środa, 15 października 2014


Konfrontowanie, wybaczanie i pojednanie

Kiedy rozważaliśmy wcześniej Kazanie na górze, widzieliśmy, jak ważne jest wybaczanie
naszym winowajcom. Jeśli tego nie robimy, Jezus uroczyście oświadczył, że i nam Bóg nie
przebaczy (zob. Mt 6,14-15).
Co to znaczy wybaczyć? Zobaczmy, czego naucza Pismo.
Jezus porównał wybaczenie do unieważnienia długu (zob. Mt 18,23-35). Przypuśćmy, że ktoś
jest nam winien pieniądze, a my zwalniamy go z obowiązku ich zwrotu. Niszczymy rewers. Nie
oczekujemy już spłaty i nie gniewamy się na dłużnika. Teraz patrzymy na niego inaczej niż wtedy,
kiedy był nam winien.
Lepiej rozumiemy, co znaczy wybaczanie, jeśli rozważymy, co to znaczy otrzymać przebaczenie
od Boga. Kiedy nam wybacza grzech, przestaje obarczać nas odpowiedzialnością za czyn, którym
Go zasmuciliśmy. Już się na nas z powodu tego grzechu nie gniewa. Nie karci ani nie karze nas za
to, co zrobiliśmy. Jesteśmy z Nim pojednani.
Podobnie, gdy komuś prawdziwie wybaczam, w swoim sercu daję mu wolność, przezwyciężam
pragnienie zemsty czy dochodzenia sprawiedliwości, poprzez okazanie miłosierdzia. Już się nie
gniewam na tego, kto wobec mnie zgrzeszył. Jesteśmy pojednani. Jeśli chowam przeciwko komuś
gniew lub urazę, to znaczy, że mu nie przebaczyłem.
Chrześcijanie często się w tym względzie oszukują. Mówią, że komuś wybaczyli, bo się tego od
nich oczekuje, ale gdzieś głęboko wciąż chowają do winowajcy urazę. Unikają z nim spotkań, bo
wtedy ich stłumiony gniew wyszedłby na powierzchnię. Wiem, o czym mówię, bo robiłem
dokładnie to samo. Nie oszukujmy się. Pamiętajmy, że Jezus nie chce, abyśmy gniewali się na brata
(zob. Mt 5,22).
Zadam pytanie: – Komu łatwiej przebaczyć? Winowajcy który prosi o wybaczenie, czy temu,
który o to nie prosi? Oczywiście, o wiele łatwiej wybaczyć temu, który przyznaje się do winy i
prosi o wybaczenie. Wybaczenie komuś, kto o to nie prosi, wydaje się praktycznie niemożliwe.
Spójrzmy na to z innej perspektywy. Jeśli odmowa wybaczenia winowajcy, który okazuje
skruchę, jest czymś złym, a także odmowa wybaczenia temu, który skruchy nie okazuje, również
jest złem, to który z tych grzechów jest większy? Chyba wszyscy się zgodzimy, że skoro i jedno i
drugie jest złem, to niewybaczenie winowajcy, który okazuje skruchę, będzie czymś gorszym.
Niespodzianka wyłaniająca się z kart Biblii
Nasuwa się kolejne pytanie: – Czy Bóg chce, abyśmy wybaczali każdemu, kto przeciwko nam
zgrzeszy, nawet tym, którzy się nie ukorzą, nie przyznają do grzechu i nie poproszą o przebaczenie?
Studiując Biblię dokładnie odkryjemy, że odpowiedź brzmi: – Nie. – Ku zaskoczeniu wielu
Pismo wyraźnie stwierdza, że choć mamy wszystkich miłować, z wrogami włącznie, nie mamy
obowiązku wszystkim przebaczać.
Na przykład, czy Jezus oczekuje, że wybaczymy współbratu, który przeciw nam zgrzeszy?
Wcale nie. Inaczej nie kazałby nam kierować się czterema krokami pojednania, które sam wytyczył
w Mt 18,15-17. Zgodnie z nimi winowajca, jeśli się nie opamięta, ma zostać ekskomunikowany:
Jeśli twój brat zawiniłby wobec ciebie, idź i upomnij go w cztery oczy. Gdy cię usłucha,
pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłuchałby, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch
świadków, aby na zeznaniu dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych
nie usłucha, powiedz Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech będzie dla ciebie
jak poganin i celnik.
Oczywiście, w przypadku dojścia do czwartego kroku (ekskomuniki), winowajcy nie okazuje się
przebaczenia, co wynika z ekskomuniki. Byłoby dziwne usłyszeć: – Wybaczyliśmy mu, a potem go
wyłączyliśmy – ponieważ przebaczenie skutkuje pojednaniem, a nie oddzieleniem. (Co byśmy
pomyśleli, gdyby Bóg powiedział: – Przebaczam ci, ale od tej chwili nie chcę mieć z tobą nic
wspólnego?) Jezus każe traktować ekskomunikowanego „jak poganina i celnika”. A z tymi dwiema
grupami społecznymi Żydzi nie mieli żadnych związków i właściwie traktowali ich z
obrzydzeniem.
W tym czterostopniowym wzorcu Jezusa, jeśli winowajca się nie opamięta, nie okazuje się
przebaczenia po pierwszym ani po drugim, a nawet po trzecim kroku. Jeśli nie wyrazi skruchy za
pierwszym razem, podejmuje się następny krok, ciągle traktując go jak zatwardziałego winowajcę.
Dopiero kiedy „cię usłucha” (czyli się opamięta), można powiedzieć, że „pozyskałeś swego brata”,
a więc nastąpiło pojednanie.
Celem konfrontacji jest możliwość okazania przebaczenia. Jednak zależy ono od skruchy
winowajcy. Zatem (1) konfrontujemy z nadzieją, że winowajca (2) się opamięta, abyśmy mogli (3)
mu wybaczyć.
Wobec powyższego możemy z całą pewnością powiedzieć, że Bóg nie spodziewa się, że
wybaczymy wierzącym braciom, którzy wobec nas zgrzeszyli, jeśli po konfrontacji nadal są
zatwardziali. To, oczywiście, nie daje nam prawa nienawidzić wierzącego, który zawinił.
Przeciwnie, konfrontujemy go, bo go miłujemy i chcemy mu wybaczyć i się z nim pojednać.
Jednak po wyczerpaniu wszelkich środków, po przejściu trzech pierwszych kroków wytyczonych
przez Jezusa, czwarty krok, jako wyraz posłuszeństwa Chrystusowi, jest zerwaniem więzi.1 Tak jak
nie powinniśmy utrzymywać kontaktów z tak zwanymi chrześcijanami, którzy są cudzołożnikami,
pijakami, homoseksualistami itp. (zob. 1Kor 5,11), tak samo nie możemy utrzymywać kontaktów z
tak zwanymi chrześcijanami, którzy nie chcą się opamiętać na prośbę całej wspólnoty. Tacy
dowodzą, że nie są prawdziwymi naśladowcami Chrystusa i przynoszą hańbę Jego Kościołowi.
Boży przykład
Rozważając naszą odpowiedzialność za wybaczanie innym, zastanówmy się, dlaczego Bóg
miałby od nas oczekiwać czegoś, czego On sam nie czyni. Bezsprzecznie Bóg kocha ludzi winnych
1. Wydaje się rozsądne, że gdyby wyłączona osoba po jakimś czasie się opamiętała, Jezus oczekiwałby, iż zostanie
jej okazane przebaczenie.
i wyciąga swe miłosierne dłonie, oferując im przebaczenie. Powstrzymuje gniew i daje im czas na
opamiętanie. Ale przebaczenie zależy od tego, czy się opamiętają. Bóg nie przebacza ludziom
winnym, którzy nie chcą się opamiętać. Dlaczego mielibyśmy sądzić, że od nas oczekuje czegoś
więcej?
Wobec powyższego czy nie jest możliwe, że grzech nieprzebaczenia, tak poważny w Bożych
oczach, to konkretnie grzech nieprzebaczenia tym, którzy o nie proszą? Ciekawe, że zaraz po tym,
jak Jezus sformułował cztery kroki dyscypliny kościelnej, Piotr zapytał:
Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini wobec mnie? Czy aż siedem razy? Jezus
mu odpowiedział: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy [ang.
siedemdziesiąt razy siedem] (Mt 18,21-22).
Czy Piotr sądził, iż Jezus spodziewa się, że Jego uczeń będzie wybaczał nieskruszonemu bratu
setki razy za setki grzechów, skoro Jezus dopiero co powiedział, by nieskruszonego brata traktować
jak poganina czy celnika z powodu jednego grzechu? Wydaje się to nieprawdopodobne. Przecież
nie czujemy odrazy do kogoś, komu wybaczyliśmy.
Kolejne pytanie, które powinno nas zmusić do myślenia, brzmi: – Jeżeli Jezus oczekuje, że
będziemy wybaczać wierzącemu setki razy za setki grzechów, których nie wyznaje, bo dzięki temu
ciągle pozostajemy z nim w kontakcie, to dlaczego pozwala zerwać więź małżeńską tylko z powodu
jednego grzechu cudzołóstwa, jeśli współmałżonek nie wyrazi skruchy (zob. Mt 5,32)?2 Wydaje się
to dość niekonsekwentne.
Rozwinięcie
Zaraz po tym, jak Jezus kazał Piotrowi wybaczać bratu 490 razy, opowiedział przypowieść, aby
Piotr lepiej zrozumiał, co ma na myśli:
Dlatego też Królestwo Niebios podobne jest do pewnego króla, który chciał się rozliczyć ze
swoimi sługami. Kiedy zaczął się rozliczać, przyprowadzono do niego pewnego dłużnika,
który był mu winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego oddać, pan kazał go
sprzedać razem z żoną, dziećmi i całym jego dobytkiem, aby dług odzyskać. Wtedy sługa
upadł mu do nóg, kłaniał się i prosił: Okaż mi cierpliwość, a wszystko ci oddam. Jego pan
ulitował się nad nim, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy ów sługa wyszedł, spotkał
innego współsługę, który był mu winien sto denarów. Dopadł go, dusił i wołał: Oddaj, coś
winien! Wówczas tamten padł mu do nóg i błagał: Okaż mi cierpliwość, a oddam ci. On
jednak nie chciał czekać, lecz odszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Gdy
inni współsłudzy to zobaczyli, zasmucili się bardzo. Poszli i opowiedzieli swemu panu o
wszystkim, co się stało. Wtedy jego pan wezwał go i powiedział: Sługo zły, darowałem ci cały
dług, ponieważ mnie o to poprosiłeś. Czy więc i ty nie powinieneś ulitować się nad swoim
współsługą, jak ja zlitowałem się nad tobą! I rozgniewał się jego pan, oddał go katom, dopóki
nie zwróci całego długu. Tak mój Ojciec, który jest w niebie, postąpi z wami, jeśli każdy z
was nie przebaczy z serca swojemu bratu (Mt 18,23-35).
Zauważmy, że pierwszemu słudze dług został darowany, bo o to prosił. Drugi sługa też poprosił
pierwszego o darowanie długu. Pierwszy nie postąpił z drugim tak, jak postąpiono z nim, i właśnie
to tak rozgniewało jego pana. Czy wobec tego Piotr miał myśleć, że Jezus oczekuje od niego, by
również wybaczał zatwardziałemu bratu, choć ten nie prosi o wybaczenie, czego w ogóle nie
ilustruje Jezusowa przypowieść? Wydaje się to nieprawdopodobne, zwłaszcza wobec faktu, iż Jezus
właśnie powiedział, jak traktować nieskruszonego brata, kiedy już zostanie prawidłowo
skonfrontowany: jak poganina i celnika.
2. Jeśli cudzołożny współmałżonek jest wierzący, przed wszczęciem sprawy rozwodowej należy go przeprowadzić
przez trzy stopnie pojednania, nakreślone przez Jezusa. Jeśli się opamięta, powinniśmy, zgodnie z nakazem Jezusa,
okazać mu przebaczenie.
Wydaje się jeszcze mniej prawdopodobne, by Piotr uważał, że powinien wybaczyć opornemu
bratu, biorąc pod uwagę karę, jaką Jezus zapowiedział, gdy nie przebaczymy z serca naszym
braciom. Zostanie nam wówczas przypisany cały uprzednio darowany dług, a my zostaniemy
oddani katom, aż spłacimy to, czego nie będziemy w stanie spłacić. Czy byłaby to sprawiedliwa
kara dla wierzącego, który nie wybacza bratu, któremu Bóg również nie przebacza? Jeśli brat
grzeszy przeciwko mnie, grzeszy też przeciwko Bogu, a Bóg mu nie wybaczy, jeśli się nie
opamięta. Czy Bóg może mnie słusznie ukarać, bo nie wybaczyłem komuś, komu On sam nie
wybacza?
Podsumowanie
To, czego Jezus oczekuje od nas w kwestii wybaczania współbraciom zawierają Jego słowa
zapisane w Łk 17,3-4:
Uważajcie na siebie. Jeżeli twój brat zawini, upomnij go, a jeśli się opamięta, przebacz mu.
Gdyby nawet siedmiokrotnie w ciągu dnia zawinił wobec ciebie, mówiąc: Zmieniam swoje
postępowanie [Żałuję tego – BT] – przebacz mu.
Czyż wymaga to wyjaśnień? Jezus oczekuje, że będziemy wybaczali innym wierzącym, jeśli się
opamiętają. Gdy się modlimy: „Przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczamy tym, którzy
przeciw nam zawinili”, prosimy Boga, by postąpił z nami tak, jak my postępujemy z innymi. Sami
nie oczekiwalibyśmy od Niego przebaczenia, gdybyśmy o to nie poprosili. Dlaczego więc
mielibyśmy sądzić, iż oczekuje od nas, że wybaczymy tym, którzy nas o to nie proszą?
Jednak nie daje nam to prawa chować urazy przeciwko bratu czy siostrze w Chrystusie, którzy
przeciw nam zgrzeszyli. Mamy nakaz miłować siebie nawzajem, dlatego też brata, którzy
przeciwko nam zgrzeszy, powinniśmy skonfrontować, abyśmy mogli się z nim pojednać, i tym
samym żeby on mógł się pojednać z Bogiem, przeciw któremu także zgrzeszył. Tak postępuje
miłość. Niestety, chrześcijanie zbyt często mówią, że wybaczają winnemu współbratu, ale robią to
tylko po to, by uniknąć konfrontacji. W rzeczywistości nie wybaczają, co widać na podstawie ich
czynów. Za wszelka cenę unikają winowajcy i stale mówią o wyrządzonej im szkodzie, bo zabrakło
pojednania.
Kiedy grzeszymy, Bóg nas wewnętrznie konfrontuje głosem Ducha Świętego, gdyż nas kocha i
chce nam przebaczyć. Powinniśmy Go naśladować, konfrontując z miłością współbraci, którzy
przeciw nam grzeszą, aby nastąpiło opamiętanie, przebaczenie i pojednanie.
Bóg zawsze oczekiwał, że członkowie Jego ludu będą okazywać sobie nawzajem szczerą miłość,
która dopuszcza napomnienie, ale nie chowanie urazy. W Prawie Mojżeszowym zapisane jest
przykazanie:
Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata. Będziesz upominał bliźniego, aby nie
zaciągnąć winy z jego powodu. Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do
synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan (Kpł
19,17-18).
Zastrzeżenie
Ale jak zrozumieć słowa Jezusa z Ewangelii Marka 11,25-26? Czy wskazują, że musimy
każdemu wszystko wybaczać, bez względu na to, czy poprosi o wybaczenie?
Kiedy zaś stoicie modląc się, przebaczcie, jeśli macie coś przeciwko komuś, aby i wasz
Ojciec, który jest w niebie, przebaczył wam wasze przewinienia. A jeśli wy nie przebaczycie,
to i wasz Ojciec, który jest w niebie, nie przebaczy wam waszych przewinień.
Ten jeden tekst nie unieważnia wszystkich pozostałych jakie już na ten temat, rozważyliśmy.
Wiemy, że Boga boli, jeśli odmawiamy wybaczenia komuś, kto nas o to prosi. Zatem ten werset
możemy zinterpretować w świetle owego niepodważalnego faktu. Jezus podkreśla tylko, że chcąc
otrzymać Boże przebaczenie, musimy wybaczać innym. Nie przedstawia jakichś szczegółowych
„mechanizmów” przebaczania, na przykład co robić, aby je otrzymać.
Nie mówi też, że musimy prosić Boga o przebaczenie, aby je nam dał. Czy mamy zatem
zignorować całą pozostałą naukę Pisma, zgodnie z którą Boże przebaczenie jest uzależnione od
tego, czy Boga o nie poprosimy (zob. Mt 6,12; 1J 1,9)? Czy mamy założyć, że kiedy zgrzeszymy,
nie potrzebujemy prosić Boga o przebaczenie, ponieważ Jezus w tym miejscu o tym nie mówi?
Byłoby to niemądre w świetle tego, co mówi nam Pismo. Równie niemądre jest ignorowanie
pozostałej nauki Pisma, zgodnie z którą mamy wybaczać tym, którzy o to poproszą.
Kolejne zastrzeżenie
Czyż Jezus nie modlił się o żołnierzy dzielących się Jego szatami: „Ojcze, przebacz im, bo nie
wiedzą, co czynią” (Łk 23,34)? Czy to nam nie mówi, że Bóg przebacza ludziom, nawet wtedy gdy
o to nie proszą?
Owszem, ale tylko do pewnego stopnia. Pokazuje, że ludziom nieświadomym Bóg okazuje
pewną miarę przebaczenia. Ponieważ jest doskonale sprawiedliwy, rozlicza tylko tych ludzi, którzy
wiedzą, że grzeszą.
Modlitwa Jezusa o żołnierzy nie gwarantowała im pójścia do nieba. Zapewniała tylko to, że nie
będą odpowiadać za podział szat Bożego Syna, i tylko dlatego, że nie wiedzieli, kim On jest.
Widzieli w Nim jedynie kolejnego przestępcę skazanego na egzekucję. Bóg zatem okazał
miłosierdzie za czyn, za który należałaby się kara, gdyby wiedzieli, co faktycznie robią.
Ale czy Jezus prosił o Boże przebaczenie dla wszystkich pozostałych, odpowiedzialnych w jakiś
sposób za Jego cierpienie? Wcale nie. Na przykład w przypadku Judasza Jezus stwierdził, że byłoby
lepiej, gdyby się nigdy nie urodził (zob. Mt 26,24). Jezus bez wątpienia nie prosił Ojca, aby
przebaczył Judaszowi. Wręcz przeciwnie, jeśli Psalmy 69 i 109 potraktujemy jak prorocze modlitwy
Jezusa, co też uczynił Piotr (zob. Dz 1,15-20). Jest tam prośba, aby na Judasza spadła kara, bo był
świadomym winowajcą.
Jako naśladowcy Chrystusa powinniśmy okazywać miłosierdzie tym, którzy nie są świadomi
tego, że wyrządzają nam krzywdę, tak jak to było w przypadku żołnierzy pod krzyżem. Bóg chce,
byśmy niewierzącym okazywali wyjątkowe miłosierdzie, żebyśmy miłowali wrogów, dobrze
czynili tym, którzy nas nienawidzą, błogosławili tym, którzy nas przeklinają i modlili się o tych,
którzy nas znieważają (zob. Łk 6,27-28). Powinniśmy „rozbrajać” ich nienawiść swoją miłością,
przezwyciężając zło dobrem. Ta koncepcja została zapisana już w Prawie Mojżeszowym:
Jeśli spotkasz wołu twego wroga, albo jego osła błąkającego się, odprowadź je do niego. Jeśli
ujrzysz, że osioł twego wroga upadł pod swoim ciężarem, nie ominiesz go, ale razem z nim
przyjdziesz mu z pomocą (Wj 23,4-5).
Gdy wróg twój łaknie, nakarm go chlebem, gdy pragnie, napój go wodą – żar ognia
zgromadzisz na nim, a Pan ci za to zapłaci (Prz 25,21-22).
To ciekawe, że chociaż Jezus nakazał, byśmy miłowali wrogów, dobrze czynili tym, którzy nas
nienawidzą, błogosławili tym, którzy nas przeklinają i modlili się o tych, którzy nas znieważają
(zob. Łk 6,27-28), nigdzie nie każe nam im wybaczać. Można ludzi miłować nie przebaczając im,
tak jak Bóg kocha ludzi, choć im nie przebacza. Nie tylko możemy, ale powinniśmy ich miłować, bo
tak nam każe Bóg. I tę miłość powinny uwidaczniać nasze czyny.
Sam fakt, że Jezus prosił Ojca, by przebaczył żołnierzom pod krzyżem, nie dowodzi, że Bóg
chce, byśmy zapomnieli o całej pozostałej nauce Pisma na ten temat i wybaczali wszystkim, którzy
przeciwko nam zawinią. Uczy nas tylko tego, byśmy automatycznie wybaczali ludziom
nieświadomym swego grzechu i okazywali nadzwyczajną łaskę niewierzącym.
A co z Józefem?
Józef, który łaskawie przebaczył braciom, którzy sprzedali go do niewoli, jest podawany jako
przykład tego, że powinniśmy wybaczać każdemu, kto przeciw nam zawini, niezależnie od tego,
czy prosi o nasze wybaczenie. Ale czy tego uczy historia Józefa?
Wcale nie.
Józef, aby doprowadzić braci do opamiętania przez co najmniej rok poddawał ich kolejnym
próbom. Nawet jednego z nich trzymał przez wiele miesięcy w egipskim więzieniu (zob. Rdz
42,24). Wreszcie kiedy bracia byli w stanie przyznać się do swej winy (zob. Rdz 42,21; 44,16), a
jeden z nich oferował się posłużyć jako okup za najmłodszego, najbardziej ukochanego przez ojca
(zob. Rdz 44,33), Józef wiedział, że teraz nie są to już tacy sami zazdrośni i samolubni ludzie,
którzy kiedyś sprzedali go do niewoli. Dopiero wtedy Józef wyjawił im swoją tożsamość i odezwał
się łagodnymi słowami do braci, swych winowajców. Gdyby Józef „przebaczył” im natychmiast,
nigdy by się nie opamiętali. I na tym polega błąd głoszonej tu i ówdzie nauki o „niezwłocznym
wybaczaniu wszystkim”. Przebaczanie braciom, którzy przeciw nam zawinili, bez konfrontowania
ich prowadzi do dwóch rzeczy: (1) nieszczerego przebaczenia, które nie przynosi pojednania oraz
(2) braku opamiętania ze strony winowajców, którzy przez to nie rozwijają się duchowo.
Praktykowanie Mt 18,15-17
Chociaż podane przez Jezusa cztery kroki prowadzące do pojednania są zrozumiałe, to
wprowadzenie ich w czyn nie zawsze okazuje się łatwe. Nakreślając je Jezus zakładał sytuację, że
brat A jest słusznie przekonany, iż brat B przeciwko niemu zawinił. Jednak w rzeczywistości brat A
może się mylić. Rozważmy więc hipotetycznie każdy możliwy scenariusz.
Jeśli brat A jest przekonany, że brat B zawinił przeciw niemu, powinien najpierw sprawdzić, czy
nie jest aby przesadnie krytyczny, doszukując się źdźbła w jego oku. Wiele drobnych win należy po
prostu pominąć i okazać miłosierdzie (zob. Mt 7-3-5). Jeśli jednak brat A czuje urazę wobec brata B
z powodu jakiejś poważnej krzywdy, powinien z tym przyjść do niego.
Najpierw prywatnie, zgodnie z nakazem Jezusa, okazując tym samym miłość do brata B.
Powinien kierować się miłością, a jego celem winno być pojednanie. Nie powinien jednak o tym
rozpowiadać. „Miłość zakrywa wiele grzechów” (1P 4,8). Jeśli kogoś kochamy, nie będziemy
opowiadać o jego grzechach; zakryjemy je.
Taka konfrontacja powinna być łagodna, wyrażać miłość. Mógłby powiedzieć coś takiego:
– Bracie B, bardzo cenię naszą relację. Ale wydarzyło się coś, co zbudowało w moim sercu mur
odgradzający mnie od ciebie. Nie chcę tego, dlatego muszę ci powiedzieć, dlaczego czuję, że
przeciwko mnie zawiniłeś, abyśmy mogli się pojednać. A jeśli ja zrobiłem coś, co przyczyniło się
do powstania tego problemu, powiedz mi. – Następnie powinien łagodnie powiedzieć, co go boli.
W większości przypadków brat B nie jest nawet świadom, że uraził brata A, i kiedy tylko się o
tym dowie, poprosi o wybaczenie. W takim wypadku brat A powinien od razu mu wybaczyć. I
następuje pojednanie.
Drugi możliwy scenariusz zakłada, że brat B będzie próbował się usprawiedliwić mówiąc, że to
była jego reakcja na wcześniejsze przewinienie brata A wobec niego. W takim wypadku brat B
powinien był już wcześniej skonfrontować brata A. Ale przynajmniej teraz doszło wreszcie do
jakiegoś dialogu i szansy na pojednanie.
Urażone strony powinny przedyskutować to, co zaszło, przyznać się do winy, a następnie
zaoferować oraz przyjąć przebaczenie od siebie nawzajem. I następuje pojednanie.
W trzecim scenariuszu strony A i B nie potrafią się pojednać. Potrzebują zatem pomocy i wtedy
należy przejść do kroku drugiego.
Krok drugi
Byłoby najlepiej, gdyby bracia A i B zgodzili się co do tego, kto miałby im pomóc dojść do
pojednania. Byłoby idealnie, gdyby znaleźli się bracia C i D, znający i miłujący obu braci A i B, co
gwarantowałoby bezstronność. Z miłości i szacunku dla skonfliktowanych tylko bracia C i D
powinni zostać poinformowani o nieporozumieniu pomiędzy A i B.
Jeśli na tym etapie brat B nie jest otwarty na współpracę, to brat A powinien zwrócić się o pomoc
do C lub C i D.
Jeśli bracia C i D są mądrzy, nie wydadzą osądu, zanim nie wysłuchają zdania obydwóch A i B.
Kiedy C i D wydadzą werdykt, A i B powinni uznać ich decyzję i dokonać przeprosin oraz
zadośćuczynienia zaleconych jednemu lub obu z nich.
Bracia C i D nie powinni pozorować bezstronności i unikać osobistego ryzyka, zalecając skruchę
obydwu braciom A i B, jeśli w rzeczywistości tylko jeden jest winien. Powinni wiedzieć, że jeśli A
lub B odrzuci ich osąd, sprawa stanie przed całym kościołem i wtedy ich „tchórzliwy” osąd stanie
się jawny wobec wszystkich. Pokusa dotycząca C lub D, by naginając prawdę zachować przyjaźń
zarówno A jak i B, jest słusznym wyjaśnieniem, dlaczego lepszych jest dwóch arbitrów niż jeden,
jako że mogą wspierać jeden drugiego w dochodzeniu do prawdy. Co więcej, ich decyzja będzie
miała większą wagę dla A i B.
Krok trzeci
Jeśli A lub B odrzuci decyzję C i D, sprawę należy przedłożyć Kościołowi. Tego trzeciego kroku
nigdy nie praktykuje się w kościołach instytucjonalnych, a to z uzasadnionego powodu:
nieuchronnie prowadziłoby to do rozłamów wynikających z odmiennych opinii. Jezus nie
przewidywał, by kościoły lokalne były większe niż liczba osób mogąca pomieścić się w domu.
Taka niewielka chrześcijańska rodzina, gdzie wszyscy znają i troszczą się o A i B, jest według Biblii
odpowiednim środowiskiem do załatwienia kroku trzeciego. W kościołach instytucjonalnych
powinno się to odbywać w ramach małej grupy, złożonej z ludzi, którzy znają i miłują obydwu, A i
B. Jeśli są oni członkami różnych wspólnot lokalnych, to jako ciało decyzyjne powinno służyć po
kilku najodpowiedniejszych członków z obu wspólnot.
Kiedy kościół wyda osąd, bracia A i B winni mu się podporządkować, znając konsekwencje jego
odrzucenia. Powinni się przeprosić, wybaczyć sobie i się pojednać.
Jeśli A lub B odmówi przeproszenia brata, powinien zostać wykluczony z kościoła i nikt z
członków nie powinien utrzymywać z nim kontaktów. Często taka krnąbrna osoba z własnej woli i
tak będzie znajdowała się poza wspólnotą, i nie zmieni zdania, dopóki na którymś etapie tego
procesu nie uzyska przychylnej dla siebie decyzji. Wyjawia to jedynie jej brak szczerego
pragnienia, by miłować swą duchową rodzinę.
Powszechny problem
W kościołach instytucjonalnych jest normą, że ludzie rozwiązują swe nieporozumienia
odchodząc od kościoła i przyłączając się do innego. Do takiego, gdzie pastor chce budować swoje
królestwo za wszelką cenę i nie zależy mu na szczerych relacjach z innymi pastorami. Dlatego
przyjmuje takich ludzi i bierze ich stronę, kiedy opowiadają mu swoje bolesne historie. Taki
wzorzec podważa kroki prowadzące do pojednania, nakazane przez Chrystusa. Zwykle jest to
kwestia miesięcy czy lat, kiedy osoba urażona, przyjęta przez owego pastora do kościoła, odchodzi
do kolejnego, znowu obrażona.
Jezus oczekiwał, że kościoły będą na tyle małe, iż pomieszczą się w domach, a miejscowi
pastorzy/starsi/przełożeni będą ze sobą współpracować jako członkowie jednego ciała. Wyłączenie
członka z jednego kościoła byłoby w istocie wyłączeniem go ze wszystkich kościołów.
Obowiązkiem każdego pastora/starszego/przełożonego jest zapytać wierzących, przyłączających się
do jego kościoła, o ich związki z poprzednim kościołem, a następnie skontaktować się z jego
przywódcami, by stwierdzić, czy tych ludzi należy przyjąć.
Boży zamiar wobec świętego Kościoła
Kolejny powszechny problem w kościołach instytucjonalnych polega na tym, że często składają
się z ludzi, którzy przychodzą tylko na „przedstawienie”. Nie podlegają niczyjemu nadzorowi, bo
ich relacje z innymi członkami kościoła mają charakter czysto towarzyski. Zatem nikt, a zwłaszcza
pastor nie ma pojęcia, jak wygląda ich życie. Ludzie nieświęci plamią wizerunek kościoła, do
którego uczęszczają. Osoby z zewnątrz widzą, że ludzie podający się za chrześcijan niczym nie
różnią się od niewierzących.
Już samo to powinno być wystarczającym dowodem, że struktura kościołów instytucjonalnych
nie pokrywa się z Bożym zamiarem wobec Jego świętego Kościoła. Ludzie nieświęci i obłudni
zawsze zdołają się ukryć w wielkich kościołach instytucjonalnych, przynosząc ujmę Chrystusowi. A
z tego, co przeczytaliśmy w Mt 18,15-17 jasno wynika, że Jezus chciał, by Jego Kościół składał się
z ludzi świętych, z samo-oczyszczającego się ciała. Świat patrząc na Kościół miał widzieć Jego
czystą oblubienicę. Jednak dzisiaj widzą nierządnicę, niewierną swojemu mężowi.
Ten zamierzony przez Boga aspekt samo-oczyszczania się Kościoła widać wyraźnie w słowach
Pawła, dotyczących krytycznej sytuacji w korynckim kościele. Tam członek wspólnoty żył w
cudzołożnym związku ze swoją macochą:
Powszechnie słyszy się o rozpuście między wami, i to o takiej rozpuście, której nie ma nawet
wśród pogan, o tym, że ktoś żyje z żoną ojca. A wy wbiliście się w pychę, zamiast raczej tak
boleć nad tym, aby został usunięty spośród was ten, kto się dopuścił takiego czynu. Ja chociaż
nieobecny ciałem, ale obecny duchem, jak osoba obecna wydałem wyrok przeciwko temu, kto
się dopuścił takiego czynu. W imię naszego Pana Jezusa, łącząc się, wy i mój duch, z mocą
naszego Pana Jezusa, wydajcie takiego szatanowi dla wyniszczenia ciała, aby duch został
zbawiony w dniu Pana… Napisałem wam w liście, abyście nie utrzymywali kontaktów z
rozpustnikami, ale nie z rozpustnikami tego świata lub chciwcami, złodziejami czy
bałwochwalcami, ponieważ musielibyście opuścić ten świat. Teraz jednak wam napisałem,
abyście nie utrzymywali kontaktów z kimś, kto jest nazywany bratem, a jest rozpustnikiem,
chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie jedzcie razem.
Po co mi bowiem osądzać tych z zewnątrz? Czy wy nie osądzacie tych, którzy są wewnątrz?
Tych, którzy są na zewnątrz, osądzi Bóg. Usuńcie złego spośród was samych (1Kor 5,1-5.9-
13).
Tamtego człowieka nie trzeba było prowadzić poszczególnymi krokami do pojednania, bo
najwyraźniej nie był szczerym wierzącym. Według Pawła był on tylko „nazywany bratem” oraz
„zły”. Ponadto kilka wersetów poniżej Paweł pisze:
Czy nie wiecie, że niesprawiedliwi nie odziedziczą Królestwa Boga? Nie łudźcie się! Ani
rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani ci, którzy współżyją z
mężczyznami, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie
odziedziczą Królestwa Boga (1 Kor 6,9-10).
Najwyraźniej Paweł słusznie był przekonany, że ludzie niemoralni, jak ów członek kościoła w
Koryncie, zdradzają fałszywość swej wiary. Takich nie należy traktować jak braci i nie ma potrzeby
przeprowadzać ich przez cztery kroki do pojednania. Trzeba ich wyłączyć, „oddać szatanowi”, aby
kościół nie wzmacniał ich samo-oszukiwania się, w nadziei, że dostrzegą potrzebę opamiętania się,
aby „zostać zbawionymi w dniu Pana” (1Kor 5,5).
W dużych kościołach na całym świecie bywają setki ludzi pozujących na chrześcijan, którzy
według biblijnych kryteriów są niewierzący i powinni zostać wyłączeni. Pismo wyraźnie pokazuje,
że kościół ma obowiązek usuwania ze swoich szeregów zatwardziałych rozpustników,
cudzołożników, homoseksualistów, pijaków, itd. A jednak tacy ludzie pod sztandarem „łaski” są
umieszczani w kościelnych grupach wsparcia, gdzie mogą doznawać otuchy od innych
„wierzących” z podobnymi problemami. Jest to obraza wobec przemieniającej życie mocy
ewangelii Jezusa Chrystusa.
Upadli liderzy
I na koniec, czy skruszony lider powinien zostać natychmiast przywrócony do swej poprzedniej
pozycji, jeśli popadł w poważny grzech (jak cudzołóstwo)? Chociaż Bóg niezwłocznie mu
przebaczy (i podobnie powinien postąpić kościół), jednak traci on zaufanie tych, którym posługuje.
Na zaufanie trzeba zasłużyć. Dlatego liderzy po upadku powinni dobrowolnie zrezygnować z
przywódczych stanowisk i poddać się duchowemu nadzorowi, aż dowiodą, że są godni zaufania.
Muszą zaczynać od zera. Ci, którzy nie zechcą pokornie służyć na mniej eksponowanym
stanowisku, aby w ten sposób odzyskać zaufanie, nie powinni być w kościele uznawani za liderów.
Podsumowanie
Jako pozyskujący uczniów pracownicy kościoła, powołani, by „upominać, pouczać i zachęcać z
całą cierpliwością” (2Tm 4,2), nie uchylajmy się od swego powołania. Nauczajmy swych uczniów
prawdziwie się miłować, okazując zawsze miłosierdzie znosząc jedni drugich, stosując, kiedy
trzeba, łagodną konfrontację, a w razie konieczności konfrontację z pomocą innych, oraz
przebaczając tym, którzy o to poproszą. To o wiele lepsze niż fałszywe przebaczenie, nie
przynoszące żadnego uzdrowienia zerwanych więzi. I bądźmy Panu posłuszni w każdym aspekcie,
aby Jego Kościół pozostawał czysty i święty, przynosząc zaszczyt Jego imieniu!
Do dalszego studiowania tematu dotyczącego konfrontowania oraz dyscypliny kościelnej zobacz
także: Rz 16,17-18; 2Kor 13,1-3; Ga 2,11-14; 2Tes 3,6.14-15; 1Tm 1,19-20; 5,19-20; Tt 3,10-11; Jk
5,19-20; 2J 10-11.

Brak komentarzy: