Bóg jest swatem
Derek Prince
Spis treści
O autorze
Wstęp
Szkoła życia
-
Głosy oblubienicy i oblubieńca
-
Lydia
-
Ruth
Boża ścieżka wiodąca do małżeństwa
-
Brama
-
Cztery postawy, które trzeba w sobie rozwijać
-
Osiem wskazówek
-
Przygotowania mężczyzny do małżeństwa
-
Przygotowania kobiety do małżeństwa
-
Rola rodziców i pastorów
Szczególne sytuacje
-
Rozwód i ponowne małżeństwo
-
Celibat
Historia Ruth
-
„Spotkajmy się w Hotelu Króla Dawida”
O autorze
Derek Prince urodził się w Indiach. Jego rodzice
byli Brytyjczykami. Kształcił się w dwóch najbardziej
prestiżowych brytyjskich instytucjach naukowych: Eton College i
Cambridge University. W bardzo młodym wieku został profesorem
filozofii na Uniwersytecie Cambridge. Powołany do Armii Brytyjskiej
podczas II wojny światowej zabrał ze sobą Biblię, aby studiować
ją jako „książkę filozoficzną”. Pewnej nocy, gdy był sam w
pokoju w baraku, stanął w rzeczywistości Jezusa Chrystusa, a
kierunek jego życia całkowicie się zmienił.
Od tego czasu – obecnie już od ponad 40 lat –
Derek Prince usługiwał jako pastor, doradca, pedagog i nauczyciel
biblijny na czterech kontynentach. Intensywnie pracował z młodymi
ludźmi z różnym rasowym pochodzeniem. Dzięki jego osobistej
posłudze w kościołach i na konferencjach, tysiące ludzi zostało
uzdrowionych i uwolnionych ze złych duchów.
Derek Prince jest uznawany na polu międzynarodowym jako jeden z
wiodących nauczycieli biblijnych naszych czasów. Jego program
radiowy „Today with Derek Prince” jest nadawany w ponad 60
stacjach w Stanach Zjednoczonych, Chinach, Indiach, Środkowej i
Południowej Ameryce, na Bliskim Wschodzie i w niektórych częściach
Afryki, Australii, Nowej Zelandii oraz na wyspach na Pacyfiku i na
Karaibach. Jest autorem ponad 20 książek, z których większość
została przetłumaczona na kilkanaście języków. Setki jego
nauczań nagranych na kasetach audio dociera w każdy region ziemi,
włącznie z krajami komunistycznymi i muzułmańskimi.
W tej książce Derek Prince opowiada historie
swoich dwóch małżeństw. Biorąc małżeństwo ze swoją pierwszą
żoną Lydią, w Jerozolimie na końcu II wojny światowej, stał się
ojcem ośmiu dziewczynek w swoim domu dziecka. Sześć z nich to
Żydówki, jedna Arabka i jedna Angielka. Później w Kenii
adoptowali afrykańską dziewczynkę.
W 1978 roku trzy lata po śmierci Lydii, Derek
Prince ożenił się z obecną żoną Ruth. Jej trzy adoptowane
żydowskie dzieci powiększyły rodzinę do 12 dzieci, z wieloma
wnukami i prawnukami. W rozdziałach 8 i 12 Ruth opowiada swoją
własną historię.
Dzisiaj Derek i Ruth Prince mają dwa domy: jeden z Fort Lauderdale
na Florydzie, a drugi w Jerozolimie w Izraelu.
Wstęp
Najlepiej przedstawię tę książkę wyjaśniając, czym ona nie
jest.
Po pierwsze nie jest to książka zawierająca
tylko teorię czy teologię. Nie dzielę się tutaj tylko
abstrakcyjną prawdą, ale wręcz przeciwnie, jest ona bezpośrednio
i mocno zakorzeniona w doświadczeniach mojego własnego życia.
Ogólnie rzecz biorąc przez ponad 40 lat była to ścieżka, na
której dokonałem najważniejszych odkryć w świecie duchowym,
które nigdy do mnie by nie przyszły, gdybym siedział za biurkiem
snując abstrakcyjne rozważania. W większości przypadków były
one zarówno wywołane, jak i potwierdzone przez przeżywane przeze
mnie sytuacje. Dopiero później, gdy nad nimi rozmyślałem w
świetle Biblii, dostrzegałem podłoże duchowych zasad, których
Bóg mnie uczył.
W drugim i trzecim rozdziale tej książki opisuję drogę, po której
Bóg prowadził mnie do małżeństwa – najpierw z Lydią, później
z Ruth. W każdym przypadku ścieżka, po której Bóg mnie
prowadził, zgadza się dokładnie z podstawowym biblijnym wzorem
wchodzenia w małżeństwo.
Za pierwszy razem nie rozumiałem, co tak naprawdę
Bóg zrobił. Kiedy jednak wzór się powtórzył w drugim
małżeństwie, zacząłem uświadamiać sobie, że w przypadku
każdego małżeństwa Bóg działał według tego samego wzoru,
który sam ustanowił na początku ludzkiej historii – wzoru, który
On nakazał, aby pozostał niezmieniony dopóki ludzka historia nie
osiągnie swojego końca. To jest boski
cel wchodzenia w małżeństwo, który jest głównym tematem tej
książki.
Muszę też powiedzieć, że ta książka nie
próbuje położyć planu zakładania rodziny, czy życia rodzinnego.
Obecnie jest dostępnych wiele doskonałych książek na te tematy.
Moim celem jest raczej przedstawienie kroków, które prowadzą do
powodzenia w małżeństwie. Mężczyzna i kobieta, którzy szukają
Bożego kierownictwa dopiero po
zawarciu małżeństwa w kościele, są podobni do człowieka,
którego Jezus określił jako budującego swój dom na piasku.
Bardzo często takie małżeństwo nie przetrzyma testów i presji,
których z pewnością doświadczy.
Ta książka pomoże ci odpowiedzieć na niektóre z najważniejszych
pytań, naprzeciw których stawia cię życie: Skąd mogę wiedzieć,
czy Bożą wolą dla mnie jest małżeństwo? Jeśli jest to Bożą
wolą, to jak mogę się przygotować do małżeństwa? I jak mogę
znaleźć współmałżonka, którego Bóg mi przeznaczył?
W rozdziale 8 Ruth daje sugestie szczególnie dla kobiet, jak
przygotować się do małżeństwa. Ponownie w ostatnim rozdziale
Ruth dzieli się osobistymi szczegółami jej własnych przygotowań
do małżeństwa ze mną.
Rozdział 9 daje szczególne rady dla rodziców, które pomogą im
przeprowadzić dzieci przez ten trudny i niebezpieczny okres w życiu,
w którym będą się zmagać z emocjonalnymi i duchowymi problemami
związanymi z wyborem przyszłego współmałżonka.
Ten sam rozdział daje twórczy materiał
pastorom, doradcom, nauczycielom czy usługującym młodzieży i
wszystkim innym sługom Bożym, którzy chcą wprowadzić Jego lud w
życie pełne spełnienia i owocności. Nie ma żadnej innej
dziedziny, w której byłyby bardziej potrzebne zdrowe, biblijne
wskazówki niż w stosowaniu Bożego wzoru małżeństwa we
współczesnym życiu.
Rozdziały 10 i 11 oferują bardzo potrzebną pomoc wielu milionom,
którzy są postawieni naprzeciw szczególnym, krytycznym problemom w
całej dziedzinie małżeństwa: tym, którzy przeszli przez agonię
rozwodu oraz tym, którzy zostali przeznaczeni do życia bez
małżeństwa.
Jest jeszcze jedna kategoria ludzi, do których ta
książka może przemówić: tym, którzy cieszą się prawdziwym
życiowym romansem z elementem niepewności! Ruth i ja mamy nadzieję,
że będziesz zadowolony z tej części naszej historii. I pamiętaj,
że ta niepewność nie zostanie rozwiązana dopóki nie osiągniesz
ostatniego rozdziału napisanego przez Ruth: „Spotkajmy się w
hotelu Króla Dawida”!
Derek Prince
Jerozolima
Szkoła
życia
1.
Głosy oblubienicy i
oblubieńca
A z żebra, które wyjął z człowieka, ukształtował Pan Bóg
kobietę i przyprowadził ją do człowieka.
(1 Moj 2,22)
Na scenie ludzkiej historii Bóg pojawił się najpierw w roli swata.
Cóż za głębokie i ekscytujące objawienie!
Czy będzie to zbyt wiele zasugerować, że Ewa
przyszła do Adama prowadzona pod rękę przez samego Pana, podobnie
jak dzisiaj oblubienica jest prowadzona przez ojca pod rękę główną
nawą kościoła? Czy ludzki umysł może poznać głębię miłości
i radości, która wypełniała serce wielkiego Stwórcy, jak
jednoczył mężczyznę i kobietę podczas pierwszej ślubnej
ceremonii?
Z pewnością to wyjaśnienie jest jedną z
niezliczonych wskazówek, że Biblia nie jest dziełem tylko
ludzkiego autorstwa. Mojżesz jest ogólnie akceptowany jako autor
zapisu stworzenia. Jednak bez ponadnaturalnej inspiracji, nigdy nie
odważyłby się otworzyć ludzkiej historii sceną tak zdumiewającej
intymności – pomiędzy Bogiem a człowiekiem, a później między
mężczyzną i kobietą.
Portret Boga, który maluje tutaj Mojżesz, jest zupełnie innego
typu niż religijna sztuka, którą kojarzymy z kościołami i
katedrami. Bardzo wątpię, aby portret Mojżesza mógł znaleźć
miejsce na ich murach czy witrażach.
Ludzka historia nie tylko zaczyna się od
małżeństwa, ale również zostało przeznaczone, aby osiągnęła
punkt kulminacyjny także w małżeństwie. Jan na Patmos namalował
nam tą scenę w Księdze Objawienia 19,6-9:
I usłyszałem jakby głos licznego tłumu i jakby szum wielu wód, i
jakby huk potężnych grzmotów, które mówiły: Alleluja! Oto Pan,
Bóg nasz, Wszechmogący, objął panowanie. Weselmy się i radujmy
się, i oddajmy mu chwałę, gdyż nastało wesele Baranka, i
oblubienica jego przygotowała się; i dano jej przyoblec się w
czysty, lśniący bisior, a bisior oznacza sprawiedliwe uczynki
świętych. I rzecze do mnie: Napisz: Błogosławieni, którzy są
zaproszeni na weselną ucztę Baranka.
(Obj 19,6-9)
Widowisko, które krótko przedstawia nam Jan, jest pełne triumfu,
chwały i uwielbienia, świętowania i wspaniałości, prawie
nieopanowanej radości. Najcudowniejsze jest to, że sam Bóg,
Stwórca i Władca wszechświata kieruje całą ceremonią zaślubin
swego własnego Syna. Jak ona upływa, niebo i ziemia mieszają się
razem w symfonii uwielbienia i chwały, jakiej wszechświat nigdy
wcześniej nie słyszał.
Jest to charakterystyczne dla ograniczeń Biblii, że nie próbuje
opisać uczuć niebiańskiej Oblubienicy i Jej Oblubieńca, ponieważ
żaden ludzki język nie posiada słów potrzebnych do opisania tego.
Jest to święta tajemnica, zarezerwowana dla samego Pana i dla tych,
którzy pilnie „się przygotowali”.
Od 1 Księgi Mojżeszowej do Objawienia, od
pierwszego wydarzenia w ogrodzie Eden do ostatniego wydarzenia na
niebiosach, centralnym tematem ludzkiej historii jest małżeństwo.
Podczas tego trwającego przedstawienia, sam Bóg nie pozostaje tylko
odległym widzem. To On inicjuje działanie i to właśnie w Nim
dochodzi do punktu kulminacyjnego. Od początku do końca On jest
całkowicie i osobiście zaangażowany.
Kiedy Jezus przyszedł na ziemię, aby człowiek
mógł poznać Boga, Jego postawa wobec małżeństwa doskonale
zgadzała się z postawą Ojca. Podobnie jak Ojciec otworzył ludzką
historię małżeństwem, tak samo Jezus rozpoczął swoją publiczną
służbę na weselu w Kanie Galilejskiej. Kiedy skończyło się wino
w środku zabawy, Maria zwróciła się do Jezusa o pomoc. On
odpowiedział zmieniając około 150 galonów (ok. 570 litrów –
przyp. tłum.) wody w wino.
Było to również niezwykłe wino! Gospodarz wesela po spróbowaniu
go, wziął pana młodego na bok i powiedział: „Każdy człowiek
podaje najpierw dobre wino, a gdy sobie podpiją, wtedy gorsze; a tyś
dobre wino zachował aż do tej chwili” (J 2,10).
Co sprawiło, że Jezus uczynił swój pierwszy
cud w takich warunkach? Jaką ważną prawdę w ten sposób
zademonstrował? Odpowiedź jest bardzo prosta: pokazał w ten
sposób, jak bardzo troszczy się o sukces małżeństwa. Wino
skończyło się, oblubieniec i oblubienica byliby publicznie
upokorzeni, a wesele skończyłoby się w smutku. Aby zapobiec
takiemu nieszczęściu, Jezus po raz pierwszy na ziemi uwolnił swoją
działającą cuda moc.
Co więcej Jezus był tak ostrożny, aby nikt z gości nie wiedział,
co się stało. Nie zwrócił na siebie uwagi. Pokazał, że w każdym
małżeństwie jest tylko jedno prawdziwe miejsce, na które należy
zwrócić uwagę: oblubienica i pan młody. Chociaż to Jezus uczynił
cud, to publiczne uznanie skierowało się na pana młodego.
W późniejszej publicznej służbie nauczania, Jezus konsekwentnie
podtrzymywał plan małżeństwa ustanowiony w dziele stworzenia
przez Ojca i dlatego odrzucał standard małżeństwa obecny w Jego
czasach. Kiedy został zapytany przez niektórych faryzeuszy o
rozwód, odpowiedział: „Czyż nie czytaliście, że Stwórca od
początku stworzył mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści
człowiek ojca i matkę i połączy się z żoną swoją, i będą ci
dwoje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało. Co
tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza” (Mt
19,4-6).
W hebrajskim Starym Testamencie tytuł księgi, którą nazywamy
Genesis (1 Księga Mojżeszowa), jest wzięty z początkowych jej
słów: „Na początku”. Odpowiadając faryzeuszom w ten sposób,
Jezus celowo skierował ich do księgi Genesis, a w szczególności
do sposobu, w jaki Bóg połączył Ewę z Adamem. Innymi słowy
podtrzymał plan małżeństwa ustanowiony tam przez Ojca jako ciągle
prawomocny w tamtych czasach i jako jedyny ustanowiony przez Boga
standard małżeństwa. Nie zgodził się i nie dał pozwolenia na
jakikolwiek niższy standard.
Faryzeusze przeciwstawili się cytując
rozporządzenie dane w Prawie Mojżeszowym, które pozwalało na
rozwód z innych powodów niż niewierność małżeńska. Jezus
wtedy odpowiedział: „Mojżesz pozwolił wam odprawiać swoje żony
ze względu na zatwardziałość serc waszych, ale od początku tak
nie było” (Mt 19,8). Ponownie Jezus skierował ich do początku –
czyli do wzoru ustanowionego na początku 1 Księgi Mojżeszowej. Był
to jedyny wzór, który akceptował. Jakiekolwiek odejście od tego
wzoru nie było wolą Ojca, ale zaledwie ustępstwem dla
zatwardziałego serca nieodrodzonego człowieka.
Ta rozmowa Jezusa z faryzeuszami daje nam, chrześcijanom, ważne
wnioski. Boski standard małżeństwa, ustanowiony przez Boga w
dziele stworzenia, jest dla nas wciąż prawomocny. Każde
umniejszenie tego standardu jest tylko ustępstwem dla zatwardziałego
serca nieodrodzonego człowieka.
Chrześcijanie, którzy narodzili się na nowo z
Ducha Bożego, są „nowym stworzeniem” i już dłużej nie
podlegają temu, co narzuca im stara, nieodrodzona natura. Więc dla
dzisiejszych chrześcijan boski standard małżeństwa to ten, który
Bóg ustanowił w dziele stworzenia i który został podtrzymany
przez Jezusa w całej Jego służbie.
Opis z 1 Księgi Mojżeszowej objawia cztery bardzo ważne prawdy o
małżeństwie, które do tej pory mają zastosowanie. Po pierwsze
idea małżeństwa pochodzi całkowicie od Boga. Adam nie miał w tym
swego udziału, to nie on stworzył cały plan, a nawet nie prosił o
takie zaopatrzenie. To Bóg, nie Adam, zdecydował, że Adam
potrzebuje żony. Adam nie był świadomy swojej potrzeby. Po drugie
to Bóg stworzył Ewę dla Adama. Tylko Bóg wiedział, jakiego
współtowarzysza potrzebował Adam. Po trzecie to Bóg przyprowadził
Ewę do Adama. Adam nie musiał iść jej szukać. I po czwarte, to
Bóg określił sposób, w jaki Adam i Ewa mieli się ze sobą
połączyć. Ostatecznym celem ich związku była doskonała jedność:
„Dlatego opuści mąż ojca swego i matkę swoją i złączy się z
żoną swoją, i staną się jednym ciałem” (1 Moj 2,24).
Jeśli, jak pokazywał Jezus, Boży wzór
małżeństwa pozostał niezmieniony dla dzisiejszych chrześcijan,
to czwarta przedstawiona powyżej prawda ciągle stosuje się w
naszym życiu. Co tak naprawdę pociąga to za sobą?
Mówi ona o tym, że chrześcijanin ma wchodzić w związek małżeński
nie w wyniku swojej decyzji, ale w wyniku Bożej decyzji.
Mówi ona też o tym, że chrześcijanin ma zaufać Bogu zarówno w
wyborze jak i przygotowaniu dla niego żony, jakiej potrzebuje. Z
drugiej strony chrześcijanka będzie ufała Bogu, że przygotuje ją
mężowi, którego Bóg jej przeznaczył.
Mówi ona o tym, że chrześcijanin, chodząc w Bożej woli, ma
wiedzieć, że Bóg przyprowadzi do niego kobietę, którą wybrał i
przygotował dla niego. Z drugiej strony chrześcijanka ma pozwolić
Bogu poprowadzić ją do męża, dla którego On ją przygotowywał.
Oznacza również to, że ostateczny cel dzisiejszego małżeństwa
jest wciąż taki sam, jak był dla Adama i Ewy – doskonała
jedność. Tylko ci, którzy spełnią pierwsze trzy wymagania, mogą
oczekiwać również radości wypełniania się ostatecznego celu.
Niektórzy mogą być skuszeni do odrzucenia tych zasad jako
staromodnych lub „zbyt duchowych”. W Królestwie Bożym nigdy nie
będzie jakiejkolwiek dewaluacji waluty, tak samo jak nie ma żadnej
„erozji” wartości i standardów. Dla tych, którzy naprawdę idą
za Jezusem, wymagania są dokładnie takie same, jak były za czasów
Jezusa. Ale – dzięki Bogu – są również nagrody!
Dla mnie te zasady nie są tylko abstrakcyjnymi
teoriami. W obu moich małżeństwach sprawdziły się bardzo
dokładnie, co przedstawię w dwóch następnych rozdziałach. W
każdym przypadku decyzja małżeństwa pochodziła od Boga, nie ode
mnie. Osobiście nawet nie szukałem małżeństwa. W każdym
przypadku Bóg wybrał mi żonę, przygotował ją dla mnie i
przyprowadził ją do mnie. Najważniejsze w tym wszystkim jest to,
że w każdym z tych małżeństw był wyprodukowany taki stopień
jedności, jakim cieszy się niewiele współczesnych par.
To wszystko nie jest wynikiem podążania za
pewnymi wyrafinowanymi teologicznymi teoriami np. jak mężczyzna
powinien wchodzić w małżeństwo. Stało się to raczej przez
suwerenne prowadzenie i panowanie Ducha Świętego w moim życiu.
Wielokrotnie nie byłem nawet świadom tego, że Duch Święty to
sprawiał. Stopniowo, jak rozmyślałem nad kierunkiem swojego życia
w świetle Pisma, zobaczyłem w każdym z moich małżeństw, jak Bóg
działał całkowicie w zgodzie ze wzorem, jaki sam ustanowił „na
początku”. Dzielę się teraz tymi zasadami, ponieważ wiem, że
działają. Nie mogę życzyć moim znajomym wierzącym większej
radości, jaką one sprawiły we mnie.
Krótka analiza biblijnego wzoru małżeństwa stoi w ostrym
kontraście ze standardami współczesnego świata – a nawet z tymi
akceptowanymi przez wiele odłamów w Kościele. Powszechny pogląd
odnośnie małżeństwa w każdej kulturze i cywilizacji jest
zazwyczaj dokładnym barometrem pokazującym jej moralny i duchowy
klimat. Upadek kultury jest wyznaczony przez upadek jej szacunku dla
małżeństwa. I na odwrót odnowienie kultury jest wyznaczone przez
odpowiednie odnowienie biblijnych wartości małżeństwa.
Jest wiele różnych fragmentów w Biblii, które
przedstawiają, jak na małżeństwo wpływa czas upadku i czas
odnowienia. W Księdze Jeremiasza 25,10-11 Bóg ostrzega Judę przed
spustoszeniem, jakie zostanie sprowadzone przez zbliżającą się
inwazję Nebukadnezara: „I sprawię, że zamilknie u nich głos
radości i głos wesela, głos oblubieńca i głos oblubienicy,
ustanie turkot żaren i blask pochodni. I cała ta ziemia stanie się
rumowiskiem i pustkowiem…”
Apostoł Jan maluje podobny obraz spustoszenia w czasach ostatecznych
spowodowanego przez antychrześcijański system znany jako „Wielki
Babilon”:
I już nie rozbrzmi w tobie gra harfiarzy ani muzyków, ani
flecistów, ani trębaczy, już też nie będzie u ciebie mistrza
jakiegokolwiek rzemiosła, ani już nie usłyszy się u ciebie huku
młyna: I nie zabłyśnie już w tobie blask świecy, i nie usłyszy
się w tobie głosu oblubieńca ani oblubienicy.
(Obj 18,22-23)
Jedna widoczna cecha w centrum obu powyższych opisów upadku i
spustoszenia to ustanie głosu oblubienicy i oblubieńca. Kultura,
która nie czyni radosnego świętowania małżeństwa centrum
swojego sposobu życia, została już skazana na zatracenie lub jest
na drodze do zatracenia.
W równej mierze prawdą jest także odwrotna sytuacja. Odnowienie
kultury będzie naznaczone przez odnowienie małżeństwa jako źródła
radości i przyczyny świętowania. W Księdze Jeremiasza 33,10-11
Bóg obiecuje odnowienie Judy i Izraela przy końcu czasów:
Tak mówi Pan: Na tym miejscu, o którym wy mówicie: To pustkowie
bez ludzi i bez bydła, w miastach judzkich i na ulicach Jeruzalemu,
które są spustoszone, bez ludzi, bez mieszkańców i bez bydła,
słychać będzie jeszcze głos wesela i głos radości, głos
oblubieńca i głos oblubienicy, głos tych, którzy przy składaniu
dziękczynnej ofiary w domu Pana mówią: Dziękujcie Panu Zastępów,
gdyż Pan jest dobry, gdyż jego łaska trwa na wieki! Odwrócę
bowiem los kraju jak niegdyś - mówi Pan.
(Jr 33,10-11)
Również w tym obrazie – zarówno spustoszenia jak i odnowienia –
oblubienica i oblubieniec są w centrum. Według biblijnych
standardów odnowienie ludu jest niekompletne, dopóki nie zabrzmi
„głos oblubienicy i oblubieńca”.
Różne siły mogą podminowywać biblijne fundamenty małżeństwa.
Na przykład świecki humanizm prezentuje małżeństwo jako rodzaj
społecznego kontraktu, w którym obie strony są wolne do dyktowania
swoich własnych warunków oraz mogą je modyfikować lub unieważniać
zgodnie ze swoją wolą i nastawieniem. Ludzie w ten sposób
podchodzący do małżeństwa nigdy nie doświadczą ani fizycznego,
ani duchowego spełnienia obiecanego w Biblii tym, którzy pójdą za
jej wzorem.
Z drugiej jednak strony formalna religia bez Bożej łaski może mieć
prawie tak samo szkodliwy wpływ na małżeństwo. Biblia objawia, że
zarówno romans jak i pasja są integralną częścią małżeństwa.
Pięknie i żywo zostało to wymalowane w Pieśni nad Pieśniami.
Małżeństwo, które mija się z tymi cechami, jest według
biblijnych standardów poważnie niekompletne. Romans bez pasji
kończy się frustracją. Pasja bez romansu jest czymś niewiele
większym niż żądza, jest lekko zakrytą żądzą.
Przez wieki Kościół często nie pokazywał biblijnego obrazu
pełnego małżeństwa, obejmującego każdą dziedzinę ludzkiej
osobowości – duchową, emocjonalną i fizyczną. Seks był
traktowany jako niefortunna konieczność, prawie odejściem od
Stwórcy, który wymaga za to pewnego rodzaju przeprosin. Jednak tak
naprawdę nie jest to punkt widzenia Stwórcy. On stworzył mężczyznę
i kobietę jako istoty płciowe, a później, po dokładnym zbadaniu,
stwierdził, że wszystko jest „bardzo dobre” – włączając
ich płciowość.
Dzisiaj na całej ziemi Bóg odwiedza i odnawia swój Kościół
przez Ducha Świętego. To odnowienie musi być ogłaszane, jak
zawsze to było z boskim odnowieniem, przez „głos oblubienicy i
oblubieńca”. Kościół nie może doświadczyć pełnego i
przekonywującego odnowienia, dopóki ponownie nie przyjmie
biblijnego wzoru małżeństwa. Nie może to obejmować tylko
ceremonii małżeńskiej i życia po ślubie. Musi zacząć się tam,
gdzie małżeństwo zawsze się zaczyna – od kroków wiodących do
ślubu.
Zasada ta odnosi się do prawie każdej formy
ludzkich działań. Proces przygotowań jest zazwyczaj bardzo
istotnym czynnikiem do udanego zakończenia. Na przykład para, która
decyduje się budować dom, musi przejść przez miesiące
przygotowań, zanim otrzymają klucz i przejdą przez frontowe drzwi.
Muszą oni wybrać miejsce, zatrudnić architekta i wykonawcę,
przedyskutować plany różnego rodzaju i podjąć niezliczoną ilość
decyzji dotyczących każdego szczegółu stylu czy wystroju. Para,
która nie interesuje się swoim domem aż do czasu odebrania klucza,
jest skazana na frustrację i rozczarowania po zamieszkaniu tam.
Jeśli odnosi się to do domu budowanego z cegły, z kamienia czy z
drewna, to o ileż bardziej odnosi się to do domu budowanego z
żywych kamieni – ludzi, stworzeń o niezmierzonej złożoności,
ale również o niezmierzonym potencjale?
Nie, szczęśliwe małżeństwo nie zaczyna się od ceremonii
zaślubin. Jego fundamenty są położone znacznie wcześniej – po
pierwsze w starannym przygotowaniu charakteru i później we
właściwym dobraniu mężczyzny i kobiety, których Bóg przeznaczył
do siebie nawzajem.
Para, wchodząc w małżeństwo nieprzygotowana i źle dobrana, jest
skazana w najlepszym przypadku na ciągłą frustrację i częściej
niż rzadziej na całkowitą porażkę. Z drugiej strony
chrześcijanin i chrześcijanka, którzy pozwalają Duchowi Świętemu
kształtować się i prowadzić biblijną ścieżką prowadzącą do
małżeństwa, mogą spoglądać naprzód z pewnością, że ich
życie małżeńskie będzie pełne spełnienia i wzajemnej radości.
2.
Lydia
Na samym początku ludzkiej historii Bóg
ustanowił pewną zasadę: „Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest
sam. Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego” (1 Moj 2,18).
Żaden mężczyzna sam w sobie nie jest kompletny. Każdy mężczyzna
potrzebuje towarzystwa. Aby zaspokoić tę potrzebę, Bóg ustanowił
małżeństwo i dał Adamowi żonę. Małżeństwo to najbliższa i
najintymniejsza forma związku, jaką może mieć dwoje ludzi. Jest
ona tak bliska, że prawdziwie dwóch staje się jednym.
W Liście do Efezjan 5 Paweł nazywam małżeństwo
„tajemnicą”, a w Pieśni nad Pieśniami Salomon przyrównuje je
do „zamkniętego ogrodu”. Żadna dziedzina nauki, czy to
psychologia, czy teologia, nie może ani odkryć tej tajemnicy, ani
otworzyć zamkniętego ogrodu. Klucz ma sam Bóg i daje go tylko tym,
którzy idą za Nim ścieżką wiary i posłuszeństwa.
Nieżonata czy niezamężna osoba może otrzymywać
najlepsze rady; może czytać wszystkie najbardziej rekomendowane
książki; może łączyć się z parami małżeńskimi; może
uprawiać seks poza małżeństwem, ciągle jednak pozostaje na
zewnątrz – niewtajemniczona. Jest coś w małżeństwie, co nie
może zostać wytłumaczone, można tego jedynie doświadczyć.
Z tego powodu chciałbym podzielić się bardzo
osobistą historią swojego małżeństwa z Lydią. Bóg suwerennie i
ponadnaturalnie poprowadził mnie do żony, którą wybrał i w ten
sposób umieścił w mojej ręce klucz do otwarcia drzwi tej
tajemnicy. Ktoś kiedyś powiedział, że najlepszą szkołą na
świecie jest szkoła życia – ale jest ona również najdroższa!
Do roku 1940 po wielu latach studiów miałem bezpieczną posadę
profesora filozofii na Cambridge University. Wtedy bezwzględnie
zostałem wyrwany z mojego akademickiego środowiska i zanurzony w
wir II wojny światowej. Zostałem powołany do armii brytyjskiej
jako pomocnik w szpitalu wojskowym. Wziąłem ze sobą Biblię, którą
miałem zamiar przeczytać jako „książkę filozoficzną”. Wtedy
zupełnie odrzucałem wszelkie teorie o boskim natchnieniu.
Pewnej nocy około dziewięciu miesięcy później w pokoju w baraku
wojskowym, otrzymałem bezpośrednie, osobiste objawienie Jezusa
Chrystusa. W następnym tygodniu w tym samym pokoju doświadczyłem
czegoś, co wiedziałem, że musi być napełnieniem Ducha Świętego.
Zanim miałem czas, aby przeanalizować to, co się działo,
usłyszałem sylaby jakiegoś dziwnego języka wychodzące z moich
ust. Brzmiały orientalnie – coś jakby język chiński lub
japoński.
Choć nie miałem pojęcia, co mówiłem, w jakiś
sposób zdawałem sobie sprawę, że komunikuję się bezpośrednio z
Bogiem. Wewnętrznie miałem cudowne uczucie uwolnienia od strachu i
presji, o których istnieniu nawet nie zdawałem sobie wcześniej
sprawy. Nagle zrozumiałem, że przeszedłem przez próg do
całkowicie nowego świata.
Następnej nocy leżąc na swoim słomianym
materacu (według armii na łóżku), zacząłem ponownie wypowiadać
dziwne słowa w nieznanym języku. Tym razem uderzył mnie ich rytm,
który brzmiał poetycko. Po tym, jak ustały, nastąpiła krótka
przerwa, a następnie zacząłem jeszcze raz mówić po angielsku.
Nie wybierałem jednak słów, ale w swoich słowach zauważyłem
powtarzanie się rytmu słów, które wypowiadałem w nieznanym
języku. Zauważyłem, że mówię do
siebie w drugiej osobie, ale słowa nie
pochodziły ode mnie. W postawie bojaźni zauważyłem, że Bóg
używał moich własnych ust, aby do mnie mówić.
W pięknym poetyckim języku Pan malował obraz, przez który kładł
przede mną swoje cele. Ten obraz zawierał sceny i wizerunki, które
nigdy nie mogłyby powstać w mojej własnej wyobraźni. Moja pamięć
nie mogła też ich wszystkich zatrzymać. Jednak w moim umyśle
pozostały na stałe wyryte słowa: „To będzie jak mały strumień.
Mały strumień stanie się rzeką, rzeka stanie się wielką rzeką;
wielka rzeka stanie się morzem; a morze stanie się wielkim
oceanem…” W jakiś sposób wiedziałem, że te słowa zawierają
w sobie klucz do Bożego celu w moim życiu.
W następne dni rozmyślałem nad tymi
doświadczeniami i dziwiłem się z powodu tego, co powstało w mojej
głowie. Bardzo mocno w moim umyśle została też wypisana nazwa:
Palestyna
– wtedy nazwa części Bliskiego Wschodu, obecnie podzielona
pomiędzy Izrael i Jordanię. Nie rozumiałem wszystkiego, co Bóg
mówił mi o swoim planie odnośnie mojego życia, ale miałem silne,
stałe przekonanie, że było to w jakiś sposób połączone z
Palestyną i Palestyńczykami.
Kilka tygodni później moja jednostka została wysłana za morze na
Bliski Wschód. Domyślałem się, że naszym celem była Palestyna.
Jednak kolejne trzy lata spędziłem na pustyniach Egiptu, Libii i
Sudanu. Zostałem otoczony przez pustkowia, zarówno naturalne jak i
duchowe. Jedynym niezawodnym źródłem siły była Biblia, którą
przeczytałem kilkanaście razy. Ale mimo otaczającego mnie wszędzie
pustkowia odczułem, że Bóg zaczął realizować swój plan dla
mojego życia i że będzie on w jakiś sposób związany z
Palestyną.
W Sudanie spotkałem znajomego żołnierza, który
był chrześcijaninem i spędził jakiś czas w Palestynie. Podczas
wspólnej rozmowy powiedział mi: „Jeśli chcesz prawdziwego
duchowego błogosławieństwa, jest mały dom dziecka w Palestynie na
północ od Jerozolimy, który musisz odwiedzić. Został on założony
przez Dunkę. Jeżdżą tam żołnierze z całego Bliskiego Wschodu,
a Bóg spotyka się z nimi w cudowny sposób.”
Uznałem to za dziwne, że żołnierz musi iść
do domu dziecka, aby otrzymać błogosławieństwo. Jednak
zapamiętałem tę informację. Wspomnienie Palestyny coś we mnie
poruszyło. Byłem już również zmęczony pustyniami i tęskniłem
do zmiany otoczenia.
Pewnego dnia, niespodziewanie otrzymałem słowo, że zostanę
przeniesiony do Palestyny. Miesiąc później znalazłem się w małym
magazynku zaopatrzeniowym w Kiriat Motzkin na północ od Hajfy.
Miałem niewiele obowiązków, dzięki czemu mogłem spędzać wiele
czasu na modlitwie.
Przy pierwszej okazji odwiedziłem dom dziecka i szybko zrozumiałem,
czemu żołnierze z tak wielu miejsc tutaj przyjeżdżali. Atmosfera
była przesiąknięta niewidzialną obecnością, która osiadała
jak rosa na zmęczonych przez stres i monotonię pustynnej wojny
mężczyznach. Odczułem, jak mój duch został obmyty z kurzu
trzyletniego przebywania na pustyni.
Kobieta kierująca domem przedstawiła się jako
Lydia Christansen i gorąco mnie przywitała. Była typową
Skandynawką – blondynką i miała niebieskie oczy. Przy filiżance
kawy krótko opowiedziała, jak przyjechała do Jerozolimy z Danii
szesnaście lat wcześniej i rozpoczęła swoją służbę biorąc
jedno umierające żydowskie dziecko z sutereny.1
Od tego skromnego początku do tego momentu urosła wielka „rodzina”
złożona z dzieci różnych ras.
„Nigdy nie przyjechałam szukać dzieci” – powiedziała mi
Lydia. „Wzięłam tylko te, które wiedziałam, że Pan przysłał
do mnie.”
W odpowiedzi zacząłem dzielić się z nią, jak
Pan objawił mi się w pokoju w baraku i napełnił mnie Duchem
Świętym. Następnie opisałem kolejne trzy lata, które spędziłem
na pustyni z Biblią jako jedynym źródłem siły i kierownictwa.
„Nie jestem w pełni świadomy, co mnie czeka w przyszłości”,
podsumowałem, „ale czuję, że Bóg ma plan dla mojego życia i że
ten plan związany jest z czymś do zrobienia w Palestynie.”
Lydia zasugerowała, że powinniśmy pomodlić się
o to, na co tak długo czekałem. Szybko się z tym zgodziłem. Ku
mojemu zdziwieniu Lydia zawołała niektóre z małych dziewczynek,
aby przyłączyły się do nas w modlitwie. Cztery lub pięć z nich
przyszło szybko do pokoju i zajęło swoje miejsca. Lydia
powiedziała kilka słów po arabsku – wyjaśniając, jak
założyłem, o co mamy się modlić. Wtedy każda dziewczynka
uklękła naprzeciw swojego krzesła. Lydia i ja również
uklęknęliśmy.
Jak tylko zaczęliśmy się modlić, odczułem, że przychodzę na
spotkanie z Bogiem. W pewnym momencie usłyszałem obok siebie jedną
z dziewczynek śpiewającą czysto i melodyjnie. Z początku
myślałem, że są to słowa arabskie, ale później zdałem sobie
sprawę, że były w innym języku. Po chwili inna dziewczynka
przyłączyła się do niej również w innym języku. Odczułem, że
mój duch został wzniesiony pod wpływem tego ponadnaturalnego
uwielbienia na nowy poziom jedności z Panem. Choć nie rozumiałem,
o co się modliły, wiedziałem, że cała moja przyszłość została
bezpiecznie złożona w Bożych rękach.
Po powrocie do medycznego magazynku zdałem sobie sprawę, że moje
myśli często wracały do tego małego domku w Ramallah. Gdzieś w
moim umyśle ciągle słyszałem czyste dziecięce głosy wzniesione
w uwielbieniu. Zdecydowałem się regularnie modlić o Lydię. W
ciągu kilku godzin, które spędziłem w jej domu, zauważyłem, jak
wielkie ciężary musiała nosić, nie mając żadnej pomocy z
wyjątkiem jednaj arabskiej pokojówki. Poza tym skąd miała
pieniądze, aby wyżywić i ubrać wszystkie te dzieci? Wspomniała
przecież, że nie została wysłana przez żadną misyjną
organizację.
Pewnego dnia, będąc sam pośród długich rzędów pojemników
zawierających lekarstwa, poczułem szczególne pobudzenie do
modlitwy o Lydię. Przez chwilę modliłem się po angielsku, później
Duch Święty przejął inicjatywę i dał mi jasną silną modlitwę
w nieznanym języku. Po krótkiej przerwie przyszło tłumaczenie na
angielski. Ponownie, jak pierwszej nocy, to Bóg mówił do mnie
przez moje własne usta: „Połączyłem was… pod tym samym
jarzmem i zaprzęgiem…”
Przyszło więcej, ale były to słowa, które się mnie uchwyciły.
Co one oznaczały? Te słowa musiały się odnosić do Lydii, bo o
nią się właśnie modliłem. Czy Bóg połączył nas oboje razem?
Jeśli tak, to w jaki sposób i w jakim celu?
Kilka miesięcy później armia przeniosła mnie
jeszcze raz – tym razem do prawdziwego szpitala w hospicjum Augusta
Victoria na Górze Oliwnej, na wschód od Jerozolimy. Stąd bardzo
łatwo można było dojechać do Ramallah autobusem. Moje wizyty w
domu dziecka stały się częste, a moja przyjaźń zarówno z Lydią,
jak i z dziećmi stała się głębsza.
Do końca mojej służby w armii pozostał już tylko niecały rok.
Zacząłem być coraz bardziej i bardziej przekonany, że Bóg
kierował mnie do zakończenia służby wojskowej w Palestynie i
rozpoczęcia tutaj służby dla Niego na pełen etat. Ale jakiego
typu służby – i z kim?
Były dwa kościoły Pełnej Ewangelii w
Jerozolimie, z których przywódcami się zaprzyjaźniłem. Czy
powinienem zaoferować któremuś z nich swoją służbę? Oczywiście
był jeszcze dom dziecka w Ramallah. Tam właśnie miałem najbliższe
relacje. Ale kim miałbym być w domu dziecka?
Oprócz tego było jeszcze pytanie dotyczące
mojego zaopatrzenia finansowego. W Wielkiej Brytanii, zanim poznałem
Pana, nawet nie chodziłem do kościoła, tym bardziej nie
usługiwałem. Chrześcijanie mnie tam nie znali, więc z jakiego
powodu mieliby mnie zaopatrywać?
Miałem przyjaciela-chrześcijanina o imieniu Goeffrey, pracującego
w jednostce medycznej w Jerozolimie, o którego pomoc zabiegałem w
modlitwie. Wiedziałem, że Goeffrey jest czuły na głos Pana. Był
również zaprzyjaźniony zarówno z oboma kościołami Pełnej
Ewangelii, jak i z domem dziecka. „Potrzebuję wiedzieć, do
którego z tych kościołów Pan chce, abym się przyłączył” –
powiedziałem mu.
Goeffrey sam pracował blisko z jednym z kościołów
Pełnej Ewangelii i oczywistym dla niego było to, że będzie to
również dobre miejsce dla mnie. Był jednak gotów modlić się ze
mną i po tym, jak modlił się o każdy z kościołów Pełnej
Ewagnelii, zaczął modlić się o Lydię i dom dziecka.
„Panie”, powiedział, „pokazałeś mi, że ten mały dom będzie
jak mały strumień, a ten strumień stanie się rzeką, a ta rzeka
stanie się wielką rzeką, a ta wielka rzeka stanie się morzem…”
Nie słyszałem już kolejnego słowa, którym
modlił się Goeffrey! Byłem obezwładniony ekscytacją i bojaźnią.
Goeffrey powtórzył dokładnie słowo w słowo to, co Bóg
powiedział mi o mojej przyszłości tamtej nocy w baraku w Wielkiej
Brytanii, ale on odniósł te słowa do Lydii i domu dziecka. Przez
te wszystkie lata nie dzieliłem się tymi słowami z nikim innym.
Goeffrey mógł je dostać tylko od Boga.
„Dziękuję ci”, powiedziałem do Goeffrey’a,
kiedy skończył się modlić. „Wierzę, że wiem, co Bóg chce,
abym uczynił.” Ale nigdy nie powiedziałem mu, skąd wiem!
Miałem wiele do rozważenia. Jeszcze w Wielkiej
Brytanii Bóg przemówił do mnie o mojej przyszłości i dał mi
obraz małego strumienia ciągle się powiększającego. Później w
magazynie w Kiriat Motzkin, gdy modliłem się o Lydię, Bóg
powiedział, że On „połączył nas razem pod tym samym jarzmem i
tym samym zaprzęgiem”. Teraz odkryłem, że Bóg dał Goeffrey’owi
dokładnie ten sam obraz o powiększającym się strumieniu, jaki dał
mi Bóg, tylko że odnoszące się do Lydii i domu dziecka.
Przypomniałem sobie o dwóch powiązanych
wyrażeniach, których Bóg użył w Kiriat Motzkin: Pod
tym samym jarzmem i tym samym zaprzęgiem.
Zaprzęg obrazuje dwa zwierzęta pracujące razem w bliskiej relacji.
Ale co z jarzmem? Nagle uświadomiłem sobie, że jest to obraz
używany w Biblii regularnie do opisu dwóch ludzi zjednoczonych w
małżeństwie. Czy to właśnie Bóg miał na myśli?
Zacząłem rozmyślać o różnicach i trudnościach. Lydia
pochodziła z całkiem odmiennej kultury. Miała silny charakter,
była naturalnym przywódcą. Stając twarzą w twarz z niekończącymi
się trudnościami, zbudowała dzieło, którym zarobiła sobie na
szacunek chrześcijańskiej społeczności. Została już użyta w
wielu własnych bitwach. Czy będzie chciała się poddać głowie w
domu, mężczyźnie znacznie młodszemu i mniej doświadczonemu niż
ona? Czy będzie to dla niej praktyczne?
Między nami była ponadto różnica wieku. Ja miałem nieco ponad 30
lat, a Lydia, niesamowicie żywa i aktywna osoba, była w średnim
wieku. Małżeństwo dwóch ludzi o takiej różnicy wieku
nieuchronnie postawi nas przed niezwykłą presją.
Musiałem rozpatrzyć jeszcze jedną rzecz. Byłem
jedynakiem. Moja edukacja była całkowicie intelektualna. Chociaż
mogłem budować filozoficzne teorie o ludzkości, to niewiele
wiedziałem o dzieleniu życia z prawdziwymi osobami. Czy mógłbym
stać się ojcem dziewczęcej rodziny – dziewczynek, których
rasowe i kulturowe środowiska tak bardzo różniły się od mojego?
Czy będzie to w porządku narzucać tym dziewczynkom takiego ojca?
To wszystko leżało po negatywnej stronie.
Pozytywna strona mogła być podsumowana jednym krótkim
stwierdzeniem: Bóg powiedział.
Jasno, ponadnaturalnie odkrył swój plan – najpierw wszystko mnie
samemu, a później przez znajomego chrześcijanina potwierdził tak
samo jasno i tak samo nadnaturalnie. Nie przyszło to w wyniku moich
modlitw czy nawet moich pragnień. Całe objawienie miało swoje
źródło wyłącznie w suwerennej woli Bożej. Jeśli odrzuciłbym
Boża wolę tak jasno objawioną, to jak mógłbym oczekiwać Jego
błogosławieństwa w przyszłości?
Byłem rozdarty pomiędzy ekscytacją i strachem: ekscytacją na
myśl, że Bóg miał tak jasno wyznaczony plan dla mojego życia;
strachem, że to zadanie może okazać się tak trudne. Ostatecznie
zdałem sobie sprawę, że nie będę mógł zrozumieć tego z
wyprzedzeniem. To nie było tym, o co Bóg mnie prosił. Prosił
mnie, abym zobowiązał się w wierze do planu, który On objawił, a
później pozwolił Mu zrobić rzeczy, których sam nie mógłbym
zrobić.
Ostatecznie doszedłem do miejsca zobowiązania. Jak dotąd
obejmowałem to tak, jak rozumiałem Boży plan dla mojego życia.
Zaufałem Bogu, że mi objawi w Jego czasie i na Jego sposób
wszystko, czego jeszcze nie rozumiałem.
Od tego momentu moja relacja z Lydią układała się coraz lepiej.
Nasza przyjaźń była już bliska i ubogacająca nas obu. Ale teraz
weszła w nową intymność i ciepło, które były coraz mocniejsze
za każdym razem, gdy ją odwiedzałem. Również względem dzieci
zaczynałem czuć pewien rodzaj rodzicielskiej troski, której nigdy
wcześniej nie znałem. Ostatecznie musiałem sam sobie przyznać:
byłem zakochany w Lydii i zakochany w jej ósemce dzieci.
Kilka miesięcy później było już dla mnie oczywiste i normalne
zapytać Lydię, czy ożeni się ze mną, a dla niej równie normalne
odpowiedzieć tak. Pobraliśmy się na początku 1946 roku, około
miesiąc przed moim opuszczeniem armii.
W tym samym roku przeprowadziliśmy się z
Ramallah do Jerozolimy, gdzie pochłonął nas burzliwy ciąg
wydarzeń, które okazały się bólami porodowymi państwa Izrael.
Nasze życie było często w niebezpieczeństwie. Musieliśmy
przeprowadzać się cztery razy – dwa z nich w nocy. Wojna i głód
były ciągle wokół nas. Jednak Bóg chronił i zaopatrywał nas na
takie sposoby, które ciągle nas zadziwiały. Dzielenie tych
wszystkich doświadczeń jako rodzina związało nas więzami
bliższymi niż te, które są w wielu typowych rodzinach –
więzami, które do dzisiaj trzymają.
Z Jerozolimy przeprowadziliśmy się do Londynu, gdzie przez osiem
lat pracowałem jako pastor zboru. Pod koniec tego okresu jedna ze
starszych dziewczynek dorosła i opuściła dom. Wszystkie oprócz
jednej wyszły za mąż. Z dwoma najmłodszymi dziewczynkami Lydia i
ja przenieśliśmy się do Kenii, gdzie usługiwałem przez pięć
lat jako dyrektor Teacher Training College for Africans (College
Szkolący Afrykańskich Nauczycieli). W Kenii dwie wcześniej
wymienione dziewczynki opuściły nas, aby rozpocząć swoje kariery
i wyjść za mąż. Również w Kenii adoptowaliśmy Jesikę,
sześcioletnie dziecko afrykańskie, która została naszą dziewiątą
córką.
W 1962 roku Lydia, Jesika i ja przeprowadziliśmy się do Ameryki
Północnej, najpierw do Kanady, a później do Stanów
Zjednoczonych, gdzie ostatecznie się osiedliliśmy. Tutaj właśnie
Bóg otworzył przed nami możliwość służby w każdej części
kraju, a później w wielu innych narodach.
W międzyczasie rodzina stale rosła w liczbę i rozprzestrzeniła
się na wiele części świata: Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Stanach
Zjednoczonych i Australii. „Słońce nigdy nie gaśnie nad naszą
rodziną” – czasami komentowała to Lydia. Mały strumień, który
wypłynął w Ramallah stawał się otaczającą cały świat rzeką.
Przez te wszystkie lata Lydia i ja mieliśmy jedno główne źródło
siły, które nigdy nas nie zawiodło: naszą jedność. W naszym
osobistym życiu modlitewnym ciągle byliśmy upoważnieni do
domagania się spełnienia obietnicy z Ewangelii Mateusza 18,19:
„Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe
prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego, który
jest w niebie.” Nie ma możliwości, aby policzyć konkretne
modlitwy, które spełniały się na podstawie tej obietnicy.
Również w naszej publicznej służbie, gdy modliliśmy się przez
długie godziny o chorych i strapionych, nasza jedność doprowadzała
nas do zwycięstw, których żadne z nas nie mogłoby odnieść
samemu. Znajomy usługujący razem z nami kiedyś to skomentował:
„Oboje pracujecie razem, jakbyście byli jedną osobą.”
W 1975 roku po prawie 30 latach Bóg zabrał Lydię do domu. Oddała
Mu ponad 50 lat żmudnej, bezinteresownej służby. Odpowiednie
wyrazy uznania względem niej są zawarte w Księdze Przypowieści
Salomona 31,28-29:
Jej synowie nazywają ją szczęśliwą, jej mąż sławi ją,
mówiąc:
Jest wiele dzielnych kobiet, lecz ty przewyższasz wszystkie!
Im więcej rozmyślam o swoim małżeństwie z Lydią, tym bardziej
zdumiewam się nad Bożą nieskazitelną mądrością. W momencie,
gdy braliśmy ślub, nie miałem pojęcia o sposobie życia, jaki nas
czekał. Nie miałem więc podstawy do wybierania sobie żony,
ponieważ nie miałem podstawowych informacji, na podstawie których
sam mogłem dokonać inteligentnego wyboru. Z drugiej strony patrząc
wstecz na dzieła, próby i bitwy, które miały miejsce w ciągu
tych trzydziestu lat, jestem przekonany, że Lydia była jedyną
kobietą na świecie, która w tym wszystkim mogła być
wystarczającym dla mnie pomocnikiem.
Jak cudowne było to, że Bóg dokładnie wiedział, jakiego rodzaju
żony będę potrzebował; że przez tak wiele lat przygotowywał ją
dla mnie; że umieścił ją na ścieżce, na której celowo mnie
prowadził i że wyznaczył ją dla mnie jako pomocnika, którego dla
mnie wybrał. Za każdym razem, gdy o tym myślę, skłaniam swoją
głowę w uwielbieniu i mówię z Pawłem:
O głębokości bogactwa i mądrości, i poznania Boga! Jakże
niezbadane są wyroki jego i nie wyśledzone drogi jego!
(Rz 11,33)
3.
Ruth
Po śmierci Lydii doświadczyłem takiej samotności, jakiej nigdy
sobie nawet nie wyobrażałem. Strata bliskiej osoby jest czymś,
czego od czasu do czasu doświadcza prawie każdy z nas. Jednak tak
niewielu ludzi, nawet chrześcijan jest tak naprawdę na to
przygotowanych. Przez ten czas poznałem nową miarę mojej potrzeby
Ciała Chrystusa.
Przez te lata zostałem przyciągnięty do bliskiej relacji z
czterema innymi nauczycielami biblijnymi: Donem Bashamem, Ernem
Baxterem, Bobem Mumfordem i Charlesem Simpsonem. Wspólnie
zobowiązaliśmy się dzielić modlitwą, radą i przyjaźnią. W ten
sposób wzajemnie się wspieraliśmy i wzmacnialiśmy.
Pociecha, jaką otrzymałem od braci w tych godzinach samotności,
pomogła mi zamienić smutek w wielką radość i zwycięstwo.
Nadszedł dzień, w którym mogłem powiedzieć razem z Dawidem:
„Zmieniłeś skargę moją w taniec. Rozwiązałeś mój wór
pokutny i przepasałeś mię radością…” (Ps 30,12).
Latem 1977 roku cała piątka weszła w skład międzynarodowej grupy
charyzmatycznych liderów, zarówno katolickich jak i protestanckich,
którzy pojechali na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. W Jerozolimie
miałem przywilej przyłączyć się do świętowania
pięćdziesięciolecia kapłaństwa przez belgijskiego kardynała
Suenensa. Kiedy reszta grupy wyjechała, zdecydowałem się zostać w
Izraelu przez jeszcze jeden tydzień. Ten czas przeznaczyłem na
szukanie Pana, czy już nadszedł dla mnie czas, aby zwrócić
ponownie swoje oblicze na Jerozlimę. Wiedziałem, że moja służba
tutaj jeszcze nie została zakończona.
Wykorzystałem również okazję odwiedzenia biura organizacji, która
tłumaczyła i sprzedawała moje książki w Izraelu i nie tylko.
Będąc tam przypomniałem sobie o liście, który otrzymałem od
nich jakiś czas wcześniej, zakończony ręcznie napisaną notką:
„Chcę podziękować Ci za twoją służbę. Przez całe lata wiele
ona dla mnie znaczyła. Ruth Baker.”
Czułem, że powinienem skorzystać z okazji i wyrazić swoją
wdzięczność. Recepcjonistka powiedziała mi jednak, że Ruth Baker
od dwóch miesięcy ma poważnie uszkodzony kręgosłup, a przez to
nie może pracować i cały czas jest w domu.
Bóg dał mi szczególny dar wiary do usługiwania ludziom z
problemami kręgosłupa. Większość z osób, o które się
modliłem, była uzdrawiana – niektórzy natychmiastowo, inni
stopniowo. Nie przyjechałem do Jerozolimy, aby chodzić do chorych,
ale czułem, że byłbym ze swojej strony niewdzięczny, gdybym
chociaż nie zaoferował swojej pomocy.
„Czy myślicie, że chciałaby ona, abym się o
nią pomodlił?” – zapytałem w biurze. Cały zespół
odpowiedział jednomyślnie i entuzjastycznie, że tak i wyjaśnił,
jak do niej trafić.
Młody mężczyzna o imieniu David oddał do mojej
dyspozycji samochód i zawiózł mnie na drugi koniec Jerozolimy pod
wskazany adres. Po tym, jak przez czterdzieści minut jeździliśmy
po wąskich i niedostatecznie oznaczonych uliczkach nie znajdując
jej mieszkania, powiedziałem do Davida: „Musimy być poza Bożą
wolą. Wracajmy do domu.”
W momencie, w którym David zawracał, spojrzałem jeszcze raz na
numer domu po drugiej stronie ulicy. To był właśnie ten budynek,
którego szukaliśmy!
Znaleźliśmy kobietę leżącą na dywanie w
saloniku. Ujrzałem na jej twarzy napięte spojrzenie bólu tak
powszechne u ludzi z bólami pleców. Po przekazaniu kilku
instrukcji, jak uwolnić wiarę, położyłem swoją rękę na jej
głowie i zacząłem się modlić. Wtedy nieoczekiwanie Pan dał mi
dla niej słowo prorocze, które zawierało zarówno zachętę, jak i
kierunek. Na podstawie światła, które zobaczyłem na jej rysach
twarzy, mogę powiedzieć, że zostało ono powiedziane do jej
wewnętrznych potrzeb. Rozmawialiśmy przez kilka minut i zacząłem
zbierać się do wyjścia z poczuciem spełnionego obowiązku.
Przez resztę tygodnia wychodziłem bardzo rzadko, koncentrując się
na szukaniu Bożej odpowiedzi dotyczącej mojej przyszłości. Jednak
nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Nadszedł ostatni dzień mojego
pobytu w Jerozolimie, a jeszcze nic nie usłyszałem od Boga.
Następnego dnia wcześnie rano miałem wyjechać z lotniska Ben
Gurion.
Ten nocy położyłem się spać około 23.00, ale nie mogłem spać.
Nagle zdałem sobie sprawę, że bariery opadły i znalazłem się w
bezpośrednim kontakcie z Bogiem. Więcej nie myślałem już o
spaniu. Przez resztę nocy Bóg do mnie mówił. W większości
słyszałem Jego głos mówiący w moim duchu w cichym autorytecie,
który nie mógł pochodzić z jakiegokolwiek innego źródła, tylko
od samego Boga.
Przypomniał mi kierunek, jaki moje życie miało do tego momentu.
Przez mój umysł przeszło wiele przypadków i zbiegów
okoliczności, w których Bóg interweniował, aby mnie chronić i
prowadzić. Przypomniał mi również różne obietnice, które dał
mi przez lata – te które już się wypełniły, jak i te, które
jeszcze pozostawały niewypełnione. Zapewnił mnie, że jeśli nadal
będę chodził w posłuszeństwie, wszystkie zostaną wypełnione.
We wczesnych godzinach rannych dziwny ale żywy obraz pojawił się
przed moimi oczyma. Zobaczyłem wzgórze stromo wznoszące się
przede mną, wzgórze, które przypominało mi jedno zbocze na górę
Syjon w południowo-zachodniej części Starego Miasta w Jerozolimie.
Zygzakowata ścieżka wiła się na wzgórze z samego dołu na sam
szczyt.
Instynktownie wiedziałem, że reprezentuje to mój
powrót do Jerozolimy. Przez całą drogę będzie się ona stopniowo
wspinać w górę. Będzie wiele ostrych zwrotów, najpierw jedna
droga, a później inna. Jeśli jednak ukierunkuję swoją głowę i
wytrwam, to dojdę do miejsca, które Bóg wyznaczył mi w
Jerozolimie.
W tym obrazie najbardziej uderzył mnie widok postaci kobiety,
siedzącej przede mną na ziemi w miejscu, w którym ta ścieżka
zaczynała się wspinać w górę. Rysy jej twarzy były europejskie,
miała blond włosy. Była jednak ubrana w strój orientalny w
kolorze trudnym do zdefiniowania, ale w przeważającej mierze
zielony. Najbardziej uderzyła mnie jej niezwykła postura. Jej plecy
były wygięte do przodu w nienaturalnej, nadwerężonej pozycji,
sugerującej ból. Nagle rozpoznałem ją. To była Ruth Baker.
Dlaczego Bóg przyprowadził tę kobietę przede
mnie i w tak dziwnym kontekście? Zanim jeszcze sformułowałem to
pytanie, znałem już odpowiedź. Nie przyszło to do mnie przez
jakikolwiek proces rozumowania, nie było to nawet słowo od Boga. To
było gdzieś tam, umieszczone w takim miejscu mojego umysłu, do
którego wątpliwości nie mają dostępu. Bóg
zamierzył, aby ta kobieta została moją żoną.
Z taką samą pewnością wiedziałem, dlaczego kobieta siedziała
dokładnie w miejscu, gdzie ścieżka zaczynała się piąć w górę.
Nie było żadnej innej drogi, aby wejść na tę ścieżkę.
Poślubienie jej miało być pierwszym krokiem w stronę mojego
powrotu do Izraela. Bóg nie pozostawił mi żadnej innej możliwości.
Cała seria emocji zalała mojego wewnętrznego człowieka –
zdumienie, strach, ekscytacja. Przez chwilę byłem nawet kuszony
złością na Boga. Jak On mógł mnie postawić przed taką
sytuacją? Czy On naprawdę prosi mnie, abym poślubił kobietę,
którą tylko raz spotkałem, o której nic nie wiedziałem?
Czekałem, aby sprawdzić, czy Bóg ma coś do dodania w tej kwestii
– np. jakieś wyjaśnienie. Ale nie przyszło nic więcej.
Zauważyłem, że muszę działać z nadzwyczajną uwagą. Byłem
dobrze znaną osobą w pewnych kręgach chrześcijańskich. Jeśli
zrobiłbym teraz jakieś głupie posunięcie, szczególnie w
dziedzinie małżeństwa, przyniósłbym hańbę Panu i stał się
przeszkodą dla Jego ludu. Zdecydowałem się nikomu nie mówić, co
się stało. Chciałem po prostu nosić tę sprawę przed Panem w
modlitwie i szukać dalszych wskazówek od Niego.
Po powrocie do Stanów Zjednoczonych przez miesiąc modliłem się –
szczerze, poważnie i ciągle. Nic się nie zmieniło. Ta wizja nie
odeszła z mojego umysłu. Jeśli coś w ogóle się stało, to stała
się ona jeszcze żywsza. Pod koniec miesiąca nadal czułem, że Bóg
nie pozostawił mi żadnej alternatywy – chciał, abym poślubił
Ruth Baker.
Ostatecznie powiedziałem sobie: „Wiara bez uczynków jest martwa.
Jeśli naprawdę wierzę, że to Bóg objawił mi swoją wolę, to
lepiej zacznę działać.” Usiadłem więc i napisałem krótką
wiadomość do Ruth Baker do Jerozolimy, sugerując jej, że jeśli
kiedykolwiek wróci do Stanów Zjednoczonych, to może być
zainteresowana odwiedzeniem społeczności chrześcijańskiej w
Kansas City. Ludzie w tym miejscu mają szczególną miłość do
Izraela i są również głęboko ze mną związani.
Chwilę po tym, jak wysłałem maila, otrzymałem
odpowiedź. Ruth ze swoją córką miała właśnie zamiar wyjechać
na jakiś czas z Izraela do Stanów Zjednoczonych. Była wdzięczna
za moje zainteresowanie i że istotnie chciałaby odwiedzić
społeczność chrześcijańską w Kansas City. Podała kilka
terminów, które by pasowały w jej planach oraz numer telefonu, pod
którym będzie osiągalna w Maryland.
Natychmiast do niej zadzwoniłem i ustaliłem datę jej wizyty w
Kansas City. Osobiście miałem wkrótce usługiwać w Południowej
Afryce, ale tak wszystko ustawiłem, żeby być w Kansas City przez
pierwsze dwa dni pobytu Ruth, a następnie bezpośrednio stąd
pojechać do Południowej Afryki.
Liderem społeczności w Kansas City był David,
młody człowiek, który woził mnie w Jerozolimie. Ruth ze swoją
córką oraz ja nocowaliśmy w jego przestronnym domu. Drugiego dnia
Ruth zorganizowała ze mną spotkanie dotyczące problemu, który
ostatnio powstał w Jerozolimie.
Kiedy weszła, powiedziałem jej komplement odnośnie sukienki, którą
miała na sobie założoną. „Jest w arabskim stylu”,
odpowiedziała. „Kupiłam ją w Starym Mieście.” Następnie
wyjaśniła, że uraz jej pleców sprawia, że odczuwa mocny ból,
gdy siedzi przez dłuższy czas na zwykłym krześle. Za moją zgodą
usiadła na podłodze, z plecami opartymi o ścianę i z kolanami
skierowanymi w jedną stronę.
Nieświadomie mój umysł skierował się na
kobietę, którą widziałem tamtej nocy, siedzącą na początku
ścieżki na wzgórze. Nie tylko przede mną znajdowała się ta sama
kobieta; ale miała ubraną taką samą sukienkę w niezwykłym stylu
i kolorze oraz siedziała dokładnie w takiej samej pozycji, która
była cichym świadectwem bólu. Każdy szczegół się zgadzał!
Nie mogłem mówić. Mogłem jedynie pełen
szacunku wpatrywać się w nią. Wtedy gorący prąd ponadnaturalnej
mocy przelał się przez moje ciało i zostałem napełniony
niewyrażalną miłością do kobiety, która pozornie była dla mnie
ciągle nieznajomą osobą. Przez kilka krótkich chwil siedzieliśmy
w ciszy. Później, wysiłkiem woli, rozkazałem swoim emocjom i
zacząłem pytać się o problemy, które spowodowały, że chciała
szukać mojej rady.
Przez resztę naszej rozmowy, mój umysł działał jednocześnie na
dwóch poziomach. Z jednej strony zaoferowałem swoją poradę
względem problemów Ruth, a z drugiej strony próbowałem zrozumieć
to, co działo się w moim wnętrzu.
Zanim następnego dnia wyjechałem do Południowej
Afryki, krótko zapytałem się Ruth o jej przyszłość.
Zaplanowała, aby wrócić do Jerozolimy na żydowski Nowy Rok i Yom
Kippur (Dzień Odkupienia), który w tym roku przypadał na koniec
września. Zbiegiem okoliczności miałem już zorganizowany powrót
z Południowej Afryki przez Izrael, planując zatrzymać się kilka
dni w Jerozolimie. Zapragnąłem, aby być tam w święto Yom Kippur.
Przez cały czas swojej służby w Południowej Afryce zastanawiałem
się, co dalej zrobić w sprawie Ruth. Dwie rzeczy były dla mnie
teraz jasne: Bóg zamierzył, abym się z nią ożenił oraz to, że
byłem w niej zakochany. Miałem teraz do zrobienia następny krok.
Zdecydowałem się wysłać Ruth telegram, prosząc ją o spotkanie
na śniadaniu o 9.00 w hotelu Króla Dawida w Jerozolimie dzień
przed Yom Kippur.
Moja służba w Południowej Afryce zakończyła się weekendem w
kościele w Pretorii, gdzie otrzymałem hojny dar miłości w
południowoafrykańskich randach. Prawo walutowe nie pozwalało mi
wywieźć tych pieniędzy z kraju. Aby wymienić taką kwotę w
dolary, musiałbym stracić wiele czasu. Wtedy przypomniałem sobie,
że Afryka Południowa jest znana ze swoich diamentów. Pod wpływem
chwilowego impulsu zdecydowałem się na zakup jednego z nich.
Zostałem skierowany do sklepu jubilerskiego w
Pretorii, którego właścicielem był członek kościoła. Pokazał
mi pełen asortyment diamentów, omawiając cechy każdego z nich.
Ostatecznie wybrałem jeden, który wydawało mi się, że błyszczy
bardziej brylantowymi odcieniami niż pozostałe. Sprzedawca opakował
go bardzo ostrożnie w kawałek papieru, składając go kilka razy i
powiedział mi, abym niósł go w kieszeni. Wyglądało to na
zwyczajną uwagę, jak nosić diamenty, więc wykonałem jego
instrukcje.
Gdy miałem wychodzić ze sklepu zauważyłem piękną złotą
broszkę z podwójnymi oczami tygrysa. Sprzedawca podał mi cenę i
policzyłem randy, które mi jeszcze zostały. Okazało się, że
akurat mi wystarczy, więc kupiłem również tę broszkę i
zapakowałem ją jak prezent.
Dwa dni później o godzinie 8.45 zająłem miejsce w lobby hotelu
Króla Dawida w Jerozolimie. Wybrałem miejsce na wprost obrotowych
drzwi wejściowych. Jedno pytanie wypełniało mój umysł: Czy Ruth
przyjdzie na spotkanie?
Dokładnie o 9.00 weszła przez drzwi obrotowe.
Wstałem i przywitałem ją, następnie poprowadziłem ją do dużego
pokoju jadalnego, gdzie wyszukane śniadanie było przy bufecie.
Zdziwiłem się, że nasza rozmowa płynęła w
wolności od samego początku. Opisałem różne spotkania, które
prowadziłem w Afryce Południowej. Później włożyłem rękę do
kieszeni i wyciągnąłem ładnie opakowaną broszkę z oczami
tygrysa. „Przywiozłem Ci pamiątkę z Południowej Afryki” –
powiedziałem.
Ruth otworzyła paczkę i wyciągnęła broszkę. „Jest piękna!”
– wykrzyknęła. „Naprawdę nie wiem, jak Ci dziękować.” Jej
oczy rozbłysły i lekki rumieniec pojawił się na jej policzkach.
Przypomniały mi się klejnoty, które Izaak przesłał Rebece przez
sługę Abrahama – i wszystko, co się stało po ich przyjęciu.
Po śniadaniu poszliśmy do głównej synagogi na
King George Avenue, aby dostać bilety na nabożeństwa Yom Kippur.
Kiedy wracaliśmy do hotelu, zaproponowałem, abyśmy spędzili
resztę poranka na leżakach przy basenie oraz poprosiłem Ruth, aby
opowiedziała mi o niej samej i łańcuchu wydarzeń, który
przywiódł ją do Jerozolimy. Jak przypuszczałem, nić cierpienia
przebiegała przez jej opowieść, osiągając swój punkt
kulminacyjny w miłosierdziu i łasce Boga, który przyprowadził ją
do siebie i powołał do służenia Mu w Izraelu.
Byłem szczególnie zainteresowany odpowiedzią na jedno pytanie: Jak
skończyło się jej małżeństwo? Jeśli rozwodem, jak
przypuszczałem, to z jakiego powodu? Wcześniej w swojej służbie
zrobiłem uważne studium biblijne na temat rozwodu i ponownego
małżeństwa. Doszedłem do wniosku, że osoba, która oddala
małżonka na podstawie udowodnionej niewierności ma oczywiste,
biblijne prawo do ponownego małżeństwa bez jakiegokolwiek
znamienia winy czy poczucia niższości. Teraz, gdy słuchałem
historii Ruth, byłem zadowolony, że jej przypadek zalicza się do
tej kategorii.
Naturalnie przedłużyła się nam ta rozmowa aż do lunchu. Ale jak
przypuszczałem, siła Ruth ostatecznie kończyła się. Nie mogła
już więcej mówić. Nadeszła moja kolej!
Po chwili wahania opowiedziałem jej tak jasno jak
tylko mogłem o wizji, którą miałem, o ścieżce na górę z nią
siedzącą na jej początku.
„To właśnie dlatego zaprosiłem cię na
spotkanie w Kansas City”, kontynuowałem, „dlatego też
zaprosiłem cię na dzisiejsze spotkanie. Wierzę, że Bożym celem
dla nas jest małżeństwo i wspólna służba.” Po krótkiej
chwili dodałem: „Nie możesz jednak decydować na podstawie
objawienia, które Bóg mi dał, sama musisz to usłyszeć od Niego.”
Prosto i spokojnie Ruth odpowiedziała, że Bóg
już wcześniej mówił jej o tym. „Po naszym spotkaniu w Kansas
City”, powiedziała, „powiedziałam Panu, że jeśli poprosisz
mnie, abym za ciebie wyszła, to powiem ‘Tak’.” Od tej chwili
wiedzieliśmy, że zobowiązaliśmy się względem siebie.
Wieczorem po nabożeństwie w synagodze powiedziałem Ruth o mojej
relacji z czterema innymi nauczycielami. „Zdecydowaliśmy się nie
podejmować żadnych ważnych osobistych decyzji bez wzajemnej
konsultacji”, wyjaśniłem. „Z tego też powodu nie mogę pójść
dalej w zobowiązaniu względem ciebie, dopóki nie porozmawiam ze
swoimi braćmi. Jednak wierzę, że Bóg objawił swój plan prosto i
doprowadzi go do końca.”
Podczas kolejnego dnia postu, spędziliśmy z Ruth wiele czasu razem,
czekając na Boga i ponownie oddając swoje życie Jemu, dla Jego
celów. Im bliżej podchodziliśmy do Pana, tym bliżej czuliśmy się
również względem siebie.
Wczesnym rankiem następnego dnia opuściłem
Jerozolimę. W samolocie miałem czas, aby pomyśleć o wszystkim, co
się stało. Jakie to cudowne, pomyślałem, że Bóg tak zaaranżował
ustanowienie naszej relacji w największe święto żydowskiego
kalendarza i zapieczętował to w modlitwie i poście!
Zaraz po powrocie do Stanów Zjednoczonych podzieliłem się nowym
zdarzeniem z Charlesem Simpsonem, chociaż minął ponad miesiąc
zanim mogłem spotkać się z wszystkimi czterema
przyjaciółmi-nauczycielami. Spędziliśmy pół dnia rozmawiając o
moim małżeństwie z Ruth. Gdy opowiedziałem historię o tym, jak
Bóg prowadził mnie, uświadomiłem sobie jak wiele z tego było
subiektywne i ponadnaturalne. Dla mnie to wszystko było tak realne i
żywe. Dla innych mogło to po prostu wyglądać nierealne i dziwne.
Były jeszcze inne problemy. Przez złamanie
małżeństwa – jak ja to widziałem – zgrzeszono przeciwko Ruth,
ale ona nie zgrzeszyła. Pomimo to w kręgach chrześcijańskich
słowo rozwód
prawie zawsze wiąże się z negatywną reakcją, która
niekoniecznie przyjmuje właściwe spojrzenie na biblijną
interpretację. Dla mnie, jako znanego nauczyciela biblijnego,
poślubienie rozwiedzionej kobiety mogło stać się obrażeniem
niektórych ludzi.
Dodatkowo Ruth była częściową inwalidką. W takim razie byłaby
zdecydowanie bardziej ciężarem niż błogosławieństwem dla mojego
aktywnego stylu służby. Osobiście byłem przekonany, że proces
uzdrowienia w życiu Ruth już się rozpoczął. Muszę jednak dodać,
że nie było żadnego widocznego dowodu popierającego moje
przekonanie.
Moi bracia oczywiście bardziej troszczyli się o mnie niż o Ruth.
Obawiali się, że nieodpowiednie małżeństwo na tym etapie mogło
skompromitować całą moją służbę i udaremnić cały Boży cel
na resztę mojego życia. Po długiej dyskusji powiedzieli mi, że w
tym momencie nie mogą poprzeć mojego małżeństwa z Ruth. Na moją
prośbę dali mi list, podpisany przez nich wszystkich, który
krótko, lecz delikatnie, przedstawiał ich punkt widzenia.
W tym momencie zostałem postawiony przed
niektórymi z najcięższych decyzji w swoim życiu. Moja relacja ze
znajomymi nauczycielami nie miała znaczenia legalnego kontraktu i
nie była w swojej strukturze denominacyjna. Każdy z nas mógł
wycofać się w każdym momencie, jeśli uważał, że to jest
słuszne. Czy powinienem skorzystać z tej możliwości? Rozważając
to nie martwiłem się zbytnio o to, co mogą powiedzieć moi bracia,
ale o to co sam Bóg na to powie. Według mnie nie ma nic
ważniejszego w życiu niż Boża przychylność.
Przypomniałem sobie Psalm 15 i obraz człowieka, który znalazł
Bożą przychylność, a w szczególności zdanie, że taki człowiek:
„choćby złożył przysięgę na własną szkodę, nie zmieni jej”
(w. 4). Zobowiązanie, od którego człowiek odstępuje, jeśli
przestaje mu się podobać, wcale nie jest zobowiązaniem. Oprócz
tego w godzinie straty bliskiej osoby przyjąłem wsparcie, które
dali mi moi bracia. Czy mogłem przyjąć ich pociechę, gdy była mi
na rękę, a odrzucić ich radę, kiedy sprzeciwiała się ona moim
pragnieniom?
Nic nie zmieniło się w moich uczuciach do Ruth. Ciągle byłem
przekonany, że jest ona dla mnie cennym darem od Boga. Czy Bóg
mógłby prosić mnie, abym z niej zrezygnował? Pamiętam, jak Bóg
dał Abrahamowi Izaaka, następnie prosił, aby Abraham oddał go z
powrotem w ofierze na Górze Moria. Dopiero po tym, jak Abaraham
udowodnił, że był gotów ponieść ofiarę, Bóg uwolnił swoje
pełne błogosławieństwo zarówno na Abrahama – składającego
ofiarę, jak i na Izaaka – samą ofiarę.
Napisałem kiedyś książkę na ten temat
zatytułowaną: The Grace of Yielding2
(Łaska poddania się).
Jeśli sam nie poddałbym się temu nauczaniu, zostałbym potępiony
w swoim własnym sercu jako ten, kto głosi innym to, do czego sam
nie został przygotowany w praktyce. Zauważyłem, że moje
przekonania nie pozostawiły mi wyboru. Musiałem poddać się
decyzji moich braci i powiedzieć o tym Ruth.
Z ciężkim sercem zadzwoniłem do Ruth, aby jej
to zakomunikować. Jedyną pociechą, jaką mogłem jej zaoferować,
był mój przyjazd do Jerozolimy w ciągu dwóch tygodni, ponieważ
musiałem spotkać się z kilkoma przywódcami w związku z
planowanym wyjazdem. Obiecałem dokładniej wyjaśnić jej całą
sprawę osobiście. Dwa tygodnie później ponownie spotkaliśmy się
na śniadaniu w hotelu Króla Dawida. Z pozoru nasze spotkanie było
zaskakująco bez emocji. Powiedziałem Ruth o wszystkim, co
wiedziałem i pokazałem jej list od swoich braci.
„Czuję, że powinniśmy zerwać ze sobą wszelkie kontakty,”
powiedziałem, „z wyjątkiem kontaktu, jaki możemy mieć przez
modlitwę.” Ruth zapewniła mnie, że rozumie moją decyzję i że
się ze mną zgadza. Nie potrzebowaliśmy jakichkolwiek słów, aby
pokazać, że nasze uczucia względem siebie się nie zmieniły.
Śniadanie się skończyło, odprowadziłem Ruth do taxi i patrzyłem
na samochód aż nie zniknął mi w ruchu ulicznym.
W następnych dniach ponura zima osiadła na mojej
duszy. Życie było tak puste, każde zadanie było harówką.
Wydawało się, że moi najbliżsi przyjaciele byli daleko ode mnie.
Później niespodziewanie pewne słowa uformowały
się w moim umyśle i osiadły tam: Co
umiera jesienią, zostanie wzbudzone do życia wiosną. Nie
rozumiałem tego w pełni, ale rozpaliło to w mojej duszy nową
iskrę nadziei.
Pod koniec roku jechałem do Australii, aby tam usługiwać. W
samolocie, wysoko nad Pacyfikiem, moje oczy spoczęły na wersecie
Biblii, która leżała na moich kolanach: „Z krańców ziemi wołam
do ciebie w słabości serca: Wprowadź mnie na skałę wyższą ode
mnie!” (Ps 61,3). Wywarło to na mnie wrażenie, gdyż względem
Izraela Australia jest najdalszym, zamieszkiwanym krańcem ziemi.
Kraniec ziemi,
rozmyślałem. To właśnie tam
zmierzam! Przeczytałem raz jeszcze te
słowa. „Z krańców ziemi wołam do ciebie…” Czy właśnie
dlatego Bóg zabiera mnie do Australii? Nie, aby usługiwać innym,
ale szukać Boga w modlitwie w swoim życiu?
W ciągu tygodni spędzonych w Australii modlitwa
przybrała dla mnie nowy wymiar. Wypełniłem wszystkie swoje
zobowiązania względem służby, ale resztę swojego czasu
poświęciłem na modlitwę. Punkt kulminacyjny nadszedł, gdy
spędzałem tydzień w Adelajdzie, kiedy miałem usługiwać tylko
wieczorami. Każdego dnia zamknięty w małym klimatyzowanym pokoju
gościnnym pastorskiego budynku, cały oddałem się modlitwie. Wiele
czasu spędziłem leżąc przed Bogiem twarzą ku ziemi.
Miałem wrażenie, że miałem przedrzeć się przez długi ciemny
tunel. Miejsce uwolnienia i wypełnienia było przygotowane dla mnie
na dalekim końcu, ale nie mogłem się tam dostać inaczej, jak
tylko przejść przez tunel. Mój postęp mógł być mierzony
godzinami spędzonymi na modlitwie. W końcu ostatniego dnia
tygodnia, nadeszło wspaniałe uwolnienie. Odczułem, że doszedłem
do światła na końcu tunelu.
Od tego momentu wiedziałem, że moja przyszłość z Ruth jest
pewna. Nie było już więcej walki, zmagania się i strapienia. W
duchowej rzeczywistości sprawa została zakończona. Mogłem tylko
czekać z cichym zaufaniem, że zacznie to pracować w naturalnej
rzeczywistości.
W kolejnych miesiącach czułem się, jakbym oglądał żywą
szachownicę, na której ręka mistrza układała jeden pionek po
drugim na właściwym miejscu. Pozostawiłem Ruth opowiedzenie tej
części naszej historii z jej perspektywy, co robi na końcu tej
książki. Wystarczy powiedzieć, że Bóg działał bardzo potężnie
w sercach moich przyjaciół nauczycieli tak samo jak w moim.
Zagwarantował również Ruth całkowite uzdrowienie, co do którego
Mu ufaliśmy.
W kwietniu 1978 roku Ruth i ja ogłosiliśmy nasze zaręczyny, a w
październiku wzięliśmy ślub. Charles Simpson prowadził ceremonię
i wraz z innymi nauczycielami oddał nas Panu. Jakże potężnie
odczuliśmy Bożą przychylność nad nami!
Z Ruth obok mnie moja służba wkroczyła w nową fazę. W wieku 63
lat mogłem łatwo oczekiwać na stopniowe zmniejszanie moich sił i
zasięgu. Jednak okazało się, że cała moja służba zaczęła
rozrastać się na sposoby, których nie oczekiwałem. Przez kilka
lat – przy pomocy radio, książek, kaset i osobistej usługi –
dosięgłem większości planety. Najbardziej ekscytujące było to,
że mój program radiowy dotykał miliony ludzi, którzy nie
usłyszeliby o Bożym Słowie w jakikolwiek inny sposób.
Niezawodna miłość Ruth i całkowita zgoda dały
mi siłę i pewność do wzięcia nowych wyzwań, które Bóg ciągle
stawiał przede mną. Jednak podstawą naszego sukcesu w służbie
było wstawiennictwo. W tym osiągnęliśmy całkowitą „zgodę”
– harmonię w duchu, która wytworzyła
modlitwę nie do pokonania.
Gdy Ruth i ja wspólnie działaliśmy, Bóg nadawał nowy wymiar
mojej służbie uzdrawiania. Często teraz nauczam ponad godzinę,
później oboje usługujemy chorym przez cztery czy pięć godzin,
kiedy to Bóg podtrzymuje prawdziwość świadectwa prawdy słowa,
które wcześniej głosiłem. Zanim kończyła się taka sesja, Ruth
i ja czasami kładliśmy ręce na innych parach i przekazywaliśmy im
taki sam rodzaj ponadnaturalnej służby, którą Bóg nam dał.
Rozwój naszej służby powodował konieczność długich i żmudnych
podróży do coraz większej ilości krajów. Byliśmy wystawiani na
problemy spowodowane przez ciągłe zmiany klimatu, jedzenia i
kultury. W takich sytuacjach Ruth przewidywała moje potrzeby
szybciej niż ja i niezmiennie wpadała na zadziwiające pomysły,
aby je zaopatrzyć.
Również w innych dziedzinach takich jak
zarządzanie i twórcze pisanie, Bóg wyposażył Ruth
umiejętnościami, które zaspokajały potrzeby, z których nawet nie
zdawałem sobie sprawy, że mogą powstać. Coraz bardziej i bardziej
dziwiłem się, jak jej możliwości uzupełniały moje, dokładnie
jak rękawiczka pasuje do ręki. Podobnie jak w pierwszym małżeństwie
Bóg ponownie dał mi „pomocnika odpowiedniego dla mnie”. W ciągu
tych lat pomiędzy moimi małżeństwami, natura moich potrzeb
zmieniła się. Ale sposób, w jaki Bóg je zaspokoił w drugim
małżeństwie był dla mnie tak bezbłędny jak w pierwszym.
W każdym przypadku Bóg pracował zgodnie ze swoim planem
małżeństwa, ustanowionym na początku ludzkości. Tak jak było z
Lydią, tak samo było z Ruth. Bóg przewidział dokładnie taką
żonę, jakiej potrzebowałem; ostrożnie ją dla mnie przygotowywał;
umieścił ją na ścieżce, którą mnie prowadził; i wskazał mi
ją jako pomocnika, którego dla mnie wybrał.
Również w każdym przypadku działanie Bożego planu sprawiło
zjednoczenie dwóch w jedno, czyli w Jego ostateczny cel dla
małżeństwa.
Boża
ścieżka wiodąca do małżeństwa
4.
Brama
W pierwszym rozdziale krótko naszkicowałem biblijne zasady
wchodzenia w małżeństwo. W kolejnych dwóch rozdziałach opisałem,
jak moje osobiste doświadczenie małżeńskie – najpierw z Lydią,
a później z Ruth – było zadziwiająco zgodne z biblijnym wzorem.
Ponieważ zrozumienie tych zasad jest podstawą do wszystkiego, o
czym będziemy dalej mówić, przedstawię je bardziej szczegółowo:
-
Sam Bóg zapoczątkował małżeństwo na początku ludzkości. Mężczyzna nie ma swojej części w planowaniu małżeństwa. Bez Boskiego objawienia, mężczyzna nie może tego zrozumieć, więc tym mniej może stać się częścią tego doświadczenia.
-
Decyzja, że mężczyzna miał się ożenić, pochodziła od Boga, nie od człowieka.
-
Bóg wiedział, jakiego rodzaju pomocy potrzebuje mężczyzna. Mężczyzna tego nie wiedział.
-
Bóg przygotował dla mężczyzny kobietę.
-
Bóg przedstawił kobietę mężczyźnie. Mężczyzna nie musiał chodzić i jej szukać.
-
Bóg uświęcił naturę ich wspólnego życia. Jego ostatecznym celem była jedność.
-
Jezus podtrzymał pierwotny Boży plan dla małżeństwa jako obowiązujący wszystkich, którzy stają się Jego uczniami. Do dzisiaj jest to ważne.
Standard małżeństwa, jaki Bóg w ten sposób ustanowił, jest
wysoki, ale nie nieosiągalny. Na całym świecie są chrześcijanie
pochodzący z różnych ras i kultur, którzy mogą zaświadczyć, że
Boży plan działa. Każdy gotowy spełnić warunki chrześcijanin
może doświadczyć działania tych zasad w swoim własnym życiu.
Co więc trzeba spełnić? Jest jeden bardzo ważny warunek, który
jest jakby bramą na progu życia, który Bóg przygotował dla
swojego ludu. Wszyscy, którzy chcą wejść w Jego plan, muszą
przejść przez tę bramę. Stosuje się to szczególnie do Bożego
planu dla małżeństwa, ale również dotyczy każdej innej
dziedziny życia chrześcijańskiego.
W Liście do Rzymian 12,1 Paweł stawia nas twarzą w twarz z tą
bramą: „Wzywam was tedy, bracia, przez miłosierdzie Boże,
abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą, świętą, miłą
Bogu, bo taka winna być duchowa służba wasza.” W jedenastym
rozdziale Listu do Rzymian Paweł naucza o bezgranicznym miłosierdziu
Bożym względem ludzkości i pełnym Jego zaopatrzeniu, które dał
wszystkim ludziom, Żydom i poganom, poprzez śmierć Jezusa
Chrystusa. Teraz dochodzi do odpowiedzi, której Bóg wymaga od
każdego z nas. To jest proste i przyziemne: oddać swoje ciało Bogu
jako ofiarę żywą.
Jest to ofiara, której Bóg od nas wymaga, aby
wykonać Jego plan. Dlaczego jednak Paweł podkreśla, że jest to
żywa
ofiara? Ponieważ w ten sposób chce pokazać kontrast ze
starotestamentowymi ofiarami, które najpierw były uśmiercane, a
dopiero później martwe kładzione na ołtarzu. W Nowym Testamencie
Bóg wymaga, aby każdy wierzący oddał swoje ciało jako całość
na Jego ołtarzu – ma to być jednak żywe
ciało, które jest aktywne i oddane w służbie dla Niego. Jednak w
Nowym Testamencie, podobnie jak w Starym, Bóg wymaga całkowitego i
szczerego poddania się.
Oddać swoje ciało Bogu oznacza, że już dłużej nie rościsz
sobie praw do jego posiadania i kontrolowania, już dłużej nie
decydujesz, dokąd ma ono iść, co ma jeść i w co masz się
ubierać, czy jaki rodzaj usługiwania ma być prowadzony. O tym
wszystkim ma decydować teraz Ten, któremu poddałeś się w
całkowitą i ostateczną kontrolę. Ponieważ jest On twoim Stwórcą,
wie lepiej niż ty, co może osiągnąć w twoim poddanym ciele i
przez nie.
Pierwszy wynik tego poddania się jest taki, że On uświęca twoje
ciało. W Ewangelii Mateusza 23,19 Jezus przypomina faryzeuszom, że
to ołtarz uświęca (czy czyni świętą) ofiarę na nim
umieszczoną, a nie odwrotnie. Odnosi się to do twojego ciała, gdy
jest ono umieszczone na Bożym ołtarzu. Przez ten akt zostaje ono
uświęcone, uczynione świętym, oddzielonym dla Boga.
Ma to szczególne znaczenie dla rozważań o
małżeństwie, ponieważ jest ono jednością, w której dwa ciała
stają się jednym. Od samego początku Bóg mówił: „Ci dwoje
staną się jednym ciałem”.
Jakiż bezcenny przywilej doprowadzić do takiej jedności ciało,
które zostało uczynione świętym!
Niestety wielu młodych ludzi dzisiaj nadużywało, hańbiło i
zanieczyszczało swoje ciało przez narkotyki, zakazany i
nienaturalny seks lub przez wiele innych niszczących praktyk. Czy
tacy ludzie mogą jeszcze wnieść w małżeńską jedność ciało,
które zostało uczynione świętym, które już nie jest źródłem
hańby? Tak. Przez ołtarz dany w śmierci Jezusa na krzyżu, Bóg
oferuje święte ciało nawet tym ludziom, ponieważ krew Jezusa
przelana na ołtarzu „oczyszcza nas od wszelkiego grzechu” (1 J
1,7).
Paweł ostrzega chrześcijan w Koryncie, że w niebie nie ma miejsca
dla „wszeteczników, ani bałwochwalców, ani cudzołożników, …
ani chciwców, ani pijaków…” (1 Kor 6,9-10). Kończy tą listę
stwierdzeniem: „A takimi niektórzy z was byli; aleście obmyci,
uświęceni, i usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w
Duchu Boga naszego” (w. 11).
Później Paweł pisze do tych samych ludzi:
„albowiem zaręczyłem was z jednym mężem, aby stawić przed
Chrystusem dziewicę czystą”
(2 Kor 11,2; kurysywa dodana). Paweł przedstawia tutaj niewiarygodną
przemianę – z głębi upadku do nieskazitelnej sprawiedliwości i
świętości! Taka jest moc krwi Jezusa względem tych, którzy
złożyli swoje ciała na Jego ołtarzu.
W Liście do Rzymian 12,2 Paweł opisuje drugi wynik ofiarowania
swojego ciała na Bożym ołtarzu: „A nie upodabniajcie się do
tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego,
abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre,
miłe i doskonałe.”
W odpowiedzi na twoje poddanie, Bóg uczyni dla ciebie coś, czego
nie możesz osiągnąć żadnym wysiłkiem swojej woli: On odnowi
twój umysł, On zmieni sposób twojego myślenia, czyli twoje cele,
wartości, postawy i priorytety. Wszystko będzie przyprowadzone do
miejsca Bożej woli.
Ta wewnętrzna zmiana zostanie wyrażona w twoim zewnętrznym
postępowaniu. Już nie będziesz „dostosowany”, działając jak
nieodrodzeni ludzie wokół ciebie. Będziesz „przemieniony” i
zaczniesz demonstrować w swoim zachowaniu naturę i charakter Boga.
Do momentu, gdy zaczniesz doświadczać odnowienia swojego umysłu,
jest wiele cudownych rzeczy, które Bóg zaplanował dla ciebie,
których nie możesz odkryć. W Liście do Rzymian 8,7 Paweł nazywa
stare, nieodnowione umysły cielesnymi (w polskich tłumaczeniach
Biblii mowa jest o zamyśle ciała – przyp. tłum.), czyli jest
„wrogi Bogu; nie poddaje się bowiem zakonowi Bożemu, bo też nie
może.” Bóg nie objawi swoich tajemnic czy nie otworzy swoich
skarbów przed wrogim umysłem. Kiedy jednak twoje ciało zostaje
odnowione, zaczniesz odkrywać wszystko, co Bóg zaplanował dla
twojego życia.
Rozwijanie Bożego planu przed twoim umysłem będzie stopniowe.
Paweł do opisu używa trzech słów: dobre, miłe i doskonałe.
Twoim pierwszym odkryciem będzie to, że Boży
plan względem ciebie zawsze jest dobry.
Bóg nigdy nie planuje czegoś złego czy szkodliwego dla swoich
dzieci. Gdy to odkryjesz, będziesz prawdopodobnie musiał odrzucić
kłamstwa diabła. Diabeł będzie bardzo konsekwentny i stanowczy w
pokazywaniu ci, że pełne poddanie Bogu będzie kosztowało cię
wszystko, co cię interesuje i ekscytuje. On będzie szeptał
negatywne myśli do twego umysłu: „Będziesz musiał odrzucić
wszystko, co ci się podoba… Nie będziesz lepszy od niewolnika…
Ten sposób życia nie pozostawia miejsca na zabawę… Stracisz
wszystkich swoich przyjaciół… Twoja osobowość nigdy się nie
rozwinie…” itd.
W rzeczywistości prawda jest zupełnie inna. Boży
plan nie jest tylko dobry,
ale jest również miły.
Pełne poddanie się Bogu jest bramą do życia wypełnionego
wyzwaniami i przyjemnościami, które nie mogą być poznane w żaden
inny sposób. Przez lata spotkałem wielu chrześcijan, którzy
poddali się właśnie w taki sposób. Jeszcze nie spotkałem nikogo,
kto by tego żałował. Z drugiej strony znam chrześcijan, przed
którymi postawiono wyzwanie poddania się, ale je odrzucili. Prawie
bez wyjątku skończyli we frustracji i niespełnieniu.
Gdy będziesz dalej szedł w odkrywaniu Bożego
planu, wyjdziesz ponad dobre i
miłe aż
do doskonałego.
W całości Boży plan jest doskonały i kompletny. Nie ma w nim
żadnych niedopatrzeń. Dotyczy on każdej dziedziny twojego życia,
zaspokaja każdą potrzebę, zaspokaja każde pragnienie.
Jeśli małżeństwo jest częścią Bożego planu dla ciebie, to
możesz Mu ufać, że On wypracuje każdy szczegół, zarówno w
tobie, jak i w przeznaczonej ci osobie. On połączy cię z osobą,
która dokładnie pasuje do ciebie, abyście razem mogli doświadczyć
takiego małżeństwa, jakie Bóg pierwotnie zaprojektował. To
będzie na wyższym poziomie niż największe marzenie świata.
Prawdopodobnie nigdy nie poddałeś się Bogu całkowicie. Nigdy nie
„ofiarowałeś swojego ciała jako żywej ofiary”. Możliwe, że
nigdy nie wiedziałeś o tym, że Bóg tego od ciebie wymaga. Teraz
jednak widzisz, że stoisz przed tą bramą – bramą całkowitego
poddania. Pragniesz poznać to, co leży po drugiej stronie, ale
ciągle się obawiasz. Zacząłeś już słyszeć w swoim umyśle
szept diabła.
Rozumiem, co czujesz. Ponad 40 lat temu stałem przed tą samą
bramą, doświadczyłem tych samych wewnętrznych rozterek –
pragnienia poznawania wszystkiego, co leży po drugiej stronie;
strachu tego, co może mnie to kosztować. Mój umysł był zalany
pytaniami: Co powiedzą moi przyjaciele? A moja rodzina? Co się
stanie z moją karierą uniwersytecką? Ostatecznie podjąłem
decyzję. Oddałem całe swoje życie Bogu.
Od tego czasu nigdy nie żałowałem tej decyzji
czy bycia kuszonym, aby ją porzucić. Otwarło to drogę do życia,
które okazało się bogatsze, pełniejsze, bardziej ekscytujące niż
kiedykolwiek marzyłem, że jest to możliwe. Włączone w to były
żony, które Bóg dla mnie przygotował w dwóch szczęśliwych
małżeństwach. Jedno mogę powiedzieć z pełną gwarancją: Boży
plan działa!
Nie mogę zmusić cię do przejścia przez tę bramę. Nawet Bóg nie
może tego zrobić. Mogę ci jednak pokazać, jak przez nią wejść.
Wszystko, co jest potrzebne to decyzja i podążająca za nią prosta
modlitwa. Jeśli jesteś gotów podjąć decyzję, możesz pomodlić
się następująca modlitwą:
Panie Jezu, dziękuję Ci, że na krzyżu oddałeś samego siebie
jako ofiarę za moje grzechy, aby zostało mi przebaczone i abym miał
życie wieczne. Ze swojej strony oddaję Ci teraz siebie. Składam
swoje ciało jako żywą ofiarę na Twoim ołtarzu.
Od teraz należę całkowicie do Ciebie. Uczyń
mnie takim, jakim chcesz, abym był; zaprowadź mnie tam, dokąd
chcesz, abym poszedł. Otwórz swój plan dla mojego życia.
Teraz zapieczętuj swoją decyzję przez podziękowanie Panu. Dziękuj
Mu, że usłyszał i przyjął cię. Dziękuj Mu za to, że całe
życie teraz należy do Niego. Jesteś Jego odpowiedzialnością. On
dla ciebie otworzy każde drzwi Jego woli. On wypełni każdy plan i
cel, jaki przygotował dla twojego życia.
Wszystkim tym, którzy uczynili to całkowite zobowiązanie względem
Boga – zarówno tym, którzy zrobili to przez czytanie powyższego
tekstu, czy zrobili to wcześniej – mogę zagwarantować: Jeśli
będziecie czytać dalej tę książkę i podążać za radą, którą
oferuje odnośnie małżeństwa, odkryjecie, co Bóg zaplanował dla
tej dziedziny w twoim życiu, a Jego plan wypełni się. Pamiętaj
jednak od teraz nie podejmujesz własnych decyzji. Szukasz Bożych
decyzji i czynisz je swoimi.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą musicie zapamiętać: Bóg daje
najlepsze tym, którzy pozostawili Jemu wybór.
5.
Cztery postawy, które
trzeba w sobie rozwijać
Teraz, gdy twój umysł został odnowiony przez
Ducha Świętego, możesz przejść do następnych dwóch dziedzin, w
których będziesz potrzebował doprowadzić swoje życie do Bożych
wymagań – twoje postawy i twoje uczynki. Ten rozdział skupi się
na postawach, a następny na uczynkach.
Ważne jest to, aby ustawić je w odpowiednim
porządku: najpierw postawy, później działanie. W całym ludzkim
zachowaniu postawy poprzedzają i określają
działanie. Ignorowanie postaw i skupienie się na uczynkach jest
podobne do stawiania wozu przed koniem.
Jezus w kazaniu na górze kładł na to największy
nacisk. Prawo Mojżesza skupiało się głównie na zewnętrznych
uczynkach takich jak morderstwo czy cudzołóstwo, podczas gdy Jezus
kładł nacisk na wewnętrzne postawy: złość, nienawiść lub
pożądliwość serca. Właściwe uczynki będą nieuchronnie podążać
za właściwymi postawami, podobnie jak złe postawy nie
mogą przynieść dobrych uczynków.
Wierzę, że są postawy w czterech konkretnych
dziedzinach, które musisz w sobie rozwijać, jeśli chcesz wejść w
Boży plan dla twojego małżeństwa: po pierwsze twoja postawa
względem małżeństwa; po drugie twoja postawa względem siebie; po
trzecie twoja postawa względem innych ludzi i po czwarte bardziej
szczegółowo twoja postawa względem rodziców.
Trzecia z wymienionych kategorii, czyli twoja postawa względem
innych ludzi będzie oczywiście głównym czynnikiem wyznaczającym
twoją postawę względem współmałżonka, którego Bóg ci
przeznaczył.
Najpierw przyjrzyjmy się postawie względem
małżeństwa. Są tutaj wymagane dwie rzeczy: szacunek i pokora.
Czy jesteś przygotowany, aby podejść do małżeństwa z
szacunkiem, którego ono wymaga? Czy widzisz je jako świętą
tajemnicę, uformowaną w wieczności w umyśle Boga i objawioną
człowiekowi dla jego niezmierzonej korzyści i błogosławieństwa?
Każdy chrześcijanin, który chce rozmyślać o małżeństwie,
powinien wielokrotnie czytać słowa Pawła do Efezjan (5,25-32):
Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół
i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy go
kąpielą wodną przez Słowo, aby sam sobie przysposobić Kościół
pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale
żeby był święty i niepokalany. Tak też mężowie powinni miłować
żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego
siebie miłuje. Albowiem nikt nigdy ciała swego nie miał w
nienawiści, ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół,
gdyż członkami ciała jego jesteśmy. Dlatego opuści człowiek
ojca i matkę, i połączy się z żoną swoją, a tych dwoje będzie
jednym ciałem. Tajemnica to wielka, ale ja odnoszę to do Chrystusa
i Kościoła.
Czy widzicie, co mówi tutaj Paweł? Ludzkie małżeństwo jest
ziemskim odpowiednikiem relacji pomiędzy Chrystusem a Jego
Kościołem. Jedność, którą ma mężczyzna ze swoją żoną, jest
zapowiedzią jedności pomiędzy Chrystusem i Jego Kościołem –
jedności, w której Bóg – Stwórca i człowiek – stworzenie
zostaną złączeni w intymną, doskonałą, wieczną jedność.
Tylko ponadnaturalna łaska Boża może wprowadzić mężczyznę i
kobietę we wzajemną relację, które jest zapowiedzią czegoś tak
wielkiego i tak świętego.
Pełne czci rozmyślanie nad tą tajemnicą musi nieuchronnie
doprowadzić każdego z nas do miejsca, w którym przyznajemy:
„Panie, nie mogę nawet pojąć wszystkiego, co przygotowałeś dla
mnie w małżeństwie. Tym bardziej nie mogę tego osiągnąć swoimi
własnymi wysiłkami. Więc w pokorze wkładam swoje ręce w Twoje i
proszę Cię, abyś mnie nauczał i prowadził.”
Jeśli uczynisz to swoją postawą, możesz odpocząć w zapewnieniu
zawartym w Psalmie 25,9: „[Bóg] prowadzi pokornych drogą prawa I
uczy ich drogi swojej.” Na Jego ścieżce i w Jego czasie Bóg sam
umieści klucz w twoim ręku.
Być może w tym miejscu chcesz powiedzieć: „To jest dla mnie zbyt
wzniosłe, zbyt trudne. Nie jestem ani godny ani zdolny do
osiągnięcia tego.”
Taka reakcja nie musi być koniecznie zła. Jest
wiele nieszczęśliwych małżeństw, ponieważ biorąc ślub nie
zwrócili swojej uwagi na wszystko, czego będzie się od nich
wymagać. Niestety nie jest to prawda tylko względem niewierzących,
ale również i wielu chrześcijan.
W tym miejscu jesteś postawiony naprzeciw drugiej
ważnej rzeczy: swojej postawy względem siebie. Poczucie własnej
wartości jest jednym z najważniejszych elementów tworzenia sukcesu
w twoim życiu, nie wykluczając małżeństwa. Jest to również
jedna z wielu bezcennych korzyści dostępnych dla nas przez wiarę w
Chrystusa. Ale być może jeszcze jej nie odkryłeś.
Wiele osobistych problemów może wchodzić do
twojego umysłu: „Miałem nieszczęśliwe małżeństwo”. „Moi
rodzicie się rozwiedli.” „Nigdy w niczym nie odniosłem
sukcesu.” „Nie czuję się bezpiecznie z innymi ludźmi,
szczególnie względem płci przeciwnej.” „Naprawdę nie widzę,
co ma dla mnie życie.” I tak dalej.
To wszystko może być prawdą, ale jeśli jesteś chrześcijaninem,
to już to nie ma znaczenia. Posłuchaj, co mówi Paweł: „Tak
więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare
przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17).
Przez nowonarodzenie stałeś się nowym
stworzeniem. Bóg nie bierze cię
takiego, jakim jesteś i nie robi paru poprawek i ulepszeń. On
uczynił cię zupełnie nowym, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz.
Tak mocno, jak Bóg się o ciebie troszczy, twoje stare grzechy i
upadki nie są tylko przebaczone; ich zapis został całkowicie
wykasowany. Dostałeś zupełnie nowy początek. Powinieneś przyjąć
to przez wiarę i działać zgodnie z tym.
Naturalną rzeczą jest to, że osoba, która od
początku wzrasta w samoakceptacji i wartości siebie, opiera swoje
życie na miłości, trosce i dyscyplinie otrzymanej od rodziców. Z
takim pochodzeniem jest bezpieczna w swojej tożsamości, wie, kim
jest i skąd przyszła. Od czasu drugiej wojny światowej wiele się
jednak zmieniło z powodu słabości i winy ojców. Również matki
ponoszą winę, choć czasem bez powodzenia starają się wypełnić
rolę zarówno brakującego ojca jak i matki. Jako rezultat takiego
stanu rzeczy mamy do czynienia z pokoleniem osieroconych dzieci,
które dorastały nosząc na sobie paraliżujące poczucie
niedoskonałości i braku bezpieczeństwa.
To jest jeden z głównych powodów rozpadu wielu małżeństw i
innych bliskich relacji. Trudno jest żyć z ludźmi nie czującymi
się bezpiecznie, którzy nie mogą odpocząć w relacji, ale ciągle
potrzebują czegoś do podbudowania ich poczucia własnej wartości.
Ale nic nie wystarczy na długo. Tacy ludzie nie wiedzą, jak przyjąć
miłość, zatem też nie potrafią jej dać. Drugie z Największych
Przykazań zobowiązuje nas do kochania swojego bliźniego tak, jak
kochamy samych siebie. Jeśli nie nauczyliśmy się kochać samych
siebie, nie mamy nic do zaoferowania swojemu bliźniemu.
Przez wiarę w Chrystusa Bóg zaopatrzył nas w
swoje lekarstwo na tak w dzisiejszym świecie powszechny stan. On dał
nam Ojca niebieskiego, On adoptował każdego z nas osobno jako Jego
dziecko. On „zaakceptował nas w umiłowanym”, czyli w Jezusie.
Już dłużej nie jesteśmy sierotami ani porzuconymi dziećmi, ale
jesteśmy częścią najlepszej rodziny we wszechświecie – częścią
Bożej rodziny. I ponieważ Bóg nas zaakceptował, możemy również
zaakceptować samych siebie. Cokolwiek mniej oznacza po prostu
niewiarę.
Prawnie to wszystko jest prawdą od momentu narodzenia się na nowo.
Musimy jednak praktycznie rozwijać w sobie to, kim staliśmy się w
Bożej rodzinie. Aby to osiągnąć, musimy spędzić długie godziny
wpatrując się w lustro Bożego Słowa. To właśnie w ten sposób
zaczynamy stopniowo widzieć siebie, szczegół po szczególe, co
oznacza być dzieckiem Boga. Gdy wpatrujemy się w to boskie lustro,
Duch Boży pracuje w nas, przemieniając nas na podobieństwo tego,
na co patrzymy.
Jest to proces, który Paweł opisuje w 2 Liście do Koryntian 3,18:
„My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w
zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z
chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem.”
Gdy będziesz miał już właściwą postawę względem siebie,
opartą na relacji z Bogiem jako Ojcem, jesteś gotowy, aby rozważyć
trzecią główną sprawę: swoją relację z innymi ludźmi.
Na początku ludzkiej historii bunt przeciwko Bogu i wynikający z
tego upadek zamknął człowieka w ciasnym więzieniu ego. Od tego
czasu skupianie się na sobie stało się jednym z najbardziej
oczywistych skutków wpływu diabła na ludzkie życie. Służąc
uwolnieniem tym, których dręczyły złe duchy, zauważyłem, że
tacy ludzie są prawie zawsze skupieni na sobie. Oni lubią siedzieć
godzinami na sesjach doradczych i rozwodzić się aż do znudzenia
nad każdym szczegółem ich problemów. Oni nie wiedzą, że im
więcej mówią o sobie, tym mocniejsze stają się kraty ich
więzienia.
Jeden wielki skutek odkupienia w Chrystusie jest naszym uwolnieniem z
więzienia własnego ego. Identyfikowanie się z Chrystusem pozwala
nawiązać kontakt z innymi ludźmi tak, jak On to robił. W prostym
ziemskim języku Paweł wyjaśnia, jak to działa: „Niechaj każdy
baczy nie tylko na to, co jego, lecz i na to, co cudze. Takiego
bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie
Jezusie…” (Flp 2,4-5).
Są dwa główne powody zerwanych i nieszczęśliwych małżeństw:
brak uznania i brak czułości z jednej lub obu stron. To z kolei
prowadzi do zerwania komunikacji.
Te podstawowe problemy mogą doprowadzić do różnego rodzaju
konsekwencji, zależnie od temperamentów tych ludzi. Jeden z
najbardziej oczywistych objawów to seksualna niewierność; kłótnie
i sprzeczki; każda ze stron idzie swoją własną drogą i buduje
odizolowane i odseparowane życie. Wszystkie to objawy mają jedną
wspólną cechę: udaremniają Boży ostateczny cel dla małżeństwa,
czyli jedność.
Boża łaska w odkupieniu daje nam dwa pozytywne lekarstwa: uznanie i
wdzięczność. Uznanie jest wewnętrzną reakcją, a wdzięczność
zewnętrzną. Razem działają jako smar, który może utrzymać
dwoje ludzi płynących ze sobą w zgodzie.
Wykonuj więc obie! Podchodź do każdej sytuacji i relacji z
pozytywnym nastawieniem. Patrz na wszystko, co jest dobre, małe czy
wielkie. Kiedy znajdziesz coś dobrego, upewnij się, że wyraziłeś
swoje uznanie. Sprawi to, że staniesz się osobą, z którą łatwo
się żyje. Praktykuj to w każdej swojej relacji, jaką będziesz
miał w życiu, a robiąc tak, będziesz zbierał owoce zgodnego
małżeństwa.
Załóżmy, że szczerze modliłeś się o
współmałżonka, a twój Ojciec niebieski wysłuchał twojej
modlitwy. Możesz Mu zaufać, że przygotuje ci dokładnie takiego
współmałżonka, jakiego potrzebujesz, właściwego w każdym
szczególe. Ale ponieważ On jest tak kochającym Ojcem, nie odda
jednego ze swoich drogich dzieci tobie jako współmałżonka, dopóki
nie będzie miał pewności, że będziesz ją (lub jego) traktował
tak, jak zasługuje na to każde Boże dziecko.
Pozostaje do omówienia jeszcze jedna ważna postawa: twoja postawa
względem swoich rodziców. Możesz być zdziwiony, że znalazło się
to jako jedno z wymagań udanego małżeństwa.
Apostoł Paweł cytuje piąte przykazanie i komentuje jak
następująco:
Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom swoim w Panu, bo to rzecz
słuszna. Czcij ojca swego i matkę, to jest pierwsze przykazanie z
obietnicą: aby ci się dobrze działo i abyś długo żył na ziemi.
(Ef 6,1-3)
Paweł wskazuje, że pierwsze cztery przykazania nie są związane z
żadną obietnicą. Ale do piątego przykazania, mówiącego o
stosunku względem rodziców, Bóg dodał szczególną obietnicę:
„aby ci się dobrze działo…” Obietnica jednak posiada warunek:
jeśli chcesz, aby ci się dobrze działo, musisz czcić swoich
rodziców. Jeśli jednak nie będziesz czcił swoich rodziców, nie
możesz oczekiwać, że będzie ci się dobrze działo.
Noś w swoim umyśle, że można czcić swoich rodziców, nie
zgadzając się z nimi we wszystkich punktach lub nie popierając
wszystkiego, co robią. Możesz mocno nie zgadzać się z nimi w
niektórych kwestiach, a jednak mieć względem nich postawę pełną
szacunku. Czcić swoich rodziców w ten sposób oznacza również
czcić samego Boga, który dał to przykazanie.
Jestem przekonany, że właściwa postawa względem rodziców jest
zasadniczym wymogiem otrzymania Bożego błogosławieństwa w życiu
osobistym. Przez wszystkie lata, w których dzieliłem się z
chrześcijanami nauczaniem, pasterzowaniem, doradztwem itd., nigdy
nie spotkałem osoby, która miałaby złą postawę względem swoich
rodziców i cieszyła się Bożym błogosławieństwem. Taka osoba
może być gorliwa w wielu dziedzinach chrześcijańskiego życia,
aktywna w kościele, energiczna w służbie. W niebie może czekać
na nią miejsce. Jednak ciągle czegoś brakuje w jej życiu:
błogosławieństwa i przychylności Bożej.
Z drugiej strony widziałem wielu chrześcijan,
których życie diametralnie się zmieniało, kiedy rozpoznawali złą
postawę względem rodziców, pokutowali z tego i dokonali
koniecznych zmian. Pamiętam pewnego mężczyznę, który przez całe
życie żywił gorycz i nienawiść do swojego ojca. Chociaż jego
ojciec już nie żył, ten człowiek pojechał setki mil na cmentarz,
gdzie był pogrzebany jego ojciec. Klęcząc przy grobie, wylewał
swoje serce przed Bogiem w głębokiej skrusze i upamiętaniu. Nie
wstał z kolan, dopóki nie był pewien, że jego grzech został
przebaczony i że został uwolniony od jego skutków. Od tego momentu
całe jego życie zmieniło się od frustracji i porażki do
zwycięstwa i spełnienia.
Wiele młodych par zmaga się z problemami w swoim małżeństwie,
których źródła nie mogą znaleźć. Oddali swoje życie Panu i
sobie nawzajem. Pomiędzy nimi panuje szczera, prawdziwa miłość.
Jest jednak coś, czego im brakuje – Bożej przychylności. W
takich przypadkach zawsze proponuję, aby sprawdzili postawę
względem swoich rodziców i uczynili wszystkie zmiany, o jakich mówi
Biblia. Często zmienia to małżeństwo pełne zmagania w pełne
sukcesu.
W obecnym czasie, kiedy to jest tylu złych
rodziców, trzeba przyznać, że wielu młodych ludzi ma uzasadnione
żale. Często wychowywali się w podzielonych, targanych sporami
domach, bez miłości, troski czy dyscypliny, których oczekuje każde
dziecko od swoich rodziców. Jednak nie usprawiedliwia to złych
postaw uraz i buntu. Co więcej takie postawy są wyjątkowo
szkodliwe dla tych, którzy je pielęgnują – na dłuższą metę
bardziej śmiertelne niż fizyczne dolegliwości jak np. rak.
Pewnego razu doradzałem młodemu mężczyźnie, który zaręczył
się ze śliczną chrześcijanką. Szczerze kochał swoją
narzeczoną, ale czasami ta postawa zmieniała się w nienawiść i
wściekłość, granicząc nawet z przemocą. Zdziwił się, gdy
zacząłem pytać się go o postawę względem jego ojca, a nie
względem jego narzeczonej. Przyznał, że nienawidził swojego ojca
i buntował się przeciwko niemu od dzieciństwa. Przekonałem go,
aby wyznał to jako grzech, odłożył swój bunt i przebaczył ojcu.
Od tego czasu nie miał problemu w relacji ze swoją narzeczoną.
Gdyby nie został uwolniony ze złej postawy względem swojego ojca,
to ostatecznie zrujnowałoby to jego małżeństwo.
Podsumowując chcę powiedzieć, że rozwijanie w sobie właściwej
postawy względem rodziców nie oznacza od razu wskazywania wysokiego
poziomu duchowości. To tylko wskazanie własnego interesu.
„Przypuśćmy, że rodzice prosiliby mnie o
zrobienie czegoś złego, czegoś niezgodnego z Biblią”, może
zapytać ktoś młody. „Czy oznacza to, że muszę im być
posłuszny?”
Odpowiedź to zdecydowane nie.
Jeśli naprawdę jest jasno postawiony wybór pomiędzy
posłuszeństwem Bogu, a posłuszeństwem rodzicom, to nasza
odpowiedź musi być taka sama, jak Piotra przed Sanhedrynem: „Trzeba
bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29)! Z drugiej strony
jednak, jeśli jest to tylko prośba, aby młoda osoba odłożyła
własną wolę w jakiejś sprawie, w której nie ma mowy o
nieposłuszeństwie względem Boga, to posłuszeństwo rodzicom jest
wymagane.
Główną kwestią nie jest posłuszeństwo, ale
uległość. Posłuszeństwo to uczynek,
ale poddanie to postawa.
Nawet w sytuacji, w której młody chrześcijanin widzi, że
posłuszeństwo rodzicom oznacza nieposłuszeństwo względem Boga,
ciągle może mieć postawę uległości. Może powiedzieć swoim
rodzicom: „W tej sprawie moje sumienie nie pozwala mi zrobić tego,
o co mnie prosicie, ale ciągle szanuję was i czczę.”
Często bywa tak, że postawa szacunku i uległości
u młodej osoby powoduje zmianę postawy jego rodziców. Poddaństwo
toruje Bogu ścieżkę do interwencji, podczas gdy niesubordynacja ją
zamyka.
Na zakończenie pamiętajcie ostrzeżenie Jezusa
zawarte w Ewangelii Marka 4,24: „Jaką miarą mierzycie, taką wam
odmierzą, a nawet wam przydadzą.” Sposób, w jaki odnosisz się
do innych – rodziców, rodziny, przyjaciół i znajomych
chrześcijan – określi sposób, w jaki oni będą odnosić się
względem ciebie. Co więcej określi to sposób, w jaki Bóg będzie
odnosił się do ciebie. Taka sama miara, jaką mierzysz, będzie
zastosowana względem ciebie.
6.
Osiem wskazówek
Czy bacznie przyjrzałeś się na fundamentalne
postawy,
które pozwolą ci budować udane małżeństwo? Jeśli tak, to czas
już rozważyć pewne uczynki,
które musisz praktykować na co dzień, jeśli chcesz znaleźć i
podążać ścieżką, która prowadzi do takiego małżeństwa,
jakiego pragniesz.
Ten rozdział mówi o ośmiu, bazujących na
Biblii, uczynkach. Jednak zanim zaczniesz o nich czytać, musisz
zrozumieć, że nie stanowią one żelaznych reguł. Sukces w
chrześcijańskim życiu nie zależy tylko od stawiania i wykonywania
reguł. Tak naprawdę ludzie, którzy żyją w ten sposób, zazwyczaj
spotykają się z frustracją. Dzieje się tak z powodu
niezrozumienia różnicy pomiędzy prawem i łaską.
Prawo działa przez zewnętrzne zasady, wygrawerowane na kamiennych
tablicach. Łaska działa na podstawie prawa wypisanego przez Ducha
Świętego w ludzkim sercu. Tylko Duch Święty, który jest nazwany
„palcem Bożym” może dotrzeć do zakamarków ludzkiego serca i
wypisać tam prawo życia. Bez Ducha Świętego łaska nie może
działać i chrześcijaństwo staje się tylko systemem moralności,
czymś zbyt wzniosłym, aby ludzie mogli temu sprostać o własnych
siłach.
Moje myśli wracają do domu w Ramallah, gdzie
Lydia i ja żyliśmy zaraz po ślubie. W jednym kącie salonu stała
pnąca roślina doniczkowa z delikatnymi, lśniącymi liśćmi. Po
arabsku nazywała się ona dahabiya
– „złota roślina”. Przez lata zarastała ścianę w kącie, w
którym została zasadzona i zarosła sufit aż do przeciwnego rogu.
Lydia bardzo prosto sprawiła, żeby roślina w ten sposób rosła.
Na ścieżce, po której chciała, aby rosła ta roślina –
najpierw na ścianie, później na suficie – wbijała małe
gwoździe ze swoimi główkami wystającymi o ułamek cala. Z powodu
jakiegoś instynktu, danego przez Stwórcę, roślina sięgała
łodygą do każdego kolejnego gwoździka, owijając się wokół
niego, a następnie szła do następnego. W ten sposób gwoździki
wyznaczały ścieżkę, po której rozrastała się roślina.
Chciałbym, abyście użyli dalszej części nauczania w tym
rozdziale tak, jak ta roślina używała gwoździków wbitych w
ścianę i sufit. Patrz na nie nie jak na zasady, ale jak na
wskazówki. Przez zachętę i moc Ducha Świętego w sobie sięgaj do
każdej kolejnej wskazówki. Praktykuj ją w swoim codziennym życiu
dopóki nie będziesz pewien, że ją chwyciłeś. Wtedy zwróć się
i chwyć kolejną wskazówkę. Pamiętaj, że będzie to wymagało
wiele wytrwałej modlitwy.
W Księdze Kaznodziei Salomona 12,11 autor używa podobnego obrazu
odnośnie rodzaju nauczania, jaki przygotował do ludu Bożego:
„Słowa mędrców są jak kolce, a zebrane przypowieści są jak
mocno wbite gwoździe; dał je jeden pasterz.”
Jeśli się teraz zwrócisz do tych wskazówek, patrz na nie jak na
kolce zachęty w twoim chrześcijańskim życiu i jak gwoździe, do
których możesz dotrzeć i których możesz się trzymać łodygami
swojej wiary. Pamiętaj też, że wszystkie one dane są przez
jednego Pasterza twojej duszy, który ciebie kocha i dał ci pełne
zaopatrzenie dla twojego dobrego samopoczucia.
Wskazówka nr 1: „Słowo twoje jest pochodnią nogom moim i
światłością ścieżkom moim” (Ps 119,105).
Paweł opisuje tutaj, jak możemy znaleźć Bożą
ścieżkę dla naszego życia. Światłem, którego potrzebujemy,
jest Boże Słowo. Tak długo, jak jesteśmy posłuszni Słowu w
każdej sytuacji, nigdy nie zbłądzimy ze ścieżki, którą Bóg
nam wyznaczył. Możemy nie widzieć, dokąd ta ścieżka nas
doprowadzi, ale możemy odpocząć w pewności, że w Bożym czasie
zawiedzie nas do wypełnienia Jego planu dla naszego życia.
W innym miejscu napisałem:
Będą takie momenty, kiedy świat wokół nas będzie w całkowitej
ciemności. Nie będziemy mogli widzieć dalej niż na kilka stóp.
Przed nami będą nierozwiązane problemy, a za rogiem będzie mogło
czyhać na nas niebezpieczeństwo. Jednak pośród tego wszystkiego
mamy gwarancję: jeśli szczerze słuchamy Bożego Słowa tak, jak
jest nam objawione w każdej sytuacji, to nigdy nie będziemy chodzić
w ciemności. Nigdy nie postawimy naszych stóp na zdradzieckim
miejscu, które spowoduje potknięcie się i upadek w zranieniu i
nieszczęściu.
Ta gwarancja jednak odnosi się tylko do jednej szczególnej
dziedziny: miejsca, na którym mamy postawić następny krok. Bóg
nie obiecuje nam, że będziemy mogli widzieć dalej, niż na jeden
krok. Dalej możemy nie wiedzieć, co nas czeka – ale to nie jest
nasze zmartwienie. Wszystko, czego Bóg od nas wymaga, to zrobienie
następnego kroku w prostym posłuszeństwie Jego Słowu.
Nasze największe niebezpieczeństwo to
przyglądanie się zbyt daleko w ciemności. Robiąc tak możemy
ominąć miejsce naszego następnego kroku, które jest jedynym
oświetlonym miejscem.3
Możesz więc odpocząć w pewności, że
posłuszeństwo Bożemu Słowu utrzyma cię na ścieżce, która
prowadzi do małżeństwa zaplanowanego dla ciebie przez Niego.
Wskazówka nr 2: „Jeśli zaś chodzimy w światłości, jak
On sam jest w światłości, społeczność mamy z sobą...” (1 J
1,7).
Ta wskazówka naturalnie następuje po poprzedniej, która mówiła o
chodzeniu w świetle Bożego Słowa. Tutaj z kolei mamy konsekwencję
chodzenia w świetle: „Mamy społeczność z sobą”.
Posłuszeństwo Bożemu Słowu automatycznie gromadzi chrześcijan
razem i umożliwia im wzajemną społeczność.
Odwrotna sytuacja też jest prawdą. Chrześcijanie, którzy nie mają
przyjaźni z innymi chrześcijanami nie chodzą w świetle. Jest
jakaś dziedzina w ich życiu, w której nie są posłuszni Bożemu
Słowu. Jedynym wyjątkiem są ci chrześcijanie, którzy w wyniku
okoliczności od nich niezależnych są odcięci od społeczności z
innymi chrześcijanami. Tak działo się ze mną przez miesiące pod
koniec mojej służby na pustyni w Północnej Afryce. Innym
przykładem są chrześcijanie uwięzieni za wiarę.
Jednak wyjąwszy te przypadki, społeczność z innymi wierzącymi
jest niezbędna do odnoszenia sukcesu i wzrostu w życiu
chrześcijańskim. Jest to zarówno test jak i wynik chodzenia w
świetle Bożego Słowa.
Jeśli nie zabiegamy o społeczność z innymi
wierzącymi, z kim mamy ją mieć? Jest tylko jedna alternatywa: z
niewierzącymi. Biblia mocno nas przed tym ostrzega:
Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego
sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między
światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a
Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym?
(2 Kor 6,14-15)
Paweł nie mówi nam, że mamy być chłodni i
wrogo usposobieni względem naszych sąsiadów niechrześcijan. On po
prostu ostrzega nas, że nie możemy pozwalać sobie na ustanawianie
z niewierzącymi bliskich relacji, które powinniśmy mieć z
wierzącymi. Oczywiście ma na myśli różne rodzaje relacji. Ale
pierwsze słowo, którego używa – jarzmo
– jest regularnie używane do relacji małżeńskiej. Przede
wszystkim Paweł ostrzega nas, że zawsze
będzie źle dla chrześcijanina wychodzić za mąż lub żenić się
z niechrześcijaninem.
Nie mogę powiedzieć tego wystarczająco
stanowczo wszystkim nieżonatym i niezamężnym chrześcijanom. Nie
jesteś wolny do poślubiania niechrześcijanina. Nie wolno ci nawet
brać tego pod uwagę. Zdecyduj się od tego momentu, jeśli jeszcze
tego nie zrobiłeś, że małżeństwo z niewierzącym jest poza
Bożym planem dla twojego życia.
Najlepsza ochrona przed złymi relacjami to dobre relacje. Ostrożnie
pielęgnuj relacje i przyjaźnie z wierzącymi. W większości
przypadków małżeństwo wynika z istniejących relacji. Jeśli
zbudowałeś silną relację z innymi chrześcijanami, to
prawdopodobnie nie bierzesz pod uwagę małżeństwa z
niechrześcijaninem.
Twoim najbezpieczniejszym kierunkiem jest podjęcie
teraz dobrej decyzji o rodzajach relacji, które chcesz pielęgnować.
Następnie potwierdź swoją decyzję przed Panem używając słów
psalmisty: „Jestem przyjacielem wszystkich, którzy się ciebie
boją I przestrzegają ustaw twoich” (Ps 119,63).
Wskazówka nr 3: „… ci, których Duch Boży prowadzi, są
dziećmi Bożymi” (Rz 8,14).
Nowy Testament pokazuje nam dwa różne sposoby, przez które Duch
Święty czyni nas członkami Bożej rodziny. Po pierwsze, aby stać
się dziećmi Bożymi, musimy być narodzeni na nowo z Jego Ducha.
Aby stać się dojrzałymi dziećmi Bożymi, musimy być prowadzeni
przez Jego Ducha. Wielu chrześcijan, którzy narodzili się na nowo
z Ducha Świętego, nigdy nie nauczyło się być prowadzonymi przez
Niego. Wynika z tego, że nigdy nie doszli do duchowej dojrzałości
ani nie znaleźli pełni Bożego planu dla swojego życia.
Sprawdź, jak to odnosi się do twojej potrzeby znalezienia
właściwego współmałżonka. Powiedzmy, że żyjesz w Stanach
Zjednoczonych, prawie 300-milionowym narodzie. Albo mieszkasz w
Wielkiej Brytanii, w której żyje 56 milionów ludzi. Pośród tych
milionów, Bóg przygotowuje ci konkretną osobę, aby była twoim
współmałżonkiem. Może to być osoba, której jeszcze nie
spotkałeś, której imienia jeszcze nawet nie znasz. Dodaj do tego
jeszcze możliwość, że może nie mieszkać w tym samym kraju (co
było prawdą w obu moich małżeństwach). Jak znajdziesz taką
osobę? Przysłowiowe szukanie igły w stogu siana ledwie oddaje
złożoność problemu.
Boże Słowo daje odpowiedź: bądź prowadzonym
przez Ducha Świętego. Tylko On wie, kim i gdzie jest osoba, którą
Bóg ci przeznaczył. Musisz nauczyć się, jak dać się prowadzić
Duchowi Świętemu.
Są tutaj dwa kluczowe słowa: zależność
i wrażliwość.
Po pierwsze uznaj całkowitą zależność od Ducha Świętego. Jeśli
On nie będzie cię prowadził, to nie wypełnisz Bożego celu. Wyrób
sobie nawyk szukania Jego kierownictwa w każdej sytuacji i przy
podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji, małej czy wielkiej. Czasami
decyzje, które uważasz za mało istotne, są najważniejsze i na
odwrót. Szukanie kierownictwa Ducha Świętego nie oznacza
koniecznie angażowania wielkich religijnych słów. Często oznacza
po prostu zwrócenie się na chwilę do Niego w wewnętrznych
myślach.
Po drugie trenuj w sobie wrażliwość na Ducha Świętego. On nie
jest sierżantem prowadzącym musztrę. On nie będzie wydawał ci
rozkazów. Jego kierownictwo jest zazwyczaj bardzo delikatne, On mówi
„cichym głosem”. Jeśli twoje uszy nie są na to nastawione, nie
usłyszysz Go.
Pozwólcie, że zaproponuję wam konkretną modlitwę, którą Ruth i
ja modlimy się prawie każdego dnia: „Panie, pomóż nam być
zawsze we właściwym miejscu we właściwym czasie.” Modlimy się
w ten sposób, wiedząc, że tylko Duch Święty może sprawić, aby
tak się działo.
Wyniki są często bardzo interesujące! Jednego
popołudnia, kiedy nasza córka Jesika mieszkała w Jerozolimie, Ruth
i ja poszliśmy do centrum miasta, aby zrobić zakupy. Kiedy szliśmy
wzdłuż głównej ulicy, powiedziałem do Ruth: „Czuję, że
powinniśmy przejść na drugą stronę ulicy.” Zrobiliśmy to i
szliśmy dalej. W ciągu minuty weszliśmy na zaprzyjaźnione z
Jesiką małżeństwo. Byli w Jerozolimie dopiero pół dnia i
chcieli spotkać się z nią, ale nie znali ani adresu, ani numeru
telefonu. W tym czasie Jesika była w domu, czując potrzebę
przebywania z chrześcijanami.
Przez to spotkanie przyjaciele Jesiki mogli spotkać się z nią i
spędzili razem wieczór. To spotkanie nie miałoby miejsca, jeśli
Ruth i ja nie przeszlibyśmy ulicy we właściwym momencie. Kto nas
pokierował w ten sposób? Oczywiście Duch Święty!
Wyobraź siebie w podobnej sytuacji. Jedziesz ulicą szukając
miejsca, aby zjeść hamburgera. Są dwa miejsca po przeciwnych
stronach ulicy. W jednym z miejsc obsługuje młoda osoba, której
jeszcze nigdy nie spotkałeś, ale którą Bóg przygotowuje, aby
była twoją żoną. „Coś” szturcha twoją rękę i skręca
kierownicą i zjeżdżasz na parking po lewej stronie. Wewnątrz
zawierasz znajomość z młodą osobą, która podobnie jak ty
modliła się o wybór małżonka. W swoim czasie odkrywacie, że dla
was obojga było to spotkanie od Boga.
Kto „szturchnął” twoją ręką? Duch Święty. Ale jeśli nie
odpowiadasz na to szturchnięcie, możesz minąć się z Bożym
planem dla twojego życia. Nie wystarczy się tylko modlić. Musisz
również pozwolić Duchowi Świętemu prowadzić cię do odpowiedzi
na modlitwę.
Czasami Duch Święty prowadzi nas w sposób
dramatyczny i ponadnaturalny. Innym razem prowadzi nas przez
szturchnięcie czy szept. Musimy być otwarci na oba sposoby
działania. Jeśli nie będziemy otwarci na działanie
ponadnaturalne, to ustanawiamy ograniczenia na Boży plan dla naszego
życia. On mógł zaplanować dla nas coś tak daleko wybiegającego
ponad nasze naturalne oczekiwania, że mogło to zostać objawione
nam tylko ponadnaturalnie – np. przez wizje lub przez proroctwo.
Jeśli jednak szukamy tylko dramatycznych i nadnaturalnych przeżyć,
to z drugiej strony możemy minąć się z delikatnym szturchnięciem
czy szeptem. To nie my decydujemy, jak Duch Święty ma działać.
Musimy być wrażliwi na Niego bez względu na to, jak nas prowadzi.
Wskazówka nr 4: „Czujniej niż wszystkiego innego strzeż
swego serca, bo z niego tryska źródło życia!” (Przyp 4,23).
Jest pewne główne miejsce ludzkiej osobowości
decydujące o ludzkim przeznaczeniu, które Biblia nazywa sercem.
To, co rządzi twoim sercem, określi kierunek twojego życia. Musisz
strzec swego serca czujniej niż wszystkiego innego. Odnosi się to w
szczególności do tych, którzy czują coś więcej do osoby płci
przeciwnej.
Ciągle bądź czujny szczególnie względem tego,
co wchodzi do twojego
serca. W naszej współczesnej kulturze, szczególnie młodzi ludzie
są bombardowani ciągłym wpływami, które podkopują biblijne
standardy seksu i małżeństwa. Działają przez nauczanie w
szkołach, przez media, presję rówieśników i na wiele innych,
trudnych do wychwycenia, sposobów. Jeśli chcesz znaleźć Boży
plan dla twojego małżeństwa, musisz ustawić straż wokół
swojego serca, która zabroni dostępu wszystkim niebiblijnym i
niechrześcijańskim standardom.
Innym wpływem, przed którym musimy strzec swoje serca, jest
fantazjowanie. W pewnym szczególnym okresie dojrzewania normalne
jest mocne oddawanie się fantazjom. Ale nie pozwól, aby rozwinęło
się to w nałóg fantazjowania. Jeśli masz do tego skłonności,
stanowczo się temu przeciwstaw i zmuś się do stanięcia naprzeciw
rzeczywistości. W przeciwnym wypadku dojdziesz do miejsca, w którym
ciężko jest rozróżniać pomiędzy fantazją a rzeczywistością.
Kiedy w takim przypadku dojdzie do małżeństwa, będziesz miał
stworzony w sobie nierealny, subiektywny obraz osoby, która ma być
twoim współmałżonkiem.
Może to wpłynąć na ciebie w jeden z dwóch sposobów. Po pierwsze
osoba, którą Bóg ci przeznaczył może nie odpowiadać obrazowi
twojej fantazji i możesz nie chcieć zaakceptować Jego wyboru.
Możesz również przyłożyć obraz swojej fantazji do prawdziwej
osoby i ją poślubić – tylko po to, by po ślubie odkryć, że
prawdziwa osoba jest zupełnie inna od tej, jaką sobie wyobraziłeś
i nie jest osobą, którą Bóg ci przeznaczył.
Nie bądź mniej czujny względem rzeczy, które
wypuszczasz na zewnątrz swojego
serca. Nie oddawaj się flirtom lub powierzchownym relacjom z osobami
płci przeciwnej. Może być ekscytujące poruszyć czyjeś emocje i
pozwolić, aby twoje emocje były również poruszone. Pewnego dnia
jednak może się okazać, że twoje emocje wymknęły się spod
twojej kontroli. Podobnie, jak uczeń czarnoksiężnika, który
odkrył zaklęcie do uwalniania wody w powódź, ale nie zna
zaklęcia, aby to odwrócić, możesz odkryć, że uwolniłeś
emocje, których nie możesz odwołać. Wynikiem może być
emocjonalne wplątanie się relację z osobą, której Bóg w żaden
sposób nie przewidział na twojego współmałżonka.
Musimy więc podążać za bezpieczną zasadą: najpierw odkryj
osobę, którą Bóg dla ciebie wybrał, następnie uwolnij swoje
emocje względem tej osoby. W ten sposób nie będziesz musiał
odwoływać powodzi.
Wskazówka nr 5: „Czego od wieków nie słyszano, czego ucho
nie słyszało i oko nie widziało oprócz ciebie, Boga działającego
dla tego, który go oczekuje” (Iz 64,4).
Może to być najtrudniejsza wskazówka: Bądź
przygotowany na czekanie! Izajasz mówi
nam w tym fragmencie, że we wszechświecie jest tylko jeden
prawdziwy Bóg i jedną z Jego wyróżniających się cech jest to,
że On „działa dla tego, który Go oczekuje”.
Nie zawsze Bóg wymaga od wszystkich swoich
dzieci, aby długo czekały na małżonka. Są tacy, którzy znajdują
swojego wybranka bardzo szybko i bez oczekiwania wchodzą w
szczęśliwe małżeństwo, które trwa przez całe życie. Jest to
jedna z tych dziedzin, w której każdy z nas musi uniżyć się
przed suwerennością Boga. Jeśli On połączy nas z wybraną osobą
szybko, oddaj Mu za to chwałę. Jeśli jednak wymaga od nas
czekania, oddaj Mu taką samą chwałę. Bóg dzieli się z każdym z
nas zgodnie z tym, jak nas zna i zgodnie z Jego szczególnym zamysłem
dla życia każdego z nas.
Jeśli nie jesteś jednym z tych, od których Bóg wymaga, aby
czekali, bądź świadom tego, że Bóg wymaga od wielu swoich
wybranych sług, aby długo czekali na wypełnienie Jego obietnicy
lub celu. Abraham czekał aż do wieku 100 lat na narodziny Izaaka,
swojego obiecanego syna. Mojżesz czekał 80 lat, w tym 40 na
pustyni, aby stać się wyzwolicielem Izraela. Dawid czekał około
15 lat od momentu namaszczenia na króla do objęcia władzy. Izrael
czekał wiele stuleci na Mesjasza. Kościół czekał prawie dwa
tysiąclecia na powrót Jezusa – i jeszcze ciągle czeka.
Bóg używa oczekiwania na wykonanie wielu celów w naszym życiu. Po
pierwsze czekanie sprawdza naszą wiarę. Tylko ci, którzy naprawdę
wierzą w Boże zaopatrzenie są przygotowani na czekanie na nie.
Apostoł Piotr ostrzega nas, że jak złoto jest oczyszczone przez
ogień, tak samo wiara musi być oczyszczona przez próby (zob. 1 P
1,6-7). Tylko wiara zaliczająca testy jest uznawana przez Boga jako
prawdziwa.
Po drugie czekanie oczyszcza nasze motywy. Jeśli Bóg wymaga od nas
czekania na małżonka, musisz zapytać sam siebie: Czemu chcę się
ożenić czy wyjść za mąż? Czy dlatego, że Bóg tego chce czy
dlatego, że ja chcę tego dla siebie? Czy jestem pobudzony przez
Bożą czy przez swoją wolę? Czekanie da ci odpowiedź na twoje
pytanie.
Po trzecie oczekiwanie buduje nasz charakter i
czyni go dojrzałym. Jakub nam mówi: „… doświadczenie wiary
waszej sprawia wytrwałość, wytrwałość zaś niech prowadzi do
dzieła doskonałego, abyście byli doskonali (ang. dojrzali) i
nienaganni…” (Jk 1,3-4). Osoba, która nauczyła się czekać,
nie jest już na łasce zmiennych nastrojów i emocji. On lub ona
posiedli zaufanie i stabilność. W Bożym czasie te cechy okażą
się niesamowicie wartościowe w budowaniu silnego, szczęśliwego
małżeństwa.
Wskazówka nr 6: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli
ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym
ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje” (J
12,24).
Jezus poszerza zasadę, która działa w całej
przyrodzie, również na życie Bożego ludu. Krótko mówiąc
ostrzega nas: Bądź przygotowany na
śmierć i zmartwychwstanie.
Podobnie jak poprzednia wskazówka, ta nie odnosi się do wszystkich,
którzy znaleźli Boży plan dla swojego małżeństwa. W moim
przypadku miało to miejsce przy drugim małżeństwie, ale nie przy
pierwszym. Zamieściłem ją tutaj, ponieważ nauczyłem się na
własnej skórze, jaka jest ona ważna. Po poznaniu Ruth wiedziałem,
że Bóg umieścił w moim sercu „ziarno” miłości do niej, a
jednak patrzyłem, jak wpada ono w ziemię i umiera. Jeśli nie
zrozumiałbym i nie zaakceptował tej zasady, mógłbym nigdy nie
mieć wiary, aby przejść przez to do momentu zmartwychwstania,
które Bóg dla mnie przygotował.
Zmagając się w tym czasie z Bożym postępowaniem, wołałem:
„Panie, czemu dajesz nam coś i później prosisz, abyśmy Ci to z
powrotem oddali? Dlaczego tak wiele z tych rzeczy, które
błogosławisz, musi przejść przez śmierć i zmartwychwstanie?”
Czuję, że Bóg dał mi następującą odpowiedź:
Ponieważ gdy coś wzbudzam, wzbudzam to
na sposób taki, jaki chcę, żeby było, a nie tak, jak to było
początkowo.
Tak właśnie było w relacji pomiędzy Ruth i mną. Przejście przez
śmierć i zmartwychwstanie dało mi głębię i bezpieczeństwo,
jakiej w innym przypadku nigdy bym nie miał. Jeśli Bóg będzie
chciał przeprowadzić cię przez podobne doświadczenie, ufam, że
nasze świadectwo może dać ci zachętę, jakiej potrzebujesz.
Wskazówka nr 7: „Droga głupiego wydaje mu się właściwa,
lecz kto słucha rady, jest mądry” (Przyp 12,15). „Głupiec
gardzi karceniem swojego ojca, lecz kto zważa na napomnienia,
postępuje roztropnie” (Przyp 15,5).
Wspominałem już w poprzednim rozdziale na temat
rozwijania właściwych postaw ważność błogosławienia rodziców.
Daje to fundament do budowania sukcesu w każdej dziedzinie życia, a
szczególnie w małżeństwie. Jeśli nawet ty i twoi rodzice nie
zgadzacie się całkowicie w każdej dziedzinie, warto okazać wiele
cierpliwości i samo-powściągliwości, aby budować na fundamencie
ich błogosławieństwa.
Ponad szczególnym błogosławieństwem rodziców, ważne jest dla
ciebie szukanie rady pobożnych ludzi takich jak pastorzy lub inni
liderzy w kościele, którzy są starsi od ciebie w latach i w
wierze. Tacy ludzie przeszli już drogę, która leży przed tobą i
znają jej sidła i niebezpieczeństwa. Mieli również możliwość
wdrapać się na góry i stąd mieli szerszy punkt widzenia na
krajobraz dookoła. Możesz bardzo skorzystać z ich perspektywy.
Panuje tendencja pośród młodych ludzi, aby zwracać się po radę
tylko do swoich rówieśników. Jednak rada rówieśników zazwyczaj
bazuje tylko na teorii lub w najlepszym przypadku rozumie. Oni ciągle
muszą jeszcze sprawdzać, czy ich teorie działają w prawdziwym
życiu. Szukanie rady od starszych ludzi, którzy osiągnęli sukces
w dziedzinach życia, w których potrzebujesz porady, jest oznaką
mądrości i pokory. Jeśli zaczniesz czynić to regularnie, pomoże
ci to zachować swoje stopy na ścieżce wiodącej do wypełnienia
Bożego planu w twoim życiu.
Wskazówka nr 8: „…roztropna żona jest darem Pana”
(Przyp 19,14). „Kto znalazł żonę, znalazł coś dobrego i
zyskał upodobanie u Pana” (Przyp 18,22).
W tych przypowieściach przeplatają się dwie prawdy: pierwsza to
Pan obdarza roztropną żoną i druga jest taka, że dar jest znakiem
Jego specjalnego upodobania względem tego, który ma go otrzymać.
Salomon prezentuje te prawdy z perspektywy mężczyzny, ale jest
oczywiste, że te wnioski są również prawdą dla kobiety. Również
dla niej dar właściwego małżonka przychodzi od Pana i jest oznaką
Jego upodobania.
Prowadzi to do ważnego, praktycznego wniosku zarówno dla mężczyzny
jak i kobiety. Jeśli chcesz, aby Pan dał ci takiego współmałżonka,
jakiego potrzebujesz, jedną rzecz musisz zrobić ponad wszystkimi
innymi – musisz pilnie szukać Bożej przychylności. Jego
satysfakcja musi być twoją najwyższą ambicją. Podchodź do
każdej sytuacji i każdej decyzji zadając sobie jedno główne
pytanie: Co będzie się podobało Panu? Jeśli pilnie będziesz
szukał tego, w czym Bóg ma upodobanie, On z kolei da ci to, co
sprawi przyjemność tobie.
Paweł opisuje takie podejście do życia i Bożą odpowiedź na nie:
„Rozkoszuj się Panem, a da ci, czego życzy sobie serce twoje!”
(Ps 37,4). Jeśli będziesz miał największą satysfakcję w samym
Bogu, On odpowie na dwa sposoby. Najpierw wszczepi w twoje serce te
pragnienia, które zgadzają się z Jego najlepszą wolą dla ciebie.
Później poprowadzi cię do ich wypełniania.
Wszystkie wcześniejsze wskazówki mogą być podsumowane w tej
jednej ostatniej: Uczyń Boże upodobanie najważniejszą rzeczą w
swoim życiu, a będziesz mógł w ufności pozostawić Mu wybór,
przygotowanie i zaopatrzenie w małżonka.
7.
Przygotowania
mężczyzny do małżeństwa.
Przejście do stanu małżeńskiego jest jedną z najważniejszych i
stawiających największe wymagania zmian w życiu człowieka. Każdy,
kto chce odnieść w tym sukces, zrobi ostrożne i gruntowne
przygotowanie. Próba przejścia tego bez odpowiednich przygotowań
jest podobna do skakania w głęboką wodę bez nauczenia się
najpierw pływania. Wyniki są zwykle katastrofalne!
Każdy, kto przygotowuje się do handlu lub zawodu takiego jak
stolarz czy lekarz, potrzebuje jasnego obrazu tego, kim ma się stać
zanim zacznie przygotowania. Tak samo jest z małżeństwem. Osoba
przygotowująca się do ślubu musi mieć jasny obraz roli, którą
będzie musiała wypełnić.
Z oczywistych powodów przygotowanie mężczyzny będzie się różniło
od przygotowania kobiety. W tym rozdziale przedstawię główne
przygotowania, które wierzę, że musi podjąć mężczyzna. W
następnym rozdziale Ruth uczyni to samo dla kobiet. Każde z nas
będzie mówiło na podstawie doświadczenia dwóch małżeństw.
Jaka jest rola mężczyzny w małżeństwie?
Naturalną koleją rzeczy jest to, że początkowa rola męża jest
krokiem do drugiej równie wyzywającej roli – ojcostwa. Obie role
można opisać pojedynczą frazą – głowa
rodziny.
Paweł prezentuje pojęcie głowy przez
przyrównanie go do natury samego Boga i relacji w Trójcy: „A
chcę, abyście wiedzieli, że głową każdego męża jest Chrystus,
a głową żony mąż, a głową Chrystusa Bóg” (1 Kor 11,3).
Paweł opisuje schodzący łańcuch bycia głową, który zaczyna się
w niebie i kończy w rodzinie: Bóg Ojciec jest głową Chrystusa;
Chrystus jest głową mężczyzny (męża); i mężczyzna (mąż)
jest głową kobiety (żony).
W tym łańcuchu Chrystus i mąż mają podwójną relację –
względem kogoś ponad i poniżej. W ten sposób Chrystus
reprezentuje Boga Ojca (ponad Nim) przed mężczyzną (poniżej
Niego); a mężczyzna z kolei reprezentuje Chrystusa (ponad nim)
przed swoją żoną (poniżej niego).
Mamy tutaj jasny biblijny obraz roli mężczyzny,
który stał się również ojcem: on
reprezentuje Chrystusa przed swoją żoną i rodziną.
Jakaż to olbrzymia odpowiedzialność – i jaki święty przywilej!
Jak możesz przygotować siebie na takie budzące respekt wyzwanie?
Kluczem w życiu Jezusa była Jego relacja z
Ojcem. On wyrażał ją na różne sposoby: „nie może Syn sam od
siebie nic czynić, tylko to, co widzi, że Ojciec czyni; co bowiem
On czyni, to samo i Syn czyni” (J 5,19). „Kto mnie widział,
widział Ojca… Słowa, które do was mówię, nie od siebie mówię,
ale Ojciec, który jest we mnie, wykonuje dzieła swoje” (J
14,9-10).
W podobny sposób twój sukces jako głowy rodziny będzie zależał
od twojej relacji z Jezusem. Uczyń Go źródłem swoich słów i
uczynków. Polegaj na Jego sile i mądrości w tobie, a nie w swoich
własnych. Pozwól Mu żyć Jego życiem przez ciebie.
Jakie są niektóre z aspektów Jego życia, które najbardziej będą
objawione w tobie jako mężu i ojcu?
Po pierwsze Jezus jest Kochankiem i Oblubieńcem
swojego Kościoła. Wszystkie Jego inne służby wypływają z
głębokiej, czystej fontanny Jego miłości. Pozwól Mu otworzyć tą
fontannę w twoim sercu. Nie bój się być czułym. Jest to oznaka
siły, a nie słabości. „Miłość jest mocna jak śmierć” (Pnp
8,6). „[Miłość] wszystko zakrywa (ang. zawsze chroni),
wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi.
Miłość nigdy nie ustaje (ang. nigdy nie zawodzi)…” (1 Kor
13,7-8).
Popatrz na czułość, z jaką Pan mówi do Izraela w Księdze
Jeremiasza 31,3: „Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego
tak długo okazywałem ci łaskę”. To właśnie przez tę czułość
Jezus przyciągał do siebie swój lud. Pozwól Mu włożyć miarę
tego w ciebie. Przez to On przyciągnie do ciebie twoją oblubienicę
dokładnie tak samo, jak On przyciąga Kościół do siebie.
W naszym współczesnym, dynamicznym, cynicznym społeczeństwie
zostało bardzo niewiele prawdziwej czułości. Stało się to prawie
zapomnianą cechą. W każdej kobiecie ciągle jest coś, co pragnie
czułości. Ona odpowie na to tak jak kwiat otwiera swoje płatki na
słońce.
Czułość idzie ręka w rękę z romansem. Jeśli chcesz obraz obu
tych cech powiązanych ze sobą, przestudiuj księgę Pieśni nad
Pieśniami. Ta piękna, często odrzucana księga wiele może nauczyć
Boży lud na temat miłości, zarówno Bożej jak i ludzkiej.
Pamiętam, jak Lydia kiedyś zauważyła: „Za każdym razem, gdy
czuję się blisko Pieśni nad Pieśniami, wiem, że jestem na
wysokim poziomie w swoim duchowym życiu.”
Przez kilka tygodni przed poślubieniem Ruth czytałem Pieśń nad
Pieśniami kilkakrotnie. Studiowałem jej różne części –
kochanek, Szulamitka, przyjaciele. Wierzę, że to pomogło mi
zbudować taki rodzaj relacji, która cieszy Ruth i mnie.
Romans sam w sobie nie jest jakimś szczególnym rodzajem
działalności. Jest on cechą sprawiającą, że inne czynności
stają się bardziej ekscytujące i przyjemniejsze. Może to być
zilustrowane czymś tak prostym, jak jedzenie. Romans nie jest jakimś
szczególnym daniem dodanym na koniec posiłku. Jest on przyprawą
dodaną do każdego dania. Może on dodać szczególnego smaku
ekscytacji do tak zwykłych czynności jak robienie zakupów, podróży
do kościoła czy wieczornego spaceru.
Pozwólcie, że powiem coś z własnego doświadczenia. Pomagałem
rosnąć dziewięciu córkom z różnych rasowych środowisk, byłem
dwa razy żonaty, znam kultury i style życia z wielu różnych
części świata. Nie wierzę, że jest gdziekolwiek na świecie
kobieta, która nie doceniałaby romansu i czułości. Czemu masz
mieć monotonne małżeństwo? Podążaj za celem Jezusa i dąż do
małżeństwa, które będzie podobne do tego, jakie On planuje mieć
ze swoim Kościołem.
Inną cechą miłości Jezusa jest oddanie samego
siebie: „…Chrystus umiłował kościół i wydał zań samego
siebie” (Ef 5,25). Udane małżeństwo musi podążać za tym
standardem. Składa się ono z dwóch żyć położonych za siebie
nawzajem. Najpierw mąż, podobnie jak Jezus, kładzie swoje życie
za żonę. Później z kolei żona, podobnie jak Kościół, kładzie
swoje życie za męża. Od tego momentu każde znajduje swoje
spełnienie w życiu drugiego. Kluczem do takiej relacji jest
zrozumienie tego, że biblijne małżeństwo bazuje na przymierzu.4
Oddanie siebie nie jest jednak naturalne dla upadłej ludzkiej
natury, ale musi być rozwinięte. Najpierw jest potrzebna decyzja,
później trzeba to wypracować w swoim codziennym życiu, dopóki
nie stanie się to częścią twojego charakteru. Nie czekaj z
oddawaniem siebie do momentu małżeństwa. Może to sprowadzić
wiele niepotrzebnych cierpień na ciebie i twoją żonę.
Kiedy poślubiłem Lydię miałem niewiele doświadczenia wzajemnych
ustępstw w bliskiej relacji, ponieważ nie miałem żadnych braci i
sióstr. Patrząc wstecz widzę, że sprawiło to niepotrzebne
problemy Lydii i dzieciom. Dzięki Bogu za łaskę, którą dał nam
wszystkim, abyśmy przeszli przez te problemy. Trzydzieści trzy lata
później, kiedy ożeniłem się z Ruth, powiedziałem jej, że
wychodzi za bardziej przygotowanego męża niż na początku Lydia!
Dostaniesz wielki zwrot ze swojego małżeństwa, jeśli już teraz
nauczysz się dawać siebie w relacjach, które masz z tymi, którzy
cię otaczają. Jeśli ciągle żyjesz w domu, poświęć się w
małych uczynkach. Wynieś śmieci, nawet jeśli nie jest jeszcze
twoja kolej, pomóż przy zmywaniu, aby twoja siostra mogła wyjść
ze swoim przyjacielem, opiekuj się młodszym bratem, aby twoi
rodzice mogli spędzić ze sobą wieczór.
Również w kościele jest wiele możliwości
służby. Odwiedzaj chorych, umyj samochód pastora, zgłoś się do
sprzątania miejsca spotkań w soboty wieczorem, pomagaj wdowom czy
osobom niepełnosprawnym zrobić zakupy. Wszystkie te zewnętrznie
małe uczynki pomogą ci budować w sobie dającą siebie naturę
Jezusa, która pewnego dnia wzbogaci twoje małżeństwo i uczyni cię
wzorem dla twoich dzieci.
Obraz Jezusa jako Oblubieńca zawarty w Liście do Efezjan 5,25-26
pokazuje inny aspekt Jego służby – Nauczyciela. On wydał samego
siebie za Kościół, „aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą
wodną przez Słowo”. Nauczanie Bożego Słowa musi uczynić
Kościół czystym i świętym, pasującym do Oblubienicy Chrystusa.
Mamy tu kolejny sposób, w jaki będziesz mógł reprezentować
Jezusa przed swoją żoną i dziećmi: Daj im ten rodzaj nauczania
Biblijnego, który dopasuje ich do bycia częścią Jego Oblubienicy.
Jeśli Bóg pobłogosławi twój dom dziećmi, to nauczanie ich
będzie twoim jednym z najważniejszych zadań. „A wy, ojcowie, nie
pobudzajcie do gniewu dzieci swoich, lecz napominajcie i wychowujcie
je w karności, dla Pana” (Ef 6,4).
W wielu dzisiejszych rodzinach nauczanie biblijne jest często
zrzucane na matkę. Jest to sprzeczne z Bożym porządkiem. Matka ma
oczywiście swoją rolę do spełnienia, ale główna
odpowiedzialność spoczywa na ojcu. W domu, gdzie tylko matka daje
duchowe instrukcje, chłopcy mogą dojść do wniosku, że „Biblia
jest książką dla kobiet”. Kiedy osiągną okres dojrzewania,
mogą łatwo stwierdzić, że nie ma im nic więcej do zaoferowania.
Jak możesz przygotować się do odegrania roli nauczyciela w swoim
domu?
Najważniejsze jest to, abyś nabył ogólną wiedzę biblijną.
Jeśli jest to możliwe, uczęszczaj do kościoła, w którym jest
nauczane zdrowe Słowo Boże. Może ono być uzupełniane w różny
sposób: książki, kasety, kursy korespondencyjne, seminaria,
konferencje, programy radiowe itd.
Z tego miejsca idź do systematycznego zgłębiania studium na temat
podstawowych wielkich doktryn wiary chrześcijańskiej. Potrzebujesz
zbudować solidny fundament. Skup się na takich księgach jak List
do Rzymian, Galacjan, Efezjan, Hebrajczyków. Różne rodzaje
materiału dostępne są z tych samych powyżej przedstawionych
źródeł. Przygotuj się na ciężką pracę!
W tym samym czasie proś Boga, aby otworzył ci
drzwi do sytuacji, w których będziesz mógł zacząć dzielić się
z innymi wiedzą, którą zdobywasz. Jest wiele możliwości: grupy
domowe, grupa studentów, szkoła niedzielna, służba wśród
ubogich. Nauczanie innych jest najlepszym sposobem do ocenienia, jak
wiele już się nauczyłeś.
To wszystko przygotuje cię do wypełnienia roli
nauczyciela w swoim domu. Już teraz powinieneś być wykwalifikowany
do nauczania podstawowych prawd. Poza tym poprzez swoje własne
studium będziesz musiał odkryć inne źródła nauczania, takie jak
wymienione powyżej. Sięgnij po podstawy biblijne w takiej
kolejności, w jakiej będziesz musiał wyłożyć je w życiu swojej
rodziny
Służba Jezusa jako Nauczyciela jest blisko związana z kapłańską
służbą Jezusa jako Wstawiennika. Autor Listu do Hebrajczyków mówi
nam, że po Jego wniebowstąpieniu, Jezus wszedł do miejsca
najświętszego, za drugą zasłonę, aby objawić się jako
Najwyższy Kapłan wstawiający się za nami: „Dlatego też może
zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo
żyje zawsze, aby się wstawiać za nimi” (Hbr 7,25).
W reprezentowaniu Jezusa przed swoją żoną i rodziną musisz
nauczyć się łączyć role kapłańskiego wstawiennika i
nauczyciela. Jako nauczyciel będziesz reprezentował Boga przed
swoją rodziną. Jako wstawiennik będziesz reprezentował rodzinę
przed Bogiem. Nie ma większej służby, w jakiej możesz się
znaleźć. Poniżej jest kilka dróg do przygotowania się na to.
Po pierwsze starannie studiuj biblijne wzory tego rodzaju służby
wstawienniczej. Odkryj rezultaty, jakie są przez nią produkowane w
każdej sytuacji. Podam kilka znanych przykładów: Abraham wstawiał
się za swojego bratanka Lota i Sodomę (1 Moj 18,16-33); Mojżesz
wstawiał się za Izraelem po tym, jak zrobili i uwielbiali złotego
cielca (2 Moj 32,1-14); Mojżesz i Aaron wstawiali się za
Izraelitami umierającymi z powodu plagi (IV Moj 16,41-50).
Rozmyślaj nad tym, co Bóg powiedział odnośnie Izraela w Księdze
Ezechiela 22,30: „Szukałem wśród nich męża, który by potrafił
wznieść mur i przed moim obliczem stanąć w wyłomie, wstawiając
się za krajem, abym go nie zniszczył, lecz nie znalazłem.”
Gdziekolwiek Bóg cię umieści, możesz nauczyć się być „mężem,
który stoi w wyłomie” za innych.
Stwierdzisz, że jest to porywające nauczyć się kapłańskiego
błogosławieństwa, które Aaron i jego synowie mieli ogłaszać nad
Izraelitami (4 Moj 6,24-27). Kiedy staniesz się kapłanem dla całej
rodziny, będziesz miał wzór błogosławienia ich, który będzie
jednym z największych twoich przywilejów!
Drugi sposób, aby przygotować się do roli kapłańskiego
wstawiennika jest praktykowanie regularnego osobistego życia
modlitewnego (jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś). Bądź
systematyczny, poświęć na to swój najlepszy czas. Proś Boga, aby
wkładał w twoje serce ludzi, za których chce, abyś się modlił.
Mogą to być członkowie twojej rodziny czy kościoła,
współpracownicy lub inni znajomi. Powinieneś również wliczyć w
to osoby usługujące Bogu, którzy pomogli tobie i podobnie pomagają
innym. Często dobrze jest zrobić listę ludzi, o których będziesz
się regularnie modlił. Weź za nich osobistą odpowiedzialność
przed Bogiem.
Po trzecie regularnie bierz udział w spotkaniach modlitewnych. Nauka
modlitwy z innymi pomoże ci przezwyciężyć skrępowanie i lepiej
cię wyposaży do modlitwy we właściwym czasie z twoją żoną i
dziećmi. Modlitwa powinna stać się tak naturalna w życiu twojej
rodziny jak jedzenie czy zabawa.
Jest jeden ważny, przynoszący duże korzyści
efekt uczenia się służby kapłańskiego wstawiennika: bardzo ci to
pomoże w innych rolach, w których będziesz reprezentował Jezusa.
Tak naprawdę twój sukces w służbie modlitewnej będzie
najprawdopodobniej określał rozmiary twojego sukcesu właśnie w
tych innych dziedzinach.
Najlepszym podsumowaniem twojej odpowiedzialności
reprezentowania Jezusa w domu jest pojęcie przedstawione na początku
tego rozdziału: być głową.
Co to praktycznie mówi o twojej roli?
Pozwólcie, że odpowiem pytaniem na pytanie: Jaka
jest funkcja fizycznej głowy
w relacji z resztą ciała? Przyjmuje trzy formy: przyjmowanie
informacji z każdej części ciała, podejmowanie decyzji i dawanie
poleceń. Każda część ciała ma prawo do komunikowania się z
głową, ale głowa jest odpowiedzialna za przyswajanie informacji,
które otrzymuje, i następnie podejmowanie właściwych działań.
Wskażę ci teraz prostą ilustrację roli, jaką będziesz miał do
wypełnienia jako głowa domu. Po pierwsze musisz być otwarty na
komunikację z każdym członkiem swojej rodziny – każda potrzeba,
każde zranienie, każda presja, każdy twórczy i budujący pomysł.
Po drugie musisz być w stanie połączyć wszystkie te informacje i
zdecydować się na właściwe działanie, które musi podjąć cała
rodzina. Chociaż przyjmujesz decyzje od pojedynczych osób, twoja
decyzja musi być najlepsza dla rodziny jako całości. Po trzecie po
podjęciu decyzji musisz zainicjować odpowiednie działanie, które
członkowie rodziny mają spełnić.
Czego to wymaga od ciebie? Po pierwsze wrażliwości – zdolności
zauważania potrzeb i uczuć innych, aby przewidzieć problemy i
niebezpieczeństwa, aby przyjąć i zatwierdzić budujące pomysły.
Po drugie mądrości do podejmowania decyzji, które dotyczą nie
tylko twojego życia, ale również życia innych. Po trzecie siły
charakteru i widzenia celu, który twoje decyzje mają osiągnąć,
dodając do tego współpracę innych, jeśli to konieczne.
W 1 Liście do Tymoteusza 3,4-5 Paweł przyrównuje
odpowiedzialność starszych kościoła do odpowiedzialności męża
i ojca w swoim domu: „[Człowiek,] który by własnym domem dobrze
zarządzał, dzieci trzymał w posłuszeństwie i wszelkiej
uczciwości, bo jeżeli ktoś nie potrafi własnym domem zarządzać,
jakże będzie mógł mieć na pieczy Kościół Boży?” Czasownik
przetłumaczony jako zarządzać
oznacza „stać na czele czy przed”. Jest to pozycja męża i
ojca. On idzie na początku rodziny, on przewodzi. Również kiedy
zło lub niebezpieczeństwo zagraża rodzinie, on staje naprzeciw
niemu, stając pomiędzy nimi a tym zagrożeniem. To wszystko może
być podsumowane w jednym, kluczowym słowie: liderstwo,
przywództwo.
Obecnie w prawie każdej grupie społecznej brakuje skutecznych
przywódców. Są również złe siły – zarówno naturalne jak i
nadnaturalne – które przeciwstawiają się takiemu przywództwu i
szukają sposobów podkopania go tam, gdzie może powstać. Główną
konsekwencją jest rozłam życia rodzinnego w strachu. Boży plan
dla małżeństwa i domu zależy od odnowienia przywództwa
przedstawionego w Biblii.
Jeśli postanowisz być takim przywódcą w domu, musisz już
wcześniej się uzbroić, aby umieć zwyciężyć przeciwności.
Będziesz płynął pod prąd współczesnej kultury. Ale w końcu
taka jest różnica pomiędzy rybą żyjącą i martwą: żywa ryba
może płynąć pod prąd, a martwa może jedynie unosić się z
prądem.
Są dwa fundamenty, na których takie przywództwo musi się opierać:
odpowiedzialność i wierność. Normalnie są one z początku
nabywane w pozornie małych i nieważnych funkcjach. Raz nabyte mogą
zapewnić podstawę sukcesu w każdej dziedzinie życia. Bez nich
prawdziwy sukces nie jest możliwy. Jezus powiedział: „Kto jest
wierny w najmniejszej sprawie i w wielkiej jest wierny, a kto w
najmniejszej jest niesprawiedliwy i w wielkiej jest niesprawiedliwy”
(Łk 16,10).
Pamiętam młodego mężczyznę (będę nazywał go Arturem), który
głęboko wpadł w uzależnienie narkotykowe. Później cudownie
spotkał Jezusa i został uwolniony. Jednak moce jego umysłu i woli
były prawie całkowicie zniszczone przez narkotyki. Pastor zaprosił
Artura do swojego domu i zaczął proces rehabilitacji. Pastor
położył nacisk na pewną instrukcję: we wszystkim, o co będziemy
cię prosić, abyś zrobił, szukaj pomocy Jezusa i bądź wierny.
Po około dwóch latach Artur otrzymał pracę w
firmie handlowej. Jego odpowiedzialności były najprostsze i
najbardziej służebne: mycie podłogi, opróżnianie koszy na śmieci
itp. Do każdej z nich Artur stosował zasadę swojego pastora:
szukaj pomocy Jezusa i bądź wierny. Stopniowo jego wierność
przynosiła mu awanse, a każde kolejne stanowisko było bardziej
odpowiedzialne od poprzedniego. Ponownie stawał się normalnym
członkiem społeczeństwa.
Po kilku kolejnych latach w firmie Artur stwierdził, że potrzebuje
opuścić firmę i zacząć praktykować bardziej wyspecjalizowane
powołanie. Kiedy zaczął wyjaśniać swojemu szefowi, o co prosi,
szef bardzo krótko uciął jego wypowiedź. „Nie możesz odejść!
Jesteś jedyną osobą w firmie, której mogę zaufać. Zostań ze
mną, a nauczę cię wszystkiego, abyś przejął cały interes,
kiedy odejdę.”
Artur zbierał żniwo z ziarna, które zasiał przez swoją wytrwałą
wierność.
Obserwacje Salomona na temat wierności są bardzo
pouczające. W Przypowieściach Salomona 28,20 mówi on: „Człowiek
spolegliwy (ang. wierny) ma obfite błogosławieństwo”, a w
rozdziale 20, werset 6 pyta: „kto znajdzie człowieka niezawodnego
(ang. wiernego)?” W zarządzaniu swoim wielkim królestwem, Salomon
przyznał się do potrzeby wiernych ludzi. Nawet z najlepszymi ludźmi
w Izraelu do swojej dyspozycji, on musiał szukać tego, który
spełni jego wymagania.
Dokładnie taki sam opis odpowiedzialności i wierności może być
rozwijany w prawie każdej sytuacji. Józef był wierny najpierw w
domu Potyfara, a później w więzieniu. Wynikiem był awans. Tak
będzie prawie zawsze!
Ludzie pytają się mnie, gdzie otrzymałem
szkolenie przygotowujące do służby. Czasami odpowiadam: „Jako
pielęgniarz w Armii Brytyjskiej stacjonującej w Północnej
Afryce”. Miałem akademickie szkolenie zanim poznałem Pana. Tak
naprawdę traciłem intelektualną równowagę. Potrzebowałem
doświadczenia w stawaniu naprzeciw trudności w sytuacjach z
prawdziwego życia i w przyjmowaniu odpowiedzialności za potrzeby
innych.
Przez cały rok na pustyni byłem przywódcą
tego, co Armia Brytyjska nazywa „oddziałem” ośmiu noszowych.
Naszym domem była trzytonowa ciężarówka, którą dzieliliśmy z
jeszcze dwoma kierowcami. Nasza jedenastka – żyjąc, jedząc,
śpiąc i dzieląc wspólnie trudności – była znana jako
„Pionierzy Prince’a”.
Przez cały ten czas miałem jednego stałego towarzysza: moją
Biblię. Wszędzie nosiłem ze sobą wydanie kieszonkowe. Zawsze, gdy
nie byłem czymś zajęty, czytałem ją. Byłem zdumiony, gdy
odkryłem, jak bardzo jest praktyczna. Opisywała wszystkie sytuacje,
w których się znajdowałem oraz wszystkie problemy, które
przeżywałem. Zawsze też pokazywała mi Bożą odpowiedź. Do końca
mojego pobytu na pustyni miałem dobrą, całkowitą wiedzę
biblijną, która zapewniła solidny fundament dla każdej
późniejszej fazy mojego duchowego rozwoju.
Przez pięć lat spędzonych w armii, po tym jak
poznałem Pana, utrzymywałem spójne chrześcijańskie świadectwo.
W sprawie sumienia stawałem często przeciw innym żołnierzom a
nawet oficerom nade mną. Kiedy zakończyłem swoją służbę, ocena
charakteru w moich dokumentach była najwyższa, jaką może przyznać
Armia Brytyjska: Wzorowy.
Miało to chyba większe znaczenie niż jakikolwiek dyplom
teologiczny, jaki mógłbym kiedykolwiek otrzymać.
Oczywiście twoje życie nie będzie miało
dokładnie takiego samego wzoru, jak moje. Bóg traktuje każdego z
nas indywidualnie. Dzięki Bogu, że tak robi! Ani Kościół, ani
świat nie potrzebuje „masowo-produkowanych” chrześcijan. Z
drugiej strony są pewne ogólne zasady, które dotyczą prawie
wszystkich.
Ponad wszystko oddaj się całkowicie Bogu (dzieliłem się tym w
rozdziale 4). Następnie ufaj Mu, że będzie cię prowadził
ścieżką, która wypełni Jego szczególny plan dla twojego życia.
Werset, który zawsze sprawdzał się w moim życiu, to Księga
Przypowieści Salomona 3,6: „Pamiętaj o nim na wszystkich swoich
drogach, a On prostować będzie twoje ścieżki!”
Po drugie patrz na każdą sytuację, w której się znajdujesz jako
specjalnie zaaranżowaną przez Boga, aby wyćwiczyć cię i rozwinąć
w tobie pewne aspekty twojego charakteru i osobowości. Możesz
znaleźć się w różnych nieoczekiwanych i nieprzyjemnych
okolicznościach, ale nie narzekaj. Pamiętaj Józefa w więzieniu!
Muszę powiedzieć, że nie miałem radości przez większość czasu
spędzonego na pustyni, ale dziękuję Bogu za to, że w ten sposób
wyposażył mnie we wszystko potrzebne do późniejszego życia.
Po trzecie uczyń Biblię największym priorytetem do studiów. Nigdy
nie pozwól, aby cokolwiek innego wyszło ponad to. Szukaj
interpretacji każdego etapu swojego doświadczenia w świetle
Biblii. Będziesz zdziwiony, jak wiele światła to wnosi.
W dziedzinie edukacji polecam szukania takich studiów, które będą
zgodne z drogą, którą wierzysz, że Bóg przeznaczył dla ciebie.
Osobiście nie jestem zwolennikiem edukacji dla samej edukacji.
„Wieczny student” jest często żałosną postacią.
Najmądrzejszy człowiek na świecie powiedział o takim stylu życia:
„Pisaniu wielu ksiąg nie ma końca, a nadmierne rozmyślanie męczy
ciało” (Kazn 12,12). Czasami również wydaje się, że nie ma
końca zdobywania stopni naukowych!
Normalnie twój duchowy rozwój powinien znaleźć
pełen wyraz w uporządkowanym życiu społeczności zapewnianej
przez kościół lokalny. Tutaj pod właściwym prowadzeniem pastora,
doświadczysz ciągłego rozwoju w trzech powiązanych ze sobą
dziedzinach: w twoim zrozumieniu Słowa Bożego, twoich ćwiczeniach
do Bożej służby oraz w oczyszczeniu i wzmocnieniu twojego
chrześcijańskiego charakteru. Ten sam proces, który czyni cię
mężem Bożym przez przygotowanie do wszelkiego dobrego dzieła (2
Tym 3,17), również przygotuje cię do bycia głową w swoim domu.
8.
Przygotowania kobiety do
małżeństwa
Z perspektywy Ruth
Jak mogę się przygotować do małżeństwa?... Nie wiem, czy
ktokolwiek i kiedykolwiek mnie poprosi!... Nie wiem, jakiego typu
mężczyznę mogę poślubić… Każda relacja, jaką kiedykolwiek
miałam, nie powiodła się… Nie ma żadnego chrześcijańskiego
kawalera, który spełnia moje oczekiwania… Wzięcie ślubu to
ryzyko. Nie widzę zbyt wielu udanych małżeństw, nawet w Kościele…
Czy warto próbować przygotować się, jeśli może się to nigdy
nie wydarzyć?... Nie chcę marnować swojego życia na czekanie i
zastanawianie się…
Wiele niezamężnych kobiet mówiło mi tego typu rzeczy. Wszystkie
obiekcje są uzasadnione. Młode kobiety stają obecnie naprzeciw
okoliczności i problemów specyficznych dla tego tysiąclecia. Od
czasów Ewy do obecnych czasów przeznaczenie kobiet było jasne:
albo wyjdzie za mąż i wychowuje dzieci, albo jeśli nikt jej nie
wybrał, zostaje w domu w powiększonej rodzinie i pomaga tym, którzy
jej potrzebują. Bardzo się to zmieniło za ludzkiej pamięci, a
szczególnie od czasu „wyzwolenia” kobiet.
Bez wątpienia wyzwolenie kobiet przyniosło wiele korzyści. Wiele
kobiet zostało wyzwolonych z wyzysku czy niewoli, które w
niektórych przypadkach mogłyby być zakwalifikowane jako
niewolnictwo. Niestety ogólny bilans wykazuje tyle samo pasywów, co
i aktywów. Wskaźnik rozwodów gwałtownie wzrósł, liczba
małżeństw obniżyła się, miliony dzieci zostało usuniętych,
inne dzieci są niechciane lub niekochane, życie rodzinne pogorszyło
się, a wiele kobiet jest niezadowolonych i niespełnionych.
W obliczu tego wszystkiego ciężko jest dzisiaj
młodej kobiecie zrozumieć, jak przygotować się do małżeństwa.
We wcześniejszych pokoleniach córki były uczone przez mamy i
babcie w codziennym życiu. Dzisiaj jednak rzadko się to zdarza.
Kobieta, która miała nieudane małżeństwo nie może nauczyć
swojej córki przez danie przykładu. Często sama matka nie była
uczona, ponieważ małżeństwo jej
matki również było nieudane. Co
więcej kobieta, która ciężko pracowała cały dzień, aby zarobić
na życie, często ma mało czasu i sił, aby poświęcić się
uczeniu swojej córki robót domowych.
Część naturalnych przygotowań do małżeństwa
jest wynikiem obserwacji rodziców, np. role każdej z płci oraz
wzajemny stosunek pomiędzy ojcem i matką. Dziewczynka, która
dojrzewa w rozbitym domu, nie może obserwować swojej matki w roli
żony. Jeśli nie ma ona ciągle mieszkającego z nią ojca, zostaje
pozbawiona możliwości bliskiej naturalnej więzi z mężczyzną.
Dziewczynka potrzebuje docenienia ze strony swojego ojca, gdy zaczyna
podejmować kroki w kierunku dojrzałości, zarówno dla poczucia
własnej wartości, jak i do przygotowania do relacji ze swoim mężem.
Zamiast przyjmować praktyczne przygotowanie do małżeństwa
współczesna dziewczyna jest bombardowana przez humanistyczne i
feministyczne filozofie w szkole, w telewizji, w czasopismach. Jest
uczona, jak uczynić się atrakcyjną. Oczekuje się od niej
zrobienia kariery i oferuje się jej wiele możliwości do nauki –
ale nikt jej nie uczy, jak odnieść sukces jako żona.
Możemy zapytać: Czy jest możliwe dla młodej kobiety, aby
współcześnie przygotować się do małżeństwa? Czy w
społeczeństwie, które tak bardzo się zmieniło, warto nawet
próbować się przygotować? Czy nie powinna po prostu zaryzykować?
Moja odpowiedź jest następująca: Dla tych, którzy chcą spędzić
czas i spróbować, chcą „zapłacić cenę”, przygotowanie do
małżeństwa przyniesie niezliczone korzyści. Bez względu na to,
czy kobieta w końcu wyjdzie za mąż czy nie, przygotowanie do
małżeństwa może umożliwić jej znalezienie spełniania w życiu.
Ponadto wyniki nie są ograniczone do życia na ziemi. Bóg miał już
plan przygotowania Oblubienicy dla swojego Syna, Pana Jezusa, jeszcze
zanim stworzył świat. Biblia daje żywy obraz punktu kulminacyjnego
obecnego wieku: wesela Baranka.
Na długo przed jakimkolwiek pomysłem poślubienia
Dereka stwierdzenie zawarte w Objawieniu Jana 19,7: „i oblubienica
jego przygotowała się” stało się dla mnie wyzwaniem i
inspiracją. Pan objawił mi samego siebie, kiedy byłam
czterdziestoletnią, rozwiedzioną kobietą i napełnił mnie
niesamowitą miłością do Niego. Byłam zadziwiona, że On może
mnie tak mocno ukochać, że On zaakceptował mnie taką, jaka byłam
i że ma szczególny plan do mojego życia.
W tym fragmencie jednak zauważyłam, że Jego plan nie daje mi tylko
tymczasowego szczęścia. On chce ze mną dzielić wieczność! Moja
odpowiedzialnością było uczynić się gotową, aby być częścią
Jego oblubienicy.
Dało mi to zupełnie nowe spojrzenie na mój stan
niezamężny. Odkrywanie swojego charakteru i uczenie się życia
pełnego satysfakcji, które na tym się nie kończy, ale prowadzi do
czegoś zdecydowanie większego. Od tego momentu znalazłam pełne
spełnienie w służeniu swojemu ukochanemu Panu z całego serca.
Kilka lat później niespodziewanie i w
niesamowity sposób On wprowadził do mojego życia Dereka i wkrótce
zauważyłam, że jestem przygotowana do poślubienia swojego
ziemskiego oblubieńca. (Dzielę się tą historią w rozdziale 12.)
Później odkryłam i nadal jeszcze odkrywam, że te same wartości,
które czynią kobietę podobającą się Panu, czynią ją również
podobającą się mężowi.
Jeśli zaczniesz przygotowywać się do małżeństwa na ziemskim
poziomie z sercem zwróconym do Pana Jezusa, pamiętając, że twoim
ostatecznym przeznaczeniem jest być częścią Jego pięknej
oblubienicy, wtedy będziesz doświadczać nie tylko tymczasowego
szczęścia, ale wiecznej rozkoszy. Przygotowanie do małżeństwa
przygotuje cię również dla Jezusa.
Moim głównym celem w tym rozdziale, skierowanym
szczególnie do kobiet, jest pomoc w wyraźniejszym zobaczeniu celu i
skierowaniu cię, abyś stała się typem kobiety, która będzie
uzupełniać czy czynić pełnym mężczyznę, dla którego Bóg cię
stworzył. Zaoferuję sprawdzone, praktyczne sugestie, wzięte z
Biblii, z własnego doświadczenia i z doświadczeń innych kobiet.
Te sugestie powinny poprawić jakość twojego
życia jako kobiety niezamężnej, bez względu na to czy uczysz się
jeszcze w szkole, żyjesz w domu czy sama się utrzymujesz. Mogą one
być zastosowane do twojej sytuacji bez względu na to, czy jesteś
panną, wdową czy rozwódką oraz bez względu na to czy masz 14 czy
54 lata. Cechy charakteru są wieczne.
W moim przypadku rozpoczęłam przygotowania w
czasie, w którym aktywnie realizowałam karierę zawodową i
wychowywałam dzieci. Później służyłam Bogu na pełen etat w
Jerozolimie, ale zawsze miały zastosowanie te same zasady. Mam
nadzieję, że moje wskazówki pobudzą cię do szukania sposobów
budowania swojego charakteru i poprawieniu swojej własnej osobowości
w sposób odpowiedni tylko dla ciebie. Dwanaście poniżej
przedstawionych przeze mnie sugestii w żadnym wypadku nie wyczerpują
tego tematu!
Przede wszystkim musimy zobaczyć, jak Bóg patrzy
na kobietę. Zanim ją stworzył, opisał ją w następujący sposób:
„Uczynię mu pomoc
odpowiednią dla niego” (1 Moj 2,18; kursywa dodana). Natura
kobiety wyraża się i ma swoje spełnienie w pomaganiu.
Przez całą Biblię Bóg ciągle wypełnia swój obraz kobiety. Ze
swoich notatek opracowałam dwudziestosześcio punktową
„Charakterystykę pomocnika”. Wiele kobiet myśli, że Biblia
jest książką męską, o mężczyznach i dla mężczyzn. Ja jednak
widzę, że jest wypełniona praktycznymi wskazówkami i zachętami
dla każdej osoby i dla każdej dziedziny życia.
Charakterystyka pomocnika
Ogólne
|
W domu
|
Kobiece
|
Duchowe
|
mądra
miła
wierna
lojalna
spokojna
honorowa
godna zaufania
łaskawa
odważna
hojna
|
pracowita
rozważna
silna
troskliwa (dla domu i rodziny)
zdolna
dobra
|
skromna
czysta
cicha i pokornego serca
bezcenna
ufna
|
pełna modlitwy
prorocza
usługująca
pobożna
bojąca się Pana
|
Warto zauważyć, że tylko sześć z dwudziestu
sześciu cech odnosi się w szczególności do domu, a tylko jedna
(troskliwość o dom i rodzinę) jest ograniczona
do domu. Innymi słowy możesz rozwijać je zanim będziesz miała
swój własny dom i stosować je będąc zarówno gospodynią domową,
jak i prowadząc aktywne życie zawodowe.
Poproś Ducha Świętego, aby pokazywał ci, które
z tych cech są obecnie dla ciebie najważniejsze i zacznij szukać
sposobów do ukształtowania ich w swoim charakterze.
Teraz przejdę do moich dwudziestu sugestii:
1. Przygotuj się do roli pomocnika. Kiedy
Bóg stworzył kobietę, miał w tym konkretny cel. Bóg stworzył
kobietę jako osobę inną niż mężczyzna, ponieważ ma ona do
spełnienia inne funkcje. Nie są one mniej ważne, lecz inne. On
stworzył kobietę, aby była „pomocą odpowiednią dla niego
[mężczyzny]” (1 Moj 2,18). Według mnie niektóre z głównych
problemów dwudziestego wieku odnoszą się bezpośrednio do
sfrustrowanej kobiecości. Miliony kobiet nie mogą wypełnić celu,
do którego zostały stworzone.
Mogę o tym zaświadczyć z własnego życia. Odnosiłam sukcesy jako
kobieta czynna zawodowo. Zarówno przed jak i po uzyskaniu stopnia
naukowego po ukończeniu studiów, każda zmiana pracy była dla mnie
awansem. Byłam sekretarką, kierowniczką, nauczycielką, asystentką
kierownika i administratorką w Stanie Maryland, odpowiedzialną za
dwa miliony rocznego budżetu. Nigdy jednak nie byłam w pełni
usatysfakcjonowana. Dopiero gdy wyszłam za Dereka znalazłam głęboką
satysfakcję, która przyszła przez pomaganie, ponieważ do tego
stworzył mnie Bóg.
Jednak patrząc wstecz stało się dla mnie jasne,
że potrzebowałam wszystkich
tych doświadczeń, aby być pomocnikiem Dereka. Nie były to
stracone lata, ale były to lata przygotowania.
Jeśli chcesz być dobrą żoną, musisz stanąć naprzeciw faktu, że
Bóg nie zmienił swoich standardów ani swoich zamiarów. Musisz w
swoim sercu zdecydować, że chcesz być tym, kim Bóg cię stworzył.
Dopiero wtedy możesz zacząć myśleć, jak to osiągnąć. Nie
zaczynaj od znalezienia właściwego mężczyzny; zacznij od samej
siebie.
Dopóki nie wyjdziesz za mąż, nie możesz
dokładnie poznać, jakiego rodzaju pomocnikiem będziesz musiała
być. Określi to powołanie i temperament twojego męża. Jednakże
normalnie główną rolą żony w pomaganiu swojemu mężowi jest
tworzenie dla niego domu. To jest prawdą bez względu na powołanie
męża oraz bez względu na pracę żony. Ogólnie żona robi zakupy,
przynosi jedzenie do domu, gotuje je i podaje do stołu. Robi pranie
i utrzymuje dom w czystości, jest odpowiedzialna za odpowiedni jego
wystrój. Gdy dzieci są małe, wiele z jej czynności koncentruje
się w domu. Kobieta jest odpowiedzialna względem Boga i swojego
męża za kształtowanie oraz formowanie charakterów dzieci, które
są jej powierzone.
To właśnie z jej domu mąż wyjeżdża w świat, aby odnieść
sukces lub przegrać, aby być spełnionym lub sfrustrowanym. Żona,
która tworzy atmosferę miłości i zachęty, pokoju i stabilności,
może oczekiwać dzielenia się w błogosławieństwach i nagrodach
wypływających z powodzenia swojego męża.
To, czy zajmowanie się domem jest interesujące i wyzywające czy
nudne i ponure zależy od jej postawy. Współczesne urządzenia i
wyposażenie kuchni może zarówno „wyzwolić” ją od domu czy
rzucić jej wyzwanie nowego wyższego poziomu kreatywności. Jeśli
przygotujesz swoją postawę już teraz i zobaczysz swój przyszły
dom jako miejsce wyrażania swojej miłości i wdzięczności
względem Boga i swojego męża, zrobisz pierwszy krok w kierunku
szczęśliwej, pełnej sukcesu i spełnienia żony. Inne strony
twojej roli jako pomocnika będą się rozwijać, gdy nauczysz się
funkcjonować ze swoim mężem jako zespół.
Żona, która realizuje swoją własną karierę albo pracuje, aby
pomóc zaopatrzyć rodzinę, zawsze znajdzie się w stanie napięcia
pomiędzy swoją główną rolą jako pomocnika a swoją drugorzędną
rolą. Żonglowanie dwoma rolami jest niekończącym się wyzwaniem.
Najbardziej znaczącą radę, jaką mogę dać, to abyś jasno
widziała swoje priorytety i zrobiła, co w twojej mocy, aby zachować
swoją główną rolę na pierwszym miejscu.
Żona w Przypowieści Salomona 31,10-31 daje przykład kobiety, która
wzięła wizję bycia pomocnikiem. Mamy tu kobietę biznesu, która
zarządza sprawami rodzinnymi tak dobrze, że jej mąż może zasiąść
w przywództwie miasta. Ona kupuje i sprzedaje. Wyciąga współczujące
ręce do biednych. Mówi z mądrością. A jej mąż ma w niej pełne
zaufanie (wers 11).
2. Rozwijaj swoją relację z Panem. Twój
Ojciec niebieski ma plan dla twojego życia, który jest „dobry,
miły i doskonały” (Rz 12,2). Możesz poruszać się szybciej w
kierunku tego planu poprzez świadomy wybór zbliżania się do Boga
i słuchania, co osobiście do
ciebie mówi dzień po dniu. Jeśli jednak nie masz jeszcze bogatej
relacji z Panem, potrzebujesz nauczyć się, jak zbliżyć się do
Niego w swoim codziennym cichym czasie.
Chcę podkreślić, że nie ma dokładnego wzoru, który działa dla
każdego. Wszyscy się różnimy; każdy z nas odnosi się do Boga
według swoich własnych osobowości. Chcę jednak podzielić się
bardzo osobistymi doświadczeniami z okresu przed poślubieniem
Dereka. Być może któryś z moich przykładów wskaże ci właściwy
kierunek.
Zakładam, że jesteś osobą nowonarodzoną, która całkowicie i
szczerze oddała swoje życie Panu. Jeśli nie zrobiłaś tego
pierwszego zasadniczego kroku, a naprawdę chcesz być przygotowana
dla swojego męża, sugeruję, abyś przerwała dalsze czytanie tego
rozdziału i wróciła do rozdziału czwartego „Brama”.
Podam teraz siedem szczególnych wskazówek:
a. Pamiętaj, że
relacja wymaga czasu. Musimy chcieć
spędzać czas z Panem, uwielbiać Go, czytać Jego Słowo, modlić
się, czekać na Niego. Bez tego nigdy w pełni się nie rozwiniemy.
Jest zbyt wielu „opóźnionych w rozwoju chrześcijan” –
cennych dusz, które żyją nowym życiem korzystając ze wszystkich
Bożych, dostępnych dla nich źródeł, ale którzy nigdy się nie
zdyscyplinowali, aby być częścią tego bogactwa.
Pamiętaj, że żadna kobieta nie może dać swojemu mężowi więcej,
niż jest w niej. Pełnia piękna i potencjału w kobiecie nigdy nie
będzie wykorzystana, jeśli nie jest ona rozwinięta duchowo. Teraz
jest czas, aby położyć trwały fundament, na którym będziesz
budować przez całe swoje życie bez względu na to, czy będziesz
zamężna, czy nie.
b. Daj Bogu swój
najlepszy czas. Dla większości z nas
jest to wczesny ranek, zanim staniemy naprzeciw świata. Niezamężne
kobiety mogą nauczyć się skupiać na Jezusie, naszym niebiańskim
Oblubieńcu. Jeśli raz poznamy Go w ten sposób, nie będziemy mogły
robić nic mniej niż wyrażać swoją miłość do Niego jako
najważniejszą rzecz w swoim życiu. Prawie każdego dnia od
momentu, w którym poznałam Jezusa w 1970 roku, nie mówię do
nikogo innego, zanim nie porozmawiam z Panem. On pomaga mi
przygotować się na cały dzień. Nawet jeśli musiałam wyjść z
domu do pracy o 7.30, wstawałam o 5 rano, ponieważ nie mogłam
oszukać Pana.
c. Zacznij od
dziękczynienia i uwielbienia. Każdy
dzień zaczynam od podziękowania Mu za Jego miłość, za krew
Jezusa, za piękno stworzenia, za przywilej służenia Mu. Zwracam
swoją twarz ku Niemu, otwieram swoje usta i śpiewam. On mówi: „Daj
mi oglądać swoje oblicze, daj mi usłyszeć swój głos, gdyż
słodki jest twój głos i pełna wdzięku twoja postać” (PnP
2,14).
Mamy bardzo osobistą relację. Nie jestem wielką
śpiewaczką, ale Panu podoba się, kiedy śpiewam dla Niego.
Przypominam sobie pieśni z kaset uwielbieniowych. Noszę ze sobą
cienki śpiewnik do łazienki i przypominam sobie stare hymny, kiedy
myję swoje zęby i robię makijaż. Mam zróżnicowany repertuar i
używam go, jak Duch Święty mnie prowadzi.
d. Zanim zaczniesz
się modlić, czytaj Biblię.
Uszanujemy Boga, jeśli pozwolimy Mu mówić zanim my zaczniemy mówić
do Niego. Wiele zyskałam trzymając zakładki w dwóch miejscach:
czytaniem Nowego Testamentu od rana i Starego Testamentu wieczorem.
Przez pewien czas czytam po kawałku z ksiąg historycznych, z
Psalmów i ksiąg prorockich i Nowy Testament (na każde z tych
miejsc potrzebuję trzy zakładki).
e. Zachowuj listę
modlitewną, szczególnie gdy modlisz się sama.
Mnie osobiście pomogło to w skupieniu swojego umysłu i pozostaniu
w skupieniu na celu. Uczyniłam prostą listę imion i sytuacji,
pogrupowanych w kategorie – np. o zbawienie, o uzdrowienie, o
kierownictwo, o duchowych przywódców, o szczególne części
Kościoła, o narody. Jedna ważna wskazówka: Nie poświęcaj całej
swojej modlitwy na ludzi z problemami. Módl się również o tych,
którzy mają wpływ na Królestwo Boże. Derek i ja polegamy na
codziennych modlitwach zanoszonych o nas przez inne osoby w Ciele
Chrystusa; błogosławimy ich każdego dnia w naszych osobistych
modlitwach.
Kiedy modlę się sama, mam również mały notatnik z wersetami,
które zostały mi powiedziany w szczególnych sytuacjach i ze
słowami proroczymi od Pana. Całymi dniami przez wiele miesięcy,
kiedy byłam półkaleką, były one dla mnie źródłem zachęty.
Inna rzecz: nie wahaj się modlić o samą siebie. Nie grzęźnij w
bagnie własnych problemów, ale proś Boga, aby pomógł ci
zwyciężyć w tych dziedzinach. On jest gotowy do słuchania i
odpowiadania, ponieważ On chce uczynić nas na obraz i podobieństwo
swojego Syna.
f. Nie ograniczaj
Boga do cichego czasu. Ciągle mam
relację z Panem – ciągle mam otwartą linię komunikacyjną z
Panem. Kiedy byłam sama, miałam Pismo lub kasety z nauczaniem
biblijnym ciągle przy sobie, a więc nigdy nie byłam samotna. W
wolnych chwilach napełniałam swój umysł wersetami biblijnymi lub
czytałam o Bogu. Szczególnie nauczyłam się komunikować z Panem,
gdy moje ręce były zajęte, ale mój umysł był stosunkowo wolny –
zmywanie naczyń, prasowanie, ubieranie się, jechanie samochodem.
Wszystkie te nawyki z życia przed ślubem wzbogaciły (i ciągle
ubogacają) moje małżeństwo.
g. Sprawdź i upewnij
się, że Bóg jest na pierwszym miejscu.
Bóg nienawidzi letniości. „A tak, żeś letni, a nie gorący ani
zimny, wypluję cię z ust moich” (Obj 3,16). Ktoś kiedyś
powiedział: „Jeśli kiedykolwiek byłeś bliżej Jezusa, niż
jesteś obecnie, zszedłeś na złą drogę”. Ludzie schodzą na
złą drogę malutkimi, prawie niezauważalnymi krokami. Sprawdzaj
siebie zanim coś takiego się stanie. Jest długa, twarda droga
powrotna, a tylko kilku ją przeszło. Nie strać tego, co masz!
3. Rozwijaj wierność i lojalność.
Nie możesz zacząć praktykować wierności i lojalności w dniu, w
którym wychodzisz za mąż. Jeśli najpierw z całego serca nie
oddałaś się Panu, a później jakiejś osobie lub sprawie, nie
będziesz przygotowana, aby oddać się swojemu mężowi.
Jeśli jesteś zatrudniona, to czy jesteś wierna względem swojego
pracodawcy? Czy jesteś najemnikiem, który liczy godziny i szuka
wymówek do wzięcia wolnego? Jeśli żyjesz w rodzinie, to czy
bierzesz odpowiedzialność za swoje obowiązki, czy zawsze trzeba
tobie przypominać? Czy jesteś lojalna względem swojej rodziny?
Kiedy składasz obietnicę, to czy jej dotrzymujesz, czy znajdujesz
wymówki, aby od niej odstąpić?
Czy jesteś wierna swojemu zborowi lub grupie modlitewnej? Czy możesz
być zależna, działając w różnych projektach, do których się
zgłosiłaś?
Przeczytaj przypowieść o siewcy w Ewangelii Mateusza 13 i spraw,
aby twój umysł był glebą, na której dobre nasienie przyniesie
dobre żniwo.
4. Rozwijaj w sobie poczucie własnej wartości. Wiele kobiet
wychodzi za niewłaściwego mężczyznę lub zawodzi w swoich
małżeństwach z powodu zbyt niskiej samooceny. Jesteś dzieckiem
Boga. Jezus uczynił cię bardzo wartościową osobą i tak bardzo
cię ukochał, że umarł za ciebie! Nowy Testament i Psalmy są
wypełnione wersetami, które zachęcają wierzących, aby patrzyli
na siebie tak, jak Bóg na nich patrzy. Poświęć czas na ich
zapamiętanie, aby móc w każdej chwili mieć do nich dostęp, bez
względu na to, czy masz Biblię przy sobie, czy nie. Oto kilka z
nich:
„My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w
zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z
chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem.” (2 Kor
3,18)
„Gdyż w nim mieszka cieleśnie cała pełnia
boskości i macie pełnię w nim; On jest głową wszelkiej
nadziemskiej władzy i zwierzchności.” (Kol 2,9-10)
„Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w
was i chcenie i wykonanie.” (Flp 2,13)
„Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w
Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas
Bóg, abyśmy w nich chodzili.” (Ef 2,10)
Głównym działaniem szatana przeciwko wierzącym jest oskarżenie,
a innym zniechęcenie. Naszą najlepszą odpowiedzią, podobnie jak w
przypadku Jezusa, jest Boże Słowo. Gdy czytasz i modlisz się, Duch
Święty może pokazać ci dziedziny, w których potrzebujesz się
zmienić czy udoskonalić. Kiedy tak się dzieje, nie poddawaj się
potępieniu czy rozczulaniu nad sobą. Proś raczej Pana, aby ci
pomógł i wyćwiczył twoją wolę i abyś mógł doprowadzić te
sprawy do końca. Jeśli potrzebujesz uwolnienia od złych duchów
lub jeśli jest przekleństwo nad twoim życiem, które nigdy nie
zostało złamane, szukaj duchowej porady. Ten, kogo Syn uwolnił
jest prawdziwie wolny!
Ważnym rezultatem rozwijania poczucia własnej wartości jest
możliwość dania większej zachęty i zbudowania mężowi. W ten
sposób będziesz mogła pomóc mu rozwinąć w pełni jego
potencjał. Rzadko kiedy spotyka się mężczyznę, który potrafi
rozwinąć się ponad oczekiwania swojej żony. Jej opinia o nim jest
zasadnicza do odniesienia sukcesu przez niego.
Żona, która widzi cały potencjał swojego męża,
może zachęcić go, modlić się o niego, a następnie ekscytować
się oglądaniem, jak Bóg prowadzi go do spełniania.
5. Chciej się uczyć. Ponowne spojrzenie na Przypowieści
Salomona 31 powinno zachęcić cię do rozwijania się w tak wielu
dziedzinach, w ilu tylko możesz. Jeśli jeszcze się uczysz (zarówno
w szkole średniej jak i na studiach), to upewnij się, że
poświęcasz czas również na praktyczne umiejętności: szycie,
gotowanie i odżywianie, opieka na dziećmi, zarządzanie
gospodarstwem domowym, urządzanie domu, układanie kwiatów, robótki
ręczne. Pozwól Duchowi Świętemu, aby cię prowadził w szczególne
dziedziny: taniec, muzyka, fotografia, garncarstwo, wyroby z drewna.
On dokładnie wie, co będziesz musiała umieć, aby pomagać swojemu
mężowi. (Możesz nawet spotkać swojego przyszłego męża na
jakimś kursie!) Doceń wartość sportu i sprawności fizycznej.
Jeśli już pracujesz a nigdy nie miałaś możliwości zdobyć tych
praktycznych umiejętności, uczyń to swoim priorytetem. Sprawdź
lokalne szkoły dla dorosłych, znajdź gospodynię domową, u której
mogłabyś praktykować lub której mogłabyś pomagać jeden czy dwa
wieczory w tygodniu, użyj swojej inicjatywy! Jeśli będziesz
zwlekać, sama możesz być powodem do opóźnienia spotkania swojego
małżonka. Bóg chce cię przygotować!
Dopóki większość twojej odpowiedzialności nie będzie pociągać
za sobą opieki nad dziećmi, powinnaś nauczyć się tak dużo, jak
tylko możesz z wyprzedzeniem. Większość młodych kobiet ma
możliwość opiekowania się dziećmi, ale niektóre kursy
odkrywania wczesnego dzieciństwa czy nawet psychologii młodych
uzupełnią twoje praktyczne umiejętności. Pilnie unikaj pasywnych
zajęć, które pozostawią cię pustą, a twoje zmysły znudzone, a
szczególnie oglądania telewizji. Jesteś pięknym stworzeniem z
życiem Bożym umieszczonym w tobie. Możesz nigdy nie odzyskać
straconego dnia – czy straconej godziny. Jak najbardziej
odpoczywaj, ale odpoczywaj w sposób, który będzie cię budował.
Używaj już teraz swojego czasu mądrze. Gdy zwiększy się liczba
twoich odpowiedzialności, twój wolny czas się skurczy. Teraz masz
możliwość zainwestować swój czas w działania, które będą
przynosić ci korzyści przez całe życie, bez względu na to czy
będziesz żoną czy nie.
6. Chciej usługiwać. Nie ma lepszego sposobu dla kobiety w
wyrażaniu swojej miłości do męża niż usługiwanie mu. To jak
ona mu usługuje będzie zależało od jej osobowości i kariery, ale
kochająca żona będzie poznawać swojego męża i uczyć się
zaspokajać jego potrzeby zanim o nie poprosi. Utrzymywanie waszego
domu jako wyraz swojej miłości do swojego męża i jako usługiwanie
mu sprawi, że nie będzie to harówką.
Jak możesz się z wyprzedzeniem przygotować do
usługiwania swojemu mężowi? Przez usługiwanie innym z
zadowoleniem w sercu! Derek i ja byliśmy pobłogosławieni przez
lata naszego małżeństwa przez wiele młodych kobiet, które
usługiwały nam w naszym domu. Oglądałam, jak rozkwitały, gdy ich
pewność siebie we własne możliwości wzrastała. Słowa Jezusa w
Ewangelii Łukasza 16,10-12 są tak odpowiednie dla niezamężnych
kobiet. Jeśli jesteś gotowa usługiwać innym, być wierną w
małych rzeczach i nad czyjąś własnością, Bóg we właściwym
czasie da ci twoje własne.
Nie ograniczaj siebie do oczywistych dziedzin
służby – odwiedzania chorych i wykonywania prac wolontariuszki w
szpitalu czy w kościele. One są ważne, ale szukaj również
sposobów, przy których będziesz mogła podnosić swoje
umiejętności.
Proś Pana, aby pokazał ci te umiejętności, które przygotują cię
do pomagania mężowi. One oczywiście nie będą ograniczone do prac
domowych. Jedna z najszczęśliwszych żon, jakie znam, cieszyła
się, gdy mogła stać się księgową swojego męża, gdy zaczynał
prowadzić interes, a do tego czasu miała już trening. Inny
przykład, żona pastora projektuje i ubiera siebie i ich dziewczęcą
część rodziny. Ze swoimi wykwalifikowanymi palcami może kopiować
pomysły, które widzi w drogich salonach mody. Jej mąż zbiera
komplementy za swój piękny dom oraz rodzinę i błogosławi je w
zamian.
Kilka lat temu Derek i ja podjęliśmy się budowy domu w
Jerozolimie. Mieliśmy bardzo aktywne, zajęte życie przez służbę
i irytowałam się z powodu czasu i energii, które zabierało nam
planowanie, kupowanie i wyposażanie domu 6000 mil od nas. Zebrałam
konieczne umiejętności wiele lat wcześniej, ale uważałam je za
mniej istotne niż pewne inne rzeczy. Moja postawa zmieniła się
przez jedno zdanie, które wypowiedział Derek: „Być może jest to
część twojego przygotowania do wieczności; być może Pan będzie
chciał, abyś umeblowała galaktykę w wieczności!” Teraz, kiedy
już w nim mieszkamy, ciągle dziękuję Bogu, że miałam przywilej
urządzać piękną, pełną pokoju świątynię, w której możemy
się modlić i pisać. Kiedy zaczniesz widzieć swoją służbę jako
przygotowanie do wieczności, cała twoja perspektywa się zmieni!
W codziennym życiu ucz się traktować ludzi tak, jakbyś chciała
być traktowana. Duża część sztuki usługiwania polega na
staromodnych dobrych manierach – liczenia się z innymi i myślenia
o innych. Niektórzy z najbardziej kochających młodych kobiet i
mężczyzn, jakich spotkałam, to ci którzy pracowali jako kelnerzy
czy kelnerki.
Mogę szczerze powiedzieć, że zadanie, które
najbardziej mnie satysfakcjonuje, to usługiwanie Derekowi. Zanim
jeszcze się pobraliśmy, zaczęłam szukać sposobów do zdjęcia z
niego ciężarów. Od czasu ślubu nauczyłam się brać
odpowiedzialność za wszystkie praktyczne detale codziennego życia.
Staram się utrzymać życie maksymalnie nieskomplikowane dla niego,
bez względu na to czy jesteśmy w domu, czy usługujemy i jesteśmy
w podróży. Kiedy podróżujemy, mam w swojej walizce różne
urządzenia i zapasy, aby dać Derekowi maksymalny komfort w każdej
sytuacji.
Ciągle śmiejemy się, kiedy przypomnimy sobie incydent na lotnisku
w Londynie kilka lat temu. Byliśmy w podróży do Belfastu i robiono
gruntowne przeszukanie wszystkich naszych bagaży. Oficer ochrony
potrząsnął głową w zdziwieniu nad urządzeniem do zamykania
drzwi (mieliśmy kilka sytuacji, kiedy grupa dzieci wpadła przez
nasze drzwi bez pukania) i korek do wanny (jeden z naszych czterech
hoteli miał zły korek do wanny).
Kiedy oficer ochrony zobaczył czajniczek do herbaty, zaczął się
nami coraz bardziej interesować. Wyjaśniłam, że poza Wielką
Brytanią większość hoteli nie zapewnia możliwości przygotowania
herbaty w pokojach i zawsze wożę go ze sobą, aby móc zapewnić
swojemu mężowi poranną herbatę.
Na końcu otworzył małe torebki z bawełny,
zawierające suszone owoce, orzeszki i zapytał: „Proszę Pani,
czemu Pani wozi to ze sobą?” Wyjaśniłam, że czasami obsługa
hotelowa nie jest dostępna, i zawsze staram się mieć coś przy
sobie na wypadek, gdyby mój mąż był głodny. Zamknął moją
walizkę, spojrzał na mnie i powiedział: „Jesteś najlepiej
przygotowaną kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem!”
Staram się pilnie robić tylko te rzeczy dla Dereka, których nikt
inny nie mógłby zrobić. Całą resztę powierzam komuś innemu.
Jeśli staję się zbyt zajęta taką ilością szczegółów, nie
mogę być wystarczająco elastyczna, aby być pomocna natychmiast.
Jedną z moich głównych odpowiedzialności jest chronienie go przed
niepotrzebnymi przerwami i przed ludźmi, którzy bez wyraźnej
potrzeby żądają, aby się z nim widzieć.
7. Chciej dostosowywać się do priorytetów swojego męża.
Biblia mówi o „dawnych świętych niewiastach, które ufały
Bogu i dopasowywały się do planów swoich mężów” (1 P 3,5 –
tłumaczenie z języka angielskiego z Living Bible). Obowiązkiem
żony jest być elastyczną, gotową do przystosowania się do
pragnień męża, ponieważ on jest głową (1 Kor 11,3) i nadaje
kierunek, w jakim ich wspólne życie popłynie. Żona powinna być
królową w domu, ale mąż jest królem!
Podziwiam Rebekę, która opuściła swój dom, rodzinę i kulturę,
aby pójść ze sługami w nieznaną przyszłość i poślubić
mężczyznę, którego jeszcze nie poznała. Okazała ona wiarę i
zdolności przystosowawcze. Podziwiam również Sarę, która
pozostawiła bezpieczeństwo Ur i podróżowała ze swoim mężem
przez większość swojego życia. Urodzenie dziecka w wieku 90 lat
musiało wymagać od niej znaczących zmian w jej stylu życia!
Elastyczność jest potrzebna nie tylko przy wielkich posunięciach,
ale również w małych rzeczach codziennego życia. Byłam „rannym
ptaszkiem”, a Derek jest osobą siedząca w nocy. Ale dzięki łasce
Bożej zmieniłam się, abyśmy mogli zachować ten sam rozkład
dnia. Nauczyłam się również drzemać z nim po południu; mamy
więc dwa dni każdej doby.
Mamy również trzy różne style życia – jeden w domu w
Jerozolimie, gdzie żyjemy spokojnie, spędzamy większość czasu na
wstawiennictwie i pisaniu; drugi na Florydzie, gdzie jesteśmy
zaangażowani w wiele czynności organizacji Derek Prince Ministries
i w kościele, w którym Derek jest starszym; i kolejny, kiedy
podróżujemy kilka miesięcy każdego roku, aby usługiwać.
Dziękuję Bogu za każdy dzień, w którym uczyłam się być
elastyczną zanim poznałam Dereka! Byłoby zbyt późno, gdybym
czekała z tym, aż wezmę ślub.
Przypatrywałam się wielu młodym kobietom, które zmieniały swoje
uczesanie i styl ubierania się, sposób w jaki gotowały i sposób
zabawy, aż się dopasowały do pragnień ich mężów. Sprawianie
przyjemności swojemu mężowi przyniesie ci znacznie więcej
błogosławieństw niż sprawianie przyjemności sobie samej.
8. Ucz się modlić i wstawiać za innych. „W każdej
modlitwie i prośbie zanoście o każdym czasie modły w Duchu i tak
czuwajcie z całą wytrwałością i błaganiem za wszystkich
świętych i za mnie…” (Ef 6,18-19).
Bóg szuka wstawienników. Gdy spędzasz codziennie czas z Bogiem,
proś Go, aby pokazał ci, co jest w Jego sercu, aby móc się o to
modlić. Gdy będziesz uczyć się wstawiennictwa, nie będzie ci
brakowało rzeczy, o które będziesz mogła się modlić. Bóg
przypomni ci ludzi i sytuacje w twoim umyśle, a ludzie będą prosić
cię twoje modlitwę.
Są dwie różne korzyści dla niezamężnej
kobiety, która jest wstawienniczką. Po pierwsze odciąga to jej
umysł od niej samej, jej problemów i niezamężnego stanu (jeśli
jest to dla niej problemem). Po drugie przygotuje to ją do
wstawiania się o swojego męża. Znam dwie młode kobiety, których
mężowie byli dobrymi, ale nie nadzwyczajnymi mężczyznami, które
zaczęły się modlić i wstawiać o swoich mężów dwie-trzy
godziny każdego dnia. Dwa lata później obaj mężczyźni odnosili
wybitne sukcesy, osiągnęli powodzenie duchowe i w swoich karierach.
Duża część sukcesu męża będzie zależała od twoich możliwości
wstawiennictwa.
Proś Boga, aby połączył cię z innymi, podobnie myślącymi o
modlitwie kobietami. „Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was
na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją
od Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 18,19). Modlitwa z inną
osobą przygotuję cię do modlitwy w jedności z twoim mężem.
Mam wielki dług względem dwóch holenderek,
które poznałam w Jerozolimie, które wstawiały się razem w
wielkiej jedności. Pewnego dnia podczas miesięcy mojego
inwalidztwa, gdy odwiedziły mnie, modliły się spontanicznie do
Boga, aby dał mi partnera modlitewnego. Nieco ponad rok później
wyszłam za mąż za Dereka. Ich modlitwa została wysłuchana w
sposób, jakiego żadna z nas nie oczekiwała!
9. Naucz się właściwie troszczyć o swoje ciało. Większość
młodych kobiet zaniedbuje swoje ciało. Jeśli nie mają dużych
problemów zdrowotnych, wkładają ogromny wysiłek, aby sprostać
wymaganiom życiowym. Miałam 32 lata, kiedy moja macocha upomniała
mnie: „Musisz nauczyć się oszczędzać swoją siłę. Nie zawsze
będziesz ją miała.” Zaśmiałam się. Byłam taka silna. Sześć
lat później żałowałam, że nie posłuchałam. Z każdym
dziesięcioleciem jest coraz trudniej odnowić swoją siłę. Bóg
uczynił kilka cudów względem mnie od 1968 roku, ale ciągle muszę
przykładać szczególną uwagę do odżywiania się i ćwiczyć, aby
móc odpowiedzieć na wymagania Bożego powołania.
Bóg powiedział Derekowi ponad dwadzieścia lat temu: „Jeśli
chcesz wypełnić służbę, którą dla ciebie mam, będziesz musiał
mieć silne, zdrowe ciało, a ty masz nadwagę”. Nie każdy
otrzymuje tak osobiste kierownictwo, ale nie jest to mniej trafne dla
ciebie i dla mnie. Potrzebujemy mocnych, zdrowych ciał, aby wypełnić
Boży plan dla naszego życia.
Wiemy dzisiaj, że nie jest miłością dawanie swoim mężom i
dzieciom słodyczy oraz dużych deserów – czy nawet wielkich
soczystych steków. W ciągu ostatnich piętnastu lat sposób
odżywiania mocno skierował się ku naturalnemu jedzeniu i odejściu
od białego cukru, białej mąki, czerwonego mięsa i tłuszczów.
Wielu mężczyzn i kobiet w średnim wieku, którzy cierpieli na
choroby serca lub inne kardiologiczne problemy, znajdują pomoc w
diecie i ćwiczeniach.
Młodsi ludzie mogą korzystać z tego, co już jest wiadome i w ten
sposób uniknąć błędów i chorób poprzednich pokoleń. American
Institute for Cancer Research (Amerykański Instytut Badań nad
Rakiem) donosi, że często można zapobiec rakowi przez właściwą
dietę i używanie konkretnych witamin i minerałów.
Karmienie rodziny i odkrywanie dobrych nawyków żywieniowych jest
odpowiedzialnością żony. Im więcej możesz się nauczyć przed
ślubem i im więcej przepisów wydoskonalisz, tym bardziej będziesz
gotowa, aby utrzymać męża oraz dzieci w sile i dobrej kondycji.
Teraz jest również czas na rozwijanie swojego ciała przez
ćwiczenia fizyczne czy uprawianie sportu. Jednym z najlepszych
sposobów na zwyciężenie nudy i frustracji jest aktywność
fizyczna. Później odkryjesz, że wspólne uprawianie sportu jest
jednym z najbardziej satysfakcjonujących sposobów wspólnego
odpoczynku męża i żony. Przygotuj się już teraz i rozwijaj różne
umiejętności sportowe: pływanie, jazdę na nartach, windsurfing,
nurkowanie, jogging, badminton, tenis.
W naszym wieku Derek i ja spacery i piesze wycieczki uznajemy jako
najlepszą formę aktywności fizycznej. Chodzenie za rękę, jak to
robimy, jest prawdziwą tajemnicą do utrzymania jedności, zarówno
fizycznej jak i duchowej. „Czy idzie dwóch razem, jeżeli się nie
umówili (ang. zgodzili)?” (Am 3,3).
Jest wiele dobrych książek na temat odżywiania
się i uprawiania sportu. Wymienię tylko dwie z nich: Aerobic
for Women autorstwa Betty Cooper oraz
The Pritkin Program for Diet and
Exercise autorstwa Nathana Pritkina.
Super korzyść: sprawne fizycznie i odpowiednio się odżywiające
młode kobiety mają dużo łatwiej podczas bycia w ciąży i pracy
oraz mają zdrowsze dzieci.
10. Obserwuj postawę żon w przykładnych małżeństwach.
Jednym z moich pierwszych odkryć po nawróceniu były pewne
chrześcijanki, które miały postawę względem swoich mężów,
jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. Byłam pod wrażeniem i
uznałam za wyzwanie ich kobiecość i oddanie swoim mężom.
Wyglądały na całkowicie usatysfakcjonowane swoimi rolami i
spełnione w swoim sposobie życia.
Nawet chociaż nie myślałam wtedy o ponownym zamążpójściu, nie
mogłam przestać obserwować ich postawy. Zauważyłam wtedy, że
potrzebuję tych samych cech, jakie widziałam w nich, aby
przygotować się dla Jezusa, mojego Oblubieńca.
Poszukaj zamężnych kobiet, poproś Ducha
Świętego, aby pokazał ci cechy odpowiednie dla ciebie (i rzeczy do
uniknięcia!). Nie staraj się być kopią którejś z nich. Jeśli
masz swoją osobowość, możesz posiąść cichego i spokojnego
ducha bez stawania się myszką. Niektóre naturalnie ciche kobiety
są po prostu znudzone – albo mogą być całkiem zgorzkniałe lub
mieć ostry język. Cichy i spokojny duch to postawa.
Wiedz, że pewnego dnia możesz być wzorem dla innej kobiety, jeśli
pilnie przygotowujesz się i dalej się rozwijasz po ślubie. Chcesz
móc powiedzieć: „Bądźcie naśladowcami moimi, jak i ja jestem
naśladowcą Chrystusa” (1 Kor 11,1).
11. Ufaj Bogu, bądź gotowa czekać. Derek mówił już o tym
w rozdziale 6: „Osiem wskazówek”. Wspominam o tym jeszcze raz,
ponieważ zaufanie jest jedną ze szczególnie kobiecych cech
wymienionych na początku tego rozdziału. Bóg cię kocha. „Nie
odmawia tego, co dobre, tym, którzy żyją w niewinności” (Ps
84,11). Jeśli spełnisz Jego warunki, On będzie się troszczył o
ciebie bez względu na to, czy jesteś zamężna, czy nie.
Zbyt często kobiety wychodzą za mąż z powodu strachu, że nigdy
nie będą miały innej szansy. Później dopiero dowiadują się, że
lepiej pozostać niezamężną niż poślubić niewłaściwego
mężczyznę. Ich życie zaczyna stawać się katastrofą, a często
również życie ich dzieci i wnuków.
Znam kobiety, które doszły do spełnienia w
swoim życiu osobistym i karierach zanim Bóg przyprowadził je do
ich doskonałego małżonka. Jedna droga mi przyjaciółka miała 39
lat, gdy wzięła ślub, spotkałam ją, gdy miała 69 lat, doskonała
żona swojego męża. Inna kobieta, rozwódka, była przez 21 lat
sama, gdy później w wieku 58 lat spotkała wdowca. Rzadko widziałam
doskonalszą parę! Każda z tych kobiet minęłaby się z Bożą
wolą, jeśli poślubiłaby niewłaściwego mężczyznę lub
pozostała w całkowicie samotnym życiu. Bóg miał je w swojej
opiece, ponieważ zaufały Mu.
12. Ustal sobie cele; ustanów sobie priorytety. Twoje cele i
priorytety nie będą dokładnie takie same jak moje. Bóg
przygotowywał mnie do wyjścia za Dereka, a ciebie będzie
przygotowały do tego, abyś stała się doskonałą pomocą dla
kogoś, kto może być zupełnie inny. Musisz ustalić swoje własne,
osobiste cele. Jednak niezależnie od celów, zasady pozostają te
same.
Wróć do „Charakterystyki pomocnika”, następnie przejrzyj
powyższe punkty od 1 do 11. Proś Pana, aby pomógł ci znaleźć
te, które są odpowiednie dla ciebie, dziedziny, w których nie
spełniasz oczekiwań lub cech, których nigdy wcześniej nie
rozpatrywałaś. Najpierw zrób listę tych długoterminowych celów.
Z tej listy wybierz kilka krótkoterminowych celów, które mogłabyś
spokojnie osiągnąć w ciągu najbliższych trzech miesięcy,
sześciu miesięcy i następnego roku. Bądź realistką. Rozważ
swoje obecne możliwości. Nie próbuj przebiec maratonu w następnym
tygodniu, jeśli nigdy nie biegałaś dalej niż od lodówki do
telewizora. Weź pod uwagę swoje obecne odpowiedzialności: studia,
pracę, któregoś z rodziców, o którego jesteś odpowiedzialna czy
dzieci z poprzedniego małżeństwa. Jeśli byłaś chora lub
przestałaś dbać o zdrowie i dobre odżywianie, powinnaś uczynić
dbanie o swoje ciało wysokim priorytetem.
Później, jak już ustalisz swoje cele, powinnaś ustanowić swoje
priorytety, które będą cię do nich prowadzić. Nie próbuj zrobić
wszystkiego od razu. Z drugiej strony jednak Duch Święty może
poprowadzić cię do pracowania nad więcej niż jedną dziedziną w
tym samym czasie.
Rzeczą, która może pomóc, jest zapisywanie, jak korzystasz ze
swojego czasu. Bądź szczera. Później przejrzyj ją i ustal, co
jest najważniejsze (1, 2, 3, itd.). Zacznij wykorzystywać czas
zgodnie z tym porządkiem ważności. Dodaj swoje nowe cele we
właściwe miejsca. Jeśli zmienisz swoje priorytety, twoje życie
zacznie się zmieniać.
Kiedy to zrobiłam wiele lat temu, dwie z pierwszych rzeczy, które
musiały zająć niższe pozycje, to były puste rozmowy (nawet te o
duchowych sprawach) i bezowocne sesje doradcze. Często wiele godzin
doradzałam ludziom, którzy nie spełnili warunków wzrostu
duchowego.
Jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem z tego, jak wykorzystujemy swój
czas i z każdego bezużytecznego słowa, jakie wypowiadamy. Nie chcę
stać przed Bogiem i słyszeć, jak mówi: „Mogłaś to robić
lepiej.”
9.
Rola rodziców i pastorów
Normalne jest to, że rodzice interesują się, za kogo wychodzą ich
dzieci. W różnych kulturach i okresach historii było to wyrażane
na różne sposoby. W niektórych formach judaizmu za wybór
współmałżonka byli odpowiedzialni rodzice. Wśród niektórych
kultur arabskich i azjatyckich ma to miejsce do tej pory.
Większości ludzi naszej Zachodniej kultury taki
zwyczaj wydaje się średniowiecznym i śmiesznym autokratyzmem.
Zanim jednak zaakceptujemy taki osąd, powinniśmy poświęcić
trochę czasu na ocenę jego rezultatów. Na podstawie efektów
Zachodnia kultura nie może wskazać na
żaden inny system, ponieważ żadna inna kultura w ludzkiej historii
nie wyprodukowała tak dużego odsetka nieszczęśliwych i rozbitych
małżeństw, z całą listą ich złych społecznych konsekwencji.
Czy jest jakiś jeden sposób ustanawiania związków małżeńskich,
który jest lepszy od innych? Skłaniam się do odpowiedzi, że nie.
Są jednak pewne konkretne zasady, które zawsze mają zastosowanie i
mogą dobrze stosować się w różnych kulturach i systemach
społecznych. Rodzice mogą postępować według tych zasad na
korzyść swoich dzieci, a dzieci mogą stosować je w swoim własnym
życiu. W obu przypadkach wynik będzie zależał raczej od zasad,
które są stosowane, a nie od ludzi, którzy je stosują.
Podstawa sukcesu może być podsumowana jednym słowem: szacunek. Ma
to trzy różne aspekty: szacunek względem Boga i Jego Słowa;
szacunek względem małżeństwa; i szacunek względem ludzkiej
osobowości. Dzieliłem się każdym z tych aspektów w poprzednich
rozdziałach tej książki. Gdzie tego typu szacunek jest zastąpiony
przez złe postawy i motywy (takie jak pożądliwości, żądzę,
pychę czy egoistyczne ambicje), tam żaden system nie będzie dawał
udanych małżeństw.
Biblia pokazuje znaczny stopień elastyczności w sposobie wejścia w
małżeństwo przez jej główne postaci. Na przykład Abraham
zaakceptował odpowiedzialność za znalezienie oblubienicy dla
swojego syna Izaaka i w tym celu posłał swojego sługę do
Mezopotamii. Sługa otrzymał szczegółowe warunki wyboru, ale
koniec końców polegał na modlitwie o objawienie kobiety, którą
Bóg wybrał (zobacz 1 Moj 24,12-14). W pełni się to zgadza z
zasadami przedstawionymi dalej w tej książce.
Dwaj synowie Izaaka, Ezaw i Jakub, sami wybrali sobie żony, a Ezaw
wbrew pragnieniom swoich rodziców. Jakub zrobił zgodnie ze
wskazówkami swoich rodziców, ale w rzeczywistości dokonał swojego
własnego wyboru i negocjował warunki swoich dwóch małżeństw ze
swoim wujem Labanem. Znamienne jest to, że syn, który zaaprobował
wskazówki swoich rodziców, odniósł większy sukces niż ten,
który za nimi nie poszedł.
W okresie Sędziów, Samson sam wybrał za żonę Filistynkę,
przeciwnie do pragnień swoich rodziców. Samson przekonywał swoich
rodziców, aby to oni ustalili warunki małżeńskie w jego imieniu.
Jego wybór żony był sprzeczny zarówno z Prawem Mojżeszowym jak i
radą rodziców. To naprowadziło go na kurs, w którym ostatecznie
poniósł porażkę.
Bez względu na szczególny system zawierania małżeństw, jasne
jest, że rodzice mają zarówno głęboką troskę jak i ważną
odpowiedzialność, aby widzieć, że ich dzieci mają udane
małżeństwa. Jak rodzice w naszej współczesnej kulturze powinni
przystąpić do osiągnięcia tego celu? Poniżej przedstawiam pięć
szczególnych sposobów, w jaki rodzice mogą przyczynić się do
sukcesu w małżeństwach swoich dzieci.
1. Modlitwa. Dniem, w którym rozpoczynamy się modlić, aby
Bóg wyznaczył małżonków dla twoich dzieci, jest dzień ich
narodzin. Taka modlitwa jest inwestycją długoterminową, ale
przynosi ogromne zyski. Znacznie lepiej jest modlić się z
wyprzedzeniem, niż czekać, aż nastąpi jakiś kryzys i wtedy
zacząć się modlić w desperacji. Często może to nie przynieść
większych korzyści niż zamknięcie drzwi stajni po tym, jak koń
już zdążył ponieść.
Pewna para, którą znam, zaczęła modlić się o małżonków dla
każdego ze swoich dzieci w dniu, w którym się urodzili. Dzisiaj,
po ponad trzydziestu latach, cała piątka ich dzieci to
chrześcijanie, a ich współmałżonkowie również są
chrześcijanami. Co więcej droga do ich małżeństw nie była
naznaczona wieloma presjami czy bolesnymi przeżyciami, przez które
przechodzi obecnie wielu młodych ludzi.
2. Przykład. Jeśli chcesz, aby twoje dzieci szukały
najlepszych Bożych rzeczy dla małżeństwa, spraw, aby widziały
taki standard. Nie ma efektywniejszego sposobu niż danie przykładu.
Oferowanie im samych zasad, których nigdy nie widzą w praktyce jest
bardziej podobne do produkowania negatywnych rezultatów niż
pozytywnych. Tragicznym jest fakt, że wielu młodych ludzi nie
widziało szczęśliwego małżeństwa. W efekcie podchodzą do
małżeństwa z cynizmem i rozczarowaniem. Każde małżeństwo,
które rozwija taką postawę, jest praktycznie skazane na porażkę
jeszcze zanim przysięga zostanie złożona.
W rozmowach z młodymi ludźmi o ich problemach i
w obserwowaniu małżeństw, które są udane, doszedłem do wniosku,
że jest pewien element, którego dzieci pragną bardziej niż
czegokolwiek innego, choć mogą nawet nie być tego świadome. Tą
rzeczą jest harmonia.
Jeśli harmonia zaczyna się u rodziców, to naturalnie popłynie z
nich na charakter i zachowanie dzieci. Jeśli jednak rodzice nie mogą
osiągnąć pomiędzy sobą harmonii, to jest mała nadzieja dla ich
dzieci.
Atmosfera harmonii w domu robi więcej w zaspokajaniu potrzeb dzieci,
niż wiele materialnych korzyści, które dzisiaj są uważane wręcz
za nieodzowne. Przez lata mojego pastorstwa w Londynie, razem z Lydią
często mieliśmy niewiele pieniędzy. Pamiętam, że kupowałem
żyletki pojedynczo, ponieważ nie mogłem pozwolić sobie na nabycie
całej paczki! Wiele lat później zapytałem jedną ze swoich córek,
co czuła, gdy byliśmy biedni. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem i
powiedziała: „Nigdy nawet nie pomyślałam, że ty i mama
jesteście biedni!”
Jest jeszcze jedna korzyść płynąca z harmonii
pomiędzy rodzicami: umożliwia im modlitwę o swoje dzieci takim
rodzajem modlitwy, na który Bóg zobowiązał się odpowiedzieć.
Jego obietnica jest zawarta w Ewangelii Mateusza 18,19: „Nadto
powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili (dosłownie:
zharmonizowali)
swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego,
który jest w niebie.”
3. Trening. W Liście do Efezjan 6,4 (zacytowanym już w
rozdziale 7) Bóg wkłada na ojców w swoich domach odpowiedzialność
za ćwiczenie dzieci na Bożych drogach: „A wy, ojcowie, nie
pobudzajcie do gniewu dzieci swoich, lecz napominajcie i wychowujcie
(ang. trenujcie i instruujcie) je w karności, dla Pana.”
Nie chcę przez to powiedzieć, że ojciec musi nieść tą
odpowiedzialność sam i że matka nie ma w tym swego udziału.
Ojciec ma główną odpowiedzialność, aby zainicjować proces
trenowania dzieci i ustanawiania ogólnych wzorów i celów. Ale w
tej strukturze również matka ma niezwykle ważny wkład do
wykonania. Przecież w większości dzisiejszych rodzin to ona jest
osobą, która spędza większość czasu z dziećmi – szczególnie
gdy są jeszcze małe i łatwowierne. Każdego dnia ma ona
niezliczone możliwości do potwierdzania i wprowadzania w życie
zasad ustanowionych przez ojca. Jeśli patrzy ona na siebie jako
biblijnego pomocnika, to nie ma innej dziedziny, w której jej pomoc
byłaby ważniejsza, niż w trenowaniu dzieci.
Główny nacisk powinien być kładziony na trening a nie tylko na
nauczanie. Nauczanie to przekazywanie dzieciom prawd, które
potrzebują wiedzieć. Trening to oglądanie, że one stosują te
prawdy w codziennym życiu. Dzieci mogą otrzymywać nauczanie w
różnych miejscach: kościele, szkółce niedzielnej a nawet w
świeckiej szkole. Jednak dom jest głównym miejscem, w którym
powinny przyjmować trening.
W rozdziałach od 5 do 8 Ruth i ja wyjaśniliśmy różne aspekty
postaw i zachowań, które umożliwią młodej osobie znaleźć
właściwego małżonka i zbudować udane małżeństwo. Ale żadna z
nich nie pojawi się nagle przez jakiś szczęśliwy zbieg
okoliczności w życiu młodej osoby w chwili, w której on lub ona
jest postawiona przed faktem małżeństwa. Takie postawy i
zachowania mogą być jedynie zdobyte przez lata starannego treningu.
Rodzice, którzy prowadzą swoje dzieci w tego typu treningu pomagają
im położyć fundament do szczęścia w życiu małżeńskim.
4. Związek. Tego typu trening nie ma miejsca w szkole, nie
może też być ukończony przez szczególnie przygotowany wykład.
Szkoła czy wykład są zbyt teoretyczne i pozostawia to u młodych
ludzi wrażenie, że przekazane im rzeczy nijak mają się do
codziennego życia. Tego typu rzeczy przekazuje się najlepiej przez
niezobowiązującą, codzienną relację w sytuacjach, które nie są
ani „religijne” ani „akademickie”.
W V Księdze Mojżeszowej autor radzi rodzicom w Izraelu, jak
przekazywać swoim dzieciom przykazania Pana: „Będziesz je wpajał
w twoich synów i będziesz o nich mówił, przebywając w swoim
domu, idąc drogą, kładąc się i wstając.” Rada ta jest
powtórzona prawie dokładnie tak samo w V Księdze Mojżeszowej
11,19. Wprowadzanie w życie zaleceń Mojżesza to proste, codzienne
działania w życiu rodzinnym.
Jakie będą tego odpowiedniki w naszej
dzisiejszej kulturze? Syn pomagający swojemu ojcu kosić trawę czy
wykonywać drobne naprawy przy samochodzie. Matka w kuchni ze swoją
córką, pokazująca jej, jak piec ciasteczka, czy w saloniku
pokazująca jej, jak wywabić plamę z dywanu. Inne działania
angażujące całą rodzinę to wakacje na campingu czy odwiedzanie
miejsc ważnych w historii narodu. Być może najbardziej oczywistym
miejscem do przyjaźni i treningu jest jedzenie przy stole – to
jeden z powodów, dlaczego ważne jest wspólne jadanie posiłków.
W jakiejkolwiek lub we wszystkich tych sytuacjach
rodzice mają nieograniczone możliwości do wpajania swoim dzieciom
zasad dobrego zachowania, łącząc to z praktycznymi zasadami
skrupulatności i porządku w pracy. W międzyczasie rodzice mogą
przeplatać podstawowe prawdy Bożego Słowa w sposób, który
poprowadzi dzieci do zrozumienia obowiązków w życiu.
Jakakolwiek by nie była to sytuacja, jest jedno
podstawowe, niezmienne wymaganie. Jest nim czas
– czas, kiedy rodzice są razem ze swoimi dziećmi w naturalnej,
luźnej atmosferze. Czas mądrze inwestowany w dzieci w ich
najbardziej ufnym etapie rozwoju da rezultaty, które będą trwały
przez resztę ich życia i do samej wieczności.
5. Rada. Gdy dzieci przechodzą z okresu dojrzewania w
dorosłość, ciągle mają potrzebę przyjaźni z rodzicami, choć
może stać się to bardziej nieregularne z powodu prawa do nauki czy
pracy. Młodzi dorośli szukając swojej własnej ścieżki przez
świat, kształtując swój własny styl życia, podejmując swoje
własne decyzje są prawdopodobnie mniej świadomi swojej potrzeby
rodziców, choć tak naprawdę może ona być dużo większa.
Na tym etapie możliwości treningu znacznie się zmniejszą. Pojawi
się tutaj jednak inna potrzeba: rada. Przejście z treningu do rady
wymaga od rodziców innej postawy. Trening może być wprowadzany w
życie; rada może być jedynie oferowana. (Rodzicom często jest
trudniej uczynić tą zmianę niż dzieciom!)
Wiele zależy od relacji, jaką dotychczas zbudowali rodzice ze
swoimi dziećmi. Jeśli jest to relacja wzajemnej miłości, zaufania
i szacunku, wtedy dzieci naturalnie będą przychodzić do swoich
rodziców po poradę, gdy spotkają się z problemami albo będą
mieli do podjęcia ważne decyzje. Wcześniej czy później
najbardziej krytyczną decyzją będzie wybór małżonka.
Jak rodzice mogą się przygotować do dania właściwej porady? Po
pierwsze muszą być uzbrojeni w jasne biblijne zrozumienie Bożego
planu względem małżeństwa. Tylko to może dać siłę i
stabilność, której potrzebują ich dzieci.
Jeśli plany dziecka są zgodne z Bożym wzorcem, zadanie rodziców
jest proste: zaoferowanie ciągłego kierownictwa i zachęty. Kiedy
jednak dziecko myśli o małżeństwie niezgodnym z zasadami
biblijnymi, rodzice muszą oczekiwać od Pana szczególnej łaski i
siły.
Łaska pozwoli im dzielić zmaganie i udrękę, przez które w tym
czasie przechodzi młoda osoba. Siła pozwoli im kontynuować
podtrzymywanie Bożego standardu w obliczu silnej presji, aby
zaakceptowali mniej niż najlepsze dla ich dzieci. Cała sprawa
będzie najprawdopodobniej rozstrzygnięta przez modlitwę i rodzaj
duchowego fundamentu położonego w życiu ich dziecka we
wcześniejszym życiu.
Główna odpowiedzialność za pokierowanie
młodych ludzi do udanego małżeństwa w normalnych warunkach
spoczywa na rodzicach. Kiedy jednak członkowie rodziny chodzą do
kościoła, prawdopodobnie pastorskie przywództwo również w to
będzie zaangażowane. Jaką odpowiedzialność noszą w takiej
sytuacji pastorzy? I jak mogą ją wypełnić?
Przede wszystkim pastorzy muszą być ostrożni, aby nie wchodzić
pomiędzy rodziców a ich dzieci. Dopóki rodzice są gotowi
akceptować odpowiedzialność za swoje dzieci, rola pastora
ogranicza się do kierowania i wzmacniania rodziców, ale nie do
przejęcia ich funkcji. Małżeństwo lub droga do małżeństwa
jednego z dzieci czasem powoduje silne napięcia w rodzinie. Kiedy
jest to możliwe, rodzina powinna radzić sobie z nimi razem, jako
jedno. Wzmocni to więzy pomiędzy nimi na lata, które nadejdą.
Może się jednak zdarzyć, że rodzice nie będą potrafili sami
poradzić sobie z sytuacją i zwrócą się do swojego pastora o
pomoc. Jeśli tak się zdarzy, to niezmiernie istotną rzeczą jest
to, aby pastor i rodzice stali razem. Z drugiej strony rodzice
powinni szanować i podążać za radami swojego pastora, chyba że
zaprzecza to ich głębokim przekonaniom. Z drugiej strony pastor
powinien zrobić wszystko, co w jego mocy, aby uszanować i
podtrzymywać pozycję rodziców w rodzinie.
Rodzice i pastor, stojąc razem w ten sposób, mogą ochraniać
drogocenne młode życie od starannie zaplanowanych sideł
diabelskich. Jeśli diabeł może insynuować podział i brak zgody
pomiędzy nimi, to może też odnieść sukces w zdobywaniu owiec z
owczarni Pańskiej.
Niestety w wieku złamanych więzów rodzinnych wielu młodych ludzi
nie może oczekiwać od swoich rodziców efektywnego kierownictwa czy
instrukcji odnośnie małżeństwa. Dokąd powinni się oni zwrócić?
Przede wszystkim do Pana! On słyszy wołanie każdej duszy, która
szczerze Go szuka.
Ci, którzy zwracają się do Boga i oddają Mu swoje życie,
prawdopodobnie zostaną pokierowani przez Niego do miejsca
społeczności chrześcijańskiej, pod pewnego rodzaju efektywną
opiekę pastorską. W tym miejscu naturalnie będą szukać
pastorskiego prowadzenia w poradach i instrukcjach, które powinni
przyjąć od rodziców. Pastor może znaleźć się w miejscu
przyjęcia odpowiedzialności rodzicielskiej natury dla młodych
ludzi, które nie są jego naturalnymi dziećmi. Będzie sprawował
względem nich zarówno rolę pastora i rodzica.
Każdy Boży sługa, który jest gotowy do zaakceptowania tej
odpowiedzialności, będzie mocno chwalony. Doświadczy niezwykłych
obciążeń, ale również niezwykłego błogosławieństwa! Jednak
zanim zdecyduje się na zajęcie tej pozycji, musi być pewien dwóch
ważnych rzeczy. Po pierwsze, że rodzice oddali możliwość
zaakceptowania ich odpowiedzialności i okazało się, że nie są w
stanie lub nie chcą tego zrobić. Po drugie, że młoda osoba
zrobiła wszystko, co mogła, aby ustanowić właściwą relację z
rodzicami. (Mówiłem o tym w rozdziale 5 przy omawianiu właściwej
postawy.)
Odpowiedzialność spoczywająca na pastorach polega na zaopatrzeniu
swojego ludu w gruntowne, biblijne wskazówki dotyczące małżeństwa
i wszystkich jego aspektów. Powinno ono objąć wspólne
odpowiedzialności obu rodziców i dzieci. Bardzo korzystne może być
przeprowadzanie każdego roku seminariów dla młodych ludzi w
kościele, którzy przechodzą z okresu dojrzewania w dorosłość,
zatytułowane mniej więcej jako: „Twarzą w twarz z małżeństwem”
czy „Jak znaleźć współmałżonka”. Przewiduję, że
znalazłoby ono entuzjastyczną odpowiedź, a ponadto mogłoby pomóc
w rozwiązaniu wielu szczególnych problemów, z którymi stykają
się młodzi ludzie. Z pewnością lepiej jest zamknąć drzwi stajni
zanim konie uciekną!
Ten rodzaj służby pasuje do obrazu światowej sytuacji, gdy obecny
wiek dobiega końca. W końcowych wersach Starego Testamentu Bóg
czyni deklarację:
Oto Ja poślę wam proroka Eliasza, zanim przyjdzie wielki i straszny
dzień Pana, i zwróci serca ojców ku synom, a serca synów ku ich
ojcom, abym, gdy przyjdę, nie obłożył ziemi klątwą.
(Mal 3,23-24)
Bóg stawia nas naprzeciw trzech spraw o ogromnej pilności. Po
pierwsze krytycznym socjalnym problemem końca okresu będzie spór
pomiędzy rodzicami i dziećmi, kończący się rozbitymi domami. Po
drugie dopóki ten problem nie zostanie rozwiązany przyniesie to
przekleństwo na ziemię. I po trzecie Bóg wzbudzi specjalną
służbę, aby dać swoje rozwiązanie tego problemu.
Oczywiście odpowiedzialnością Kościoła jest to, aby być częścią
tego rozwiązania!
Szczególne sytuacje
10.
Rozwód i ponowne
małżeństwo.
Rozwód jest jednym z głównych współczesnych problemów
społecznych. Jego szkodliwy wpływ wychodzi daleko poza samo
małżeństwo. Jeśli mają oni dzieci, przeżywają one wielki
emocjonalny stres. Często w ten sposób pozostawia się je z
wypaczonym, negatywnym obrazem małżeństwa i rodziny.
Ponad indywidualnymi, bezpośrednimi wpływami rozwód jest głównym
środkiem nacisku używanym przez siły zła, aby złamać życie
rodzinne i przez to zagrozić całej społecznej strukturze. Każda
kultura i cywilizacja, która otwarła drogę na rozwiązłe,
niekontrolowane rozwody, wykuła narzędzie na swoją własną zgubę.
Jak został przez to zasiany wiatr, tak też z pewnością będzie
zebrana trąba powietrzna.
Tragiczne jest to, że rozwody stały się prawie
tak samo pospolite w chrześcijańskich kościołach jak w świecie
niechrześcijańskim. Również tutaj ostateczną konsekwencją musi
być nieuchronnie rozpad Kościoła.
Co sprawiło, że rozwody stały się tak powszechne pośród
chrześcijan? Można przytoczyć dwa powody. Po pierwsze niewłaściwe
spojrzenie na małżeństwo, dla którego Kościół porzucił
standardy Boże zawarte w Biblii, a w ich miejsce przyjął standardy
światowe. Ktoś opisał to przy pomocy następującego
„podobieństwa”: Statek na morzu jest w porządku; morze w statku
jest złe. Kościół w świecie jest w porządku; świat w Kościele
jest zły.
Drugi główny powód napływu rozwodów pomiędzy
chrześcijanami jest taki, że wielu w najlepszym przypadku otrzymało
niedostateczne przygotowanie do małżeństwa. Weszli w małżeństwo
z brakiem czystego zrozumienia jego natury czy obowiązków. Również
bardzo często nie otrzymali wskazówek i treningu, które
umożliwiłyby im wypełnienie tych warunków. Wynik jest podobny do
pary na morzu w łodzi, która nie wie, jak wiosłować ani sterować.
Moim szczerym pragnieniem i modlitwą w tej
książce jest przygotowanie konstruktywnego rozwiązania na oba te
problemy – ignorancję dotyczącą natury małżeństwa i brak
przygotowania.
Przez wieki kościół nie stanął naprzeciw
rzeczywistego problemu rozwodów lub narzucał niesprawiedliwe i
niebiblijne przepisy. Prawdopodobnie jednym z głównych problemów
było wprowadzenie celibatu duchowieństwa. Odpowiedzialni za
ustanawianie przepisów wiedzieli z wyprzedzeniem, że oni sami nigdy
nie będą musieli ich przestrzegać. Jezus równie dobrze mógłby
powiedzieć o takich ludziach, jak powiedział o faryzeuszach za Jego
czasów: „Bo wiążą ciężkie brzemiona i kładą na barki
ludzkie, ale sami nawet palcem swoim nie chcą ich ruszyć” (Mt
23,4).
Podobnie jak faryzeusze, przywódcy kościoła wymyślali wyszukane
sposoby omijania swoich własnych przepisów, kiedy im to
odpowiadało. Dla bogatych czy wpływowych, „unieważnienie” daje
praktycznie te same rezultaty co rozwód bez naruszania listu
prawnego.
Bóg nigdy nie zamierzył, aby małżeństwo
kończyło się rozwodem. Źródłem rozwodu zawsze było ludzkie
odejście od Bożych dróg i standardów. Nie ma usprawiedliwienia za
traktowanie rozwiedzionych w sposób bezwzględny czy niebiblijny.
Bóg nigdy nie zamierzył, aby ludzie okradali się nawzajem.
Kradzież, podobnie jak rozwód, jest dziełem grzechu w ludzkim
sercu. Pomimo to względem kradzieży panuje jedność i zarówno
Kościół jak i społeczeństwo uznają za swój obowiązek, aby z
nimi się rozprawiać w sprawiedliwy i rzeczywisty sposób. Żadna
rozsądna osoba nie przyjmie takiego sposobu myślenia: „Kradzież
jest zła, więc musimy ustanowić prawo przeciwko obu stronom.
Będziemy więzić zarówno osobę, która ukradła, jak i osobę,
która została okradziona.” Oczywiście byłaby to parodia
sprawiedliwości!
Jednak w sprawie rozwodów Kościół często przyjmuje podobny punkt
widzenia, odrzucając rozróżnienie pomiędzy stroną niewinną a
winną. „Rozwód jest zły”, deklaruje Kościół, „nałożymy
więc taką samą karę na obie strony. Zabronimy obu stronom
ponownego małżeństwa.” Tak naprawdę niewinna strona została
okradziona z czegoś cenniejszego niż posiadłości materialne; a
kara nałożona na taką osobę jest bardziej surowa niż czas
fizycznego uwięzienia.
Wielu religijnych ludzi ma skłonności do
kwestionowania zwrotu niewinna strona.
Czy nie są obie strony rozwodu winne? Czy nie powinny one być
traktowane tak samo? Jest to tak samo nierozsądne, jak sugerowanie,
że obie strony kradzieży są winne i powinny być traktowane tak
samo.
Niektórzy mogą też zapytać: „Czy Biblia nie
pozwala na rozwód z pewnych powodów?” Natychmiastową odpowiedzią
na to pytanie jest jasne i niedwuznaczne tak.
W czasach Ezdrasza, kiedy niektórzy Żydzi naruszyli Prawo
Mojżeszowe i poślubili kobiety z okolicznych narodów pogańskich,
Ezdrasz nie tylko pozwolił im na rozwód, ale nawet nakazał im to
zrobić (Zob. Ezd 9-10).
Aby otrzymać biblijną perspektywę na sytuacje,
w których jedna ze stron małżeństwa może zostać zwolniona z
więzów małżeńskich, konieczne jest porównanie trzech faz Bożych
kontaktów z ludzkością: okresu przed Prawem Mojżeszowym; okresu
pod Prawem Mojżeszowym i okresu rozpoczętego przez Jezusa w
Ewangelii.
Okres przed Prawem Mojżeszowym. W Izraelu przed Mojżeszem
karą za cudzołóstwo była śmierć. Zostało to zilustrowane w
życiu Judy. W pewnym momencie Juda miał seksualne stosunki z
kobietą, która, jak wierzył, była prostytutką, ale która była
tak naprawdę jego synową Tamar. Tamar była zaręczona z
najmłodszym synem Judy – Szelą. Relacja narzeczeństwa była
porównywalna do samego małżeństwa, a jej naruszenie było uważane
za cudzołóstwo.
Trzy miesiące później odkryto, że Tamar była w ciąży. Juda
natychmiast odpowiedział: „Wyprowadźcie ją i spalcie!” (1 Moj
38,24). Kiedy odkrył, że osobiście był odpowiedzialny za jej
ciążę, nie wymagał już, aby została wydana na śmierć. Mimo
wszystko ten incydent czyni jasnym, że karą za cudzołóstwo w tym
czasie była śmierć.
Kara śmierci nałożona na winną stronę małżeństwa
automatycznie uwalniała niewinną stronę do ponownego małżeństwa.
Okres pod Prawem Mojżeszowym. Pod
Prawem Mojżeszowym obowiązkową karą za cudzołóstwo, zarówno
dla mężczyzny jak i kobiety, była śmierć (zob. V Moj 22,22-24).
Ponownie kara śmierci na winnej stronie automatycznie uwalniała
stronę niewinną do ponownego małżeństwa.
Często ludzie cytują oświadczenie Pawła z Listu do Rzymian 7,2:
„Albowiem zamężna kobieta za życia męża jest z nim związana
prawem…” Zapominają jednak dodać, że to samo prawo, które
wiąże żoną z jej mężem za życia, przez narzucenie kary śmierci
na drugą stronę, jeśli jest winna cudzołóstwa, automatycznie
uwalnia niewinną stronę do powtórnego małżeństwa.
Co więcej, Nowy Testament konsekwentnie
podkreśla, że Prawo Mojżeszowe musi zawsze być pojedynczym,
pełnym systemem, wszystkie wymagania są jednakowo ważne. Na
przykład:
„Ktokolwiek bowiem zachowa cały zakon, a uchybi
w jednym, stanie się winnym wszystkiego.”
(Jk 2,10)
„Napisano bowiem: Przeklęty każdy, kto nie
wytrwa w pełnieniu wszystkiego, co jest napisane w księdze zakonu.”
(Gal 3,10)
Nielogicznym i niebiblijnym jest przestrzeganie
wymagań prawa, które wiąże kobietę z jej mężem za życia, ale
rezygnować z wymagań tego samego prawa, które automatycznie
uwalnia ją poprzez karę śmierci, jeśli jej mąż dopuścił się
cudzołóstwa.
Okres rozpoczęty przez Jezusa w Ewangelii. W
Nowym Testamencie Jezus wyraźnie zaaprobował rozwód z powodu
niewierności małżeńskiej:
„A Ja wam powiadam, że każdy, kto opuszcza
żonę swoją, wyjąwszy powód wszeteczeństwa, prowadzi ją do
cudzołóstwa, a kto by opuszczoną poślubił, cudzołoży.”
(Mt 5,32)
A powiadam wam: Ktokolwiek by odprawił żonę swoją, z wyjątkiem
przyczyny wszeteczeństwa, i poślubił inną, cudzołoży, a kto by
odprawioną poślubił, cudzołoży.
(Mt 19,9)
Greckie słowo przetłumaczone tutaj jako
„wszeteczeństwo” to porneia.
Ogranicza to grzechy seksualne do osób bez ślubu. Jednak w całym
greckim Nowym Testamencie słowo porneia
używane jest do opisania każdej formy
zakazanego i nienaturalnego seksu. Poniżej jest kilka definicji
słowa porneia
danych przez znane autorytety.
“Oznacza lub zawiera cudzołóstwo.”
Exposition Dictionary of New Testament Words
Autorstwa W. E. Vine’a
„Prostytucja, nieczystość… każdy rodzaj nieprawych stosunków
seksualnych… cudzołóstwo objawia się jako wszeteczeństwo…
Seksualna niewierność zamężnej kobiety…”
A Greek-English Lexicon of the New Testament
Autorstwa Arndta i Gingricha
„Zakazane stosunki seksualne w ogóle…”
Thayer’s Greek-English Lexicon
W Nowym Testamencie porneia
razem z jej pokrewnym czasownikiem porneuo
jest użyta między innymi w poniższych przypadkach, które obejmują
więcej, niż grzech seksualny uczyniony przez osoby przed ślubem.
W Dziejach Apostolskich 15,20.29 przykazano
pogańskim chrześcijanom, aby wstrzymywali się od poreia
– oczywiście nie tylko od seksualnych grzechów osób niezamężnych
czy nieżonatych.
W 1 Liście do Koryntian 5,1 Paweł opisuje
mężczyznę żyjącego z żoną swojego ojca jako porneia.
Tutaj słowo to zawiera zarówno kazirodztwo jak i cudzołóstwo.
W 1 Liście do Koryntian 5,9-11 Paweł przykazuje
wierzącym, aby nie przestawali z chrześcijanami, którzy są winni
porneia.
Oczywiście nie ogranicza tutaj tego do nieżonatych, czy
niezamężnych osób. Paweł używa porneia
i porneuo
w podobny sposób w 1 Liście do Koryntian 10,8 i 2 Liście do
Koryntian 12,21.
W wersie 7 swojego listu, Juda używa słowa
porneia do
opisania seksualnych występków Sodomy i Gomory. Głównym grzechem
obu tych miast był homoseksualizm i nie ma tutaj żadnych sugestii,
że dotyczy on tylko osób bez ślubu.
Jest więc jasne, że słowo porneia
zawiera wszeteczeństwo, homoseksualizm, bestialstwo, kazirodztwo i
cudzołóstwo; i że Jezus zaaprobował rozwód (tam, gdzie to ma
miejsce) do wszystkich lub jakiegokolwiek z tych przyczyn.
W ten sposób prawo i ewangelia doszły do tego
samego rezultatu odnośnie porneia:
uwalania ono niewinnego partnera ze swoich zobowiązań małżeńskich.
Jest jednak różnica. Pod prawem uwolnienie było zapewniane przez
obowiązkową karę śmierci wykonywaną na winnej stronie. W
ewangelii niewinny partner jest wolny zarówno do roszczenia sobie
praw uwolnienia przez rozwód, jak i do zaoferowania winnemu
partnerowi alternatywy przebaczenia i pojednania, jeśli da
wystarczający dowód nawrócenia.
Czy osoba, która otrzymała rozwód z biblijnych powodów, tym samym
zostaje uwolniona do ponownego małżeństwa? Ani język ani kultura
Biblii nie daje żadnej sugestii, że osoba może być prawnie wolna
tylko do rozwodu a nie do zawarcia ponownego małżeństwa.
Przeciwnie, wolność do zawarcia ponownego małżeństwa jest
wyraźnie ustanowiona zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie.
Pod Prawem Mojżesz mówi, że jeśli mężczyzna prawnie rozwodzi
się ze swoją żoną i odprawia ją, ona staje się wolna do
poślubienia innego (5 Moj 24,1-2). Oczywiście Mojżesz nie
akceptuje cudzołóstwa.
W 5 Księdze Mojżeszowej 24,3-4 Mojżesz mówi, że jeśli drugi mąż
takiej kobiety rozwiedzie się z nią lub umrze, pierwszemu mężowi
nie wolno jej ponownie poślubić. Nazywając mężczyznę, któremu
była ona najpierw poślubiona jej „pierwszym” mężem, Mojżesz
jasno sygnalizuje, że pierwsze małżeństwo zostało prawnie
rozwiązane.
W Nowym Testamencie Paweł mówi: „Jesteś związany z żoną? Nie
szukaj rozłączenia. Nie jesteś związany z żoną? Nie szukaj
żony. A jeśli się ożeniłeś, nie zgrzeszyłeś…” (1 Kor
7,27-28).
Wskazuje to na to, że osoba, która jest
(biblijnie) uwolniona od partnera w małżeństwie i następnie
ponownie bierze ślub nie zgrzeszyła.
Za osobą, która uzyskuje rozwód na uzasadnionej i biblijnej
podstawie, a następnie wykorzystuje swoje prawo do ponownego
małżeństwa, nie podąża żadne znamię winy czy niższości. Taka
osoba nie jest „niższej klasy” chrześcijaninem.
Na poziomie ludzkim sprawa rozwodowa normalnie
rozwiązuje się w sądzie, zarówno religijnie jak i świecko.
Jednak ponad tymi wszystkimi ludzkimi decyzjami leżą Boże zasady
sprawiedliwości, które nigdy się nie różnią. Jedna taka zasada
podąża przez całą Biblię: niewinny
nigdy nie może być ukarany jak winny ani winny jak niewinny.
W V Księdze Mojżeszowej 25,1 autor zwięźle
tłumaczy i podsumowuje podwójną odpowiedzialność sędziów –
uniewinnić niewinnych i skazać winnych. W Przypowieściach Salomona
17,15 Salomon wskazuje, że jakiekolwiek odstępstwo od tej zasady
spotka się z silną Bożą nieprzychylnością: „I ten, kto
uwalnia winnego, i ten, kto skazuje niewinnego, obaj są ohydą dla
Pana.” Podobnie na liście tych, którzy wywołują Boży gniew są
ci, o których mówi Izajasz: „Biada tym, (…) którzy
uniewinniają winowajcę (…), a niewinnym odmawiają
sprawiedliwości” (Iz 5,22-23).
Nałożenie tej zasady na sprawę rozwodu jest
oczywiste. Nakładanie tej samej kary na stronę winną porneia
i na niewinną, zaprzecza naturze sprawiedliwości.
Ludzie czasami argumentują, że są dwie strony
rozpadu małżeństwa i nie jest możliwe poznać, który partner
jest naprawdę winny. Ale to przysłania prawdziwe pytanie w tej
sprawie. Nie chodzi o to, czy był egoizm, brak wrażliwości czy
kłótnie po obu stronach. Pytanie jest proste: czy jedna ze stron
dopuściła się grzechu porneia,
a druga nie? W wielu dzisiejszych przypadkach jeden z partnerów
otwarcie przyznaje się do swojej winy.
Przynajmniej Bóg oczywiście przewiduje możliwość
postanowienia winy po jednej ze stron, wyłączając w drugą;
ponieważ pod Prawem Mojżeszowym zarządził śmierć tym, którym
udowodniono cudzołóstwo.
W pewnym sensie małżeństwo jest legalnym kontraktem, w który
wchodzi się przez przysięgę. Zakres kontraktu jest ustanowiony
przez przysięgę, którą się składa. Przysięga małżeńska
ogólnie dzisiaj używana brzmi mniej więcej tak: „Ślubuję Ci
wierność… zachowam samego siebie tylko dla ciebie [w seksualnym
związku]… dopóki nas śmierć nie rozłączy.”
W tej przysiędze są dwa główne elementy:
klauzula użytkowa („zachowam samego siebie tylko dla ciebie”) i
klauzula czasowa („dopóki nas śmierć nie rozłączy”). Te dwa
człony są związane ze sobą i nie mogą być egzekwowane osobno.
Jeśli jeden z partnerów złamie klauzule użytkową przez porneia,
drugi partner jest automatycznie zwolniony z klauzuli czasu.
Pozwólcie, że przedstawią prostą światową analogię. Smith
dzierżawi swoją posiadłość Brownowi na pięć lat od 1986 do
1991 roku. Wnosi jednak pewną klauzulę użytkową: Brown nie może
używać jego własności jako magazynu alkoholi wysokoprocentowych.
Jeśli Brown będzie przestrzegał klauzuli użytkowej i powstrzyma
się od używania własności Smitha jako magazynu alkoholi
wysokoprocentowych, to Smith musi przestrzegać klauzuli czasu, nie
może zerwać umowy dzierżawy przed 1991 rokiem. Jeśli jednak Brown
złamie klauzulę użytkową używając własność Smitha jako
magazynu alkoholi wysokoprocentowych, wtedy ten automatycznie jest
zwolniony od klauzuli czasowej i może natychmiast zerwać umowę
dzierżawy.
Podobnie, kiedy jedna strona małżeństwa zrywa
klauzulę użytkową przez porneia,
druga strona jest przez to zwolniona z klauzuli czasu – „aż do
śmierci”.
Według rozporządzeń Nowego Testamentu jest jeszcze jedna sytuacja,
w której chrześcijanin może być uwolniony z więzów małżeńskich.
Zostało to opisane przez Pawła w 1 Liście do Koryntian 7,10-15:
Tym zaś, którzy żyją w stanie małżeńskim, nakazuję nie ja,
lecz Pan, ażeby żona męża nie opuszczała, a jeśliby opuściła,
niech pozostanie niezamężna albo niech się z mężem pojedna;
niech też mąż z żoną się nie rozwodzi. Pozostałym zaś mówię
ja, nie Pan: Jeśli jakiś brat ma żonę pogankę, a ta zgadza się
na współżycie z nim, niech się z nią nie rozwodzi; i żona,
która ma męża poganina, a ten zgadza się na współżycie z nią,
niech się z nim nie rozwodzi. Albowiem mąż poganin uświęcony
jest przez żonę i żona poganka uświęcona jest przez wierzącego
męża; inaczej dzieci wasze byłyby nieczyste, a tak są święte. A
jeśli poganin chce się rozwieść, niechże się rozwiedzie; w
takich przypadkach brat czy siostra nie są niewolniczo związani…
W wersach 10-11 Paweł opowiada o przypadku dwóch wierzących,
zaślubionych sobie nawzajem. Przez swoje wtrącone zdanie –
„nakazuję nie ja, lecz Pan” – sygnalizuje, że ten przypadek
został objęty przez Jezusa w Jego nauczaniu zapisanym w Ewangelii.
Stanowisko jest jasne i niedwuznaczne: żadna ze stron nie jest wolna
do rozwodu z wyjątkiem niewierności małżeńskiej. (Od momentu w
którym Jezus ustanowił ten wyjątek w ewangelii, Paweł nie musiał
powtarzać tego w podanym wyżej fragmencie.) Jeśli jednak rozwiodą
się, są zobligowani do pozostania bez ślubu, jedynie mogą
ponownie wyjść za siebie.
W wersach 12-15 Paweł mówi o przypadku wierzącego zaślubionego z
niewierzącym. Przez zwrot – „mówię ja, nie Pan” – Paweł
wskazuje, że ten przypadek nie ma pokrycia w Ewangeliach Jezusa. Po
pierwsze Paweł umieszcza na osobie wierzącej obowiązek do szukania
i podtrzymywania pokoju w małżeństwie i przyprowadzić
niewierzącego współmałżonka do wiary w Chrystusa. Jeśli jednak
niewierzący odrzuca tę propozycję i nie chce kontynuować
małżeństwa, ale opuszcza wierzącego, wtedy wierzący jest wolny
od więzów małżeńskich i przez to uwolniony do wejścia w nowe
małżeństwo. Są jednak dwa warunki, które muszą być spełnione.
Po pierwsze wszystkie wymagania prawa cywilnego muszą być
spełnione, a po drugie nowy współmałżonek musi być wierzącym w
Chrystusa.
Porównaliśmy dwa przypadki opisane w Nowym Testamencie: kiedy jedna
ze stron małżeństwa jest winna zdrady małżeńskiej i kiedy
wierzący jest opuszczony przez niewierzącego z powodu wiary w
Chrystusa. W każdym z tych przypadków, kiedy wszystkie związane z
tym warunki zostaną spełnione, wierzący ma prawo do rozwodu i w
konsekwencji do ponownego małżeństwa.
Czytelnikom, którzy chcą pełniejszego studium
na temat rozwodów i ponownego małżeństwa, polecam książkę Guya
Duty „Divorce and Remarriage” (Rozwód i ponowne małżeństwo).
Autor, który zmarł w 1977 roku był wyświęconym duchownym
American Assemblies of God, omawia dokładnie każdy aspekt tego
tematu logicznie, z prawną dokładnością, która nie pozostawia
żadnych wątpliwości.
Są jednak jeszcze inne przypadki rozwodu, które
nie pokrywają się wyraźnie z Nowym Testamentem. Z jednej strony
nie można ignorować tych przypadków, z drugiej strony nie można
być dogmatycznym, kiedy Biblia nie wyjaśnia ich dokładnie.
Prawdopodobnie najlepszym sposobem dla szczerego chrześcijanina jest
powiedzieć z Pawłem: „nakazu Pańskiego nie mam, ale wyrażam
zdanie jako ten, który dzięki miłosierdziu Pańskiemu zasługuje
na wiarę” (1 Kor 7,25).
Co z tymi, którzy mieli nieudane małżeństwa i rozwiedli się w
przeszłości, którzy później przychodzą do Chrystusa po
zbawienie? Jak Bóg na nich patrzy?
Odnośnie sprawy przebaczenia Biblia jest całkowicie niedwuznaczna
(chwała Bogu!). Na przykład w Ewangelii Matuesza 12,31 Jezus mówi:
„Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będzie
ludziom odpuszczone, ale bluźnierstwo przeciw Duchowi nie będzie
odpuszczone.” „Każdy grzech” włącznie z cudzołóstwem i
wszystkimi innymi dewiacjami seksualnymi. Jedynym wyjątkiem jest
bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu.
W Dziejach Apostolskich 13,39 Paweł mówi do
Żydów: „I że w nim każdy, kto wierzy, bywa usprawiedliwiony w
tym wszystkim, w czym nie mogliście być usprawiedliwieni przez
zakon Mojżesza.” Zauważ, jak jest to pełne! Każdy
jest usprawiedliwiony ze wszystkiego.
Zawiera to w sobie cudzołóstwo i wszelkie inne formy grzechów
seksualnych.
Ponownie w 1 Liście do Koryntian 6,9-11 Paweł pisze do wierzących
w Koryncie:
Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie
odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy,
ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani
złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy
Królestwa Bożego nie odziedziczą. A takimi niektórzy z was byli;
aleście obmyci, uświęceni, i usprawiedliwieni w imieniu Pana
Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego.
Ta okropna lista przestępców zawiera w sobie cudzołożników oraz
osób dopuszczających się perwersji seksualnych. Przez wiarę w
Chrystusa nie zostało im to tylko przebaczone, ale również zostali
usprawiedliwieni, uniewinnieni, uznani za sprawiedliwych w
sprawiedliwości samego Boga. W Bożych oczach wygląda to tak, jakby
nigdy nie zgrzeszyli. Na pewno uwolniło ich to do zupełnie nowego
startu w każdej dziedzinie ich życia, włączając w to małżeństwo.
Żaden cień winy czy potępienia z ich przeszłości nie może pójść
za nimi w nowe życie.
Ci, którzy kwestionują prawo takich pokutujących wierzących do
zupełnie nowego startu w życiu, są w niebezpieczeństwie
ignorowania ostrzeżenia danego przez Piotra w Dziejach Apostolskich
10,15: „Co Bóg oczyścił, ty nie miej za skalane”.
Przypadki, w których chrześcijanie są postawieni wobec faktu
rozwodu, są tak liczne i skomplikowane, że nie jest możliwe
omówienie ich wszystkich w szczegółach. Poniżej są tylko trzy
przykłady.
Przypadek nr 1. Dwóch niezbawionych rozwodników bierze ślub,
mają dzieci i następnie przyjmują zbawienie. Czy można im
powiedzieć: „Żyjecie w cudzołóstwie. Musicie zerwać swoje
małżeństwo i następnie wrócić do swoich byłych współmałżonków
lub pozostać bez małżonka.” Co stałoby się z dziećmi?
Czyż nie byłoby bardziej zgodne z zasadami Ewangelii powiedzieć:
„Bóg dał ci nowy początek. Rób wszystko, aby odkupić
zmarnowane lata i nie wracaj do swoich starych ścieżek.”
Przypadek nr 2. Niezbawieni ludzie pobrali się, następnie
się rozwiedli, ale nie na podstawie niewierności małżeńskiej. Po
pewnym czasie mężczyzna ponownie się żeni i w ten sposób
popełnia cudzołóstwo według biblijnych standardów. Później
kobieta przyjmuje zbawienie. Czy jest wolna na podstawie tego, że
jej wcześniejszy mąż popełnił cudzołóstwo?
Przypadek nr 3. Dwoje niezbawionych ludzi pobiera się,
następnie rozwodzi (tak samo jak w przypadku nr 2). Po rozwodzie
tracą ze sobą kontakt. Kobieta nie wie, czy mężczyzna ponownie
się ożenił albo czy żyje z kobietą, która nie jest jego żoną.
Później kobieta przyjmuje zbawienie. Czy może ponownie wyjść za
mąż? Czy musi wpierw udowodnić, że jej poprzedni mąż popełnił
cudzołóstwo? Co, jeśli nie może z nim nawiązać ponownie
kontaktu?
Czyż nie musimy być bardzo ostrożni w
rozsądzaniu tych lub podobnych przypadków? Oczywista zasada, według
której powinniśmy się kierować jest zawarta w Liście Jakuba
2,12-13: „Tak mówcie i czyńcie, jak ci, którzy mają być
sądzeni przez zakon wolności. Nad tym, który nie okazał
miłosierdzia, odbywa się sąd bez miłosierdzia, miłosierdzie
góruje nad sądem.”
Powyższy szkic, chociaż krótki, zawiera
niektóre z głównych prawnych aspektów rozwodu, jakie dotyczą
chrześcijan. Jednak skutki rozwodu wychodzą daleko ponad całkowicie
prawną rzeczywistość. Prawie zawsze zawierają głębokie, niemal
śmiertelne zranienia emocjonalne.
W Księdze Izajasza 54,6 Pan pokazuje młodą kobietę, która się
rozwiodła: „Gdyż Pan uzna cię znów za małżonkę, niegdyś
porzuconą i strapioną w duchu. Bo czy można wzgardzić małżonką
poślubioną w młodości?” Ten rodzaj cierpienia nie jest
ograniczony do kobiet, które są po rozwodzie. Często mężczyźni
cierpią tak głęboko, jak kobiety.
W powyższym wersecie z Księgi Izajasza Pan
definiuje dokładną naturę rany. Jest nią odrzucenie.
Jednak w Bożej cudownej łasce daje On lekarstwo na tę ranę. Jest
ono zapewnione przez zastępczą ofiarę Jezusa na krzyżu, gdzie
Jezus znosił zamiast ciebie całe zło, które bunt przyniósł na
rasę ludzką. Końcową agonią, która spowodowała Jego śmierć,
było odrzucenie.
Prorok Izajasz obrazuje Jezusa jako „wzgardzonego i opuszczonego
przez ludzi, męża boleści” (Iz 53,3). Jednak największym
odrzuceniem nie było to, które spotkało Go ze strony ludzi, ale ze
strony Boga, Jego Ojca. On przeszedł przez to, ponieważ stał się
grzechem ludzkości. W efekcie Boża sprawiedliwość wymagała, aby
odwrócił swoje oblicze od swojego Syna i zamknął swoje uszy na
Jego wołanie w agonii.
To ostateczne odrzucenie przez Ojca opisane jest w Ewangelii Mateusza
27,46: „A około dziewiątej godziny zawołał Jezus donośnym
głosem: Eli, Eli, lama sabachtani! Co znaczy: Boże mój, Boże mój,
czemuś mnie opuścił?” Po raz pierwszy w historii świata Ojciec
nie odpowiedział na wołanie Swojego Syna. Śmierć Jezusa, która
nastąpiła zaraz po tym była spowodowana raczej odrzuceniem niż
fizycznym efektem ukrzyżowania, które nie spowodowałoby tak
szybkiej śmierci. Później Piłat, nie rozumiejący efektu
odrzucenia, „zdziwił się, że [Jezus] już umarł” (Mk 15,44).
Po rozdzierającym wołaniu Jezusa do swojego Ojca Mateusz kontynuuje
swój zapis: „Kiedy Jezus znowu zawołał donośnym głosem, oddał
ducha” (wers 50 – tłum. z języka ang.).
Cierpienia Jezusa były ceną za uzdrowienie ludzkości. „Jego
ranami jesteśmy uleczeni” (Iz 53,5). W tym jest zapewnione
uzdrowienie ran odrzucenia. Jezus doznał odrzucenia na naszą
korzyść, abyśmy mogli być z niego uzdrowieni.
Jeśli przez rozpad małżeństwa doświadczyłeś rany odrzucenia,
poniżej są trzy proste kroki, przez które możesz otrzymać
uzdrowienie.
Po pierwsze uznaj, że jesteś zraniony. Nie
próbuj zakrywać swojej rany. Bądź gotowy odsłonić ją na
miłosierne oczy swojego niebiańskiego Ojca.
Po drugie połóż swoją wiarę w uzdrowienie
wyłącznie w zastępczej ofierze Jezusa. Zastosuj słowa Izajasza
osobiście do siebie: „Jego ranami jestem uleczony”. Za każdym
razem, gdy zaczniesz odczuwać ból, powtarzaj słowa: „Jego ranami
jestem uleczony”. Powtarzaj to dopóki uzdrowienie nie stanie się
bardziej realne niż ból.
Po trzecie odrzuć gorycz i urazę przeciwko
byłemu współmałżonkowi. Przebaczenie do drugiej strony
przychodzi przez decyzję, nie emocje. Nie musisz tego czuć,
ale musisz tego chcieć.
Wołaj o pomoc Ducha Świętego, abyś podjął i utrzymał decyzję
przebaczenia. Pamiętaj, że przebaczenie, które otrzymujesz od Boga
jest współmierne do tego, jakie ofiarujesz innym (zob. Mt 6,14-15).
Doradzałem kiedyś kobiecie, której mąż przez
piętnaście lat czynił jej życie nieszczęśliwym życie, a
następnie porzucił ją i dzieci. Namawiałem ją do przebaczenia
mu.
„On zrujnował piętnaście lat mojego życia”,
wykrzyknęła oburzona, „a ty prosisz, abym mu przebaczyła?”
„Dobrze, jeśli chcesz, aby ci zrujnował jeszcze resztę twojego
życia”, odpowiedziałem, „po prostu zachowuj urazę do niego.”
Wspomniałem jej jeszcze, że osoba, która czuje urazę cierpi
bardziej niż ta, która rani.
Patrząc w ten sposób, przebaczenie osobie, która
nas zraniła, nie jest ani sentymentalizmem ani wzniosłą
duchowością. Jest po prostu oświeconym własnym interesem.
Kiedy przeszedłeś przez te kroki, odwróć się plecami do zranień
przeszłości. Na nowo oddaj całe swoje życie i przyszłość Panu.
On ma plan dla twojego życia, który nie może być udaremniony
przez ludzką złośliwość czy demony. Podążaj za przykładem
Pawła: „zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co
przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której
zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie” (Flp 3,13-14).
Zapewniam was, że osobiście usługiwałem wielu rozwiedzionym,
którzy podążając tymi krokami, otrzymali uzdrowienie swoich
zranień i odnowili wiarę w życie pełne owoców i spełnienia.
11.
Celibat
Małżeństwo jest naturalną ścieżką życia zarówno dla mężczyzn
jak i kobiet. Bóg jednak nie prowadzi wszystkich swoich dzieci
normalną drogą. Dla chrześcijan najważniejszym celem życia na
tej ziemi nie jest ślub; celem jest pełnienie woli Bożej. Jezus
ustanowił tą zasadę raz na zawsze w Ewangelii Jana 4,34: „Jezus
rzekł do nich: Moim pokarmem jest pełnić wolę tego, który mnie
posłał, i dokonać jego dzieła.” Dla samego Jezusa Boża wola
nie zawierała małżeństwa podczas Jego życia w ciele na ziemi.
Jezus raczej patrzy w przyszłość na dzień, kiedy będzie
świętował swoje małżeństwo ze swoją Oblubienicą –
Kościołem!
Jako chrześcijanie musimy ciągle przypominać sobie, że pełnej
doskonałości nie osiągniemy w obecnym życiu na ziemi. Nie możemy
pozwolić sobie zakochać się w niczym, co jest dosłownie doczesne.
Apostoł Jan ostrzega nas: „I świat przemija wraz z pożądliwością
swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki” (1 J 2,17).
Trwała satysfakcja i spełnienie w życiu ma tylko jeden pewny,
niezmienny fundament: znaleźć i wypełnić Boża wolę.
Przypuśćmy, że Boża wola dla twojego życia nie zawiera
małżeństwa. Przypuśćmy, że prosi cię, abyś zaczekał,
podobnie jak Jezus, na ślub Baranka. Co wtedy?
Być może jest to fakt, z którym nigdy szczerze
się nie zmierzyłeś. Po prostu uczyniłeś małżeństwo swoim
celem i dążyłeś do niego – ale na razie bez sukcesu. Mówisz:
„Modliłem się i modliłem o żonę [lub męża], ale Bóg nie
odpowiedział.” Czy zapominasz, że nie
również jest odpowiedzią?
Jeśli spotkałeś się z tym faktem, ważne jest to, abyś odłożył
swoje własne plany i pomysły i otworzył swoje serce na Boga.
Często kiedy Bóg jest gotowy do nas mówić, nie jesteśmy gotowi
słuchać tego, co On ma do powiedzenia. Bóg rzuca nam wyzwanie w
Psalmie 46,11: „Przestańcie i poznajcie…” Powinniśmy na to
odpowiedzieć słowami z Psalmu 85,9: „Chciałbym teraz słyszeć,
co mówi Bóg, Pan…”
Przyjście do miejsca wewnętrznego spokoju, w którym będziesz mógł
słyszeć Boga, wymaga czasu, poświęcenia i samodyscypliny. Może
to oznaczać mniej czasu spędzonego przed telewizorem, czy mniej
rozmów telefonicznych z przyjaciółmi, czy spotkań ze znajomymi.
Może to wymagać odłożenia czasopism i spędzenia kilku godzin
samemu z Biblią. Ale jakiekolwiek będą wymagania, pamiętaj, że
nic nie zastąpi słuchania głosu Bożego. Koszt może wydawać się
wysoki, ale nagroda przekroczy koszt!
Jednej rzeczy możesz być pewien. Jeśli Bożym
planem jest to, abyś nie brał ślubu, nie znajdziesz prawdziwego
pokoju i satysfakcji tak długo, jak będziesz dążył do
małżeństwa. Jeśli nawet mimo wszystko uda ci się wziąć ślub,
to nigdy nie pokonasz swojej wewnętrznej frustracji. Wręcz
przeciwnie prawdopodobnie ona jeszcze wzrośnie, a twój
współmałżonek może również stać się jej ofiarą.
Może się również tak zdarzyć, że szczerze szukałeś Boga w
sprawie małżeństwa i nie dał ci wyraźnej odpowiedzi. Nie dał ci
partnera, ale też nie pokazał, że Jego wolą jest, abyś pozostał
kawalerem (lub pozostała panną). Jeśli tak się dzieje, to
powinieneś podążać za radą Dawida z Psalmu 37,7-8: „Zdaj się
w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję. (…) Nie gniewaj się,
gdyż to wiedzie do złego.” Z całego serca poświęć się
służbie Bożej w swoim obecnym stanie i pozostaw przyszłość w
Jego rękach. Twoja postawa cichego zaufania utrzyma cię otwartym na
kierownictwo Pana, które może dać ci później na twojej ścieżce.
Dla każdego nieżonatego chrześcijanina i niezamężnej
chrześcijanki jest ważne, aby stanęli naprzeciw faktu, że celibat
może być Bożą wolą dla jego czy jej życia. Osoba, która w ten
sposób rozstrzygnęła tę sprawę dla własnej satysfakcji, ma
wewnętrzny pokój, który sprawia, że łatwiej jest dostrzec Bożą
wolę w innych sprawach. Z drugiej strony osoba, której umysł jest
ciągle zaprzątnięty myślami o małżeństwie, może minąć się
z Bożym prowadzeniem w jakiejś innej dziedzinie i w ten sposób
przyjąć niewłaściwy kierunek w swoim życiu.
Z jakich powodów chrześcijanin może potrzebować pozostać sam?
Można je podzielić na dwie kategorie: naturalne i duchowe.
Naturalny powód w większości przypadków odnosi się zarówno do
chrześcijan jak i niechrześcijan. Pochodzą one ze sposobu życia
danej osoby lub z występujących okoliczności bez odniesienia do
jakiejkolwiek bezpośredniej Bożej interwencji. Duchowe powody z
drugiej strony dotyczą szczególnego powołania chrześcijanina lub
pola jego służby.
Naturalne powody celibatu mogą być z kolei podzielone na trzy
kategorie: fizyczną, psychologiczną i socjologiczną. Fizyczne
powody odnoszą się do sposobu rozwoju ludzkiego ciała,
psychologiczne do rozwoju ludzkiego umysłu i emocji, a socjologiczne
do rodzaju społeczeństwa, w jakim żyją dane osoby. Ponieważ nie
jest to książka o którejkolwiek z tych dziedzin: medycyny,
psychologii czy socjologii, nie będę wchodził w szczegóły
problemów, które mogą powstać.
Chrześcijanie zmagają się z osobistymi
problemami w każdej z tych dziedzin, jednak zrobią dobrze modląc
się, aby Bóg im doradził przez wykwalifikowanych profesjonalistów.
Jeśli to możliwe taka osoba powinna być chrześcijaninem lub co
najmniej sympatyzować z tradycyjną etyką judeo-chrześcijańską.
W tym miejscu wystarczy tylko rzucić okiem na kilka typowych
przykładów naturalnych przyczyn celibatu. W sferze fizycznej
oczywistymi przypadkami mogą być ci, którzy mają wrodzone
defekty, np. zespół Downa czy porażenie mózgowe, czy ci, którzy
przechodzili poważne rany, jak np. ludzie kalecy. Są również
tacy, których narządy seksualne nie rozwinęły się wcale lub
rozwinęły się nieprawidłowo. W wielu takich przypadkach – ale
oczywiście nie we wszystkich – Pan może pokazać, że najlepiej
dla takiej osoby jest pozostać bez współmałżonka.
W dziedzinie problemów psychologicznych są tacy, których nazywa
się „niedorowiniętymi”. Niektórzy z nich zakwalifikowani
byliby jako opóźnieni w rozwoju. Prawie każda organizacja
chrześcijańska ma co najmniej jedną taką osobę. Często znajdują
się oni wśród najszczęśliwszych i najbardziej kochanych
członków. Są również tacy, którzy medycznie są zakwalifikowani
jako schizofrenicy czy nawet osoby psychotyczne. Poza głębią
swojego zmagania, manifestują wgląd i pobożność godną świętych.
Jednak dla nich i innych im podobnych celibat wydaje się często
Bożym planem.
Jest wiele socjologicznych sytuacji, które mogą stanowić powody do
pozostania w celibacie. Jeden taki przykład wydarzył się w
rodzinie Ruth. Jej babcia zmarła w młodym wieku, pozostawiając
sześcioro dzieci. Najmłodsze, dziewczynka o imieniu Caroline miała
wtedy około 6 lat. Kilka lat później ojciec Caroline ponownie się
ożenił. Caroline pozostała w domu, aby opiekować się nim i swoją
macochą. Kiedy Caroline miała 40 lat, zmarł jej ojciec. Ale w tym
samym czasie jej macocha była unieruchomiona przez artretyzm.
Caroline czuła, że jej obowiązkiem było dalej opiekować się
swoją macochą, dopóki ona nie umrze, co się stało prawie
dwadzieścia lat później. Caroline żyła przez resztę swojego
życia pozostając niezamężną, wcześniej wiernie wypełniwszy
swoje biblijne obowiązki względem swoich rodziców.
Są również społeczności w różnych częściach
świata, w których liczba chrześcijańskich kawalerów jest
mniejsza niż panien w odpowiednim przedziale wieku. W takiej
sytuacji wiele z chrześcijańskich kobiet może mądrze zdecydować,
że lepiej będzie pozostać panną i oddać się z całego serca
Panu niż być zaprzągniętą pod nierówne jarzmo z mężczyzną,
który nie podjął właściwego duchowego zobowiązania. Takie
oddane panny są źródłem olbrzymiej duchowej mocy w wielu
lokalnych społecznościach.
Ktoś może zapytać: „Czy Bóg nie może cudownie uzdrowić ludzi
z różnego typu fizycznych i psychologicznych problemów wcześniej
wymienionych?” Oczywiście, może. Istotnie, widziałem wielu ludzi
dotkniętych i zmienionych mocą Bożą, włączając osoby z
zespołem Downa, paralityków, schizofreników, psychotyków i
upośledzonych umysłowo.
Od razu muszę jednak powiedzieć, że widziałem
jeszcze większą liczbę takich ludzi, którzy nie
zostali uzdrowieni. Taki sam rodzaj
modlitwy był oferowany tym, którzy byli uzdrowieni i tym, którzy
nie byli uzdrowieni. Nie było żadnego powodu wierzyć, że ci,
którzy zostali uzdrowieni, byli bardziej uświęceni i pobożni niż
ci, którzy nie zostali uzdrowieni.
Jakie jest więc wytłumaczenie? Myślę, że
wystarczające wyjaśnienie znajdujemy w 5 Księdze Mojżeszowej
29,29: „To, co jest zakryte, należy do Pana, Boga naszego, a co
jest jawne, do nas i do naszych synów po wieczne czasy, abyśmy
wypełniali wszystkie słowa tego zakonu.” Powód tego, że Boże
wybrane dzieci – nawet Jego najbardziej efektywni słudzy – nie
są uzdrawiani, należy do rzeczywistości „zakrytych rzeczy”,
czyli takich, którymi Bóg nie chce podzielić się z nami w obecnym
czasie. Nauczyłem się uginać przed Jego suwerennością i mówić,
jak mówił sam Jezus: „Zaprawdę, Ojcze, bo tak się tobie
upodobało” (Mt 11,26).
Nauczyłem się również z doświadczenia i obserwacji prawdy Bożego
zapewnienia skierowanego do Pawła: „Dość masz, gdy masz łaskę
moją” (2 Kor 12,9). Kiedy te słowa zostały powiedziane, Paweł
znajdował się w sytuacji, w której mocno cierpiał, a z której
Bóg go nie uwolnił. Zamiast tego Bóg zapewnił łaskę, która
umożliwiła mu triumfować w cierpieniu.
W takich przypadkach Boża łaska działa na jeden
z dwóch sposobów. Może ona cudownie uwolnić nas od
cierpienia lub może pozostawić nas w
tym cierpieniu, ale obrócić cierpienie w zwycięstwo. To, w jaki
sposób działa Boża łaska, zależy w każdym przypadku od
suwerenności Jego woli. Jednak którykolwiek sposób działania Bóg
wybierze, Jego łaska jest zawsze wystarczająca. Ktoś wyraził to w
ten sposób: Boża wola nie umieści
mnie w miejscu, w którym Boża łaska nie mogłaby mnie utrzymać.
Błędem jest przypuszczenie, że chrześcijanie, którym cierpienia
nie pozwalają wziąć ślubu, nigdy nie osiągną poziomu szczęścia
i radości, którymi cieszą się inni chrześcijanie. Może się to
wydawać dziwne, ale często bywa wręcz odwrotnie – wielu
chrześcijan w jakiś sposób upośledzonych osiągają większa
miarę spokoju i zadowolenia niż ci uważani za „normalnych”.
Prawda jest taka, że prawdziwy pokój i spełnienie przychodzą
tylko do tych, którzy nauczyli się ukorzyć przed suwerenną Bożą
wolą, bez względu na to czy oznacza to uzdrowienie, czy jego brak.
Często ten rodzaj poddania przychodzi szybciej do „upośledzonych”
chrześcijan niż do tych, którzy cieszą się pełnym umysłowym i
fizycznym zdrowiem.
To samo dotyczy chrześcijan, którzy z powodu okoliczności w swojej
rodzinie lub społeczności, zdecydowali się nie pobierać. Często
dowodzą, że są szczęśliwsi i bardziej owocni w służbie Bożej,
niż niektórzy chrześcijanie po ślubie.
Przejdziemy teraz z naturalnych do duchowych
przyczyn celibatu. Nowy Testament stawia nas naprzeciw dwóch różnych
możliwości. Pierwsza jest wynikiem suwerennego, ponadnaturalnego
Bożego objawienia; druga jest osiągana z ludzkiej woli poprzez
ofiarę samowyrzeczenia. Dobrym przykładem celibatu objawionego
nadnaturalnie jest apostoł Paweł. Oto jak opisuje powód swojego
stanu bezżeństwa: „A wolałbym, aby wszyscy ludzie byli tacy, jak
ja [czyli w celibacie], lecz każdy ma własny dar łaski od Boga,
jeden taki, a drugi inny” (1 Kor 7,7). Dla Pawła celibat nie był
ofiarą, ale darem od Boga. On był szczęśliwy
w tym stanie. Gdyby się ożenił, byłby nieszczęśliwy.
Greckie słowo, przetłumaczone tutaj jako „dar
łaski” to charisma.
Liczba mnoga to charismata.
Z tego słowa pochodzi współczesne słowo charyzmatyk.
Charisma jest
jednym z wyróżniających się pojęć Nowego Testamentu i istotny
element jego wyjątkowego objawienia. Został on utworzony z korzenia
słowa charis,
z dodatkową końcówką ma.
Charis oznacza
piękno, przychylność i łaskę; a szczególnie odnosi się do
sposobu, w jaki Bóg dzieli się z tymi, których zaakceptował jako
swoje dzieci na podstawie wiary w Jezusa Chrystusa. Na łaskę nigdy
nie można zarobić. Łaska działa wyłącznie z wolnej, suwerennej
decyzji samego Boga.
Dodanie końcówki ma
zamienia ogólne znaczenie na konkretne. Charis
to ogólnie „łaska” bez względu na to, jaką przyjmuje formę,
natomiast charisma
to pojedyncza, specyficzna forma łaski, dana indywidualnemu
chrześcijaninowi do wykonywania Bożego suwerennego celu w swoim
życiu.
Przez ostatnie dziesięciolecia ruch charyzmatyczny (jak jest
nazywany) przyprowadził lud Boży na całym świecie do nowej
świadomości miejsca charyzmatu w życiu chrześcijanina. Jednym z
głównych wyników, jaki to przyniosło, było ponowne
skonfrontowanie Kościoła z ponadnaturalnym wymiarem
chrześcijaństwa. Szczególna uwaga została położona na dziewięć
charyzmatów, czy darów duchowych, wymienionych w 1 Liście do
Koryntian 12,8-10.
Wielu charyzmatykom wydaje się, że dostępne są
tylko te charyzmaty. Jest to jednak dalekie od prawdy. Wyliczyłem 22
szczególne manifestacje Bożej łaski wspomniane w Nowym
Testamencie, wszystkie nazwane charyzmatami. Jednym z nich,
wymienionym przez Pawła w 1 Liście do Koryntian 7,7 jest celibat.
Kiedy nauczałem o charyzmatach, czasami ostrzegałem chrześcijan,
że jeśli proszą Boga tylko o niektóre charyzmaty, bez wymieniania
ich z nazwy, może się zdarzyć, że pobłogosławi ich charyzmatem
celibatu! Większość z nich nawet nie wie, że on również jest
charyzmatem.
Ta prosta analiza słowa charisma
pokazuje dwie ważne rzeczy dotyczące natury celibatu Pawła. Po
pierwsze i najważniejsze, był to suwerenny dar od Boga. Był on
czymś, na co Paweł nie zarobił i nie mógłby zarobić. Nie była
to również decyzja, do której sam doszedł. Bóg w swojej
niezbadanej mądrości obdarował Pawła swoim darem. Paweł, ze
swojej strony przyjął go i używał go w celu, w którym Bóg mu go
dał.
Po drugie celibat Pawła był na wyższym poziomie niż naturalny.
Nie było to coś, co osiągnął własnymi zabiegami. Nie był to
też wynik wymagającego kursu ascezy. Oczywiście zachowanie daru
nietkniętym i używanie go w Bożym celu wymaga samodyscypliny.
Jednak żadna ilość samodyscypliny nie mogłaby wyprodukować tego
daru. Przychodzi on tylko przez ponadnaturalne Boże obdarowanie.
Ważne jest również zobaczyć, że bezżeństwo Pawła nie
oddzieliło go od Ciała Chrystusa, czy nawet od presji i wyzwań
życia w tym świecie. On ciągle był pośród ludzi – zarówno
ludu Bożego, jak i ludzi z tego świata. Sam Paweł napisał o
darach duchowych: „A w każdym różnie przejawia się Duch ku
wspólnemu pożytkowi” (1 Kor 12,7). To samo stosowało się także
do jego daru celibatu. Nie była to tylko wąska ścieżka do jego
własnej duchowej doskonałości. Celem celibatu było wyposażenie
go w najbardziej efektywny sposób do budowania całego Ciała
Chrystusa.
W 1 Liście do Koryntian 9,5-6 Paweł przeciwstawia służbę swoją
i Barnaby oraz innych apostołów: „Czy nie wolno nam zabierać z
sobą żony chrześcijanki, jak czynią pozostali apostołowie i
bracia Pańscy, i Kefas? Czy tylko ja i Barnabasz nie mamy prawa nie
pracować?” Na podstawie tego fragmentu możemy powiedzieć, że
Barnaba, podobnie jak Paweł, był nieżonaty. Jednak jasne jest, że
obaj byli wyjątkami pośród apostołów. Pozostali mieli żony,
które zazwyczaj podróżowały z nimi w podróżach, w których
usługiwali.
Oczywiście była bezpośrednia zależność pomiędzy celibatem
Pawła i szczególnymi presjami, a wymaganiami służby wyznaczonej
przez Boga. Było to kluczowe narzędzie do tego, co miał zrobić.
Jeśli Paweł ożeniłby się, nieuchronnie nastąpiłby jeden z
dwóch rezultatów: albo jego małżeństwo byłoby klęską, albo
nie wykonałby zadania dla swojego życia.
Łatwo jest mi wierzyć, że John Wesley został obdarowany przez
Boga podobnym darem, ale nie dostrzegł go. Jego małżeństwo mogło
być jedynym poważnym błędem w jego życiu. To raczej utrudniło,
zamiast pomóc, jego służbie i historia pokazuje, że nie
dostarczyło mu osobistego szczęścia czy spełnienia. Jednak ważne
jest dla Bożych sług, aby potrafili dostrzec szczególny rodzaj
powołania, który potrzebuje mieć dar celibatu.
W Ewangelii Mateusza 19,12 Jezus wspomina drugi typ celibatu, który
również ma miejsce w życiu chrześcijańskim: „Albowiem są
trzebieńcy (eunuchowie), którzy się takimi z żywota matki
urodzili, są też trzebieńcy (eunuchowie), którzy zostali
wytrzebieni przez ludzi, są również trzebieńcy (eunuchowie),
którzy się wytrzebili sami (dosł. uczynili samych siebie
eunuchami) dla Królestwa Niebios.”
Jezus opisuje, że eunuchowie to ludzie, którzy nie są zdolni do
normalnych związków seksualnych. Mówi o trzech różnych drogach,
w jakich może do tego dojść. Niektórzy takimi się urodzili;
niektórzy są takimi uczynieni przez ludzkie działanie (czyli przez
kastrację); i niektórzy doszli do tego stanu przez decyzję swojej
własnej woli.
Ci ostatni robią to „dla Królestwa Niebios”
– aby móc poświęcić się bez zastrzeżeń służbie w Bożym
Królestwie. Chociaż słowo eunuch
jest normalnie ograniczone do mężczyzn, to jednak właściwe będzie
włączyć w tę kategorię zarówno mężczyzn jak i kobiety, którzy
ze względu na Boga i Jego Królestwo zrzekli się małżeństwa i
oddali samych siebie do szczególnej formy służby chrześcijańskiej
w stanie celibatu. Oczywiście historia Kościoła przez wieki daje
niezliczoną ilość przykładów tego typu „eunuchów”.
Jednak ludzie w tej trzeciej kategorii nie zostali
obdarzeni ponadnaturalnym charyzmatem celibatu. Jest to wskazane
przez Jezusa, który używa słów, że oni sami uczynili
siebie eunuchami. Ich stan jest
wynikiem ich własnej decyzji, a nie wynikiem suwerennego działania
Boga. Tacy ludzie, nie tak jak Paweł, mogliby być szczęśliwi w
małżeństwie. Dla nich celibat reprezentuje ofiarne
samowyrzeczenie, osiągnięte i utrzymywane przez siłę ich własnej
woli.
W duchowej rzeczywistości celibat może więc przyjść w jeden z
dwóch sposobów: jako charyzmat suwerennie dany przez Boga lub jako
decyzja ludzkiej woli. W obu przypadkach rezultaty są połączone z
wewnętrznym, zawiłym mechanizmem ludzkiej osobowości.
Różne formy motywacji i wyrażania, które stanowią osobę mogą
być przyrównane do liczby rzek, które wszystkie zasilają jedno
jezioro. Jeśli jedna z rzek jest zatamowana, to odpowiednio więcej
wody będzie uwolnione z pozostałych. Jedna z głównych rzek
ludzkiej osobowości jest normalnie wyrażona w seksie małżeńskim.
Jeśli jednak w życiu chrześcijanina zostaje zatamowana rzeka
seksu, to odpowiednio więcej duchowej, intelektualnej i emocjonalnej
energii może zostać uwolnione do innych form wyrazu – takich jak
wstawiennictwo, nauka, twórczość artystyczna lub służba ubogim.
Trafnie zostało to podsumowane przez Selwyn Hughes w analizie
miejsca seksu w życiu chrześcijańskim:
Zrzeknięcie się seksu dla Boga łamie jego
tyranię i moc. Alexis Carrel mówi, że ludzie, którzy robią
największe dzieła w świecie, mają silny popęd seksualny, ale
zdegradowali seks na końcowe pozycje listy rzeczy, dla których
żyją. W małżeństwie popęd seksualny musi być skierowany na
prokreację i danie przyjemności dla swojego współmałżonka. Poza
małżeństwem popęd seksualny musi być oczyszczony i skierowany do
twórczości w Królestwie Bożym. Pamiętaj, że ludzie o silnym
popędzie seksualnym mogą potężnie usługiwać.5
Czy jest jakaś szczególna grupa chrześcijan, którzy zawsze muszą
zachowywać celibat? Czy jest to wymagane np. od wszystkich
powołanych do służby pastorskiej? Nowy Testament nic o tym nie
mówi. Zostało jedynie wskazane, że wśród apostołów tylko dwóch
(czyli Paweł i Barnaba) miało ten szczególny dar. (Można nawet
zakwestionować, czy Barnaba powinien być wliczony.)
Na liście wymagań dla nadzorców (tradycyjnie
tłumaczonych jako biskupi),
Paweł mówi: „Biskup zaś ma być … mężem jednej żony…,
który by własnym domem dobrze zarządzał, dzieci trzymał w
posłuszeństwie i wszelkiej uczciwości” (1 Tym 3,2.4). Jest to
dalekie od wymagania celibatu, Paweł zakłada, że nadzorca (czy
biskup) powinien być żonatym mężczyzną z rodziną.
Moje własne doświadczenie i dokonywane latami obserwacje zapewniają
mnie, że jest to mądre i praktyczne wymaganie. W doradzaniu
niezamężnym kobietom i małżeństwom pastor często potrzebuje
szczególnego wejrzenia, które może dać mu żona ze swojej innej
perspektywy. Potrzebuje on również ochrony żony w sytuacjach, w
których w innym przypadku mógłby być wystawiony na seksualne
pokusy. To niesprawiedliwe dla usługującego musieć spędzać wiele
czasu z kobietami zarówno doradzając im, jak i modląc się o nie.
Wiele niepożądanych i pogmatwanych relacji może się rozwinąć z
takich sytuacji.
Niewątpliwie są to jedne z przyczyn, czemu judaizm wymaga, aby
rabini byli żonatymi mężczyznami. Pod tym względem pozycja
żydowska jest bliższa Biblii niż tradycyjne chrześcijańskie
nauczanie, które wymaga celibatu u wszystkich duchownych.
Celibat oczywiście ma szczególne miejsce w Bożym zaopatrzeniu dla
Jego usługujących. Może przyjść zarówno jako suwerenne
charyzmatyczne obdarowanie od Boga lub przez decyzję podjętą w
modlitwie w życiu indywidualnego chrześcijanina. Nie jest to jednak
standardowym wymaganiem dla wszystkich Bożych usługujących w
jakiejkolwiek szczególnej dziedzinie.
Jeśli chodzi o wybór pomiędzy małżeństwem a
celibatem, każda osoba powołana do jakiejkolwiek służby,
potrzebuje odkryć w tej dziedzinie Boża wolę.
Historia Ruth
12.
„Spotkajmy
się w Hotelu Króla Dawida”
Moja ręka zadrżała. Moje serce podskakiwało, gdy stałam przy
mojej skrzynce pocztowej w Jerozolimie. Otwarłam telegram.
„Spotkajmy się w hotelu Króla Dawida o 9.00 20. września.
Prince.”
Wypuściłam powietrze i przeczytałam telegram ponownie. Derek
Prince naprawdę przyjeżdżał do Jerozolimy na święto Yom Kippur
(Dzień Pojednania – najświętszy dzień w żydowskim kalendarzu)
i chciał się ze mną zobaczyć!
Szybko wróciłam do swojego pokoju w pobliskim
hospicjum i padłam na kolana obok wąskiego łóżka, otworzyłam
Biblię obok telegramu. „Panie, czy oznacza to właśnie to, co
myślę, że oznacza?” Modliłam się. „Uspokój bicie mojego
serca. Pomóż mi usłyszeć Twój głos, czekać na Twoje
kierownictwo.”
Gdy czekałam przed Nim, zaczął przychodzić pokój – ciche
zapewnienie, że Bóg wprowadzał mnie w plan, do którego mnie
przygotowywał.
Ciągle dręczyło mnie inne pytanie: Jak Derek
Prince, którego uważałam za męża Bożego, mógłby zwrócić się
do mnie – rozwódki? Co jeśli wyobrażałam sobie rzeczy i to
wcale nie Pan mówił do mnie przez te wszystkie ostatnie miesiące?
Co jeśli zostałam zwiedziona? Co jeśli pozwoliłam swojej nadziei
wzrosnąć, uwolnić moje emocje i być później ponownie zranioną?
Czy odważę się mu zaufać? Albo jakiemukolwiek mężczyźnie?
Bardzo żywo pamiętam pewną noc z 1965 roku. Rzucałam się i
przewracałam na swoim łóżku ciągle płacząc. Moje nadzieje i
sny o „szczęśliwym życiu od tej pory” rozpadały się przed
moimi oczyma. Moje serce było rozdarte, moje emocje pogmatwane. Tej
nocy chciałam mieć nadzieję, że mogę zbudować nowe życie,
znaleźć satysfakcję i spełnienie. Jednak strach wzrastał we mnie
– strach, że już nigdy nie będę kochana i nie będę mogła
kochać, a reszta mojego życia będzie spędzona w samotności lub
co gorsza w kolejnym rozbitym małżeństwie.
Byłam, jak mówi Biblia „małżonką porzuconą i strapioną na
duchu – żoną poślubioną w młodości i odrzuconą” (Iz 54,6 –
tłum. z języka angielskiego). W wieku 21 lat poślubiłam Żyda i
przyjęłam jego religię, odwracając się od mojego dziedzictwa i
kultury. Oddałam siebie bez jakichkolwiek zastrzeżeń relacji,
która według mnie miała trwać przez całe życie. Następnie po
trzynastu latach wszystko się skończyło. Nie zadowalałam go już
więcej i nie chciał mnie. Znalazł inną kobietę. Nasze małżeństwo
się skończyło.
W końcu mój szloch ustąpił i zasnęłam. O świcie zaczęłam
realizować decyzję, która jakoś została podjęta podczas mojego
snu. Pozostanę sama. Już nigdy nie pozwolę być narażoną na
emocje i działania innej osoby. Zachowam powierzchowne relacje i nie
pozwolę nikomu zbliżyć się na tyle, aby zranić mnie ponownie.
Było to w roku 1965. Teraz był 1977 i musiałam zdecydować, czy
odważę się zaryzykować kolejny intymny związek? Ponieważ byłam
kobietą, musiałam czekać na ruch mężczyzny, zanim przekonam się,
że w ogóle jest taka możliwość. Ten telegram był pewnym
znakiem, że Derek Prince wykonał taki ruch.
Mogłabym uniknąć ryzyka. Nie musiałam
odpowiadać. Jedynym adresem, jaki miał, była moja skrzynka
pocztowa. Jeśli nie spotkałabym się z nim w hotelu Króla Dawida,
byłby to koniec całej historii. Ale czy to podobałoby się Bogu?
Czy ośmieliłabym się być nieposłuszna wewnętrznemu głosowi,
który mówił: Właśnie z tego powodu
przywiodłem cię do Jerozolimy. Właśnie na to przygotowywałem cię
przez całe twoje życie.
Cicho czekałam, aż przyjdzie pełen pokój.
Wiedziałam, że mogę ufać swojemu Bogu, który objawił mi się
przez Jezusa, Mesjasza. Powiedziałam więc: „Panie, niech wykona
się Twoja wola w tej sprawie. Nie wiem, co jest przede mną, ale Ty
wiesz, więc ufam Tobie.”
Nigdy w ten sposób nie podejmowałam decyzji.
Urodzona w dużej rodzinie podczas kryzysu, będąc obdarzona
inteligentnym umysłem i silnym ciałem, nauczyłam się szybko
myśleć na swoją korzyść, brać inicjatywę, polegać na swoich
własnych możliwościach. Wielokrotnie zawodziłam, upadając w
swoich własnych oczekiwaniach. Moja odpowiedź była zawsze taka
sama: Zdecyduj, więcej się ucz, ciężej pracuj, zrób to lepiej
następnym razem. Czasami byłam prawie przytłoczona przez
emocjonalne bitwy, których nie mogłam przezwyciężyć siłą woli
czy samodyscypliną. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, aby
poprosić Jezusa o pomoc.
Kościołowi Luterańskiemu w Michigan, gdzie się
wychowałam, jakoś nie udało się wszczepić we mnie idei osobistej
relacji z Bogiem. Było wiele działań – szkółka niedzielna,
kolacje kościelne, klasy konfirmacyjne, grupy młodzieżowe. Ale
nigdy nie rozumiałam zmartwychwstania i często gubiłam się
myśląc, że Jezus i Marcin Luter posiadali w przybliżeniu ten sam
status. Dużo później dowiedziałam się, że mój młodszy brat
jako chłopiec spotkał Jezusa w tym kościele, więc prawdopodobnie
z własnej winy nie pojęłam tego, co było tam nauczane. W każdym
razie odeszłam tak szybko, jak to było możliwe, stwierdzając, że
religia nie ma mi nic do zaoferowania.
Kilka lat później służąc jako sierżant w
Amerykańskich Marines, spotkałam pewnego Żyda i wyszłam za niego.
O dziwo, gdy studiowałam, aby zmienić swoją religię, odkryłam
Boga, którego nigdy nie znałam w kościele Luterańskim – nie w
osobisty sposób, ale otrzymałam zapewnienie, że jest
Bóg, który troszczy się o wszechświat, i który z własnych
powodów położył swoją rękę na narodzie żydowskim. Było to we
wczesnych latach pięćdziesiątych, zaraz po Holokauście. Zmagałam
się wtedy ze zrozumieniem szczególnego powołania nad narodem
żydowskim – pozornie kochanego przez Boga, ale cierpiącego jak
żaden inny lud na ziemi.
Rabbi powiedział mi: „Czy jesteś pewna, że
chcesz przejść przez to wszystko, co nastąpi po zmianie religii?
Niełatwo jest być Żydem? Nikt cię nie rozumie, możesz skończyć
w komorze gazowej. Wyszłaś już za swojego męża. Nikt nie będzie
miał nic przeciw tobie, jeśli nie dokończysz przemiany. Bądź
naprawdę
pewna!”
Moja odpowiedź była prosta: znalazłam więcej w
Judaizmie niż jak wierzyłam, mogłabym znaleźć w religii.
Przybrałam więc imię Ruth, „córka
Abrahama” i stałam się postrzegana
jako konserwatywna Żydówka. Nauczyłam się na pamięć hebrajskich
modlitw sabatowych i świątecznych. Nauczyłam się gotować
szczególne posiłki, przygotowywać dom na święta. W rytuałach
było bezpieczeństwo i miara pokoju, a jeszcze więcej w relacjach w
bliskiej żydowskiej społeczności.
Mieliśmy czworo żydowskich dzieci przez adopcję, ponieważ nie
mogłam mieć dzieci. Jedno z nich, córka, została pogrzebana na
żydowskim cmentarzu w Portland w stanie Oregon. Pewnego ranka
znalazłam ją martwą w jej łóżku, w „żłóbku śmierci”.
Jakoś nowa wiara przeprowadziła mnie przez szok i żal.
Wielokrotnie się przeprowadzaliśmy podczas
naszego małżeństwa, zawsze z powodu kariery męża. Nasza kotwica,
utrzymująca nas zarówno w lokalnych synagogach jak i innych
żydowskich rodzinach w mieście, była zbyt krótka. Wyglądało na
to, że reprezentujemy typową żydowską rodzinę, mającą
powodzenie, aktywną politycznie i w lokalnej społeczności, zajętą
socjalnym życiem. Zagorzale dążyłam do żydowskiej edukacji
dzieci. Często woziłam je wiele mil do szkoły i próbowałam
osłonić je od presji przeważającego chrześcijańskiego
społeczeństwa.
Wtedy pewnego dnia mój mąż wrócił z wyjazdu
służbowego. Rozpakował się i zostawił papiery ze swojego
portfela na komodzie. Mój wzrok został przyciągnięty przez
paragon motelowy: Pan i Pani Baker.
Podniosłam go zszokowana. Nie było jednak błędu. Rzeczy zaczęły
układać się w logiczną całość: wyjazdy „służbowe”
przedłużone na weekendy, małe zainteresowanie dziećmi, krytycyzm
względem mnie, ocenianie mnie według nieznanych standardów. Mój
mąż znalazł inną kobietę.
Kiedy doszłam do siebie po tym szoku, poszłam do zaufanej
przyjaciółki (kilka lat starszej ode mnie) po radę. Jej rada była
bezbłędna: nic nie mów, uczesz się, kup nową bieliznę, ugotuj
ulubione jedzenie i zdobądź go z powrotem.
Przez kilka miesięcy udawałam, że nic nie wiem,
witałam go z otwartymi ramionami za każdym razem, gdy wracał do
domu, zabiegałam o jego względy. Podobało mu się to, ale mimo to
kontynuował również drugą relację. W tym czasie dowiedziałam
się, kim była ta kobieta. Perspektywa przeprowadzenia się do
innego miasta dała mi nadzieję, dopóki przypadkowo nie
dowiedziałam się, że ona również się przeprowadziła. Następnie
powiedział mi, jak bardzo dzieci ją pokochały. To było za dużo –
kiedy zabierał dzieci na wycieczki beze mnie, zabierał również i
ją! Poszłam do prawnika.
Kolejne trzy lata były udręką. Nasze całe życie rozpadło się.
Przystając na jego prośbę, aby nie rozwodzić się na podstawie
cudzołóstwa ze względu na jego karierę, zgodziłam się na
legalną separację, by rozwieźć się w rutynowy sposób.
Podzieliliśmy majątek, a dzieci i ja przenieśliśmy się do
starszego, mniejszego domu, jednak ciągle sąsiedztwie. Nadal
studiowałam i chciałam ukończyć swój college.
Nasze ustalenia były polubowne, a ja nie
wiedziałam, że kiedy przeniesie się poza stan (poza jurysdykcję
sądu), będzie mógł przestać płacić alimenty i inne opłaty na
dzieci.
Wyglądało, jakbym straciła wszystko z wyjątkiem swoich dzieci.
Nie miałam męża, nie miałam pieniędzy, nie miałam nadziei – a
teraz muszę stoczyć prawną bitwę. Więc podjęłam decyzje,
ubiegałam się o pożyczkę z college’u, przezwyciężyłam swoją
dumę i znalazłam niepełnoetatową pracę sprzedając kosmetyki od
domu do domu. Moim celem była pensja, którą mogłam zarobić,
kiedy skończę swoją szkołę.
Moje dzieci cierpiały jeszcze mocniej. Pozbawione ojca, miały teraz
matkę, która ciągle była zbyt zmęczona lub zbyt zajęta.
Wielokrotnie nocami patrzyłam na nie, jak leżą w łóżkach i
wewnątrz wołałam: „Dlaczego, Boże? Dlaczego?” One były tak
piękne. Wzięliśmy je do domu z wielką nadzieją. Teraz jednak nie
mogłam być dla nich zarówno matką i ojcem. Nawet nie mogłam być
dla nich tak dobrą matką, jaką chciałam być. Działałam więc w
ten sposób dalej dzień po dniu, robiąc wszystko, co mogłam
najlepszego w swoich okolicznościach.
Nagle uderzyła w nas prawdziwa katastrofa: zachorowałam. Rozwód
dopiero co się zakończył, alimenty znów były płacone, prawie
ukończyłam studia, więc myślałam, że będę mogła trochę
odpocząć – a teraz to! Operacja była wynikiem skręcenia kostki,
później okropny atak grypy. Moja sytuacja wyglądała na
beznadziejną.
Pewnego popołudnia położyłam się na łóżku i wołałam do Boga
Abrahama, Izaaka i Jakuba: „Gdzie jesteś, Boże? Czy nie
troszczysz się o mnie? Nie mogę zatroszczyć się sama o siebie i
swoje dzieci. Już nie mogę. Pomóż mi!”
Nagle cała atmosfera w moim pokoju stała się
jakby naelektryzowana. Była tutaj Obecność, potężna,
pocieszająca, pełna pokoju. Jezus uzdrowił mnie. Wiedziałam, że
to był Jezus. Jako Żydówka nawet nie wierzyłam
w Jezusa – ale On i tak mnie uzdrowił! Później Obecność
odeszła. Mój pokój ponownie stał się normalny. Leżałam tam
jeszcze oszołomiona przez kilka minut, następnie wstałam, aby
sprawdzić swoją siłę. Kiedy dzieci wróciły ze szkoły, byłam w
kuchni robiąc ciasteczka.
Cudownie było znów czuć się dobrze. Z powrotem
„zanurkowałam” w swoje codzienne działania i szybko stałam się
zajęta przez prawie 18 godzin dziennie. Nie chciałam zatrzymać się
na wystarczająco długo, aby myśleć. Wnioski z objawienia się
Jezusa były zbyt duże, abym mogła stawić im czoła.
Widziałam siebie jako nowoczesną Ruth,
całkowicie oddaną Bogu Izraela i ludowi Izraela. Teraz uwierzyłam
w Jezusa. Co mogłabym zrobić? Moje doświadczenie było najbardziej
nadzwyczajne, o jakim kiedykolwiek słyszałam. Myślałam, że byłam
pierwszym Żydem, który kiedykolwiek uwierzył w Jezusa jako
Mesjasza. Nie miałam pojęcia, że pojedynczy Żydzi na całym
świecie również spotkali się z powstałym z martwych Mesjaszem.
Wiedziałam tylko, że Jezus mnie uzdrowił i że w Niego uwierzyłam.
Ale nie mogłam o tym mówić. Moi żydowscy przyjaciele byliby
urażeni, jeśli wspomniałabym imię Jezusa. Zdecydowałam się nie
czytać Nowego Testamentu, który dostałam od nowego przyjaciela,
chrześcijanina, któremu opowiedziałam swoją historię. Bałam się
szukać czegokolwiek więcej z powodu mojej lojalności względem
judaizmu i narodu żydowskiego.
Przez dwa lata uciekałam od Boga, nie okazałam wdzięczności Temu,
który mnie uzdrowił, zatwardziłam swoje serce i nie myślałam o
duchowych rzeczach. Całą swoją energię skierowałam na wychowanie
swoich dzieci, rozwijanie kariery, realizowanie działań
społeczności i zachowanie swojego społecznego życia. Dążyłam
do tego, aby mój umysł był zajęty przez cały czas, dniem i nocą.
Wszystko szło dobrze aż do 1970 roku. Wtedy właśnie po raz
kolejny miałam problemy ze zdrowiem. Została zaplanowana operacja
woreczka żółciowego. Ból był straszliwy. Zaczęłam się bać.
Przypomniałam sobie długą chorobę dwa lata wcześniej i ulgę,
kiedy Jezus mnie uzdrowił i dzięki temu mogłam wrócić do
produktywnego życia. Nie mogłam zobaczyć żadnej podstawy, na
której mogłabym teraz oczekiwać ponownego cudu. Nie dałam
Jezusowi nawet tyle szacunku, co swojemu doktorowi, czy nawet nie
zrobiłam żadnego wysiłku, aby dowiedzieć się, co On nauczał o
życiu w zdrowiu. Jak niewiele wiedziałam o miłosierdziu i Bożym
współczuciu!
Dzień przed operacją przeczytałam książkę
Dona Bashama Face Up with a Miracle,
daną mi przez mojego przyjaciela chrześcijanina. Po raz pierwszy
zobaczyłam swoją potrzebę Zbawiciela – nie tylko uzdrowienia, po
którym mogłam dalej żyć po swojemu, ale oczyszczenia z grzechu i
otrzymania nowego życia kierowanego przez Boga. W szczególności
zobaczyłam potrzebę mocy Ducha Świętego w życiu – ponieważ w
tej chwili zobaczyłam, że nie mogę pokonać wszystkich przeszkód
samą siłą woli i ciężką pracą. Moje rozbite bólem ciało
powiedziało mi, że muszę dokonać radykalnej zmiany swojego
sposobu życia.
W szpitalu skłoniłam swoją głowę, zamknęłam oczy. Jezus
powiedział: „Tego, który do mnie przychodzi, nie wyrzucę precz”
(J 6,37). Prosto w pokorze przyszłam do Niego. Powiedziałam:
„Przebacz mi grzechy przeciw Tobie, chodzenie własnymi drogami.
Wejdź do mojego serca.” A On to zrobił. To nie było
skomplikowane ani emocjonalne, gdy werbalnie zgodziłam się z
Jezusem i potrząsnęliśmy rękoma na zapieczętowanie tego.
Następnie powiedziałam Jezusowi: „Jeśli
chrzest w Duchu Świętym jest od Ciebie i chcesz, abym to miała, ja
też tego chcę.” Mój nowy Mistrz wziął mnie za słowo i obce
sylaby zaczęły płynąć z moich ust. Szeptem, aby nie być
słyszaną, zaczęłam się modlić w nowym języku, którego nigdy
się nie uczyłam, języku danym mi z nieba. Było to jak szemrzący
strumień. Długo w nocy leżałam szepcząc sylaby, które we mnie
wzbierały i ze mnie wypływały. Wyglądało to, jakby przepływały
one przeze mnie jak strumyk płynie po kamieniach: każdy dźwięk,
każda sylaba czyniły mnie coraz czystszą.
Następnego dnia poddałam się operacji. Trzy
tygodnie później wróciłam do pracy. Uzdrowienie było szybkie;
mój powrót do zdrowia dziwił mnie. Tymczasem zaczęłam czytać
Biblię z głodem, jakbym nigdy niczego nie wiedziała. Po
bezemocjonalnym początku, zakochałam się w Jezusie. Nic mnie nie
zaspokajało, jedynie Jego Słowo i modlitwa w moim nowym języku.
Miałam teraz inny problem. Zmagałam się z
konfliktem pomiędzy wymaganiami mojej pracy w świeckiej organizacji
i moją nową miłością, która każdego dnia coraz bardziej
wzrastała.
Pewnej nocy, cztery miesiące później, Jezus wziął mnie krok
dalej. Pokazał mi jasno, że muszę Mu się poddać całkowicie.
Było to dla mnie zmaganiem, ponieważ moja wola była dobrze
rozwinięta i silna. Ostatecznie przyznałam, że moje życie nie
było olbrzymim sukcesem. Ukończyłam college z wyróżnieniem
jednocześnie wychowując dzieci i pracując na niepełny etat.
Perspektywa mojej kariery była wspaniała. Jednak moje zdrowie
zawiodło mnie dwa razy w ciągu dwóch lat. Zauważyłam też, że
coraz gorzej daję sobie radę ze swoim nastoletnim synem.
Potrzebowałam wewnętrznego pokoju, który znalazłam w Jezusie.
Uważałam, że nie ma żadnej alternatywy.
Mimo że mój umysł ciągle mi mówił: „Co jeśli? Co jeśli?”,
poddałam się aktem swojej woli. W swojej sypialni 21 lutego 1971
roku powiedziałam Panu: „Mam 40 lat, jestem silna, jestem
zmęczona, mam rozbite małżeństwo, mam dzieci, które mają
problemy – nie wiem, co przeze mnie możesz zrobić. Jednak w
czymkolwiek chcesz mnie użyć, jestem Twoja, oddaję Ci siebie.” A
On mnie przyjął.
Dwie noce później podczas modlitwy Bóg mi odpowiedział. Prawie
wypadłam z łóżka. Nikt mi wcześniej nie mówił, że Bóg w
obecnych czasach mówi do ludzi. Po raz kolejny myślałam, że
jestem pierwszą osobą, której się to kiedykolwiek przydarzyło.
Wzbudziło te we mnie wiele szacunku. Dziwiłam się, dlaczego byłam
wybrana na takie doświadczenie. Przez 20 minut zadawałam pytania o
swoim życiu, a On odpowiadał mi. On z kolei wymagał ode mnie
pewnych konkretnych zmian w moim życiu. Powiedział mi, że oczekuje
posłuszeństwa i zasygnalizował, że będzie mnie prowadził tak
długo, jak będę Mu wiernie posłuszna, bez względu na to, czy
będę rozumiała Jego wolę czy nie.
Rozmowa trwała dopóty, dopóki nie zapytałam się jeszcze o coś
innego. Nie upomniał mnie, po prostu nie odpowiedział. Szybko
nauczyłam się tej lekcji: Nie bądź ciekawska!
Nowe życie, które podjęłam następnego dnia,
zadziwiło mnie. Wątpliwości i obawy znikły. Mogłam dokonać
każdej zmiany, o którą Bóg mnie poprosił w całkowitej pewności,
że On stanie za mną. Przez te wszystkie lata, które spędziłam
sama, stałam się osobą bardzo niezależną. Teraz, w ciągu jednej
nocy, nauczyłam się nowej zależności od Ducha Świętego.
Wiedziałam, że nie mogę być posłuszna Panu, dopóki nie usłyszę
Jego głosu; święta bojaźń i strach sprawiał, że ciągle
szukałam Go, żeby nie zawieść przez brak uwagi. Dopiero później
zauważyłam, że otrzymałam dar Ducha Świętego – dar wiary. Z
tym darem mogłam wyjść z pozycji, w której byłam i czekać, aby
Bóg umieścił mnie w miejscu, w którym On chciał.
Przez kolejne miesiące, każdy dzień był przygodą, gdy uczyłam
się słuchać Bożego głosu i działać w posłuszeństwie. On
nauczył mnie elastyczności, aby zmienić kierunek w odpowiedzi na
Ducha Świętego. On dał mi swoją miłość, płynącą we mnie i
przeze mnie na innych.
Moja nowa praca jako administrator do spraw tworzenia nowych miejsc
pracy w stanie Maryland, wymagała częstych wyjazdów, a mój
samochód stał się poruszającą się świątynią. Do tej pory,
kiedy wchodzę do samochodu, moim pierwszym pragnieniem jest śpiew.
Pan dał mi głos do uwielbiania Go i wypełnił moje serce pieśnią.
Śpiewałam w Duchu i śpiewałam ze zrozumieniem. Modliłam się w
Duchu, ale też modliłam się ze zrozumieniem.
Moja relacja z Jezusem była bardziej rzeczywista niż moje ziemskie
relacje. Codziennie Go szukałam, a On nigdy nie kazał mi na siebie
czekać. Radość jedności z Nim była większa niż jakakolwiek
ziemska emocja, tak że nawet nie potrafię tego opisać.
Przypuszczam, że mógłbyś powiedzieć, że był to czas zalecania
się do mojego niebiańskiego Oblubieńca, przedsmak prawdziwego
miesiąca miodowego, który zacznie się od uczty weselnej Baranka.
Gdy relacja stawała się coraz głębsza i uczyłam się rozpoznawać
Jego głos coraz bardziej, odpowiadając natychmiast na Jego
wskazówki, Jezus poprowadził mnie do modlitwy wstawienniczej.
Zaczęłam mówić Mu bardzo naturalnie o ludziach i sytuacjach,
które martwiły mnie, a On pokazywał mi, jak się modlić. Z
początku byłam zaskoczona jasnymi odpowiedziami na modlitwę;
następnie zdałam sobie sprawę, że sprawia Mu przyjemność
odpowiadanie na modlitwy osoby, która spełnia Jego warunki.
Kiedy rozkoszowałam się Panem, jak wspomina autor Psalmu 37,4, On
wypełniał mnie coraz bardziej i bardziej sobą. Zaspokajał również
moje potrzeby przez ludzi: dał mi dojrzałe chrześcijańskie pary
jako przyjaciół; inne niezamężne kobiety, z którymi mogłam się
modlić; młodych mężczyzn jako przyjaciół, aby zapewnić męski
punkt widzenia bez emocjonalnego zaangażowania czy kompromisów;
pastora z prawdziwie pasterskim sercem; namaszczonych nauczycieli
(jednym z nich był Derek Prince) przez książki, kasety i
konferencje. Moje życie było wypełnione.
Później w 1974 roku podczas mojego pierwszego pobytu w Jerozolimie,
Bóg powołał mnie do Izraela. Brzemię Izraela przyszło podczas
pierwszego czytania Biblii, kiedy czytałam Księgę Izajasza i
Jeremiasza. W tym momencie zrozumiałam narodzenie się państwa
Izrael, i zaczęłam modlić się każdego dnia do Boga o odbudowanie
Jeruzalemu i uczynienie go sławnym na ziemi (Iz 62,6-7). Wojna Yom
Kippur w 1973 roku rozdarła moje serce. Chciałam zrobić coś
więcej niż tylko się modlić, chciałam pomóc.
Ciągle jednak byłam nieprzygotowana, gdy Bóg wyraźnie do mnie
przemówił, abym zostawiła za sobą wszystko i przeniosła się do
Izraela. Pamiętając noc w 1971 roku, kiedy Mu się poddałam,
wiedziałam, że On będzie mną kierował tak długo, jak będę
posłuszna temu, co rozumiem. Myślałam, że znam Jego głos. Ciągle
jednak to było ryzykiem. Było to tak dalekie od tego, o czym
kiedykolwiek myślałam, że będę robić. Po raz kolejny mój umysł
zapytał: „Co jeśli…? Co jeśli…?”
Ale Bóg nie powiedział nic więcej. To była decyzja, którą
musiałam podjąć. Ostatecznie powiedziałam: „Tak, Panie. Jeśli
Ty tego chcesz, to również i ja tego chcę.” Wróciłam do domu,
szukałam potwierdzenia u swojego pastora i następnie zaczęłam
działać w posłuszeństwie.
Dotąd był to największy test mojej wiary. Nie
wszystkie przygotowania szły gładko. Mój były mąż, który
powtórnie się ożenił i miał nową rodzinę, dowiedział się o
mojej nowej wierze w Mesjasza. Położył każdą przeszkodę, jaką
tylko mógł, na mojej drodze, kiedy poprosiłam o zgodę na zabranie
naszej najmłodszej córki Eriki ze sobą do Izraela. Kiedy czas
wyjazdu opóźniał się, wróg zaczął szeptać: „Czy Bóg
naprawdę powiedział…?” Musiałam rozróżnić pomiędzy
naturalnymi problemami, opozycją szatana a Bożym testem mojej
postawy.
Nauczyłam się patrzeć na Jezusa w nowych
wymiarach. Oddałam swój dobytek, zrezygnowałam z pracy,
wyprowadziłam się z domu. Gdy opóźnienie przeciągnęło się do
6 miesięcy, szukałam w Słowie odnowienia prawdy. Odpowiedź
przyszła przez wiele wersetów: Ufaj
Mi.
Kiedy Bóg przez test osiągnął to, co zamierzył, zabrał mnie do
Jerozolimy. Był to chwalebny powrót do domu. Nie tylko wprowadził
mnie i Erikę do ziemi moich adoptowanych rodziców, ale również
potwierdził swoją wierność. Miałam 44 lata, byłam silna, zdrowa
i napełniona radością. Jezus tak wiele dla mnie zrobił w ciągu
czterech lat. Teraz przyprowadził mnie do Jego miasta – miasta
Wielkiego Króla! Jak mogłam chcieć czegoś więcej? Prawdziwie
rozkoszowałam się Nim.
Dwa i pół roku później leżałam w swoim domu
w Jerozolimie unieruchomiona przez pęknięty dysk w swoich plecach,
którego nie można było wyleczyć. Mój kręgosłup, krzywy od
dzieciństwa, już dłużej nie zdołał nosić mojego ciała. Mijały
miesiące ciągłego bólu bez ani chwili ulgi. Opuszczałam swoje
łóżko na godzinę, dwie dziennie, ale nie było żadnego dowodu
poprawy.
Pewnego popołudnia kartkowałam swój notatnik, w którym
zapisywałam swoje rozmowy z Panem. Znalazłam wpis z 4 listopada
1976 roku, w którym zastanawiałam się, jak mogę bardziej podobać
się i służyć Panu i po raz kolejny oddałam Mu siebie. Na
papierze napisałam kontrakt uznający to, co On zrobił dla mnie
przez krew Jezusa i jak daleko zaprowadził mnie od tego dnia w 1971
roku, kiedy całkowicie Mu się poddałam. Ze swojej strony
stwierdziłam, że oddałam Mu się całkowicie; a resztę papieru
pozostawiłam pustą, aby On wypełnił ją swoimi warunkami.
Podpisałam ją na górze strony.
Teraz leżałam na łóżku. To był „warunek”,
którego nie przewidziałam. Myślałam, że po tym, jak mnie zbawił,
będzie mnie utrzymywał w zdrowiu dla Jego służby. Teraz bezradnie
leżałam w ciągłym bólu.
Z drugiej pozytywnej strony, moja relacja z Nim
była pełna chwały. Od wczesnego ranka do późnego wieczora
pozostawałam w obecności Jezusa. Leżąc w swoim łóżku mogłam
trzymać Biblię tylko tak długo, aby czytać krótkie fragmenty.
Przez te miesiące używałam kaset z nagraną Biblią. Uzdrowienie,
którego pragnęłam, nie przychodziło, ale wewnętrzna rozmowa z
nim i słodkość Jego obecności pozostały niezłamane.
Następnie pewnego dnia do moich drzwi zapukał Derek Prince. Był w
Jerozolimie, usłyszał o mnie i przyszedł zaoferować mi swoją
modlitwę o uzdrowienie moich pleców. Byłam zszokowana. Chociaż
byłam bezpieczna w miłości Jezusa, ciężko było uwierzyć, że
On mógł przysłać człowieka o takiej pozycji do mojego domu, aby
się o mnie modlił.
Na szczęście nie byłam onieśmielona Derekiem.
Przez 20 lat angażowania się w amerykańskiej polityce, w kręgu
moich znajomości znaleźli się senatorzy, kongresmeni i
gubernatorzy. Jak większość mojego pokolenia miałam ogromny
respekt dla ludzi będących w pozycji autorytetu, ale w tym samym
czasie mogłam czuć się odprężona i naturalnie zachowywać się
względem nich.
Zaprosiłam jego i młodego mężczyznę, który razem z nim
przyjechał. Rozmawialiśmy, najpierw o mojej chorobie, później o
Jerozolimie. Spojrzałam na Dereka z prawdziwym zmartwieniem i
współczuciem. Wyglądał znacznie starzej niż na swoje 62 lata.
Jego ramię było w gipsie, złamane przy upadku. Jego żona zmarła
dwa lata wcześniej, a ja ciągle mogłam zobaczyć żal i samotność
na jego twarzy. Ciężko było mi uwierzyć, że był to ten silny,
pełen życia mężczyzna, którego kilka lat wcześniej słyszałam
tak potężnie nauczającego.
Zaoferował swoją modlitwę o mnie. Wiedziałam, że miał
szczególną służbę „wydłużania nóg”, ponieważ stało się
to ze mną na dużym spotkaniu w 1971 roku. W tamtym czasie Derek nie
rozumiał jeszcze w pełni daru wiary, który dał mu Bóg, ale teraz
wyjaśnił mi, że poprzez dziękowanie Bogu za dotknięcie mnie mam
„trzymać włączoną wtyczkę” do Bożej, działającej cuda
mocy.
Kiedy Derek podniósł moje stopy, powiedział:
„One są doskonale równe! Czy ktoś już się o nie modlił?”
„Tak”, odpowiedziałam, „Ty w 1971 roku”.
Zaśmiał się. „Zrobiłem dobrą robotę!” Stanął obok mnie,
położył swoje ręce na moje ramiona.
Wtedy ku memu zaskoczeniu, zaczął prorokować.
Słowo było zachętą od Boga, mówiącą mi, że jestem drzewem
przez Niego zasadzonym i nic mnie nie wyrwie. Najbardziej zadziwiło
mnie to, że Bóg dał mi prawie dokładnie to samo słowo prywatnie
niecały tydzień wcześniej, a ja zapisałam je w swoim notatniku.
W drzwiach Derek odwrócił się jeszcze i powiedział: „Bądź
cały czas podłączona! Cały czas dziękuj Bogu.” Później
dodał: „Módl się o mnie. Jadę do Monachium w Zachodnich
Niemczech w następnym tygodniu. Nie jest to łatwe miejsce do
nauczania.” Następnie wyszedł.
Położyłam się z powrotem do łóżka i leżałam tam dziękując
Bogu. Ciągle byłam przytłoczona tym, że Bóg przysłał właśnie
jego. Ceniłam sobie życzliwość i wrażliwość Dereka na Ducha
Świętego. Ponad wszystko doceniłam znak od Pana, że On wysłuchał
moich modlitw i chce mnie uzdrowić.
Nie stało się nic dramatycznego. Kiedy ból stawał się bardzo
przenikliwy, wołałam: „Dziękuję Ci, Jezu, że twoja czyniąca
cuda moc działa w moim ciele.” Jednak cały czas miałam niewiele
sił. Mogłam wykąpać się i ubrać, ale niewiele więcej.
Wykonywałam ćwiczenia zalecane przez fizjoterapeutę. Od czasu do
czasu pływałam w publicznym basenie, moja słabość była
wzmacniania przez wodę.
Moja córka, wtedy siedemnastoletnia, przygotowywała się do powrotu
do Stanów Zjednoczonych, aby pójść do college’u, niechętnie
opuszczając mnie w inwalidztwie. Ostatecznie zgodziłam się
towarzyszyć jej do Stanów Zjednoczonych i zaplanowałam to tak, aby
wrócić do Jerozolimy na dzień przed Rosh Hashana (żydowski Nowy
Rok). Linie lotnicze zapewniły wjazd wózkiem inwalidzkim i łaskawie
przydzieliły mi cztery miejsca, abym mogła przez całą drogę
leżeć.
Tydzień przed odlotem do Stanów Zjednoczonych
otrzymałam niespodziankę – list napisany własnoręcznie przez
Dereka Prince’a, w którym wspomniał o grupie w Kansas City, która
jest bardzo zainteresowana Izraelem. Zaprosił mnie, abym odwiedziła
ich, jeśli będę kiedyś w Stanach. Jakiż
to typ człowieka, pomyślałam.
Zobaczył moją potrzebę odpoczynku i
powrotu do zdrowia. Nie miałam
wątpliwości, że nie miał na myśli nic więcej. Nigdy nie
pomyślałam o nim jako o mężczyźnie do wzięcia. Jeśli tak by
było, prawdopodobnie bym zareagowała zupełnie inaczej.
Nie chciałam wychodzić za kogokolwiek. Moja relacja z Jezusem była
całkowicie satysfakcjonująca. Żyłam, aby Mu się podobać. Przez
te miesiące braku aktywności, odkryłam, że wstawiennictwo jest
najefektywniejszą służbą, jaką mogę Mu dać. Każdego dnia
oddawałam się modlitwie – za każdego i każdą sytuację, którą
włożył w moje serce. Wiele się modliłam, szczególnie o Izrael,
a odpowiedzi widziałam na własne oczy. (Na inne jeszcze cały czas
przychodzą odpowiedzi.)
Napisałam notatkę Derekowi z podziękowaniem, dałam mu numer
telefonu do Maryland, gdzie mógł mnie zastać i zaplanowałam
przybycie do Kansas City na 20. czerwca na 12 dni. Ledwo co dotarłam
do Maryland, a on już zadzwonił! Byłam oszołomiona. Zapytał o
zdrowie i powiedział mi, że zobaczymy się w Kansas City. Kilka dni
później zadzwonił ponownie. Jego głos brzmiał tak przyjacielsko,
tak ciepło. Znałam go jako osobę publiczną z olbrzymim
autorytetem. Jego normalność zadziwiła mnie.
W międzyczasie zaczęłam stawać się coraz
silniejsza. Przyjaciele zabrali mnie na swoje pole campingowe i
zostawili swoją przyczepę campingową, abym mogła przez kilka dni
poleżeć sama w słońcu, popływać i przede wszystkim szukać
kierownictwa Boga odnośnie przyszłości. Miałam wrócić do
Izraela bez swojej córki. Moje zasoby finansowe były ograniczone,
więc musiałam mieć jasność względem Bożej woli.
Opuściłam swoje miejsce odosobnienia będąc pewna, że moją
odpowiedzialnością względem Boga będzie kontynuowanie
wstawiennictwa, a On już przygotował sposoby zaopatrzenia mnie. Nie
widziałam jak, ale miałam w tym pokój.
Gdy przyjaciele zabrali mnie z powrotem do swojego domu, powiedzieli,
że Derek dzwonił do mnie jeszcze raz. Cóż takiego mógł ode mnie
chcieć? Plan podróży był doskonale jasny. Może chciał odwołać
zaproszenie?
Kiedy jednak oddzwoniłam do niego, on po prostu zapytał o moje
zdrowie. Powiedziałam, że odpoczywałam i pływałam.
„Jesteś dobrą pływaczką?” – zapytał.
Odpowiedziałam twierdząco, ale jednocześnie
myśląc: Cóż za pytania zadaje
nauczyciel biblijny kobiecie?
Wtedy powiedział: „Dzwonię, aby ci powiedzieć,
że mój samolot przyleci do Kansas City pięć minut po twoim. Będę
tam tylko 2 dni. 23 sierpnia muszę lecieć do RPA.”
Kiedy zeszłam na dół po naszej rozmowie
telefonicznej, moja przyjaciółka powiedziała do mnie zagadkowo:
„Czy możesz w wolności powiedzieć, co on ma na myśli?”
„To było dziwne”, odpowiedziałam. „Wyglądało jakby chciał
mnie poznać, nawet zapytał, czy jestem dobrą pływaczką!”
Ona spojrzała na mnie. „Czy nie uważasz, że jest coś więcej?”
Spuściłam swoje oczy. „Boję się o tym myśleć.”
Przez kolejne kilka dni przynosiłam tę sprawę
przed Panem. Nie mogłam zrozumieć, czemu Derek Prince zwracał się
do mnie. Wspomniał, że szuka Bożej woli, czy to był czas dla
niego, aby wrócić do Jerozolimy. Zastanawiałam się, czy Bóg nie
chce użyć moich umiejętności sekretarki do pracy dla niego w tym
mieście. Jednak nie byłam w stanie pracować. Na ziemi nie mogłam
komukolwiek nic zaoferować. Wszystko co miałam, to zdolność do
modlitwy i w tym oddałam się Panu.
Czytałam książkę Dereka Kształtowanie
historii przez modlitwę i post (Shaping
Hisotry through Prayer and Fasting) i
słuchałam niektórych jego nauczań o modlitwie wstawienniczej. Być
może Bóg sygnalizował, że mamy się razem modlić. Ale nie mogłam
sobie tego wyobrazić. Tak wiele rzeczy było niejasnych. Ostatecznie
pozostawiłam to Panu i poleciałam do Kansas City wolna od wszelkich
schematów i oczekiwań.
Samolot Dereka miał opóźnienie, więc jego
przyjaciel usadowił Erikę i mnie na tylnym siedzeniu samochodu
razem ze swoją żoną, a następnie wrócił po Dereka i jego bagaż.
Kiedy Derek szedł w naszym kierunku, ponownie wyglądał na bardzo
żywą osobę, jaką widziałam na konferencjach biblijnych kilka lat
wcześniej, wyglądając co najmniej dziesięć lat młodziej niż w
Jerozolimie dwa miesiące wcześniej.
Usiadł na przednim siedzeniu, a gdy odwrócił
się, aby się z nami przywitać, popatrzył na mnie długo i
wnikliwie. Zewnętrznie zachowywałam spokój, ale wewnątrz
zadrżałam. Moje wewnętrzne pytanie do Pana dało tylko jedną
odpowiedź: Zaufaj Mi.
Erika i ja byłyśmy gośćmi w przestronnym mieszkaniu jego
przyjaciela. Ze względu na moje plecy Derek poprosił go o położenie
dla mnie materaca na podłodze. Jego praktyczność i zrozumienie
zaskoczyły mnie. Później dowiedziałam się, jak troszczył się o
znacznie starszą od siebie Lydię w ostatnich latach jej życia. Był
zupełnie inny, niż sobie wyobrażałam.
Widywałam go niewiele przez te dwa dni. Jadaliśmy
z całą rodziną i mieliśmy tylko jedną prywatną rozmowę, w
której zapytałam się o jego radę odnośnie sytuacji w
Jerozolimie. W naszej rozmowie trzymał się tego tematu, jednak dał
mi dwie swoje najnowsze książki i napisał na nich dla mnie
dedykacje – na jednej Z modlitwą,
a na drugiej Z miłością
(w umyśle wstawiłam chrześcijańską,
aby wyszło Z chrześcijańską
miłością).
Ostatniego wieczoru przed jego wyjazdem usiadłam po jego prawicy.
Kiedy spojrzałam na niego, zdałam sobie sprawę, że nie czuję
absolutnie nic. Miałam ogromny szacunek względem niego jako męża
Bożego i namaszczonego nauczyciela biblijnego, ale nie oczekiwałam,
że spotkam go jeszcze kiedyś. Czułam się zaszczycona uwagą,
którą mi okazał, ale założyłam, że na tym koniec.
Następnego ranka jak wyjeżdżał na lotnisko,
zwrócił się do mnie z pytaniem: „Czy ostatecznie zdecydowałaś
się wrócić do Jerozolimy?” Powiedziałam, że będę tam na Rosh
Hashana. On powiedział, że planował przyjechać tam na Yom Kippur
i być może moglibyśmy się zobaczyć. O co chodziło?
W ciągu kolejnych dziesięciu dni pływałam,
spacerowałam i ćwiczyłam, dbając o ciągłą wewnętrzną relację
z Panem. Za domem był mały strumyk z drewnianym mostkiem. Wyszłam
w nocy i w świetle księżyca chodziłam po nim tam i z powrotem
rozkładając przed Panem myśli swego serca. Wiedziałam, że muszę
być posłuszna Księdze Przypowieści Salomona 4,23: „Czujniej niż
wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło
życia!”
Nie mogłam sobie pozwolić na uwolnienie swoich
emocji zarówno, aby mieć nadzieję, jak i się bać. Wyglądało na
to, że Bóg chce, abym została żoną Dereka, ale z kolei Derek nie
dał mi żadnego tego typu znaku– z wyjątkiem dedykacji w książce.
Tak czy inaczej słyszałam właściwie, musiałam zdecydować, co
zrobię, gdy okaże się, że właśnie o
to chodzi. Z jednej strony byłby to
ogromny honor być żoną Dereka – ale też wielka
odpowiedzialność. Jeśli był to Boży plan, więc musi zamierzać
mnie uzdrowić i uczynić mnie fizycznie tak silną, jak duchowo.
Po raz kolejny policzyłam swoje koszty. Moje ostatnie dziecko
opuszczało gniazdo. Byłam gotowa cieszyć tak dużą osobistą
wolnością, jakiej nie znałam od 25 lat, być odpowiedzialną tylko
i wyłącznie za siebie. Co więcej nie zamierzałam wychodzić
ponownie za mąż. Minęło już 20 lat od czasu, gdy mąż mnie
zostawił, siedem lat od momentu, gdy spotkałam Jezusa. Moje życie
z Panem było pełne i satysfakcjonujące. Ale… Jeśli Bóg chce,
abym wyszła za mąż, jak mogłabym to odrzucić?
Wtedy zostałam zalana pytaniami: Czy mogę ryzykować dopuszczając
kogoś innego do mojego serca i życia? Nawet bardziej przerażające:
Czy mogę być dobrą żoną? Co jeśli nie będę mogła
przystosować się do jego sposobu życia i nawyków? Co jeśli po
tych wszystkich latach nie będę mogła położyć jego potrzeb
ponad moimi? Co jeśli nie będę elastyczna? Wiedziałam, że dużo
podróżuje. Co jeśli nie będę mogła dotrzymać mu tempa? Moje
plecy są już silniejsze, ale zdecydowanie jeszcze nie było z nimi
dobrze. Co z moją prywatnością i godzinami spędzonymi z Panem,
które bardzo wysoko sobie cenię? I co się stanie z reputacją
Dereka Prince’a, jeśli ożeni się z rozwódką?
Nie otrzymałam jasnych odpowiedzi na wszystkie moje pytania.
Wyglądało, że są inne „warunki” tego kontraktu: muszę
zrezygnować ze swojej własnej woli w tej dziedzinie i zaufać Bogu
bez otrzymanych i pewnych odpowiedzi.
Zanim opuściłam Kansas City mogłam powiedzieć
Panu: Jeśli Derek Prince poprosi mnie,
abym się z nim ożeniła, zrobię to.
Nie powiedziałam tego z powodu miłości do Dereka Prince’a, ale z
powodu miłości do Pana i chęci podobania się Jemu. Zachowywałam
i chroniłam swoje serce.
Cóż za chwalebny czas spędziłam w Jerozolimie!
Stałam w hospicjum oglądając Stare Miasto. Mój pokój miał
balkon, na którym spędzałam długie wieczory. Moje nowe poddanie
się Panu wprowadziło mnie w większą intymność z Nim. Biblia
była listem miłosnym do mnie. Trzy wieczory pomiędzy Rosh Hashana
i Yom Kippur czuwałam całą noc na balkonie. O dziwo nie stawałam
się śpiąca.
Ponieważ moje plecy były silniejsze, mogłam
wychodzić na długie spacery po ukochanym mieście. Ciągle
dziękowałam Bogu za Jego uzdrowieńczą moc i obecność.
W dniu, w którym miałam spotkać się z Derekiem w hotelu Króla
Dawida, wstałam wcześnie z pieśnią na ustach: „Pokój, pokój,
cudowny pokój zstępuje od Ojca z góry…” Ubrałam się
starannie i kilka minut przed dziewiątą przeszłam krótki dystans
do hotelu, w którym byliśmy umówieni.
Kiedy przeszłam przez drzwi obrotowe, Derek wstał
i wyszedł naprzeciw, aby mnie przywitać. Uścisnęliśmy sobie ręce
i poszliśmy do sali jadalnej. Śniadanie w hotelu Króla Dawida to
okazały bufet, a my zrobiliśmy kilka wędrówek, aby spróbować
różnych przysmaków. Derek zaśmiał się, gdy zobaczył, jak
nakładam marynowanego śledzia, wyjaśniając, że on tego nie lubi
i nigdy nie mógł zrozumieć miłości Lydii do marynowanych ryb.
Teraz zobaczył, że mam ten sam gust.
Rozmawialiśmy o jego wyjeździe do RPA. Później włożył rękę
do kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko. „Przywiozłem ci
pamiątkę z RPA.”
Otworzyłam je. Wewnątrz była piękna złota
broszka z okiem tygrysa. To nie była mała pamiątka. Ten
człowiek nie żartuje, pomyślałam,
przykładając baczną uwagę do wszystkiego, co mówił.
Wiedząc, jak często chodzę do synagogi w sabat
i święta, Derek zapytał, czy nie chciałabym iść tego wieczoru
na nabożeństwo Kol Nidre. Poszliśmy do Hechal Shlomo, głównej
synagogi w Jerozolimie i zarezerwowaliśmy dwa bilety. Po wyjściu na
zewnątrz spojrzeliśmy na bilety. Na obu było napisane po hebrajsku
Prince.
„Myślę, że będziesz musiała pójść jako pani Prince”,
zaśmiał się Derek.
Moje serce przestało bić. Co
się dzieje? Pytałam Pana. Jak
szybko on się porusza? Nie dostałam
odpowiedzi.
Jak zaczęliśmy schodzić stromym zboczem,
złapałam rękę Dereka, aby się na chwilę podeprzeć. Nie puścił
jej! Schodziliśmy więc ręka w rękę na ulicy w Jerozolimie w
biały dzień pod rękę! Tak szybko, jak tylko mogłam zrobić to
dyskretnie, uwolniłam swoją rękę. Powiedziałam „Tak” Panu,
ale nie chciałam, aby ktoś zawracał mi w głowie, nawet Derek
Prince!
Derek jednak nie dał żadnego sygnału do
zakończenia naszego spotkania. Kiedy doszliśmy ponownie do hotelu
Króla Dawida, zapytał mnie formalnie, czy zaszczycę go swoim
towarzystwem do końca dnia. Przystałam na jego propozycję, więc
usiedliśmy na fotelach przy basenie w zacienionym miejscu.
„Opowiedz mi o sobie”, powiedział, gdy usiedliśmy. „Kim byli
twoi rodzice? Jaka była twoja rodzina? Gdzie chodziłaś do szkoły?
Chcę wiedzieć o tobie jak najwięcej. Nic nie pomijaj.”
Bóg dał mi olbrzymią łaskę. Z natury jestem
szczerą osobą. Mogę widzieć rzeczy z własnego punktu widzenia,
ale nigdy nie zniekształcam ani nie zwodzę. Więc godzina po
godzinie opowiadałam mu swoją historię. Pytał się o mojego
byłego męża, moje przyjęcie judaizmu, powodów rozwodu.
Rozmawiało się z nim bardzo łatwo i miło.
Minął poranek. Powiedziałam mu, że przestrzegam żydowskiej
praktyki postu od zachodu słońca do zachodu słońca w Yom Kippur,
a Derek powiedział, że chciałby się do mnie przyłączyć. Mimo
że nie byliśmy jeszcze głodni po obfitym śniadaniu,
zdecydowaliśmy około godziny 14.00 iść do sali jadalnej na obiad,
aby wzmocnić się przed postem.
Gdy jedliśmy, Derek dalej zasypywał mnie pytaniami. W końcu
powiedziałam: „Nie mogę więcej mówić. Kończą się moje
siły.”
„Tak bardzo mnie zainteresowało to, co mówiłaś”, przepraszał
mnie. „Nie zdawałem sobie sprawy, jakim było to obciążeniem.
Byłem względem ciebie nie fair.”
Wtedy zaczął mi opowiadać o swoich zmaganiach
się po śmierci Lydii, o szukaniu woli Bożej na resztę swojego
życia; o swoich wątpliwościach, czy powinien wrócić do
Jerozolimy – miasta, które opuścił w 1948 roku.
Do tego momentu nasza rozmowa była przyjacielska,
ale nieco formalna. Teraz, gdy mówił, bariery runęły, a ja zdałam
sobie sprawę, że opowiadał mi o swoich najskrytszych myślach. Co
najważniejsze nieświadomie wyjawił przede mną głębię swojej
osobistej relacji z Panem. Chociaż był odnoszącym sukcesy
przywódcą chrześcijańskim z wielkim duchowym autorytetem, to
szukał u Pana siły i kierownictwa w taki sam osobisty sposób, jak
ja!
Później Derek zaczął mówić mi, dlaczego zaprosił mnie najpierw
do Kansas City, a teraz do hotelu Króla Dawida. Kiedy opisywał
swoją ostatnią noc w Jerozolimie w czerwcu, odłożyłam swój
widelec i przyglądałam się mu. Chociaż był zewnętrznie
spokojny, jego głos nabrał cienia ekscytacji, a jego oczy zabłysły.
Opisał strome wzgórze, jakie widział w wizji oraz kobietę na jego
początku.
„Ty byłaś tą kobietą”, zakończył, patrząc na mnie.
„Zrozumiałem, że Bóg mówił mi, że jeśli mam wrócić do
Jerozolimy, pierwszym moim krokiem ma być poślubienie ciebie!”
Zrobił przerwę, następnie szybko dodał, że nie oczekuje ode mnie
odpowiedzi na jego objawienie, ale że muszę sama szukać Pana.
Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy moje serce przyśpieszyło. Teraz
jednak się uspokoiło. Przyszedł całkowity wewnętrzny pokój.
Wszystko znalazło się na swoim miejscu. Na wszystkie pytania, które
mnie dręczyły – dlaczego Derek Prince się mną interesuje?
Dlaczego ze wszystkich kobiet na świecie, odszukał właśnie mnie?
Jak mógłby rozważać kandydaturę rozwiedzionej kobiety? – teraz
miałam odpowiedź.
Czekał, aż zacznę mówić. Powiedziałam prosto: „Teraz
rozumiem”.
„Co masz na myśli?” – wykrzyknął.
Spuściłam swój wzrok. „Myślałam, że Bóg
mówi mi, że być może poprosisz mnie o rękę, ale nie mogłam
zrozumieć, dlaczego miałbyś wybrać właśnie mnie. Nie znałeś
mnie, ani nie wiedziałeś nic o mnie. Teraz rozumiem – inicjatywa
pochodzi od Boga.”
Wtedy spojrzałam w jego oczy i w tym momencie pokochałam go.
Myślę, że nigdy nie skończyliśmy tego obiadu.
Usiedliśmy w holu. Spacerowaliśmy po parku i siedzieliśmy na
ławce, patrząc na Stare Miasto. Pokazał mi diament, który miał w
swojej kieszeni zawinięty w kawałek białego papieru. Zanim
wróciłam do swojego pokoju w hospicjum, aby odpocząć i przebrać
się, wypiliśmy jeszcze ostatnią filiżankę herbaty przed
rozpoczęciem postu. Później poszliśmy do synagogi i zajęliśmy
dwa różne miejsca – ja na balkonie dla kobiet, a on w głównym
pomieszczeniu razem z mężczyznami. Gdy się rozstawaliśmy, bardzo
dokładnie określił miejsce, w którym spotkamy się ponownie po
nabożeństwie Kol Nidre.
Na balkonie uspokoiłam swoje serce. Przez cały
dzień byłam porwana przez wielką wodę. Teraz mogłam spokojnie na
wszystko spojrzeć. Zamknęłam swoje oczy, gdy znane mi hebrajskie
wersety i melodie przepływały przeze mnie. Odpoczywając w
obecności Pana, cicho oddałam Mu swoje życie, Jego celom i teraz
dołączyłam: „Nawet poślubiając Dereka Prince’a”.
Yom Kippur jest najświętszym dniem w żydowskim kalendarzu.
Pomiędzy Rosh Hashana i Yom Kippur nawet niereligijni Żydzi
zazwyczaj szukają zgody z sąsiadami i robią dobre uczynki, aby być
pewnym, że są „zapisani w Księdze Życia na następny rok”.
Niczego nie można przyrównać do święta Yom
Kippur w Jerozolimie. Ustaje cały ruch samochodowy z wyjątkiem
rzadko przejeżdżających samochodów służb ratowniczych. Nie ma
radia ani telewizji; całe miasto jest ciche; słychać, jak
szczekają psy i płaczą dzieci. Nie ma żadnego ruchu
samochodowego, który zagłuszałby te dźwięki, można chodzić
nawet środkiem ulicy.
Gdy wracaliśmy z synagogi, teraz pod rękę, Derek powiedział:
„Muszę powiedzieć ci coś jeszcze”. Poszliśmy do ławki w
parku i usiedliśmy w świetle księżyca, a mury oświetlone
reflektorami znajdowały się na wprost nas.
W spokoju wigilii Yom Kippur Derek powiedział:
„Czy rozumiesz, że nie jestem jeszcze wolny, aby poprosić cię o
rękę?” Przytaknęłam. Wiedziałam o relacji, jaką miał z
innymi nauczycielami. „Zgodziliśmy się, że nie będziemy
podejmować znaczących decyzji życiowych bez skonsultowania się ze
sobą”, powiedział mi. „Nie mógłbym im nic powiedzieć, nie
wiedząc, jaka będzie twoja odpowiedź. Teraz muszę się z nimi
skonsultować. Spotkam się z nimi pod koniec października.” Teraz
był wrzesień. Został jeszcze ponad miesiąc! „Będę się modlić
o to” – odpowiedziałam.
Następnie wstaliśmy i poszliśmy w kierunku
hospicjum. Derek patrzył na mnie czule. „Wierzę, że wszystko
będzie w porządku”, powiedział. „Nie bój się. Wierzę, że
Bóg każdemu z nas wyraźnie pokazał swoją wolę. Przyjmijmy to w
wierze. Nie mogę zaprosić cię jutro na śniadanie, ale zapraszam
cię na spotkanie o 9 rano i spędzenie tego dnia razem. Wyjeżdżam
wcześnie kolejnego dnia.”
Był to początek naszej relacji: dzień uroczystej modlitwy i postu.
Na końcu dnia oddaliśmy siebie nawzajem oraz naszą przyszłość
Panu i pożegnaliśmy się.
Miałam wielu przyjaciół w Jerozolimie, ale żadnego, z którym
mogłabym podzielić się tym, co się stało w Yom Kippur. Już od
siedmiu lat Jezus był moim jedynym powiernikiem. Wylewałam przed
Nim swoje serce i czekałam na Jego radę.
W mojej relacji z Jezusem nie było nic
mistycznego; była to słodka rozmowa z bliskim przyjacielem.
Nauczyłam się przez te lata czekać na Jego kierownictwo w
codziennym życiu – kiedy i gdzie iść na zakupy; kiedy zadzwonić;
kiedy podejmować się różnych zadań. Posłuszeństwo w tych
codziennych sprawach zbudowało we mnie zaufanie przy podejmowaniu
dużych decyzji. Teraz, po miesiącach pół-inwalidztwa, jeszcze
bardziej zależałam od Niego. Szukałam Jego rady we wszystkim.
Ciągle nie mogłam dłużej siedzieć czy stać, a więc także nie
mogłam pracować. Jednak duży przelew bankowy z Europy zapewnił
mnie, że mój Ojciec niebieski czuwał, abym miała wszystkiego pod
dostatkiem. Otrzymałam kasety o wojnie duchowej ze spotkań Dereka z
RPA, które rzuciły nowe światło na moje zadanie. Modliłam się.
Kiedy czekałam na spotkanie Dereka z innymi nauczycielami, kilka
razy przeprowadziliśmy krótkie rozmowy telefoniczne. Następnie na
początku listopada usłyszałam ponownie jego głos – był bardzo
bezbarwny. Radość i entuzjazm odeszły. Powiedział, że nie
zgodzili się na nasz ślub, ponieważ stwierdzili, że rozwijanie
relacji ze mną byłoby dla niego niemądre.
Łamiącym się głosem dodał: „Mam już kupiony bilet do
Jerozolimy i przyjadę za dwa dni. Przyjadę, aby osobiście
powiedzieć ci o wszystkim i pożegnać się.” To było wszystko.
Rzuciłam się na podłogę przed Panem i
zawołałam: „Czemu, Panie? Czemu mi to robisz? Czemu dałeś mi
taką miłość, a następnie wymagasz ode mnie takiej rzeczy? Byłam
zaspokojona Tobą. Nie szukałam męża. Czemu wprowadziłeś Dereka
w moje życie, a teraz robisz mi to?” Poczułam jakby Jego ramiona
objęły mnie i Jezus w niesamowity sposób powiedział: Ufaj
Mi.
Prawdziwa wiara jest zawsze na skraju niewiary.
Czasami miałam całkowitą pewność, że Boże drogi są najlepsze;
ale czasami wątpiłam w Jego miłość i wołałam o świeży znak.
Wtedy 13 listopada dał mi to, o co się modliłam i w czym miałam
nadzieję: cud, który natychmiast dokończył moje uzdrowienie. Gdy
uwielbiałam Pana na dużym spotkaniu, Jego moc przeszła przeze
mnie. Natychmiast cały ból opuścił moje ciało; Jego siła
wypełniła mnie.
Zatraciłam się w uwielbieniu, w radości Jego obecności. Po
miesiącach ciągłej agonii, łagodzonej tylko odrobinę przez leki,
wolność od bólu była prawie jak uwolnienie od własnego ciała!
Zostałam sprowadzona z powrotem na ziemię przez klepnięcie mnie w
ramię. Prowadzący na platformie zobaczył mnie, moją jaśniejącą
twarz i przysłał kogoś, aby zapytał, co robi Bóg. Czy wyjdę
złożyć świadectwo?
Gdy szłam na podwyższenie, moje mięśnie czuły się jak jedwab.
Stanęłam przy mikrofonie i łkając, prawie nie mogłam
wypowiedzieć słowa. Całe podwyższenie napełniło się turystami
– obcymi, mogłam też widzieć drogich przyjaciół z Jerozolimy,
którzy modlili się o mnie przez te siedem długich miesięcy. Ich
twarze jaśniały, jakby jupitery były skierowane na nich. Nie
pamiętam, co powiedziałam, ani jak opisałam to, co się stało w
tamtym momencie, ale później spojrzałam na nich i powiedziałam:
„Dziękuję wam. Dziękuję wam, moi przyjaciele, i dziękuję
Tobie, Panie Jezu!”
Później zobaczyłam Bożą cudowną mądrość.
Przez wezwanie mnie do zaświadczenia o cudzie, On wypchnął mnie do
złożenia publicznego wyznania. Wierzę, że to naprawdę ukończyło
moje uzdrowienie. Gdybym nie została skonfrontowana z prośbą o
zaświadczenie o cudzie, mogłam stracić uzdrowienie za pierwszym
razem, gdy poczułam kolejne ukłucie bólu.
Niektórzy ludzie mówili mi przez te długie
miesiące: „Domagaj się uzdrowienia”. Ale nie mogłam. Teraz
uzdrowienie było moje! Okazjonalne bóle nie straszyły mnie,
ponieważ wiedziałam, że była to część procesu. Później
prześwietlenie wykazało, że Bóg zrobił więcej niż tylko
uzdrowienie mojego pękniętego dysku – On wyprostował mój krzywy
kręgosłup. Czułam się, jakbym miała nowe plecy!
4 dni później spotkałam się z Derekiem na
śniadaniu w hotelu Króla Dawida. Jego twarz była śmiertelnie
blada i trzęsły mu się ręce. Chciałam go dotknąć, aby go
pocieszyć. Cicho modliłam się o niego, gdy mówił. Nic więcej
nie mogłam zrobić.
Otworzył swoją walizkę i wyjął list, który mi wręczył,
podpisany przez czterech nauczycieli. „Rozumiesz”, powiedział,
„Zobowiązałem się pytać ich o wszystkie ważne decyzje. To jest
ważna decyzja. Muszę dotrzymać swojego słowa.”
Dał mi swój plan podróży na następne kilka
miesięcy i poprosił mnie o modlitwę o niego, gdy będzie
usługiwał. Następnie niespodziewanie wyciągnął słoik domowej
marmolady, przysłanej mi przez jego córkę Annę. Wewnętrzny głos
powiedział: Masz przyjaciela.
Jedyną rzeczą, która rozjaśniła nasze
spotkanie, była moja opowieść o cudownym uzdrowieniu moich pleców.
Derek był bardzo wdzięczny Bogu. Widział, że Bóg troszczy się o
mnie. Dalej nie było już nic więcej do powiedzenia. Zaprowadził
mnie do taksówki i pomachał mi na pożegnanie. Był to koniec tego
rozdziału mojego życia.
Co kobieta robi w takiej sytuacji? Zajęłam się
czymś innym. Każdego dnia silniejsza, mogłam w końcu siedzieć na
krześle, ponownie zapisałam się na kurs hebrajskiego ulpani.
Sześć dni w tygodniu zanurzałam się
w studiowanie języka.
Nie mogłam się z nikim podzielić swoim złamanym
sercem. W bezsenne noce płakałam w ramionach Jezusa, później
wstawałam, aby przejść z uśmiechem cały dzień, radując się ze
swojego uzdrowienia. Poznałam nowych przyjaciół na lekcjach oraz
spotykałam się ze starymi przyjaciółmi. Starałam się nie robić
zbyt dużo rzeczy, przy których mogłabym myśleć lub spekulować.
Również się modliłam. Spędzałam godziny, noce, tygodnie, modląc
się, poszcząc, wstawiając się – nie tylko za Dereka, ale o
Izrael i naród żydowski. Dzień po wyjeździe Dereka do Jerozolimy
przybył prezydent Egiptu Sadat. Na każdym rogu ludzie mówili, że
„w końcu jest pokój”! To był krytyczny moment. Modlitwa o
Izrael odciągała moje myśli ode mnie samej.
Ale to nie było łatwe. Obiecałam być posłuszna Panu, jeśli
tylko usłyszę Jego głos. Otworzyłam swoje serce na Dereka,
ponieważ wierzyłam, że właśnie to było Bożą wolą. Jezus
rozbił twardą skorupę, którą zbudowałam wokół siebie w 1965
roku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo stałam się
czuła.
Miałam dwie możliwości: mogłam zatwardzić swoje serce ponownie i
nigdy nie pozwolić komukolwiek, aby się do mnie zbliżył. Mogłam
też zaufać Jezusowi, aby uzdrowił moje złamane serce tak samo,
jak uzdrowił moje chore plecy.
Dokonałam wyboru. Księga Przypowieści Salomona 3,5-6 stała się
moim wyznaniem. Zdecydowałam się zaufać Panu z całego serca. Nie
próbowałam zrozumieć, uznałam Jego na każdej ścieżce mojego
życia. Zaufałam Mu, aby kierował moimi drogami.
Kiedy zaczęłam się modlić o plan podróży Dereka, stała się
dziwna rzecz: odeszła desperacja, a przyszła nadzieja. Był to
kolejny rozdział. W szczególności wyróżnił się jeden tydzień,
w którym Derek był w Adelajdzie w Australii. Pewnego dnia, gdy
byłam na lekcji, zaczęły spływać łzy po mojej twarzy. Pełna
zażenowania przeprosiłam za siebie. Po uspokojeniu się w damskiej
toalecie, wsiadłam do autobusu i pojechałam do domu. Ponownie
popłynęły niekontrolowane łzy. Łkając w swoim pokoju, zaczęłam
się modlić na językach. Mijały godziny, a brzemię nie
odchodziło.
Nie było to dla mnie nowym zjawiskiem.
Doświadczyłam takich bólów porodowych w duchu wiele razy w
związku z Izraelem zarówno przed jak i po mojej emigracji. Rzadko
znałam powód przed jego pojawieniem się – atak terrorystyczny,
kryzys rządowy, początek wojny. Tym razem wiedziałam, że było to
związane z Derekiem.
Trzy dni później napisałam w swoim dzienniku: „Dzięki Bogu,
Adelajda skończyła się!” Odczułam, że w świecie duchowym coś
się wydarzyło.
Rozpoczęła się w Jerozolimie wczesna wiosna. Przeprowadziłam się
do jednopokojowego mieszkania w centrum miasta. Wtedy otrzymałam
telegram: „Przyjeżdżam do Jerozolimy z wycieczką luterańską.
Spotkajmy się w hotelu Króla Dawida na śniadaniu.” Zaczynał się
nowy rozdział!
Kiedy się spotkaliśmy, natychmiast zauważyłam, że Derek także
przeżył spotkanie z Panem. Miał nową łagodność w swoim głosie,
przemianę w całym swoim zachowaniu. Usiedliśmy przy bufecie i
rozmawialiśmy oczekując, aż kelner przyniesie herbatę. Następnie,
jak zwykle, Derek przeszedł do istoty: „Modliłem się w
Adelajdzie. Nadal wierzę, że Bożą wolą dla nas jest małżeństwo.
Czy coś ci pokazał?”
Opowiedziałam mu o doświadczeniu, które miałam podczas jego
pobytu w Adelajdzie oraz o mojej nieoczekiwanej, niewytłumaczalnej
nadziei. Byliśmy zadziwieni pracą Ducha Świętego. Oddzieleni
największą odległością na ziemi modliliśmy się w pełnej
zgodzie.
W wierze, ufając, że Bóg wykona dzieła, wykorzystaliśmy ten
czas, aby się lepiej poznać. Podczas naszych spacerów po
Jerozolimie Derek entuzjastycznie wyrażał się o mojej sile i
sprawności. Poznał mnie jako inwalidkę, a teraz byłam aktywna i
pełna energii. Razem odwiedziliśmy duchowych przywódców w
Jerozolimie, którzy byli moimi przyjaciółmi. Wiedziałam, że „on
mnie sprawdzał”, obserwując, jak się do nich odnosiłam i jak
oni mieli stosunek względem mnie.
Pewnego dnia spotkaliśmy się ze starszą kobietą mieszkającą w
Jerozolimie od wielu lat, gorliwą wielbicielką Dereka. Odnośnie
tej sytuacji zaczęła prorokować: „Bóg obserwował cię. Byłeś
wspaniałym mężem dla Lydii. Zasługujesz na najlepsze. On dał ci
Ruth.”
Derek jej podziękował, ale ostrzegł ją, że nic nie zostało
załatwione. „Moje usta są zapieczętowane!” powiedziała i
wyszła tak nagle, jak się pojawiła.
Kiedy Derek wrócił do Stanów Zjednoczonych,
gdzie miał się ponownie spotkać z pozostałymi nauczycielami,
wróciłam do swoich studiów. Była to jednak wiosna, moje serce
było oświecone. Trudno było się skupić. Później zadzwonił do
mnie Derek, miał rozradowany głos. Pozostali nauczyciele również
się modlili i Bóg dał im zupełnie inne spojrzenie. Derek miał
przyjechać na wycieczkę do Izraela w kwietniu. Poczyniliśmy plany.
Derek nie był jeszcze gotowy do przeniesienia się do Jerozolimy i
poprosił mnie, abym opuściła to miasto do czasu, aż Bóg nie
uczyni tego jasnym, że mamy się tam przeprowadzić.
Kiedy spotkałam się z Derekiem na lotnisku Ben
Gurion, był to początek nowego rozdziału mojego życia. Byłam
anonimową żydowską wierząca żyjącą w Jerozolimie. Teraz
zostałam pchnięta w centrum zainteresowania charyzmatycznego
świata. Gdy tylko ogłosiliśmy nasze zaręczyny małej grupce
przyjaciół Dereka, członkowie wycieczki zwrócili na nas swoją
uwagę. Robili nam zdjęcia w każdym miejscu, do którego poszliśmy.
Pewna kobieta podeszła do mnie, stanęła w kolejce czekających na
lunch i powiedziała: „Słyszałam, że Derek Prince ponownie się
żeni. Czy to właśnie z tobą?”
Z uśmiechem przyznałam, że właśnie ze
mną.
Zanim Derek odleciał do Stanów Zjednoczonych pojechaliśmy na
miejsce, z którego można obserwować całą Jerozolimę. Patrząc
na miasto rozmyślaliśmy o wszystkim, co zrobił Bóg. Później
modliliśmy się: „Panie, osadź nas w Jerozolimie na Twój sposób
i w Twoim czasie.”
Modliłam się w ten sposób z mieszanymi uczuciami. Była to dla
mnie kolejna śmierć, położenie swojej woli. Jerozolima była dla
mnie czymś więcej niż tylko miastem, w którym żyłam – było
to miasto, do którego w szczególny sposób powołał mnie Bóg.
Było ono też moją miłością daną mi przez Boga. Musiałam ufać
Bogu, aby pracować razem w dwójkę na Jego sposób i w Jego czasie.
Było dla mnie oczywiste, że oblubienica musi opuścić swój dom i
zamieszkać w domu swojego oblubieńca.
Podczas gdy ciężko było mi opuścić Jerozolimę, przebywanie z
Derekiem nie było dla mnie poświęceniem. Chociaż spędziliśmy ze
sobą tylko kilka dni i to w dużych odstępach czasu, to jednak Duch
Święty łączył nas ciągle pogłębiającymi się więziami.
Odłożenie naszej relacji i pozwolenie, aby umarła, zaprowadziło
nas w kierunku Pana, czyniąc nas bardziej zależnymi od Niego.
Ponieważ dotknęliśmy Pana w naszym złamaniu, teraz mogliśmy dać
sobie dużo więcej. Każdy moment spędzony razem był dla nas
skarbem.
W czerwcu opuściłam Jerozolimę i przeniosłam
się na Florydę. Derek na zaręczyny dał włożył mi na palec
pierścionek z południowoafrykańskim diamentem. (Nazywamy go
„diamentem wiary”, ponieważ Derek kupił go w wierze dla
kobiety, którą ledwie znał.)
Nasz ślub podczas żydowskiego Święta Namiotów
pomieszał tradycję żydowską i chrześcijańską. Charles Simpson
prowadził ceremonię zaślubin, a inni nauczyciele położyli na nas
swoje ręce i błogosławili nam. Cóż za chwalebna uroczystość!
Wróciliśmy do Jerozolimy na miesiąc miodowy, a kilka miesięcy
później przyjechaliśmy tutaj, aby studiować hebrajski na
uniwersytecie. Być żoną Dereka i
być w Jerozolimie było dla mnie jak cudowne marzenie. Pan zaczął
nas tam prowadzić w kierunku wspólnego wstawiennictwa z mocą
przewyższającą nasze indywidualne życie modlitewne.
Teraz stało się dla mnie jasne, że całe moje życie było
przygotowaniem na żonę Dereka. Jest on przyjacielem Żydów i
zaangażował się w odnowienie państwa Izrael. Dwadzieścia pięć
lat wcześniej Bóg skierował mnie do judaizmu. Moje utożsamianie
się z Żydami i moje zrozumienie ich zwyczajów i tradycji są
nieocenionym nabytkiem dla niego.
Przez te wszystkie lata spędzone w Jerozolimie poznałam miasto jak
swój własny ogródek – sklepy, parki, ciche małe uliczki. Wiele
się również nauczyłam o kulturze Bliskiego Wschodu, tak odmiennej
od amerykańskiej czy brytyjskiej – żydowskim sposobie myślenia,
zwyczajach, punkcie widzenia, praktykach biznesowych. Derek po 30
latach wrócił do zupełnie zmienionego miasta i dlatego
skomentował, że Bóg zaopatrzył go w osobistego przewodnika!
Zanim przyjechałam do Jerozolimy, nigdy nie byłam poza Stanami
Zjednoczonymi, choć dużo podróżowałam w samym państwie. Lata
spędzone w tym wielonarodowościowym mieście pomogły mi
przygotować się na różne sytuacje i kultury, z którymi miałam
się zetknąć w naszych podróżach.
Widzę teraz, że moją główną
odpowiedzialnością jest otaczać Dereka cichą i pełną pokoju
atmosferą, aby mógł wyzwolić z siebie wszystko, co Bóg w niego
włożył. Lydia zainwestowała w niego całą swoją duchową
wiedzę, mądrość i doświadczenie. Gdy stawała się starsza,
Derek się nią opiekował. Teraz inwestuję siebie w niego –
troszcząc się o niego, ochraniając go przed niepotrzebnymi
przerwami, pomagając mu w każdy możliwy sposób, aby był wolny do
szukania Pana oraz przynoszenia świeżego, namaszczonego, proroczego
nauczania do Ciała Chrystusa. Tak się dzieje, gdy jesteśmy w
naszym domu w Jerozolimie, w naszej bazie na Florydzie czy podróżach
kilka miesięcy w roku. Wymaga to rozmaitych umiejętności
rozwiniętych przez całe życie.
Co najważniejsze Bóg przeprowadził mnie przez
cierpienie, chorobę, próby, złamanie serca i życie pełne
modlitwy i wstawiennictwa – tak trudne dla samotnej kobiety – do
głębi zależności od Ducha Świętego, która obejmuje wszystkie
dziedziny mojego życia. Ta zależność od Ducha Świętego pozwala
mi mieszać swoje myśli i osobowość z Dereka bez zagrożenia dla
integralności swojej osobowości. Myślę, że rozumiem, co Adam
miał na myśli mówiąc, że Ewa „jest kością z kości moich i
ciałem z ciała mojego” (1 Moj 2,23). Polegam na Duchu Świętym,
że pokaże mi, kiedy mam być dostępna dla Dereka a kiedy się
wycofać, kiedy mówić, a kiedy być cicho, kiedy się poddać, a
kiedy wyrazić swój punkt widzenia, kiedy szukać jego opinii, a
kiedy używać swojego własnego osądu.
Ponadnaturalny dar wiary, który Bóg dał mi na początku, połączony
z zaufaniem, które przyszło przez siedem lat chodzenia z Nim,
przygotowały mnie na rozmiar odpowiedzialności jako żona Dereka.
„Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu” (Hbr 11,6) oraz
bez wiary nie można być żoną Dereka.
Kiedy się pobraliśmy, ustanowił mnie pełnym partnerem Derek
Prince Ministries. Było to skromne działanie, tworzenie kaset oraz
publikowanie jego książek, zatrudniając kilkanaście osób. Od
tego momentu rozwój służby stał się bardzo mocny. Wyglądało to
w ten sposób, jakby Bóg nie mógł uwolnić swojego pełnego planu
dla służby do momentu, w którym nie dał Derekowi mnie jako jego
pomocy.
Trzy miesiące po naszym ślubie Derek rozpoczął
swój program radiowy: Today with Derek
Prince (Dzisiaj
z Derekiem Princem). Do 1985 roku
otoczył on cały świat, włączając w to tłumaczenia, które
sięgnęły całe komunistyczne Chiny w jej trzech głównych
dialektach: mandaryński, kantoński i amoy. Hiszpańska wersja jest
nadawana w całej Południowej i Centralnej Ameryce, a obecnie jest
przygotowywana również wersja rosyjska.
Materiały Dereka, które były sprzedawane w
wielu językach w Zachodnim świecie, zostały rozdane za darmo
poprzez nasz program Global Outreach tym, którzy nie mogli za nie
zapłacić. Przywódcy chrześcijańscy w krajach trzeciego świata i
za Żelazna Kurtyną przekazują to nauczanie do swoich własnych
ludzi w ich własnych językach. Oddziały Derek Prince Ministries
zostały otwarte w Wielkiej Brytanii, Afryce Południowej, Australii
i Nowej Zelandii.
Mały strumień stał się rzeką; rzeka stała się morzem; a morze
stało się potężnym oceanem. Bóg połączył Dereka i Lydię w
tym samym jarzmie i uprzęży, aby orali i siali. Teraz, w
późniejszych latach życia Dereka, Bóg połączył mnie z nim, aby
przynieść pełnię Bożego planu dla jego życia: owocowanie i
wspólne zbieranie.
Na naszej uroczystości ślubnej obdarzył mnie
swoim nazwiskiem i przyrzekł dzielić się ze mną wszystkim, co Bóg
daje mu: honor, autorytet i majątek. Darzę to wszystko wielkim
szacunkiem, wiedząc, że pewnego dnia odpowiem przed Bogiem za
wszystko, co otrzymałam „Komu wiele dano, od tego wiele będzie
się żądać” (Łk 12,48). Moim pewnym zabezpieczeniem jest to, że
podobam się Panu w sposób, w jaki usługuję Derekowi i jego
służbie.
Dla młodych ludzi, którzy gorliwie pragną wziąć ślub i którzy
wątpią w Bożą miłość do siebie, ponieważ nie mają jeszcze
partnera, pewną odpowiedzią jest fragment z Psalmu 37: „Rozkoszuj
się Panem, a da ci, czego życzy sobie serce twoje!” (wers 4).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz