KRZYŻ
W CODZIENNYM ŻYCIU
Mówiliśmy
o ciele, które nie może funkcjonować, jeśli chcemy prowadzić
chrześcijańskie życie – albo umiera cielesne życie, albo umiera
chrześcijański człowiek. Coś z tego musi umrzeć, nie może żyć
jedno i drugie; cielesne życie i chrześcijański człowiek razem.
Tak, jak mówi Słowo Boże: ciało – skażenie, Duch – życie.
Nie ma innej opcji, jeśli żyje cielesność, nie ma
chrześcijaństwa. Jeśli żyje chrześcijaństwo, nie ma cielesności
i człowiek jest wtedy duchowy i inne są przemyślenia, inne
działania.
I
tak myśląc o tym, pewne rzeczy docierały do mnie. Często mówiąc
o ukrzyżowaniu, o pozbyciu się naszego cielesnego człowieka,
bardzo często pamiętamy o tym z samego poranka, modlimy się i
mówimy: Panie Boże pomóż nam spędzić ten dzień dla twojej
chwały, pomóż nam, by to nie my, ale Ty był tym, który używasz
nas, a potem wstajemy z kolan i zapominamy, że modliliśmy się o to
i prosiliśmy Boga, by pomógł nam całego tego dnia utrzymywali
swoją cielesność w ukrzyżowaniu. Poprosiliśmy Boga i myślimy,
że Bóg załatwi za nas wszystko, a my możemy już teraz żyć.
„Myśmy się już pomodlili, Bóg to wszystko załatwi”.
Pomodliliśmy się o jedzenie i picie, musimy i w tej sprawie
poruszać się – coś przygotować, ugotować, tym bardziej sprawa
doświadczenia krzyża jest potrzebna nam, ponieważ każdy z nas to
wie, że nieukrzyżowany chrześcijanin straszne spustoszenie czyni
wokół siebie. Niezadowolenie, niechęć, złośliwość, obmowa,
plotka – to jest właśnie metoda diabła jak zniszczyć wszelkie
zadowolenie z tego, że Chrystus był na ziemi, jak obrócić to
wszystko w niechęć do chrześcijaństwa, niechęć do ludzi, którzy
mienią się chrześcijanami. A to właśnie jest obiektem
cielesności, gdyż diabeł używa jej, by do tego doprowadzić, by
ludzie mieli siebie serdecznie dość, by chcieli uciec jak najdalej
od chrześcijaństwa.
Każdy
człowiek z Biblią, w większości, mówi, że chce, by było
dobrze, że chce dobrych relacji, wzajemnej miłości, troski,
budowania się nawzajem, że pragnie tego, co dobre. Ale jeśli nie
ma wykonania…- Paweł mówi: ja dziękuję za Jezusa Chrystusa. Nie
ma potępienia nade mną, ale też nie znaczy to, że ja nie muszę
dbać o krzyż. Nie znaczy to, że nie muszę w każdej cząstce
dnia rozprawiać się ze swoim cielesnym „ja”. To nie jest tak,
że mogę sobie powiedzieć: prosiłem cię Panie, dlaczego nie ma
tego? Krzyż jest mocą, ale ja muszę tą moc używać nieustannie.
W tej bitwie nie ma zwycięstwa nad diabłem, jeśli krew Jezusa nie
oczyszcza mnie nieustannie. Nie wystarczy, że rano oczyściła mnie,
że rano prosiłem: „Panie”. Ale potem wystarczy, że na coś
zdenerwuję się, na coś rozzłoszczę, coś zniechęci mnie i już
zaczynam zachowywać się jak stary Adam, czy stara Ewa i już myślę:
no, prosiłem i co teraz. Przecież po co umarł Jezus Chrystus na
krzyżu? – po to, byśmy mieli oręż do walki i zwycięstwa. To ja
muszę chcieć umierać. Diabeł chce ożywiać starego człowieka
przez emocje, przez nastawienia, przez różne złe rzeczy, a ja
muszę nienawidzić go i krzyżować. To ja muszę brać w tym
zupełnie świadomy udział i nie mogę zapomnieć ani chwili o
krzyżu. Jezus mówi: niech się wyprze siebie, weźmie swój krzyż
na siebie codziennie i idzie za mną. Nie wystarczy, że pomodlę się
trzy razy dziennie, nie wystarczy, że będę modlić się dziesięć
razy dziennie, ja muszę używać krzyża przeciwko wrogości
własnego ciała. Przychodzi jakieś nastawienie i co mam zrobić z
tym? – mam pozwolić, by rozbudziło się we mnie jeszcze więcej
emocji, czy mam zniszczyć to nastawienie, nim te emocje rozbudzą
się.
To
ja muszę codziennie, od obudzenia aż do zaśnięcia, używać
krzyża przeciwko sobie. Jeśli zaniedbam to, wówczas wynik jest
taki, jaki jest: czytam Biblię, czytam o zwycięskim człowieku,
jestem pełen ekscytacji z tego, co uczynił Jezus Chrystus na
krzyżu, zamykam Biblię i za chwilę mogę już „gryźć”.
Biblia nie załatwi tego, Biblia mówi mi prawdę, a ja muszę tą
prawdę używać i korzystać z niej.
Mogę
zapewnić was w stu procentach, że używając codziennie krzyża,
będziecie mogli widzieć efekt swego duchowego wzrostu. Bez krzyża
nie ma duchowego wzrostu. Dlatego apostołowie mówili: przypominamy
wam o tym, przypominamy. Wiedzmy o tym, że bardzo ważna jest
modlitwa, bardzo ważne jest prosić Pana, ale również bardzo ważne
jest pamiętać, że Bóg już dał nam oręż, już dostaliśmy go.
Wiecie jak ważne jest to dla Boga, byś ty, ani ja nie być z
rodowodu cielesności? Słowo Boże mówi, że nawet Jezusa nie znamy
już według ciała i siebie nie mamy znać według ciała. A jak my
dobrze znamy się według ciała, dlaczego tak jest? A Słowo Boże
mówi, że już nie mamy znać się według ciała, ale według kogo?
– według nowonarodzonego człowieka. Diabeł lubi jak ludzie znają
się według ciała i jak to ciało określa granice ich
postępowania. Podczas, gdy Bóg mówi o wolności, lecz by była
wolność, my musimy umrzeć dla tej strasznej, przeklętej
duchowości, która niszczy ludzi. Od zaniedbania prawdziwego boju.
Słowo Boże mówi: trwajcie w pobożności, ćwiczcie się w
pobożności. Umartwianie własnego ciała nic nie pomoże, ale ten,
który trwa w pobożności ma obietnice życia teraźniejszego i
wiecznego.
Jak
bardzo ważne jest zobaczyć to zwycięstwo krzyża. Pewna osoba
mówiła, że ciężki jest czytać jej Stary Testament, bo jest tam
tyle krwi, ofiar, ptaki z urwanymi głowami i różne inne trudne
rzeczy. Człowiek czyta i myśli sobie: po co to wszystko? A Duch
Święty przychodzi i mówi: bo Bóg jest Święty, a człowiek coraz
bardziej grzeszy i między człowiekiem a Bogiem jest coraz więcej
krwi i ta krew nie jest wstanie zaspokoić świętego Boga. Widząc
ten bezmiar, obfitość krwi w Starym Testamencie, możesz zobaczyć
świętość Boga i nadal Jego świętość nie może być
zaspokojona i musiał przyjść Jego Syn, by Jego świętość
otrzymała ofiarę, która będzie zaspakajała ją, aby dać
przebaczenie tobie i mnie. Jak wielka jest obfitość grzechu na
ziemi. Człowiek czyta stary Testament i nie rozumie tego. Na
przykład czytasz Stary Testament i widzisz Boga, który z nieba
rzucał kamieniami i więcej wrogów zginęło od kamieni rzucanych z
nieba, niż od żołnierzy Izraela. Tak Bóg brał udział we
wspólnej bitwie przeciwko wrogowi. I Bóg chce współdziałać z
tobą i ze mną w walce przeciwko wrogowi. Tam pokazany był
fizycznie wróg narodu Bożego i fizycznie Bóg pokazywał, jak jest
ze swoim ludem, by oni mieli zwycięstwo nad złem. Bóg chce być z
tobą i ze mną. Stary Testament jest fizycznym obrazem jaki jest
Bóg. W tej duchowej bitwie Bóg chce mnie i tobie pomóc, abyśmy
nie zginęli, kiedy wrogowie napadają na nas. Ale kiedy Bóg
pozwalał, by wrogowie pokonywali Izraela? Wtedy, kiedy Izrael
zaniedbywał chodzenie z Bogiem w świętości. Dopóki Izrael trwał,
Bóg pomagał.
Bóg
obiecuje pomagać tobie i mnie, dopóki będziemy trwać w
Chrystusie. I możemy i musimy być pewni swojego Boga. Bez pewności
Boga ciężko wybierać się do tak strasznej bitwy, kiedy napadają
cię emocje i nie wiesz, co z nimi zrobić – ogarniają cię,
zmiatają cię wręcz z powierzchni chrześcijaństwa i robią z
ciebie zwierzę. I nie możesz sobie poradzić z tym. Bóg chce
pomóc, ale Bóg powiedział o krzyżu. Komu ma pomóc w tym
momencie? Bóg powiedział o miejscu, gdzie Jego Syn wziął
wszelkie grzechy, abyśmy obumarłszy grzechom, mogli żyć dla
sprawiedliwości, dlatego krzyż jest tak ważny w codzienności, nie
tylko pamiętając o tym rano, czy wieczorem, mówiąc: o Boże,
znowu wiele bałaganu. Ale w trakcie, kiedy ten bałagan wydarzał
się, człowiek stawał przeciwko danej sprawie, licząc, że ktoś
za niego uczyni coś, o czym Jezus powiedział, że my mamy to
zrobić. Jezus nie powiedział, że weźmie za nas nasz krzyż
codziennie. On powiedział, że wziął raz na zawsze swój krzyż,
abyśmy z tego krzyża czerpali codziennie. To my mamy czerpać
codziennie, a On załatwił to raz na zawsze. Uczynił nas
doskonałymi, dał nam zwycięstwo zbawienia.
A
więc kiedy doznajesz, że coś na ciebie napada, to jest właśnie
moment, w którym albo krzyż będzie twoim triumfem, albo cielesny
człowiek zwycięży. Albo zobaczysz śmierć dla swoich idei,
planów, zamierzeń, albo zobaczysz życie twojego ciała. Stary
Adam, stara Ewa chcą żyć, tylko krzyż może zabić ich. Dlatego
tak ważne jest, by nie myśleć o krzyżu tylko jako opisie w
Biblii, ale by w każdym jednym momencie naszego życia korzystać z
tego krzyża. Tam umarliśmy wraz z Chrystusem. To musi być tak
realne i rzeczywiste, że jest to oczywista sprawa i kiedy przychodzi
takie doświadczenie, człowiek poddaje to krzyżowi.
Jakże
cenne jest, gdy codziennie trwamy w tym i widzimy efekt, że Bóg
może więcej i więcej napełniać nas sobą. Najczęściej jest to
też widoczne, kiedy człowiek przychodzi do Boga i widzi to zło i
jak to zło niszczy się. Człowiek poddaje się unicestwianiu tego
zła, a dobro napełnia coraz bardziej. Niech Bóg pomoże wygrać
nam, gdyż bez tego krzyża jest tak jak jest; ludzie odchodzą,
rezygnują, poddają się, gdyż cielesność coraz mocniej dochodzi
do władzy i sieje tak ogromne zniszczenie, że wielu nie daje rady,
rezygnuje.
Otwórzmy
list do Galacjan 5,24:
A
ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje
wraz z namiętnościami i żądzami.
Pierwsze
– „ukrzyżowali” – to jest czas dokonany, przeszły, ale
czynny. To stało się i jest utrzymywane codziennie. Użyte jest tu
słowo „z namiętnościami”, ale w większości miejsc oznacza
ono „cierpienia”. Może tak być, że przyjęli krzyż wraz z
cierpieniami jego, aby ich żądze zginęły, a cierpienia powodowały
w nich, co? – trzymanie się Boga. „A wyście przyjęli te
ucierpienia Chrystusowe.” Mojżesz te cierpienia, tą hańbę
Chrystusową uznał za większe bogactwo od wszystkich skarbów
Egiptu. Myślę, że krzyż łączy się również z cierpieniem
naszym i razem z krzyżem przyjmujemy cierpienie, przyjmujemy to, że
stary człowiek nie może działać, nie może uczynić, co chce.
Słowo Boże mówi: czyż nie powinniście raczej ponieść straty,
niż w ten sposób szukać sprawiedliwości? Krzyż łączy się z
końcem moich cielesnych możliwości, by osiągnąć to, co chcę.
Krzyż otwiera możliwość, bym polegał na Bogu i cierpiąc, nie
oddawał. Paweł mówi: kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny.
Kiedy ciało cierpiąc, nie ma siły, by oddać, wtedy jestem silny,
ponieważ Chrystus czyni temu komuś, kto zadaje mi cierpienie, co On
chce, nie to, co ja chcę, lecz, to co On chce. Codziennie
przechodzimy doświadczenie cierpienia, jeżeli krzyż wykonuje swoją
pracę w nas. Jeśli nie wykonuje, nie musimy cierpieć. Jeśli
cierpimy z powodu Chrystusa, błogosławieni jesteśmy.
Paweł
napisał w liście do Filipian 3,18. 19:
Wielu
bowiem z tych, o których często wam mówiłem, a teraz także z
płaczem mówię, postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego;
końcem ich jest zatracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwałą to,
co jest ich hańbą, myślą bowiem o rzeczach ziemskich.
A
więc stali się wrogami krzyża, gdyż odwrócili się od mocy
krzyża, dlatego, że odwrócili się od mocy krzyża do tego, co
jest w tym świecie. Krzyż oddziela, daje możliwość, aby Chrystus
był uwielbiony. I jak jest nam to potrzebne. Jakże często słyszy
się: „ja, my, dla mnie, dlaczego nam”. A bardzo mało słyszy
się, że kiedy krzyż oddzielił mnie od tego, Chrystus mógł być
uwielbiony. Paweł mówi: ja umarłem dla świata, a świat dla mnie
i z tego raduję się. Jeśli krzyż nie może wykonać tej pracy, że
ja umieram dla świata, a świat dla mnie, wtedy moje „ja” żyje
i kto mnie uratuje. „Nie muszę znosić tego cierpienia”,
zobaczcie jak często ciało szuka odzewu, riposty, własnej
sprawiedliwości i zobaczcie, po to jest krzyż, by zniszczyć to,
żeby nie szukać tego. Gdyż gdzie my wybieramy się?
Ostatnio
pewnemu człowiekowi zadałem takie pytanie: czy kiedy urodził się,
zdawał sobie sprawę, co czeka go w życiu, jak będzie ono
wyglądać, co tutaj jest i ku czemu zmierza? I kiedy narodził się
na nowo, czy wie, ku czemu zmierza i czego może spodziewać się?
Kiedy urodziliśmy się cieleśnie, nie wiedzieliśmy nic, nie
mieliśmy pojęcia, że będziemy czynić zło, że będziemy swoim
własnym rodzicom sprawiać wiele kłopotów już od początku. Nie
zadawaliśmy sobie z tego zupełnie sprawy. Urodziliśmy się w ciele
grzechu i tak żyliśmy.
Ale,
kiedy urodziliśmy się z Boga, czy wiemy już dokąd zmierzamy i po
co żyjemy, czy wiemy, co ma być osiągnięte w nas? Już wiemy.
Między jednym narodzeniem a drugim jest olbrzymia różnica; jedno w
nieświadomości, drugie jest w świadomości. I teraz, kiedy
narodziliśmy się na nowo z Boga, jesteśmy świadomi, co z nami ma
się dziać, ku czemu idziemy, jakie Bóg ma dla nas plany. Straszną
rzeczą jest, kiedy człowiek narodzony na nowo żyje w
nieświadomości, jakoby nie wiedział: co, po co, dlaczego, ku
czemu. A więc też nie żyje wtedy ku temu, by to stało się i
myśli: ja nie wiem co mnie czeka. Nie mówię, że wiem co zrobię i
gdzie pójdę, ale wiem, że Bóg chce mieć mnie na obraz swego
Syna. Wiem, że chce mnie mieć w wieczności z Sobą i wyznaczył mi
kierunek dla mojej duszy: wieczność ze Sobą - to wiem. Wiem, że
mam się uświęcać, oczyszczać. Nie mogę powiedzieć, że jestem
nieświadomy, ku czemu wezwał mnie Bóg, co mam teraz w tej sprawie
robić. Słowo Boże mówi, że ci ludzie w niewiedzy są jak
zwierzęta, nie wiedzą, że idą na śmierć. Ale my wiemy, że
idziemy do wieczności z Bogiem i jak możemy w tym momencie razem
rozmawiać; a to chałupa, a to samochód, a to lepsza praca, lepsze
zarobki i tak wszystko wokół tego – „myślą o rzeczach
ziemskich”(Filip.3,19).
Kiedy
my wiemy, że celem naszym jest wieczność z Bogiem, miejsce, gdzie
nie ma bólu, łez, rozterek, dlaczego więc nie kładziemy życia
swego? Dlatego, że nie widzimy celu – wieczna radość z Bogiem.
Nie widząc celu, nie widzimy potrzeby kładzenia swego życia.
Człowiek mówi: no mam być chrześcijaninem, ale nie zgłębia celu
i zadań, nie chce żyć w pełnej świadomości. Kiedy bierzemy na
siebie krzyż, jesteśmy świadomi, że musi umrzeć moje „ja”,
ego, złe nastawienie. Bracia i siostry muszą widzieć we mnie
nowego człowieka, po to umieram. Paweł mówi: krzyż, śmierć
Chrystusa wykonuje swoje dzieło we mnie, aby Chrystus był widoczny
we mnie przez innych. Po to mamy umierać - nie ja , lecz Chrystus.
Bóg chce, abyśmy umierali, żeby Jego Syn był widoczny wśród
nas. Nie po to, by utrapiać nas, lecz po to, by Jego Syn był
widoczny w nas. To jest Jego cel i my wiemy, że po to mamy umierać.
Nie po to, by była ulepszona wersja jakiegoś chrześcijanina, lecz
po to, bym mógł być zbawiony.
Kiedy
Paweł mówi: umieram dla świata – to umieram dla pożądliwości
oczu, pychy życia, pychy tego ciała, bo to nie jest z Ojca, tylko
ze świata. Dla Pawła - umieram dla świata – znaczy, że umieram
dla tego, co w tym świecie jest bliskie temu światu, a żyję dla
tego, co jest bliskie Bogu. Piękne, prawda? Człowiek, który ma tak
wspaniały cel, by żyć z Bogiem, mówi: wszystko uznaję za śmieć,
aby zyskać Go. Dlatego, tak ważne jest, by nie umknęło sprzed
naszych oczu, ku czemu zostaliśmy wezwani. Wspaniałe życie z
Jezusem. Widzę, jak wielu młodych ludzi, również i starych, nawet
nawróconych, nie ma pojęcia jak cudowne jest życie Jezusa. Nie
widzą potrzeby usunięcia samego siebie, bo nie widzą wspaniałości
nowego życia. A tu trzeba widzieć wspaniałość Chrystusa, by
pragnąć: „to nie ja, lecz Chrystus”. Wiele jest doświadczeń i
problemów. Paweł w pewnym miejscu pisał: „powinniście już być
nauczycielami, a nadal potrzebujecie mleka”, nadal nie widzicie po
co staliście się chrześcijanami. Wiecie, u młodego w wierze można
znieść głupotę, chociaż nie powinno tego być, ale u starego?
Nasze najpiękniejsze życie, to Chrystus i On właśnie jest coraz
mniej widoczny na ziemi.
Piękność
Chrystusa została utracona na konto religijnego rozwoju i widzimy,
co religia potrafi zrobić. Cudowne jest, że jest dla nas nadzieja,
kiedy będziemy robić to, co należy do nas, chociaż teraz tak
straszna bitwa toczy się. Nie ma nic piękniejszego w zgromadzeniu
Bożego ludu, jak budować się na dom dla Boga, jako nowi ludzie,
którzy zostali oddzieleni od tego, co stare.
Myśląc
o tym, zaczęło docierać do mnie, że umknęło ludziom z takiej
czynnej świadomości, że idziemy wszyscy do jednego miejsca, w
którym nie ma bólu, nie ma łez, nie ma osobnych pokoi. Jak ludzie
zmieszczą się tam, jeśli nie potrafią być ze sobą przebywać na
ziemi, nie umieją pokonać przeciwności? Jak ludzie ci zniosą się
całą wieczność? Rozumiecie, po co jest krzyż? Po to, by
wieczność nie była przerażająca. Jeśli nie umrzemy za życie,
nie wejdziemy do wieczności, gdyż ta wieczność przeraziłaby nas.
Nigdzie nie można ukryć się, nigdzie schować, nigdzie zamknąć.
Wszystko odkryte na zawsze. Jeśli nie będziemy widzieć wieczności
ze sobą i nie będziemy przygotowywać się do niej używając
krzyża dzisiaj, to my nie widzimy celu, do którego zmierzamy. Nic
nieczystego nie wejdzie tam – mówi Słowo Boże. Ci, którzy nie
uświęcają się, nie ujrzą Pana. Pan nie chce tam kłótni,
sprzeczek, wojen, niczego złego, dlatego już na ziemi te rzeczy
muszą być usunięte. Skąd spory, skąd waśnie? Z cielesności,
nie płyną przecież z uświęcenia.
A
więc cudowna jest ta nadzieja – wieczność razem. Co my musimy
zrobić, by ta wieczność była szczęściem dla nas wszystkich? Dać
się ukrzyżować, bo to stary Adam, czy Ewa, jeśli żyją w nas,
czynią tą wieczność czymś strasznym. Dlatego tak ważne jest, by
każdy z nas korzystał z tego przez całe dnie, aż do końca naszej
pielgrzymki, by każdy z nas widział cel – życie Jezusa we mnie,
najpiękniejsze, najwspanialsze. Życia tego nikt nie jest w stanie
wydobyć z samego siebie, ale które przyszło z góry, by napełniać
tych, którzy gotowi są umrzeć. Jezus miłuje tych, którzy doszli
do tego samego przekonania – skoro On umarł, wszyscy umarliśmy.
Jezus mówi, że nie możesz być moim uczniem, jeśli nie wyprzesz
się siebie, nie weźmiesz krzyża na siebie, aby pójść za mną,
by naśladować Mnie. Nie możesz – mówi Jezus. To jest prawda –
nie możemy być bez krzyża Jego uczniami, bo jak mamy wykonać tę
naukę, skoro jesteśmy gotowi do działań starego człowieka. Krzyż
jest bardzo ważny dla nas. Zgadzanie się na to, że chrześcijanin
nie musi mieć krzyża, to jest jak zgadzanie się na to, że nie
musimy iść na wieczność do Boga. To jest równoważne.
Jeśli
nie musimy wygrać w ogniu doświadczeń przez to, że umrzemy dla
reakcji ciała, a Pan odpowie, to jak wejdziemy do miejsca, gdzie
tylko Jego reakcje mają prawo przebywać. Słowo Boże mówi, że
kościół przyoblekł się w sprawiedliwe uczynki świętych. Te
uczynki to Chrystus. A więc krzyż jest nam pomocą, by usunąć
mnie i ciebie z tej drogi, która ma być piękna, święta,
napełniająca nas wzajemnymi wspaniałymi relacjami. O tym mówi
Słowo Boże. „To wy jesteście światłością dla tego świata”
– mówi Pan. Oskarżyciel diabeł wystarczy, nie musimy oskarżać
się nawzajem. Kiedy widzimy pojawiającego się starego Adama, czy
Ewę, musimy pamiętać o krzyżu. Jeśli przypomnimy komuś o
krzyżu, to nie podejrzewaj, że ktoś nie lubi cię, raczej powiedz:
widzę, że miłujesz mnie. Jeśli widzisz mnie w grzechu i mówisz
mi o krzyżu, widzę, że miłujesz mnie, dobrze mi radzisz. A jeśli
człowiek mówi: wszyscy złościmy się i gniewamy i mamy do tego
prawo, bo ten świat jest taki, że mamy prawo złościć się –
wtedy nie jest to głos przyjaciela, lecz diabła. Przyjaciel mówi
ci: zniszcz to, by żyć. Wróg mówi: można zaakceptować to.
Nie
łatwo niszczy się starego Adama, prawda, Adamie, Ewo? Nie łatwo
niszczy się – skoro „sprawiedliwy z trudnością dostąpi
zbawienia” (1Pio.4,18). Z trudnością – to nie jest łatwe, czy
rozumiemy to? Powinniśmy sobie nawzajem współczuć w tym
doświadczeniu krzyża, rozumiecie? Skoro jest to tak trudne,
powinniśmy sobie współczuć, dodawać otuchy i modlić się o
siebie, żebyśmy mogli nieść ten krzyż, żebyśmy mogli poddawać
się krzyżowi, by niszczył w nas starego człowieka, po to, by
Jezus był uwielbiony między nami. To jest cel twój i mój, tego
zgromadzenia i każdego zgromadzenia, które jest w imię Pana, by
Jezus był uwielbiony w nas. Nie my, lecz Jezus. Jeśli jest to w
naszym sercu, to Bóg jest po tej stronie, by stało się to możliwe.
Pokażę
wam pewną sytuację, która też dla mnie była dobrą ilustracją.
Otwórzmy ewangelię Łukasza 5,1- 3:
Pewnego
razu, gdy On stał nad jeziorem Genezaret, a tłum tłoczył się
dokoła niego, by słuchać Słowa Bożego, (2)
ujrzał dwie łodzie, stojące u brzegu jeziora; ale rybacy,
wyszedłszy z nich, płukali sieci. (3)
A wszedłszy do jednej z tych łodzi, należącej do Szymona, prosił
go, aby nieco odjechał od brzegu; i usiadłszy, nauczał rzesze z
łodzi.
Jezus
poprosił Szymona, by usłużył Mu swoją łodzią.
Dalej,
5,4.5:
4)
A gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wyjedź na głębię i
zarzućcie sieci swoje na połów. (5)
A odpowiadając Szymon, rzekł: Mistrzu, całą noc ciężko
pracując, nic nie złowiliśmy; ale na Słowo twoje zarzucę sieci.
A
więc Szymon był zmęczony po całonocnej próbie złowienia czegoś,
a kiedy Szymon już zwija się, by iść, Jezus prosi go: udostępnij
mi swą łódź,. Zobaczcie jaki był połów.
Dalej
5,6:
A
gdy to uczynili, zagarnęli wielkie mnóstwo ryb, tak iż się sieci
rwały.
Zobaczcie,
kiedy zmęczony, utrudzony dajesz siebie Jezusowi – „przyjdźcie
do Mnie wszyscy spracowani i obciążeni, a znajdziecie ukojenie”,
wtedy Jezus czyni możliwym to, co było niemożliwe dla nas
rozumiecie? I co wywołało to w Piotrze?
Wiersze
8-11:
Widząc
to Szymon Piotr przypadł do kolan Jezusa, mówiąc: Odejdź ode
mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny. (9)
Albowiem zdumienie ogarnęło jego i wszystkich, którzy z nim byli,
z powodu połowu ryb, które zagarnęli. (10)
Także i Jakuba, i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli towarzyszami
Szymona. Wtedy Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, od tej pory
ludzi łowić będziesz. (11)
A wyciągnąwszy łodzie na ląd, opuścili wszystko i poszli za nim.
Jeśli
daję się Jezusowi, by On mógł używać mnie, jakże bogate będzie
Jego zapłacenie mi. On przyjdzie z zapłatą dla tych, którzy dali
Mu siebie. Jakże bogate to będzie. Jakże cudowny jest Pan, który
chce uczynić dla mnie i dla ciebie, kiedy jestem gotowy poddać
siebie krzyżowi. Wiecie, nami władają emocje, ciało próbuje żyć,
a moim i twoim zadaniem jest: „umartwiajcie to, co w was jest
cielesnego”. Nie pozwólcie, ani przez chwilę diabłu, by on mógł
przez to zniszczyć waszą chęć uwielbienia Jezusa.
Drugi
przykład, kiedy anioł przychodzi do Marii i mówi jej co ma się
stać - otwórzmy Ewangelię Łukasza 1, 31. 32:
I
oto poczniesz w łonie, i urodzisz syna, i nadasz mu imię Jezus.
(32)
Ten będzie wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego. I da mu Pan
Bóg tron jego ojca Dawida.
Anioł
mówi do niej piękne rzeczy, mówi o tym, co stanie się:
Wiersze
33 – 38:
I
będzie królował nad domem Jakuba na wieki, a jego królestwu nie
będzie końca. (34)
A Maria rzekła do anioła: Jak się to stanie, skoro nie znam męża?
(35)
I odpowiadając anioł, rzekł jej: Duch Święty zstąpi na ciebie i
moc Najwyższego zacieni cię. Dlatego też to, co się narodzi,
będzie święte i będzie nazwane Synem Bożym. (36)
I oto Elżbieta, krewna twoja, którą nazywają niepłodną, także
poczęła syna w starości swojej, a jest już w szóstym miesiącu.
(37)
Bo u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa. (38)
I rzekła Maria: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie
według słowa twego. I anioł odszedł od niej.
Oto
ja jestem służebnicą Pana. I stało się. Oto ja, twój sługa,
oto jestem do Twojej dyspozycji Panie, niech mi się stanie to, co Ty
chcesz. Maria zniosła różne przeciwności; Józef chciał ją
opuścić, wyglądała jakby zgrzeszyła. Ale wszyscy zwać ją będą
błogosławioną, szczęśliwą, że Bóg posłużył się nią. Bóg
posłużył się tobą, dla swojej chwały, ku uratowaniu ciebie i
jeszcze kogoś innego. Pan słyszy mnie i ciebie, jest gotowy czynić
to, co jest potrzebne. My musimy widzieć cel, dla którego warto
umierać. Tu nie chodzi o samoumartwianie, tu chodzi o to, by Jezus
był uwielbiony. Po to czynisz się martwym, by Jezus był
uwielbiony. Nie po to, by ludzie podziwiając cię mówili: o, jaki
wspaniały człowiek, nie po to, lecz ustępujesz po to, by Jezus był
uwielbiony. Tego bardzo dzisiaj brakuje – widzenia celu, kierunku,
zrozumienia, dlaczego tak ma być. Słowo Boże mówi: kto trwa w
Chrystusie, ma życie wieczne. W kim jest Chrystus, w tym jest życie.
Kto nie ma Chrystusa, nie ma życia.
Pomyśl,
że twoje życie chrześcijańskie jedynie wtedy osiąga cel, kiedy
to nie ty, lecz Chrystus do niego dochodzi, a ty jesteś w Nim. Już
zbawiony, już uratowany, już należący do wieczności. Ale dziś
ustępujesz Mu miejsca, żeby to „już” stało się w pełni.
Słowo Boże mówi o zbawieniu i o tym pełnym zbawieniu, kiedy wróci
Jezus. Jesteśmy zbawiani codziennie, by być zbawionymi na zawsze. I
dlatego jest tak ważne, by w moim i twoim życiu był określony
cel: wieczność ze świętym Bogiem. Nie uświęcam się po to, by
tylko coś w tym kierunku robić, ale uświęcam się po to, by
spotkać się z Bogiem i być z Nim. Muszę mieć cel – po co to
robię. Ludzie mogą być orężem w ręku diabła, żeby mnie
zniechęcać przed tym celem, żeby osiągnąć go. Mogą mnie ranić,
uderzać i szydzić, a ja wiem, że ten cel jest najlepszy – kto go
osiągnie wchodzi w wieczną radość. Dlatego jestem gotowy iść
wbrew temu, co by działo się wokół mnie, bo wiem, że ten cel
wyznaczył Bóg. Ludzie mają różne cele, które wyznaczyli sobie i
do których zmierzają, lecz naprawdę jest tylko jeden, który
spełnia się i niesie z sobą całkowite, absolutne zadowolenie
wieczne – to jest cel, który Bóg wyznaczył w Chrystusie.
Wszystkie ludzkie cele, choćby wydawałoby się, że dają
szczęście, nie dają wieczności.
Dlatego
Jezus mówił o budowaniu na skale, na Tym, który jest. My musimy
zwracać uwagę na Jezusa, nie pozwolił diabłu odwrócić sobie
oczu od Chrystusa na coś naszego. Nie jest to łatwe. Każdy z nas
wie, w jakim ciele żyjemy i nie jest to łatwe. Paweł mówi:
wzdychamy, wzdychamy w tym ciele, bo chcemy być znalezieni
przyobleczeni, a nie zewleczeni. Jeśli pozwolimy sobie na to, żeby
nasze ciało będzie robiło różne głupie rzeczy, a my będziemy
zgadzać się z tym, znaczy, że straciliśmy cel. Nie widzimy celu,
a zaczęliśmy widzieć przemijanie; odpłaty złem za zło,
cierpieniem za cierpienie, złym słowem za złe słowo.
Niech
Bóg pomoże nam, Ten, który jest najbardziej zainteresowany tym
dając Swego Syna, abyśmy nie stracili rozumu. Widzę jak diabeł
chce odbierać nam rozum, pewność Boga, wiarę. Wszystko, wszystko
co Pańskie jest zaatakowane na tej ziemi i tak ciężko jest iść i
wierzyć, że nadal Bóg jest z nami, że Bóg nadal jest
zainteresowany tym, żebyśmy doszli do wieczności i mieli z Nim
zawsze szczęście. Ale Bóg jest nadal zainteresowany, tylko czas
jest taki trudny. Diabeł szaleje. To, co dzieje się obecnie w wielu
miejscach, nie do pomyślenia kiedyś. To jest efekt uderzania
diabelskiego w ludzi, zniechęcania do tego, co Pańskie, dlatego
niech Bóg pomoże nam zachęcać się nawzajem w tym kierunku, by
Słowo Boże było wyrocznią. A gdy gdzieś zawodzimy, gdy gdzieś
chcemy uczynić dobrze, a nie powiedzie się nam, obyśmy znaleźli
przyjaciół, którzy pomogą nam w tym momencie przejść przez to
doświadczenie, którzy będą w stanie znieść przeciwność i nie
odwrócić się od nas, nie zostawić nas w nieszczęściu.
Przyjaciół poznaje się w doświadczeniach. Obyśmy byli sobie
przyjaciółmi, którzy chcą nawzajem osiągnąć cel – wieczność
z Bogiem. Ten cel został wyznaczony, droga jest nam znana, wiemy jak
żył Jezus. On jest wyznacznikiem tego życia. Jeśli ktoś jest
niepewny jak powinien żyć, niech czyta ewangelie i patrzy jak żył
Jezus. Tak powinniśmy żyć, nie inaczej. Nie trzeba nic do tego
dodać, ani nic ujmować.
Otwórzmy
1 list Piotra 4, 13.18.19 wiersz:
(13)Ale
w tej mierze, jak jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych,
radujcie się, abyście i podczas objawienia chwały jego radowali
się i weselili. (18)A jeśli sprawiedliwy z trudnością dostąpi
zbawienia, to bezbożny i grzesznik gdzież się znajdą? (19)
Przeto i ci, którzy cierpią według woli Bożej, niech dobrze
czyniąc powierzą wiernemu Stwórcy dusze swoje.
Wiemy,
że Pan cierpiał na krzyżu. Cierpiał ból fizyczny, ale również
to, że ludzie, którzy byli przyczyną Jego śmierci, kpili z Niego,
szydzili, pluli na Niego, mówili: zejdź, a uwierzymy. O tych
cierpieniach mówi krzyż. Czy my jesteśmy gotowi znieść te
cierpienia? Czy jesteśmy gotowi nie odpowiedzieć złem na zło? Czy
my jesteśmy gotowi dać się ukrzyżować, wejść w te cierpienia i
nie pozwolić na to, by moje „ja” wyprzedziło, czy usunęło
Jezusa? Pan jest po naszej stronie, by nam powiodło się, ale życie
chrześcijańskie ma wtedy sens, kiedy wiem dokąd idę, wiem z Kim
spotkam się, wiem jaki On jest i wiem jakie dał środki, żeby do
Niego dotarłszy mógł być z Nim na wieczność. Diabeł przegrał,
bo krew Jezusa została przelana. Diabeł dobrze wiedział, że to
jest Chrystus, kusił Go na pustyni. Nawet demony wiedziały, że to
jest Chrystus. Diabeł zrobił wszystko, co tylko mógł, by
przeszkodzić Chrystusowi umrzeć za mnie i za ciebie. I diabeł
przegrał. Tak bardzo Jezus miłuje ciebie i mnie, żeby pomóc nam.
Obyśmy wszyscy doświadczali tego, by ćwiczyć się w tym ,że
jeśli nie uda gdzieś ci się nie uda, nie skorzystasz z tego krzyża
umiejętnie, by zniszczył to zło, to oczyść się i nie rezygnuj,
bo cel jest wyznaczony – święci będą tam z Bogiem.
2list
Piotra 3,10 – 14:
A
dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy niebiosa z trzaskiem
przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie
na niej spłoną. (11)
Skoro to wszystko ma ulec zagładzie, jakimiż powinniście być wy w
świętym postępowaniu i w pobożności, (12)
jeżeli oczekujecie i pragniecie gorąco nastania dnia Bożego, z
powodu którego niebiosa w ogniu stopnieją i rozpalone żywioły
rozpłyną się? (13)
Ale my oczekujemy, według obietnicy nowych niebios i nowej ziemi, w
których mieszka sprawiedliwość. (14)
Przeto, umiłowani, oczekując tego starajcie się, abyście
znalezieni zostali przed nim bez skazy i bez nagany, w pokoju.
Starajcie
się. Pamiętajmy, mamy cel, mamy świadomość, jak iść ku temu
celowi i mamy potrzebne środki, by dojść do tego celu. Wszystko to
w Chrystusie. Używajmy, korzystajmy z tego, z powodu Pana, aby
dotrzeć do wieczności z Nim. Niech Pan będzie z tobą i ze mną w
tym, by powiodło się nam. By już tu na ziemi nasze relacje
zwiastowały, że wspólnie myślimy o jednej wieczności z Panem,
który umarł za nas na krzyżu dla naszego zbawienia. Jemu chwała
za wszystko. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz