sobota, 8 listopada 2014

Czy jesteś miłosiernym chrześcijaninem?
(Are You a Merciful Christian?)
By David Wilkerson
2 grudnia 1996
__________
"Ale miłujcie nieprzyjaciół waszych i dobrze czyńcie, i
pożyczajcie, nie spodziewając się zwrotu, a będzie obfita
nagroda wasza, i synami Najwyższego będziecie, gdyż On
dobrotliwy jest i dla niewdzięcznych, i dla złych.
Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec wasz. I nie sądźcie,
a nie będziecie sądzeni, i nie potępiajcie, a nie będziecie
potępieni, odpuszczajcie, a dostąpicie odpuszczenia" (Łukasza
6,35-37).
Na pewno znasz historię o Sodomie i Gomorze z I Księgi
Mojżeszowej. Dwóch aniołów, pod postacią zwyczajnych ludzi,
podeszło do bramy Sodomy. Najprawdopodobniej byli ubrani jak
zwykli ludzie.
Bratanek Abrahama zasiadał w bramie miejskiej,
prawdopodobnie w randze osoby urzędowej (być może był
jednym ze starszych miasta, którzy witali przybywających gości).
Kiedy zobaczył tych dwojga przybyszów, pozdrowił ich, a w
swoim duchu był świadomy czegoś nadprzyrodzonego w ich
obliczach.
Gdy ci aniołowie powiedzieli Lotowi, że zamierzają spać na
ulicy tej nocy, Lot przeraził się. Pismo mówi, że Lot był
człowiekiem sprawiedliwym, ale mieszkał w nikczemnym
mieście pełnym homoseksualistów - ludzi pożądliwych, pełnych
przemocy i gwałtu, poszukujących ofiary. Dusza Lota była
nękana z powodu tego nieopisanego zła, jakie widział w
Sodomie. Z każdym dniem społeczeństwo Sodomy pogrążało się
w coraz większym grzechu. W końcu wieści o powszechnym
zepsuciu w tym mieście doszły aż do nieba. Wtedy Bóg posłał
swoich dwóch aniołów, aby sprawdzili, co się tam dzieje.
Lot natychmiast zaczął zapraszać przybyszów do swojego domu
na noc. Tak bardzo nalegał, że aniołowie zgodzili się pójść z nim
do jego domu. Tak więc Lot zabrał ich do swego domu i
nakarmił ich.
Ale jeszcze zanim wszyscy położyli się spać, przed domem
pojawił się hałaśliwy, dziki tłum homoseksualistów. Otoczyli
siedzibę Lota i zaczęli dobijać się do drzwi krzycząc:
"Wyprowadź do nas tych dwojga mężów! Wydaj ich nam,
abyśmy mogli ich poznać!", co oznacza: "Poślij ich na zewnątrz,
abyśmy mogli odbyć z nimi stosunek".
Cóż za nieprawdopodobnie obrzydliwa scena! Ci dzicy ludzie
chcieli dokonać zbiorowego gwałtu na przybyszach! Lot był tak
zrozpaczony, że zrobił coś niewyobrażalnego, wyszedł do nich i
zaoferował temu motłochowi w zamian swoje dwie córki.
Powiedział im: "Zamiast tych mężczyzn weźcie sobie moje córki.
Róbcie z nimi co chcecie". Sam jestem ojcem dwóch córek i nie
mogę pojąć czynu Lota. To całkowicie wykracza poza
możliwości mojego umysłu!
Po tym, jak Lot odmówił wydania tych dwojga, Sodomici
odepchnęli go na bok i usiłowali wyłamać drzwi. Aniołowie przy
użyciu nadprzyrodzonej siły wciągnęli Lota do środka i zamknęli
za sobą drzwi. W tym momencie zobaczyli już wystarczająco
dużo. Wiedzieli co mają zrobić.
Najpierw rzucili klątwę ślepoty na ten motłoch. Wspomnijmy
tutaj o oślepiającej mocy pożądliwości: nawet po tym, jak
Sodomici zostali oślepieni, zataczając się wkoło nadal usiłowali
po omacku odnaleźć drzwi wejściowe do domu Lota. Nie
zdawali sobie nawet sprawy, że właśnie spadł na nich sąd Boży!
Potem aniołowie wzięli Lota na osobność i powiedzieli mu:
"Dziś rano zniszczymy to miejsce. Krzyk nikczemności stal się
zbyt głośny w uszach Pana. Idź, ostrzeż swoich zięciów, że
wszyscy musicie opuścić to miasto. O świcie ty i twoja rodzina
musicie uciekać. Póki tego nie zrobicie, nie możemy nic zrobić!"
Wczesnym rankiem następnego dnia Lot próbował dobudzić
swoich zięciów, zachęcając ich do opuszczenia miasta. Ale Biblia
mówi, że ci go zlekceważyli. Pewnie wyśmiali go, odwracając
się na drugi bok i dalej spali. Wtedy aniołowie ponaglili Lota:
"Idź już! Zabierz swoją żonę i córki i uchodźcie z miasta!
Biegnijcie i nie odwracajcie się za siebie!"
Lot się jednak ociągał. Z jakiegoś powodu nie miał ochoty stąd
odchodzić. Pomimo tego wszystkiego, co widział i słyszał w
Sodomie, pomimo anielskich ostrzeżeń wahał się. Nagle
aniołowie chwycili całą jego rodzinę za ręce i dosłownie
wyciągnęli z miasta. Aniołowie ostrzegali: "Zaraz spadnie sąd
Boży. Uciekajcie w góry - i to już!"
Pozwólcie, że zadam wam pytanie: Dlaczego Bóg posłał aniołów
celem uratowania Lota i jego rodziny? Wiemy, że Lot z córkami
ostatecznie uniknęli losu Sodomy. Ale jego żona i zięciowie
zostali zniszczeni. Dlaczego Lot został uratowany? Dlaczego
Bóg posłał aniołów, aby dosłownie wyrwali tego człowieka ze
zniszczenia?
Czy stało się to z powodu jego moralności? Czy Bóg dostrzegł w
nim coś niezwykłego? Nie! Odpowiedź jest bardzo prosta: "...
Pan bowiem litował się nad nim [albo: "był dla niego miłosierny"
- KJV] - i wyciągnęli ich [aniołowie] i wyprowadzili poza
miasto" (1 Mojżeszowa 19,16 BT). Bóg był dla niego
miłosierny!
Myślę, że Lot jest typem chrześcijanina należącego do świętej
resztki w tych ostatnich dniach, żyjącego w nikczemnym
społeczeństwie, które w niedługim czasie doświadczy sądu
Bożego. Już teraz Ameryka dojrzała do tego, aby zostać
zniszczoną, zaś nasz naród powoli doświadcza już sądu Bożego.
Lot reprezentuje kościół składający się ze sprawiedliwej resztki,
żyjący pośród tego wszystkiego, gdyż Biblia określa Lota
mianem sprawiedliwego męża (zobacz 2 Piotra 2,6-8).
Jednak jeśli Boży Kościół jest dziś sprawiedliwy to tylko dzięki
krwi Jezusa Chrystusa, a nie z powodu własnej dobroci czy
moralności, jakie dojrzał w nas Pan. Wyłącznie dzięki Swemu
zwykłemu miłosierdziu przyszedł do nas i wyciągnął nas spod
Swego sądu - nawet jeśli ociągaliśmy się z porzuceniem
własnych grzechów!
Pomyśl o tym: Kiedy zostałeś zbawiony, Duch Boży wziął cię za
rękę i dosłownie wyrwał cię z twoich grzechów, stawiając poza
zasięgiem nikczemności i buntu. Wyciągnął cię spod sądu, z
Sodomy. Być może nie poszedłeś dobrowolnie. Może musiał cię
wyprowadzić na siłę, tak jak w przypadku Lota.
Jedynie Boże miłosierdzie sprawia,
że Jego lud jest dzisiaj zachowywany!
Widzimy jak grzechy naszego społeczeństwa sięgają nieba:
zmysłowość, niemoralność i zło i stają się coraz śmielsze. Jak to
się dzieje, że nie zostajemy pochłonięci przez to wszystko?
Dlaczego nie runęliśmy razem z tym moralnym obsunięciem się
gruntu?
Możemy dyskutować o nikczemności Sodomy, ale czy czytałeś
ostatnio gazetę? Pozwól, że się podzielę tylko paroma
wiadomościami, o których przeczytałem ostatnio w Dzienniku
Nowojorskim (New York City's Daily News):
"Dwudziestoczteroletni Michał zamordował i poćwiartował ciało
swojego sześćdziesięciodwuletniego kochanka homoseksualisty.
Ten starszy kochanek został zaduszony przez Michała przy
pomocy plastikowego worka. Michał wrzucił ciało do bagażnika
swojego samochodu, pojechał do miejscowości Lexington w
stanie Kentucky i tam poodcinał członki ciała i powrzucał do
kubłów na śmieci. Następnie kupił wykrywacz metalu i szukał
złota w mieszkaniu ofiary. Jego kochanek napomknął kiedyś, że
w mieszkaniu jest złoto."
"Mieszkanka dzielnicy Bronx w Nowym Jorku została
śmiertelnie postrzelona, po tym jak jej były mąż zaczaił się na
nią. Po zaatakowaniu swojej byłej żony Luis popełnił
samobójstwo, strzelając sobie w głowę. W jego samochodzie
policja odnalazła nakaz ochrony, jaki dopiero co uzyskała jego
żona. Luis zastał ją z kochankiem i w szale wpakował jej w
brzuch dwie kule. Uciekł dwie przecznice dalej, strzelił sobie w
głowę i zmarł na ulicy."
"Szkoły są pełne wrzawy z powodu tego, że sześcio- i
siedmioletni chłopcy całują dziewczęta i piszą do nich
nieprzyzwoite liściki. Pewien siedmiolatek oderwał dziewczynie
guzik od spódnicy. Coraz więcej dzieci jest oskarżanych o
molestowanie na tle seksualnym. Stało się to problemem w skali
całego kraju."
"Pewne małżeństwo z Bogoty w Kolumbii posiadające
osiemnaścioro dzieci, sprzedało sześciomiesięczne bliźniaczki za
300 dolarów i mały kawałek ziemi. Rodzice zostali zamknięci w
więzieniu. Dzieci z pewnością trafiły na międzynarodowy rynek
handlu żywym towarem."
Tego samego dnia w innym dzienniku (New York Post) ukazały
się następujące wiadomości:
"Tysiące żałobników zapełniło jedno z liceów, aby pożegnać
dwie brutalnie zamordowane dziewczyny, które należały do
zespołu dopingującego tańcem drużynę sportową. O zaginięciu
tych dwóch nastolatek doniesiono, gdy nie pojawiły się one w
szkole. Poćwiartowane części ich ciał zostały odnalezione na
przestrzeni kilku kilometrów. Ciała zostały także zmiażdżone."
"Z rzeki Harlem wyciągnięto ciało bez ramion. Prawdopodobnie
było to ciało handlarza narkotyków o pseudonimie Anioł."
W tym momencie musiałem przerwać czytanie. Uderzyła mnie
taka myśl: Biblia nie mówi, żeby w Sodomie i Gomorze
odnajdywano poćwiartowane ciała ofiar. Nie ma wzmianek o
sprzedawaniu dzieci, morderstwach dokonywanych przez gangi,
aborcjach. Zgodnie z tym, co jest nam wiadome, Sodomici nie
znali żadnej z tych rzeczy. Nie mieli też filmów i programów
telewizyjnych propagujących przemoc ani przemysłu filmowego
propagującego seks.
Od czasów Sodomy grzech miał tysiące lat na to, by dojrzeć i
stać się bardziej okrutnym, ohydnym, złym i nikczemnym. I
rzeczywiście Biblia mówi, że z czasem grzech będzie się stawał
coraz gorszy. Jedynym powodem, dzięki któremu możemy
dostać się do domu Bożego, żyjąc pośród pokolenia, które jest o
wiele bardziej przepełnione przemocą, krwią i bardziej
nikczemne niż Sodoma jest wieczne miłosierdzie Jezusa
Chrystusa! To miłosierdzie dosłownie wyciągnęło nas spod sądu,
oddzielając od grzesznego życia, jakie wiedliśmy wcześniej -
nawet jeśli się wahaliśmy i ociągali, nie mając ochoty porzucić
swoich grzechów i przyjemności!
Tutaj, w zborze Times Square Church w Nowym Jorku znajduje
się wielu ludzi, których Bóg wyciągnął z alkoholizmu,
prostytucji, narkomanii i cudzołóstwa. Wiedzą, że On ich
wyciągnął nie dzięki czemuś dobremu w nich samych, ale dzięki
Bożemu miłosierdziu. "... Pan bowiem litował się nad nim [albo:
"był dla niego miłosierny" - KJV] - i wyciągnęli ich [aniołowie] i
wyprowadzili poza miasto" (1 Mojżeszowa 19,16 BT).
Wyobraź sobie Lota stojącego na bezpiecznej górze,
spoglądającego w dół na zgliszcza Sodomy. Bez wątpienia
opłakiwał utratę żony i zięciów. Przed jego oczyma rozciągało
się miasto, które legło w popiele razem z tysiącami swoich
mieszkańców.
Czy nie zastanawiasz się, co musiał myśleć Lot, kiedy
obserwował tlący się żar z tego miasta? Pewnie pytał: "Dlaczego
mnie uratowałeś, Panie? Dlaczego tak wiele tysięcy leży
zwęglonych, spalonych na popiół, podczas gdy ja stoję tutaj
bezpieczny i wybawiony. Dlaczego mnie uratowałeś?"
Być może zadajesz identyczne pytania: "Dlaczego ja, Panie?
Dlaczego nie leżę gdzieś na ulicy na wpół martwy? Dlaczego nie
jestem jedną z milionów dusz, idących na zatracenie,
przeklinających imię Jezusa Chrystusa, które sobie hulają bez
opamiętania, opętane przez demony? Dlaczego uratowałeś
wszystkich tych ludzi, których spotykam w kościele? Dlaczego
nie przesiadują w knajpach, upijając się, bądź też nie leżą w
jakimś samotnym pomieszczeniu odurzeni przez narkotyki?"
Mówię wam, jest tak jedynie dzięki Bożemu miłosierdziu! Pan,
będąc dla nas miłosiernym, wyprowadził nas na zewnątrz i
oddzielił od tego zatraconego społeczeństwa. Wszyscy
zasłużyliśmy na to, by zostać strawionymi, ale On okazał nam
miłosierdzie!
Nie sposób czytać o historii tego, jak Bóg
obchodził się z Izraelem, nie będąc przy tym zadziwionym
faktem,
jakże miłosierny był On dla nich.
W 4 rozdziale 5 Księgi Mojżeszowej, Mojżesz ostrzega Izraela,
że w późniejszych czasach lud może sprzeniewierzyć się,
sporządzając sobie rzeźbione bożki i czyniąc zło, które
sprowokuje Boga do gniewu. Jeśli do tego dojdzie, Bóg ich
ukarze, rozproszy i wyda na pastwę bałwochwalstwa.
Izrael odwracał się od swego Boga raz za razem, stale popadając
w odstępstwo. Mimo to, Bóg nigdy nie porzucił tego ludu.
Okazywał im jedno miłosierdzie za drugim, zwracając się ku nim
na nowo z miłością i współczuciem:
"I będziecie tam szukać Pana, swego Boga. Znajdziesz go, jeżeli
będziesz go szukał całym swoim sercem i całą swoją duszą. Gdy
znajdziesz się w niedoli i spotka cię to wszystko u kresu dni,
nawrócisz się do Pana, swego Boga, i będziesz słuchał jego
głosu, gdyż Pan, twój Bóg, jest Bogiem miłosiernym, nie opuści
cię ani nie zniszczy i nie zapomni o przymierzu z ojcami twoimi,
które im przysiągł" (5 Mojżeszowa 4,29-31).
Cóż za niezwykły obraz: Bóg pozostanie z Izraelem, nawet jeśli
sprowokują go do gniewu. Będzie ich karmił, ubierał i prowadził
przez pustynię przez te wszystkie lata! To jest właśnie absolutne
Boże miłosierdzie!
Jak wiele razy zawiodłeś Pana? Jak często miałeś złe myśli?
Takie rzeczy, co do których zdawało ci się, że nigdy nawet nie
przyjdą ci do głowy. Jak wiele razy wypowiedziałeś do innych
słowa, które ich raniły? Jak wiele uczyniłeś takich rzeczy, które
niepodobne były Jezusowi i które zasmuciły Ducha Świętego?
Jak wiele razy twoje nieposłuszeństwo ściągnęło ci na głowę
wszelkiego rodzaju doświadczenia, smutek i cierpienie?
W tych wszystkich chwilach zasłużyłeś na skarcenie, na to, by
zostać publicznie zawstydzonym z powodu tego, że zgrzeszyłeś
przeciwko Bożej miłości. Ale Bóg zamiast tego wziął cię w
ramiona i okazał ci miłosierdzie. Zlitował się nad tobą i włożył
do twego serca pragnienie powrotu do Niego i posłuszeństwa
Jemu!
Mam nadzieję, że kiedy czytasz to kazanie, nie mówisz z
zadowoloną miną: "To nie dla mnie". Nakłaniam cię, abyś pozbył
się każdej myśli, która ci podpowiada, że zasłużyłeś sobie na
Boże miłosierdzie! Żadne z nas nie zasłużyło sobie na to, aby
być tu, gdzie dziś jesteśmy. Nikt nie dostąpił miłosierdzia ze
względu na to, że jest w nim coś dobrego. Nie! Zamiast takiej
postawy wołamy raczej za psalmistą: "Albowiem łaska Jego jest
można nad nami..." (Psalmów 117,2). "Ty zaś, Panie, jesteś
Bogiem miłosiernym i łaskawym, Nierychłym do gniewu, wielce
łaskawym i wiernym" (Psalmów 86,15).
Mam pytanie do każdego, kto czyta to przesłanie: Czy
przyznajesz, że Bóg jest miłosierny i łaskawy względem ciebie?
Czy zwlekał z okazaniem ci Swego gniewu za twoje grzechy i
potknięcia?
To nasuwa następne pytanie: Czy w zamian za to jesteś dla
innych miłosiernym, uprzejmym chrześcijaninem? "Bądźcie
miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec wasz" (Łukasza 6,36).
"...sprawiedliwy zaś lituje się i rozdaje" (Psalmów 37,21).
W kościele Times Square Church wezwaliśmy do
trzydziestodniowego łańcucha modlitewnego 24 godziny na
dobę. Setki ludzi wołało do Boga przez całą dobę. Prosiliśmy
Pana, aby pomógł nam dotrzeć do idących na zatracenie, aby
nam pokazał, w jaki sposób ostrzegać nikczemnych i odstępców.
Jednak w pośrodku tego łańcucha modlitewnego Duch Święty
zaczął zabierać się za mnie. Zastanawiałem się, czy nasze
modlitwy cechują się właściwym naciskiem. Może zamiast tego
powinniśmy zacząć się modlić o samych siebie? Bo niby
dlaczego Bóg ma przysyłać do naszego zboru nowych
wierzących, jeśli nie jesteśmy gotowi przyjąć ich z należytą
uprzejmością, miłosierdziem i łaską? Czy nie powinniśmy
modlić się, aby Bóg uzupełnił w nas ten brak miłosierdzia i
uprzejmości wobec innych chrześcijan? Czy nie powinniśmy być
świadomi, że Bóg nie obdarzy nas większą miłością dla dusz
idących na zatracenie, jeśli nie będziemy do Niego podobni -
pełni cierpliwości, łaski, miłosierdzia i wrażliwości na cudze
cierpienia?
Mogłem sobie wyobrazić świeżo nawróconych chrześcijan,
przychodzących do kościoła, którzy nie wyglądali na świętych
czy uświęconych: młode kobiety w krótkich spódniczkach,
młodzi mężczyźni z dredami na głowie. Nie potrafiłem przestać
myśleć: "Jak wielu niemiłosiernych świętych zobaczy tych
młodych ludzi i powie: 'Ostrzyż się zanim przyjdziesz następnym
razem!', albo: 'Idź i załóż odpowiednią sukienkę'?"
Pamiętam, że jako młody ewangelista głosiłem na ewangelizacji
do 5 000 ludzi w Los Angeles. Co najmniej 2 000 z nich byli to
chrześcijanie hipisi. Dopiero co nawrócili się i zostali
wyciągnięci z hipisowskiej kultury. Wielu z tych młodych ludzi
leżało rozwalonych na podłodze przede mną. Byli ubrani w
łachmany, mieli długie włosy i nie nosili butów.
Ja byłem tego wieczoru elegancko ubrany: miałem niebieską
marynarkę i jaskrawy krawat, najnowsze spodnie z nogawkami w
kształcie dzwonów i błyszczące buty. Kiedy stanąłem na podium,
zacząłem robić wyrzuty tym dzieciakom. Powiedziałem:
"Niektórzy z was wyglądają okropnie. Załóżcie na siebie jakieś
przyzwoite ciuchy i ostrzyżcie się, zanim wrócicie tu jutro
wieczorem!"
Po nabożeństwie spotkałem się z delegacją długowłosych
młodych chrześcijan hipisów. Jeden z nich pogładził swoimi
palcami kołnierz mojej eleganckiej marynarki, mówiąc: "Jaki
piękny garnitur!". Potem spojrzał na mnie i powiedział: "Bracie
Dawidzie, nie mogliśmy dostrzec dzisiaj Jezusa". "Dlaczego?" -
spytałem. Odpowiedział na to: "Zasłoniło go twoje ubranie". Ja
uważałem, że oni są ubrani zbyt kiepsko, podczas gdy oni
uważali, że z kolei ja jestem ubrany zbyt dobrze!
Te dzieciaki wcale się ze mnie nie wyśmiewały, były całkowicie
szczere. Płakały mówiąc do mnie: "Wierzymy, że jesteś mężem
Bożym. Ale coś ci umknęło". Wiem, że wtedy zabrakło mi
miłosierdzia. Nigdy więcej nie robiłem wyrzutów w tej kwestii.
Bóg dał mi ciężką lekcję. Taką, o którą modlę się, aby pozostała
w moim sercu.
"Nad tym, który nie okazał miłosierdzia,
odbywa się sąd bez miłosierdzia,
miłosierdzie góruje nad sądem" (Jakuba 2,13).
Wielu chrześcijan sądzi, że wystarczy być czystym i
uświęconym. Myślimy, że jest to kwestia pierwszej wagi, że
powinniśmy stronić od złego, wyjść ze świata i trwać w
czystości. Dopóki nie palimy, nie upijamy się i nie trwamy we
wszeteczeństwie czy cudzołóstwie, uważamy się za czystych.
Nikt nie wygłaszał przez te wszystkie lata mocniejszych kazań na
temat świętości i czystości, niż ja. Ale według listu Jakuba,
czystość jest tylko pierwszą z wymienionych kwestii: "Ale
mądrość, która jest z góry, jest przede wszystkim czysta,
następnie miłująca pokój, łagodna, ustępliwa, pełna miłosierdzia
i dobrych owoców, nie stronnicza, nie obłudna" (Jakuba 3,17).
Tak, po pierwsze mamy być czyści. Ale miłosierdzie, łaska i
uprzejmość mają iść za tym!
Możesz być wierzącym o najczystszym sercu w swoim zborze,
możesz być bez skazy, a jednak nadal być złośliwy, niemiły i
niemiłosierny! To straszna hańba dla ciała Chrystusowego, że
czasem ludzie z ulicy potrafią być bardziej uprzejmi i łagodni,
niż wielu w kościele. Słyszałem, jak kiedyś pewna chrześcijanka
mówiła do swojego męża: "Kochanie, nie proszę cię o wiele.
Chciałabym tytko, żebyś traktował mnie równie uprzejmie, jak
tych z którymi się spotykasz poza domem". Cóż za wstyd, aby
żona musiała prosić o coś takiego swego męża chrześcijanina!
Niektórzy spośród najbardziej kłótliwych, swarliwych i
zjadliwych ludzi o złośliwym duchu to ci, którzy uważają się za
chrześcijan napełnionych Duchem Świętym. Wielu z nich jest
bardzo sumiennych w płaceniu dziesięciny, nigdy nie opuszczają
nabożeństwa, nie są splamieni przez świat. Ale są stronniczy,
okazując miłosierdzie i uprzejmość tylko tym, którzy są mili dla
nich. Nie ma w nich ani trochę łagodności czy łaskawości.
Woleliby raczej ukrzyżować życie brata czy siostry i zniszczyć je
plotką i oszczerstwem, niż okazać im miłosierdzie. Przebywanie
w ich pobliżu jest nie do zniesienia, ponieważ wiadomo, że oni
zwrócą się do ciebie w opryskliwy, szorstki sposób.
Pozwólcie, że wam powiem, co jest przyczyną wszelkiej
nieuprzejmości i braku miłosierdzia w domu Bożym:
Chrześcijanie, którzy nie okazują łaski, którzy są krytykanccy,
którzy działają i wyrażają się w nieuprzejmy sposób, nigdy sami
nie rozumieli i nie docenili okazanego im Bożego miłosierdzia.
Niektórzy chrześcijanie są szorstcy w obyciu i nie potrafią
przebaczać, dlatego że nigdy nie zrozumieli, jak blisko
potępienia sami kiedyś byli. Nigdy nie dostrzegli ogromu
grzeszności ich własnych grzechów. Lekko potraktowali sobie
sprawę własnego długu związanego z grzechem, jak i pełną
miłosierdzia łaskę Bożą, jaka ich dosięgła. Nie zrozumieli, jak
brudne i ohydne były w rzeczywistości ich grzechy i jak wiele
łaski i miłosierdzia sami potrzebowali!
Jezus opowiedział kiedyś przypowieść o słudze, któremu
darowano ogromny dług. Jego pan okazał mu ogromną łaskę i
miłosierdzie. Ale on uznał, że to miłosierdzie mu się należało.
Zaraz, gdy tylko mu przebaczono, pobiegł do człowieka, który
był mu winien małą, nieznaczną sumę i zaczął go dusić, żądając:
"Wypłać mi to, co jesteś winien!". Kiedy dłużnik poprosił tego
człowieka o miłosierdzie, ten mu odmówił i posłał go do
więzienia.
Dlaczego tak gorliwie domagał się sądu? Dlaczego zabrakło mu
miłosierdzia? Ponieważ nie przyznał się do własnej
bezwartościowości! Nie zrozumiał w jak beznadziejnym był
stanie, jak ogromnie grzeszne były jego własne grzechy. Nie
zrozumiał w jak wielkim niebezpieczeństwie się znajdował, jak
niedaleko był od śmierci, zanim okazano mu miłosierdzie. I
rzeczywiście, kiedy pan dowiedział się, co ten niewdzięczny
człowiek uczynił tamtemu drugiemu dłużnikowi, zamknął go w
więzieniu na dożywocie.
Kiedy opracowywałem to przesłanie Pan mnie zatrzymał i
powiedział: "Dawidzie, zapomnij teraz o swoim przesłaniu. Chcę
z tobą porozmawiać o twoim duchu domagającym się sądu, o
twoim braku miłosierdzia."
Pomyślałem: "Ze mną, Panie? Przecież jestem jednym z
najbardziej miłosiernych kaznodziei w Ameryce". Ale Bóg zaczął
przypominać mi wszystko, co powiedziałem młodym
kaznodziejom - uszczypliwe rzeczy, które bezmyślnie
wypowiedziałem. Potem przypomniał mi, jak mocne słowa
wypowiadałem do ludzi, którzy zawiedli, do ludzi, co do których
straciłem nadzieję.
To mnie zupełnie przybiło. Zacząłem płakać przed Panem. Kiedy
spytałem Boga, jak to możliwe, powiedział: "Zapomniałeś ile dla
ciebie zrobiłem. Zapomniałeś o niezwykłym miłosierdziu, jakie
ci okazałem. Jak wiele razy wyciągałem cię z czegoś, co mogło
cię zniszczyć? Nie byłoby cię tutaj, gdyby nie Moje
miłosierdzie!"
Umiłowani! Zanim będziecie mogli zaoferować miłosierdzie
komuś innemu, musicie popatrzyć na dołek, jaki sami pod sobą
wykopaliście - dół, w którym znaleźlibyście się, gdyby nie Boże
miłosierdzie. Dopiero wtedy możecie powiedzieć: "Och, Panie.
Dobrze wiem, czego dla mnie dokonałeś. I możesz to samo
uczynić dla mojego przyjaciela, który jest w grzechu. Kiedyś i ja
byłem równie nikczemny w Twoich oczach. Nie mogę osądzać
mego przyjaciela, ponieważ Ty okazałeś mi miłosierdzie!"
Właśnie od tego musisz zacząć. Czy jesteś na tyle szczery w
swoim sercu, aby przyznać: "Naprawdę chcę być miłosierny,
kochający, łaskawy i uprzejmy. Ale muszę przyznać, że nie
jestem najbardziej uprzejmym z chrześcijan. Nie okazuję tyle
miłosierdzia wobec innych, ile powinienem. Jestem porywczy,
mam cięty język. Mam tendencję do osądzania ludzi zbyt szybko
i zbyt łatwego rezygnowania z nich. Nie jestem tak łagodny jak
powinienem."
Drogi święty, to przesłanie nie ma na celu robienia ci wyrzutów,
czy też pouczania cię. Wierzę, że jest to dla Ciebie raczej słowo
nadziei. Pozwól, że wyjaśnię ci, dlaczego być może nie dotarłeś
jeszcze do tego miejsca, dlaczego jest ci tak trudno być
uprzejmym, łaskawym i miłosiernym chrześcijaninem, jakim
chciałbyś być.
W psalmie 119 odnajdujemy wskazówkę. Psalmista wypowiada
tu mocne stwierdzenie: "Niechaj łaska twoja będzie pociechą
moją, jak przyrzekłeś słudze swemu!" (Psalm 119,76). Znaczenie
tego jest następujące: "Och, Panie. Twoje Słowo mówi mi, że
mam być pocieszany przez poznanie tego, że jesteś dla mnie
miłosierny i pełen współczucia. Pozwól mi czerpać pocieszenie z
tej cudownej prawdy!"
Gdybyś chciał znaleźć w konkordancji odnośniki do wyrazów
"miłosierny" oraz "miłosierdzie'', spotkałbyś ich setki. Boże
Słowo przytłacza nas mnóstwem obietnic mówiących o
wspaniałej Bożej łasce i współczuciu. On chce wpoić w nas, że
jest miłosierny, cierpliwy i nierychły do gniewu z powodu
naszych potknięć, słabości i pokuszeń.
Wszystkie Boże obietnice miłosierdzia dane zostały dla
pocieszenia nas w naszych próbach. Kiedy zawodzimy Boga,
jesteśmy przekonani, że jest On na nas wściekły, gotowy do
osądzenia nas. Ale w przeciwieństwie do tego On chce, abyśmy
wiedzieli: "Przeprowadzę cię przez to. Wystarczy, że będziesz
pokutował. Nie jestem na ciebie zły. Jestem miłosierny, pełen
łaski i miłości względem ciebie. Czerp z tego pocieszenie!" Jakże
pocieszające jest wiedzieć, że Jego łaska nigdy nie zostanie nam
odjęta. Jakże pocieszające jest wiedzieć, że kiedy zgrzeszymy
lub zawiedziemy, Boże miłosierdzie i miłość wobec nas nawet
narastają.
Jednak dopóki nie czerpiemy pocieszenia z miłosierdzia Bożego,
jakie jest nam okazywane, nie stoimy w pozycji okazywania
miłosierdzia, które oferuje pocieszenie innym. Tylko, gdy
doświadczamy absolutnego miłosierdzia Bożego, będzie miał
miejsce przepływ miłosierdzia do wszystkich, którzy są wokół
nas. Stajemy się miłosiernymi ludźmi, ponieważ sami żyjemy w
Bożym miłosierdziu!
Chcę ci pokazać ważną prawdę,
której zrozumienia przez ciebie
pragnie Duch Święty!
Za każdym razem, gdy okazujesz miłosierdzie, za każdym razem,
gdy jesteś miły i łaskawy wobec innych wierzących, to
przynosisz wtedy pocieszenie.
Pewien mężczyzna z naszego zboru zatrzymał mnie po
nabożeństwie. Powiedział: "Bracie Wilkerson, chciałbym ci
powiedzieć, dlaczego przychodzę do tego zboru. Moja matka
niedawno zmarła w wieku dziewięćdziesięciu lat. Przez ostatnie
cztery lata była przykuta do łóżka i musiałem się nią opiekować.
W zborze, do którego chodziłem wcześniej musiałem wcześniej
opuszczać każde nabożeństwo niedzielne, żeby pójść i
zaopiekować się nią. Po jakimś czasie mój pastor miał tego
dosyć. Przed całym zborem powiedział do mnie: 'Jeśli masz
ochotę wyjść, to idź zanim zacznę kazanie!'
Natomiast tutaj w Times Square Church nikt nie powiedział mi
ani słowa, że wcześniej wychodzę. Może się to wydawać
błahostką, ale dla mnie znaczy to bardzo wiele. Nie musiałem
wszystkim tłumaczyć, że wychodziłem do domu, aby
zaopiekować się moją matką."
To właśnie tu musi być okazywane miłosierdzie - w zwykłych,
codziennych sprawach. Czasem zwykły uśmiech albo objęcie
kogoś ramieniem może być miłosierdziem. Może ono być tak
proste, jak współczujący wyraz twarzy, bądź słowo zachęty dla
kogoś, kto odczuwa zranienie.
Ale nigdy nie okażesz miłosierdzia, jeśli stale myślisz sobie:
"Bóg musi być na mnie wściekły, ponieważ zaraz upadnę. Po
prostu to wiem. Taki już jestem!" Nie możesz cieszyć się Bożą
łaską i miłością, jeśli ciągle myślisz, że jesteś o krok od piekła.
Jakże możesz zaoferować innym pocieszenie, skoro sam nie
nauczyłeś się, jak je czerpać z Bożego miłosierdzia wobec
ciebie? "... abyśmy i my pocieszyć mogli i tych, którzy są w
jakimkolwiek ucisku, tąż pociechą, którą my sami pocieszeni
bywamy od Boga... choć też pocieszeni bywamy, i to dla waszej
pociechy i zbawienia" (2 Koryntian 2,4.6 BG).
Oto główny powód, dla którego tak wielu chrześcijan nie jest
miłosiernych - nigdy nie zostali pocieszeni przez Boże
miłosierdzie wobec nich. Nie wiedzą, jak odpoczywać w tym
miłosierdziu. Słyszeli, że Bóg jest miłosierny i mają nadzieję, że
będzie dla nich miłosierny, ale nie są tego pewni. Nie mają w
sobie pocieszającego pokoju!
Ale miłosierni chrześcijanie są Pańskimi pocieszycielami.
Potrafią okazać miłosierdzie i łaskę, jak i wypowiadać słowa
pełne łaski i miłosierdzia, ponieważ sami doświadczyli
niezwykłego pocieszenia, wypływającego z Bożego miłosierdzia
im okazanego.
Kiedy jestem sam na sam z kimś, kto upadł, kogo przeszłość jest
nikczemna i niegodziwa, a moje ciało chce go zgromić, bądź
odrzucić, to przypominam sobie jak miłosierny był Bóg wobec
mnie, jak pocieszał mnie Swoją miłością i współczuciem, kiedy
tego potrzebowałem. I nagle przypominam sobie, że Jezus
przyszedł uratować to, co zginęło, a Jego łaska obejmuje
wszystkich. Nie ma dla Niego rzeczy niemożliwej, ani też nie ma
nikogo, kto byłby dla Niego niemożliwy.
Wtedy moje serce mięknie. Mogę spojrzeć na tego grzesznika i
powiedzieć do siebie: "Panie, nie byłem lepszy. W Twoich
oczach byłem równie nikczemny, ale mi przebaczyłeś. Dopomóż
mi wybaczyć jemu!" Mogę teraz działać jako pocieszyciel
ofiarując miłość i przepełnione czułością współczucie, ponieważ
dzięki pocieszeniu, jakiego sam doświadczyłem, potrafię
pocieszać tych, którzy tego także potrzebują.
Bracie, siostro! Nie potrzebujesz żadnych wykładów ani
skarcenia. Wystarczy zgłębiać Boże Słowo i wierzyć w to, co jest
w nim powiedziane o miłosierdziu, którym Bóg was obdarza.
Tak więc uspokój swoją utrapioną duszę przez przyswojenie
sobie tego. Zaczerpnij pocieszenia z pełni Bożego miłosierdzia
względem ciebie, a będziesz przepełniony tym miłosierdziem
wobec innych!

Brak komentarzy: