poniedziałek, 10 listopada 2014

Służba oglądania Jego oblicza
(The Ministry of Beholding His Face)
David Wilkerson
17 marca 2003
__________
Każdy chrześcijanin jest powołany do służby. Biblia pokazuje to
bardzo wyraźnie. Apostoł Paweł pisze: “[My wszyscy tedy]
mając tę służbę (...) nie upadamy na duchu” [II Kor. 4:1].
Mimo to, większość wierzących ma niezbyt biblijne pojęcie na
temat służby. Często postrzegamy ją jako zajęcie wyłącznie dla
ordynowanych kaznodziejów czy misjonarzy. Myślimy o
usługujących jako o absolwentach seminariów, którzy udzielają
ślubów i pogrzebów, budują kaplice, prowadzą nabożeństwa i
głoszą kazania. Traktujemy ich jak duchowych lekarzy, którzy
mają leczyć i opatrywać zranionych, cierpiących ludzi.
Bóg nie ocenia służby w taki sposób, jak my. Większość z nas
patrzy głównie na jej wielkość i efektywność, przez pryzmat
dokonanych dobrych uczynków i osiągnięć. Lecz w Bożych
oczach najważniejsze nie jest to, na ile efektywna jest dana
służba, jak duży kościół zbudowaliśmy ani do jak wielkich rzesz
dotarliśmy z Ewangelią.
Oczywiście, wielu przywódców Kościoła osiągnęło w swej
służbie niewiarygodne sukcesy. Obdarowani przez Boga
mężczyźni i kobiety zbudowali mega-kościoły, założyli różne
instytucje i głosili Ewangelię milionom ludzi. Jednakże,
niektórzy z nich sprawowali swą służbę z nieoczyszczonymi
sercami, pogrążonymi w ciemności. Cudzołożnicy, wszetecznicy,
pijacy, homoseksualiści - wszyscy używali swych talentów i
inteligencji do osiągania wielkich celów w ramach działalności
Kościoła.
Dziękuję Bogu za każdego prawego sługę, który zbudował
służbę na sprawiedliwej podstawie. Cała Biblia wzywa nas do
usługiwania cierpiącej ludzkości w jej potrzebach. Problem
polega jednak na tym, że większość chrześcijan wyobraża sobie
służbę jako coś, co robimy, jako dzieło do wykonania - a nie jako
coś, czym jesteśmy, albo czym się stajemy.
Paweł pisze o pewnej służbie, do której każdy chrześcijanin
został powołany. Nie wymaga ona szczególnych darów czy
talentów. Może ją podjąć każdy, kto narodził się na nowo z
Ducha, zarówno duchowny jak i zwykły wierzący. Tak naprawdę,
służba ta jest podstawowym powołaniem każdego wierzącego, a
wszystkie dążenia powinny wypływać właśnie z niej. Żadna
służba nie będzie miła Bogu, jeżeli nie zrodzi się z tego
powołania.
Mówię o służbie oglądania oblicza Chrystusowego. Paweł mówi:
“My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, [oglądamy] jak w
zwierciadle chwałę Pana (...)” [II Kor. 3:18].
Co to znaczy oglądać chwałę Pana? Paweł pisze tutaj o
uwielbieniu skoncentrowanym na Jezusie. Jest to czas, gdy po
prostu z Nim jesteśmy. Apostoł dodaje od razu: “Dlatego [mamy]
tę służbę” [II Kor. 4:1]. Tym samym wskazuje, że wszyscy
powinniśmy się poświęcić służbie stania przed Panem i
oglądania Jego oblicza.
Grecki odpowiednik wyrazu “oglądać” zawiera bardzo silny
ładunek emocjonalny. Oznacza on nie tyle “patrzeć”, co
“wpatrywać się, koncentrować się na jakimś widoku”. Oznacza
podjęcie decyzji: “Nie ruszę się z tego miejsca. Zanim podejmę
się czegokolwiek, muszę znaleźć się w Bożej obecności”.
Wielu chrześcijan błędnie rozumie określenie “oglądając jak w
zwierciadle” [3:18]. Myślą oni, że patrząc w lustro, powinni
widzieć oblicze Jezusa. Paweł nie ma niczego podobnego na
myśli. Mówi o intensywnym wpatrywaniu się, o próbie
zobaczenia czegoś najdokładniej, jak można [zapominają, że w
czasach apostolskich zwierciadła były robione z polerowanego
metalu i dlatego odbicie nie było tak wyraźne, jak w dzisiejszych
lustrach - przyp. tłum.]. Mamy zatem zamknąć się w komorze,
mając tylko jedno pragnienie: wpatrywać się w oblicze Pana tak
intensywnie i być z Nim tak blisko, by doznawać przemiany.
Paweł pisze, że osoba, która pozostaje blisko Pana,
doznaje przemiany oglądając Jego chwałę.
Co się dzieje, gdy wierzący ogląda oblicze Chrystusa? Paweł
pisze: “My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak
w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam
obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest
Duchem” [II Kor. 3:18].
Słowo “przemiana” to w oryginale “metamorfoza” czyli zmiana,
przemienienie, przeistoczenie. Każdy, kto często wchodzi do
miejsca najświętszego i koncentruje duchowy wzrok na
Chrystusie, doznaje metamorfozy, czyli przeistoczenia. Polega
ono na stałej przemianie naszego charakteru na podobieństwo
Jezusa.
Być może często stajecie przed obliczem Pana, lecz nie
odczuwacie, że doznajecie przemiany. Powiadam wam, możecie
być pewni, że taka przemiana ma miejsce. Z całą pewnością coś
się dzieje, gdyż nie można oglądać chwały Pana i jednocześnie
pozostawać niezmienionym.
Zwróćmy uwagę na ostatni fragment Pawłowego stwierdzenia:
“My wszyscy (...) zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z
chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem” [3:18
podkreślenie moje]. Duch Święty wykonuje pracę przeistaczania
nas. A teraz przeczytajmy werset poprzedni: “A Pan jest
Duchem; gdzie zaś Duch Pański, tam wolność” [3:17].
Czy rozumiecie, co ma na myśli Paweł w tym fragmencie?
Mówi: “Jeśli oglądacie oblicze Chrystusa, uzyskujecie wolność
do przemiany”. Będąc w obecności Pana, dajemy Duchowi
Świętemu wolność, aby mógł rządzić naszym życiem i czynić
swoją wolę. Jest to akt poddania, w którym mówimy: “Panie,
Twoja wola jest moją. Bez względu na koszty, zmieniaj mnie na
podobieństwo Jezusa.”
Pierwszą rzeczą, jaką widzimy oglądając oblicze Pana, jest nasz
brak podobieństwa do Chrystusa. Nieważne, jak dobrze o sobie
myślimy - Duch Boży pokazuje nam, jak bardzo brakuje nam
Jego chwały, jak bardzo polegamy na sobie i jak bardzo
wysilamy się w naszym ciele.
Gdy wpatrujemy się w Chrystusa, rozpoczyna się w nas
automatycznie pewna praca. Widzimy, że On pozyskał dla nas
wszelką sprawiedliwość. Dlatego nie musimy już walczyć w
pocie czoła o osiągnięcie stanu świętości. Zaprawdę, ulegamy
przemianie - nie dzięki własnym wysiłkom, lecz w wyniku
działania Ducha Świętego. To On rozpoczął w nas chwalebny
proces przemiany.
Teraz wszystko odbywa się na podstawie Przymierza, przez Jego
Ducha. Do nas należy jedynie jak najczęstsze przebywanie w
Jego obecności i wpatrywanie się w Jego oblicze. Mamy złożyć
w Nim swą ufność, jako w sprawcy i dokończycielu naszej wiary.
On będzie nas przemieniał na swoje podobieństwo mocą swego
Ducha.
Wielu chrześcijan uważa się za napełnionych Duchem Świętym.
Wierzę jednak, że istnieje test, dzięki któremu możemy poznać,
czy rzeczywiście rządzi On naszym życiem. Polega on na tym, że
musi zachodzić w nas stałe pogłębianie się charakteru
Chrystusowego.
Jeśli Duch Boży istotnie posiada pełną kontrolę nad naszym
życiem, to owo pogłębianie nie przebiega chaotycznie i
skokowo. W takiej sytuacji nie będziecie przeżywali
gwałtownych kryzysów i momentów odejścia od Jego obecności.
Przeciwnie, będziecie obserwować u siebie stałe narastanie
przemian i nie będzie ono jedynie skutkiem prób i doświadczeń
od Boga. Będzie stale postępowało, ponieważ zmiany
wypracowane przez Ducha Świętego dokonują się nieprzerwanie.
W Jego pracy nie ma okresów stagnacji.
To prawda, że przemiana zachodzi głównie w wyniku prób i
cierpień. Paweł pisze: “Mamy zaś ten skarb w naczyniach
glinianych, aby się okazało, że moc, która wszystko przewyższa,
jest z Boga, a nie z nas” [II Kor. 4:7]. Pewnie się zastanawiacie,
w jaki sposób takie kruche naczynia jak my mogą w sobie
zawierać i coraz silniej przejawiać chwałę charakteru
Chrystusowego - szczególnie wtedy, gdy znajdujemy się pod
ostrzałem przeciwności?
Nie wiemy, w jaki sposób Duch będzie nas przemieniał. Nie
znamy metod, które wybierze w naszym przypadku. Możemy
jednak być pewni, że każdy ucisk i cierpienie mają przynieść
zmianę.
Kiedy Gwen i ja dowiedzieliśmy się o wykryciu nieuleczalnego
nowotworu mózgu u naszej wnuczki Tiffany, od razu
pomyśleliśmy o tym, jak kruchym naczyniem jest jej matka -
nasza córka Debbie. Zastanawialiśmy się, jak ona to wytrzyma,
będąc tak delikatną osobą. Lecz Debbie była niczym skała. Cała
rodzina zobaczyła Bożą moc przejawiającą się w niej podczas
tych trudnych chwil.
Skąd Debbie wzięła tę siłę? Przez całe miesiące wpatrywała się
w oblicze Jezusa, czytając wartościowe dzieła Madame Guyon
oraz Amy Carmichael. Kiedy zaczęła je czytać powiedziała mi:
“Tato, chcę po prostu lepiej poznać Jezusa.”
Spędzała całe miesiące na osobistej modlitwie, patrząc w Jego
oblicze. I Duch Święty zmienił ją tak, że istotnie była światłością
dla świata. Została przemieniona. Tę samą siłę zobaczyliśmy u
jej męża, Rogera. Ich wiara, ufność i odpocznienie w Panu były
wielkim świadectwem dla innych w okresie ich największego
ucisku.
Chcę podkreślić z całą mocą:
wszystkie cierpienia i uciski
w życiu prawego dziecka Bożego
są powołaniem do służby.
Nikt nie może was powołać do służby dla Pana. Możecie mieć
dyplom ukończenia seminarium, możecie zostać ordynowani
przez biskupa lub wysłani przez jakiś kościół. Lecz Paweł
wskazuje na jedyne źródło każdego prawdziwego powołania do
służby: “Dzięki składam temu, który mnie wzmocnił,
Chrystusowi Jezusowi, Panu naszemu, za to, że mnie uznał za
godnego zaufania, zleciwszy mi tę służbę” [I Tym. 1:12].
Co ma na myśli Paweł pisząc, że Jezus wzmocnił go i uznał za
godnego zaufania? Powróćmy na chwilę do jego nawrócenia.
Trzy dni po tym wydarzeniu Chrystus powołał go do służby, a
konkretnie do służby związanej z cierpieniem: “Ja sam bowiem
pokażę mu, ile musi wycierpieć dla imienia mego” [Dz.Ap.
9:16].
To jest służba, o której wspomina Paweł pisząc: “Dlatego, mając
tę służbę (...)” [II Kor. 4:1]. I dalej dodaje: “która nam została
poruczona z miłosierdzia, nie upadamy na duchu”. Mówi o
służbie związanej z cierpieniem i wyraźnie naucza, że wszyscy
jesteśmy do niej powołani.
Paweł mówi, że Jezus dał mu obietnicę dotyczącą tej służby.
Obiecał, że pozostanie wierny Pawłowi i wzmocni go we
wszystkich próbach. Grecki odpowiednik wyrazu “wzmocni”
oznacza stały napływ sił. Paweł stwierdza: “Jezus obiecał mi, że
obdarzy mnie siłą do przejścia całej drogi, jaka jest przede mną.
On mnie wzmacnia, żebym mógł być Mu wierny w tej służbie.
Dzięki Niemu nie upadnę na duchu ani nie poddam się, lecz
wydam dobre świadectwo.”
Pozwólcie, że zapytam: jak myślicie, co stanowiło dla Pawła
priorytet w jego służbie? Czy było to głoszenie
przekonywujących kazań? Głębia jego nauczania? Nie. Paweł nie
był zbyt elokwentnym mówcą. Sam przyznaje, że głosił w
słabości, z drżeniem i bojaźnią. Nawet apostoł Piotr napisał, że
czasem Paweł pisał rzeczy trudne do zrozumienia [zob. II Piotra
3:15-16 BT].
W tamtym czasie Paweł już dawno odrzucił swoją światową
uczoność i ziemską mądrość. Zdawał sobie sprawę, że jego
służba nie polega na głoszeniu kazań, uzdrawianiu chorych czy
pokazywaniu swej ludzkiej błyskotliwości. Jego służbą było
ukazywanie charakteru Chrystusowego we własnym życiu, który
był w nim kształtowany poprzez wielkie cierpienia. Ten wielki
apostoł wywarł niezwykły wpływ na współczesne mu pokolenie,
i wciąż wywiera dzięki temu, w jaki sposób reagował na próby i
uciski we własnym życiu.
Paweł często używał określenia “Chrystus we mnie”. Mówił tym
samym: “Widzicie istotę ludzką, stojącą przed wami. Lecz Bóg
przeprowadził mnie przez wielkie uciski nierozerwalnie
związane z cierpieniem, które ukształtowało we mnie charakter
Chrystusowy. To On jest źródłem światłości, jaką we mnie
widzicie. Tylko wierny Pan, który wzmacnia, może wytworzyć
taki owoc w ludzkim życiu. Jedynie On może włożyć w usta
swoich sług pieśń i świadectwo pośród każdego ucisku.”
Oto, jak Paweł podsumowuje swoją służbę: “Zewsząd uciskani,
nie jesteśmy jednak pognębieni, zakłopotani, ale nie zrozpaczeni,
prześladowani, ale nie pokonani, zawsze śmierć Jezusa na ciele
swoim noszący, aby i życie Jezusa na śmiertelnym ciele naszym
się ujawniło” [II Kor. 4:8-10].
Paweł nie był nadczłowiekiem. Znał uczucie rozpaczy z
pierwszej ręki. Bywał w takich sytuacjach, że śmierć zaglądała
mu już w oczy. Jak sam zaświadcza: “Nie chcemy bowiem,
abyście nie wiedzieli, bracia, o utrapieniu naszym, jakie nas
spotkało w Azji, iż ponad miarę i ponad siły nasze byliśmy
obciążeni tak, że nieomal zwątpiliśmy o życiu naszym;
doprawdy, byliśmy już całkowicie pewni tego, że śmierć nasza
jest postanowiona, abyśmy nie na sobie samych polegali, ale na
Bogu, który wzbudza umarłych, który z tak wielkiego
niebezpieczeństwa śmierci nas wyrwał i wyrwie; w nim też
nadzieję pokładamy, że i nadal wyrywać będzie (...)” [II Kor. 1:8-
10].
Czy rozumiecie, co Paweł ma na myśli? Innymi słowy, mówi:
“Byliśmy obciążeni ponad ludzkie siły i zupełnie tego nie
rozumieliśmy. Byliśmy już pewni, że nasz koniec jest
postanowiony”.
Takie chwile były dla Pawła najtrudniejsze. Stawał w obliczu
śmierci, a jednocześnie pamiętał o swej służbie i powołaniu.
Myślał zapewne: “Cały świat mnie teraz obserwuje. Wygłosiłem
wiele kazań na temat Bożej mocy, która zachowuje Jego sługi.
Teraz wszyscy są ciekawi, czy ja sam naprawdę w to wierzę”.
I znów powstał, by po raz kolejny narazić życie w służbie.
Zawołał: “Żywy czy martwy, Pański jestem! Ufam Bogu, który
wskrzesza z martwych”.
Po tym wydarzeniu oznajmił Kościołowi w Koryncie: “To wasze
modlitwy przyszły nam z pomocą. Uzdolniliście nas do przejścia
przez to wszystko z pieśnią zwycięstwa na ustach”. Napisał:
“Przy waszym także współdziałaniu przez modlitwę za nas, aby
za udzielony nam dar łaski składane były z ust wielu dzięki za
nas” [II Kor. 1:11].
Chcę powiedzieć z całą mocą: nigdy nie wolno nam traktować
lekko i powierzchownie modlitwy o braci i siostry, którzy są w
potrzebie. Paweł pisze, że modlitwy Koryntian były dla niego
darem. Były cenniejsze od pieniędzy, słów pociechy czy nawet
dobrych uczynków wypływających z miłości.
Moja rodzina wie, co to wdzięczność za modlitwy innych. Nasza
wnuczka Tiffany przez trzydzieści dni leżała, umierając w
naszym domu. Był to okres najcięższej próby w naszym życiu.
Poznaliśmy znaczenie świadectwa Pawłowego: spadł na nas
nagły ucisk, byliśmy obciążeni ponad miarę, stanęliśmy w
obliczu próby, której nigdy nie bylibyśmy w stanie zrozumieć z
ludzkiego punktu widzenia.
W ostatnich chwilach życia Tiffany zgromadziliśmy się wokół jej
łóżka, chwyciliśmy się za ręce i śpiewaliśmy: “Bóg jest tak
dobry”. Odczuwaliśmy wtedy moc modlitw świętych,
wstawiających się za nami. Były tak odczuwalne, jak nasze
dłonie splecione w uścisku.
Możemy śmiało zaświadczyć, że zostaliśmy podniesieni przez
modlitwy wstawiennicze braci i sióstr. Tak jak apostoł Paweł,
możemy powiedzieć wszystkim, którzy wołali za nami do Pana:
“Tak bardzo pomogliście nam przez swe modlitwy. Udzieliliście
nam daru, który dopomógł nam uwielbić Boga w
najtrudniejszym momencie. Nie zostaliśmy pokonani przez tę
próbę. Przeszliśmy przez nią zwycięsko.”
Może nadejść czas, gdy jedynym przesłaniem,
jakie dotrze do oszalałego świata
będzie służba, o jakiej teraz mówię.
Jestem przekonany, że pisząc do Tymoteusza Paweł opisywał
również nasze czasy: “Zaklinam cię tedy przed Bogiem i
Chrystusem Jezusem (...) Głoś Słowo, bądź w pogotowiu w
każdy czas, dogodny czy niedogodny, [strofuj - BG], grom,
napominaj z wszelką cierpliwością i pouczaniem.
Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale
według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni
tego, co ucho łechce, i odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku
baśniom. Ale ty bądź czujny we wszystkim, [znoś cierpienie –
anglojęzyczny przekład KJV], wykonuj pracę ewangelisty, pełnij
rzetelnie służbę swoją” [II Tym. 4:1-5].
Paweł ostrzegał Tymoteusza: “Ludzie oddadzą się pożądliwości
do tego stopnia, że nie zniosą już zdrowego nauczania. Lecz ty
nie przestawaj głosić Słowa. Strofowanie jest niezbędne. Dlatego
grom nieposłusznych i zachęcaj wszystkich do czynienia dobra”.
Musimy nadal głosić Słowo pełne mocy, nauczać zdrowej
doktryny i strofować w Boży sposób. Lecz wkrótce świat nie
będzie chciał o tym słyszeć. Ludzkość popadnie w taką obsesję
na punkcie swoich przyjemności i pożądliwości, że całkowicie
zignoruje Kościół. Zwiastowanie rzetelnej doktryny nie będzie
miało żadnego wpływu na znarkotyzowane społeczeństwo.
Uważam, że świat doszedł już do tego punktu. Nominalny
Kościół okazał się zupełnie bezsilny. W wielu przypadkach nie
ma żadnego wpływu na narody, a nawet na jednostki. Pytam was,
jaka służba dotrze do świata, który popada w szaleństwo?
Dzięki Bogu, jest jeszcze taki rodzaj służby, który przemawia do
ateistów, muzułmanów i niewierzących wszelkiej maści. Jest to
światłość Chrystusowa, jaśniejąca w życiu wierzących, którzy
przechodzą poważne i dotkliwe cierpienie. Przez całe wieki była
ona najmocniejszym świadectwem ludu Bożego, który
doświadczał potrząsania i był nękany chorobą, prześladowaniem
i wszelkiego rodzaju cierpieniem. Dzięki tym wszystkim
próbom, jaśnienie charakteru Chrystusowego w wierzących
dotykało ich otoczenia.
Przyjrzyjmy się bliżej słowom Pawła w cytowanym powyżej
fragmencie:
• “Ale ty bądź czujny we wszystkim, [znoś cierpienie –
anglojęzyczny przekład KJV]” [II Tym. 4:5]. Apostoł
mówi: “Pamiętaj, że niewierzący świat cię obserwuje.
Dlatego uważaj na to, jak reagujesz w czasie ucisku. Nie
pozwól, by twoje próby przygniotły cię i zmieniły w
niewierną osobę, która stale narzeka i żali się. W taki
sposób zdyskredytowałbyś każde słowo, jakie
wypowiedziałeś wcześniej o Bożej wierności”.
• “Wykonuj pracę ewangelisty” [4:5]. Gdy byłem młodym
kaznodzieją, nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nie mogę
po prostu przejść po korytarzach jakiegoś szpitala,
pomodlić się z wiarą i zobaczyć cuda uzdrowienia w
całym budynku. Myślałem: “Jakież byłoby to świadectwo.
Przekonałoby każdego niedowiarka, gdyby zobaczył
pacjentów masowo wstających z łóżek.”
Od tego czasu nauczyłem się, że najprawdopodobniej
wcale nie byłby to najskuteczniejszy rodzaj
ewangelizacji. Pomyślcie przez chwilę. Kto wywarłby
większy wpływ na otoczenie: zdrowy, uśmiechnięty
chrześcijanin, który wchodzi do szpitalnej sali pełnej
niewierzących, gdzie głosi Słowo, strofuje i naucza
zdrowej doktryny? Czy może pokorna chrześcijanka z
drugiego końca sali, która właśnie przechodzi
rehabilitację po zabiegu podwójnej mastektomii? Tak
kobieta nieustannie cierpi, a jednak nie ma w niej
strachu. Uśmiecha się do pielęgniarek, rozświetlając
salę swym wewnętrznym pokojem. Nawet najbardziej
cyniczni niewierzący lekarze zastanawiają się nad
źródłem jej pokoju. Widzą jej cierpienia, a jednak są
przyciągani, pragnąc to źródło poznać.
Nie chcę dezawuować służby w szpitalach. Jest to
ważne powołanie i każde ciało wierzących powinno je
podejmować. Mogę wam jednak powiedzieć, co
wywierało największy wpływ na ludzi przebywających
w naszym domu, gdy Tiffany była umierająca.
Przychodził do nas wtedy jakiś niewierzący robotnik,
żeby coś naprawić. Wiedział, że nasza wnuczka
umiera. Po trzech tygodniach powiedział swojej żonie:
“W tych ludziach coś jest. Czasem widzę, jak płaczą,
lecz nie mogę zrozumieć tego pokoju, który w sobie
mają. Muszę się tego dowiedzieć”. Nikt nie świadczył
temu człowiekowi. On po prostu zobaczył Ducha
Chrystusowego, jaśniejącego pośród naszych cierpień.
• “Pełnij rzetelnie służbę swoją” [4:5]. Grecki wyraz
przetłumaczony jako “rzetelny” oznacza dosłownie
“całkowicie przygotowany, pewny”. Paweł mówi: “Bądź
przygotowany, zanim nagle przyjdzie na ciebie próba.
Upewnij się, czy jesteś dobrze wyposażony, czy twoje
duchowe zapasy są na tyle uzupełnione, że nie wyczerpią
się”.
Obserwuję dzisiaj, jak wielu chrześcijan upada w
chwilach próby. Poważne cierpienia szybko pogrążają
ich w załamaniu. Gdy przysłuchuję się ich żałosnemu
użalaniu się, pełnemu pytań i protestów, zastanawiam
się, czy oni w ogóle kiedykolwiek poznali Boga.
Prawda jest taka, że poznali Jezusa jako sprawcę ich
wiary, ale nie jako jej wiernego dokończyciela. Ci
ludzie nie zostali przekształceni w wyniku swoich
cierpień. Zamiast tego, zostali zniekształceni, zarówno
w duchu jak i w charakterze.
Wszyscy się zmieniamy,
przechodząc metamorfozę.
W naszym życiu zachodzi metamorfoza. Prawda jest taka, że
jesteśmy przemieniani przez to, co tak naprawdę dominuje w
naszym życiu. Stajemy się podobni temu, co zaprząta nasze
umysły. Nasz charakter upodabnia się do tego, co tak naprawdę
hołubimy w swoich sercach.
Popatrzcie na życie gejów. Obserwuję stałą degenerację
charakteru, zachodzącą u wielu homoseksualistów, których
kiedyś poznałem. W ich sposobie bycia, a nawet w wyrazie
twarzy i głosie, zachodzą dramatyczne zmiany. Podobnie
dramatyczne jest ich coraz większe przywiązanie do grzechu i
śmiałość w jego popełnianiu.
Dwa lata temu w Nowym Jorku, grupa kilkuset
homoseksualistów przysięgała, że nie będzie uczestniczyć w
paradzie gejów organizowanej na Piątej Alei. Zarzekali się: “Nie
zgadzamy się z publicznym eksponowaniem naszej seksualności.
Nigdy tam nie pójdziemy.” A jednak w ubiegłym roku wielu
mężczyzn z tejże grupy poszło półnago w pierwszym szeregu
parady.
Popatrzcie na zmiany, jakie wywołuje pornografia. Niektórzy
mężczyźni zaczynają od oglądania zdjęć z nagimi kobietami, a
kończą pogrążając się w pornografii dziecięcej. Żonaci nie
umieją zaspokoić swych rozbuchanych żądz pornografią, więc
zaczynają cudzołożyć. Kiedyś przysięgali, że oddaliby życie za
własne dzieci, a teraz są gotowi opuścić rodziny bez cienia
wstydu i żalu. Jakże szybko ich charakter uległ deprawacji.
Przeszli metamorfozę i są już innymi ludźmi.
Dziękuję Bogu za wszystkich, którzy karmią swoje dusze i
umysły duchowymi treściami. Tacy słudzy utkwili wzrok w tym,
co czyste i święte. Stale wpatrują się w Chrystusa, spędzając
wartościowy czas na uwielbianiu Go i budowaniu się w wierze.
Duch Święty pracuje w tych świętych, stale zmieniając ich
charaktery na obraz Chrystusowy.
Tylko tacy wierzący będą przygotowani na dotkliwe, ogniste
cierpienia, jakie przyjdą na ziemię. Gnuśni, leniwi, nie modlący
się chrześcijanie będą upadać na duchu i przeżywać załamania.
Zostaną przygniecieni swymi obawami, bo Duch Święty w nich
nie pracuje i nie przekształca ich. Gdy przyjdą trudne czasy, oni
po prostu nie poradzą sobie.
Jeśli przechodzisz teraz przez ognistą próbę, wiedz, że zostałeś
posłany do tej “służby” przez samego Pana. Uważaj, żebyś nie
zniesławił danego ci powołania, zmieniając się w narzekającego i
biadającego tchórza. Oto ostatnie Pawłowe słowa w tej materii:
“Nie dajemy w niczym żadnego zgorszenia, aby służba nasza nie
była zniesławiona, ale we wszystkim okazujemy się sługami
Bożymi w wielkiej cierpliwości, w uciskach, w potrzebach, w
utrapieniach, w chłostach, w więzieniach (...) jako zasmuceni, ale
zawsze weseli, jako ubodzy, jednak wielu ubogacający” [II Kor.
6:3-5;10].
W jaki sposób “ubogacamy wielu”? Poprzez nadzieję
Chrystusową, która rozświetla nasze życie pośród cierpień.
Prawdziwie ubogacamy innych, gdy nasze świadectwo skłania
innych do pytania: “Na czym polega jego tajemnica? Jak jest on
w stanie przejść zwycięsko taką próbę? Gdzie znajduje taki
pokój?”
Już teraz zacznijcie przygotowywać swoje serca. Zacznijcie
wypełniać spichlerze dobrami, jakie można uzyskać wyłącznie
poprzez przebywanie na osobności z Jezusem i wpatrywanie się
w Niego. Potem będziecie gotowi stawić czoła wszystkiemu. Oto
nasza służba w dniach ostatecznych.

Brak komentarzy: