. Na najbliższej
godzinie religji ksiądz poświęcił omówieniu przedstawienia znaczną część
lekcji. Między innemi wyraził się następująco:
Przedstawienie było głupie,
a ten człowiek, czy ta człowieczka, co was tego nauczyła, jest głupia.
Ksiądz P. poucza dzieci, że
to, co im niektórzy nauczyciele na lekcjach mówią, to są brednie i dzieci nie
powinny ich słuchać. Urządza on na lekcjach religji egzaminy z języka
polskiego, daje dzieciom przy tej sposobności noty jak najgorsze i ogłasza te
noty z ambony.
Ksiądz H. mówi na lekcji
religji do dzieci, że ich nauczycielki nic nie są warte i że wobec tego należałoby
je przepędzić. (Ognisko Nauczycielskie" maj 1929.
W miejscowości W... zdarzył
się przykry wypadek. Podczas wycieczki szkolnej łodziami kilkoro dzieci wskutek
własnej nieuwagi wpadło do wody. Skoczył im ratunek nauczyciel i wszystkie
dzieci wyratował. Fakt ten omawiał ksiądz P. na lekcji religji w klasie IV-tej,
przypisując wypadek brakowi należytej opieki. Gdy dizeci broniły grona
nauczycielskiego, przypominając, że przeciez byli tam nauczyciele i kierownik,
ksiądz odpowiedział: "oni sami potrzebują opieki". ("Ognisko
Nauczycielskie" marzec 1929).W miejscowości K... na lekcji religji ksiądz
M. upominał ucznia takiemi słowami: "Tu nie siedzi zwyczajny nauczyciel,
ale kapłan, sługa Boży."
W miejscowości B. ksiądz
odzywa się do spaźniającego się ucznia: "Spaźniasz się, jak te profesory,
co? Ja cię puszczę do komunji! Jak te profesory się spaźniacie!?" (Polska
Zachodnia 23 maja 1930).Bardzo pouczające kazanie wygłosił ksiądz dziekan B. w
N. Między innemi tłumaczył dzieciom szkolnym następująco: "Uczcie się
tylko religji, a innego nie musicie, bo jak nie będziesz umiał czytać, to
pójdziesz do sąsiada, a on ci przeczyta".
Podrywanie powagi
nauczyciela przez księdza przybiera dość często postać mniej lub więcej jawnego
buntowania dzieci przeciw nauczycielowi, władzom państwowym.
"Głos Prawdy" (Nr.
3-ci z 1927) opowiada o prefekcie z B., który informuje dzieci o swej antypatii
do kierownika szkoły. Przywołuje je do siebie na plebanję, każe podpisywać
puste kartki, n aktórych potem sam wypisuje protest przeciw nauczycielowi,
sieje niezgodę między młodzieżą, doprowadza do tego, że wyższe klasy dzielą się
na dwie partje: partję nauczyciela i partję księdza.
Podobną sytuację wytworzył w
szkole ksiądz K. Namawia on dzieci, by nie brały w niedzielę udziału w próbie
śpiewu, zarządzonej przez inspektora, całuje dziecko w głowę, gdy to
zaproponowało napisanie pisma przeciw władzom szkolnym i nauczycielstwu,
ubolewa przed dziećmi, że nie może zwołać do szkoły zebrania rodziców, "bo
czy oni mi dadzą", w klasie VII poucza, że nauczycieli nic nie obchodzi,
co dzieci poza szkołą robią it.d. it.d. A skutkiem tych nawoływań dzieci do
nieposłuszeństwa, szerzenia fałszywych wieści, tych poniewierań autorytetu
nauczycieli i insynuacyj było to, że w niektórych klasach potworzyły się obozy,
co wysoce utrudniało pracę, a nawet jeden z uczniów miał odwagę odnieść się do
nauczycielki w ten sposób: "A dlaczego p. kierownik i nauczyciele nie
chodzą do kościoła, bo ksiądz K. powiedział, że p kierownik i nauczyciele
powinni wszyscy do kościoła chodzić". Jeden z ojców, wezwany w sprawie
syna, mówi: "Ja swemu synowi mówię, żeby nie słuchał księdza, tylko
nauczycieli".
"Ognisko
Nauczycielskie" ze stycznia 1931 r. zamieszcza następujący obrazek:
Ksiądz urządza rekolekcje, a
po spowiedzi zwołuje do pokoju oddział VII i VI, odczytuje skargę do biskupa na
nauczyciela, że uczy bezbożnych reczy i każe dzieciom podpisywać. Dzieci
protestują, mówią, że pan im tego na lekcji nie mówił i że nie podpiszą. Ale od
czegóż są sztuczki jezuickie, wiodące każdą drogą do celu? "Czy wam tak
mówił, czy inaczej, to wszystko jedno, ale mówił". - Groźna postawa
księdza, drzwi zamknięte, twarda dłoń, która potrafi do stolika zbliżyć
opierającego się, zrobiły swoje. Dzieci podpisały. Wróciły do domu, opowiadają
rodzicom, na zapytanie ich dlaczego podpisały, jeżeli to nieprawda, - krótka
odpowiedź: - "Ksiądz krzyczał, doskakiwał do nas, bałyśmy się". -
"I o wszystkiem, co ja wam mówię, nikomu nie mówcie, ani nauczycielom, ani
rodzicom." - Tajemnica! - To są ułamki tego, co się na lekcjach religji
dzieje, małe błyski, które wydarły się z pod nakazanej tajemnicy. Swą
destrukcyjną pracę posuwają niektórzy księża aż do organizowania wśród dzieci
szpiegostwa.
Ksiądz N. wypytuje się
dzieci podczas kolendy, czy to prawda, jakoby w szkole uczono, że niema ani
Boga, ani piekła, ani aniołów.
Ksiądz K. przyznaje, że
istnieje wywiad wśród dzieci szkolnych.
Ksiądz Kz. ucieka się do
ubliżającego szpiegostwa i wypytuje dzieci o czynności ich wychowawców.
Ksiądz M. mówi do
nauczyciela: "Ja mam w szkole między dziećmi szpiegów, którzy donoszą mi,
co pan robi i mówi".
Ten sam ksiądz publicznie
oświadcza: "Tylko jedno dziecko na całą szkołę powiedziało, co nauczyciel
mówił, bo inne boją się i nie powiedzą ani mnie, ani wam". Rodzice po
takiem powiedzeniu proboszcza bili w domu dzieci prawie do nieprzytomności,
każąc im wyjawić, co nauczyciel w szkole mówił".
Ksiądz T. ustanawia w każdej
klasie zaufanych uczniów, zwanych przez kolegów "skarżypytami",
"szpiegami", "bolszewikami" i t.p., którzy w tajemnicy
przed wychowawcami notują nieobecnych na nabożeństwach szkolnych". (Głos
Nauczycielski, str. 67. 1926).
Groza ogarnia, gdy się
pomyśli, ile spustoszenia moralnego w sercach dzieci takie "metody wychowawcze"
kleru wyrządzają.
I nietylko w ten sposób
deprawuje się dusze dziecięce: Z miejscowości M. donoszą, że 22.IX.1929 r.
odbyło się tam nabożeństwo szkolne, podczas którego ksiądz K. nawoływał dzieci
do zbierania składek na misje. Po nabożeństwie wręczył niektórym dzieciom
nieopieczętowane skarbonki i polecił małym kwestarzom iść na wieś po datki.
Równocześnie pouczył dzieci: "Jeśli zobaczysz policjanta, to schowaj
skarbonkę pod pachę, żeby nie widział".
Takto współpracują niektórzy
księża w wychowaniu lojalnych, uczciwych obywateli państwa.Wobec takich faktów
bledną inne grzechy pedagogiczne kleru, jak np. fatalne błędy językowe, które
spotykamy często w pisemkach klerykalnych: "Mały Gość" cieszy się
Tobie odpowiedzieć". - "Mały Gość nie będzie mógł oglądać wasze
jasełka". - "Wszystkie dzieci w Sierocińcu, dziewcząt i chłopców serdecznie
pozdrawia "Mały Gość". ("Mały Gość" 8.I.1933 i 5.II.
Uprawianie partyjniactwa
wśród dzieci zajmuje w metodach kleru bardzo poważne miejsce. Wspomniany przed
chwilą "Mały Gość" (19.II.1933) tak pisze w artykule p. t.
"Kochane dzieci"
"Słyszeliście lub
czytaliście, jak niedawno jeszcze temu niektórzy w Polsce chcieli usunąć
Sakrament małżeństwa, wzorując się na bolszewikach. Nie udał im się ten plan,
gdyż przekonali się, że katolicy czuwają, że katolicy nie dadzą się prowadzić
na ich sznurku. Obecnie znowu rzucili się na naukę religji w szkołach na
Śląsku, chcąc ją umniejszyć o dwie godziny, a następnie z pewnością usunąć Boga
i Jego naukę ze szkół. Powyższe przykłady to dopiero zaczątek jawnej walki
podjazdowej ludzi wrogich religji w Polsce" i t.d.
Osławiony "Gość
Niedzielny" z 8.II.1933 zamieszcza list rzekomo dziecka szkolnego
następującej treści:
"Kochany Mały
Gościu!" - Chodzę do 7 kl. szkoły powszechnej, chodzę do niej z wielką
przyjemnością. Z pośród wszystkich lekcyj najlepiej uczę się religji. Mamy jej
tylko cztery godziny w tygodniu. Jeszcze podobno chcą nam ją skrócić, ale by
nam bardzo dokuczyli, gdyby nam to najmilsze ze serca wyrwali. Drogi "Mały
Gościu", módl się za nami lub wstaw się za nas, by nam tej krzywdy nie
czynili, bo ja sądzę, że ten człowiek, który przyszedł na taki pomysł dostał
pomieszania zmysłów, inaczej tego sobie przedstawić nie mogę, jak można coś tak
okropnego uchwalić. K. H. uczennica 7 kl. szkoły powszechnej".
"Kurjer Lubelski" z 8.II.1932 przynosi następującą wiadomość:
"W szkole w Z. ksiądz
rz.-kat. dokonywał w dniu 21 i 22 stycznia b. r. niedozwolonego wymuszania od
uczniów klasy V, VI i VII podpisów przeciw projektowi Komisji Kodyfikacyjnej w
sprawach małżeńskich. No! I zapewne podpisy zdobył! Bo jakżeby inaczej!
Przecież "niezależna opinja katolicka" złożona z 10-cio i 12-latków
bardzo chętnie stanie w obronie nierozerwalności węzła małżeńskiego".
Z miejscowości Z. donoszą,
że tamtejszy ksiądz uczy w gimnazjum na lekcjach religji, że:
"1) polska obecnie nie
ma błogosławieństwa, ponieważ u steru rządu stoją masoni.
2) Ostatnie wybory do sejmu
na Śląsku odbyły się pod presją, a on o tem napisał już do kogo trzeba.
3) Więźniowie w Brześciu tak
cierpieli jak św. Jan.
Występy takie katechety -
kończy informator z Z. - wytwarzają niepożądany ferment wśród młodzieży, czego
objawem jest, że po skończonych takich lekcjach tworzą się zawsze dwa obozy z
uczni, którzy, politykując, skaczą sobie wprost do oczu.
"Ognisko
Nauczycielskie" z maja 1930 podaje fakt następujący:
"W szkole powszechnej w
S. naucza religji ksiądz O. Zabronił on dzieciom śpiewania na lekcji
"Pierwszej Brygady", oraz zaklinał dzieci, by sprzeciwiły się
nauczycielowi śpiewu, gdyby ten polecił im śpiewać tę pieśń.
W dniu 2 kwietnia b. r.
ksiądz O. słysząc, że dzieci klasy III śpiewają z nauczycielem "Pierwszą
Brygadę" wtargnął do klasy, nie usunął się z niej na żądanie nauczyciela,
lecz stanął za nim i mimiką, gestami zabronił śpiewania pieśni. Nauczyciel
wobec tego przerwał naukę, a zbożny kapłan zaczął chwalić dzieci: "Zuchy
jesteście, tak zawsze róbcie".
W dniu 4 kwietnia w klasie
piątej ksiądz O. zaczął krytykę obecnego systemu rządzenia, że w Polsce nie
rządzi Pan Prezydent Mościcki, tylko Piłsudski, że dawniej było lepiej, bo
podatki były mniejsze, a dzisiaj rząd nakłada podatki większe na gospodarzy, by
wypłacać pensje takim niedowiarkom, niemcom, którzy nas chcą zgermanizować.
Dalej zalecał nie śpiewać niemieckiej "Pierwszej Brygady" oraz zajął
się analizą jej treści, mówiąc, że słowa "na stos" to oznaczają, że
oni chcieliby wszystkich Polaków rzucić na stos". Dużo refleksyj budzi
zestawienie pewnych faktów w art. p.t. "Gdzie odpowiedzialność?"
("Przegląd Łomżyński" 22.XI.1931). Artykuł w wyjątkach brzmi:
Dnia 11 listopada
Społeczeństwo Łomżyńskie obchodziło uroczyście, jak nigdy przedtem, 13-tą
Rocznicę Odzyskania Niepodległości Polski, przyczem udział młodzieży szkolnej
był imponujący. patrząc na liczne i karne szeregi młodych obywateli, doznawało
się uczucia radości i ulgi duchowej, że rozpoczęte dzieło odbudowy
mocarstwowego stanowiska odrodzonego Państwa ujmie po nas we właściwe ręce nowe
pokolenie.
Dnia 12 listopada na skutek
zarządzenia księży prefektów odbyła się spowiedź młodzieży wszystkich szkół
państwowych i prywatnych. Tego samego dnia młodzież szkolna pod hasłem
"Precz z żydami" demonstrowała na ulicach miasta.
Dnia 13 listopada po odbytej
komunji św. młodzież usiłowała realizować hasła dnia poprzedniego. W
demonstracji wieczorowej wzięły udział również szumowiny miejscowe, a punktem
kulminacyjnym była owacja przed Kurją biskupią.
W dniu dzisiejszym ma się
odbyć "Uroczysty Wieczór ku czci ks. biskupa Stanisława Łukomskiego, oraz
publiczne złożenie hołdu ks. biskupowi z okazji jego imienin. Budzi się wśród
odpowiedzialnych sfer społeczeństwa uzasadniona obawa, by nie powtórzyły się
smutne wypadki dni poprzednich".Okresy wyborów - to zarazem okresy
wzmożonej "akcji politycznej" kleru w szkole. Dzieci szkolne bywają
wówczas dość często używane do rozdawania kartek wyborczych, broszur agitacyjnych
i t.p. (miejscowość Kb., Kl i inne).
I nic dziwnego, że katecheci
tak zapamiętale "politykują" na terenie szkoły. Leży przede mną
odezwa przedwyborcza ze Śląska Cieszyńskiego, zatytułowana: "Ludu
Katolicki", pod która widnieje 29 podpisów księży, a wśród nich: ksiądz
K.K. profesor religji w Bielsku, ksiądz A.P. profesor w Bielsku, ksiądz J.S.
profesor religji w Cieszynie, ksiądz Radca E.B. profesor religji w Cieszynie,
ksiądz F.T. profesor religji w Bobrku, ksiądz J.P. profesor w BIelsku, ksiądz
E.R. profesor religji w Skoczowie, ksiądz Dr. J.W. profesor religji w
Cieszynie.
Jeśli tych wszystkich
"profesorów" i "profesorów religji" nie rażą ich własne
nazwiska, zamieszczone wraz z tytułami pod "czysto katolicką" -
oczywiście opozycyjna listą wyborczą, to łatwo zrozumieć, że nie razi ich
również partyjnictwo, jakie oni, względnie ich koledzy uprawiają w szkole.
Rozwijanie na terenie szkoły
akcji misyjnej, a zarazem tworzenie różnych kółek religijnych wśród młodzieży
stanowi jeden z poważniejszych działów pracy pedagogicznej kleru. Do
działalności tej kler przywiązuje ogromną wagę.W Misjach Katolickich" ze
stycznia 1930 znajdujemy ustęp, poświęcony jednemu tylko działowi tej akcji, a
mianowicie: "Sekcjom Misyjnym Sodalicyj Marjańskich Uczennic Szkół
Średnich". Czytamy tam:
"Z bardzo wielu
względów natury pedagogicznej zasługuje na szczere poparcie ruch misyjny wśród
szkolnej młodzieży. Jest to twierdzenie, które już parokrotnie zostało
udowodnione na różnych zebraniach nauczycielstwa po katolicku myślącego. Nawet
stojący zdala od Kościoła potwierdzają to zapatrywanie. Dzięki zainteresowaniom
misyjnym, wprowadzonym do szkoły, umysł młodzieży wchodzi w znacznie poszerzony
krąg wiadomości, dziwnie barwny i pociągający młodzieńczą wyobraźnię i tak samo
serce, dzięki tym zainteresowaniom, urabia się w najlepszej szkole pracy i
poświęcenia dla szczytnej idei. Uwagi te nabierają szczególniejszego znaczenia w
zastosowaniu do młodzieży żeńskiej. Przecież praca misyjna to najcudniejszy
hymn miłości, owej miłości, która jest jakby duszą duszy kobiecej. Zarówno więc
młodzież żeńska, jak misje mogą dużo zyskać na obopólnem zetknięciu. Kontakt ów
musi być stały, jeśli ma być naprawdę pożyteczny. Zapał dla pracy misyjnej musi
w świątyni duszy kobiecej płonąć stale, jak "wieczna lampka". W
ogromnej większości wypadków możliwe to tylko wówczas, gdy ów zapał ujęto w
jakiś system, w jakąś organizację".
I istotnie "ujęty w
system" i eksploatowany na rzecz misyj zapał młodzieży żeńskiej wydał
poważne rezultaty:
"Sekcje Misyjne
Sodalicyj Marjańskich Uczennic Szkół Średnich w 1929 r. prenumerowały około
1.500 różnych czasopism misyjnych, nie licząc "Roczników Pap. Dzieła Rozk.
Wiary". Z książek misyjnych ich bibljoteki wykazały 744 dzieł i broszur. W
1929 r. urządzono 81 nabożeństw misyjnych, 158 wykładów i 17 wieczornic,
względnie akademij misyjnych. Roboty ręczne (hafty, szycie ornatów, bielizny
kościelnej i t.d.) zorganizowało 25 sodalicyj. Jałmużn na misje przesłano w
gotówce 6.392,05 zł. - Jakiż to przebogaty plon! - " (Misje
Katolickie" styczeń 1930).Pokaźne zatem są - jak widzimy - wyniki pracy
"Sekcyj Misyjnych Sodalicyj Marjańskich Żeńskich", a przecież jednak
nie dorównują one wynikom innych kółek religijnych. Oto "Mały GOść" z
22 stycznia 1933 r. donosi, że w miesiącu grudniu ub. r. dzieci, należące do
"Dzieła Św. Dziecięctwa Jezus", na terenie samej dziecezji
katowickiej złożyły kwotę 2.928 zł. 56 gr.
Jeśli uprzytomnimy sobie te
długie szeregi zabiedzonych, niedożywionych dzieci śląskich, które, obałamucone
wzruszającemi historyjkami o pogańskich murzyniątkach, potrafiły w ciągu
jednego miesiąca ostrego kryzysu ekonomicznego, w dzielnicy najwięcej
dotkniętej bezrobociem, zgromadzić blisko 3000 zł. na cele obce, nie mające nic
wspólnego ani z ich nędzą, ani z licznemi potrzebami państwa i społeczeństwa,
to ów rezultat "pracy pedagogicznej" kleru wydaje się czemś
potwornem.
A nic dziwnego, że takie
wyniki są u nas możliwe. W jednym ze sprawozdań misyjnych czytamy:
"Księża katecheci w
swoich szkołach wygłaszali w roku sprawozdawczym jedną, dwie konferencje na
tematy misyjne, a w kółkach i na wieczornicach urządzali referaty o misjach i
dziełach misyjnych. Urządzono w jednej dziecezji 842 nabożeństwa misyjne, 307
wieczornic po parafjach, 84 nabożeństwa i 144 wieczornic w uczelniach".
Inne sprawozdanie wspomina,
że w wyświetlaniu filmu misyjnego
"gremjalny udział miały
wszystkie szkoły, począwszy od Seminarjum Duchownego, Seminarjum Nauczycielskiego
i Gimnazjum, aż do szkół zawodowych i powszechnych. Był również na
wyświetlaniu, stojący garnizonem w S. 4 pułk saperów".Dodajmy do tego
masowe kolportowanie w szkołach pisemek takich, jak "Rycerz
Niepokalanej", "Mały Misjonarz", "Sodalis" i wielu
innych, referaty, wygłaszane w różnych kółkach, np. "Sekty i sekciarze w
Polsce", "Cud św. Januarego", "Sprawa Galileusza",
"Udział Polski w pracy misyjnej", "Jak pomagać misjom",
"Działalność misyjna zakonów św. Franciszka serafickiego", "Masonerja,
a młodzież", "Czego nas uczy prześladowanie Kościoła w Meksyku"
i t.d. i t.d., a oczywistą stanie się rzeczą, że młodzież, wychowywana w ten
sposób jest nie tylko bezbronna wobec zachłanności materjalnej kleru, ale
również wobec głoszonych przez niego poglądów politycznych i społecznych. Na
tle takiego kierunku wychowawczego, obejmującego niestety swym zasięgiem
poważne zastępy uczniów i uczennic, różne ekscesy młodzieży akademickiej stają
się zjawiskiem więcej zrozumiałem. Obecne projekty wprowadzenia akcji misyjnej
do programu nauki religji muszą wobec powyższego budzić poważne zastrzeżenia.
Kolportowanie różnych pism
klerykalnych na terenie szkoły usiłuje niekiedy przybierać formy b. charakterystyczne.
Kierownicy szkół w pewnej miejscowości otrzymali od jakiejś bliżej nieznanej
osoby p. Barbary K. pismo następujące:
Do W. Pana Kierownika szkoły
w K. H.
Będąc organizatorką na
miasto K. H. mam od ks. Redaktora Czerneckiego polecenia, wyznaczać m. in. w
szkołach po jednym zelatorze, któryby starał się o abonentów "Głosu Misji
Wewnętrznej" wśród nauczycieli i nauczycielek i doręczał im każdy miesiąc
wymienione pisemko.
Proszę o łaskawe polecenie
podległemu Panu Kierownikowi personelowi nauczycielskiemu, by nie bronił swemu
zelatorowi sprzedawania wymienionego pisemka, oraz by Szanowne Nauczycielki i
Nauczyciele zechcieli możliwie najliczniej abonować "Głos Misji
Wewnętrzenj".
Najprzewielebniejszy Ksiądz
Biskup Stanisław Adamski każe Sobie przedłożyć sprawozdania poszczególnych
organizatorek w szkołach, przyczem poleca, by przeczytane pisemka rozdawali
między ubogą dziatwę szkolną.
Proszę przyjąć i t.d.
Barbara K...Działalność pedagogiczna kleru wnosi często w życie szkoły wiele
chaosu i zamieszania.
Ksiądz D. np. przygotował z
dziećmi szkolnemi na akademję papieską imprezę w tajemnicy przed nauczycielami.
Ksiądz K. również bez
porozumienia się ze szkołą organizuje przedstawienie, a pociągnięty do wytłumaczenia
się, tak między innemi sprawę wyjaśnia:
"Jako proboszcz miałem
prawo w kościele na ambonie i w kancelarji parafjalnej informować młodzież
szkolną jak najlepiej ochodzić uroczystości świętych. Z tego prawa
skorzystałem. Jako ks. prefekt w szkole to samo robiłem. Sądzę się być
niezależnym od sądów kierownika szkoły w myśl rozporządzenia min. W.R. i O.P. z
dn. 25.VI.1923. Sądzę, że dzieci szkolne poza szkołą, pod opieką ogólną swych
rodziców i nadzorem Opieki Szkolnej mają możność obrócić się, gdzie uznają za
słuszne, o pomoc w zorganizowaniu obchodów. Tem bardziej w czasie, w którym
szkoła urzędowo uroczystości nie urządza".Ciekawie pojmuje swe stanowisko
w szkole ksiądz P. Pisze on list następujący:
K..., dnia 2.12.1929 r.
Do Kierownictwa miejscowej
szkoły kat. w K...
Nawiązując do naszej
wczorajszej, tak długo trwającej rozmowy donoszę, iż jako proboszcz tutejszej
parafji, udzielając lekcji religji, nie podlegam obowiązkom stałego, przez
województwo ustalonego katechety, zatem nie należę do grona nauczycielskiego i
sensu stricto.
Z tytułu duszpasterstwa
bowiem, jako proboszcz udzielam religji, które to czynności zachodzą z punktu
mego widzenia w zakres pracy duszpasterskiej, a nie katechety państwowo
opłacanego i do grona nauczycielskiego inkardynowanego.
W myśl "Wiadomości
Diecezjalnych" z dnia 20 września 1929 r. "ma duchowieństwo nietylko
prawo udzielać religji w szkołach powszechnych, ale nauka ta w pierwszym
rzędzie do niego należy".
Za czasów pruskich byli
proboszczowie inspektorami szkolnymi lokalnymi i powiatowymi, zatem niezgodnem
by było z godnością kapłańską, gdyby autorytet proboszcza zależny był od
autorytetu każdorazowego kierownika szkoły.
Sprawy nasze osobiste, miłe
czy przykre, będziemy załatwiać w kancelarji parafjalnej.
Z okazji mych Imienin
oczekują dzisiaj w południe gości, proszę zatem o łaskawe zastąpienie mnie w
moich godzinach.
Z góry już dziękując,
pozostaję z pozdrowieniem. Wasz Ks. F... P... Proboszcz.
A w cztery miesiące później
ten sam ksiądz pisze do kierownika szkoły inny list, który w wyjątkach brzmi:
"Powołując się na
rozporządzenie Władzy Duchowej z dnia 26.IX.1929 r. zapowiedziałem dzisiaj, iż
od 1 kwietnia będą się odprawiały nabożeństwa szkolne i to w środy i soboty o
godz. 7 rano, na które to nabożeństwa mają być prowadzone dzieci szkolne w
szeregach i dozorowane przez pp. nauczycielów, wzgl. pań.
Ze względu, że na Górnym
Śląsku mamy szkoły wyznaniowe, zachodzi zarządzenie to pod zakres
duszpasterstwa parafjalnego. Zresztą w kwietniu, w czasie wiosennym, żadnej
poważnej zimy już niema, tak, że dzieci na nabożeństwa przyjść mogą wzgl.
muszą.
Ks. F... P... Proboszcz
Widocznie dla nadania
niektórym swym słowom specjalnej wagi, podkreślił ks. P. w liście czerowym
atramentem zwroty następujące: "mają być prowadzone dzieci szkolne w
szeregach i dozorowane przez pp. nauczycielów, wzgl. pań", "na Górnym
Śląsku mamy szkoły wyznaniowe", oraz "przyjść mogą wzgl.
muszą".Zapowiadanie dzieciom różnych spraw z ambony z pominięciem szkoły
jest zjawiskiem dość powszechnem.
Ksiądz Kp. np. mówi w
kościele: "Oni (nauczyciele) kazali wam zebrać się w szkole, aby stamtąd
razem z wami przyjść do kościoła, lecz wy ich nie słuchajcie, przychodźcie
prosto do kościoła, sami sobie damy radę".
Ksiądz Kw. zapowiada z
ambony spowiedź dzieci szkolnych bez porozumienia się z kierownikiem. Na
zwróconą mu z tego powodu uwagę, twierdzi, że rozporządzenia władz szkolnych
nic go nie obchodzą, on stosuje się jedynie do zarządzeń biskupa, a rozmowę swą
kończy potokiem epitetów pod adresem nauczycielstwa: "Łajdaki, bolszewiki,
komuniści, ja was wszystkich porozpędzam!"
Ksiądz M. urządza spowiedź
szkolną w czasie feryj Bożego Narodzenia.
Ksiądz w L. radzi dzieciom
nie iść po pierwszej komunji przez dwa dni do szkoły, "by nie zgrzeszyły".
Ksiądz P. sprzedaje dzieciom
kartki do spowiedzi po 20 groszy ("Ognisko Nauczycielskie" czerwiec
1932).
Ksiądz D. zajmuje chłopców
szkolnych jako ministrantów. Chłopcy ci opuszczają często dla asystowania w
uroczystościach kościelnych naukę szkolną.
Takich i podobnych kwiatków
z "niwy pedagogicznej kleru" możnaby jeszcze wiele, wiele wyliczyć.
Możnaby tu np. zebrać dość interesujące głosy na temat wychowania fizycznego i
przysposobienia wojskowego młodzieży, zwłaszcza żeńskiej:
"Sport obecny,
przystosowany głównie do natury męskiej, wpływa ujemnie na sposób myślenia, czucia,
na zamiłowania i dążenia oddających mu się kobiet, przyczynia się do zacierania
różnicy płci" i t.d. - "Ponieważ chodzi o przysposobienie wojskowe,
wypada ze względu na naturę dziewczęcą, okazać wielką powściągliwość w
wychwalaniu tego pomysłu." ("Podręcznik Pedagogiczny" ks. Podoleńskiego,
str. 97 i 106).
Możnaby tu także podjąć
próbę szukania odpowiedzi na ciekawe zjawisko, dlaczego "Podręcznik Pedagogiczny"
ks. Podoleńskiego o 392 stronach druku znalazł niespełna aż cztery strony na
rozwinięcie takiego zagadnienia jak: "Wychowanie obywatelskie",
dlaczego tenże "Podręcznik" ryzykuje twierdzenie, że "poezja
romantyczna przeczuliła niektórych pod względem miłości Ojczyzny" (str.
227) - że, "dobry katolik na mocy katolickiej nauki, jest tem samem dobrym
obywatelem", (str. 280) - że, "praktykujący katolicy, znający dobrze
zasady wiary, posiadają już najważniejszą część przygotowania
pedagogicznego" (str. 24) i t.d.
Możnaby tu również
zastanowić się na "głębokiemi" myślami ks. Langiera, który w swej
broszurce "O wiejskich ochronkach" tak pisze:
"Wiadomo, że każda rzecz
im tańsza tem dostępniejsza, a więc łatweijsza i popularniejsza. Każdy przyzna,
że ochroniarka wykształcona i uzdolniona ma większe wymagania. A znów
zwyczajna, pobożna szwaczka na mniejszem poprzestanie. W mieście potrzeba
uzdolnienia większego, na wsi i mniejsze wystarczy. Nie tyle uczoności, ile
serca, serca i jeszcze raz serca chcemy od ochroniarki".
Jak więc widzimy, na
jakikolwiek pedagogiczny temat kler głos zabierze, czy opinję swą czynem
udokumentuje, to opinja ta jest nawskroś "oryginalną".Dekanat w
Pacanowie, prawdopodobnie celem spopularyzowania metod pedagogicznych kleru,
oraz przedłużenia sławy swego grodu, gdzie, jak wieść niesie ongiś kozy kuli i
kowala zamiast ślusarza wieszali, podjął następującą uchwałę:
"Dla poprawienia braków
wychowawczych w szkolnictwie uchwala dekanat zwrócić się do Akcji Katolickiej,
aby zechciała objąć referaty z dziedziny wychowawczej na zebraniach rejonowych
nauczycielstwa, głosząc je przynajmniej dwa razy do roku w każdym rejonie"
(Kielecki Przegląd
Diecezjalny" luty 1932).
Z pomiędzy różnych wyczynów
"pracy pedagogicznej" kleru wyróżnia się działalność księdza prefekta
Ł. z Łomży. Wprawdzie działalność ta nie jest tak bardzo różna od działalności
innych prefektów, ale zyskała sobie rozgłos dzięki procesowi, jaki wytoczył
ksiądz Ł. ośmnastu nauczycielom oraz redaktorowi "Przeglądu
Łomżyńskiego".
Sławny proces zakończył się
niesławną porażką księdza Ł. Wszyscy oskarżeni zostali uniewinnieni we
wszystkich instancjach sądowych, oskarżyciel ksiądz Ł. został skazany na poniesienie
kosztów procesu, sam proces rzucił snop światła na rolę, jaką kler w polskiej
szkole usiłuje odegrać.
Tłem procesu było
"Święto Sportowe", na którem miały wystąpić w zawodach również
uczennice Żeńskiego Seminarjum Nauczycielskiego. Do zawodów tych przygotowywały
się uczennice na stadjonie pod kierunkiem i opieką nauczycielki wychowania
fizycznego. Oczywiście ćwiczenia odbywały się w kostjumach gimnastycznych i ta
okoliczność właśnie stała się punktem zaczepnym do ataków na szkołę.
Ksiądz prefekt Ł. - rzekomo
w imię moralności - zapowiedział nauczycielce wychowania fizycznego, że nie
dopuści do tego, by uczennice brały udział w "Święcie Sportowem".
Istotnie, wkrótce potem kilka uczennic sodalisek odmówiło udziału w
ćwiczeniach, a dyrektor seminarjum odwołał wobec tego zawody. Zdawałoby się, że
na tem powinna być sprawa zakończona, a ksiądz Ł. - syt tryumfu - winien
uspokoić się na czas jakiś.
Ale nie. W dniu Bożego Ciała
odczytano w kościołach diecezji łomżyńskiej orędzie biskupie, ganiące Święto W.F.
i P.W., a specjalnie piętnujące Seminarjum Nauczycielskie Żeńskie. O orędziu
tym jedna z nauczycielek p. G. zeznaje w procesie następująco:
Byłam z uczennicami w
kościele w dzień Bożego Ciała. Podczas nabożeństwa było odczytane "orędzie"
ks. biskupa Łukomskiego. Miałam uczucie, że spada od ołtarza na nauczycieli
niesprawiedliwość, a w oczach uczennic widziałam zdziwienie i wzrok pełen
zapytania...Oczywiście orędzie oburzyło w wysokim stopniu grono nauczycielskie,
które wystosowało do księdza prefekta Ł. pismo następujące:
Łomża, 26.V.1932 r.
Do Księdza Aleksandra Ł...,
Nauczyciela religji w Państwowem Seminarjum Nauczycielskiem Żeńskiem w Łomży.
Na skutek orędzia
biskupiego, odczytanego w kościołach tutejszej diecezji w dniu 26.V.1932
zebrali się niżej podpisani i stwierdzili, że orędzie to zostało wywołane
niekoleżeńskiem postępowaniem Księdza w stosunku do nas i fałszywą
interpretacją faktów.
Wobec tego uważamy, że
Ksiądz ponosi odpowiedzialność za : 1) wprowadzanie destrukcji w pracy
wychowawczej na terenie szkoły, 2) rozdźwięku między nauczycielstwem a
młodzieżą, 3) kopanie przepaści między społeczeństwem.
W wyniku powyższego
przestajemy uważać Księdza za kolegę i nie podajemy mu ręki.
Podpisy grona
nauczycielskiego).
Witczak, Zarośliński,
Gulbińska, Grzymknowska, Zdziarski, Korynkiewiczówna, Kronenberg, Kronenbergowa,
Piotrowska, Gawarecka, Jaworowski, Żarnoch, Filipczuk, Muszyna, Kochański, Cywińska,
Folwarczna, Kozłówna.
List powyższy przedrukował w
parę dni później "Przegląd Łomżyński".
Dotknięty bojkotem ksiądz Ł.
zaskarżył wszystkich podpisanych pod listem oraz redaktora "Przeglądu
Łomżyńskiego" p. Piotrowskiego do sądu o zniesławienie i w ten sposób
sprawa cała znalazła się przed forum sądowem.Proces sam był niezwykły w swoim
rodzaju. Na ławie oskarżonych zasiadło omal że całe grono nauczycielskie,
oskarżał ksiądz prefekt, który na świadków wezwał pięciu innych księży i
kilkanaście uczennic, przeważnie sodalisek. - Grono nauczycielskie w szukaniu
świadków było w gorszem położeniu. Nie mogło przecież wezwać do sądu, śladem
księdza, innej grupy uczennic, bo jakkolwiek wiele z nich mogłoby wnieść dużo
potępiających księdza momentów na rozprawę, to ten wzgląd nie mógł przeważyć
względów wychowawczych. Nauczycielom etyka i poczucie moralności nie pozwoliło
bronić się kosztem paczenia dusz młodzieży szkolnej. Nie miał tych skrupułów
zawodowy umoralniacz ksiądz prefekt Ł. - Ze strony nauczycielstwa stanęli
zatem, jako świadkowie, wyłącznie ludzie dorośli, zajmujący poważne stanowiska
w społeczeństwie, ludzie, którzy mieli sposobność poznać kierunek wychowawczy
szkoły i odpowiednio go ocenić.
I to był jedna cecha
charakterystyczna procesu, która każdemu bezstronnemu obserwatorowi nasuwała
szereg refleksyj.Brak miejsca nie pozwala mi na przytoczenie wszystkich tych
istotnie ciekawych momentów, w jakie proces obfitował. Ograniczę się tylko do
niektórych.
A więc przedewszystkiem w
zeznaniach księdza Ł. uderzała płytkość i kruchość oskarżenia. Wie wprawdzie
ksiądz Ł., że uczennice ćwiczyły na stadjonie, że ujemnie się o tem wyrażały
kobiety wiejskie, wracające z targu, słyszał również, że podobno uczennice
biegały na stadjonie z żołnierzami, ale on sam nawet tego stadjonu nie widział,
ani też nikt z rodziców nie zwracał się do niego ze skargami. Jedynym zarzutem,
który ksiądz stwierdził naocznie, jest to, że kostjumy goimnastyczne uczennic
były - zdaniem jego - nieprzepisowe i nieskromne.
Księdzu Ł. przychodzą z
pomocą jego koledzy w sutannach. Niestety oni sami również wiele nie widzieli z
wyjątkiem może księdza Kł., tego samego prefekta, kapelana harcerstwa i
moderatora sodalicji, który słynie w Łomży z listów miłosnych do uczennic i z
przejażdżek samochodowych sam na sam ze swemi wychowankami. Otóż ten ksiądz Kł.
widział wprawdzie raz dziewczynki, ćwiczące w strojach gimnastycznych, ale
widok ten - jak twierdzi - tak go zdenerwował, że nie jest w stanie opisać, jak
stroje sportowe dziewcząt wyglądały.
Inni księża nawet tego nie
widzieli, natomiast słyszeli dużo, bo, jeśli wierzyć księdzu Ż.: "masa
osób przychodziła do księży, jako miarodajnych czynników, którzy dbają o
moralność i prosiła, by interwenjować w tej sprawie".
Najskrupulatniejszym z
księży okazał się ksiądz infułat Szcz. Zaprosił on - jak sam zeznaje - czterech
gospodarzy, którzy wersje zbadali i spisał z nich odpowiednie zeznania.
Zeznania istotnie ciężkie: "żołnierze trzymali linki, przez które
uczennice skakały", "uczennice z żołnierzami brykały i piły lemoniadę",
"uczennice bawiły się z żołnierzami w siatkówkę", "uczennice
były nieskromnie ubrane" i t.d.
Zeznania te jednak prysły
rychło w świetle faktów. O trzymaniu linki przez żołnierzy nie mogło być mowy,
bo od tego są specjalne stojaki (zeznanie p. K.); nauczycielka dbała o to, by w
pobliżu ćwiczących się uczennic nie było osób postronnych (zeznania p. K., p.
L., p. Ł., p. L., p. J.) więc i wspólne gry uczennic z żołnierzami miały
miejsce tylko w fantazji tego, który zapewne, chcąc zrobić przyjemność swemu
proboszczowi, takich informacyj mu udzielił, nieskromne zaś stroje według
twierdzeń b. dyrektora Seminarjum p. L., komendanta P.W. kapitana Ł.,
instruktorki P.W. p. L. oraz samej nauczycielki wychowania fizycznego p. K.
były niczem innem, jak tylko przez M.W.R. i O.P. kostjumami gimnastycznemi.
Zarzut zatem podstawowy, na
którym ks. biskup Łukomski oparł swoje orędzie, okazał się nieuzasadniony.
Natomiast okazały się uzasadnione te zarzuty, któremi grono nauczycielskie
umotywowało bojkot towarzyski księdza Ł.Bo oto istotnie ksiądz Ł. wprowadzał
destrukcję na teren szkoły, istotnie szerzył rozdźwięk między nauczycielstwem,
a młodzieżą, istotnie kopał przepaść między społeczeństwem, a nauczycielstwem.
Udowodniły to następujące fakty:
1) Ksiądz Ł. namawiał
komitet rodzicielski, by ten zażądał od władz szkolnych usunięcia nauczyciela
p. Z. (zeznania p. Z, p. K., p. H.).
2) Ksiądz Ł. mieszał się do
nauczania innych przedmiotów i to w ten sposób, że fakta naświetlone przez
nauczycieli, naświetlał po raz drugi uczennicom inaczej, podkopując w ten
sposób zaufanie do nauczycieli (zeznania p. Zd., ks. Ł.).
3) Ksiądz Ł. był przeczulony
na tle religijnem, wszędzie widział zło. Tej właściwości ks. Ł. przypisać
należy jego opinję: "Zakład (mowa o seminarjum), w którym szerzy się
rozpusta, należy zamknąć. (zeznania p. F., p. L., p. D.).
4) Ksiądz Ł. namawiał
uczennice do nierespektowania zarządzeń władz szkolnych i niećwiczenia na
boisku (zeznania p. K., p. M., p. L.).
5) Ksiądz Ł. przyjmował w
swem mieszkaniu kawalerskiem wizyty uczennic (ks. L., ks. G., p. L., p. D.).
6) Ksiądz Ł. niesympatyczne
sobie uczennice prześladował (ks. Ł., p. S., p. B.).
7) Ksiądz Ł. wciągał
niepotrzebnie do spraw osobistych grona młodzież szkolną i rodziców (p. D., p.
S., p. Sz.).
8) Ksiądz Ł. był moralnym
sprawcą prowokacyjnego okrzyku, jaki wzniosła jedna z uczennic podczas
akademji, urządzonej ku czci Marszałka Piłsudskiego (p. S.).
9) Ksiądz Ł. usposabiał
niechętnie uczennice do Marszałka Piłsudskiego (p. CH.).
10) Ksiądz Ł. wyrażał się
nieprzychylnie o Przysposobieniu Wojskowem Kobiet i Związku Nauczycielskim (p.
W., p. G., p. Ch.).
11) Ksiądz Ł. spowodował, że
między uczennicami był rozłam. Jedne szły za głosem księdza, inne przeciw
księdzu (p. W., p. G.).
12) Ksiądz Ł. tolerował, że
w seminarjum była sieć szpiegowska która zajmowała się śledzeniem swych
koleżanek oraz tego, co się robi w szkole i donosiła o wszystkiem księdzu (p.
W., p. Ch.).Tak wygląda według zeznań sądowych, składanych przeważnie pod
przysięgą "działalność pedagogiczna" księdza Ł. na terenie Seminarjum
Nauczycielskiego Żeńskiego w łomży.
Lista "wyczynów"
obejmowałaby niewątpliwie dużo jeszcze ciekawszych punktów, gdyby wszystkie
uczennice, a nie tylko zaufane księdza Ł., składały zeznania. Wystarczy jednak
i ta lista, by odtworzyć sobie to tło moralne, jakie pedagodzy tacy, jak ks.
Łada czy ks. Kłoskowski wokół siebie stwarzają.
I dlatego dodatnim punktem
procesu łomżyńskiego jest przedewszystkiem ta okoliczność, że w czasie przewodu
sądowego pod druzgocącym naporem faktów ława oskarżycielska, z zasiadającym na
niej księdzem Ł., stała się w sensie moralnym ławą oskarżonych. Równocześnie
moralnie współoskarżonymi byli ci wszyscy księża, którzy, pracując w
szkolnictwie, wnoszą tam z całą świadomością destrukcję, a niekiedy i
demoralizację.
Proces łomżyński, jak rzadko
który inny, podkreślił silnie te prawdę, że pedagodzy w sutannach, to często
źródło zamętu i destrukcji w szkole. Przed takiemi pedagogami należałoby szkołę
bronić energicznie.
Kler a organizacje nauczycielskie
Treść: Dwie różne organizacje nauczycielskie. Wstecznicy nauczyciele, a pisma klerykalne. Ideologja Stowarzyszenia a ideologja kleru. Kler w roli organizatorów i opiekunów Stowarzyszenia. Związek Nauczycielstwa Polskiego. Dlaczego kler zwalcza Związek. Metody zwlaczania związku. Odezwa episkopatu w przeróbce "Gazety Świątecznej". Odpowiedź Senatora Prezesa Nowaka. Odpowiedź nauczycielstwa związkowego.
Ustosunkowanie się kleru do
istniejących organizacyj nauczycielskich stanowi dość charakterystyczny rys
szkolnej polityki duchowieństwa.
Jak wiadomo, nauczycielstwo
posiada własne organizacje zawodowe. Nauczyciele szkół powszechnych, szkół
średnich ogólnokształcących, szkół dokształcających zawodowych oraz
wychowawczyie przedszkoli należą do Związku Nauczycielstwa Polskiego,
organizacji liczącej 45.000 członków. Poza tą organizacją nauczycielską drobna
część nauczycielstwa szkół powszechnych skupia się w Stowarzyszeniu
Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych, a część
nauczycielstwa szkół średnich - w T. N. S. W. Poza tem istnieje pewna ilość
nauczycieli niezorganizowanych, czyli t. zw. "dzikich".Otóż znamienną
jest rzeczą, że czułą, wprost ojcowską opieką otacza kler stale Stowarzyszenie
Chrześcijańskie, - dość dużemi względami kleru cieszą się nauczyciele
"dzicy", natomiast nie znajduje zupełnie łaski w oczach duchowieństwa
Związek Nauczycielstwa Polskiego. Z przytoczonych poprzednio faktów, jeśli w
nich o atakach na nauczycieli była mowa, przynajmniej 95%, o ile nie 991/2%
odnosi się do nauczycielstwa związkowego.
Dlaczego tak dziwnie
układają się te stosunki? Odpowiedzi na to szukać należy w ideologji Związku i
w ideologji Stowarzyszenia. Podczas gdy Stowarzyszenie trzyma się kurczowo tej
linji, jaką wytycza mu stale polityka kleru, Związek Nauczycielstwa kieruje się
własną ideologją, zdążającą do postawienia szkoły i oświaty w Polsce na
odpowiedniej, należnej jej wyżynie. Podczas gdy inicjatorom i pionierom Związku
przyświecała stale myśl wyzwolenia szkoły z wszelkich krępujących jej rozwój więzów
i stworzenia przez to silnych podwalin państwowości polskiej, - to ideą, która
powołała do życia Stowarzyszenie, było hasło obrony wyznaniowej szkoły i hasło
utrzymania oraz wzmocnienia w szkole wpływów wyznaniowych.Że istotnie oblicze
duchowe Stowarzyszenia Chrześcijańskiego dziwnie harmonizuje z poglądami,
głoszonemi przez duchowieństwo, i że wskutek tego te dwie grupy społeczne
wykazują dość daleko posuniętą i uzgodnioną współpracę, niech o tem świadczą
poniższe materjały:
W klerykalnem
"Słowie" z 3 czerwca 1930 r. wypowiada swe poglądy jakaś
"Nauczycielka z tajnej oświaty". Boi się ona panicznie nauczycieli z
innych dzielnic i twierdzi, że -
"przyszłość tutejszego
kraju w złe, niegodne, a przede wszystkiem obce i nieświadome złożono
ręce", - że, pragniemy tylko sami, ale to zupełnie sami, życie swoje, a
przedewszstkiem szkolnictwo, budować i z ludem tutejszym sami (bez tłumaczów)
się porozumiewać", - że, "łączyć i kojarzyć może tylko człowiek
naszej ziemi, znający, rozumiejący, a nadewszystko kochający ją i w niej ideę
Wielkiej Polski", - a kończy swe wywody znamiennem oświadczeniem:
"Nie potrzeba nam polityki, ani związków zawodowych nauczycielskich,
trzeba ludzi naszych, którzy rozdźwięków i różnic pogłębiać nie będą".Toż
samo klerykalne "Słowo" dnia 17.VI.1930 r. umieszcza inny artykuł,
podpisany pseudonimem "Dzika nauczycielka".
Owa dzika nauczycielka tak
pisze o Związku Nauczycielstwa Polskiego::
Pracujecie na szkodę kraju i
Pastwa, z którego soków żyjecie... dlatego my "dzikie nauczycielstwo"
do was należeć nie chcemy. W szkolnictwo nasze skonsolidowane i zcementowane
wspólnemi walkami i przeżyciami i nadewszystko umiłowanemi ideałami,
wnieśliście materjalistyczną bezideowość najeźdżców, a przedewszystkiem
ignorancję. Wybaczcie porównanie, ale najazd wasz przypomina najazd carskich
czynowników, bo i oni walczyli z Kościołem, ziemiaństwem i organizacjami narodowemi.
Bardzo charakterystyczna
jest ta współpraca klerykalnej gazety z nauczycielstwem "dzikiem" o
tego rodzaju "dzikich" poglądach.Nie tylko "Słowo"
wileńskie udziela tak gościnnie miejsca na łamach swojego pisma. Również
klerykalny "Głos Narodu" z 18.VII. 1930 r. drukuje ciekawy artykuł
pana H.W., kierownika szkoły, który między innemi tak pisze:
W tej walce o piękny
charakter - w walce o godność ludzką Bóg dopomógł człowiekowi, tworząc
organizację osobną, Kościół, a jego sługi i ministrów czyniąc pośrednikami
między ludem a Sobą. Nauczyciel więc musi być dobrym członkiem kościelnej
organizacji i wq tym podporządkować się autorytetowi duchowieństwa.
Ponieważ ksiądz wychowuje
rodziców, wychowawców dziecka i współpracowników nauczyciela, nie wolno
nauczycielowi tej pracy paraliżować, ale raczej współpracować; w przeciwnym
razie praca jego napotka na trudności nie do zwalczenia.
Nauczycielowi najlepiej
byłoby wczuć się w filozofję Wielkiego Biedaczyny z Asyżu, który w łachmanach,
o głodzi i chłodzie odrodził świat.Oczywiście nauczyciel, zalecający swym
kolegom podporządkowanie się autorytetowi kleru i wczuwanie się w filozofję
Wielkiego Biedaczyny, co w łachmanach, o głodzie i chłodzie odrodził świat, -
to typ, który jest ideałem kleru i który daltego ze strony tego kleru może
liczyć na pełne poparcie i uznanie. Dla takich typów łamy "Głosy
Narodu" i innych pism klerykalnych są i zawsze będą otwarte.
Takie typy skupiają się w
znacznej części w Stowarzyszeniu Chrześcijańsko-Narodowego Nauczyciela Szkół
Powszechnych. Między jego ideologją, a ideologją kleru istnieje ścisła
zależność i podobieństwo.
I tak: sukcesem wielkim
kleru było zdobycie w 1925 r. niekorzystnego dla Państwa konkordatu. Pochwala
ten moment członek Stowarzyszenia p. Kornecki, który dnia 28.I.1927 r. tak się
w Sejmie wypowiada:
Dumni jesteśmy, że nasz
człowiek, p. Grabski, doprowadził do zawarcia konkordatu, który wzmocnił nasze
stanowisko na terenie międzynarodowym. ("Nauczyciel Polski" Nr. 3,
str. 4, rok 1927).Kler stawia zawsze na pierwszem miejscu Rzym, a na drugim
Polskę, więc też i Zarząd Oddziału Wołyńskiego z prezesami kół Stowarzyszenia
składa 8.VI.1930 r. hołd ks. biskupowi Szelążkowi i zapewnia go o swej
wierności najpierw Kościołowi a potem Ojczyźnie ("Nauczyciel Polski"
Nr 14, str. 9, 1930 r.).
Szkoła wyznaniowa jest
postulatem, do zrealizowania którego dąży konsekwentnie kler w Polsce. Pomaga
mu w tem gorliwie Stowarzyszenie Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielstwa. W
spawozdaniu Zarządu Okręgu Śląskiego z 12.II.1928 r. czytamy:
Tu podkreślił p. prezes
znaczenie szkoły wyznaniowej, ważność czynnika religijnego w wychowaniu i
nauczaniu, domagając się, by w szkołach uczyło nauczycielstwo katolickie,
naprawdę religijnych przekonań. Kwestja religijnego nauczania powinna być ze
strony Stowarzyszenia tem silniej akcentowana, że coraz częściej zdarzają się
zwyrodnienia młodzieży, wychowywanej w antyreligijnym duchu.W
"Memorjale" Śląskiego Zarządu Okręgowego Stowarzyszenia znajdujemy
znów następujące postulaty:
punkt 3-ci: "by Władze
szkolne nie dopuszczały do zmiany nazwy "Katolicka Szkoła Ludowa;
punkt 12-ty: "by
członkami Komisji egzaminacyjnej były osoby tego samego wyznania, co składający
egzamin kwalifikacyjny".
"Nauka religji w szkole
- zdaniem kleru - winna dominować do tego stopnia, by inne wiadomości udzielane
w szkołach młodzieży, wyglądały na jej pomocnice (Ks. Guerry "Kodeks Akcji
Katolickiej" str. 30), a Stowarzyszenie Chrześcijańskie obawia się znów,
by wprowadzeniem do szkół "nauki obywatelstwa" nie stworzyć konkurencji
nauce religji. W zeszycie III-cim z 1031 r. "Szkoły" czytamy na ten
temat następujące uwagi:
Projekt programu nauki o
Polsce współczesnej ma właściwie dwa tytuły, bo w nawiasie nazwany jest
"nauką o obywatelstwie". Jest to błąd, w założeniu nie można bowiem
identyfikować pojęć różnych. Wydaje się, że autorowi czy autorom projektu
chodziło głównie o rozwinięcie tytułu zawartego w nawiasie, a przedewszystkiem
o wprowadzenie do szkoły nauki o moralności publicznej, zastępującej, jak np.
we Francji, naukę religji. Takie postawienie sprawy przy rónoczesnem nauczaniu
religji jest niepotrzebne i niebezpieczne, stwarzać może bowiem w życiu
szkolnem szereg konfliktów, wynikających z róznego ujmowania zjawisk.
Zawarty w nawiasie tytuł
projektu należałoby skreślić, a treść nauki o Polsce współczesnej zmienić
gruntownie, dostosowując ją do właściwej nazwy. Nie wzorujmy się na naszym
sąsiedzie wschodnim i pozostawmy socjologję umysłom bardziej dojrzałym, a etykę
0 nauce religji; nie usiłujmy na podstawie teoretycznych ogólnoludzkich
rozważań formować "państwowo" wychowanego obywatela, lecz na
podstawie znajomości kraju, jego piękna, nawiązań do wielkiej przeszłości,
tradycyj i kultury kształtujmy poczucie narodowe i miłość ojczyzny wśród
młodzieży.Zupełnie zgodne jest również stanowisko kleru i nauczycielstwa
stowarzyszeniowego w sprawie okólnika Bartla.
Obecny okólnik jest tylko
wykonywaniem konkordatu, a ma znaczenie nie tylko z punktu widzenia formalnego,
ale i dlatego, że coraz więcej wrogów wewnętrznych czyha na zdrowie moralne
młodzieży i dlatego należy wzmocnić walor religijny w wychowaniu narodowem.
Opozycja zwraca się głównie przeciwko praktykom religijnym, a wszak religja bez
praktyk jest martwa. Mamy pełne zaufanie do naszego duchowieństwa.
(Przemówienie w Sejmie 28.I.1927 r. p. Korneckiego).
Uważa się kler z racji swego
stanowiska za powołanego do rządzenie szkołą i nauczycielstwem, a utwierdzają
go w tem przeświadczeniu różne serwilistyczne mamorjały w guście poniższego,
jaki został wręczony biskupowi z okazji jego wizyty kanonicznej:
Nauczycielstwo szkół
powszechnych w W.P..., pomnąc za świetne tradycje narodowe i katolickie ludu
śląskiego, gromadzącego się u stóp Matki Boskiej Piekarskiej, przyrzeka J.E.
ks. Arcypasterzowi i oświadcza, że stać będzie na straży tej, co z ołtarza
miejscowego kościoła dzieli mnogiemi łaskami wierny lud śląski i zawsze będzie
nieugiętym zwolennikiem szkoły wyznaniowej, którą dziś cały szereg ludzi stara
się wstrząść w posadach, nadto, równocześnie z wychowankami, wykonywać będzie
praktyki religijne.
Korzystając z pobytu J.E.
Najprzew. ks. Biskupa pozwalamy sobie wysunąć poniższe dezyderaty i żywimy
nadzieję, że zostaną życzliwie przyjęte i rozpatrzone.
Tu następuje wymienienie
następujących próśb:
1) o wydanie przy współudziale
nauczycielstwa podręczników szkolnych z zakresu religji,
2) o wydanie śpiewnika
kościelnego,
3) o wydanie do użytku szkół
powszechnych żywotów świętych,
4) o nadesłanie
nauczycielstwu misyj kanonicznych.Lubi kler wtrącać się do spraw prywatnych nauczyciela,
zwłaszcza lubi kontrolować spełnianie przez nauczyciela praktyk religijnych.
Pojętnymi naśladowcami kleru w tym kierunku jest pan K..., kierownik szkoły,
który do nauczyciela odzywa się w te słowa:
Będę alarmował do wszystkich
wyższych władz kościelnych, jak również i świeckich, porozumiewał się osobiście
z panem inspektorem i.t.p., słowem w ten czy w jakikolwiek inny sposób
przyczynie się do tego, iż pan będziesz musiał chodzić do kościoła.
Nawet w sprawach ściśle
pedagogicznych wykazuje nauczycielstwo wiele wspólnych poglądów z klerem.
"Nauczyciel
Pomorski" z marca 1930 r. tak się np. wypowiada na temat kar cielesnych:
Niejednym nauczycielom,
przybyłym na posadę, sprawia dużo trudności opanowanie klasy. Ekscesom
dziecięcym niema końca. Upływa sporo czasu, zanim pozna się nazwiska, zanim
klasa się ułoży i zanim wychowawca może rozpocząć normalną pracę. Dużo
drogocennego czasu idzie na marne, a ile zdrowia i energji zmarnował nauczyciel
w tym czasie. Bez spokoju pracować ne można. I walczy ten biedak wychowawca z
klasą, tłumaczy, prosi i grozi, aż powoli, powoli nastaje spokój i "klasa
jest opanowana". Inny natomiast obiera krótszą drogę, - zagrozi raz i
drugi, a gdy to nie poskutkuje, ukarze; - i od razu cisza jak makiem siał. Bez
utraty sił i czasu, niestargawszy nerwów swych - rozpoczyna normalną pracę
natychmiast, gdy tymczasem ten drugi jeszcze o normalnej pracy pomyśleć nie
może, bo dzieci starają się wykorzystać swobodę i przygotowują biedakowi liczne
niespodzianki. Któryż z nich wybrał drogę lepszą? - Nie wierzę, aby kij
wychowywał - ale stworzy on atmosferę spokoju i ładu i umożliwi pracę
wychowawczą.
W dalszym ciągu artykułu,
jako uzasadnienie wygłoszonej tezy następują liczne przykłady, w których
zjawiają się takie zwroty: "W gębeby mu pani dała", lub "Niech
mu pan da w pysk".
Jakże te poglądy na karę
cielesną harmonizują pięknie z wywodami ks. Podoleńśkiego i "Królowej
Apostołów", omówionemi w dziale o pedagogice kleru.Nieszczególne są
zazwyczaj pomysły kleru, gdy usiłuje coś nowego w szkole zaprowadzić, - dość,
przytoczyć instytucję "katów" u księdza K... Stowarzyszenie także
niezawsze ma zbyt szczęśliwe w tym kierunku pomysły. Oryginalnym dokumentem
może się pochlubić jedno z kół stowarzyszeniowych. Oto rozesłało ono ankietę do
dzieci szkolnych o następujących pytaniach:
1) Czy modliłeś się
(rzekałeś) wczoraj wieczorem?
2) Jakie pacierze odmówiłeś
(pacierz rzekałeś)?
3) Za kogo modliłeś się
(rzekałeś)?
4) Czy modliłeś się głośno
czy pocichu?
5) Czy modliłeś się stojąc
czy klęcząc?
6) Gdzie modliłeś się (kajeś
rzekał)? - w którym pokoju, przed łóżkiem, na łóżku albo gdzieindziej?
7) O której godzinie
modliłeś się?
8) Kto ci wczoraj wieczorem
przypomniał, że się masz modlić?
10) Czy modliłeś się
pobożnie? Jeżeli nie, to dlaczego?
11) Czy modliłeś się dziś
rano? i.t.d. dziewięć dalszych pytań podobnych.Analogja między klerem a
nauczycielstwem stowarzyszeniowem zaznacza się jeszcze w jednym kierunku: w
niewybrednem atakowaniu nauczycielstwa związkowego i to nietylko na łamach
prasy zawodowej, ale rónież i w pismach brukowych. Oto jakiś
"Nauczyciel-Stowarzyszenioweiec" pisze w "Haśle
Podwawelskiem" (2.XI.1930 r.) napastliwy artykuł o długim, kilkuzdaniowym
tytule:
Nauczyciele pojmujący
godność narodową potępiają dążenia odłamu Zw. Pol. Nauczycielstwa Szkół
Powszechnych. - Stowarzyszenie Chrześcijańsko-Narodowe Nauczycielstwa Szkół
Powszechnych nie chce wolnej szkoły. Potępienie działalności władz szkolnych. -
Stowarzyszenie nie przyjmuje żydów na członków.
"Piętnastogroszowa
"Gazeta Śląska" z czerwca 1924 r. zamieściła artykuł p.t.
"zdemaskowali się". Wstęp do artykułu brzmi następująco:
Zarzą Okręgowy Stow.
Chrześc. Nar. Nauczycielstwa szkół powszechnych Województwa Śląskiego przesyła
nam następujący artykuł z prośbą o zamieszczenie.
A treść artykułu w wyjątkach
brzmi tak:
Na zjeździe Ogniskowcy
zdarli zasłonę z własnej twarzy, uchylili przyłbicę , sami się zdemaskowali.
Z wrzaskiem żydowskim zdarli
maskę z twarzy - zatykając na szańcu swych haseł sztandar "międzynarodówki"
z dewizą "precz kościołem i religją".
Nie wystarczył Ogniskowcom
atak na religję, rzucili się również z pianą wściekłości na ustach na Władzę.
Jako zwolennicy eksperymentów wywrotowych nie mogą znieść stosunków
uregulowanych, dla nich potrzebny jest jak największy rozstrój i niezadowolenie,
by mogli na tem podłożu zaszczepiać swe idee przewrotu i urządzać świat wedle
swoich pomysłów.
Czemże dla Związkowców
Polska, czemże nasze święte tradycje, które przyświecały naszym przodkom pod
Cecorą, Chocimiem, w obronie Częstochowy, czemże męczeństwo Krożan, i dzieci
Wrześni, czemże ofiary Lignicy i Warny, czemże bestjalskie mordowanie księży
Budkiewiczów i bydlęce znęcanie się na Arcypasterzach Cieplakach? To dla nich
dziś nie istnieje - na mogiłach bohaterów, ginących za Wiarę i Ojczyznę przez szereg
wieków zatykają płachtę międzynarodówki tej, która w Rosji rozpoczęła od kpin z
wiary i kościoła, profanacji świętości, a skończyła na zdeptaniu wszystkiego,
co wzniosłe, szlachetne i nurzaniu się w bagnie wszeteczeństwa, sprośności,
morderstwa, krwi i pożogi, zdeptaniu sumienia i zatraceniu zasad ludzkich,
wreszcie zaszczepieniu instynktów zwierzęcych.
Ale to, co udało się w
Rosji, nie będzie miało miejsca w Polsce, mimo wasze wysiłki, panowie Ogniskowcy,
popierane we wszeteczeństwie przez wszechświatowe żydostwo. A już Śląsk,
Wielkopolska i Pomorze, na które idziecie koncentrycznym atakiem, da sobie radę
z wami.
Artykuły podobnej treści,
zamieszczane w piśmidłach brukowych i rozpowszechniane na kresowych ziemiach
polskich, oto miara etyki i ideologji Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Narodowego
Nauczycielstwa.Etyka ta i ideologja odpowiada widocznie w zupełności planom
kleru, skro Stowarzyszenie cieszy się tak wielkiem poparciem i opieką ze strony
duchowieństwa. A że istotnie poparcie to jest duże, stwierdzić to można całem
mnóstwem dokumentów. I tak:
Ksiądz arcybiskup
metropolita Jabłrzykowski na Zjeździe Stowarzyszenia w Wilnie życzy członkom
"śmiałości w wyznawaniu swych chrześcijańskich i narodowych przekonań,
bowiem przez zbytnią skromność i nieśmiałość katolicy często pozwalają
przewodzić ludziom z przeciwnego obozu, co ostatecznie ujemnie odbija się na
własnej organizacji". ("Nauczyciel Polski" Nr. 3-ci z 1927).
Ksiądz biskup Szelążek na
Zjeździe w Łucku zapewnia, że "nigdzie tak miło i dobrze nie czujemy się,
jak w Stowarzyszeniu Nauczycieli". ("Nauczyciel Polski" Nr. 14 r
1930).
Ksiądz biskup Łoziński
wydaje w 1930 r. specjalny list pasterski do nauczycielstwa, w którym to liście
potępia Związek Nauczycielstwa Polskiego, a następnie tak pisze:
Natomiast z całą energją
trzeba się zwrócić do formowania i rozwijania katolickich związków nauczycielskich.Ksiądz
biskup Łoziński wydaje w 1930 r. specjalny list pasterski do nauczycielstwa, w
którym to liście potępia Związek Nauczycielstwa Polskiego, a następnie tak
pisze:
Natomiast z całą energją
trzeba się zwrócić do formowania i rozwijania katolickich związków nauczycielskich.
Jeżeli ks. biskup Łoziński
nie wymienia w swym liście, które to związki nauczycielskie ma na myśli, to
Liga Katolicka Archidiecezji Wileńskiej nie pozostawia już pod tym względem
żadnych wątpliwości. Oto odpis dokumentu:
Liga Katolicka
Archidiecezji Wileńskiej.
Dania 12.XII.1928.
Nr. 491. Wilno
Czcigodny Księże Proboszczu!
Wkrótce w Grodnie odbędzie
się zebranie organizacyjne Koła Powiatowego Stowarzyszenia Chreścijańsko-Narodowego
Nauczycielstwa Szkół Powszechnych, a ponieważ koniecznem jest dzisiaj skupienie
nauczycielstwa o ieologji katolickiej i ponieważ znam dobre stosunki, łączące
Księdza Proboszcza z nauczycielstwem Jego parafji, pozwalam sobie więc przesłać
... deklaracyj, w celu rozdania powyższych wśród nauczycielstwa.
Proszę o poparcie tej akcji.
Sprawa wązna.
Z głębokim szacunkiem.
X. J. Ingielewicz, Sekretarz
Jeneralny.
P.S. Gdyby zabrakło
deklaracyj, proszę po nie zwrócić się pod adresem: Warszawa, ul. Senatorska 19.
Pieczęć: Liga Katolicka
Archid. WIleńskiej.Dokumentów podobnej treści istnieje więcej, Przytaczam jeden
z nich:
Poufne.
Do Przewielebnego Księdza
Proboszcza w .....
Komunikuję, że w Brasławiu
utworzył się Komitet Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielstwa
Szkół Powszechnych. Po porozumieniu się z ks. dziekanem zwracam się z uprzejmą
prośbą, aby wielebny ksiądz proboszcz zechciał nawiązać kontakt z
nauczycielstwem, na terenie jego parafji pracującem i po chrześcijańsku
myślącem, celem poparcia akcji Stowarzyszenia Chrześcijańsko - Narodowego
Nauczycielstwa, którato akcja może być wielce pomocna w pracy nad młodzieżą
katolicką i polską oraz w Lidze Katolickiej. Powodem tej prośby jest ta
okoliczność, iż w powiecie brasławskim już się zorganizował i rozpoczął swą
pracę Związek Nauczycielstwa Szkół Powszechnych, którego stosunek do Kościoła
katolickiego jest już powszechnie znany jako nieprzychylny i wrogi. W Sejmie i
Senacie przedstawiciele Związku już wysuwali wnioski o usunięcie religji ze
szkół. Te tedy okoliczności zmuszają do wytężenia wszystkich sił, aby
wychowawców naszej dziatwy, którzy nie wyzbyli się resztek wiary, zjednoczyć
pod sztandarem Chrystusa.
Oczywiście w pierwszym
rzędzie powołani są do tego księża, którzy przy dobrych chęciach mogą
współpracować na terenie swej parafji z nauczycielstwem katolickiem.
Z najgłębszym szacunkiem ks.
(podpis nieczytelny) Delegat Dekanalny do Spraw w S.M.
Brasław, 22.X.1928 r.A
wykonanie tego rodzaju poleceń wygląda mniej więcej z małymi odchyleniami tak:
zebranie na plebanji, herbatka, wymyślanie na Związek, zachwalanie
Stowarzyszenia, wreszcie zawiązanie Koła. Według tej recepty zawiązało się
również Koło Stowarzyszenia w miejscowości D...: Ksiądz Gr. zaprosił do siebie
osiem "upatrzonych" ofiar, ksiądz Z... przywiózł mu niektórych na
własnym wózku, a po załatwieniu wstępnych ceremonij przystąpiono do wyboru
Zarządu. W skład Zarządu weszli: ksiądz Gr. - prezes, ksiądz Z. - wiceprezes,
nauczyciel p. M. - sekretarz, nauczyciel p. R. - skarbnik.
Charakterystyczne to
dokumenty. Kler występuje tu oficjalnie z polecenia władz kościelnych, w roli
organizatora nauczycielstwa, nauczyciel zaś Stowarzyszeniowiec w roli biernego
narzędzia, niezdolnego nawet samodzielnie zadecydować o swem przystąpieniu do
organizacji zawodowej. Czy, rozważając sprawę z tego punktu widzenia,
Stowarzyszenie Chrześcijańsko-Narodowe Nauczycielstwa Szkół Powszechnych
zasługuje istotnie na nazwę organizacji zawodowej, wątpić wypada.
A wątpliwości te zwiększają
się jeszcze, gdy się policzy te szeregi księży, należących do Stowarzyszenia,
wygłaszających na zjazdach stowarzyszeniowych programowe referaty,
zamieszczających artykuły w prasie ściśle stowarzyszeniowej i t.d.
Wysiłkom kleru, zorganizowania
pod swym patronatem nauczycielstwa i zawładnięcie tą droga szkolnictwem
polskiem, nie odpowiadają rezultaty. Stowarzyszenie, mimo opieki duchowieństwa,
rozwija się słabo, wiedzie żywot suchotniczy, podtrzymywany jedynie sztucznemi
zastrzykami. I nic dziwnego. Wszak ideologja Stowarzyszena na czas dłuższy może
pozyskać jedynie jednostkę bierną, niezorjentowaną w podstawowych zagadnieniach
społecznych, lub też jednostkę, szukającą świadomie karjery życiowej w cieniu
sutanny księdza. Takich jednostek nauczycielstwo na szczęście wiele nie liczy i
dlatego Stowarzyszenie nie znajduje w szeregach nauczycielskich podatnego
gruntu dla swego rozwoju.Ogół nauczycielstwa - czterdzieści pięć tysięcy -
skupia się w Związku Nauczycielstwa Polskiego, organizacji, która statutowo cel
swój określiła następująco:
Celem Związku jest:
a) zjednoczenie polskiego
nauczycielstwa szkół wszelkich stopni i typów w Państwie celem podniesienia
godności stanu nauczycielskiego i obrona jego intelektualnych i ekonomicznych
interesów;
b) obrona zawodowych,
obywatelskich i służbowych praw członków;
c) podniesienie szkolnictwa
i ogólnej oświaty;
d) dążenie do ekonomicznego
podniesienia Państwa.
W drodze do realizowania
tego celu Związek Nauczycielski atakowany jest ustawicznie przez kler polski,
który nie może się pogodzić z myślą, że gruntownie przemyślana i na szeroką
skalę zakrojona akcja organizacyjna Związku dźwiga powoli, ale coraz wyżej,
oświatę w Państwie. Akcji tej związkowej ma słuszne powody obawiać się kler w
Polsce. Oświata w kraju - to ukrócenie wszechwładzy kleru - to ukrócenie jego
dochodów - dwie klęski, które kler w przyszłości przewiduje, ale których radby
uniknąć za wszelką cenę.Zresztą już obecnie ma kler porachunki ze Związkiem
Nauczycielstwa Polskiego. To, że w Sejmie Ustawodawczym upadł w trzeciem
czytaniu wniosek o wprowadzenie w Polsce szkoły wyznaniowej, jest niewątpliwie
w lwiej części zasługą Związku. Świadectwo tej prawdzie daje człowiek
niepodejrzany o sympatje do Związku, bo sam ks. biskup Stanisław Adamski w swej
broszurce p. t. "Szkoła wyznaniowa czy mieszana". Pisze on (str. 14):
W dniu głosowania przybyła
do Sejmu delegacja lewicowego Związku Nauczycieli Polskich. Delegacja ta
odwiedziła w ostatnich godzinach przed głosowaniem wszystkie kluby poselskie w
Sejmie, błagając niemal ze łzami wszystkich, ażeby, broń Boże, nie głosowali za
szkołą wyznaniową, lecz jedynie za szkoła mieszaną, która, według oświadczenia
członków delegacji, sama jedna mogła uchronić mniejszości narodowe polskie od
wynarodowienia.
Niektóre stronnictwa, które
stale sympatyzują z lewicą i chciały sobie zapewnić poparcie socjalistów i
żydów w innych kwestjach, czekały tylko na tę sposobność, ażeby narodowym
względem móc uzasadnić i uniewinnić stanowisko wrogie szkole wyznaniowej.
Inni znów posłowie,
niewątpliwie narodowo uświadomieni i pełni dobrej woli, nie zrozumieli podstępnych
i na błędnem rozumowaniu opartych wywodów delegacji nauczycielskiej. Poszli na
lep złudnych wywodów i albo głosowali przeciw szkole wyznaniowej, albo też
usunęli się od głosowania.
Stronnictwa prawicowe w
decydującej chwili przed głosowaniem w trzeciem czytaniu uwiedzione
argumentacją delegacji nauczycielskiej zwolniły swoich posłów z obowiązku
solidarnego głosowania za szkołą wyznaniową.
Tym sposobem przeszła w
konstytucji szkoła mieszana z obowiązkową nauką religji do 18 roku życia.
Oczywiście to uratowanie
Polski od niebezpieczeństwa szkoły wyznaniowej było poważnym sukcesem Związku
Nauczycielskiego, a zarazem poważną porażką kleru. Kler tej klęski swojej nie
może związkowi do dnia dzisiejszego wybaczyć.Również nie może kler wybaczyć i
tego, że Związek Nauczycielstwa Polskiego udziela często i to skutecznie
prześladowanym przez kler swym członkom opieki prawnej. W omówionym poprzednio,
słynnym procesie łomżyńskim, który stał się moralną klęską nie tylko księdza
Ł., ale i całego kleru w Polsce, bronił atakowanego nauczycielstwa z ramienia
Związku we wszystkich instancjach, do Sądy Najwyższego włącznie, adwokat dr.
Graliński. Także i wiele innych procesów nauczycielstwa z klerem dzięki
poparciu materjalnemu ze strony Zarządy Głównego Związku skończyło się dla
nauczycielstwa pomyślnie. Bez tej pomocy nauczyciel, nie mając często środków
finansowych na szukanie sprawiedliwości, musiałby zeń z góry zrezygnować.
Wie o tem kler dobrze, że
wiele porażek swoich w sądzie i na innych terenach Związkowi zawdzięcza, a
obawiając się - i słusznie - klęsk dalszych, dąży do zniszczenia Związku
wszelkiemi siłami.
Niepodobna z braku miejsca
nawet w najogólniejszym skrócie zobrazować całokształtu tej walki. Grube już
tomy możnaby zebrać całokształtu tej walki. Grube już tomy możnaby zebrać z
samych tylko artykułów polemicznych, wymierzonych w Związek."Masonerja a
nauczycielstwo". Czyżby partja nawet w szkole", "Decyduje przynależność
partyjna", "Związek Nauczycielstwa Szkół Powszechnych pod flagą
sanacji", "Lewicowy Związek Nauczycieli Szkół Pow. a encyklika Ojca
św.", "Walka o duszę dziecka", "O supremacji duchowieństwa
w szkole", "Z.N.S.P. nie może przeciwstawiać się społeczeństwu",
"Oczy i uszy sanacji wśród nauczycielstwa", "Znowu Z.N.S.P.
przeciwko religji i Kościołowi". "Nauczyciel katolik nie może być
członkiem bezbożnej organizacji", "Walka z Kościołem w
szkolnictwie", "Organizacje nauczycielskie wobec wychowania
religijnego w szkole", "Z walki o charakter naszej szkoły" i
t.d. i t.d. - oto zaledwie drobna cząstka spisu napastliwych artykułów.
A treść ich wewnętrzna - to
przeważnie ubóstwo faktów i argumentów rzeczowych, pokryte powodzią frazesów,
patosu, często demagogji i kłamstwa.
Nie dopuśćmy, aby jakiś
nauczyciel w szkołach naszych psuł nam dziatki, wszczepiając w ich serca
trujące nauki czasów teraźniejszych (Ks. dr. Jelito).
Jeżeli chodzi o szkołę,
zwłaszcza powszechną, to ksiądz zawsze miał i nie może zrzec się supremacji nad
nauczycielstwem w dziedzinie religijnej i ta supremacja nie czyni żadnego
uszczerbku stanowisku nauczyciela (Ks. Dembczyk).
Kiedyż wreszcie olbrzymi
zastęp nauczycieli polskich przejrzy na oczy i zerwie wszelką łączność z
organizacją, opanowaną całkowicie przez międzynarodówkę masońską? ("Polak
Katolik").
Do zarządu w Związku dorwali
się czerwoni radykali i raz poraz narzucają nauczycielstwu takie uchwały, które
sromotą okrywają każdego uczciwego nauczyciela związkowca ("Życie i
Praca").A polemice tej gazeciarskiej nie ustępują bynajmniej miejsca
niektóre przemówienia księży, kazania, a nawet listy pasterskie:
Między wybranymi jest
naprzykład przywódca związku nauczycieli, który domaga się wyrzucenia nauki
religji ze szkoły polskiej. (List pasterski ks. biskupa łomzyńskiego z 1928 r.
- "Wiadomości Kościelne diecezji łomżyńskiej").
Słynne jest kazanie księdza
J..., wygłoszone dnia 5.X.1930 r. w Wilnie i transmitowane przez Polskie Radjo
na całe Państwo.
Jak wygląda treść
przeciętnego kazania na temat Związku, pewne pojęcie daje poniższy dokument.
Ksiądz F... pociągnięty do wytłumaczenia się z wygłosoznego kazania, tak sprawę
wyjaśnia:
Dnia 14 maja b. r. na
nabożeństwie majowem w trzeciej części mego przemówienia świadomie i celowo
napiętnowałem organizację nauczycielską Związek, jako organizację o charakterze
antyreligijnym.
W czasie przemówienia
zaznaczyłem, że i na terenie mazowieckim są tacy pośród nauczycieli, którzy
popierają dążności Związku, albowiem należą do tej organizacji. Powiedziałem,
że rodzice chrześcijańscy mają wielki obowiązek czuwać nad tem, komu powierzają
swoje dzieci i że pod odpowiedzialnością sumienia nie wolno im powierzać swoich
dzieci nauczycielstwu antyreligijnemu - takiemu, które chce usuwać religję i
praktyki religijne ze szkoły, lecz przeciwnie z całą stanowczością winni
domagać się u odpowiednich władz, aby nauczycielstwo związkowe, które chce
wychowywać dzieci katolików, wyparło się swoich błędów, albo ustąpiło z
placówek nauczycielskich.
W dalszej części swojego
oświadczenia wypiera się ksiądz F..., jakoby użył w kazaniu przypisywanego mu
wyrażenia: "działalność bolszewicka".Z pomiędzy wszelkich ataków
kleru na Związek najszerszy rozgłos zdobyła sobie: "Odezwa episkopatu
Polski w sprawie antyreligijnych wystąpień na zjeździe Związku Nauczycieli
Szkół Powszechnych w Krakowie w lipcu 1930 r.
Ze względu na ten rozgłos
przytaczam odezwę w całości:
Pomyślna przyszłość narodu
opiera się przedewszystkiem na jego wartościach duchowych i moralnych.
Największy dobrobyt materjalny, najsprawniejsze rządy, najsilniejsza potęga
militarna, jakkolwiek wielką w życiu pokoleń odgrywają rolę, nie dają istotnej
i trwałej podstawy pomyślności i prawidłowego rozwoju społeczeństwom.
Natomiast oświata, oparta na
zasadach religijnych, wszczepianie cnót religijno-moralnych we wszystkie
społeczne warstwy stanowią niewzruszalne warunki zdrowych i do dalszego rozwoju
zdolnych społeczeństw.
Zrozumienie owych cnót, a
równocześnie zachętę do ich zdobywania czerpią społeczeństwa z depozytu wiary,
złożonej w Kościele Bożym, w Kościele z woli swego Założyciela Jezusa
Chrystusa, nieomylnym i niezniszczalnym. Zadaniem Kościoła jest stawianie przed
oczy jednostek i społeczeństwa tych kryterjów, z wiary wypływających, które
jednostkom i społeczeństwom mają nadawać ich prawdziwą wartość i wskazywać im
niezawodne środki do pomyślności doczesnej, a w ostatnim stopniu do Boga
wiodące.
Bez prawd wiar, bez stałych
zasad moralnych, bez silnego oparcia się o Stwórcę i Jego objawioną wolę traci
człowiek, a tem więcej tracą społeczeństwa kierunek swego postępowania, gubią
się w działaniu, sprzeniewierzają się swoim obowiązkom i zadaniom.
Z pokoleń składa się naród,
który jest takim, jakim go uczyniło wychowanie młodzieży. Wychowanie
bezreligijne, a więc pozbawione wskazań Bożych, tworzy narody bez jasnej i
prostej drogi życiowej, czyni je igraszką zmiennych, dorywczych losów i daje do
nich przystęp prądom niebezpiecznym, szkodliwym i zatruwającym życie.
"Odezwa episkopatu
Polski w sprawie antyreligijnych wystąpień na zjeździe Związku Nauczycieli
Szkół Powszechnych w Krakowie w lipcu 1930 r."
Pragnąc przyczynić się do
wykrzesania w narodzie naszym jak najwyższych wartości moralnych, a tem samem
podnieść go na jak najwyższy stopień prawdziwej kultury, Kościół katolicki nie
ustawał w spełnianiu swego od Boga danego mu posłannictwa. Tak w czasie
niewoli, jak i po odzyskaniu niepodległości państwowej szedł Kościół w Polsce
przez swe duchowieństwo i wiernych na czele tych, którzy dla dobra ogólnego
pracują, wśród których szkoła zajmuje wybitniejsze miejsce.
Niestety, Kościół, w tej
swojej, tak doniosłej pracy, doznaje niejednokrotnie przeszkody. Co gorsza,
wpływ jego na życie społeczne stara się podrywać pewna organizacja
nauczycielska, która się nazywa Związkiem nauczycielstwa szkół powszechnych.
W pierwszych dniach lipca b.
r. odbył się w Krakowie Zjazd tego związku. Zdawaćby się powinno, że Zjazd
członków tak licznego związku wychowawców naszej polskiej młodzieży, cieszącej
się poparciem i opieką władz szkolnych, poświęci wszystkie chwile i narady
swoje rozważaniu, jakiemi środkami należałoby pogłębić oddziaływanie
wychowawcze na dusze młodzieży, czemby można rozbudzić w młodych tych duszach,
nauczycielowi przez rodziców powierzonych, miłość do Stwórcy i do życia
nadprzyrodzonego, jak nastroić piękne struny pobożności dziecka, aby przez całe
dalsze życie grały hymny wdzięczności dla Boga za Jego niezliczone dary na
duszę nieśmiertelną zlewane.
Tymczasem, jak ze sprawozdań
ze Zjazdu tego wynika, wygłaszano na nim postulaty tak sprzeczne z wymaganiami
zdrowego wychowania, tak nienawistne w stosunku do Kościół i sług Jego, że
wzbudziły w społeczeństwie powszechne uczcie zgrozy i lęku o dusze naszej
młodzieży szkolnej.
Już niejednokrotnie miał
Episkopat Polski smutną sposobność słyszeć z kół tego Związku nauczycielskiego
głosy, zmierzające do osłabienia, a nawet do usuwania wpływu religijnego na
wychowanie szkolne. Jednakże pocieszaliśmy się tem, że oderwane głosy nie znają
posłuchu w szerokich kołach całego nauczycielstwa i że przycichną, skoro o
szkodliwości swych postulatów na wychowanie młodych pokoleń się przekonają,
Tymczasem złowrogie te głosy
powtarzają się coraz częściej i odzywają się coraz silniej, bez ogólnego
sprzeciwu tych tysięcy nauczycieli, do związku wpisanych.
Wobec tego dłużej milczeć nie
możemy. Walka ta bowiem jest walką o Boga, o Jego panowanie w duszach
młodzieży, o Jego rządy w szkołach polskich, a nawet w Polsce całej. Walka ta z
religijnością w nauczaniu i wychowaniu szkolnem prowadzi do znieprawienia duszy
młodego pokolenia tak, jak znieprawiła dusze w sąsiednim kraju rosyjskim.
Tej walce, przez odpowiednie
czynniki Związki nauczycieli szkół powszechnych tak niedwuznacznie
wypowiedzianej religijności w szkole, jest naszym pasterskim obowiązkiem się
przeciwstawić.
Przeto w imieniu całego
Episkopatu Polski my, Komisja, przez tenże Episkopat wybrana, postulaty, jakie
na wzmiankowanym zjeździe krakowskim wypowiedziano, piętnujemy jako bezbożne i
wrogie wierze, Kościołowi katolickiemu, a zgubne dla Narodu i Państwa.
Protestujemy przeciwko temu, aby w takim duchu wpływano na nasze nauczycielstwo
i aby usiłowano w takim duchu prowadzić młodzież szkolną. Młodzież nasz należy
naprzód do rodziców, potem do Kościoła, a wreszcie do Państwa. Ponieważ
rodzice, Kościół i Państwo zgodnie wymagają, by nauczycielstwo młode pokolenie
wychowywało w duchu religijnym, nauczycielstwo całe do tego zastosować się jest
zobowiązane.
Wiemy, że wielka ilość
nauczycieli, nawet należących do Związku, nie podziela tych wyżej napiętnowanych
dążeń, dlatego zwracamy się do nich z wezwaniem o jasne zajęcie stanowiska w
stosunku do tych dążeń, z sumieniem katolickiego i Państwu oddanego wychowawcy
niezgodnych. A jeśliby ich głos i żądanie zaprzestanie tej walki z religją w
szkole nie doznały w tym Związku nauczycieli uwzględnienia, nie pozostaje
katolickiemu nauczycielowi inna droga, jak Związek taki opuścić, a poprzeć taką
organizację nauczycielską, która religijnemu oddziaływaniu na duszę dziecka
poświęca odpowiednie zrozumienie i poparcie.
Rodzicom zaś katolickim
zwracamy uwagę na to wielkie niebezpieczeństwo ich dzieciom ze strony takich
nauczycieli niereligijnych grożące, z tem, aby pilnie badali, jakim
nauczycielom powierzają swe dzieci. Dla nauczyciela, uczącego według zasad
Kościoła i przyświecającego dziecku pobożnością niech chowają wdzięczność.
Jeśliby atoli spostrzegli, że nauczyciel przepisy wiary lekceważy i swych
obowiązków, jako katolicki wychowawca, wobec dzieci nie spełnia, powinni
rodzice, wespół ze swymi duszpasterzami zażądać przez Rady i Opieki szkolne od
Władz zmiany wychowawcy.
Warszawa, dnia 9 sierpnia
1930 r.
(-) Aleksander Kardynał
Kakowski, August Kardynał Hlond, Adam Sapieha, Arcybiskup Krakowski, Bolesław
Twardowski, Arcybiskup Lwowski, Romuald Jałbrzykowski, Arcybiskup Wileński,
Henryk Przeździecki, Biskup Podlaski, Stanisław Łukomski, Biskup Łomżyński, Ad.
Szelążek, Biskup Łucki.Rzucenie na szalę walki ze Związkiem odezwy z podpisami
kardynałów, arcybiskupów i biskupów, nie mogło nie odbić się głośnem echem w
całym kraju. Prawie wszystkie pisma bez różnicy kierunków i zabarwień
poświęciły odezwie wiele uwagi. Zwłaszcza pisma klerykalne omawiały ją w najrozmaitszy
sposób, a oczywiście wrogi dla nauczycielstwa sposób.
"Gazeta
Świąteczna" np. z 24.VIII.1930, uważając widocznie, że odezwa w formie zredagowanej
przez episkopat jest dla tłumów za mało zrozumiała, uprzystępniła ja swoim
czytelnikom następująco:
Biskupi polscy przeciw
gorszycielom dzieci.
Wiadomo, że oddawna już
uwijają się wśród nauczycielstwa polskiego najmici Moskwy, którzy starają się
wzorem bolszewickich "bezbożników" wyrugować Boga ze szkoły.
Pozakładali oni i w Polsce swe kółka, jakby gniazda, "jaczejki", z
których się trucizna duchowa do szkół sączy. Nasi Kardynałowie, Arcybiskupi,
Biskupi, dbali o los młodego pokolenia i całego narodu, z obowiązku
pasterskiego byli zmuszeni ostrzec nauczycieli i rodziców i zwrócić im uwagę na
burzycielską działalność wrogów Kościoła. Odezwę w tej sprawie podpisało ośmiu
Najwyższych Dostojników Kościoła z Kardynałem Kakowskim na czele. Wyjaśniwszy na
początku, że wiara jest niezbędna do pomyślnego istnienia narodu i Państwa,
odezwa stwierdza, iż na zjeździe "Związku nauczycielstwa szkół
powszechnych" w Krakowie na początku lipca tego roku wypowiedziano zasady
i żądania, sprzeczne z potrzebami zdrowego wychowania, pełne nienawiści do
Wiary naszej świętej, Kościoła i duchowieństwa. - Już niejednokrotnie
słyszeliśmy takie głosy z kół owego Związku nauczycielskiego, - mówi odezwa.
Pocieszaliśmy się, że głosy
te nie znajdą posłuchu... Tymczasem te złowrogie głosy odzywają się coraz
silniej... Wobec tego dłużej milczeć nie możemy. Walka ta jest walką o Boga, o
Jego rządy. Wkońcu odezwa wzywa nauczycieli-katolików, których przecie w
Związku są tysiące, aby stanowczo żądali zaprzestania tej walki z religją w szkole,
a jeśli związek tego ich wezwania nie usłucha i walki z Bogiem nie
zaprzestanie, to każdy nauczyciel-katolik powinien taki związek bez wahania
opuścić. Rodzicom zaś katolickim Pasterze nasi zwracają uwagę, aby pilnie
badali, jakim nauczycielom powierzają swe dzieci. Dla nauczyciela, uczącego
wedle zasad Kościoła i przyświecającego dziecku pobożnością, niech chowają swą
wdzięczność. Jeśliby atoli spostrzegli, że nauczyciel przepisy wiary lekceważy
i swych obowiązków wobec dzieci nie spełnia, powinni rodzice wespół ze swymi
duszpasterzami zażądać przez rady i opieki szkolne od władz szkolnych zmiany
wychowawcy. Czuwajcie, aby zło niepostrzeżenie nie zepsuło wam dzieci, a przez
nie całego narodu.Z atmosferą, jaką wytworzyła odezwa episkopatu dziwnie kontrastuje
spokojna, zrównoważona odpowiedź Prezesa Związku, Senatora Nowaka p.t.:
"List otwarty Senatora Stanisława Nowaka, Prezesa Związku Polskiego
Nauczycielstwa Szkół Powszechnych do Episkopatu Polski".
List ten brzmi następująco:
Najprzewielebniejsi Arcypasterze!
W niektórych pismach
pojawiła się odezwa, podpisana przez Was, Dostojników Kościoła, skierowana
przeciwko organizacji, której jestem prezesem od lat 25, mianowicie Związkowi
Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych. Odezwę tę spowodowało rzekomo
antyreligijne stanowisko Związku w ogólności, a w szczególności przebieg
ostatniego Zjazdu Delegatów Związku, który odbył się w dniach od 3-6 lipca b.r.
w Krakowie.
W odezwie tej czytamy między
innemi:
Tu Senator Nowak przytacza
szereg wyjątków z odezwy, a następnie pisze:
Przeczytawszy tę odezwę,
zdziwiłem się niepomiernie, a to ze względu na ogólnikowość zarzutów, jak i ze
względu na ich bezpodstawność, oraz zupełny brak oparcia o jakiekolwiek
istniejące fakty i dokumenty w postaci jedynego sprawdzianu, stosowanego do
Zjazdó, t.j. uchwał i rezolucyj przez Zjazd przyjętych lub
odrzuconych.Odpowiedź Prezesa Związku, Senatora Nowaka p.t.: "List otwarty
Senatora Stanisława Nowaka, Prezesa Związku Polskiego Nauczycielstwa Szkół
Powszechnych do Episkopatu Polski".
Stwierdzam kategorycznie, iż
Najprzewielebniejsi Arcypasterze ulegli jakiejś niesłychanie perfidnej
mistyfikacji wskutek zbyt pochopnego uwierzenia tym organom prasy, które z
motywów politycznych i koteryjnych zgoła tendencyjnie i wręcz kłamliwie informowały
o Zjeździe, zapewne w interesie drugiej organizacji nauczycielksiej o wyraźnie
zakreślonej linii politycznej.
Nie przeczę, że
entuzjastyczny hołd, jaki Zjazd wyraził Prezydentowi Rzeczypospolitej i
Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu, zarysował wyraźnie kierunek państwowy i
narodowy Zjazdu, ale też dzięki temu również nieprzychylnie nastroił pewien
odłą prasy.
Jestem atoli w posiadaniu
skrupulatnie zestawionego protokółu Zjazdu (przy pomocy zapisków stenograficznych),
dysponuję oryginalnemi tekstami uchwał - osobiście uczestniczyłem od początku
do końca w obradach przez wszystkie dni Zjazdu i z całym spokojem i
odpowiedzialnością stwierdzić mogę, że zarzuty, które Najprzewielebniejsi
Arcypasterze czynicie Związkowi i obradom Zjazdu, są wielkiem nieporozumieniem
i najzupełniejszą pomyłką. Nieuczciwość Waszych źródeł informacyjnych
stwierdzić może wraz ze mną 483 delegatów, reprezentujących przeszło 40 tysięcy
członków z terenu całej Rzeczypospolitej.
Odpowiedź Prezesa Związku,
Senatora Nowaka p.t.: "List otwarty Senatora Stanisława Nowaka, Prezesa
Związku Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych do Episkopatu Polski".
Tym źródłom zapewne
przypisać należy, że odezwa Wasza, mająca wstrząsnąć sumieniem katolickiego
nauczycielstwa i całego społeczeństwa, nie przytacza i nie byłaby w stanie
przytoczyć ani jednego faktu, ani żadnej uchwały, a szafuje jedynie
gołosłownemi zarzutami, które generalizuje i rozciąga na całą działalność
Związku.
Czytając Waszą odezwę,
Najdostojniejsi Pasterze - przecierałem oczy ze zdumienia - i zadawałem sobie
pytanie: jestże to dzieło Komisji Episkopatu Polski, czy też odezwa agitacyjna
drugiej organizacji nauczycielskiej?
Zaprzeczając kategorycznie
zarzutom czynionym Związkowi i Zjazdowi na tle walki z religją i Kościołem, muszę
lojalnie stwierdzić, że w dyskusji podkreślano momenty, odzwierciedlające
częste konflikty na terenie pracy szkolnej i obywatelskiej na tle zatargów
między poszczególnymi duchownymi, a nauczycielstwem. Zatargi te w szkole
wynikają z tendencji narzucenia supremacji władz duchownych nad państwowemi,
przed czem nauczyciele bronią się słusznie, nietylko jako funkcjonariusze
państwowi, ale jako praworządni obywatele. Pozwolę sobie przy tej okazji
wyrazić powątpiewanie, czy pogląd, wypowiedziany w odezwie przez
Najprzewielebniejszych Arcypasterzy, iż "młodzież należy naprzód do
rodziców potem do Kościoła - a wreszcie do Państwa" stępi ostrze tej
walki, a przeciwnie, czy w powyższych słowach nie znajdą pewne jednostki z
pośród duchownych uzasadnienia, a nawet zachęty do przejawiania w szkole
drugiej władzy, wznoszącej się ponad tą, którą konstytucja i ustawy państwowe
ustaliły. Jest to tem niebezpieczniejsze, że takiemu poglądowi wtóruje błędna interpretacja
t. zw. okólnik Bartla, którego zniesienia domagają się nietylko Zjazdy
związkowe, lecz i uchwały do Sejmu i Senatu.
Tymczasem z odezwy Waszej,
Najprzewielebniejsi Arcypasterze, wynikałoby, że dla nas "maluczkich"
w społeczeństwie, są pewne tematy, dotyczące naszych funkcyj zawodowych,
wzbronione i niedostępne, jakkolwiek wnikają one w najgłębszą istotę celów i
zadań szkoły; że musimy przyjmować gotowe już formuły wychowawcze bez
osobistego współdziałania w tworzeniu nowych wartości pedagogicznych. Uwaga
powyższa łączy się z następującą sprawą, poruszoną na ostatnim Zjeździe: Jeden
z delegatów zgłosił dwa wnioski: pierwszy dotyczący szkoły świeckiej, drugi -
nominacji księdza Żongołłowicza na wiceministra W.R. i O.P.
Pierwsze zagadnienie,
rozważane dzis powszechnie w całym świecie, motywował wnioskodawca rzeczowo,
mimo negatywnego stanowiska względem jego wywodów olbrzymiej większości Zjazdu.
Imieniem "czynników odpowiedzialnych Związku" jeden z wiceprezesów
wystąpił przeciw temu wnioskowi, podkreślając z naciskiem, że Zarząd główny
Związku stoi na stanowisku ustawy konstytucyjnej, wprowadzającej obowiązkowe
nauczanie religji w szkole.
Wniosek w sprawie szkoły
świeckiej odrzucono świeckiej odrzucono dziewięćdziesięciu kilku procentami
głosów. Wniosek drugi w sprawie nominacji ks. Żongołłowicza usunął z porządku
dziennego drugi wiceprezes Związku, nie poddając go pod głosowanie (jako
przekraczający kompetencję Zjazdu).
Czyż ten fakt nie należałoby
raczej podkreślić z uznaniem pod adresem organizacji i "czynników odpowiedzialnych
Związku"? Czy słuszne prawo delegata na Zjeździe tak wielkiej organizacji
w zgłaszaniu wniosków wedle swego sposobu myślenia może być podstawą do
generalizowania zarzutów w stosunku do całej organizacji jako takiej? Jakże
niesumiennie postępowałby ów, któryby z powodu niewłaściwych lub niewłaściwych
lub samodzielnych i samowolnych wystąpień z pośród duchowieństwa generalizował
zarzuty w stosunku do Kościoła jako takiego! Pomijam w tej chwili rozważanie
wartości takiego wystąpienia, które dziesiątki tysięcy nauczycieli,
poinformowanych ściśle i dokładnie przez swych delegatów i przez związkowy
organ prasowy o przebiegu Zjazdu - wprowadzi w stan rozgoryczenia do autorów
odezwy. Osobiście niezmiernie boleję nad tą taktyką i jej skutkami, obserwując
niesłychane wzburzenie mych kolegów i koleżanek, praktykujących i żarliwych
katolików, którzy przede mną, jako prezesem Związku, bezpośrednio swe żale
wypowiadają.
Wzburzeniu się nie dziwię,
gdyż odezwa ta podkopuje autorytet nauczycieli i jest jakoby zapowiedzią walki
z nauczycielem ze strony rodziców, którzy w odezwie tej znajdują poważną
zachętę do zakłócania spokojnej pracy wychowawczej.
Odpowiedzialność za ten stan
rzeczy nie spadnie na barki organizacji nauczycielskiej, która w programie swej
działalności nie przewiduje walki z religją, z Kościołem i duchowieństwem. Tej
walki organizacja nie prowadziła dotąd i nie prowadzi jej w tej chwili. Nowo
wybrany Główny Zarząd Związku P.N.S.P. na posiedzeniu w dniu 29 lipca b.r., a
więc przed pojawieniem się odezwy Episkopatu, powziął uchwałę, aprobującą
dotychczasową taktykę Związku w tej sprawie. Niemniej organizacja potrafi
skupić swe siły do obrony przeciwko zakusom, godzącym w niezależność szkoły,
tudzież dążnościom podrywającym autorytet Państwa i poniżającym stanowisko
nauczyciela. Wierzę, że każdy członek Związku znajdzie w razie potrzeby ochronę
władz szkolnych, i że może liczyć na poparcie solidnych, zwartych kadr
organizacyjnych i ich przedstawicielstwa.
Mogę Was,
Najprzewielebniejsi Arcypasterze zapewnić, że nauczycielstwo związkowe i jego
reprezentanci, tak niesłusznie i niesprawiedliwie zaatakowani, znajda w sobie
dość hartu i siły i nie dadzą się wciągnąć na teren walki religijnej, co byłoby
rzeczą niepożądaną pod każdym względem i szkodliwą dla celów wychowawczych.
Kończąc moja odpowiedź na
Waszą odezwę, Najprzewielebniejsi Arcypasterze, podkreślam raz jeszcze z
naciskiem, że Związek P.N.S.P. jako organizacja zawodowa i apolityczna przez 25
lat swego istnienia szedł drogą jasną i prostą, w szczytnej idei wychowania
obywatelskiego i mimo nieuzasadnionych ataków rośnie i potężnieje z dniem
każdym na pożytek Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Ten fakt jest dla mnie,
człowieka liczącego 70 lat wieku, największą dumą i radością, opromieniającą
moje życie.
Krynica, 20 sierpnia 1930 r.
Stanisław Nowak, prezes
Związku P.N.S.P. i senator Rzeczypospolitej
Taką to spokojną odpowiedź
dał klerowi Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Odpowiedź ta - to
równocześnie wyjaśnienie, dlaczego Związek w przeciwieństwie do Stowarzyszenia
Chrześciajńsko-Narodowego Nauczycielstwa jest stale przez kler atakowany.
Niezależnie od wypowiedzi
Prezesa, Senatora Nowaka, otrzymał również episkopat odpowiedź od ogółu
nauczycieli związkowców. Kadry związkowe wzrosły liczebnie i wzmocniły się
wewnętrznie, odezwa episkopatu utwierdziła w nauczycielstwie wiarę w słuszność
idei, reprezentowanej przez Związek. Do Warszawy popłynęły setki listów i
rezolucyj, wyrażających uznanie i podziękowanie Prezesowi Nowakowi za zajęte
stanowisko.
Nadeszły również i głosy
krytyki. Wielu członkom taktyka Zarądu Głównego wydała się zbyt łagodna i ci
domagali się ostrzejszego traktowania sprawy.
"Czy pozwolą na to
Władze, by ksiądz, płatny w myśl konkordatu przez Skarb Państwa i suto uposażony
przez społeczeństwo, rozpalał nienawiść pomiędzy nauczycielem-urzędnikiem
państwowym, a rodzicami powierzonych mu dzieci?"
Tak pisze jeden, a drugi
proponuje skierowanie sprawy na drogę sądową, "bo przecież w demokratycznej
Polsce musi być jednaka sprawiedliwość dla wszystkich".
Dużo podobno miał Zarząd
Główny Związku kłopotu, nim uspokoił jako tako wzburzone umysły.
Niestety, w tej pokojowej
działalności nie może Zarząd Główny znaleźć zrozumienia i współdziałania ze
strony kleru. Dziś znów idzie przez kraj pożoga podburzań - na Śląsku
zwłaszcza. "Będziemy łupic aż do skutku" - zapowiada na zjeździe
Stowarzyszenie ks. biskup Adamski.
My, nauczycielstwo, czekamy
spokojnie, ale odpowiedzialności za skutki tego "łupienia" na siebie
nie bierzemy.
Zakończenie
Treść: Cel książki. Czy kler scala Państwo i społeczeństwo. Państwo czy Kościół. Walka księdza z nauczycielem. Tani antyklerykalizm, a konsekwencja w walce. List nauczyciela do księdza. Konieczność reakcji.
Książka dobiega końca. Nie
ma ona pretensyj do walorów literackich czy naukowych.
Jest ona jedynie zbiorem
faktów jakie nagromadzić mogłam. Sam zbiór pozostawia wiele do życzenia: nie
jest ani kompletny ani też nie obejmuje faktów najważniejszych. W archiwach i
kancelarjach państwowych czy innych znajdują się liczne i bardziej ważkie
dokumenty.
Jeśli jednak, zdając sobie
sprawę z tych niedociągnięć, decyduję się mimo tego książkę tę w świat puścić,
to czynię to głównie dlatego, że trzeba, koniecznie trzeba budować w
społeczeństwie tamy przeciwko zalewającemu kraj nasz klerykalizmowi. Tego
wymaga nasza przyszłość państwowa.
Książka spełni swój cel, gdy
stanie się drobną cząstką w ogólnej sumie tych wysiłków, jakie wyrwą kiedyś
Polskę z duszących ją dziś objęć klerykalizmu.Bo zdecydowana akcja przeciw
klerykalizmowi musi być u nas wcześniej czy później podjęta. Niemożliwe jest
pogodzenie istotnych celów państwowych i dzisiejszą władzą i zamierzeniami
kleru. W przyszłości albo interes Państwa albo interes kleru realizowany
będzie.
Jeśli zaś świadomość tej
prawdy nie przeniknęła jeszcze zbyt głęboko do wszystkich warstw społeczeństwa,
to tylko dlatego, że prawda ta jest skrzętnie skrywana wśród obłoków rożnych
metafizycznych i niemetafizycznych osłonek, a poczucie państwowe w masach
szerokich nie jest jeszcze w dostatecznym stopniu ugruntowane.
Prócz tego pokutują w
jeszcze społeczeństwie różne doktryny, które przypisują klerowi rolę państwowo-twórczą,
a zdarzają się - i to dość licznie jednostki, które w klerze dopatrują się
czynnika scalającego państwo i społeczeństwo.
Że zapatrywania te są mylne
i na fałszywych pozorach oparte, dowodem tego dziesiątki przytoczonych
poprzednio faktów. Kler nie tylko nie spaja, ale co gorsza dzieli i jątrzy
społeczeństwo. W stosunku do poczynań państwowo-twórczych kieruje się kler
własnym i tylko własnym interesem, a jeśli interes tego wymaga, nie waha się
kler rozdmuchiwać w masach niechęć i nieufność do Państwa i jego urządzeń.
Eksploatowanie materjalne Państwa - niczem jakiejś kolonji afrykańskiej -
posuwa kler do ostatecznych granic. Prawo jednostki do własnych myśli i
przekonań jest przedmiotem szczególnej zaborczości kleru, a nietolerancja, jaką
kler ujawnia w stosunku do niektórych zagadnień społecznych, godną jest często
epoki głębokiego średniowiecza.
Dotychczas świadomość tych
faktów nie dotarła jeszcze do głębin ogółu dusz ludzkich. Z chwilą, gdy to się
stanie, przed każdym rozumnym człowiekiem zjawią się prędzej czy później
natarczywe pytania: Państwo czy Kościół, interes Państwa czy interes kleru,
budowa kościołów i plebanij czy budowa szkół, opieka nad bezrobotnymi czy opiek
nad murzynkami, ucisk wyznaniowy czy tolerancja.
Od odpowiedzi na te pytania,
od drogi, jaką wcześniej społeczeństwo obierze, zależy przyszłość państwa.Osobliwa
rola w tym procesie wyodrębnienia pojęć "Państwo" i
"Kościół" przypada nauczycielowi. Nauczyciel zmuszony jest warunkami
życiowemi wcześniej niż ktokolwiek inny przystąpić do rozwiązywania tego
problemu i to nietylko dlatego, że jako wychowawca młodzieży winien myślą
wybiegać w przyszłość dalej niż ogół społeczeństwa, ale przedewszystkiem
dlatego, że w życiu codziennem kler sam ostrem zwalczaniem szkoły i nauczyciela
ustawicznie mu ten problem narzuca.
Walka między księdzem i
nauczycielem jest zjawiskiem codziennem.
Rozpatrując charakter tej
walki, stwierdzić trzeba, że przeciwnicy nie stają do niej jednakowo uzbrojeni.
Z jednej strony widzimy
księdza, który wspomagany wiekową tradycją, znakomicie zmontowanym aparatem
organizacyjnym, bezwładnością tłumów i silnemi argumentami materjalnemi idzie
na podbój szkoły i niszczenie pracy nauczyciela.
Z drugiej strony staje
nauczyciel. Nie wspomaga go tradycja, bo nauczycielstwo to zawód młody, który
krzepnie dopiero, wyrabia sobie metody pracy i należną pozycję w
społeczeństwie. Nie pomagają mu tłumy, bo drogi, które nauczyciel społeczeństwu
wskazuje, to zazwyczaj drogi nowe, drogi postępu, a tłumy nie lubią niemi
chodzić. Stosunek zasobów materjalnych księdza i nauczyciela symbolizują
trafnie spotykane na każdym kroku pałace-plebanje i lepianki-szkoły.A i
nastawienie bojowe nauczyciela i księdza jest różne. Ksiądz - to przeważnie typ
agresywny, napastliwy. Nauczyciel - to zazwyczaj cichy, skromny pracownik
oświaatowy, który radby uniknąć walki, bo w celowej, spokojnej pracy upatruje
najpewniejszą rękojmię realizacji swych ideałów życiowych. Ale walki tej
uniknąć nie może. Wszak i ogrodnik nie będzie spokojnie pielęgnował swoich
roślin, w chwili gdy złośliwy sąsiad płoty mu burzy i nierogaciznę do ogrodu
wpędza. Więc i nauczyciel od walki narzuconej uchylać się nie ma prawa, inaczej
sprzeciwiłby się swemu posłannictwu.
I dlatego walka między
księdzem i nauczycielem jest tak częsta. Ogół nauczycielstwa broni się uparcie
przeciwko hegemonji księdza, przeciwstawiając jej własne programy społeczne.
Fakt to pocieszający, dobrze świadczy o nauczycielu polskim i z otuchą pozwala
patrzeć w przyszłość. Niewątpliwie w bliższej czy dalszej przyszłości
nauczyciel zwycięzcą będzie. Traktując z całem uznaniem i szacunkiem tę odwagę,
z jaką ogół nauczycielstwa do walki z klerem przystępuje, nie można zamykać
oczu na błędy, jakie tu i ówdzie niektórzy nauczyciele popełniają. Trudno np.
pochwalić spotykany niekiedy tam antyklerykalizm. Przejawia się ona zazwyczaj w
nietaktach ze strony nauczyciela, często w bezpłodnych, na osobistem podłożu
opartych wymyślaniach pod adresem księdza, czy księży, nie dotyka natomiast
istoty rzeczy, pozwala, a czsem pomaga panoszyć się księdzu w szkole i w. społeczeństwie,
niekiedy godzi dziwnie niechęć przeciw księdzu X czy Y z petycjami do kuryj
biskupich, czy zapewnieniami o swej bezwzględnej lojalności. Ten tani
antyklerykalizm nie prowadzi do celu i nie jest właściwą formą walki o
wyzwolenie szkoły.Nauczyciel walczący z księdzem powinien to rozumieć, że
jeżeli dany proboszcz czy wikary podkopuje powagę szkoły, utrudnia i niszczy
pracę nauczyciela, to nie dlatego tak robi, że jest człowiek złym, mściwym,
małostkowym czy zazdrosnym, ale przedewszystkiem dlatego, że jest księdzem i
jego rola społeczna tej taktyki od niego wymaga.
Krótkowzroczne i złudne są
marzenia nauczyciela, który wyobraża sobie, że zamiana księdza X na księdza Y
przyniesie pożądaną harmonję między szkołą a plebanją. Mogą się zmienić formy
walki, istota rzeczy pozostanie ta sama.
Oczywiście mam na myśli
nauczyciela o skrystalizowanym światopoglądzie i ustalonej ideologji, oraz
księdza przystosowanego do wytyczonych mu zadań życiowych. Bez względu na to,
jaką formę wzajemny ich stosunek przybierze, takie dwie jednostki nie pójdą w
pracy równolegle, bo cele ich na przeciwległych leżą biegunach.
Dlatego nie jaskrawość walki
i złośliwe czy małostkowe szukanie punktów zaczepnych, ale konsekwencja
postępowania, mocne wytyczenie linji kierunkowej, oraz głęboko pojęta godność
człowieka i zawodu największe posiadają tu walory.Z przyjemnością stwierdzić
trzeba, że wśród nauczycielstwa prawda ta coraz więcej znajduje zrozumienia. Na
dowód przytaczam list, jaki pewien nauczyciel wystosował do proboszcza w swej
wiosce.
B..., dnia 22 grudnia 1927
r.
Przewielebny Księże
Kanoniku!
Pismo z dnia 18.XII. 1927 r.
zmusza mię do odpowiedzi nietylko na sprawę w niem poruszoną, ale także i to
przedewszystkiem do odpowiedzi na pytanie, dlaczego współdziałanie szkoły z
tutejszą plebanją nie istnieje i istnieć nie może.
List Księdza Kanonika daje
mi sposobność do wyjaśnienia części niedomówień, jakie między nami nagromadziły
się w ciągu lat przeszło pięciu. Trzeba te sprawy raz wyświetlić, bo przecież
trzeba dać świadectwo prawdzie.
Otóż w chwili przybycia mego
na Śląsk i objęcia kierownictwa szkoły i kierownictwa duchowego w B. jestem
ciągle narażony na ataki, prowokacje, nędzne intrygi, skargi i.t.p., a pewne
czynniki mieszają się do mego życia prywatnego, jak też do życia mojej
rodziny.
Wielokrotnie stwierdziłem,
że źródłem wyżej wymienionego jest właśnie Ksiądz Kanonik.
W ciężkiem położeniu jest
człowiek, mający tak jak ja - w nowem środowisku do przeprowadzenia ważne
zadania skutecznego przeciwstawienia się atakom niemieckim na polską szkołę. W
realizowaniu tego zadania - nieraz przechodzącego siły człowieka - gotów jestem
do współpracy z każdym czynnikiem, któryby nie budził we mnie wątpliwości, czy
współpraca moja nie zostanie nadużyta do czynów nieetycznych lub niemających
nic wspólnego z interesem państwowym.
Do współpracy między mną, a
plebanją nie przyszło.
Zamiast pomocy i zrozumienia
spotkałem się z podburzaniem ludności, z obniżaniem mej powagi wśród ludu, z
sianiem niezgody i intryg wśród nauczycielstwa, ze skargami w Katowicach. A
stwierdzić muszę, że ataki te były przeważnie skryte, przysłonięte zazwyczaj
maską obłudnej uprzejmości i że ujawniały się one najczęściej w okresach wpisów
do szkoły, a więc w momentach, kiedy i obóz niemiecki na mnie ze zdwojoną
zajadłością uderzał.
Skądże taka zawzięta walka z
polskim nauczycielem na kresach ze strony Duchowego i Senatora Rzeczypospolitej?
Oto to wszystko działo się
dlatego, że nie podporządkowałem się Księdzu i nie zatknąłem Jego wzorem
sztandaru partyjnego na szkole mej pieczy powierzonej, że zamiast partyjnictwa
szerzyłem wśród ludności uświadomienie obywatelskie i państwowe, że
przeciwstawiałem się wszystkiemu, co sprzeciwiało się idei państwowości. Oto
działo się to dlatego, że w chwil i nędzy ogólnej i bezrobocia nie wyłudzałem
od ludu pieniędzy na murzynów afrykańskich i inne podobne cele, ale w miarę sił
i możności starałem się służyć temu ludowi radą i pomocą, by tem ulżyć jego
ciężkiej doli.
Oto działo się tak dlatego,
że w pracy mojej nie zawierałem kompromisów z etyką i nie paczyłem pojęć
etycznych wśród ludności, jak to czynił Ksiądz Kanonik, a zarazem Senator
Rzeczypospolitej, gdy wygłaszał dwujęzyczne hymny pochwalne nad grobem
hakatysty i byłego dostawcy żywego towaru.
Tak - między nami współpracy
nie było, bo być w takich warunkach nie mogło. - I cele nasze - i metody - i
pojęcia nasze są różne...
W sprawie pisma samego
proszę przyjąć do wiadomości, że jakkolwiek ostatnie wieki przyniosły nam wiele
zdobyczy naukowych i wiele wynalazków, to jednak bezsprzecznie największą
zdobyczą lat ostatnich są "Prawa Człowieka" i gwarancja jego wolności
i przekonań osobistych. Wprawdzie koszmary średniowiecznej nietolerancji tułają
się jeszcze po rozmaitych zaułkach kuli ziemskiej, jednak oddech ich stracił
już moc dawną i nie jest już niebezpieczny.
Wypraszam sobie stanowczo
zajmowanie się moją osobą i memi stosunkami rodzinnemi. Niechaj Ksiądz Kanonik
zrozumie, że w żadnym wypadku nie pozwolę osobom postronnym do mieszania się w
sprawy, których rozstrzygnięcie do mnie wyłącznie należy.
List nie wyczerpał jeszcze
sprawy - jeślibym został znowu kiedy zaczepiony - powrócę do tematu, a o ile
zajdzie potrzeba tego, odpowiem publicznie.
Kreślę się z należnem
poważaniem.
(Podpis).
Tak wygląda szczery list
nauczyciela do księdza po pięciu latach ich pracy an wspólnym terenie. Mam
wrażenie, że gdyby wśród nauczycielstwa rozpisać ankietę na temat braku
współpracy między szkołą a plebanją, argumenty przytoczone w liście
powtórzyłyby się wielokrotnie w różnych odmianach.Jeżeli tak jest, jeżeli przy
dzisiejszym układzie stosunków społecznych istotna, celowa współpraca
nauczyciela i księdza nie ma podstaw życiowych, koniecznem jest, by z faktu
tego i przyczyn jego zdała sobie sprawę państwowo uświadomiona część
społeczeństwa i wysnuła z tego odpowiednie wnioski.
Nie jest normalnym stan
taki, że Polska posiada jeden z najgorszych konkordatów w świecie, że kler ma w
Polsce wszelkie uprawnienia, a obowiązki wobec Państwa minimalne, że kler
gromadzi w swych rękach olbrzymie kapitały, które winny być użyte na potrzeby
państwowe, że siły społeczne narodu wyzyskuje ze szkodą dla Państwa do swych
egoistycznych celów, że utrudnia wszelki postęp społeczny.
Nie jest obojętną sprawą, że
kler ogarnął swemi wpływami szkołę polską, która przecież inne przed sobą ma
zadania, niż wysługiwać się klerowi.
Dlatego koniecznem jest
zajęcie wobec tych spraw przez społeczeństwo jasnego, zdecydowanego stanowiska,
które byłoby zgodne z istotnemi interesami Państwa.
Posłowie
Wydawnictwo
"Toporzeł" oddaje w Państwa ręce niepublikowane jeszcze po wojnie
materiały, zebrane przez członków Związku Nauczycielstwa Polskiego. Po blisko
sześćdziesięciu latach odzyskały swoją aktualność. Instrukcja dotycząca
wprowadzenia religii do szkół, senacki projekt ustawy antyaborcyjnej,
zagrożenie legalności rozwodów, pielgrzymki wojska i policji... to już
współczesne akty ingerencji Kościoła Rzymskokatolickiego w życie Państwa.
Czytając tę książkę, może
razić prymitywny charakter wypowiedzi księży, mogą też nasuwać się podejrzenia
o tendencyjną złośliwość piszących. Nie zapomnijmy jednak, że są to materiały
archiwalne i że kler w latach międzywojennych takimi metodami swój cel osiągnął.
Nawet dzisiaj, w niewielkich parafiach, kazania proboszczów jeszcze
przypominają te, które uwieczniła Janina Barycka.
Minął zaledwie rok od czasu,
gdy władzę w Polsce objęli ludzie wylansowani w głównej mierze przez Kościół,
by już szacunek dla prawa ustąpił miejsca politycznej brutalności tych, którzy
czują się silni. Kilka miesięcy temu biskup Alojzy Orszulik zarzucił publicznie
rzecznikowi praw obywatelskich prof. Ewie Łętowskiej, że nie powinna się
troszczyć o "prawidłowość abstrakcyjnych konstrukcji prawotwórczych".
Tą abstrakcją była oczywiście jawna sprzeczność instrukcji o wprowadzeniu
religii do szkoły z Konstytucją Rzeczypospolitej. Dlaczego Kościół tak
bezkompromisowo wtargnął do szkół?
Odpowiedzi udzielają strony
tej książki.
Dzisiaj na naszych oczach
kler znowu zdobywa coraz większe wpływy. Zdobywa je, bo po czterdziestoletniej
przerwie społeczeństwo nie pamięta o konsekwencjach jego zwycięstw. Nie
zapomnijmy, że Kościół to nie tylko niewinne miejsce religijnego kultu i
urokliwa bogactwem, niewinna tradycja, lecz przede wszystkim wpływowa siła
polityczna. Siła, która chce nas sobie podporządkować.
Idąc w ślady Janiny
Baryckiej chcielibyśmy, przy Państwa Pomocy, wzbogacić jej książkę o kilka
współczesnych rozdziałów. Wiele istotnych dla społeczeństwa zdarzeń nie jest
dokumentowanych i rozpływa się w codzienności życia. Warto je utrwalić, by
uzupełnić wiedzę następnych pokoleń o fakty często zmieniające oficjalny obraz
naszej historii.
Wrocław, styczeń 1991
Robert Fraj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz